Dystans171.89 km Czas10:06 Vśrednia17.02 km/h VMAX41.33 km/h Podjazdy686 m
Rajd Hanzeatycki, dzień 11: Gangi emerytów

Obudziłem się w pełnym nierówności i posuszu mierzejowym lesie. Należało szybko się z niego oddalić, bo nie jest to miejsce dedykowane do dzikich noclegów. Ukłucia komarów z rozkładania biwaku dawały o sobie znać, nad ranem komary były jednak mniej agresywne. Wstałem bardzo wcześnie, bo wczoraj znów nie odrobiłem strat, a dzień powrotu zbliżał się nieubłaganie. Niebo było rzecz jasna zasnute chmurami, ale nie wyglądały one groźnie. Wraz z przybliżanie się do przylądku Arkona rosła moja frustracja, że tu nie dojechałem. Mijałem co chwilę cudne miejsca biwakowe z widokiem na morze a na samym przylądku wszyscy jeszcze spali, z wyjątkiem kilku kotów. Wiatr wiał z pd-wsch, co oznaczało że na razie będzie boczny, a potem tradycyjnie prosto w ryj. Na końcu płw. Wittow czekała mnie też przeprawa promowa. Tutaj musiałem po raz pierwszy kupić bilet w kasie (do tej pory u obsługi promu), rower kosztował 1,40 euro. Kolejny piękny odcinek wiódł od Gingst na południe wyspy, w wioseczce Landow podziwiałem kolejny, śliczny rugijski gotycki kościół. Do Stralsundu powróciłem w dobrym humorze i o dobrym czasie. Towarzyszyły mi całe gangi emerytów na rowerach. 

Odcinek Stralsund-Greifswald wyglądał cudnie na mapie. Wzdłuż głównej drogi biegła stara z poprowadzoną trasą rowerową. Cóż to był za koszmar! Nie dość, że cały czas pod huragan (który to już raz!) to jeszcze 30 km po straszliwym bruku. Stary, gruby i nierówny bruk był nie do ominięcia. Na pobliskiej szosie ustawiono zapobiegliwie znak zakazujący jazdy poniżej 30 km/h. Postanowiłem ratować się robiąc łuk na Karrendorf i okazało się... że droga jest tam jeszcze gorsza: wszędzie były dziury i łaty, takie w najgorszym stylu, nawet gdy płyty zalali asfaltem. Cywilizacja kończy się na zachód od Rostocku! Na tej całej drodze cierniowej nie było ani jednej atrakcji, kierowcy przestali jeździć kulturalnie i grzecznie. Zrobiło się arcysłowiańsko. Jakby tego było mało, centrum hanzeatyckiego Greifswaldu było zabarykadowane barierkami a wszędzie toczyły się remonty. Wreszcie jednak było na czym oko zawiesić, bo rynek był przyzwoity. Na wyjeździe trafiłem jakimś cudem na drogę rowerową z prawdziwego zdarzenia i zacząłem odzyskiwać równowagę ducha i godność człowieka. Co ciekawa ta droga nazywała się Hanseatenweg

Bałem się jechać ruchliwą drogą przez Neu Boltenhagen, trasa rowerowa robiła zaś taki łuk, że mogłem zapomnieć o przejechaniu Wołogoszczy. Pojechałem więc trasą środka, przez Gustebin. Krajobraz był typowy dla Pomorza Zachodniego, czyli nudny jak flaki z olejem. Musiałem się sporo namanewrować, by trafić ostatecznie na starówkę miasta Wolgast. Ostatnie chwile jasności przytrzymały mnie w centrum i... nie zdążyłem przejechać podnoszonego mostu na wyspę Uznam. Przepływał akurat wycieczkowiec, a ja wiedziałem, że po raz pierwszy będę rozbijał się w niezmącanej ciemności, gdzieś na wyspie Uznam. Po pokonaniu dziewiczych pierwszych dwóch kilometrów na wyspie rozłożyłem się na skraju miedzy osłoniętej drzewami i krzewami, tuż przy trasie rowerowej. Udało mi się - kosztem dużych wyrzeczeń i sił - osiągnąć cel, czyli wyspę Uznam.


W pobliżu przylądka Arkona

Zatoka Tromper Week na Rugii

Poranek wśród megalitów

Na przylądku Arkona

Grefswald, ring

Wołogosz, klimatycznie w dawnej stolicy Księstwa Wołogoskiego

Trasa:

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa angie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]