Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2022
Dystans całkowity: | 2598.26 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 146:41 |
Średnia prędkość: | 17.71 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.09 km/h |
Suma podjazdów: | 24456 m |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 99.93 km i 5h 38m |
Więcej statystyk |
Dystans144.30 km Czas07:03 Vśrednia20.47 km/h VMAX44.62 km/h Podjazdy1096 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Z Krasic do Chorzowa
Powrót do Chorzowa okrężną drogą: przez okolice Lelowa, Nakło, Irządze i Pradły. Po drodze roiło się od instalacji dożynkowych, niektóre zasługiwały na uwiecznienie.
Nie udał się skrót leśny z Gródka do Nakła. Było tyle piachu, że wycofałem się na znaną mi drogę asfaltową. Ładny dzień, choć wiatr momentami silny, a na Jurze przeciwny.
Wola Mokrzeska
Przed Św. Anną
Podlesie w gm. Lelów
Gródek - lokalna stolica letniskowa
Giebło
Chruszczobród
Trasa:
Powrót do Chorzowa okrężną drogą: przez okolice Lelowa, Nakło, Irządze i Pradły. Po drodze roiło się od instalacji dożynkowych, niektóre zasługiwały na uwiecznienie.
Nie udał się skrót leśny z Gródka do Nakła. Było tyle piachu, że wycofałem się na znaną mi drogę asfaltową. Ładny dzień, choć wiatr momentami silny, a na Jurze przeciwny.
Wola Mokrzeska
Przed Św. Anną
Podlesie w gm. Lelów
Gródek - lokalna stolica letniskowa
Giebło
Chruszczobród
Trasa:
Dystans23.82 km Czas01:16 Vśrednia18.81 km/h Podjazdy132 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Okolice Mstowa
Wykorzystałem pogodne przedpołudnie. Potem kosiłem, a potem naszły chmury i padało. Pod wieczór nawet lało srogo.
Skrót przez Małusy
Nad Wartą niezły biwak jest na środku nigdzie.
Wykorzystałem pogodne przedpołudnie. Potem kosiłem, a potem naszły chmury i padało. Pod wieczór nawet lało srogo.
Skrót przez Małusy
Nad Wartą niezły biwak jest na środku nigdzie.
Dystans153.03 km Czas07:44 Vśrednia19.79 km/h VMAX38.69 km/h Podjazdy792 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Włoszczowskie eksploracje
W powietrzu czuć było koniec wakacji, jaskółki przesiadywały masowo na drutach. Eksplorowałem kilka razy drogi, na których zrywałem po kilkaset pajęczyn. Co ciekawe, wcale nie miały złej nawierzchni, jak na leśne drogi gospodarcze. Znalazłem też pierwsze kurki w sezonie, pomimo strasznej suszy w lesie. Dzień z idylliczną pogodą zakończyły nagłe biegunki. Dwa dni wcześniej skusiłem się na kilka lodów na raz. Teraz przyszła kara, bolesna, spodziewana. Mimo to zdążyłem wrócić przed pełną ciemnością. Czułem się jak zwykle we Włoszkowskiem, czyli jak na Podlasiu. Z tą różnicą, że drogi dużo lepsze :)
Po raz pierwszy dotarłem do Sadów, Pągowa, Łazowa, Odrowąża, Jakubowic, Eliaszówki, Januszewic, Komorników, Rzewuszyc, Komparzowa i Jeżowic. Uff, sporo tego się zebrało. Źle poczułem się w Kluczewsku. Z bólu jechałem na pamięć i potem musiałem się wracać ale przynajmniej znalazłem dobre miejsce na półgodzinną defekację. Po minięciu Kurzelowa i dotarciu do Jeżowic, zaliczyłem za wsią ostatnie chwile męki, a potem jechałem już szybkim tempem do Krasic, by zdążyć przed ciemnością.
Przebijanie się z Milionowa
Jabłonka przed Cudkowem
Kościół w Borzykowej
Krowy w Sadach
Łazów. Dom na sprzedaż
Dwór w Odrowążu
Kościół w Niedośpielinie. Zgrabny, byłem tu drugi raz w życiu.
Wielgomłyny
Pilica za Kurzelowem
Upał w Kluczewsku
Przerwa w Kurzelowie
Trasa:
W powietrzu czuć było koniec wakacji, jaskółki przesiadywały masowo na drutach. Eksplorowałem kilka razy drogi, na których zrywałem po kilkaset pajęczyn. Co ciekawe, wcale nie miały złej nawierzchni, jak na leśne drogi gospodarcze. Znalazłem też pierwsze kurki w sezonie, pomimo strasznej suszy w lesie. Dzień z idylliczną pogodą zakończyły nagłe biegunki. Dwa dni wcześniej skusiłem się na kilka lodów na raz. Teraz przyszła kara, bolesna, spodziewana. Mimo to zdążyłem wrócić przed pełną ciemnością. Czułem się jak zwykle we Włoszkowskiem, czyli jak na Podlasiu. Z tą różnicą, że drogi dużo lepsze :)
Po raz pierwszy dotarłem do Sadów, Pągowa, Łazowa, Odrowąża, Jakubowic, Eliaszówki, Januszewic, Komorników, Rzewuszyc, Komparzowa i Jeżowic. Uff, sporo tego się zebrało. Źle poczułem się w Kluczewsku. Z bólu jechałem na pamięć i potem musiałem się wracać ale przynajmniej znalazłem dobre miejsce na półgodzinną defekację. Po minięciu Kurzelowa i dotarciu do Jeżowic, zaliczyłem za wsią ostatnie chwile męki, a potem jechałem już szybkim tempem do Krasic, by zdążyć przed ciemnością.
Przebijanie się z Milionowa
Jabłonka przed Cudkowem
Kościół w Borzykowej
Krowy w Sadach
Łazów. Dom na sprzedaż
Dwór w Odrowążu
Kościół w Niedośpielinie. Zgrabny, byłem tu drugi raz w życiu.
Wielgomłyny
Pilica za Kurzelowem
Upał w Kluczewsku
Przerwa w Kurzelowie
Trasa:
Dystans137.12 km Czas07:02 Vśrednia19.50 km/h VMAX46.62 km/h Podjazdy1189 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Do Krasic i Mstowa przez Glinianą Górę
Przez Sączów, Brudzowice, Glinianą Górę, Poraj i Zrębice do Krasic. A potem - już na lekko - eksploracje mstowskie, w tym rejonu cmentarza cholerycznego u stóp Dobrej Góry, dojazd do Jaskrowa i powrót przez Małusy u stóp Dupnicy do Krasic. Pogodnie, upalnie niemal, wszystkie nowości/zdziwienia na zdjęciach:
Z Glinianej Góry na Koziegłówki
W Miłości
Nad zbiornikiem Poraj
W drodze do Biskupic
Zrębickie dożynki
Mstów stolicą Dożynek Powiatowych!
W drodze na Jaskrów, cmentarz choleryczny
Trasa:
Przez Sączów, Brudzowice, Glinianą Górę, Poraj i Zrębice do Krasic. A potem - już na lekko - eksploracje mstowskie, w tym rejonu cmentarza cholerycznego u stóp Dobrej Góry, dojazd do Jaskrowa i powrót przez Małusy u stóp Dupnicy do Krasic. Pogodnie, upalnie niemal, wszystkie nowości/zdziwienia na zdjęciach:
Z Glinianej Góry na Koziegłówki
W Miłości
Nad zbiornikiem Poraj
W drodze do Biskupic
Zrębickie dożynki
Mstów stolicą Dożynek Powiatowych!
W drodze na Jaskrów, cmentarz choleryczny
Trasa:
Dystans26.56 km Czas01:20 Vśrednia19.92 km/h Podjazdy188 m
SprzętMerida Drakar
Dystans15.31 km Czas00:51 Vśrednia18.01 km/h Podjazdy128 m
SprzętMerida Drakar
Dystans7.56 km Czas00:22 Vśrednia20.62 km/h Podjazdy 52 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Sklepy + serwis
Konieczność nowego zaplatania koła
Konieczność nowego zaplatania koła
Dystans28.42 km Czas01:31 Vśrednia18.74 km/h VMAX35.41 km/h Podjazdy146 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Tour de Altes Reich, dzień 18: Tradycyjny odwrót w deszczu
Ostatni dzień wyprawy śladami Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, czyli starej Rzeszy (I Rzeszy). Czas na krótkie podsumowanie wrażeń.
Widziałem nieznane kompletnie w Polsce miasta, których starówki wbijają w osłupienie; z niewielkimi wyjątkami podróżowałem znakomitymi radwegami (drogami rowerowymi) a 2 tygodnie spędzone w Niemczech kosztowały mnie 190 euro i to licząc razem z przejazdami pociągami (ponad 800 km!). Podróżowałem uparcie przez środkowe Niemcy, bo bogactwo miejsc historycznych jest tu niesamowite. To w sumie dość oczywiste, bo przez 500 lat (od końca X wieku do końca XV wieku) znajdowało się tu gospodarcze i polityczne centrum średniowiecznej Europy. Nie była to jednak łatwa, rekreacyjna trasa i decydował o tym nie tylko nieznośny upał, ale przede wszystkim wszechobecne interwały. Bo góry - choć niewysokie - są tu wszędzie i warto o tym pamiętać.
Niewiele widziałem bardziej idyllicznych regionów Europy niż północna Wirtembergia czy północna Hesja (Hesja-Kassel). Niemcy są bardzo niedoceniane jako cel podróży rowerowych. Trzeba jedynie pamiętać, by unikać miast powyżej 100 tys. mieszkańców (są oczywiście wyjątki - jak np. Lubeka), bo wszystkie - bez wyjątków - były bombardowane. Różna jest też rowerowa polityka poszczególnych landów. Wśród miast mniejszych, szczególnie takich do 50 tys. mieszkańców, znaleźć można prawdziwe wielokondygnacyjne skanseny na świeżym powietrzu. To daje wyobrażenie o gospodarczej potędze średniowiecznej Rzeszy, bo pamiętać trzeba, że ośrodki te miały drugorzędne znaczenie lub pod koniec średniowiecza znaczenie te straciły (jak np. Quedlinburg). Najjaśniejsza Rzeczpospolita miała furę szczęścia, że potężna gospodarczo Rzesza została zneutralizowana politycznie przez absurdalne rozdrobnienie na setki niepodległych państewek.
-----
Zadziwiająca jest ta wieloletnia prawidłowość, że pod koniec drugiej dekady sierpnia, gdy kończę wielodniową trasę, leje jak z cebra. Tak było w 2015, 2016, 2019, 2021 i tak jest w 2022. Prognozy nie zostawiają złudzeń. W Polsce ma być jeszcze gorzej. W Mariańskich Łaźniach wsiadam więc w pociąg do Pilzna. Zwiedzam spokojnie Pilzno i ruszam – przez Pragę - na Bohumin. Przejazd z Bohumina do Chałupek jest traumatyczny. Czuję się jak w akwarium, sznury wody są tak silne, że ledwo da się jechać. Gdy podstawiają pociąg KŚ z Chałupek do Katowic czuję wielką ulgę. Z dworca w Katowicach wracam tradycyjnie, w deszczu.
W tych wszystkich wymienionych wcześniej latach było podobnie (w 2016 r. godzinę przed moim przyjazdem, kilkaset metrów od mojego mieszkania, przeszła trąba powietrzna...).
Pilzno ma starówkę niewielką ale wertykalną
Rynek w Pilźnie
Bohumin
Trasa:
Velka Hledsebe - Mariańskie Łaźnie (rowerem na pociąg) - Pilzno (rowerem po centrum) - Praga - Bohumin - rowerem do Chałupek - Katowice - rowerem do Chorzowa.
Galeria wyprawy:
https://photos.app.goo.gl/FFhRCs1y31mQyEav5
Ostatni dzień wyprawy śladami Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, czyli starej Rzeszy (I Rzeszy). Czas na krótkie podsumowanie wrażeń.
Widziałem nieznane kompletnie w Polsce miasta, których starówki wbijają w osłupienie; z niewielkimi wyjątkami podróżowałem znakomitymi radwegami (drogami rowerowymi) a 2 tygodnie spędzone w Niemczech kosztowały mnie 190 euro i to licząc razem z przejazdami pociągami (ponad 800 km!). Podróżowałem uparcie przez środkowe Niemcy, bo bogactwo miejsc historycznych jest tu niesamowite. To w sumie dość oczywiste, bo przez 500 lat (od końca X wieku do końca XV wieku) znajdowało się tu gospodarcze i polityczne centrum średniowiecznej Europy. Nie była to jednak łatwa, rekreacyjna trasa i decydował o tym nie tylko nieznośny upał, ale przede wszystkim wszechobecne interwały. Bo góry - choć niewysokie - są tu wszędzie i warto o tym pamiętać.
Niewiele widziałem bardziej idyllicznych regionów Europy niż północna Wirtembergia czy północna Hesja (Hesja-Kassel). Niemcy są bardzo niedoceniane jako cel podróży rowerowych. Trzeba jedynie pamiętać, by unikać miast powyżej 100 tys. mieszkańców (są oczywiście wyjątki - jak np. Lubeka), bo wszystkie - bez wyjątków - były bombardowane. Różna jest też rowerowa polityka poszczególnych landów. Wśród miast mniejszych, szczególnie takich do 50 tys. mieszkańców, znaleźć można prawdziwe wielokondygnacyjne skanseny na świeżym powietrzu. To daje wyobrażenie o gospodarczej potędze średniowiecznej Rzeszy, bo pamiętać trzeba, że ośrodki te miały drugorzędne znaczenie lub pod koniec średniowiecza znaczenie te straciły (jak np. Quedlinburg). Najjaśniejsza Rzeczpospolita miała furę szczęścia, że potężna gospodarczo Rzesza została zneutralizowana politycznie przez absurdalne rozdrobnienie na setki niepodległych państewek.
-----
Zadziwiająca jest ta wieloletnia prawidłowość, że pod koniec drugiej dekady sierpnia, gdy kończę wielodniową trasę, leje jak z cebra. Tak było w 2015, 2016, 2019, 2021 i tak jest w 2022. Prognozy nie zostawiają złudzeń. W Polsce ma być jeszcze gorzej. W Mariańskich Łaźniach wsiadam więc w pociąg do Pilzna. Zwiedzam spokojnie Pilzno i ruszam – przez Pragę - na Bohumin. Przejazd z Bohumina do Chałupek jest traumatyczny. Czuję się jak w akwarium, sznury wody są tak silne, że ledwo da się jechać. Gdy podstawiają pociąg KŚ z Chałupek do Katowic czuję wielką ulgę. Z dworca w Katowicach wracam tradycyjnie, w deszczu.
W tych wszystkich wymienionych wcześniej latach było podobnie (w 2016 r. godzinę przed moim przyjazdem, kilkaset metrów od mojego mieszkania, przeszła trąba powietrzna...).
Pilzno ma starówkę niewielką ale wertykalną
Rynek w Pilźnie
Bohumin
Trasa:
Velka Hledsebe - Mariańskie Łaźnie (rowerem na pociąg) - Pilzno (rowerem po centrum) - Praga - Bohumin - rowerem do Chałupek - Katowice - rowerem do Chorzowa.
Galeria wyprawy:
https://photos.app.goo.gl/FFhRCs1y31mQyEav5
Dystans118.50 km Czas06:19 Vśrednia18.76 km/h VMAX53.44 km/h Podjazdy1086 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Tour de Altes Reich, dzień 17: Szlakiem sławnych ludzi
Nad ranem w dobry nastrój wprawia mnie cudowna zabudowa otoczonego murami obronnymi miasteczka Sesslach, a mapa Freytag&Berndt zaleca także wizytę w maleńkim Ummerstadt. W tym mikromiasteczku (500 mieszkańców) wszystkie domy są szachulcowe a na ulicach nie ma żywego ducha. Należy zresztą ono już do Turyngii, choć główny cel dnia – Coburg – wymusza na mnie powrót do Bawarii (chociaż Coburg historycznie należy do Turyngii to mieszkańcy wybrali w 1945 roku Bawarię i uniknęli wcielenia do NRD). Coburg jest tego wart. Brytyjskie lotnictwo wspaniałomyślnie oszczędziło miasto księcia Alberta, nepotyzm miewa pozytywne skutki. Miasto jest urocze, ma przepiękny renesansowy ratusz i po raz pierwszy od Erfurtu znajduję czynny kranik z trinkwasser!
Coburg jest punktem zwrotnym, stąd - przez wagnerowskie Bayeruth (które mam czas eksplorować na rowerze czekając na przesiadkę) ruszam na Weiden. To pożegnalny odcinek niemieckimi kolejami. Znakomity portal Deutsche Bahn odradził mi podróż przez Norymbergę (absurdalnie wysoka frekwencja), wylądowałem więc w Górnym Palatynacie. Nie wypada przemilczeć znakomitych zwyczajów DB, czyli zawsze działających, specjalnie dostosowanych wind dla rowerów na każdym dworcu i zapowiadaniu przed każdym przystankiem z której strony będzie peron. Danke, DB!
Dzień kończę w padającym deszczu i ze świadomością, że w najbliższych dniach będzie tylko gorzej. Czas opuścić Niemcy i Górny Palatynat. O zmierzchu melduję się na kempingu La Provence u stóp Mariańskich Łaźni. Właściciele są bardzo sympatyczni a cena – jak na położenie - przystępna. Gdy biorę gorący prysznic moim jedynym zmartwieniem jest pęknięta szprycha. Tak, kolejna. Padła tuż przed granicą niemiecko-czeską. To czwarta szprycha w odstępie niecałych dwóch miesięcy, która poszła w tym samym kole. Po powrocie do Polski pozbędę się w tym kole wszystkich szprych. Urlop nie polega na tym by nerwowo wpatrywać się w obręcze.
Urocze, w całości otoczone murami Sesslach, od rano kipiało życiem z powodu jarmarku.
W ujmującym Ummerstadt nie było żywego ducha.
Coburg - miasto księcia Alberta (tego od królowej Wiktorii), przodka JKM Karola III
Kapitalny ratusz
Pomnik Albercika na rynku koburskim (tu też jakiś festyn, utrapienie z tymi świętami kiełbasy)
Chmurny deptak w Bayreuth
Spotkanie z wujkiem Wagnerem
Górny Palatynat we mgle. Było mi trochę szkoda, że to już koniec tej niezwykłej podróży.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41986676
Nad ranem w dobry nastrój wprawia mnie cudowna zabudowa otoczonego murami obronnymi miasteczka Sesslach, a mapa Freytag&Berndt zaleca także wizytę w maleńkim Ummerstadt. W tym mikromiasteczku (500 mieszkańców) wszystkie domy są szachulcowe a na ulicach nie ma żywego ducha. Należy zresztą ono już do Turyngii, choć główny cel dnia – Coburg – wymusza na mnie powrót do Bawarii (chociaż Coburg historycznie należy do Turyngii to mieszkańcy wybrali w 1945 roku Bawarię i uniknęli wcielenia do NRD). Coburg jest tego wart. Brytyjskie lotnictwo wspaniałomyślnie oszczędziło miasto księcia Alberta, nepotyzm miewa pozytywne skutki. Miasto jest urocze, ma przepiękny renesansowy ratusz i po raz pierwszy od Erfurtu znajduję czynny kranik z trinkwasser!
Coburg jest punktem zwrotnym, stąd - przez wagnerowskie Bayeruth (które mam czas eksplorować na rowerze czekając na przesiadkę) ruszam na Weiden. To pożegnalny odcinek niemieckimi kolejami. Znakomity portal Deutsche Bahn odradził mi podróż przez Norymbergę (absurdalnie wysoka frekwencja), wylądowałem więc w Górnym Palatynacie. Nie wypada przemilczeć znakomitych zwyczajów DB, czyli zawsze działających, specjalnie dostosowanych wind dla rowerów na każdym dworcu i zapowiadaniu przed każdym przystankiem z której strony będzie peron. Danke, DB!
Dzień kończę w padającym deszczu i ze świadomością, że w najbliższych dniach będzie tylko gorzej. Czas opuścić Niemcy i Górny Palatynat. O zmierzchu melduję się na kempingu La Provence u stóp Mariańskich Łaźni. Właściciele są bardzo sympatyczni a cena – jak na położenie - przystępna. Gdy biorę gorący prysznic moim jedynym zmartwieniem jest pęknięta szprycha. Tak, kolejna. Padła tuż przed granicą niemiecko-czeską. To czwarta szprycha w odstępie niecałych dwóch miesięcy, która poszła w tym samym kole. Po powrocie do Polski pozbędę się w tym kole wszystkich szprych. Urlop nie polega na tym by nerwowo wpatrywać się w obręcze.
Urocze, w całości otoczone murami Sesslach, od rano kipiało życiem z powodu jarmarku.
W ujmującym Ummerstadt nie było żywego ducha.
Coburg - miasto księcia Alberta (tego od królowej Wiktorii), przodka JKM Karola III
Kapitalny ratusz
Pomnik Albercika na rynku koburskim (tu też jakiś festyn, utrapienie z tymi świętami kiełbasy)
Chmurny deptak w Bayreuth
Spotkanie z wujkiem Wagnerem
Górny Palatynat we mgle. Było mi trochę szkoda, że to już koniec tej niezwykłej podróży.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41986676
Dystans123.25 km Czas06:34 Vśrednia18.77 km/h VMAX64.09 km/h Podjazdy889 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Tour de Altes Reich, dzień 16: Bamberg i deszcz
Kolejny dzień w północnej Bawarii i zachwyt pejzażem trudno wyrażać, bo wiele tu nie zachwyca. O ile początek trasy, w Staigerwaldzie jest jeszcze urokliwy i wzgórzysty, to potem zjeżdżam na wypłaszczone tereny by ominąć Hochstadt an der Aisch. Tym sposobem odwiedzam kilka zamków, z których najbardziej imponujący znajduje się w Pommersfelden. Wkrótce zaczyna lać i pada aż do Bambergu. Naiwnie cieszę się, że dzięki temu będzie atmosferka na starówce. Rzeczywistość okazuje się być tłumna a moje nadzieje płonne. Sam Bamberg przypomina Pragę w mniejszej skali. To największe miasto z w pełni oryginalną starówką na terenie Niemiec. Rothenburg zrobił jednak na mnie większe wrażenie.
Po odbyciu ceremoniału szwendania się po starówce (a tłum bywa gęsty, w dodatku na początku z parasolami) mozolnie przebijam się na północ klucząc po kiepskich bawarskich radwegach. Okazuje się, że bamberski potop zabija mi skutecznie elektronikę w liczniku i do końca dnia widzę tylko ślady pary na wyświetlaczu (deszcz jednak ustępuje na trwale). Dokładnie odwrotnie dzieje się z pejzażem, widać coraz więcej wzgórz i są coraz bardziej strome. Również wioski mogą się podobać. Po kilku niechcianych spotkaniach z myśliwskimi ambonami udaje mi się znaleźć całkiem przyjemny nocleg, w malowniczej dolince potoku Alster.
Bawarskie miasteczka Steigerwaldu...
Pommersfelden - Schloss Weißenstein - fragmencik skromnej rezydencji księcia-biskupa Bambergu, który dochrapał się godności arcybiskupa Moguncji, czyli został jednym z książąt-elektorów wybierających cesarza Heiliges Römisches Reich, którego to śladami jechałem... (w Koblencji widziałem jeszcze "skormniejszy" pałacyk elektora reńskiego).
W bocznych uliczkach bamberskiej starówki cisza i spokój
Ale w centrum starówki tłoczno, mimo ledwo zakończonego oberwania chmury
Wenecja bamberska
Ebern - malutka, ale przepiękna starówka (z obowiązkowymi murami miejskimi i bramami) znajduje się w pewnym oddaleniu od reszty miasta, które rozwinęło się nieco w separacji od niej.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41986481
Kolejny dzień w północnej Bawarii i zachwyt pejzażem trudno wyrażać, bo wiele tu nie zachwyca. O ile początek trasy, w Staigerwaldzie jest jeszcze urokliwy i wzgórzysty, to potem zjeżdżam na wypłaszczone tereny by ominąć Hochstadt an der Aisch. Tym sposobem odwiedzam kilka zamków, z których najbardziej imponujący znajduje się w Pommersfelden. Wkrótce zaczyna lać i pada aż do Bambergu. Naiwnie cieszę się, że dzięki temu będzie atmosferka na starówce. Rzeczywistość okazuje się być tłumna a moje nadzieje płonne. Sam Bamberg przypomina Pragę w mniejszej skali. To największe miasto z w pełni oryginalną starówką na terenie Niemiec. Rothenburg zrobił jednak na mnie większe wrażenie.
Po odbyciu ceremoniału szwendania się po starówce (a tłum bywa gęsty, w dodatku na początku z parasolami) mozolnie przebijam się na północ klucząc po kiepskich bawarskich radwegach. Okazuje się, że bamberski potop zabija mi skutecznie elektronikę w liczniku i do końca dnia widzę tylko ślady pary na wyświetlaczu (deszcz jednak ustępuje na trwale). Dokładnie odwrotnie dzieje się z pejzażem, widać coraz więcej wzgórz i są coraz bardziej strome. Również wioski mogą się podobać. Po kilku niechcianych spotkaniach z myśliwskimi ambonami udaje mi się znaleźć całkiem przyjemny nocleg, w malowniczej dolince potoku Alster.
Bawarskie miasteczka Steigerwaldu...
Pommersfelden - Schloss Weißenstein - fragmencik skromnej rezydencji księcia-biskupa Bambergu, który dochrapał się godności arcybiskupa Moguncji, czyli został jednym z książąt-elektorów wybierających cesarza Heiliges Römisches Reich, którego to śladami jechałem... (w Koblencji widziałem jeszcze "skormniejszy" pałacyk elektora reńskiego).
W bocznych uliczkach bamberskiej starówki cisza i spokój
Ale w centrum starówki tłoczno, mimo ledwo zakończonego oberwania chmury
Wenecja bamberska
Ebern - malutka, ale przepiękna starówka (z obowiązkowymi murami miejskimi i bramami) znajduje się w pewnym oddaleniu od reszty miasta, które rozwinęło się nieco w separacji od niej.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41986481