Wpisy archiwalne w kategorii
>200 km
Dystans całkowity: | 27113.32 km (w terenie 2.91 km; 0.01%) |
Czas w ruchu: | 1217:28 |
Średnia prędkość: | 20.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.01 km/h |
Suma podjazdów: | 151366 m |
Liczba aktywności: | 119 |
Średnio na aktywność: | 227.84 km i 10h 58m |
Więcej statystyk |
Dystans205.18 km Czas09:01 Vśrednia22.76 km/h Podjazdy1383 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jesienne Ponidzie 2
Po spokojnym noclegu miałem zaszczyt oglądać wschód słońca na szydłowskim rynku. Odcinek przez Chmielnik do Pińczowa był rzecz jasna interwałowy, co wkurzało; raz było za ciepło, raz za zimno. Jeszcze bardziej zdenerwowały mnie prace przy kaplicy św. Anny w Pińczowie. Wypiaskują wkrótce kolejny zabytek - R.I.P. Odcinek z Pińczowa do Żarnowca pokonałem w rekordowym tempie, sprzyjały temu słabe oznaki jesieni. Ta najładniejsza była w okolicach Kolbarku, Racławic, Szydłowa (sady) i Pińczowa (Góry Pińczowskie). Od Pińczowa aż po Jurę niemal całkowity brak kolorów. Ku własnemu zaskoczeniu do Ogrodzieńca dotarłem 1,5 h przed czasem. Było zadziwiająco ciepło. Nogawki założyłem dopiero za Pogoriami. W mieszkanku byłem ok. 19:30, czyli szybciej niż gdybym - zgodnie z planem - wracał pociągiem z Wiesiółki :)

Wschód nad szydłowskim rynkiem

Ach ten Szydłów...

Garbiki w drodze na Chmielnik

Chmielnicki rynek

Jesienny widoczek spod kaplicy św. Anny

Jesienny Mstyczów

Jesienny Żarnowiec

Zaskakująco szybko w Ogrodzieńcu...

Jeszcze przed zmierzchem nad Czwórką

Kapitalna widoczność po zmierzchu z Dorotki. Niestety fotka poruszona (wiało, oparcie niestabilne). To już 19. w roku wizyta na GSD
https://ridewithgps.com/routes/31342542
Trasa:


Wschód nad szydłowskim rynkiem

Ach ten Szydłów...

Garbiki w drodze na Chmielnik

Chmielnicki rynek

Jesienny widoczek spod kaplicy św. Anny

Jesienny Mstyczów

Jesienny Żarnowiec

Zaskakująco szybko w Ogrodzieńcu...

Jeszcze przed zmierzchem nad Czwórką

Kapitalna widoczność po zmierzchu z Dorotki. Niestety fotka poruszona (wiało, oparcie niestabilne). To już 19. w roku wizyta na GSD
https://ridewithgps.com/routes/31342542
Trasa:

Dystans223.72 km Czas10:11 Vśrednia21.97 km/h Podjazdy1795 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jesienne Ponidzie 1
Nadszedł oto kres ciągłego odkładania jesiennej wizyty na Ponidziu. Był ku temu najwyższy czas: w tym roku przypadła 20. rocznica mojej pierwszej wizyty w Stradowie. Nomen omen! Sprawę skomplikowała mi dostępność noclegów: spławili mnie w 7 różnych miejscach (od Skowronna po Busko). Gościnę zapewniłem sobie dopiero w odległym Szydłowie. Zamieniło mi to rekreację w trasę sportową, ale koniec końców zapewniło bardzo udany i pracowity weekend.
Ta odkrywcza, pierwsza jesienna wizyta na Ponidziu przypadła akurat w imieniny Ferdynanda, czyli patrona mojej tegorocznej wyprawy... Nad ranem napotkałem potężne mgły, co nie powinno dziwić, bo wyruszyłem jeszcze w ciemności (przed 5 rano). Mgły ustąpiły dopiero w dolinie Dłubni. W Cieślinie i Kolbarku temp. wynosiła 2,4 stopnia. Towarzyszyło mi od tego momentu szczekanie i pogonie wściekłych małopolskich kundli. To doprawdy jest ciekawe zjawisko. Należy je wpisać na listę dziedzictwa kulturowego Małopolski... Pieseczki najbardziej dawały się we znaki w okolicach Racławic i Działoszyc...
Zoczyłem po drodze szpaki-niedobitki, kilka szczygłów oraz ulubione skalbmierskie wróble spod Biedronki... W tejże natknąłem się też na sprytną babę (jakaś krewna tej z Radomia?), co przypuściła prawdziwy atak na miejsce przy kasie. Niestety od okolic Działoszyc wysokie chmury przykryły słońce... W Gackach atakowały mnie KOMARY. Zmierzch dopadł mnie na odcinku Szaniec-Kotki. Przed 20. zameldowałem się w Gospodzie Rycerskiej w Szydłowie, dostałem smaczną obiadokolację i przyjemny pokój z widokiem na Bramę Krakowską. Niech żyje Szydłów!

Niemal dokładnie tutaj rozegrała się bitwa racławicka

Jasność zastała mnie w DG Łęce

Lodownia w drodze do Cieślina, ale i tak kocham ten odcinek :)

Piękny pejzaż okolic Kolbarka i Zarzecza

Sucha

Jesienne Wysocice

Czaple Wielkie

Chorąży Wojciech Bartosz zdobywa armatę. W tym roku była 225. rocznica bitwy

Słońce w drodze na Dosłońce

Asfalt w Stradowie

Garb Wodzisławski w okolicy Woli Chroberskiej

Zalew Podkowa w jesiennej szacie. Grabowiec niestety odporny na kolory...

Jesienne Skałki z Jochimki - widok prawdziwie egzotyczny

Szaniec przed zachodem

Po raz pierwszy po ciemku w Szydłowie
https://ridewithgps.com/routes/31326601
Trasa:

Ta odkrywcza, pierwsza jesienna wizyta na Ponidziu przypadła akurat w imieniny Ferdynanda, czyli patrona mojej tegorocznej wyprawy... Nad ranem napotkałem potężne mgły, co nie powinno dziwić, bo wyruszyłem jeszcze w ciemności (przed 5 rano). Mgły ustąpiły dopiero w dolinie Dłubni. W Cieślinie i Kolbarku temp. wynosiła 2,4 stopnia. Towarzyszyło mi od tego momentu szczekanie i pogonie wściekłych małopolskich kundli. To doprawdy jest ciekawe zjawisko. Należy je wpisać na listę dziedzictwa kulturowego Małopolski... Pieseczki najbardziej dawały się we znaki w okolicach Racławic i Działoszyc...
Zoczyłem po drodze szpaki-niedobitki, kilka szczygłów oraz ulubione skalbmierskie wróble spod Biedronki... W tejże natknąłem się też na sprytną babę (jakaś krewna tej z Radomia?), co przypuściła prawdziwy atak na miejsce przy kasie. Niestety od okolic Działoszyc wysokie chmury przykryły słońce... W Gackach atakowały mnie KOMARY. Zmierzch dopadł mnie na odcinku Szaniec-Kotki. Przed 20. zameldowałem się w Gospodzie Rycerskiej w Szydłowie, dostałem smaczną obiadokolację i przyjemny pokój z widokiem na Bramę Krakowską. Niech żyje Szydłów!

Niemal dokładnie tutaj rozegrała się bitwa racławicka

Jasność zastała mnie w DG Łęce

Lodownia w drodze do Cieślina, ale i tak kocham ten odcinek :)

Piękny pejzaż okolic Kolbarka i Zarzecza

Sucha

Jesienne Wysocice

Czaple Wielkie

Chorąży Wojciech Bartosz zdobywa armatę. W tym roku była 225. rocznica bitwy

Słońce w drodze na Dosłońce

Asfalt w Stradowie

Garb Wodzisławski w okolicy Woli Chroberskiej

Zalew Podkowa w jesiennej szacie. Grabowiec niestety odporny na kolory...

Jesienne Skałki z Jochimki - widok prawdziwie egzotyczny

Szaniec przed zachodem

Po raz pierwszy po ciemku w Szydłowie
https://ridewithgps.com/routes/31326601
Trasa:

Dystans238.61 km Czas11:21 Vśrednia21.02 km/h VMAX52.19 km/h Podjazdy1570 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Na wschód od Edenu
To był pomysł na pracowity dzień śląsko-małopolski. Najpierw poranny rajd na Mikołów i Zgoń, potem przez Piasek na Wolę i Oświęcim. Po krótkim postoju obiadowym w Jaworznie ruszam dalej. Celem jest wizyta w Cieślinie i obejrzenie działki wystawionej na sprzedaż. Zmierzch dopada mnie dopiero przed Łazami.

Promnice

Lasy Kobiórskie

Brak przejazdu przez 1 - dawno tu nie byłem, oj dawno...

Remont w Harmężach - rower przejedzie, puszka już nie.

KL Auschwitz I

Góra Piasku w Szczakowej

Golczowice

Cieślin

Cieślin

Widok z Kwaśniowa na Ruskie Góry

Ogrodzieniec

Nad Pogorią
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31116189

To był pomysł na pracowity dzień śląsko-małopolski. Najpierw poranny rajd na Mikołów i Zgoń, potem przez Piasek na Wolę i Oświęcim. Po krótkim postoju obiadowym w Jaworznie ruszam dalej. Celem jest wizyta w Cieślinie i obejrzenie działki wystawionej na sprzedaż. Zmierzch dopada mnie dopiero przed Łazami.

Promnice

Lasy Kobiórskie

Brak przejazdu przez 1 - dawno tu nie byłem, oj dawno...

Remont w Harmężach - rower przejedzie, puszka już nie.

KL Auschwitz I

Góra Piasku w Szczakowej

Golczowice

Cieślin

Cieślin

Widok z Kwaśniowa na Ruskie Góry

Ogrodzieniec

Nad Pogorią
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31116189

Dystans211.62 km Czas10:55 Vśrednia19.39 km/h VMAX58.03 km/h Podjazdy3328 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Lysa hora
Gdy stało się jasne, że nie zdążę wyruszyć na wyprawę 1 lipca, musiałem zrobić jeszcze jeden "test sprawnościowy", bo trasa mojej wyprawy miała obfitować w góry... Wybór padł na Łysą Górę, czyli Gigulę - najwyższy wierzchołek nieświętej pamięci Protektoratu Czech i Moraw. Łysa jest też najwyższym wierzchołkiem Księstwa Cieszyńskiego i ogólnie najwyższym karpackim szczytem Śląska :)
Zacząłem wycieczkę w Goleszowie i postanowiłem pierwszy raz w życiu wjechać na pobliską górkę Chełm. Był to spory zawód, zagrodzony wierzchołek i męczące ostro wcięte rynienki. Zmierzałem odtąd na główny cel wypadu - Lysą horę. Droga moja była wybitnie interwałowa. Rozbawiła mnie menażeria rowerowa w drodze na sam szczyt Łysej Góry: tradycyjni kolarze byli w mniejszości, ustąpili naporowi elektryków oraz cyklistów wprowadzających swoje rowery (tak, tak - choć pozbawione jakichkolwiek bagażów...). Na szczycie nieprzebrane tłumy zmusiły mnie do błyskawicznej ewakuacji - nie było nawet gdzie przycupnąć...
Wracałem okrężnie przez Hamry i Słowację. Niestety złapałem panę na zjeździe. Mordowanie się z maratonką zapewniło mi taką stratę czasową, że na planowany ostatni pociąg w Zwardoniu spóźniłem się o... 2 minuty. Jestem jednak usprawiedliwiony: przyczyną była wada obręczy (niewłaściwie zeszlifowana) i przebiło mi dętkę od wewnątrz... Gdy zrozumiałem, że nie zdążę podjąłem rozpaczliwy wyścig z czasem, prawdziwy sprint, by zdążyć na ostatni pociąg z Żywca. Zadanie wykonałem z zapasem czasowym (chyba najlepsza czasówka w życiu), skorzystałem z Biedronki (była niedziela handlowa!) i w poczuciu zadowolenia z wypracowanej formy wracałem do Katowic pociągiem. Przewyższenie było potężne a mnie zostało jeszcze sporo sił. Następne dni spędziłem na rozpaczliwych poszukiwaniach nowych maratonek i pakowaniu...

Chełm nad Goleszowem

Widok z interwałów w drodze do podnóża Łysej

Na szczycie

jw. - tłumy

Takiego tumultu dawno w górach nie widziałem (większy chyba był tylko na Gubałówce, 3 lata temu)

Zjazd był też niebezpiecznie uczęszczany

Hamry i okolice - nad zalewem

jw. - tutaj był przynajmniej spokój

Wracałem przez Słowację: Czadca

Oszczadnica

Nieoczekiwana wizyta przy browarze w mieście na Ż.
https://www.bikemap.net/en/r/5252287/
Gdy stało się jasne, że nie zdążę wyruszyć na wyprawę 1 lipca, musiałem zrobić jeszcze jeden "test sprawnościowy", bo trasa mojej wyprawy miała obfitować w góry... Wybór padł na Łysą Górę, czyli Gigulę - najwyższy wierzchołek nieświętej pamięci Protektoratu Czech i Moraw. Łysa jest też najwyższym wierzchołkiem Księstwa Cieszyńskiego i ogólnie najwyższym karpackim szczytem Śląska :)
Zacząłem wycieczkę w Goleszowie i postanowiłem pierwszy raz w życiu wjechać na pobliską górkę Chełm. Był to spory zawód, zagrodzony wierzchołek i męczące ostro wcięte rynienki. Zmierzałem odtąd na główny cel wypadu - Lysą horę. Droga moja była wybitnie interwałowa. Rozbawiła mnie menażeria rowerowa w drodze na sam szczyt Łysej Góry: tradycyjni kolarze byli w mniejszości, ustąpili naporowi elektryków oraz cyklistów wprowadzających swoje rowery (tak, tak - choć pozbawione jakichkolwiek bagażów...). Na szczycie nieprzebrane tłumy zmusiły mnie do błyskawicznej ewakuacji - nie było nawet gdzie przycupnąć...
Wracałem okrężnie przez Hamry i Słowację. Niestety złapałem panę na zjeździe. Mordowanie się z maratonką zapewniło mi taką stratę czasową, że na planowany ostatni pociąg w Zwardoniu spóźniłem się o... 2 minuty. Jestem jednak usprawiedliwiony: przyczyną była wada obręczy (niewłaściwie zeszlifowana) i przebiło mi dętkę od wewnątrz... Gdy zrozumiałem, że nie zdążę podjąłem rozpaczliwy wyścig z czasem, prawdziwy sprint, by zdążyć na ostatni pociąg z Żywca. Zadanie wykonałem z zapasem czasowym (chyba najlepsza czasówka w życiu), skorzystałem z Biedronki (była niedziela handlowa!) i w poczuciu zadowolenia z wypracowanej formy wracałem do Katowic pociągiem. Przewyższenie było potężne a mnie zostało jeszcze sporo sił. Następne dni spędziłem na rozpaczliwych poszukiwaniach nowych maratonek i pakowaniu...

Chełm nad Goleszowem

Widok z interwałów w drodze do podnóża Łysej

Na szczycie

jw. - tłumy

Takiego tumultu dawno w górach nie widziałem (większy chyba był tylko na Gubałówce, 3 lata temu)

Zjazd był też niebezpiecznie uczęszczany

Hamry i okolice - nad zalewem

jw. - tutaj był przynajmniej spokój

Wracałem przez Słowację: Czadca

Oszczadnica

Nieoczekiwana wizyta przy browarze w mieście na Ż.
https://www.bikemap.net/en/r/5252287/
Dystans215.53 km Czas11:27 Vśrednia18.82 km/h VMAX62.30 km/h Podjazdy2884 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dookoła Beskidu Żywieckiego
Na początku był bagaż, duży był bagaż i pozbyć się go chciałem. Zanim to zrobiłem, na Ochodzitą z nim wjechałem. Potem znalazłem - już przed Zwardoniem - niezłe miejsce na depozyt. Tamże zostawiłem większość bagaży i ruszyłem na Słowację. Gdy ruszałem rano na trasę, w drodze na Kubalonkę, dzięki wczesnej godzinie (~ 5:30) pierwszy raz w życiu widziałem żywą kunę leśną. Kilkakrotnie wyglądała zza barierek, cóż za ciekawskie zwierzątko...
Niestety nad głównym grzbietem Beskidu Kisucko-Orawsko-Żywieckiego już koło południa zalegały groźne chmury. Burza z prysznicem dorwała mnie ostatecznie w Zawoi, dzięki czemu zjadłem smaczny obiad i straciłem prawie półtorej godziny...
Najgorsze było wybranie przeprawy przez Klekociny. Na samej przełęczy dorwał mnie po raz kolejny deszcz i sprawił, że zgłupiałem i wybrałem złą drogę zjazdową. Gdy się zorientowałem, było za późno: nie chciałem wracać w zacinającym deszczu pod górkę...
Biedronkowałem w Jeleśni, z racji opóźnienia nie zamknąłem pętli i w WG wsiadłem do pociągu na Zwardoń i stamtąd dojechałem do depozytu. Przez całą trasę męczyła mnie alergia, brak tylnego hamulca i ryzyko burzy...

Ranem na Ochodzitej była kiepska widoczność, pusto, ale już ciepło

Oszczadnica

Szokująca rozmnożyli się na drodze "transorawskiej" motocykliści, zakłócając mi kontemplowanie natury

Magurka Namiestowska od strony polskiej granicy. Gonią chmury...

Babia od strony Jabłonki

Na Krowiarkach nabyłem oscypki :)

Podjazd na Klekociny

Bolesny zjazd do Koszarawy

Widok na kotlinę z przeł U Poloka
Na początku był bagaż, duży był bagaż i pozbyć się go chciałem. Zanim to zrobiłem, na Ochodzitą z nim wjechałem. Potem znalazłem - już przed Zwardoniem - niezłe miejsce na depozyt. Tamże zostawiłem większość bagaży i ruszyłem na Słowację. Gdy ruszałem rano na trasę, w drodze na Kubalonkę, dzięki wczesnej godzinie (~ 5:30) pierwszy raz w życiu widziałem żywą kunę leśną. Kilkakrotnie wyglądała zza barierek, cóż za ciekawskie zwierzątko...
Niestety nad głównym grzbietem Beskidu Kisucko-Orawsko-Żywieckiego już koło południa zalegały groźne chmury. Burza z prysznicem dorwała mnie ostatecznie w Zawoi, dzięki czemu zjadłem smaczny obiad i straciłem prawie półtorej godziny...
Najgorsze było wybranie przeprawy przez Klekociny. Na samej przełęczy dorwał mnie po raz kolejny deszcz i sprawił, że zgłupiałem i wybrałem złą drogę zjazdową. Gdy się zorientowałem, było za późno: nie chciałem wracać w zacinającym deszczu pod górkę...
Biedronkowałem w Jeleśni, z racji opóźnienia nie zamknąłem pętli i w WG wsiadłem do pociągu na Zwardoń i stamtąd dojechałem do depozytu. Przez całą trasę męczyła mnie alergia, brak tylnego hamulca i ryzyko burzy...

Ranem na Ochodzitej była kiepska widoczność, pusto, ale już ciepło

Oszczadnica

Szokująca rozmnożyli się na drodze "transorawskiej" motocykliści, zakłócając mi kontemplowanie natury

Magurka Namiestowska od strony polskiej granicy. Gonią chmury...

Babia od strony Jabłonki

Na Krowiarkach nabyłem oscypki :)

Podjazd na Klekociny

Bolesny zjazd do Koszarawy

Widok na kotlinę z przeł U Poloka
Dystans233.26 km Czas10:38 Vśrednia21.94 km/h VMAX58.12 km/h Podjazdy1336 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Koniecpol
To była rekordowa, najdłuższa moja droga powrotna z pracy do domu. Z Katowic do Chorzowa jechałem przez Szczekociny, Koniecpol i Św. Annę. Ruch na drogach był bardzo duży, dopiero gdy zjechałem na Błędów poczułem ulgę. Upał był znacznie gorszy - odpuścił dopiero około 20. Temperatura przekraczała 28 stopni w cieniu... Nawet w najchłodniejszych momentach nocy temp. nie spadła po północy poniżej 15 stopni. Nocnej części trasy towarzyszył spokój lub nawet całkowity bezruch na drogach. Aktywne były jednak zwierzaki: kilkakrotnie wbiegały mi przed koła lisy, jelenie, była też locha z warchlakami. W Złotym Potoku zaatakowały nawet chrabąszcze majowe...
Drogi dobre (z wyjątkiem odcinka Anna-Janów oraz Cynków - Strąków, wiadomo, nasi drogowcy ustępują nawet Łotyszom w umiejętnościach budowy dróg gruntowych), szczególnie mam tu na myśli odkrycie wypadu w postaci skrótu ze Szczekocin do Koniecpola. Kapitalna lokalna droga pozwala ominąć Secemin przez Kuczków a dalej wiedzie pustkowiami i lasami wprost na Koniecpol. Jedynie przed samym miastem ma kilkusetmetrowy odcinek szutrowy, ale on również będzie wyasfaltowany :)
Pracę skończyłem o 13, w domu byłem o godz. 2:02 w nocy. Po drodze jeszcze biedronkowałem w Szczekocinach.
Wrażenia:
- na rynku w Żarkach znudzona młodzież, trochę pijanych, ogółem nieciekawie
- na rynku w Koziegłowach (~23:30) totalna pustka i czystość
- nowa lampka znakomicie zdała egzamin
- zabrałem za dużo ciepłych rzeczy, nie wystąpiły nigdzie zastoiska chłodu

Będzin

DG Marianki

Kwaśniów Górny, widok na Ruskie Góry

Widok na Pilicę z drogi na Pradłę

Jaskółcza Góra w okolicach Siadczy

Szczekociny

Koniecpol

Święta Anna

Koziegłowy, zajączek na rynku
Trasa:
Drogi dobre (z wyjątkiem odcinka Anna-Janów oraz Cynków - Strąków, wiadomo, nasi drogowcy ustępują nawet Łotyszom w umiejętnościach budowy dróg gruntowych), szczególnie mam tu na myśli odkrycie wypadu w postaci skrótu ze Szczekocin do Koniecpola. Kapitalna lokalna droga pozwala ominąć Secemin przez Kuczków a dalej wiedzie pustkowiami i lasami wprost na Koniecpol. Jedynie przed samym miastem ma kilkusetmetrowy odcinek szutrowy, ale on również będzie wyasfaltowany :)
Pracę skończyłem o 13, w domu byłem o godz. 2:02 w nocy. Po drodze jeszcze biedronkowałem w Szczekocinach.
Wrażenia:
- na rynku w Żarkach znudzona młodzież, trochę pijanych, ogółem nieciekawie
- na rynku w Koziegłowach (~23:30) totalna pustka i czystość
- nowa lampka znakomicie zdała egzamin
- zabrałem za dużo ciepłych rzeczy, nie wystąpiły nigdzie zastoiska chłodu

Będzin

DG Marianki

Kwaśniów Górny, widok na Ruskie Góry

Widok na Pilicę z drogi na Pradłę

Jaskółcza Góra w okolicach Siadczy

Szczekociny

Koniecpol

Święta Anna

Koziegłowy, zajączek na rynku
Trasa:
Dystans241.92 km Czas11:23 Vśrednia21.25 km/h VMAX46.83 km/h Podjazdy1031 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Góra św. Anny
Do wybrania miałem w pracy dzień wolny, noc miała być zimna, ale księżyc w pełni. Wyrok był oczywisty: długa trasa, bez noclegu, rozpoczęta ok. 8:30 rano, zakończona po 22. Początek trasy dobrym tempem, z wiatrem. Od podnóży Annabergu zmagania z wiatrem. Odcinek na płn-wschód bardzo trudny z racji silnego, momentami frustrującego wiatru z płn-wschodu. Dookoła wiosna w rozkwicie: kwitnący miejscami rzepak, liczne już miejscami dymówki i pierwszy zaobserwowany trznadel.
Drogi rano ruchliwe (Ruda Śl), w południe pustawe, po południu w sumie też. Wiatr odpuścił dopiero w okolicach Krupskiego Młyna. Wtedy zacząłem odrabiać straty czasowe i wyjątkowo średnia po zmierzchu rosła zamiast spadać... Duże lokalne różnice temp.: w Żyglinie i Dobieszowicach lodowato, W Świerklańcu cieplej, w samym Chorzowie wręcz za ciepło...
Wypad pouczający, że wiatru o tej porze nie warto lekceważyć...

Chudów

Rudy

Alt Cosel

Widok na Annaberg

Leśnica

Droga na Ankę

Sanktuarium
Śladem ginącej kolei

Krupski Mlyn

Brusiek

Noc w parku
Trasa:
Do wybrania miałem w pracy dzień wolny, noc miała być zimna, ale księżyc w pełni. Wyrok był oczywisty: długa trasa, bez noclegu, rozpoczęta ok. 8:30 rano, zakończona po 22. Początek trasy dobrym tempem, z wiatrem. Od podnóży Annabergu zmagania z wiatrem. Odcinek na płn-wschód bardzo trudny z racji silnego, momentami frustrującego wiatru z płn-wschodu. Dookoła wiosna w rozkwicie: kwitnący miejscami rzepak, liczne już miejscami dymówki i pierwszy zaobserwowany trznadel.
Drogi rano ruchliwe (Ruda Śl), w południe pustawe, po południu w sumie też. Wiatr odpuścił dopiero w okolicach Krupskiego Młyna. Wtedy zacząłem odrabiać straty czasowe i wyjątkowo średnia po zmierzchu rosła zamiast spadać... Duże lokalne różnice temp.: w Żyglinie i Dobieszowicach lodowato, W Świerklańcu cieplej, w samym Chorzowie wręcz za ciepło...
Wypad pouczający, że wiatru o tej porze nie warto lekceważyć...

Chudów

Rudy

Alt Cosel

Widok na Annaberg

Leśnica

Droga na Ankę

Sanktuarium


Krupski Mlyn

Brusiek

Noc w parku
Trasa:
Dystans213.00 km Czas10:26 Vśrednia20.42 km/h VMAX50.68 km/h Podjazdy1445 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Cieszyn na ostro
Do trzech razy sztuka. Za pierwszym razem rozwaliłem sie na lodzie, za drugim razem siadły łożyska w pedałach, za trzecim w końcu się udało.
Nad ranem było zimno, ale bez mgły. Wyruszyłem zresztą dopiero o 7:30. Po drodze straszyły mnie przekreślone drogowskazy na Cieszyn, odbiłem więc z drogi wojewódzkiej na Kończyce. Generalnie było mało kolorowo, ale pogoda znakomita. Wczesnym popołudniem na polach był wręcz zaduch. W Cieszynie na rynku sporo Czechów, w czeskim Cieszynie pustawo. Ciemność złapała mnie przed Pilchowicami. Dziurawiec na prawym pasie dawał się we znaki moim lampkom. W Chudowie oczywiście głośno i bardzo zimno (jedyne takie miejsce w drodze powrotnej). Powrót przed 21 (sporo czasu straciłem w Cieszynie i Gorzycach).

Rano było zimno i nieprzytulnie

Tradycyjne grzanie się w słońcu, na rynku w Żorach

Pawłowice

Kończyce Wielkie, bez śladów jesieni (!)

Jasność na rynku w Cieszynie

Cieszyn

Jesienna Olza

Karwina

Łaziska Rybnickie

Racibórz - Obora

U Arki Bożka, w Markowicach

Rudy

Pilchowice

Chudów
Do trzech razy sztuka. Za pierwszym razem rozwaliłem sie na lodzie, za drugim razem siadły łożyska w pedałach, za trzecim w końcu się udało.
Nad ranem było zimno, ale bez mgły. Wyruszyłem zresztą dopiero o 7:30. Po drodze straszyły mnie przekreślone drogowskazy na Cieszyn, odbiłem więc z drogi wojewódzkiej na Kończyce. Generalnie było mało kolorowo, ale pogoda znakomita. Wczesnym popołudniem na polach był wręcz zaduch. W Cieszynie na rynku sporo Czechów, w czeskim Cieszynie pustawo. Ciemność złapała mnie przed Pilchowicami. Dziurawiec na prawym pasie dawał się we znaki moim lampkom. W Chudowie oczywiście głośno i bardzo zimno (jedyne takie miejsce w drodze powrotnej). Powrót przed 21 (sporo czasu straciłem w Cieszynie i Gorzycach).

Rano było zimno i nieprzytulnie

Tradycyjne grzanie się w słońcu, na rynku w Żorach

Pawłowice

Kończyce Wielkie, bez śladów jesieni (!)

Jasność na rynku w Cieszynie

Cieszyn

Jesienna Olza

Karwina

Łaziska Rybnickie

Racibórz - Obora

U Arki Bożka, w Markowicach

Rudy

Pilchowice

Chudów
Dystans229.20 km Czas10:35 Vśrednia21.66 km/h VMAX39.86 km/h Podjazdy739 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Karłowice
Rano szokujące 8 stopni utrzymywało się przez 2 godziny (od 5:45), zamglenie towarzyszyło mi od Pyskowic po Zdzieszowice, czyli przez 75 km... Temperatura później się unormowała do bardzo przyjemnych wartości rzędu 21-22 stopnie. Od Dąbrowy po Domaradzką Kuźnię we wsiach dominowała oryginalna zabudowa. Tempo sportowe: dłuższe przerwy w Krapkowicach (śniadanie) i Dąbrowie (wygodna ławka przed pałacem: drugie śniadanie). Powrót pociągiem.

Bytom

Za Pyskowicami, widoczność góra 50 m.

Ujazd, zamek

Krapkowice

Prószków

Dąbrowa

Karłowice

Zawiść

Chocianowice

Stare Olesno

Bytom

Za Pyskowicami, widoczność góra 50 m.

Ujazd, zamek

Krapkowice

Prószków

Dąbrowa

Karłowice

Zawiść

Chocianowice

Stare Olesno
Dystans248.01 km Czas11:49 Vśrednia20.99 km/h VMAX59.10 km/h Podjazdy1157 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wypad w Małopolskie, dzień 1: Do grobu dragona
Wpierw było spodziewane zaskoczenie (oksymoron celowy), czyli o czwartej rano było cimno jak w... Rozjasniło się dopiero w Dąbrowie Górniczej gdzie zaskoczył mnie spory ruch (pracownicy huty). Z kolei w Błędowie i Chechle dominowały mgły "wstające z kolan" :) Gdy mgły zaczęły zanikac pojawił się na chwilę błękit nieba, ale i ten musiał ustapić szpetnym chmurom. Chmury te miały wszelako dwie zalety: po pierwsze nie były deszczowe, po drugie zasłaniały słońce którego mam juz serdecznie dość...
Na powrót rozjaśniło się znowu w okolicach Tarnowa. Tamże trafiłem przypadkiem do baru mlecznego "Mimoza". Tanio, ale też tłumnie. Nadmienię, że nie był to przybytek odwiedzany przez klasę średnią... W Tarno trafiłem też na rozkopy, ale zdołałem się wydostać na Skrzyszów i Pilzno. Tempo - dzięki brakom w nasłonecznieniu! - miałem rewelacyjne, to i przejechałem okolice Dębicy docierając do tejemniczego Korzeniowa. Tamże zaintrygował mnie "grób dragona" i jako że miałem go także na mapie (Małopolska Północna 1:100000) wbiłem w las. Grób znalazłem (symboliczny) a dalszą jazdę powstrzymały w porę odgłosy strzałów. Wróciłem zatem w bliskie sąsiedztwo husarskiego pochówku i rozbiłem namiot w środku leśnej gąszczy (księżyc walił po oczach i tak...)

Mgły błędowskie

Tradycyjnie orzeźwiający podjazd w Kolbarku...

Imbramowice w remoncie

Słomniki

Proszowice

Koszyce po raz trzeci na rowerze

Zaborów, scenka rodzajowa

Cmentarz pierwszowojenny nr 259, gmina Żabno

Słoneczne serce Tarnowa: po raz trzeci na rowerze!

Pilzno

Antyszwedzki Korzeniów :)
Wpierw było spodziewane zaskoczenie (oksymoron celowy), czyli o czwartej rano było cimno jak w... Rozjasniło się dopiero w Dąbrowie Górniczej gdzie zaskoczył mnie spory ruch (pracownicy huty). Z kolei w Błędowie i Chechle dominowały mgły "wstające z kolan" :) Gdy mgły zaczęły zanikac pojawił się na chwilę błękit nieba, ale i ten musiał ustapić szpetnym chmurom. Chmury te miały wszelako dwie zalety: po pierwsze nie były deszczowe, po drugie zasłaniały słońce którego mam juz serdecznie dość...
Na powrót rozjaśniło się znowu w okolicach Tarnowa. Tamże trafiłem przypadkiem do baru mlecznego "Mimoza". Tanio, ale też tłumnie. Nadmienię, że nie był to przybytek odwiedzany przez klasę średnią... W Tarno trafiłem też na rozkopy, ale zdołałem się wydostać na Skrzyszów i Pilzno. Tempo - dzięki brakom w nasłonecznieniu! - miałem rewelacyjne, to i przejechałem okolice Dębicy docierając do tejemniczego Korzeniowa. Tamże zaintrygował mnie "grób dragona" i jako że miałem go także na mapie (Małopolska Północna 1:100000) wbiłem w las. Grób znalazłem (symboliczny) a dalszą jazdę powstrzymały w porę odgłosy strzałów. Wróciłem zatem w bliskie sąsiedztwo husarskiego pochówku i rozbiłem namiot w środku leśnej gąszczy (księżyc walił po oczach i tak...)

Mgły błędowskie

Tradycyjnie orzeźwiający podjazd w Kolbarku...

Imbramowice w remoncie

Słomniki

Proszowice

Koszyce po raz trzeci na rowerze

Zaborów, scenka rodzajowa

Cmentarz pierwszowojenny nr 259, gmina Żabno

Słoneczne serce Tarnowa: po raz trzeci na rowerze!

Pilzno

Antyszwedzki Korzeniów :)