Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2020

Dystans całkowity:368.15 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:18:53
Średnia prędkość:19.50 km/h
Maksymalna prędkość:57.08 km/h
Suma podjazdów:2588 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:36.81 km i 1h 53m
Więcej statystyk
Dystans53.00 km Czas02:45 Vśrednia19.27 km/h Podjazdy350 m
Ten ostatni raz w latach 10.
Kategoria blisko domu
Sama trasa ciężka: potężna wilgotność, mikra widoczność (miejscami 10 metrów), 2 postoje na przejazdach, łącznie pół godziny w plecy i zmarznięte palce u stóp (puszczali po 2 składy ,w obu przypadkach, na bezczela, nie otwierając pomiędzy szlabanów). Olbrzymi ruch na drogach, zakończenie godne tego roku. 
Symboliczny jest fakt, że padł mi licznik (wilgoć!) i odczyt jest szacowany...

[Grodziec]

Dla mnie lata dziesiąte zaczęły się równie źle jak skończyły: na początku lipca 2011 doznałem poważnej kontuzji (rana szyta) stawu skokowego i straciłem całe lato. W roku 2020 straciłem nie tylko piękny kwiecień (z dniami wolnymi!), ale też plany na wiosnę i lato. Historia zatoczyła więc klasyczne koło.

 Słaby był też dla mnie w latach 10. rok 2013, naznaczony kupnem mieszkania i tego konsekwencjami (remont) oraz kolejny rok z kontuzją, czyli 2017, gdy po zimnej wiośnie nadeszło zimne i mokre lato na północy Polski (gdzie akurat rowerowałem), zwieńczone nagłą poprawą pogody i moją bolesną kontuzją stopy... Straciłem całą drugą połowę lata, a bawiłem się wtedy w "zalicz gminę na rowerze". Poza trzema nieparzystymi latami (2011-2013-2017) była to jednak dekada bogata i udana. W 2014 nastąpiła seria 7 lat tłustych, zakończona dopiero przeciwnościami roku 2020. Jechałem już w tym 2020 roku na oparach, czułem sakwiarskie wypalenie, tym bardziej że koronawirus skasował moje skandynawskie plany. Miałem zakończyć dekadę z przytupem, musiałem zaś ratować sezon "rajdami przygodowymi", czyli wypadami jedno lub dwudniowymi. Zamiast ostatniej poważnej wielodniowej trasy rok zdominowały rajdy ratunkowe i ratunkowa trasa wielodniowa po Korona-Francji. Tym sposobem uratowałem ten nieszczęsny rok 2020. Udało mi się to, choć w kwietniu chciałem rzucić rower na poważnie.

 Zaliczyłem w 2020 r. rekordową liczbę wypadów długodystansowych, ale nie wynikało to z planów, to był skutek uboczny ograniczeń. Musiałem wymyślić sezon na nowo i po najgorszym od dekady kwietniu nastąpił lepszy maj i znakomity czerwiec. Przyciśnięcie dopiero w czerwcu sprawiło, że optymalną formę uzyskałem dopiero na początku sierpnia, ale wolne od ograniczeń lato wykorzystałem niemal na maksimum możliwości. Pascal pisał, że często nie doceniamy korzyści płynących z klęsk. Ja je doceniam - to była niepowtarzalna wiosna (wpierw uwięzienie przy cudnej pogodzie w kwietniu, następnie od końca kwietnia rajdy w dni powszednie, możliwe dzięki covidowej organizacji pracy) i jedyne takie lato, zdominowane przez krótkie wypady, bo wyprawę potraktowałem jako formę treningu, nie przygotowywałem się do niej w żaden sposób (zaliczyłem tylko jeden wypad z namiotem, w dodatku po smętnych nizinach dookoła Radomia).

[Młode śmieszki bały się latać w takiej mgle i wolały plażować nad Pogorią]

Te kończące się 7 lat tłustych zwieńczyłem 10 wyprawami wielodniowymi w 17 krajach. Ustanowiłem swoje rekordy w rocznym dystansie (2018) i rocznym przewyższeniu (2019). W 7 lat przejechałem 114 tys. km, w większości z pełnym bagażem i niemal wyłącznie na trekkingu (przynajmniej z jedną sakwą u boku). Zdobyłem w cyklotreku prawie 100 gór, od pozbawionych szlaków beskidzkich gór drugiego planu aż po alpejskie i pirenejskie trzytysięczniki. Oglądałem wschody i zachody słońca, polowałem z aparatem na koziorożce i bociany czarne. Parkowałem rower w korytach potoków, spałem na studzienkach ściekowych, piłem deszczówkę i zwiedzałem szpitale we Francji i w Toruniu. Zaliczyłem wszystkie polskie gminy, trzykrotnie objechałem Polskę dookoła i przejechałem górami z Portugalii do Polski. W Estonii brali mnie za Rosjanina, we Włoszech za Niemca, w Czechach za Słowaka i tylko w Austrii za swojaka.

Czas na przerwę, zbyt intensywna jazda na rowerze powoduje zaniedbania w innych dziedzinach. Rok 2021 nie zapowiada się zbyt optymistycznie, nie mam wobec niego żadnych oczekiwań, planuję zmiany i siłą rzeczy czasu na rower będę miał znacznie mniej niż dotąd.
Czas na sezon przejściowy. 
Dystans67.75 km Czas03:37 Vśrednia18.73 km/h VMAX57.08 km/h Podjazdy593 m
Płaskowyż Twardowicki (16/2020)
Kategoria blisko domu

Ostatni raz na Płaskowyżu w latach 10. XXI wieku. Tym razem nad Rogoźnikiem pustawo, na Równej Górze dużo błota, ale też pusto. Wiatr zimny i silny - na północ, pojechałem więc do Toporowic. Ostatni podjazd na Dziewiczą już ciężki, efekt 2 miesięcy bez regularnego jeżdżenia. W zasadzie ledwo dojechałem do domu  - przewyższenie dające mocno w kość, jak na okoliczności grudniowe. 

Równa Góra

Ostatni raz w 2020 r. nad Rogo

Krystaliczne powietrze, bez śladów smogu

Wiatr poprawiał dotlenienie

Nowość na Dziewiczej - słupek Camino (wreszcie można postawić rower, gracias!)

Trasa: Chorzów - Rogoźnik - Strzyżowice - Równa Góra - Wał Brzękowice - Toporowice - Najdziszów - Myszkowice - Dziewicza Góra - Sączów - Chorzów
Dystans41.19 km Czas02:11 Vśrednia18.87 km/h Podjazdy291 m
Dookoła Rogoźnika
Kategoria blisko domu

Dla dobrego samopoczucia, w tempie na tyle wolnym by nie zrobić krzywdy wymęczonym po świętach jelitom...
Niska temp. odczuwalna, nie przedłużałem więc wycieczki. 

Rogoźnik

W stronę Pomłynia
Dystans12.93 km Czas00:37 Vśrednia20.97 km/h Podjazdy 96 m
Praca
Kategoria praca


Kończą się boleśnie lata dziesiąte XXI wieku. Dalszą niepewność w związku z ograniczeniami covidowymi wzmagają informacje o kolejnych mutacjach wirusa oraz zapowiadana narodowa kwarantanna. Trudno, w grudniu po południu i w styczniu wieczorami będę spędzał czas z książkami, tak jak należy o tej porze. Z każdych ułomności trzeba wyciągać pozytywy. Nigdy nie byłem miłośnikiem katowania roweru zimą, choć jeździć  w zimie lubię znacznie bardziej niż w duszącym upale.

[Nowe asfalty w parku!]


Dystans51.83 km Czas02:38 Vśrednia19.68 km/h Podjazdy328 m
Jaworzno - Chorzów
Kategoria blisko domu

Wilgotno, mgliście, lepko, zimno, szaro, grudniowo. Na samą myśl o powrocie rowerem brała mnie litość (litowałem się nad sobą rzecz jasna). Celowo uwieczniłem ten sam motyw, czyli wiadukt na Laskach, co dzień wcześniej. Różnica jest widoczna aż nadto. Usprawiedliwia mnie tylko brak ruchu, to ona skłonił mnie to tej desperackiej peregrynacji. 

Wiadukt na Laskach - widok na S-1

W drodze na Gołonóg (motyw wtórny z soboty)

Uroki Łagiszy (Jazowe)

Trasa: jak zwykle
Dystans51.89 km Czas02:32 Vśrednia20.48 km/h Podjazdy330 m
Chorzów - Jaworzno
Kategoria blisko domu

Wycieczka miała trzy fazy: pierwsza (ponura) do Grodźca, druga do Strzemieszyc (słoneczna i radosna) oraz trzecia (smogowa, ponownie ponura) do Jaworzna. Tradycyjnie w Maczkach skończyło się eldorado i zaczął się smog, który w Szczakowej jest zjawiskiem endemicznym, podobnie jak w Grodźcu. W środkowej fazie było całkiem przyjemnie, w fazach pozostałych było grudniowo; nie od dziś wiadomo, że statystyczne rekordy biją w grudniu tylko desperaci. To niezgodne z naturą, o tej porze siedzi się przy kominku i raczy lekturą. 

Szaro - buro - Grodziec (w grudniu)

Wiadukt na Laskach, nad S-1: rozstępy w chmurach dały słońce i trochę ciepełka

Rzeczony wiadukt

Trasa: jak zwykle
Dystans12.13 km Czas00:36 Vśrednia20.22 km/h
Praca
Dystans44.23 km Czas02:12 Vśrednia20.10 km/h Podjazdy332 m
Mikołajkowo dookoła Rogoźnika

Zaskakujące tłumy nad Rogoźnikiem, więc by nie psuć sobie Mikołajek korzystając z wiosennej aury pojechałem na Górę Siewierska, Siemonię i Dobieszowice, czyli dookoła Rogoźnika. Przejażdżka relaksacyjna, celem było dotlenienie i cieczka od Office'a i Google Teams. 
Dystans12.11 km Czas00:37 Vśrednia19.64 km/h Podjazdy 90 m
Praca
Kategoria praca

Szron
Dystans21.09 km Czas01:08 Vśrednia18.61 km/h Podjazdy178 m
Biblioteka Śląska

Skorzystanie z wyżu i przemknięcie do biblioteki. W środku pusto, na zewnątrz bardzo przyjemnie. W drodze powrotnej pętelka po parku.