Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2021

Dystans całkowity:1672.99 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:76:18
Średnia prędkość:21.93 km/h
Maksymalna prędkość:58.23 km/h
Suma podjazdów:12190 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:98.41 km i 4h 29m
Więcej statystyk
Dystans166.96 km Czas07:18 Vśrednia22.87 km/h VMAX53.96 km/h Podjazdy1202 m
Dookoła Wolbromia
Kategoria >100 km, w towarzystwie

Prognozy majówkowe były tradycyjnie: miało być konsekwentnie zimno, mokro, wietrznie. W tej sytuacji postanowiłem wykorzystać ostatni piątek z mniejsza liczbą godzin. Zrobiłem sobie przedmajówkę. W tenże piątek miało być bowiem prowokacyjnie ładnie, słonecznie. Wyruszyłem więc szybko na wschód i przez Pogorie dotarłem na Pustynię Błędowską. Po drodze zachwyciły mnie słowiki szlochające na cały regulator oraz tarniny na Dorotce, które weszły w okres intensywnego kwitnienia. Na Pustyni, na tzw. Dąbrówce, wypoczywał już pokaźny tłumek, majówkował nawet jeden kamper. Zrobiło się ciepło, niemal upalnie. Ponieważ mniejsza połówka miała spore opóźnienie, to zamiast zakończyć jazdę na wschód w Kolbarku, ruszyłem na Gołaczewy, Brzozówkę i Łobzów, wszystko po to by objechać Wolbrom dookoła. Na tym odcinku musiałem walczyć z wiatrem, ale miałem czas. Nagrodą miał być obiad w Kolbarku. Co ciekawe między Kolbarkiem a Zarzeczem tarniny były jeszcze na etapie pączków. 

W Dłużcu - po zmaganiach z przeciwnym wiatrem i palącym słońcem - postanowiłem zrobić sobie dłuższą przerwę i dowiedzieć się co z moją mniejszą połówką. Wtedy właśnie TO się stało: szukając zasięgu, zostawiłem aparat na ławce, przy kościele. Zasięg co prawda znalazłem, ale dowiedziałem się że objeżdżając Wolbrom straciłem nie tylko całą przewagę, dorobiłem się straty czasowej! W mig wsiadłem więc na siodełko i ruszyłem sprintem na Bydlin. Do tej pory tempo miałem znakomite, teraz jeszcze podkręciłem. Zadowolony z siebie przystanąłem przy cmentarzu w Krzywopłotach i wtedy to odkryłem: nie mam aparatu! Czekał mnie sprint powrotny, na miejscu - w Dłużcu - okazało się, że aparat grzecznie na mnie czekał. Ja natomiast z powodu zguby straciłem obiad w Kolbarku a mniejszą połówkę (najedzoną) dogoniłem dopiero w Kluczach. Stąd, aż do Jaworzna jechaliśmy razem. 


Na Zagrabiu - między Kolbarkiem a Zarzeczem - wszystkie tarniny były jeszcze na etapie pączków. 

Na Pustyni Błędowskiej

Gołaczewy

Dłużec

Bydlin

Bolesław - dwór

Trasa:
Dystans132.77 km Czas04:59 Vśrednia26.64 km/h VMAX55.59 km/h Podjazdy963 m
Szosowa północ
Kategoria >100 km

Z powodu wymiany napędu w trekkingu, pierwszy raz w sezonie usiadłem na szosie. Było jak zawsze: początkowo wow, jak lekko. Katowanie się na niskiej kadencji a potem uczucie wyplucia i spadająca średnia, do tego ból tyłka i karku. Do Siewierza było jednak znakomicie. Dlatego wybrałem się dalej - na Żelisławice i Dziewki. Powrót w towarzystwie tirów krajówką nr 78 był już mało ciekawy a dalsza jazda zaczęła mi działać na nerwy. Chyba tradycyjnie przeskok będzie wymagał dłuższego okresu przyzwyczajania. Na szczęście okazało się, że remont drogi w Zendku był na etapie nowego asfaltu pierwszej warstwy. Jechało się zatem znakomicie. By sprawdzić czy zmęczenie mi się "wydaje" wjechałem dwa razy na Dziewiczą i za drugim razem mogłem się przekonać, że jednak mi się nie wydaje. Nie wierzyłem jednak sam sobie i pojechałem jeszcze na Górę Siewierską. Tam straciłem już wszystkie złudzenia i na oparach dotarłem do domu.

Chyba zaczynam zawsze zbyt mocno, co wynika z poczucia lekkości jakie wywołuje przejście z trekkinga na szosę. To daje "powera" na pierwszych 50 km, ale potem wraca się do rzeczywistości, czyli wszystko zaczyna boleć... 
ło jedn
To była środa, w Będzinie dzień targowy

Siewierz

Po drugim podjeździe na Dziewiczą musiałem odsapnąć.

Trasa:
Dystans220.63 km Czas10:32 Vśrednia20.95 km/h Podjazdy1537 m
Dookoła Częstochowy, czyli niepowodzenie to też doświadczenie
Kategoria >200 km

"Opłakiwałem gorycz fiaska, zanim spostrzegłem, że to łaska" - mistrz Sztaudynger wszystko już opisał przeszło pół wieku temu. W tej krótkiej fraszce zawarł istotę mojej nieplanowanej wycieczki.

Miałem wsiąść w pociąg na Kluczbork, wysiąść w Oleśnie i objechać Kreuzburg dookoła. Nie wyszło - pociąg uciekł mi z peronu, dokładnie w chwili gdy się na nim pojawiłem. Goniłem go, ale "sympatyczny" kierownik zapewne nawet mnie nie zauważył. W ten sposób o 5:21 zostałem na dworcu Chorzów Miasto a moje plany odjechały w stronę Kluczborka. Trochę trwało zanim zdecydowałem co robić. Postanowiłem pojechać dookoła Częstochowy. Po raz trzeci w życiu. Drugi raz na pełnym spontanie. 

Moja wycieczka była więc arcypolska. Rzuciłem się na Strąków i Woźniki. Dalej przez Lubszę skierowałem się na Blachownie i na Kamyk. Później - zmotywowany rokiem jubileuszowym (śmierć Magellana) - postanowiłem trochę poekspolorować i dotarłem do Kruszyny całkiem fajną, ultralokalną drogą. Po drodze - w Cykarzewie - wszyscy mówili mi dzień dobry. Nawet się kłaniali - mam tam chyba sobowtóra, znaczny ktoś, może sołtys, albo i sam wójt? ;)

Potem czekał mnie najpiękniejszy odcinek całej trasy. Przejazd z Kruszyny do Niegowej, przez Mokrzesz i Złoty Potok. Pojawiły się różnorodne podjazdy, pejzaż zafalował i rozkwitł w oczach. Wiosenna Jura jest cudna! Najpiękniej było w Górach Gorzkowskich. Na krajówce przecinającej Janów panował jednak nieprawdopodobny ruch (musiałem jechać nią 3 km). W pewnym momencie zrównał się ze mną samochód, z którego wychylił się biskup z serialu "Ojciec Mateusz" i zapytał czy dobrze jedzie na Niegową. Odparłem, że lepiej się nie da, ale nie odważyłem się zapytać czy jest aktorem. W każdym razie był łudząco podobny do S. Orzechowskiego, grającego tę rolę... Wcześniej, gdzieś w okolicy Nieznanic minął mnie pickup z zaklejoną tylną szybą i wielkim napisem ***** ***. W Czepurce dwóch dziadków wygrzewało się na ławce, w maseczkach... 

W Niegowej pojechałem na pamięć (na Mirów) i musiałem się wracać, by przez Zdów, Kroczyce i odświeżający podjazd na Mokrus dostać się do Ogrodzieńca. Zakończyłem moją trasę w Wiesiółce i wsiadłem do pociągu. Tym razem zdążyłem. Tak oto odnosimy korzyści z nieszczęść. Mnie tak nieszczęśliwy początek trasy zawsze w.urwia i motywuje. Nie przeszkodziła mi nawet interwałowa końcówka pod silny wiatr (od Kruszyny po Ogrodzieniec). Gdy jednak nieszczęście zdarzy się w końcówce, to bardzo mnie to zniechęca... Tak już mam. 

Wrażenia:

Widziałem pierwsze w latach 20. kopciuszki i szczygły. Ponadto mnóstwo zajęcy, saren i bażantów, co wynikało bezpośrednio ze spóźnienia się na pociąg i faktu, że od 5:30 już pedałowałem. Fajny klimacik towarzyszył mi w Gieble, gdzie trwało właśnie spotkanie KS Giebło z UKS Sławków. Publika (dość liczna) szalała, choć jak dowiedziałem się już po przyjeździe, mecz zakończył się wynikiem 0:0.


Jurajski, kwietniowy pejzaż (gdzieś przed Żurawiem)

Rynek w Woźnikach to punkt obowiązkowy każdej z moich trzech pętli dookoła Częstochowy...

Mokrzesz

Kapitalna widoczność: zamek Pilcza widziany z Bieńkówki. 

Więcej zdjęć tutaj:
Galeria rajdu

Trasa:

Dystans71.57 km Czas03:11 Vśrednia22.48 km/h Podjazdy692 m
Dzień wagarowicza, czyli Płaskowyż Twardowicki 15/2021
Kategoria trening

Tradycyjna rocznica pierwszych wagarów miała dość nietypowy przebieg. Mogłem ją uczcić dopiero po pogrzebie :(
Pogoda zaś była - jak to w takich przypadkach - znakomita. Zaczynało robić się prawdziwie wiosennie. Wszędzie widziałem łany podbiałów, które dopełniały biele kwitnących śliw. Choć tarniny w miejscach mniej słonecznych jeszcze nie kwitnęły. 

Widok na Górę Siewierską

Wieża widokowa wciąż zablokowana

Myszkowice

Dziewicza Góra

Trasa: Chorzów - Góra Siewierska - Twardowice - Myszkowice - Dziewicza - Bobrowniki - Chorzów


Dystans30.96 km Czas01:24 Vśrednia22.11 km/h VMAX45.79 km/h Podjazdy260 m
Bobrowniki
Kategoria trening

Krótki trening po pracy zdalnej. Wszystkie śliwy okryte welonami z kwiatów, tylko wiatr był upierdliwy.
Dystans80.31 km Czas03:43 Vśrednia21.61 km/h Podjazdy763 m
Płaskowyż Twardowicki 14/2021
Kategoria trening, blisko domu

Dziwny to był dzień pod względem meteorologicznym. Nie było upału, ale doskwierały nagłe skoki ciśnienia i dynamiczna pogoda. Przeszkadzał huraganowy, boczny wiatr, który utrudniał manewrowanie między kolejnymi strefami "zrzutu" deszczu. Obrywy w pewnym momencie miałem z każdej strony, ale dosięgły mnie tylko pojedyncze krople. 

Początki były bardzo chmurne, wietrzne, ale stabilne

Później się przejaśniło, ale stało się nieco zbyt dynamicznie...

Przykład chmur opadowych przed którymi zdołałem uciec

Trasa: Ch. - Rogoźnik - Brzękowice-Wał - Góra Siewierska - Toporowice - Najdziszów - Myszkowice - Chorzów
Dystans46.86 km Czas02:06 Vśrednia22.31 km/h Podjazdy435 m
GSD + Rogoźnik
Kategoria trening

Typowy wypad by nie zardzewieć, akurat w kolejna rocznicę urodzin Adolfa H. Dwa zdziwienia: na plus - dymówki na Górze św. Doroty, na minus - remont na Przełajce (300 metrów skasowanego asfaltu i światła). Dlatego wracałem przez Rogoźnik (ale nie przez Górę Siewierską, bo czas mnie naglił). 

na plus - Dorotka

na minus - Przełajka

Trasa: Chorzów - GSD - Wojkowice - Rogoźnik - Chorzów
Dystans142.92 km Czas06:46 Vśrednia21.12 km/h VMAX46.16 km/h Podjazdy884 m
Dookoła górnośląskiego Trójmiasta
Kategoria >100 km

Taki Gorolentour dookoła Gleiwitz, Hindenburg i Beuthen, czyli miast GOP-u z najmniejsza liczbą Ślązaków. Trójmiasto w takim zestawieniu planowali Niemcy w okresie międzywojennym - miało pokazywać rozkwit niemieckiej części Górnego Śląska, ale nic z tego nie wyszło. Po II wojnie lokalsów wywożono z tych miast na masową skalę składami złożonymi z wagonów towarowych. Nic nie wyszło z pięknych planów górnośląskiej metropolii. Mieszczanie pojechali w siną dal, gdzieś na zachód. Podobnie było z moją trasą. Miało być tylko dookoła Gliwic, ale poniosło mnie na Toszek i Tarnowskie Góry. Poniosły nogi, bo akurat ten odcinek był cały czas pod wiatr. Na polach, a pól między Toszkiem a TG jest sporo, było nieprzyjemnie i wietrznie. Cały czas chmurno, nawet forsycje nie cieszyły. Szaro - buro - byle jak. Właściwa puenta dla dramatycznego pogodowo tygodnia. 

W Chudowie dużo spacerowiczów. Pod Żernicą mogłem uczestniczyć w pięknym spektaklu pt. loty godowe czajek. Ptaki jako jedyne stanęły na wysokości zadania: sporo szpaków na polach i myszołów, w zaroślach od groma rudzików i kosów. Były także bociany i skowronki. Mało było kwitnących drzew, chyba też spasowały po ostatnich wyczynach zimy. Duży, nieprzyjemny ruch w Rudzie Śląskiej, spory w Sośnicowicach. Wrażenia z przejazdu przez Tarnowskie Góry takie jak zwykle: głęboki PRL (wyjąwszy ulicę Krakowską). Również w parku świerklanieckim tłumy spacerowiczów. Wróciłem przed zmierzchem choć wyruszyłem równo o 12.

Czas brutto: 7h 40'. Waga roweru: 25,3 kg (w tym opony Land Cruiser 42 mm. Jeżdżę na nich od lutego, niezły, wyrazisty bieżnik na grunt i szutry. Radzą sobie nieźle nawet na piachu. Niezły stosunek jakości do nominalnej ceny, tym bardziej że dostałem je gratis. Zaskoczenie na plus).

Chudów

Czajka zaszumiona, ale nie ta warszawska :)

Sośnicowice

Pławniowice

Nieliczne ślady kwietnia

Toszek

W drodze na Zacharzowice

Zbieranie korków idzie słabo...

Stare Tarnowice niedostępne

Rynek w Tarnowskich Górach

Świerklaniec - park

Świerklaniec - zapora

Trasa:
Dystans20.06 km Czas01:01 Vśrednia19.73 km/h
SprzętMerida Drakar
Śnieżny wypad do Biblioteki Śląskiej

Po co wybrałem się do zamkniętej z powodu covida biblioteki? Otóż geniusze nie przedłużyli mi terminu książki którą ktoś zarezerwował. Biblioteka zamknięta - typ i tak tej książki nie wypożyczy, ale ja musiałem popylać by ją zwrócić. Genialne! 

Zwrotu musiałem dokonać przez cudowny automat do zwrotu. Trochę mi zajęło zrozumienie gdzie się skanuje kartę, potem tego jak się ją skanuje (wyłącznie pod odpowiednim kątem). Komedia! Ostatecznie książkę zwróciłem. WSZYSTKO PRZEZ TUSKA. Autentyk: chodziło o książkę "Szczerze" Donalda Tuska. Korzystając z okazji zapodam recenzję. O dziwo kilka fragmentów istotnie było szczerych, cała reszta to staranna autokreacja. Wg "dziennika" Donald jest bardziej antyrosyjski od Jarka, bardziej europejski od Europy, no i przypadkiem zawsze lata z książką, której nie ma czasu przeczytać (wyraźna aluzja do "Podróży z Herodotem)". Nieustannie stawia się Angeli, ani słowem nie wspomina o dziwnych nałogach Juncera. Nie warto nawet wspominać, że wszystko w "dzienniku" przewidział (szczególnie zdarzenia które miały miejsce kilka lat przed wydaniem pamiętnika - geniusz!), wszystkich zna i z wszystkimi się kumpluje.  Niepokoi tylko jak się z tymi kumplami porozumiewa, skoro jasno deklaruje, że nie zna języków. 
Zapunktował u mnie znajomością Ciorana, częste odniesienia do malarstwa wydają się autentyczne. Gdybym miał możliwość zwiedzać takie galerie i muzea jak Tusk, też poświęciłbym temu wiele miejsca. Rozdmuchiwane fragmenty snobistyczne czy grafomańskie są maleńkie i nie wpływają na odbiór książki. Nie jest to książka grafomańska, Tusk nie jest debilem, pisac potrafi przyzwoicie. Chwilami jest ciekawie, ale zazwyczaj pisze bardzo zachowawczo. Najbardziej razi ta nieustanna autokreacja. Genialny strateg, przenikliwy umysł, wpływowy VIP, wzorcowy członek rodziny, wzór cnót europejskich. Nuda.


W parku (bo zahaczyłem o park rzecz jasna) kałuże nawet na trawnikach. Po kilku dniach deszczu gleba już nie dawała rady. Śniegodeszcz bardzo mokry, niemal przemoczył mi doszczętnie kurtkę. 

Ojczyzna-polszczyzna

Dystans23.77 km Czas01:05 Vśrednia21.94 km/h Podjazdy207 m
Park Śląski

2 konferencje jednego dnia plus zakupy dla rodziców. Czasu na rower starczyło na niecałe 3 pętle po parku. Od wtorku miał się zacząć pogodowy armageddon.