Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2018
Dystans całkowity: | 4053.09 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 215:20 |
Średnia prędkość: | 18.82 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.70 km/h |
Suma podjazdów: | 14618 m |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 150.11 km i 7h 58m |
Więcej statystyk |
Dystans154.72 km Czas08:42 Vśrednia17.78 km/h VMAX42.12 km/h Podjazdy485 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jej Wspaniałość Ryga
Obudziłem się w niedźwiedzim lesie (liczne ślady pazurów na smrekach, prawdziwy bór świerkowy) i tradycyjnie było ciepło. Wykorzystałem to więc na leśny prysznic. Ogoliłem się nawet przy pomocy lusterka rowerowego. Trza było wyglądać jak człowiek: czekał mnie triumfalny przejazd przez ostanią niezdobytą jeszcze stolicę państwa bałtyckiego. Łotwa okazła się być przeciwieństwem Estonii. Stolica robi dużo lepsze wrażenie niż reszta kraju. W chwili gdy wjechałem w te wspaniałe ulice pełne wielkomiejskich kamienic (olbrzymi kontrast z Wilnem) odkryłem, że padła mi całkiem przesłona w aparacie... Upał nie zrobił się od tego mniejszy, i choć dzień był bezdeszczowy, dla mnie okazał się najbardziej ponurym na trasie. Zachwyt Rygą go nie uratował.
Na wkurzeniu przejechałem jednak Tukums (ciekawa, zabytkowa zabudowa), zaliczyłem uroczy pałacyk w Jaumoce i znalałzłem świetny nocleg pod wsią Dartsmuiza, który stanie się moją bazą wypadową i lokalizacją depozytu nazajutrz. Dzień był zatem pełen emocji.
Ryga to potęga
Gdy minąłem Tukums postanowiłem nadrobić drogi dla pałacu Jaunmoku pils (choć pils oznacza zamek)
Obudziłem się w niedźwiedzim lesie (liczne ślady pazurów na smrekach, prawdziwy bór świerkowy) i tradycyjnie było ciepło. Wykorzystałem to więc na leśny prysznic. Ogoliłem się nawet przy pomocy lusterka rowerowego. Trza było wyglądać jak człowiek: czekał mnie triumfalny przejazd przez ostanią niezdobytą jeszcze stolicę państwa bałtyckiego. Łotwa okazła się być przeciwieństwem Estonii. Stolica robi dużo lepsze wrażenie niż reszta kraju. W chwili gdy wjechałem w te wspaniałe ulice pełne wielkomiejskich kamienic (olbrzymi kontrast z Wilnem) odkryłem, że padła mi całkiem przesłona w aparacie... Upał nie zrobił się od tego mniejszy, i choć dzień był bezdeszczowy, dla mnie okazał się najbardziej ponurym na trasie. Zachwyt Rygą go nie uratował.
Na wkurzeniu przejechałem jednak Tukums (ciekawa, zabytkowa zabudowa), zaliczyłem uroczy pałacyk w Jaumoce i znalałzłem świetny nocleg pod wsią Dartsmuiza, który stanie się moją bazą wypadową i lokalizacją depozytu nazajutrz. Dzień był zatem pełen emocji.
Ryga to potęga
Gdy minąłem Tukums postanowiłem nadrobić drogi dla pałacu Jaunmoku pils (choć pils oznacza zamek)
Dystans141.29 km Czas07:38 Vśrednia18.51 km/h VMAX46.04 km/h Podjazdy687 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Inflanty Garbate
Spodziewałem się nawałnic. Zaduch stał się nie do zniesienia. Zwiastowało to potężne burze, które faktycznie nastąpiły i cudownym wręcz zbiegiem okoliczności zdołałem je ominąć. Pod koniec dnia jechałem łotewskim rarytasem, znaczy asfaltem, po którym strumieniami spływała woda. Potop nawet mnie nie drasnął i gradowe chmury pomknęły w inną stronę. Dzień był przepełniony atrakcjami w postaci podjazdów (po długiej przerwie), przełomów, zamków kawalerów mieczowych i pałaców niemieckiej szlachty bałtyckiej.
Park Narodowy Gauja to prawdziwa perła Łotwy. Podziwianie zmąciła mi ciągła ucieczka przed kolejnymi burzami. Pejzażowo teren jest pierwszorzędny. Gdyby cała Łotwa tak wygladała, gdyby... Ja ten obszar nazwałem "Inflantami Garbatymi" :) Jest to nazwa o tyle trafna, że moja trasa wiodła po autentycznych garbach, a mój garbaty los ostatecznie pozwolił mi uniknąć zmasakrowania przez burzę.
Odniosłem też spory sykces taktyczny: zwiedziłem zamek w Turaidzie bez płacenia. Czymże są pokrzywy i gęstwina krzewów gdy grozi opłata liczona w euro...
Kieś - dawniej stolica województwa w ramach Rzpltej
Łotwa też obchodziła 100-lecie. Co ciekawe, jedynie w Estonii nie widziałem takich jubileuszowych obrazków.
Przełom rzeki Gauja
Turaida, zamek biskupów ryskich (zdobyty przez Rzpltą za Batorego i przez Stradoviusa bez kupowania biletu...)
Spodziewałem się nawałnic. Zaduch stał się nie do zniesienia. Zwiastowało to potężne burze, które faktycznie nastąpiły i cudownym wręcz zbiegiem okoliczności zdołałem je ominąć. Pod koniec dnia jechałem łotewskim rarytasem, znaczy asfaltem, po którym strumieniami spływała woda. Potop nawet mnie nie drasnął i gradowe chmury pomknęły w inną stronę. Dzień był przepełniony atrakcjami w postaci podjazdów (po długiej przerwie), przełomów, zamków kawalerów mieczowych i pałaców niemieckiej szlachty bałtyckiej.
Park Narodowy Gauja to prawdziwa perła Łotwy. Podziwianie zmąciła mi ciągła ucieczka przed kolejnymi burzami. Pejzażowo teren jest pierwszorzędny. Gdyby cała Łotwa tak wygladała, gdyby... Ja ten obszar nazwałem "Inflantami Garbatymi" :) Jest to nazwa o tyle trafna, że moja trasa wiodła po autentycznych garbach, a mój garbaty los ostatecznie pozwolił mi uniknąć zmasakrowania przez burzę.
Odniosłem też spory sykces taktyczny: zwiedziłem zamek w Turaidzie bez płacenia. Czymże są pokrzywy i gęstwina krzewów gdy grozi opłata liczona w euro...
Kieś - dawniej stolica województwa w ramach Rzpltej
Łotwa też obchodziła 100-lecie. Co ciekawe, jedynie w Estonii nie widziałem takich jubileuszowych obrazków.
Przełom rzeki Gauja
Turaida, zamek biskupów ryskich (zdobyty przez Rzpltą za Batorego i przez Stradoviusa bez kupowania biletu...)
Dystans139.67 km Czas07:54 Vśrednia17.68 km/h VMAX33.23 km/h Podjazdy235 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Kolejny dzień walki z wiatrem
W nocy padał deszcz, po wyjściu z namiotu powitały mnie ciężkie chmury, wilgoć i... 21,6 stopnia temperatury! Ciężko więc mi pisać o rześkim poranku. Atrakcji było jak na lekarstwo, Estonia żegnała mnie smutno a w perspektywie miałem ponowne powitanie z Łotwą, co napawało mnie pewnym niepokojem... Pierwsze łotewskie miasto na mojej trasie powrotnej - Limbazi - było tak ponure, że zaczynałem marzyć o domu. Po raz pierwszy też po wizycie w sklepie doznałem ulgi, widząc że mój rower nie zmienił właściciela. W Estonii zostawiałem kilka razy rower niezapięty, na Łotwie bym się nie odważył :(
Był to chyba najbardziej bezbarwny dzień wyprawy. W dodatku nie dobiłem nawet do 140 km, choć pejzaż był płaski jak zainteresowania Radka Majdana.
Smutne pożegnanie z Estonią. Wilgoć i mgiełka oraz estońska infrastruktura turystyczna.
Spodziewałem się łotewskiego slumsu, no i podziwiałem go w Limbazi:
To był dzień idealnie pozbawiony atrakcji :(
W nocy padał deszcz, po wyjściu z namiotu powitały mnie ciężkie chmury, wilgoć i... 21,6 stopnia temperatury! Ciężko więc mi pisać o rześkim poranku. Atrakcji było jak na lekarstwo, Estonia żegnała mnie smutno a w perspektywie miałem ponowne powitanie z Łotwą, co napawało mnie pewnym niepokojem... Pierwsze łotewskie miasto na mojej trasie powrotnej - Limbazi - było tak ponure, że zaczynałem marzyć o domu. Po raz pierwszy też po wizycie w sklepie doznałem ulgi, widząc że mój rower nie zmienił właściciela. W Estonii zostawiałem kilka razy rower niezapięty, na Łotwie bym się nie odważył :(
Był to chyba najbardziej bezbarwny dzień wyprawy. W dodatku nie dobiłem nawet do 140 km, choć pejzaż był płaski jak zainteresowania Radka Majdana.
Smutne pożegnanie z Estonią. Wilgoć i mgiełka oraz estońska infrastruktura turystyczna.
Spodziewałem się łotewskiego slumsu, no i podziwiałem go w Limbazi:
To był dzień idealnie pozbawiony atrakcji :(
Dystans178.72 km Czas10:15 Vśrednia17.44 km/h VMAX31.22 km/h Podjazdy225 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Walka o Parnawę
Miało być prosto i przyjemnie. Nie uwzględniłem wiatru. Potężnego wiatru ze wschodu - niemiła okoliczność, gdy planuje się jechać 200 km na wschód... Byłem wypoczęty po saremskich wczasach, ale niewiele to pomogło. W dodatku siadła, znakomita dotąd, pogoda. Biednemu zawsze (przeciwny) wiatr w oczy... Byłem przekonany, że z łatwością po płaśni tej części Estonii jednego dnia osiągnę Parnawę i do zmierzchu zamelduję się w okolicach Abja-Paluoi by kolejnego dnia pozwiedzać okoliczne pałace.
Żywioł był tak potężny, że zaczałem nawet rozważać nocleg przed Parnawą. Ostatecznie resztką sił zajechałem aż do Uulu, rozbijając się tuż za miejscowością (gdzie trwały zresztą jakieś dożynki, co nie ułatwiało mi noclegowej konspiracji). Tym samym nie dotarłem do kolejnego legalnego biwaku RMK i znowu musiałem ukrywać się po haszczach...
No cóż: raz na wozie, raz pod wozem :(
Jeszcze na Saremce. Razi tylko ten eternit.
Parnawa
Miało być prosto i przyjemnie. Nie uwzględniłem wiatru. Potężnego wiatru ze wschodu - niemiła okoliczność, gdy planuje się jechać 200 km na wschód... Byłem wypoczęty po saremskich wczasach, ale niewiele to pomogło. W dodatku siadła, znakomita dotąd, pogoda. Biednemu zawsze (przeciwny) wiatr w oczy... Byłem przekonany, że z łatwością po płaśni tej części Estonii jednego dnia osiągnę Parnawę i do zmierzchu zamelduję się w okolicach Abja-Paluoi by kolejnego dnia pozwiedzać okoliczne pałace.
Żywioł był tak potężny, że zaczałem nawet rozważać nocleg przed Parnawą. Ostatecznie resztką sił zajechałem aż do Uulu, rozbijając się tuż za miejscowością (gdzie trwały zresztą jakieś dożynki, co nie ułatwiało mi noclegowej konspiracji). Tym samym nie dotarłem do kolejnego legalnego biwaku RMK i znowu musiałem ukrywać się po haszczach...
No cóż: raz na wozie, raz pod wozem :(
Jeszcze na Saremce. Razi tylko ten eternit.
Parnawa
Dystans165.20 km Czas08:38 Vśrednia19.14 km/h VMAX32.85 km/h Podjazdy262 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wczasy na Saaremie
Kolejny dzień bez deszczu, ale pierwszy od dawna dzień bez bagażu (depozyt w krzakach, rejon wsi Leisi). Uznałem, że zasłużyłem na relaks, ponadto po rajdzie wczorajszym byłem nieco nieświeży. Na Saaremie mi się podobało: drogi faktycznie pustawe, zabudowa miejscami cudowna, kamienne murki i cudowne wczesnogotyckie kamienne kościoły. Czego chcieć więcej? Już wiem: mniej smrodu od strony morza. Jedynie w rejonie klifów Pangi pozwoliłem sobie na cyklotrek (nad i pod klifem). W pozostałych punktach wybrzeża smród był dojmujący.
Klify Panga
Kaarma kirik, oczywiście otwarty
Valjala kirik
Kolejny dzień bez deszczu, ale pierwszy od dawna dzień bez bagażu (depozyt w krzakach, rejon wsi Leisi). Uznałem, że zasłużyłem na relaks, ponadto po rajdzie wczorajszym byłem nieco nieświeży. Na Saaremie mi się podobało: drogi faktycznie pustawe, zabudowa miejscami cudowna, kamienne murki i cudowne wczesnogotyckie kamienne kościoły. Czego chcieć więcej? Już wiem: mniej smrodu od strony morza. Jedynie w rejonie klifów Pangi pozwoliłem sobie na cyklotrek (nad i pod klifem). W pozostałych punktach wybrzeża smród był dojmujący.
Klify Panga
Kaarma kirik, oczywiście otwarty
Valjala kirik
Dystans203.01 km Czas10:27 Vśrednia19.43 km/h VMAX36.41 km/h Podjazdy273 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Rajd na Saremkę
Wypoczęty, z jasno sprecyzowanym celem: następny nocleg na wyspie Saaremaa, zerwałem się o świcie do boju. Dzień był znowu na pograniczu upału, bez kropli deszczu. Trasa płaska jak deska. Nawet bagaż nie przeszkadzał w biciu estońskiego rekordu. Tak udało mi się trafić z terminami, że 27 minut spędzone na promie wykorzystałem akurat na obiadokolację, cyknięcie widoczku i fotki motocyklistom (prosili). Na samej Saaremie zaskoczyły mnie spokojne drogi, znakomitego asfaltu byłem pewien. Ponieważ zasmakował mi legalny biwak, depnąłem w końcówce jeszcze mocniej i osiągnąłem najbliższy RMK położony na odległym półwyspie Triigi. Rozkładałem się już w egipskich ciemnościach, po 23. Morze znowu śmierdziało, dął wiatr - jak na złość - od morza i utrudniał rozbicie namiotu. To wszystko razem wzięte to jednak drobnostki, cel został bowiem zrealizowany: osiągnąłem dobry punkt wypadowy/bazowy na dzień następny.
Poranek nad Bałtykiem, w pobliżu Keibu. Najładniejsza część estońskiego wybrzeża (bez atrakcji zapachowych)
Podwójna nazwa jest pozostałością osadnictwa szwedzkiego na północy Estonii
Haapsalu, ruiny zamku
Przeprawa na wyspę Muhu
Liiva, kośc. św. Katarzyny z czasów kawalerów mieczowych (XIII w)
Na Saaremie. Widoczek na Muhu okazał się ciekawszy niż ruiny zamku Maasilinn
Zachód na Saaremie
Wypoczęty, z jasno sprecyzowanym celem: następny nocleg na wyspie Saaremaa, zerwałem się o świcie do boju. Dzień był znowu na pograniczu upału, bez kropli deszczu. Trasa płaska jak deska. Nawet bagaż nie przeszkadzał w biciu estońskiego rekordu. Tak udało mi się trafić z terminami, że 27 minut spędzone na promie wykorzystałem akurat na obiadokolację, cyknięcie widoczku i fotki motocyklistom (prosili). Na samej Saaremie zaskoczyły mnie spokojne drogi, znakomitego asfaltu byłem pewien. Ponieważ zasmakował mi legalny biwak, depnąłem w końcówce jeszcze mocniej i osiągnąłem najbliższy RMK położony na odległym półwyspie Triigi. Rozkładałem się już w egipskich ciemnościach, po 23. Morze znowu śmierdziało, dął wiatr - jak na złość - od morza i utrudniał rozbicie namiotu. To wszystko razem wzięte to jednak drobnostki, cel został bowiem zrealizowany: osiągnąłem dobry punkt wypadowy/bazowy na dzień następny.
Poranek nad Bałtykiem, w pobliżu Keibu. Najładniejsza część estońskiego wybrzeża (bez atrakcji zapachowych)
Podwójna nazwa jest pozostałością osadnictwa szwedzkiego na północy Estonii
Haapsalu, ruiny zamku
Przeprawa na wyspę Muhu
Liiva, kośc. św. Katarzyny z czasów kawalerów mieczowych (XIII w)
Na Saaremie. Widoczek na Muhu okazał się ciekawszy niż ruiny zamku Maasilinn
Zachód na Saaremie
Dystans160.44 km Czas09:17 Vśrednia17.28 km/h VMAX43.12 km/h Podjazdy414 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Radzieckie serce Estonii
Estonia zachwyca nowoczesnością i dbałością o szczegóły w architekturze, zachwyca infrastrukturą. Te uwagi nie dotyczą jednak Talina (z wyjątkiem starówki). Talin to taki radziecki wrzód na ciele Estonii. Przejazd w upale przez te blokowiska był koszmarny. Tłum klapkowiczów i kocie łby na starówce też były męczące. Ogólnie gdy minąłem stolicę poczułem ulgę. Tylko ten upał - nie tego się spodziewałem na północy Estonii. Dzień zakończył się na szczęście happy endem, czyli pierwszym noclegiem na polu biwakowym RMK. Biwak miał luksusową sławojkę, drewutnie, trzy kominki. W oddaleniu były nawet prysznice (z których nie korzystałem, bo wraz z porannym upałem wykąpałem się w morzu). W zasadzie mogłem rozbić się na samej plaży, ale wybrałem ciepły kocyk z sosnowych igieł, jakieś 50 metrów od tafli wody. O dziwo, w tym miejscu morze nie śmierdziało.
Hanza w czystej postaci - starówka talińska
Największy klif Estonii
Estońska przyroda zadziwia
Estonia zachwyca nowoczesnością i dbałością o szczegóły w architekturze, zachwyca infrastrukturą. Te uwagi nie dotyczą jednak Talina (z wyjątkiem starówki). Talin to taki radziecki wrzód na ciele Estonii. Przejazd w upale przez te blokowiska był koszmarny. Tłum klapkowiczów i kocie łby na starówce też były męczące. Ogólnie gdy minąłem stolicę poczułem ulgę. Tylko ten upał - nie tego się spodziewałem na północy Estonii. Dzień zakończył się na szczęście happy endem, czyli pierwszym noclegiem na polu biwakowym RMK. Biwak miał luksusową sławojkę, drewutnie, trzy kominki. W oddaleniu były nawet prysznice (z których nie korzystałem, bo wraz z porannym upałem wykąpałem się w morzu). W zasadzie mogłem rozbić się na samej plaży, ale wybrałem ciepły kocyk z sosnowych igieł, jakieś 50 metrów od tafli wody. O dziwo, w tym miejscu morze nie śmierdziało.
Hanza w czystej postaci - starówka talińska
Największy klif Estonii
Estońska przyroda zadziwia
Dystans188.10 km Czas09:27 Vśrednia19.90 km/h VMAX44.91 km/h Podjazdy456 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzień nad Zatoką Fińską
Po długim czasie ujrzałem deszcz, niestety w chwili gdy zwijałem obóz. Padało aż do Rakvere. Przestało akurat w chwili gdy mijałem zamek. Wykorzystałem tę okoliczność do zwiedzania i przebrania. Potem dzień był pogodny, by pod wieczór skroplić się potężną mgłą. W zasadzie znowu było upalnie, liczyłem że morze mi ulży w ukropie - niesłusznie! Wybrzeże sprawiło mi moc doznań, większość z nich dotyczyła jednak doznań zapachowych: smrodu. Smród był silny, momentami gorszy niż na wysypisku. Na szczęście na fotkach go nie widać :) Potężna mgła zmusiła mnie pod wieczór do awaryjnego noclegu tuż przy drodze (widoczność na 10 metrów). Nie licząc zapachów, jazda była przyjemna. Sporo głazów mijałem po drodze i obserowałem takież na plażach i w wodzie.
Haljala - wspaniałe gotyckie wnętrze. Oczywiście kościół otwarty.
Zatoka Fińska
Typowo estońska ścieżka rowerowa :)
Po długim czasie ujrzałem deszcz, niestety w chwili gdy zwijałem obóz. Padało aż do Rakvere. Przestało akurat w chwili gdy mijałem zamek. Wykorzystałem tę okoliczność do zwiedzania i przebrania. Potem dzień był pogodny, by pod wieczór skroplić się potężną mgłą. W zasadzie znowu było upalnie, liczyłem że morze mi ulży w ukropie - niesłusznie! Wybrzeże sprawiło mi moc doznań, większość z nich dotyczyła jednak doznań zapachowych: smrodu. Smród był silny, momentami gorszy niż na wysypisku. Na szczęście na fotkach go nie widać :) Potężna mgła zmusiła mnie pod wieczór do awaryjnego noclegu tuż przy drodze (widoczność na 10 metrów). Nie licząc zapachów, jazda była przyjemna. Sporo głazów mijałem po drodze i obserowałem takież na plażach i w wodzie.
Haljala - wspaniałe gotyckie wnętrze. Oczywiście kościół otwarty.
Zatoka Fińska
Typowo estońska ścieżka rowerowa :)
Dystans173.50 km Czas09:22 Vśrednia18.52 km/h VMAX39.18 km/h Podjazdy405 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Pieśń lelka
Ten dzień zakończył się wbijającą w śpiwór pieśnią lelka. Słyszałem ją dopiero po raz drugi w życiu. Zanim to jednak nastąpiło, moim celem było dotarcie do północnej Estonii, takie zbliżenie się do okolic Zatoki Fińskiej. Najpierw jednak chciałem objechać zachodnie brzegi jeziora Pejpus. Na nim opierała się niegdyś rubież Rzeczypospolitej, jest to więc historycznie największe jezioro, które kiedykolwiek leżało w granicach Rzpltej.
Chciałem też eksplorować nadbrzeżne wioski z innego powodu: mapy etniczne wskazywały, że spotkam tu najliczniejszą mniejszość narodową Estonii - Rosjan. Tak też było. Po raz pierwszy w Estonii zobaczyłem w takiej ilości drewniane chaty kryte eternitem (jest go tu znacznie mniej niż na Łotwie, nie wspominając o Litwie). Zobaczyłem też po raz pierwszy biedę, bo ta rosyjskojęzyczna wieś estońska jest chyba najbiedniejszym rejonem Estonii (epicentrum pod Narwą).
W miasteczku Mustvee ubawiłem się też nieco w sklepie. Wszyscy byli witani przy kasie po rosyjsku, ale ja usłyszałem "tere!". Zadziałała nieufność wobec obcego, tak czy siak, po raz pierwszy uznano mnie w Estonii za Estończyka. Wcześniej zapoznałem się bliżej z zasobami jeziora. Umyłem włosy i nogi, zrobiłem pranie. Dzień wlókł się potem jeszcze niebywale długo. O godzinie 22.15 (23.15 czasu estońskiego) było jeszcze jasno. Całkowita ciemność zapadła dopiero około 23 (czyli północy).
Wzburzone jezioro Pejpus - drugiego brzegu nie było widać...
Ruiny zamku w Laiuse. W latach 1582-1622 zamek w Laiuse był siedzibą najbardziej na północ położonego starostwa Rzeczypospolitej. TU KOŃCZYŁA SIĘ POLSKA. W Estonii wszelkie ruiny są dostępne za darmo (słyszysz Łotwo?).
Estoński pejzaż kulturowy
Ten dzień zakończył się wbijającą w śpiwór pieśnią lelka. Słyszałem ją dopiero po raz drugi w życiu. Zanim to jednak nastąpiło, moim celem było dotarcie do północnej Estonii, takie zbliżenie się do okolic Zatoki Fińskiej. Najpierw jednak chciałem objechać zachodnie brzegi jeziora Pejpus. Na nim opierała się niegdyś rubież Rzeczypospolitej, jest to więc historycznie największe jezioro, które kiedykolwiek leżało w granicach Rzpltej.
Chciałem też eksplorować nadbrzeżne wioski z innego powodu: mapy etniczne wskazywały, że spotkam tu najliczniejszą mniejszość narodową Estonii - Rosjan. Tak też było. Po raz pierwszy w Estonii zobaczyłem w takiej ilości drewniane chaty kryte eternitem (jest go tu znacznie mniej niż na Łotwie, nie wspominając o Litwie). Zobaczyłem też po raz pierwszy biedę, bo ta rosyjskojęzyczna wieś estońska jest chyba najbiedniejszym rejonem Estonii (epicentrum pod Narwą).
W miasteczku Mustvee ubawiłem się też nieco w sklepie. Wszyscy byli witani przy kasie po rosyjsku, ale ja usłyszałem "tere!". Zadziałała nieufność wobec obcego, tak czy siak, po raz pierwszy uznano mnie w Estonii za Estończyka. Wcześniej zapoznałem się bliżej z zasobami jeziora. Umyłem włosy i nogi, zrobiłem pranie. Dzień wlókł się potem jeszcze niebywale długo. O godzinie 22.15 (23.15 czasu estońskiego) było jeszcze jasno. Całkowita ciemność zapadła dopiero około 23 (czyli północy).
Wzburzone jezioro Pejpus - drugiego brzegu nie było widać...
Ruiny zamku w Laiuse. W latach 1582-1622 zamek w Laiuse był siedzibą najbardziej na północ położonego starostwa Rzeczypospolitej. TU KOŃCZYŁA SIĘ POLSKA. W Estonii wszelkie ruiny są dostępne za darmo (słyszysz Łotwo?).
Estoński pejzaż kulturowy
Dystans186.69 km Czas09:49 Vśrednia19.02 km/h VMAX46.31 km/h Podjazdy910 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Szok cywilizacyjny
Gdy tylko - nad ranem - ujrzałem tablice informujące o przekroczeniu granicy Estonii znalazłem się w innym świecie. Udział asfaltów wzrósł do tego stopnia, że w Estonii przejechałem szutrem ledwie kilkanaście kilometrów. Bardziej jeszcze zaskakujące były różnice mentalne. Dużo świetnych, asfaltowych ścieżek rowerowych, z własnym oswietleniem. Przede wszystkim jednak tłumy ludzi uprawiających sport: nartorolkarzy, biegaczy, rowerzystów. No właśnie: przejeżdżając Łotwę nie spotkałem żadnego rowerzysty. W Estonii mijali mnie licznie kolarze.
W Dorpacie zaskoczyła mnie nowoczesność, potężna i rozległa strefa przemysłowo-usługowa oraz niezwykła czystość. Wszystkie asfalty były nienaganne. Nie wspomnę o strefach darmowego Wi-Fi w każdej wiosce. Estonia - bałtycka Szwajcaria? Jak oni tego dokonali? Będąc republiką radziecką, bez geniusza Balcerowicza? Niemożliwe...
Powitanie z Estonią
Dorpat, czyli Tartu. Miał tu studiować Piłsudski, ale nie wyszło. Dziś to najbardziej estońskie z estońskich miast.
Jezioro Saadjärv - piąte co do powierzchni w Estonii. Woda rzecz jasna krystaliczna.
Z tego miejsca zrobiłem zwrot na wschód, aby zbliżyć się jak najbardziej do jutrzejszego celu - jeziora Pejpus.
Gdy tylko - nad ranem - ujrzałem tablice informujące o przekroczeniu granicy Estonii znalazłem się w innym świecie. Udział asfaltów wzrósł do tego stopnia, że w Estonii przejechałem szutrem ledwie kilkanaście kilometrów. Bardziej jeszcze zaskakujące były różnice mentalne. Dużo świetnych, asfaltowych ścieżek rowerowych, z własnym oswietleniem. Przede wszystkim jednak tłumy ludzi uprawiających sport: nartorolkarzy, biegaczy, rowerzystów. No właśnie: przejeżdżając Łotwę nie spotkałem żadnego rowerzysty. W Estonii mijali mnie licznie kolarze.
W Dorpacie zaskoczyła mnie nowoczesność, potężna i rozległa strefa przemysłowo-usługowa oraz niezwykła czystość. Wszystkie asfalty były nienaganne. Nie wspomnę o strefach darmowego Wi-Fi w każdej wiosce. Estonia - bałtycka Szwajcaria? Jak oni tego dokonali? Będąc republiką radziecką, bez geniusza Balcerowicza? Niemożliwe...
Powitanie z Estonią
Dorpat, czyli Tartu. Miał tu studiować Piłsudski, ale nie wyszło. Dziś to najbardziej estońskie z estońskich miast.
Jezioro Saadjärv - piąte co do powierzchni w Estonii. Woda rzecz jasna krystaliczna.
Z tego miejsca zrobiłem zwrot na wschód, aby zbliżyć się jak najbardziej do jutrzejszego celu - jeziora Pejpus.