Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2021

Dystans całkowity:1672.99 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:76:18
Średnia prędkość:21.93 km/h
Maksymalna prędkość:58.23 km/h
Suma podjazdów:12190 m
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:98.41 km i 4h 29m
Więcej statystyk
Dystans38.27 km Czas01:49 Vśrednia21.07 km/h Podjazdy293 m
Dobieszowice

W niedzielę mój plan dnia był napięty jak bielizna na Bartoszu Węglarczyku. Wstałem późno (po sobotnim rajdzie), ale doświadczenie uczyło by zrobić rozruch. Pomimo silnego wiatru wybrałem się więc na północ. Połowa trasy była więc ciężka, ale druga połówka zadziwiająco lekka (z wiatrem).
Dystans241.38 km Czas11:02 Vśrednia21.88 km/h VMAX58.23 km/h Podjazdy1513 m
Fajna Ryba po ariańsku
Kategoria >200 km

Tytuł brzmi nieźle, prawda? To efekt mariażu dwóch pomysłów: dawno planowanego cyklotreku na Fajnej Rybie i lektury książki "Ariańskim szlakiem" Haliny Machul. Sama nazwa Fajna Ryba jest typowym dla XIX wieku przekręceniem lokalnej nazwy przez kartografów. Okolice wzgórza należały wówczas do przedborskiego Żyda o nazwisku Wajnryb. Na pytanie co to za góra, miejscowi odrzekli: Wajnryba. W ten oto sposób z góry Wajnryba zrobiła się Fajna Ryba; przyrządziłem ją więc po ariańsku i skonsumowałem na rowerze. Tyle tytułem wstępu. 

Dlaczego po ariańsku? Lektura przewodnika po ariańskich zabytkach uświadomiła mi, że nigdy nie byłem w Gryszczynie, przy tamtejszych tajemniczych ruinach świątyni. Planując trasę odkryłem też, że nie nawiedziłem kopców upamiętniających uczestników bitwy pod Szczekocinami, która rozegrała się pod Wywłą (tak jak bitwa grunwaldzka pod Stębarkiem itd). Miałem więc zarys trasy, wystarczyło ten zarys uzupełnić o szkołę ariańską w Moskorzewie (gdzie byłem tylko raz na rowerze i to krajówką) i zbór ariański w Ludyni (tam też już zajechałem dwukołowcem, ale spiesząc się na pociąg do Włoszczowy nie próbowałem uwiecznić). Pora wczesna, ciemno szybko, pomyślałem więc o wykorzystaniu pociągu PolRegio relacji Łódź - Częstochowa. Przepis był gotowy, trzeba było zabrać się do gotowania. 

 Lekko wcale nie było: musiałem trzymać tempo a wyruszyłem dość późno. Obawy o przemarznięcie były bezpodstawne: i tak przemarzłem, w letnich butach z siatką -0,4 stopnia to już spora trauma. Lodownia spowodowała, że pierwszy postój zrobiłem dopiero przed Złożeńcem. Niezwykły był jednak zapach mrożonego czosnku niedźwiedziego w Parku Zielona w Dąbrowie. Wiatr był silny i kiedy tylko zamieniał się w boczny lub przeciwny (odcinki krótkie, ale bolesne) to na otwartej przestrzeni było bardzo niefajnie. Bardzo spokojnie jechało mi się natomiast przez Wierzbicę, Dobraków i Otolę - muszę tu jeździć częściej. W Małoszycach zaskoczyła mnie duża liczba drewnianych domów z bali. Zobaczyłem też pierwsze pliszki siwe, a nad Pilicą między Dąbrowicą a Obiechowem było tłumnie od czajek. Dojazd pod ruinki w Gruszczynie wiódł drogą-piaskownicą i tutaj znakomicie zdały egzamin moje tanie opony Schwalbe Land Cruiser. Jeszcze nigdy nie dałem rady przejechać takiego odcinka piachu na trekkingu. Zrobiło to na mnie wrażenie - na maratonkach byłoby prawie 500 metrów prowadzenia roweru... Od Gruszczyna po Przedbórz zmagałem się z silnym, porywistym wiatrem. Dotarłem wtedy do Żeleźnicy, czyli wsi gdzie Kazimierz Wielki połamał nogę uganiając się za jeleniem. Ten incydent przyczynił się do rychłej śmierci króla i zakończenia panowania Piastów na tronie polskim. 

Finalnie dotarłem też do stóp mego celu - Fajnej Ryby. Na podejściu z Gór Suchych podejście bardzo strome (ok. 50% nachylenia), ale krótkie. Na grzbiecie okazało się, że idealna ścieżka, niemal droga gruntowa, pokryta igliwiem. Gdybym wiedział (spodziewałem się piachu) - wjechałbym rowerem. Zaliczyłem jednak cyklotrek. Po powrocie na rower i wizycie w przedborskiej Biedronce musiałem dalej zmagać się z przeciwnym wiatrem. Byłem jednak spokojny - miałem spory zapas czasu do pociągu. Nigdy jednak nie należy lekceważyć przeciwnika. Z własnej winy pogubiłem się więc i odkryłem to we wsi Ochotnik. Trochę trwało zanim złapałem orientację, chwilę potem zaczęło kropić i znów straciłem sporo czasu na przebieranki przystankowe. Zamiast spokojnej jazdy miałem więc nerwową końcówkę i na stację w Gorzkowicach przybyłem zaledwie 12 minut przed pociągiem. W Zawierciu dowiedziałem się, że pociąg pojedzie przez Sosnowiec Pd z powodu samobójcy na torach, ale uprzątnięto zwłoki na czas i jechaliśmy standardowo przez Sikorkę, Ząbkowice i Będzin Miasto. Ot, życie. Uczciłem 11 rocznicę katastrofy smoleńskiej, ale chodziło mi o uczczenie 500. rocznicy frajerskiej śmierci Ferdynanda Magellana. Rocznica przypadała 7 kwietnia, ale mogłem ją uświetnić jedynie z opóźnieniem. Pociąg - na szczęście - przyjechał do Chorzowa zgodnie z rozkładem. 

Gruszczyn - ruiny świątyni, niegdyś ariańskiej

Żeleźnica, zwana kiedyś Żelaznymi Drogami (pewnie od rudy żelaza) - tu połamał nogę i złapał gangrenę Kazimierz III Wielki...

Stromę podejście na Fajna Rybkę

Przedbórz widziany z Korytna


Więcej zdjęć tutaj: Galeria rajdu

Trasa:


Dystans39.29 km Czas01:55 Vśrednia20.50 km/h Podjazdy351 m
SprzętMerida Drakar
Wigilia 500. rocznicy śmierci Magellana

7 kwietnia przypadała 500. rocznica śmierci Magellana, ale ja nie miałem nawet czasu by choćby symbolicznie pójść na rower. Pogoda też nie zachęcała. Cały zapas samobiczowania zużyłem bowiem dzień wcześniej - właśnie w ten pamiętny wtorek. Najdziwniej spędzony dzień wolny w życiu. Łącznie 8 godzin uganiania się za formalnościami. Wpierw w prokuraturze za zgodą na pochówek, potem w przychodni za kartą zgonu, następnie w USC za aktem zgonu. Wszędzie tam kolejki, sekretariaty, rejestracje itd. Na koniec jeszcze prawie godzinny pobyt w zakładzie pogrzebowym. Wszystko wzbogacone gorącą linią telefoniczną, śniegiem o poranku, lodowatym wiatrem. Rzecz działa się w dwóch miastach, przemieszczać musiałem się zgodnie z kolejnością urzędową, czyli jak ping-pong... 

Nie miałem czasu ani ochoty by uwiecznić ośnieżone drzewa w parku, gdy rano jechałem do prokuratury w Siemianowicach...
Dystans193.66 km Czas09:06 Vśrednia21.28 km/h Podjazdy1186 m
Rajd III Powstania, czyli spotkanie z adrenaliną
Kategoria >100 km

Dość dramatyczny w przebiegu rajd, który miał docelowo uczcić 100. rocznicę III powstania śląskiego. Powstania, które dziś określa się po prostu wojna hybrydową polsko-niemiecką. Warunki były ciężkie, silny, porywisty wiatr. Ciężka sytuacja w domu, rodzice zarażeni covidem, konieczność spędzenia całego kolejnego dnia na załatwianiu formalności z pochówkiem cioci. Wszystko to skłoniło mnie do wyrypy, musiałem odreagować. Nie zacząłem nawet szczególnie wcześnie, ale za to bardzo mocno. Jechałem bardzo mocnym tempem i po chwili byłem w Pyskowicach. Pierwszą przerwę zrobiłem jednak dopiero na Górze św. Anny, przy Muzeum Powstańczym. 

Z Góry św. Anny zdecydowałem się jechać z wiatrem na Krasiejów i zakończyć wycieczkę w Oleśnie. W Oleśnie straciłem sporo czasu, bo wiedziałem że mam jeszcze czas do pociągu. Gdy więc dotarłem w końcu na peron zdziwiło mnie, że pociągu nie ma. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że jest poniedziałek wielkanocny i najbliższy pociąg przyjedzie za 3 godziny. Wiatr nie pozostawiał mi wybory: albo ruszę dalej na północ by złapać pociąg z Wielunia, albo utknę w świątecznym Oleśnie na resztę życia, czyli na 3 godziny...

Wybrałem rzecz jasna szalony rajd w kierunku Wielunia. Mój rajd powstańczy stracił więc swój śląski charakter, ale zyskał dawkę adrenaliny. Żeby zdążyć musiałem trzymać niezłe tempo.  Na ostatniej prostej, już w Dzietrznikach dopadł mnie potężny żywioł - oberwanie chmury z potężnym huraganem. W jądro niżu jedzie się bardzo fajnie, pod warunkiem wszakże, że nas to jądro nie wciągnie. Mnie zaczęło już wsysać. Resztką sił zwalczyłem żywioł i chwilę po tym jak dotarłem pod wiatę przystanku kolejowego wtoczył się pociąg do Tarnowskich Gór.

Myślałem, że to już koniec przygód. Nie mogłem się bardziej mylić. Na kolejny pociąg (przesiadłem się w TG) relacji Tarnowskie Góry - Katowice zwaliła się trakcja z czterema słupami. Za 2 minuty miałem wysiadać i byłem już w przedsionku. Słup zatrzymał się 20 cm od szyby i mojej głowy... Jeden ze słupów zwalił się prosto na kabinę maszynisty i o mało nie wybił okna z przodu pociągu. Było ok. 19:30. Z pociągu wyszedłem - po drabinach (rower wynieśli strażacy) - po godz. 22:30. W domu byłem tuż przed 23. Ostatni odcinek (2,5 km) zajął mi więc 3,5 h. I po co ja się tak spieszyłem na ten pociąg? Życie tworzy najbardziej poryte historie. Załapałem się nawet na zdjęcie w Dzienniku Zachodnim. Szkoda, że nie umieścili fotki jak strażacy transportowali mój rower drabinami po skarpie. Pociągi na linii Katowice-Bytom były wstrzymane przez 2 dni... 

Pyskowice

Aleja z Leśnicy na Anaberg

Muzeum na Górze Św. Anny

Rekonstrukcja wozu Korfanty

Pomnik na Anabergu

Krasiejów

Piękna tablica

Olesno - miałem tu zakończyć, ale okazało się że tego dnia pociąg nie kursuje...

Ławka niepodległości niczym ojczyzna: brudna i bez sensu

DDR Olesno - Gorzów, czyli spiesząc na pociąg z Wielunia

Praszka

Nad Wartą w pobliżu Kępowizny

Zawalenie się 4 słupów trakcji na pociąg tuż przed metą, na przystanku Chorzów Miasto. 

Mój pociąg - gdyby poszło na szybę maszynisty byłoby nieciekawie

Ja w trakcie ewakuacji - reporter stwierdził, że rower będzie wyglądał dramatycznie...

Trasa:

Dystans88.83 km Czas04:11 Vśrednia21.23 km/h VMAX49.95 km/h Podjazdy892 m
Płaskowyż Twardowicki 14/2021
Kategoria blisko domu

Smutna i nietypowa Wielkanoc. Wpierw jeździłem po "Cwajce" by znaleźć czynna aptekę i zakupić rodzicom czopki obniżające trawiącą ich gorączkę (covid19). Zeszłoroczny koronakwiecień spędzony w domu na zakazie został więc szybko przebity przez tegoroczny, prawdziwie tragiczny i covidowy. Po wypełnieniu zadania (a rano było naprawdę nieprzyjemnie) pojechałem na Górę św. Doroty i dalej na Płaskowyż w tradycyjnym, mocnym zestawieniu: Brzękowice-Wał, Goląsza Górna, Najdziszów, Dziewicza. Było zimno, dzięki czemu była dobra widoczność.  

Zamek w Będzinie widziany z GSD

Widok z kuesty triasowej Płaskowyżu

Trasa: Chorzów - GSD - Góra Siewierska - Goląsza Górna - Najdziszów - Twardowice - Myszkowice - Dziewicza - Chorzów
Dystans27.88 km Czas01:19 Vśrednia21.17 km/h Podjazdy289 m
Formalności + Park Śląski

Wizyta w przychodni (Maciejkowice) i półtorej rundy po parku (tylko tyle, bo ludzi chmara)
Dystans106.87 km Czas04:51 Vśrednia22.04 km/h VMAX52.10 km/h Podjazdy723 m
Dookoła zbiornika Świerklaniec
Kategoria >100 km

  Wypad w Lasy Lublinieckie by wykorzystać ciepły i bezdeszczowy dzień oraz rozprostować kości o najdłuższym wypadzie w sezonie (dzień wcześniej). Było niestety pochmurnie, zdecydowałem się więc na okolice lesiste. Wpierw była pierwsza w sezonie wizyta w Piekarach, potem przez Bibielę jechałem lasami do Cynkowa. Powód był oczywisty: dotlenienie. Z Cynkowa przez Zendek i Sączów. Potem wybrałem zwrot na Płaskowyż. Zaliczyłem podjazd na Dziewiczą Górę i Górę Siewierską i dopiero stamtąd - przez Rogoźnik - zjechałem do bazy. 
Jechało mi się bardzo dobrze. Opony Land Cruiser z wyraźnym bieżnikiem świetnie spisują się na gruntach i szutrach. Tempo było dobre do tego stopnia, że od Strąkowa wróciłem do tempa typowo treningowego. Nie bez znaczenia był jednak fakt, że jechałem bez sakwy...

Świerklaniec w prima aprilis

Miasteczko Śląskie - Bibiela

Dziewicza Góra

Trasa: