Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2020

Dystans całkowity:1660.23 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:78:40
Średnia prędkość:21.10 km/h
Maksymalna prędkość:57.49 km/h
Suma podjazdów:11839 m
Liczba aktywności:22
Średnio na aktywność:75.46 km i 3h 34m
Więcej statystyk
Dystans206.67 km Czas09:45 Vśrednia21.20 km/h VMAX45.46 km/h Podjazdy1262 m
Grocholub, czyli pożegnanie z wiosennymi planami
Kategoria >200 km

W powietrzu wyczuwało się atmosferę schyłku. Fin de siècle! 

Na krajowych drogach (94 i 40) towarzyszyła mi zaskakująca cisza oraz kwitnące mirabelki i forsycje. Spotkałem sporo radiowozów, ale starałem się wyglądać na kogoś kto jedzie po bułki, dzielni "strusze prafa" nie dostali zaś jeszcze wytycznych by ścigać wszystkich rowerzystów...

To był tez pierwszy raz od dawna, że na malowniczej drodze nr 40 widziałem coś więcej niż mgłę i mijające mnie samochody... 
Przed Łąkami Kozielskimi, na rozgrzanej już miedzy, u stóp bombardującej mnie przejrzałymi kotkami iwy rozsiadłem się do śniadania. Dochodziły tu radosne ćwierknięcia wróbli i szczebiot szpaków. Przebiegały sarenki i wiecznie zdziwione bażanty.

Potem była znowu proza jazdy: obrzydliwe trakty pieszo-rowerowe w gminie Zdzieszowice. Przejazd przez Krapkowice... gdy już szykowałem się do powrotu na łono natury, tuż nad Osobłogą usłyszałem odgłos strzału. Nie dobiegał ze Smoleńska, tylko z roweru... Strzeliła linka przedniej przerzutki. Cudownie! Niemal dokładnie w połowie trasy, w sobotnie południe... Poszukałem przeto kawałka gałęzi i z tym kijaszkiem wbitym pod prowadnicę łańcucha jechałem odtąd wyłącznie na środkowym blacie. Skończyło się rumakowanie! 

Jeszcze mi się nie zdarzyło by jedno pechowe wydarzenie nie przyciągnęło kolejnego. Intuicja mnie nie zawiodła, za Koźlem rozbolał mnie straszliwie brzuch i chwile potem byłem już w parterze. Biegunka zaatakowała jeszcze cztery razy, rekordu wiec nie pobiłem, ale od Koźla do domu widziałem drogę oczyma potrzebującego, tj. wyszukującego potencjalnych, ustronnych miejsc nadających się do defekacji. W najgorszych momentach zwalniałem niemal do zera z bólu, rozglądając się rozpaczliwie za jakakolwiek osłoną od strony drogi...

Zanim moja trasa zamieniła się w walkę z fizjologią i uczuleniem na nie wiem jakie pokarmy (i nie dowiem się szybko - koronawirus!), przeżywałem ostatnie miłe chwile - najpierw chillout płytówki do Brożca, potem radość, że zawitałem w miejsce gdzie jeszcze nie byłem. Cudne było też drugie i ostanie miejsce rozkosznej konsumpcji, czyli kapliczka ku czci ofiar Wielkiej Wojny między Dobieszowicami i Pokrzywnicą. Posadowiona była na widokowym wzgórzu, otoczona akacjami. Było cudownie - niestety po raz ostatni na tej trasie... 

 By zakończyć właściwie, czyli boleśnie, ostatni raz złapało mnie w Chudowie. Tym razem nie zdążyłem, kręciło się tu wielu miłośników wieczorno-nocnych spacerów, jak zwykłe rozpanoszyło się także zastoisko chłodu... O tym już nie napiszę, wystarczy. 

Na Rokitnicę!

Zawada

Droga nr 40, czyli wyjątkowo bez smrodu z rur wydechowych i mgły

Forsycja zdzieszowicka

Byłżech na rajzie u swoich :)

Stara lubaszka u stóp Krapkowic

Planty krapkowickie

Solidna niemiecka robota, czyli płyty, a przy drodze dowody, że nie było tu Hołowczyca...

Rokokowe wnętrze kościoła w Brożcu

Grocholubskie poczucie humoru

Ostatni raz w raju, prawie w rodzinnych stronach pradziadka. Königin des Himmels, bitte für uns!

Alt Cosel

Na wybetonowanym rynku w Koźlu, sporo się tu zmieniło... 

Powrót przez Odrę na prawy brzeg

Rudy

Pilchowice - matecznik Szczepana Twardocha

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32223254

Galeria: Grocholub
Dystans107.23 km Czas04:49 Vśrednia22.26 km/h Podjazdy706 m
Brudzowice

Przez całą trasę towarzyszyło mi nudne, bezchmurne niebo, niepokalane żadną, najmniejsza nawet chmurką. Blachosmrody biły rekordy przekraczania dozwolonej prędkości na drogach. Jechali tradycyjnie szybko, ale bezpiecznie. Tak bezpiecznie, że aż żal było przydrożnych drzew...

Za Brudzowicami zrobiłem sobie popas w sosnowym lesie (przy Surmie). Jeszcze można było korzystać z pól i lasów bez rygoru zostania przestępcą. Zapach igliwia na rozgrzanej słońcem ściółce był obłędny. Zasiedziałem się srogo, ale cóż byłaby warta trasa przez Brudzowice bez leśnej sjesty? 

Głównym wstrząsem wycieczki był dogłębny remont drogi Gołuchowice - Kuźnica Sulikowska. Wykopy na półtora metra, pełno maszyn i robotników. Skreśliłem tym samym Siewierz z listy wiosennych celów wypadowych, bo tirówki nr 78 nie lubię. A łączenie krajówki z leśnymi duktami uważam za bezcelowe...  

Puuusto nad Kuźnicą W.

Odsłanianie, zabezpieczanie i rekonstrukcja XVI-wiecznych bastei artyleryjskich szła pełną parą. Jakże się tu wszystko zmieniło od mojej pierwszej rowerowej wizyty, 21 lat temu... Można było wtedy, dwie dekady temu, swobodnie eksplorować ruiny, co oczywiście czyniłem...
Sam pomysł na zabezpieczenie sypiących się resztek fortyfikacji muszę jednak pochwalić, wystarczy porównać ze stanem umocnień w Pilicy... 

Dziewki, klon przydrożny

Wschodni kraniec Brudzowic - jest tu kilka ostańców historii

Jedno z moich ulubionych wzgórz - Łazy, górujące nad Brudzowicami. Porastający grzywę wzgórza las pełen jest warpii, a kulminacja uczczona została trójnogim triangułem :)

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32085636

Dystans35.87 km Czas01:43 Vśrednia20.90 km/h Podjazdy209 m
Praca + inne
Kategoria praca

Powrót przez Siemianowice - Przełajkę i Wojkowice
Dystans69.17 km Czas03:16 Vśrednia21.17 km/h Podjazdy615 m
SprzętMerida Drakar
GSD (8/2020) + Płaskowyż Twardowicki (6/2020)
Kategoria blisko domu

  Było zimno, ale słonecznie. Od kolejnego dnia miały wejść restrykcje, więc pomimo silnego, lodowatego wiatru wybrałem się pożegnać ze starym światem. Wszędzie witały mnie pustki: na Dorotce, na Równej Górze (ani śladu paralotniarza! - przy tak dobrym wietrze), nad Rogoźnikiem. Ludzie wymarli, a świat zdawał się nic na tym nie stracić...

GSD: suchodrzew niesmiało rozwijał listki

Majdan Olimpu w typowo marcowej scenerii

Bezchmurnie, z lekkim smogiem, czyli widoki z Równej Góry

Widok na Hutę Katowice

Trasa: Chorzów - GSD - Podzwonek - Równa Góra - Łubianki  Sączów - Rogoźnik - Chorzów
Dystans19.37 km Czas00:58 Vśrednia20.04 km/h Podjazdy129 m
SprzętMerida Drakar
Sklepy i inne

Dyskonty + apteka + rowerowy + pętelka po parku. W parku spokojnie, w sklepach (Lidl) baaardzo długa obsługa, ale też dyscyplina lub wręcz nowe zasady (pukanie w szybę i zamknięte drzwi otwierane przez obsługę w sklepie rowerowym)
Dystans133.14 km Czas06:29 Vśrednia20.54 km/h Podjazdy786 m
Pożegnanie z ciążową oponą
Kategoria >100 km, blisko domu

Dalsze trwanie cudownej pogody mobilizowało do korzystania z niespodziewanego wolnego. Wybrałem się zatem do Pyskowic, Brynka i Kalet. Przejazd przez Szombierki sprawiał przykre wrażenie. Uświadomiłem sobie, że dawno w nich nie byłem (3 lata!). Przejazd przez Bobrek przypominał eksploracje ruin jakiejś potężnej wymarłej cywilizacji. Wspaniałość architektoniczna zabudowy kontrastowała przy tej słonecznej pogodzie z jej zabrudzeniem. Szpaki szalały na polach pod Księżym Lasem. Pola tu także wyssane z wilgoci. Od Brynka naszły chmury i dalsza trasa już bardziej treningowa, choć uda dawały o sobie znać. 

Tytuł wycieczki od świerklanieckiej niespodzianki. Po raz drugi w przeciągu trzech dni złapałem gumę, tuż przed parkiem (szczęście w nieszczęściu). Od tej pory opony Schwalbe Marathon nazywam ciążowymi, bo wytrzymują 9 miesięcy. Przejechane 12 tys. km i 9 miesięcy użytkowania, tyle wytrzymała maratonka zakupiona pod koniec czerwca. Prawda, że połowa z tego przejechana z dużym bagażem i 3/4 w górach, ale to i tak jest żenujące, bo oponę zdarłem do wkładki. We wkładce też są już liczne spękania. To koniec.

Kamieniec

Księży Las

Brynek

Świerklaniec

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32163659
Dystans107.30 km Czas05:03 Vśrednia21.25 km/h Podjazdy722 m
Przeczyce - Siewierz - Zendek
Kategoria >100 km, blisko domu

Nad Rogoźnikiem rozśpiewane rudziki i drozdy śpiewaki oraz tłumy spacerowiczów... Co jakiś czas mijali mnie rowerzyści w krótkich spodenkach. W słońcu autentycznie było ciepło. Przy drodze kwitnące podbiały i ziarnopłony.

W drodze powrotnej, w Chorzowie Starym, spotkałem watahę miłośników trunków zbierających się w kręgu koronawirusowego wtajemniczenia. Trasa miała być spokojnym rozprostowaniem kości po wtorkowym wycisku, ale o dziwo jechało mi się lekko i całkiem "na świeżo". Zmęczenie przyszło dopiero kolejnego dnia. 

Rogoźnik I

Góra Siewierska

Zendek

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32163614
Dystans241.03 km Czas11:11 Vśrednia21.55 km/h VMAX57.49 km/h Podjazdy1653 m
Audiencja u króla Jagiełły
Kategoria >200 km

  Na początku był wschód, znaczy wschód słońca, ale też jazda na wschód, bo jak wiadomo musi tam być cywilizacja. Ponadto był mróz, jak to na wschodzie, ten wtorkowy był miłosierny, sięgał ledwie -1,8. Zaczęły mi marznąć palce u stóp, odzianych w wysokie buty, dopiero wtedy zerknąłem na termometr. Na trawie było miejscami sporo szronu. W tej mroźnej scenerii, pod zamkiem, w królewskim mieście Będzinie, usłyszałem pierwszy raz w roku pierwiosnki. Cilp-calp-celp, cilp-calp-celp. Dotąd zwyczajowo po raz pierwszy w roku słyszałem ową melodię przejeżdżając przez park do pracy. Dużo się zmieniło. Nie jeżdżę przez park do pracy – koronawirus.

 Gnałem ile sił, spieszyłem się bowiem na audiencję u króla. Król zaś - jak wynika pośrednio ze źródeł - wczesnym popołudniem opuszczał Miechów, udając się do znienawidzonego Krakowa. Działo się to 17 marca 1420 roku, dokładnie 600 lat wcześniej, Jagiełło dopuszczał jednak poddanych przed swoje oblicze. Zatrzymał się bowiem w Miechowie na dwa dni. Osobiście sprawował sądy i przyjmował skargi, rozstrzygał spory. Był królem bliskim ludziom, wielkim fanem przyrody i niezmordowanym podróżnikiem. Gdyby w XV w. istniał rower, Jagiełło z pewnością byłby rowerzystą. Tego samego dnia gdy król przebywał jeszcze w Miechowie, 17 marca 1420 r., we Wrocławiu, cesarz ogłosił krucjatę przeciw husytom. Ciekawe, kiedy te wieści dotarły do Jagiełły?

W Błędowie mnie i mojego rączego rumaka atakował - małopolskim zwyczajem - zajadle kundel. Przestraszył go dopiero jadący, pusty autobus. Aż dotąd sięga bowiem potęga ZTM-u. Zanim rozgrzał mnie podjazd w Chechle, naoglądałem się lodu na kałużach a termometr wciąż pokazywał ujemną temperaturę. Na popas stanąłem dopiero w Gołczowicach (dziś Golczowicach), kolejnej królewskiej miejscowości, 600 lat temu dzierżawionej przez Melsztyńskich. Tutejszy psiak był z kolei przyjaznym wędrowniczkiem i bardziej nęciła go pobliska Przemsza niż moje śniadanie. Rzadko robię tu przerwę, bo ławki wystawione są na bezlitosne słońce, tym razem była to jednak zaleta. Mogłem się wygrzać.

Podjazd przez starą wieś Kolbark, poza tym że ponownie mnie rozgrzał, wzbudził też współczucie dla jej niegdysiejszych (tych sprzed 600 lat) mieszkańców. Włościanie z dóbr klasztornych mieli dużo gorzej niż ci z królewszczyzn. Gdybym jechał tędy 600 lat temu, z każdą następną wsią spotykałbym smutniejszych mieszkańców. Od królewskich, sytych Gołczowic, przez niewielki szlachecki Cieślin, po klasztorne Kolbark i Zarzecze. Wszystkie te wsie już wtedy istniały, podobnie jak mój kolejny cel – Wolbrom. Kolejne miasto królewskie minąłem jednak tylko przelotem, kierując się w dolinę Szreniawy.

Tutaj na pierwszy plan wysunęła się przyroda. Suche pola, nadzwyczaj przejrzysta w górnym biegu Szreniawa, zapach pulsującej ciepłem gleby i donośne śpiewy zięb oraz drozdów. Jadąc przez ten sielski pagórkowaty pejzaż zastanawiałem się dlaczego Ziemia Miechowska nie była u nas opiewana jak Ukraina? To przecież odwieczny spichlerz Ziemi Krakowskiej. Z opłotków tej ziemi wywodzi się też Mikołaj Rej. Sam Miechów, który 600 lat temu był nieistotnym klasztornym miasteczkiem (mniej znaczącym niż dzisiaj) zaskoczył mnie nagromadzeniem ludzi. Istne mrowisko!

- Co tak dużo ludzi o tej porze, targ macie? – zapytałem lokalsa
- Panie, nic z tych rzeczy, koronawirus!
- ?
- Darmowy parking na rynku zrobili…
Kurtyna.

Gdy opuściłem miechowskie mrowisko ogarnęła mnie ponownie błogość tutejszego krajobrazu. Może ta cała pandemia uwydatni co jest naprawdę ważne? Na przykład, że rolnik jest cenniejszy dla społeczeństwa od piłkarza, a lekarz od celebryty… Tu wszędzie pola, w dodatku obsiane lub zaorane. Ziemia niezła. Jest nawet trochę gazu. W dzień św. Patryka dotarłem zatem po odpust wiosenny do polskiej Jerozolimy (Grób Pański w miechowskiej bazylice), naoglądałem się zieloności oziminy i gdy z radością konstatowałem dobrą dyspozycję, wtenczas właśnie poczułem ziemski magnetyzm. To znaczy opona przybliżyła się niepokojąco do asfaltu i odkryłem, że przedziurawiłem dętkę. Miałem się pozbyć tej opony już w lutym, ale tradycyjnie odłożyłem to na później.

Romantyzm drogi zawiera jednak w sobie walkę z awarią. Moją nagrodą była obserwacja mezaliansu. Wiedzcie zatem, że w bardzo stereotypowym miejscu, w obudowie lampy, rodzinne gniazdko wili sobie pan mazurek i pani wróblowa. Czytałem o tym kilka razy, że nawet potomstwo z tego bywa, ale po raz pierwszy taki skandal obyczajowy widziałem na własne oczy. Będą święcickie bastardy - wróblomazurki. Wszystko działo się pod murami budynku OSP Święcice, czyli niemal po bożemu. W widocznym stąd sklepie na skrzyżowaniu, a w zasadzie u podnóża tegoż sklepu opalała się grupa lokalnych koneserów piwa. Integrowali się z koronawirusem. Pani wróblowa integrująca się z panem mazurkiem to przy tym pikuś.

Gdy usunąłem awarię ruszyłem dalej. Tym razem już pod wiatr, co było o tyle bolesne, że wiatr się wzmógł. Był na tyle dokuczliwy, że zagłuszał mi śpiewy skowronków. Ciekawe co zagłusza sumienie III RP jeśli idzie o stan pałacu w Książu. Trzy lata temu myślałem, że to stan przejściowy. Nic się jednak nie zmieniło – pałac rozpada się na naszych oczach. Otoczony jest taśmą ostrzegawczą i drewnianymi „zaporami”. Wszystko razem wygląda jak poniemieckie zamczysko na pocz. lat 90. Jest o tyle zdumiewające, że pałac ten należał do idola Piłsudskiego – Aleksandra hrabiego Wielopolskiego margrabiego Gonzagi Myszkowskiego. Niby rządzi neosanacja, Sulejówek dopieszczony, ale margrabia Wielopolski przewraca się w potrójnej trumnie w Młodzawach…

Po uspokajającej wizycie w Delikatesach Centrum (panie w rękawiczkach, klienci zachowywali odstęp) wyruszyłem dalej, prosto w czeluść Śródziemia. Rejon Kozłowa, Mstyczowa i cały obszar Międzymierzawia (jak nazywam obszar w widłach Mierzawy i krajowej siódemki) przypomina krainę umarłych. Dużo tu pustostanów i ruin gospodarstw. Wszyscy tu poumierali albo wyjechali do Krakowa (lub jeszcze dalej, wiadomo). Na płotach dumnie wiszą banery „Duda – mój prezydent”. Ci co zostali albo zainwestowali w rolnictwo (sporo tu wielkich gospodarstw, jak nie w Krakowskiem), albo wegetują na KRUS-ie i ich obejścia wyglądają jak skansen wsi polskiej z pocz. lat 90.

Od Książa po Pilicę toczę nierówne zmagania z wiatrem. Na polach wre praca, na dobrych tutejszych drogach tradycyjnie pusto. Zazwyczaj dobrze mi się tędy wraca, ale tym razem wiatr przeszkadza kontemplować tutejszą pustkę. Na odcinku Pilica – Ogrodzieniec muszę pokonać Jurę i wystawić się na przeciwny wiatr. Ten jednak – zgodnie z prognozą – słabnie i od Ogrodzieńca nareszcie przestaję wytracać średnią. Zmierzch dopada mnie za Łazami, przed Chruszczobrodem. Przed Rokitnem porusza mnie widok wiatrołomów, las jest miejscami zmasakrowany, jak po przejściu trąby powietrznej. Nad Pogorią (Kużnicą Warężyńską) zastaję już ciemność z wąską zorzą po zachodzie słońca. W Grodźcu przejeżdżam obok grupy jabolowej, jakieś 8-10 osób integruje się z koronawirusem, a sam Grodziec wita mnie duszącym smrodem z kopciuchów. Przed 21 docieram do domu.

Rajd był bardzo udany i zapewnił mi cały wachlarz wrażeń. Uczciłem jednym rajdem dwie 600. rocznice oraz siedemdziesiątnicę (70 trasa między 200 a 299 km na bikestats), odbywając jednocześnie pielgrzymkę do polskiej Jerozolimy i to jeszcze w dniu św. Patryka. Prawdziwa kumulacja! Do tej pory nie zdarzyło mi się jednak ruszać o tej porze roku, o świcie, w środku tygodnia, w Miechowskie. To jedna z nielicznych zalet stanu zagrożenia epidemicznego. Kto wie, czy takie rajdy Jagiełłowskie nie staną się jedyną treścią tego sezonu... Król dużo jeździł po Polsce (najwięcej z naszych władców), może by tak kiedyś ruszyć jego trasami? 

Galeria:

Tuż po wschodzie, na wschodzie, czyli nad Pogorią

Błędów

Przemsza w Golczowicach. Kocham te strony. 

W dolinie Szreniawy nadzwyczaj sucho

Urokiem doliny Szreniawy są przewyższenia i różnorodność wrażeń. Trasę jaką kiedyś tędy jechałem - aż do ujścia - wciąż miło wspominam. Wyżyna Miechowska jest piękna i bardzo niedoceniana turystycznie.

Miechowski rynek. Jagiełło był tu 14 razy, ja z pewnością więcej... 

W drodze na Kalinę, czyli przez kolejną cudną dolinę

Ruina pałacu w Książu. Sylwetka pałaco-zamku inspirowała kiedyś Piłsudskiego, o czym pisał w "Moich pierwszych bojach". Dlaczego ten ładny obiekt z potencjałem (położenie przy krajowej 7) niszczeje???

Międzymierzawie - zabudowa

Pilica - jakże bliska Jagielle

W drodze na Ogrodzieniec (rejon Kocikowej)

Spóźniony zachód nad Pogorią (w sumie Kuźnicą), czyli zamknięcie klamry.

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32164580

Galeria: 
Galeria z rajdu


Dystans79.87 km Czas03:46 Vśrednia21.20 km/h Podjazdy682 m
Dookoła Płaskowyżu
Kategoria blisko domu

Dość silny wiatr na płn-wsch skłonił mnie do wypadu w okolice Toporowic, a potem zamiast pchać się na Siewierz wybrałem trasę dookoła lotniska. Tempo było spokojne, bo nieoczekiwany luz w pracy (praca "zdalna") dał mi szanse, by w pełni wykorzystać nadchodzące ocieplenie i nie chciałem się spalić przed wtorkową trasą. 

Trasa: Chorzów - Rogoźnik - Goląsza Biska - Toporowice - Zendek - Ożarowice - Dobieszowice - Chorzów

Między Rogoźnikiem a Strzyżowicami

Lotnisko Pyrzowice
Dystans61.44 km Czas02:48 Vśrednia21.94 km/h VMAX48.96 km/h Podjazdy476 m
Jaworzno - Psary - GSD - Chorzów
Kategoria trening

Zimno w cieniach, ciepło na słońcu. Bezchmurne niebo i pustki na drogach. Było prawie jak w latach 90. Nad Pogoriami sporo spacerowiczów, ale bez tłumów i niemal całkowita absencja blachosmrodów. Rowerzystów ani dużo, ani mało. W normie. Na Dorotce wrażenia podobne. 

Trasa: Jaworzno - Pogorie III i IV - Psary - Gródków - GSD - Przełajka - Chorzów

Biały dym nad Strzemieszycami - habemus pogodam :)

Sporo ludzi walczyło z koronawirusem na Mazurach Zagłębiowskich. Raczej w parach niż grupowo...

Niezła widoczność z GSD - widoczne góry