Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2020

Dystans całkowity:996.61 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:46:36
Średnia prędkość:21.39 km/h
Maksymalna prędkość:57.08 km/h
Suma podjazdów:7383 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:90.60 km i 4h 14m
Więcej statystyk
Dystans22.07 km Czas01:08 Vśrednia19.47 km/h Podjazdy162 m
Praca + Park Śląski
Kategoria praca

W parku tłumy ludzi, dlatego po spokojnej pętelce, zmagając się z opuchlizną po ukąszeniu, wybrałem przyrodniczą eksplorację. Nie trafiłem gniazd ze zniesieniami, z wyjątkiem wysiadującej grzywaczyni. Były natomiast kapturki, para rudzików, przemykające sójki, śpiewaki i kosy. 

Suchodrzew tatarski w głuchych ostępach parku

Staw przy "Świątyni Potyrcha"

Dystans237.43 km Czas10:58 Vśrednia21.65 km/h VMAX57.08 km/h Podjazdy1922 m
Mont Blanc, czyli Alpy Miechowskie
Kategoria >200 km, Cyklotrek

Nie katowałem się wstawaniem po nocach i wyruszyłem dopiero w okolicach siódmej. Nad Pogorią upomniano mnie przez megafon, że należy nosić maskę na twarzy. Tak, to był nieoznakowany radiowóz... Co ciekawe tydzień wcześniej (wiosenny Grochowiec) miałem olbrzymie problemy z siodełkiem, ono jak się rozreguluje to trzeba je ustawiać wielokrotnie i walczyć z nim co kilka kilometrów. Teraz problem wrócił od Pogorii, i przez niego o mało nie zarobiłem mandatu... Zanim zdążyłem nacieszyć się pierwszą widzianą makolągwą doznałem tradycyjnych już problemów żołądkowych i musiałem ratować się w lesie zaspokojeniem naglącej potrzeby. Właśnie w tej chwili poczułem dziabnięcie w przyrodzenie, nie zwróciłem na to uwagi, myślałem, że to wbiła się szpilka. 

Dopiero w połowie trasy odkryłem, że dziabnięcie miało swoje konsekwencje. Na szczęście jad mnie nie uczulał aż tak bardzo, bo przy ciągłych potarciach czasie jazdy byłbym skończony. Problem stał się poważny dopiero nazajutrz, gdy opuchlizna osiągnęła imponujące rozmiary i utrudniała chodzenie. Do kroniki nieszczęść wypada mi tez zaliczyć fakt, że ponownie zapomniałem kremu z filtrem. Słońce okazało jednak miłosierdzie i w okolicach godz. 11 skryło się za chmurami.

Z innych incydentów: w Gołaczewach kursowała tam i z powrotem policja i raz dzielni strusze prafa próbowali się na mnie bohatersko zaczaić, bo słońce jeszcze dopiekało, a ja byłem w trakcie podjazdu na Kamienną Górę. Liczyli, że zdejmę maseczkę. Mieli pecha, przewidziałem ich dziecinna reakcję...

Czym dalej od miast tym spokojniej, kolejny raz policję widziałem dopiero u bram Pilicy. W Miechowie ich nie wiedziałem, dużo się jednak zmieniło przez półtora miesiąca i wszyscy paradowali w maseczkach. Sama eksploracja Białej Góry była dużo ciekawsza niż igraszki na Złotej Górze, choć krajobraz w okolicy wsi Krępa jest wyjątkowo malowniczy.  

Przymusowe zamknięcie w okresie wielkanocnym oraz "przygody" na trasie skłoniły mnie do skrócenia planowanej trasy i dzięki temu zaliczyłem trzy góry: Kamienną, Złotą i Białą oraz trzy rezerwaty: Złotą Górę, Białą Górę i Kępie. Po minięciu Miechowa pojechałem na Tunel, czyli odbyłem trasę u stóp "Dolinek Podmiechowskich", bo tak nazywam okolice Widnicy. Dzięki wizycie na Mont Blanc zaliczyłem też wreszcie najwyższy wierch Alp Miechowskich. Innych Alp w tym roku nie będzie :)

Tyle lat odkładałem eksplorację Białej Góry, zawsze była nie po drodze, tak już jest położona. Tymczasem droga Uniejowa-Rędzin do Przysieki okazała się być w znacznej mierze asfaltowa, w dodatku o tej porze jazda przez buczynę to uczta ze świeżej zieloności. Sam rezerwat także okazał się pięknie położony, no i mogłem zdjąć tę pieprzoną maskę, choć tym razem był to już dużo lepszy model. 

Ledwo zjechałem do Przesieki, ledwo przekroczyłem eLHaeSkę a dopadł mnie zew Białej Góry. To wtedy skojarzyłem Białą Górę z Mont Blanc. W miejscu gdzie nie spadła kropla deszczu od miesiąca rozpętała się na chwile prawdziwa, wiosenna ulewa. Dorwało mnie w rezerwacie Kępie. Ponieważ gradowa chmura szła na zachód, odbiłem na północny-wschód i przez Kozłów wracałem na Żarnowiec, Pilicę i Ogrodzieniec. By trochę urozmaicić powrót puściłem się jeszcze w Koci Las by przejechać całe Zabrodzie. Tamże próbował mnie ugryźć w łydkę wilczur, już przejechał mi pyskiem po nodze. Straciłem więc cierpliwość iw wydarłem się na właścicieli, którzy byli kilkadziesiąt metrów ode mnie, oczywiście bez maseczek. Na spacerku z psami (bo psy były dwa), których w żaden sposób nie potrafili opanować. Głos mam donośny, więc na podwórka wyległo pół wsi - i bardzo dobrze. Ja też mogę czasem postraszyć policją. 

By mi wynagrodzić bezruch dwóch dekad kwietnia Opatrzność zsyłała mi chyba zaległości przeżyć, bo ledwie przejechałem przez strefę smrodu palonego mięsa (zakłady Okrasa w Pilicy) a dorwała mnie kolejna ulewa. Tym razem schroniłem się w Delikatesach Centrum. Ostatnią przerwę - konsumpcyjną - zrobiłem w Kocikowej, gdy definitywnie przestało padać. Zdąrzyłem też na ładny zachód nad Pogorią i już bez nadrabiania niedoboru przygód dotarłem do domu.   

Po trzech tygodniach przymusowego postoju dałem sobie solidny wycisk. Najważniejsze było jednak to, że zobaczyłem nowe miejsca. 

Obłędny, kwitnący Błędów

Droga Golczowska, hajże do Cieślina

Przed Mostkiem

Tuż przed rezerwatem Złota Góra

Dolinki Podmiechowskie

Rezerwat Biała Góra

Cuda leśnej drogi z Uniejowa do Przesieki

Tuż po przejściu ulewy

Ogrodzieniec upiększony. Ciekawe co pomyślałby Olek Janowski gdyby widział te budy i rusztowania...?

Molo zachodzącego słońca

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32492893

Galeria:
Alpy Miechowskie

Dystans221.87 km Czas10:24 Vśrednia21.33 km/h VMAX47.52 km/h Podjazdy1462 m
Dookoła Częstochowy, czyli 23. rocznica pierwszych wagarów
Kategoria >200 km

 Rano, między Dąbrówką a rzeką Brynicą, na cały regulator szlochały słowiki, usadowione w zaroślach wzdłuż drogi. Było rześko (poniżej 3 stopni). Miałem okazję zobaczyć też pierwsze w tym roku dymówki (i to jeszcze w Ożarowicach) oraz usłyszec pierwsze kukułki. Towarzyszyły mi co jakiś czas kwitnące ogródkowe tawuły. Strusze prafa dzielnie patrolowali teren przy boiskach w Woźnikach, przy kościele w Mstowie-Wancerzowie i rzecz jasna przy zbiorniku w Poraju. Tamże grasowały furgony wyłapując niesfornych obywateli bez maseczek... Poza siedzibami gmin było spokojnie i normalnie. Towarzyszyły mi często kwitnące pola rzepaku. Pierwszą przerwę zrobiłem dopiero w lesie za Blachownią, niedaleko miejsca gdzie rok temu temu złamałem obręcz. 

W sumie najprzyjemniejszy był odcinek z Grodziska prze Libidzę i Kamyk do Kopca. Wreszcie jechałem z wiatrem, no i lokalnymi drogami. Słońce zaczęło mocno przygrzewać i po raz pierwszy musiałem przebierać się do krótkich spodenek. Nie było jednak krótkiego rękawka, bo - oduczony przebywaniem w więzieniu - zapomniałem kremu do opalania. Gdy dojechałem do klasztoru w Kopcu, uświadomiłem sobie, że już tu jednak byłem. Wtedy drzewa były już pokryte pokaźnymi liśćmi, teraz po prostu widziałem więcej, no i był kwitnący rzepak na polach. Tym samy jedyną nowością był dla mnie biwak w Czarnym Lesie Kontrewers. Zaskoczyła mnie też zasobność w  wodę rzeczki Sękawica.  Potem był nudny odcinek Mykanów - Rudniki - Konin. Końcówka tego odcinka, między Rudnikami a Koninem była już horrorem remontowanej drogi, głębokich wykopów, tumultu maszyn. Z radością powitałem więc Mstów. Nad Skałę Miłości nie zawitałem, bo własnie nad Mstowem ktoś wyłączył słońce. Napłynęły chmury i sprawiły, że zrobiło się szaro, nieciekawie. Ruch wzmógł się do potęgi, pojawiły się tłumy częstochowskich rowerzystów i dziesiątki samochodów, a wszystko na lokalnych drogach między Mstowem a Olsztynem. 

Zniechęcony zachmurzeniem, w Olsztynie przystanąłem tylko na chwilkę i rozłożyłem się u stóp Gór Sokolich, które zaskoczyły mnie świeża zielenią buków, ledwie trzy dni wcześniej w Ruskich Górach, buki były jeszcze "martwe". Po wspaniałym biwaku w kwietniowej buczynie ruszyłem dalej i już bez większych "wzruszeń" dotarłem do domu. Od Koziegłów wzmógł się jeszcze przeciwny wiatr, który bardzo utrudnił mi przekroczenie Progu Woźnickiego. Potem było już standardowo, czyli przez Strąków i Sączów do domu. 

Po niemal miesięcznej przerwie pandemicznej i utracie "kapitału" w postaci formy wypracowanej w lutym i marcu, powróciłem z okazji rocznicy do idei rajdów przygodowych. Koronawirus zadecydował o ich "magellańskiej" formule "dookoła świata", tym razem światem była Częstochowa i udało się ją opłynąć, choć czułem że dysponuję 30% mocy sprzed 1 kwietnia... 


Poranek na skraju Piekar

Kozioł sarny tuż pod Cynkowem

Klub z zakazaną nazwą/czynnością, rodem ze starego świata

Rozdarty kamyk w Kamyku, w tle dwór kamycki

Przed Mykanowem dominował rzepak

Mykanów, neogotycki kościół

Wancerzów, klasztor kanoników regularnych

Olsztyn

Małopolski wdzięk zabudowy i estetyka gospodarstwa...

Latarnia "na Poraju" :)

Cynków, jesiony jeszcze w zimowym letargu

Złota godzina między Sączowem a Pomłyniem

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32230906

Galeria:
Dookoła Częstochowy

Dystans20.73 km Czas00:58 Vśrednia21.44 km/h Podjazdy155 m
Praca

Konieczny był powrót do pracy, choć nie z mojej winy... W drodze powrotnej pętla przez park i sklepy
Dystans33.61 km Czas01:40 Vśrednia20.17 km/h Podjazdy268 m
Praca
Kategoria praca

Konieczność pobytu w pracy celem projektowania, generowania i drukowania świadectw. Zajęło to łącznie pół dnia, ale że zaczynałem wcześnie rano (7) to o 13 wyruszyłem w drogę powrotną przez Bażantarnię i Wojkowice.
Dystans148.43 km Czas07:05 Vśrednia20.95 km/h Podjazdy1193 m
Wiosenny Grochowiec
Kategoria >100 km, Cyklotrek

Rano jechałem w kołnierzu, ale że to kołnierz polarowy, i tak musiałem go co chwilę ściągać z gorąca. Przepociłem go całkowicie do Błędowa i dalej jechałem już w maseczce, której jedyną zaletą było to, że była biała i duża, przez co patrole mi się nie przyglądały szczególnie (z wyjątkiem łapanki w Chruszczobrodzie, ale tam akurat miałem maskę idealnie na twarzy). 

Żar wiosny mnie oszołomił, wszystko już kwitło i spiewało.  Pierwszy piknik zrobiłem nad Centurią w Błędowie. Kolejny przy Ruskich Górach. W pierwszym przypadku rozłożyłem się na łące, w drugim na ściółce. Najpiękniej było jednak na Grochowcu, wiosna pulsowała barwami i zapachami. Wszędzie wokół kwitnące śliwy, jabłonie, czereśnie, tarniny. Były już nawet kwitnące poziomki, nie pisząc nawet o pięciornikach, mniszkach etc. 

Gdy wróciłem w ramiona konurbacji musiałem znowu dusić się w masce. Najdłużej wytrzymałem bez zdejmowania dystans 15 km, tylko dlatego, że było płasko lub nieco z górki.Gdy zdejmowałem maskę była już cała zasmarkana i musiałem obcierać twarz z glutów... Gdy masz chore zatoki i skrzywiona przegrodę nosową, wiesz że ten sezon jest dla wszelkich poważniejszych podjazdów bezpowrotnie stracony i w maseczce nie masz szans na utrzymanie dobrego tempa. No chyba, że robiąc przerwy tlenowe co 8-10 km... 


Migdałek grodziecki

Po miesiącu nad Pogorią...

Centuria w Błędowie

Na pustyni

Ryczów

Wiosna na Grochowcu

Ogrodzieniec

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32453444

Galeria: Wiosenny Grochowiec

Dystans47.23 km Czas02:17 Vśrednia20.68 km/h VMAX43.23 km/h Podjazdy318 m
Zapiski więzienne 5
Kategoria praca

Widziałem mnóstwo ludzi w maseczkach na brodach, ale ich nie potępiam, sam tak robiłem, bo inaczej zszedłbym z niedotlenienia. Zaskoczyły mnie pąki na suchodrzewach. Trasa tym razem na lekko, tylko z komórką i konstytucją za pazuchą (to nie żart). Drugi test maseczki wypadł jeszcze gorzej niż pierwszy, postanowiłem, że w weekend nie ryzykuje i nie ruszam się z domu.

Tym samym od 1 do 20 kwietnia zaliczyłem łącznie 5 wypadów na rowerze, straciłem całe ferie wiosenne (6 dni), i przepiękną pogodę. W normalnych warunkach, przy tej pogodzie zrobiłbym w tym czasie 1000 km więcej, tymczasem z ledwością dobiłem do trzystu km. Pobiłem jedynie rekord książek przeczytanych w kwietniu. Przeczytałem ich 8, licząc od 1 do 20 kwietnia. Ostatni raz lepszy wynik zdarzył mi się w 2007 roku... Sięgnąłem też w uwięzieniu po "Zapiski więzienne" Stefana Wyszyńskiego i stąd właśnie ta seria wpisów...
Dystans27.23 km Czas01:16 Vśrednia21.50 km/h Podjazdy215 m
Zapiski więzienne 4

Test jazdy w maseczce - wyniki były fatalne. Podwójna warstwa powodowała podduszanie i brak tlenu. Wciąż funkcjonowały łapanki, więc trasa tylko do pracy i z powrotem, przez centrum Siemianowic, zaułki Michałkowic, Maciejkowice i centrum Chorzowa. Kolejny rekord ekwilibrystyki, przy okazji podjąłem nieudaną próbę zrobienia zakupów - kolejki były tak długie, że spasowałem. 

Dystans62.56 km Czas02:58 Vśrednia21.09 km/h Podjazdy487 m
Zapiski więzienne 3
Kategoria praca

Kilka kolejnych korona-niespodzianek: ponownie wojskowe śmigłowce na Pogorią Trzecią, dwa radiowozy wyjeżdżające z Lasu Grodzieckiego (~!). Zaskakujące mnie kwitnieniem klony, kwitnące tarniny na Dorotce (do której bałem się zbliżyć) i problemy żołądkowe od Plebiscytowej w Siemianowicach. Tak wyglądała moja trasa powrotna z uwięzienia w Jaworznie, przez pracę, do domu. Po raz pierwszy od 13 lat nie byłem w kwietniu na Górze Doroty, najpierw nie było wolno, a później miałem już inne priorytety...


Zerknąłem na Park Zielona, gdzie obowiązywał "całkowity zakaz wstępu"...

Wiosna w tej fazie mnie zaskoczyła i załamała. Jak każdego kto musi oglądać wiosnę zza krat...

Festiwal kwitnącej tarniny na stokach GSD :(

Trasa: Jaworzno - Strzemieszyce - Łęknice - Grodziec - Wojkowice - Bobrowniki - Dąbrówka Wielka - Wełnowiec - Chorzów
Dystans115.23 km Czas05:13 Vśrednia22.09 km/h Podjazdy723 m
Zapiski więzienne 2
Kategoria >100 km, praca

By móc gdziekolwiek legalnie jechać musiałem jechać do pracy, choć nie musiałem do niej jechać. Na Velostradzie szalały patrole Straży Miejskiej, nawet nie wiedziałem, że jest coś takiego w Jaworznie... Bardziej ode mnie zainteresowali ją dwaj zbrodniarze, którzy szli chodnikiem, w odpowiednim odstępie, ale nie wyglądali na 18-latków...

Gdy ponownie meandrowałem po Łęknicach postanowiłem zerknąć co tam nad Pogorią III - wszędzie przy wjazdach były zapory i znaki zakazu jazdy rowerem. W górze wojskowe śmigłowce... No cóż, koncentrowałem się na pustych drogach Łęknic, Łagiszy, Grodźca. Jechałem wpierw do centrum Chorzowa, dopiero potem z Chorzowa do pracy, no i z pracy znów do Jaworzna. To najdziwniejsza setka jaką zrobiłem w życiu. Jedyną przerwę zrobiłem w drodze powrotnej - na nieużytkach w Grodźcu - towarzyszyły mi radosne ćwierknięcia mazurków, kopciuszków i trznadli. Jadąc przez Szałasowiznę natknąłem się wreszcie na pierwsze w roku bociany, które ponownie zasiedliły tutejsze gniazdo. Na całej trasie spotkałem 2 biegaczy i żadnego kolarza... 

Była oczywiście piękna pogoda, jak w całym koronakwietniu. 









Trasa:
Mapka