Wpisy archiwalne w kategorii
Norwegia 2022
Dystans całkowity: | 2040.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 136:01 |
Średnia prędkość: | 15.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.90 km/h |
Suma podjazdów: | 25785 m |
Liczba aktywności: | 22 |
Średnio na aktywność: | 92.73 km i 6h 10m |
Więcej statystyk |
Dystans39.66 km Czas03:26 Vśrednia11.55 km/h VMAX46.74 km/h Podjazdy272 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 23: Drezyną, pieszo i pociągiem
Poranek był nerwowy. Nie dlatego, że rozbiłem się tuż obok linii kolejowej, tylko dlatego, że przypominała mi ona o tranzytowych pociągowo-promowych planach. Skuty po raz enty łańcuch działał o dziwo aż do stacji kolejowej w Holmestrand, co znacznie poprawiło mi humor. Drugim pozytywem był automat biletowy przyjmujący banknoty. Trzecim pozytywem był wygląd dworca w tym niewielkim mieście. Dalej dzień potoczył się już bezstresowo, jakby w nagrodę za horror "napędowy" ostatniej doby. Przed godz. 10 byłem w ostatniej norweskiej miejscowości na trasie. Napęd wciąż działał, ale starałem się pedałować tylko na zjazdach i delikatnie na płaskim. Pod górę prowadziłem dzielnie moją obładowaną bagażem drezynę.
Ostatecznie wszystko się udało. Dzień kończyłem wraz z bratem w Jutlandii na uroczym, darmowym, miejscu biwakowym. Rower tym razem nie stał obok namiotu, odpoczywał w bagażniku. Nie po raz pierwszy zmęczył się wyprawą bardziej ode mnie.
Błogi, zasłużony odpoczynek z darmową toaletą z gniazdkiem i ławami ze stołami obok, na ładnej plażo-polance
Stresujące początki dnia
W drodze do Holmestrand, w tle widoczna zatoka Oslofjorden
Z Holmestrand do Larviku norweskim pociągiem. Cena była nieco zabójcza, podobnie jak wypas na stacyjce.
Z nadmiaru czasu - cmentarz w Larviku
"Plaża:
Port w Hirtshals
Duńskie chatki
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41878031
Poranek był nerwowy. Nie dlatego, że rozbiłem się tuż obok linii kolejowej, tylko dlatego, że przypominała mi ona o tranzytowych pociągowo-promowych planach. Skuty po raz enty łańcuch działał o dziwo aż do stacji kolejowej w Holmestrand, co znacznie poprawiło mi humor. Drugim pozytywem był automat biletowy przyjmujący banknoty. Trzecim pozytywem był wygląd dworca w tym niewielkim mieście. Dalej dzień potoczył się już bezstresowo, jakby w nagrodę za horror "napędowy" ostatniej doby. Przed godz. 10 byłem w ostatniej norweskiej miejscowości na trasie. Napęd wciąż działał, ale starałem się pedałować tylko na zjazdach i delikatnie na płaskim. Pod górę prowadziłem dzielnie moją obładowaną bagażem drezynę.
Ostatecznie wszystko się udało. Dzień kończyłem wraz z bratem w Jutlandii na uroczym, darmowym, miejscu biwakowym. Rower tym razem nie stał obok namiotu, odpoczywał w bagażniku. Nie po raz pierwszy zmęczył się wyprawą bardziej ode mnie.
Błogi, zasłużony odpoczynek z darmową toaletą z gniazdkiem i ławami ze stołami obok, na ładnej plażo-polance
Stresujące początki dnia
W drodze do Holmestrand, w tle widoczna zatoka Oslofjorden
Z Holmestrand do Larviku norweskim pociągiem. Cena była nieco zabójcza, podobnie jak wypas na stacyjce.
Z nadmiaru czasu - cmentarz w Larviku
"Plaża:
Port w Hirtshals
Duńskie chatki
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41878031
Dystans108.87 km Czas07:41 Vśrednia14.17 km/h VMAX51.05 km/h Podjazdy1129 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 22: Dramat przed Drammen
Jechało mi się znakomicie do Vikersund. Niebo długo było bezchmurne i towarzyszyło mi poczucie żalu, że to już przedostatni etap wyprawy. Co ciekawe przed Oslo miałem złe przeczucia, coraz gorzej działała tylna przerzutka, ale piękny poranek w lesie Vestmarka zmienił moje nastawienie. Wszystko posypało się na 63. kilometrze, gdy urwał mi się hak przerzutki, a ta wplątała się w szprychy. W dodatku okazało się, że przy serwisie w kraju wymieniono mi łańcuch na taki bez spinki. Trudno zliczyć ile razy się zrywał i go skuwałem. Zużycie było tak poważne, z przeskakiwał samoistnie między zębatkami kasety...
Odtąd albo jechałem na bardzo twardym napędzie, albo skuwałem ponownie zerwany łańcuch. Pod górkę prowadziłem (za duży nacisk zerwałby łańcuch), z górek zjeżdżałem na rowero-hulajnodze lub - jeśli akurat łańcuch w miarę funkcjonował - z lekkim pedałowaniem. To był koszmar i najdziwniejszy cyklotrek w moim życiu. Co gorsza, nazajutrz czekała mnie powtórka i wyścig z czasem, by w tym ślimaczym tempie dobrnąć na pociąg i z odpowiednim zapasem czasowym znaleźć się w Larviku.
Znów wypas. Vestmarka
Idylliczne pasterskie pejzaże
W drodze do Vikersund
Mamut taki sobie, ale droga doń była rozkoszą, ostatnią zresztą na tej wyprawie.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41877738
Jechało mi się znakomicie do Vikersund. Niebo długo było bezchmurne i towarzyszyło mi poczucie żalu, że to już przedostatni etap wyprawy. Co ciekawe przed Oslo miałem złe przeczucia, coraz gorzej działała tylna przerzutka, ale piękny poranek w lesie Vestmarka zmienił moje nastawienie. Wszystko posypało się na 63. kilometrze, gdy urwał mi się hak przerzutki, a ta wplątała się w szprychy. W dodatku okazało się, że przy serwisie w kraju wymieniono mi łańcuch na taki bez spinki. Trudno zliczyć ile razy się zrywał i go skuwałem. Zużycie było tak poważne, z przeskakiwał samoistnie między zębatkami kasety...
Odtąd albo jechałem na bardzo twardym napędzie, albo skuwałem ponownie zerwany łańcuch. Pod górkę prowadziłem (za duży nacisk zerwałby łańcuch), z górek zjeżdżałem na rowero-hulajnodze lub - jeśli akurat łańcuch w miarę funkcjonował - z lekkim pedałowaniem. To był koszmar i najdziwniejszy cyklotrek w moim życiu. Co gorsza, nazajutrz czekała mnie powtórka i wyścig z czasem, by w tym ślimaczym tempie dobrnąć na pociąg i z odpowiednim zapasem czasowym znaleźć się w Larviku.
Znów wypas. Vestmarka
Idylliczne pasterskie pejzaże
W drodze do Vikersund
Mamut taki sobie, ale droga doń była rozkoszą, ostatnią zresztą na tej wyprawie.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41877738
Dystans96.08 km Czas07:05 Vśrednia13.56 km/h VMAX52.59 km/h Podjazdy1173 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 21: Lot nad Holmenkollen
Od rana przebijamy się mozolnie do centrum Oslo. Mijają nas setki samochodów elektrycznych, głównie Tesle.
Miasto sprawia przyjemne wrażenie, choć brakuje mu trochę historycznej podbudowy. Trasy rowerowe są znowu kiepsko oznaczone a mewy siodłate polują sobie "od niechcenia" na dokarmiane gołębie. O tym jak ładnie Oslo jest położone przekonujemy się dopiero na Holmenkollen. Widać wtedy tę legendarną zieloność.
Trybuny skoczni doskonale sprawdzają się w roli suszarki. Brat zapomina obciążyć namiot po rozłożeniu, w chwili gdy kontempluję zjadanie ciasteczek, intryguje mnie dziwny cień i odgłos szumu paralotni nad głową. Zrywam się z miejsca w ostatniej chwili i łapię namiot brata, który inaczej sfrunąłby na najniższy, całkowicie zabetonowany i niedostępny punkt zeskoku. Tylko loty Małysza na Holmenkollen wywołały we mnie silniejsze emocje.
Futurystycznie na przedmieściach
W centrum właściwie też
Ślady historii
Holmenkollen
Oslo spod skoczni. Miasto-ogród.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40930450
Od rana przebijamy się mozolnie do centrum Oslo. Mijają nas setki samochodów elektrycznych, głównie Tesle.
Miasto sprawia przyjemne wrażenie, choć brakuje mu trochę historycznej podbudowy. Trasy rowerowe są znowu kiepsko oznaczone a mewy siodłate polują sobie "od niechcenia" na dokarmiane gołębie. O tym jak ładnie Oslo jest położone przekonujemy się dopiero na Holmenkollen. Widać wtedy tę legendarną zieloność.
Trybuny skoczni doskonale sprawdzają się w roli suszarki. Brat zapomina obciążyć namiot po rozłożeniu, w chwili gdy kontempluję zjadanie ciasteczek, intryguje mnie dziwny cień i odgłos szumu paralotni nad głową. Zrywam się z miejsca w ostatniej chwili i łapię namiot brata, który inaczej sfrunąłby na najniższy, całkowicie zabetonowany i niedostępny punkt zeskoku. Tylko loty Małysza na Holmenkollen wywołały we mnie silniejsze emocje.
Futurystycznie na przedmieściach
W centrum właściwie też
Ślady historii
Holmenkollen
Oslo spod skoczni. Miasto-ogród.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40930450
Dystans85.33 km Czas06:02 Vśrednia14.14 km/h VMAX50.74 km/h Podjazdy1110 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 20: Złamany pałąk
Jubileuszowy 20. dzień jazdy. Początkowo jedziemy dalej wzdłuż jeziora. Następnie skrótem przez góry intensywnego wypasu owiec. Towarzyszą nam dalej poziomkowe pobocza i łąki kwietne, ale nie zauważam pszczół. Gdy zbliżamy się do Oslo rozbijamy się nieopodal placu budowy. Zaczyna - a jakże - lać po norwesku.
Gdy w pośpiechu staram się postawić namiot, pęka drugi segment pałąka stelażowego. Tak bardzo koncentruje się na nim, że zapominam iż rozłożyłem już sypialnię z podłogą i zalewają je sznury deszczu. Pałąka nie udaje się porządnie zlepić, materiał pęknął w zbyt wielu miejscach na raz. Bardziej przypomina rózgę niż pałąk. Śpię więc w kałuży, w garbatym namiocie.To kolejne ostrzeżenie, że czas kończyć zabawę.
Jeszcze nad największym jeziorem Norwegii
Facelia błękitna i zielone łany zbóż. Moje klimaty
Najlepsze słodycze dostępne w Norwegii
Łosie są wszędzie, ale tylko na znakach
Eidsvoll verk, czyli pałac po norwesku
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929982
Jubileuszowy 20. dzień jazdy. Początkowo jedziemy dalej wzdłuż jeziora. Następnie skrótem przez góry intensywnego wypasu owiec. Towarzyszą nam dalej poziomkowe pobocza i łąki kwietne, ale nie zauważam pszczół. Gdy zbliżamy się do Oslo rozbijamy się nieopodal placu budowy. Zaczyna - a jakże - lać po norwesku.
Gdy w pośpiechu staram się postawić namiot, pęka drugi segment pałąka stelażowego. Tak bardzo koncentruje się na nim, że zapominam iż rozłożyłem już sypialnię z podłogą i zalewają je sznury deszczu. Pałąka nie udaje się porządnie zlepić, materiał pęknął w zbyt wielu miejscach na raz. Bardziej przypomina rózgę niż pałąk. Śpię więc w kałuży, w garbatym namiocie.To kolejne ostrzeżenie, że czas kończyć zabawę.
Jeszcze nad największym jeziorem Norwegii
Facelia błękitna i zielone łany zbóż. Moje klimaty
Najlepsze słodycze dostępne w Norwegii
Łosie są wszędzie, ale tylko na znakach
Eidsvoll verk, czyli pałac po norwesku
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929982
Dystans81.56 km Czas05:51 Vśrednia13.94 km/h VMAX57.45 km/h Podjazdy955 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 19: Łany przydrożnych poziomek
Nogi niosą, że hej! Czym dłużej jadę tym lepiej dla mnie, tym gorzej dla sprzętu. Rower ledwo zipie, a ja cały w skowronkach, bo organizm domaga się codziennej dawki wycisku. Tymczasem wszystko co najlepsze już się skończyło, trzeba dozować kilometry by dobrze trafić z noclegiem, bo Oslo coraz bliżej. W Lillehammer zwiedzamy skocznie, są na niej zawodnicy. Na zielonych niwach pełno szczygłów, pliszek i mew. Zaciekawiają mnie spichlerze/szopy na drewnianych nogach (jak w Asturii), są też gospodarstwa z własnymi sygnaturkami, to chyba jakaś luterańska wersja dzwonnic loretańskich?
Miejscami droga wspina się dość stromo ponad taflę jeziora Mjøsa i znajduję tam poziomkowy raj. Są wszędzie, odurzają zapachem, zachęcają do nieposkromionej konsumpcji. Takiego natężenia owoców na tak długim odcinku jeszcze nie widziałem.
Dzień kończymy na kampingu w Kapp, wypada się ucywilizować przed pobytem w stolicy.
Schron/bytownia na drodze św. Olafa. Proste i praktyczne rozwiązanie.
Góry karleją a roślinność rośnie w oczach
Znicz olimpijski w Lillehammer
Lillehammer nawet ładne
Już nie góry tylko pogórskie garby jak w niższych partiach Karpat. W tle największe jezioro Norwegii: Mjøsa dalej w tle.
Redalen - pojawia się jęczmień (łubiny były od dawna). Mjøsa
Przed Gjovikiem
Gjovik
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929967
Nogi niosą, że hej! Czym dłużej jadę tym lepiej dla mnie, tym gorzej dla sprzętu. Rower ledwo zipie, a ja cały w skowronkach, bo organizm domaga się codziennej dawki wycisku. Tymczasem wszystko co najlepsze już się skończyło, trzeba dozować kilometry by dobrze trafić z noclegiem, bo Oslo coraz bliżej. W Lillehammer zwiedzamy skocznie, są na niej zawodnicy. Na zielonych niwach pełno szczygłów, pliszek i mew. Zaciekawiają mnie spichlerze/szopy na drewnianych nogach (jak w Asturii), są też gospodarstwa z własnymi sygnaturkami, to chyba jakaś luterańska wersja dzwonnic loretańskich?
Miejscami droga wspina się dość stromo ponad taflę jeziora Mjøsa i znajduję tam poziomkowy raj. Są wszędzie, odurzają zapachem, zachęcają do nieposkromionej konsumpcji. Takiego natężenia owoców na tak długim odcinku jeszcze nie widziałem.
Dzień kończymy na kampingu w Kapp, wypada się ucywilizować przed pobytem w stolicy.
Schron/bytownia na drodze św. Olafa. Proste i praktyczne rozwiązanie.
Góry karleją a roślinność rośnie w oczach
Znicz olimpijski w Lillehammer
Lillehammer nawet ładne
Już nie góry tylko pogórskie garby jak w niższych partiach Karpat. W tle największe jezioro Norwegii: Mjøsa dalej w tle.
Redalen - pojawia się jęczmień (łubiny były od dawna). Mjøsa
Przed Gjovikiem
Gjovik
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929967
Dystans72.60 km Czas05:05 Vśrednia14.28 km/h VMAX55.87 km/h Podjazdy818 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 18: W gościnie u św. Olafa
Po stracie szprych i centrowaniu koła zwracam uwagę na każdą nierówność na drogach rowerowych, a jest ich mnóstwo. Jakaś tajemnicza pasja do poprzecznych progów wpływa na użytkowość norweskich ddr-ów. Trasa robi się miejscami nieprzyjemna, a drogi ruchliwe. Nawet w tej części Norwegii wybór dróg jest mocno ograniczony. Nie widać spójności w projektowaniu dróg rowerowych, pomimo widocznego gołym okiem bogactwa brakuje sensownej koncepcji. Trafiają się eternity na dachach i co jakiś czas wstydliwe szroty-rupieciarnie. Widać w tych niespójnościach niedługą historię zamożności, nalot bogactwa na wielowiekowej biedzie. Rzuca się w oczy brak rozkładów na przystankach. Gdyby tak poskrobać tę warstwę złota, wyłoniłoby się górzyste i zasobne w wodę Podlasie.
Popołudniowa burza-ulewa jest tak gwałtowna, że zazdroszczę śmietnikom, bo one jedyne mają tu daszki. To kolejny przyczynek do braku koncepcji - jakim cudem w kraju tak dżdżystym, o kapryśnej aurze, trudno znaleźć ławkę pod wiatą? Doprawdy, nie wszyscy jeżdżą kamperami... Mimo tych narzekań i mocnych opadów pod wieczór, dzień kończy fajny nocleg w drewnianej bytowni/schronie nieopodal murowanej toalety dla "pielgrzymów" wędrujących szlakiem św. Olafa.
Drogi rowerowe raz są, raz ich nie ma, ale zawsze mają poprzeczne progi...
Łubiny szaleją
Stavkirke Ringebu
Zachowane płyty nagrobne
i nowe nagrobki w formie rzecz jasna wyłącznie steli, czasem z dodatkami
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929952
Po stracie szprych i centrowaniu koła zwracam uwagę na każdą nierówność na drogach rowerowych, a jest ich mnóstwo. Jakaś tajemnicza pasja do poprzecznych progów wpływa na użytkowość norweskich ddr-ów. Trasa robi się miejscami nieprzyjemna, a drogi ruchliwe. Nawet w tej części Norwegii wybór dróg jest mocno ograniczony. Nie widać spójności w projektowaniu dróg rowerowych, pomimo widocznego gołym okiem bogactwa brakuje sensownej koncepcji. Trafiają się eternity na dachach i co jakiś czas wstydliwe szroty-rupieciarnie. Widać w tych niespójnościach niedługą historię zamożności, nalot bogactwa na wielowiekowej biedzie. Rzuca się w oczy brak rozkładów na przystankach. Gdyby tak poskrobać tę warstwę złota, wyłoniłoby się górzyste i zasobne w wodę Podlasie.
Popołudniowa burza-ulewa jest tak gwałtowna, że zazdroszczę śmietnikom, bo one jedyne mają tu daszki. To kolejny przyczynek do braku koncepcji - jakim cudem w kraju tak dżdżystym, o kapryśnej aurze, trudno znaleźć ławkę pod wiatą? Doprawdy, nie wszyscy jeżdżą kamperami... Mimo tych narzekań i mocnych opadów pod wieczór, dzień kończy fajny nocleg w drewnianej bytowni/schronie nieopodal murowanej toalety dla "pielgrzymów" wędrujących szlakiem św. Olafa.
Drogi rowerowe raz są, raz ich nie ma, ale zawsze mają poprzeczne progi...
Łubiny szaleją
Stavkirke Ringebu
Zachowane płyty nagrobne
i nowe nagrobki w formie rzecz jasna wyłącznie steli, czasem z dodatkami
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929952
Dystans156.89 km Czas09:02 Vśrednia17.37 km/h Podjazdy935 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 17: Powrót do Otty
Cały dzień wieje w gębę. Pomiary wskazują na 12 m/s. Pomyśleć, że miało być łatwo, bo w dół. Budzimy się wśród torfowisk i zarośli brzozy arktycznej. Nie widzieliśmy piżmowołów arktycznych, z których słynie Park Narodowy Dovrefjell, ale ich figury w Dombas już tak.
Byłby to pewnie spokojny dzień odwrotu w stronę Lillehammer gdyby nie ciągle powracające przelotne opady. Na jednym z postojów podłożyłem sobie pod przedłużenie kręgosłupa mapnik (z całą zawartością), by nie siedzieć gołym zadem na bruku, no i zapomniałem o nim ruszając. Odkryłem to 23 km później... W pierwszą stronę - pozbywszy się bagażu - biłem rekordy prędkości. Było z wiatrem i bez deszczu. W drugą nie było już tak lekko. Zlało mnie na powrocie 3 razy. Nie znalazłem też szybko brata, bo zjechałem niepotrzebnie do centrum Vinstry. Najważniejsze, że dzień skończył się szczęśliwie i nic więcej nie zgubiłem, ani nic się nie zepsuło.
Czas ruszać.
Kotlinkę noclegową otaczały głazowiska porosłe brzozą arktyczną
Biwak w kotlince
Z Dombasu do Otty
Przy tych trollach jechałem dokładnie trzykrotnie (efekt powrotu po mapnik)
Stosowałem się do tych ostrzeżeń
Trasa (+46 km na powrót do Otty):
https://ridewithgps.com/routes/40929897
Cały dzień wieje w gębę. Pomiary wskazują na 12 m/s. Pomyśleć, że miało być łatwo, bo w dół. Budzimy się wśród torfowisk i zarośli brzozy arktycznej. Nie widzieliśmy piżmowołów arktycznych, z których słynie Park Narodowy Dovrefjell, ale ich figury w Dombas już tak.
Byłby to pewnie spokojny dzień odwrotu w stronę Lillehammer gdyby nie ciągle powracające przelotne opady. Na jednym z postojów podłożyłem sobie pod przedłużenie kręgosłupa mapnik (z całą zawartością), by nie siedzieć gołym zadem na bruku, no i zapomniałem o nim ruszając. Odkryłem to 23 km później... W pierwszą stronę - pozbywszy się bagażu - biłem rekordy prędkości. Było z wiatrem i bez deszczu. W drugą nie było już tak lekko. Zlało mnie na powrocie 3 razy. Nie znalazłem też szybko brata, bo zjechałem niepotrzebnie do centrum Vinstry. Najważniejsze, że dzień skończył się szczęśliwie i nic więcej nie zgubiłem, ani nic się nie zepsuło.
Czas ruszać.
Kotlinkę noclegową otaczały głazowiska porosłe brzozą arktyczną
Biwak w kotlince
Z Dombasu do Otty
Przy tych trollach jechałem dokładnie trzykrotnie (efekt powrotu po mapnik)
Stosowałem się do tych ostrzeżeń
Trasa (+46 km na powrót do Otty):
https://ridewithgps.com/routes/40929897
Dystans71.22 km Czas04:38 Vśrednia15.37 km/h Podjazdy742 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 16: Nice weather
Kiblujemy pod galerią handlową. Leje jak z cebra do popołudnia, temperatura spada do 11 stopni, odczuwalna jest dużo niższa, wilgotność powietrza 100%. Z autek do galerii przemykają autochtoni, w krótkich spodenkach, spacerują paradnym krokiem, w sandałkach (tak, bez skarpetek)... Odwracam wzrok, od samego patrzenia przechodzą dreszcze, mam na sobie trzy długie rękawy i ocieplane długie spodnie. Jeden miejscowy zagaduje i komentuje: nice weather!
Wróbelki wpieprzają nasze resztki, pod dach galerii przylatują przemoknięte pliszki. Tylko autochtoni są najedzeni i jest im ciepło, my marzniemy razem z ptactwem.
Tak mija czas przy oczekiwaniu na serwis w Intersporcie. Serwisant ma pod sześćdziesiątkę, nordycko-marynarskie rysy twarzy, wygląda jak ten gość z reklamy śledzi. Budzi zaufanie. Wymienia mi szprychy, przy okazji centruje koło. Razem 200 NOK. Złego słowa nie mogę o Norwegach powiedzieć. Sami porządni i sympatyczni się trafili. Gdy ruszamy wciąż pada, ale coraz słabiej. W końcu deszcz ustaje, pojawia się przenikliwe zimno. Nawet autochtoni zakładają skarpetki i długie spodnie, gdy na termometrze słupek rtęci z trudem sięga 3 stopni.
Niby przestrzeń, ale miejsc na biwak znaleźć nie spodób. Każde wypłaszczenie zajmują domki letniskowe. Rozbijamy się w końcu w mikro-kotlince, w pobliżu jeziorka i kamperów. W dolinach kwitną lilaki, jest początek lipca, na wysokości 979 m n.p.m. wkoło nas zarośla brzozy arktycznej.
Uroki Drivdalen
Przystanki też są norweskie. Poniżej park narodowy Dovrefjell:
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929864
Kiblujemy pod galerią handlową. Leje jak z cebra do popołudnia, temperatura spada do 11 stopni, odczuwalna jest dużo niższa, wilgotność powietrza 100%. Z autek do galerii przemykają autochtoni, w krótkich spodenkach, spacerują paradnym krokiem, w sandałkach (tak, bez skarpetek)... Odwracam wzrok, od samego patrzenia przechodzą dreszcze, mam na sobie trzy długie rękawy i ocieplane długie spodnie. Jeden miejscowy zagaduje i komentuje: nice weather!
Wróbelki wpieprzają nasze resztki, pod dach galerii przylatują przemoknięte pliszki. Tylko autochtoni są najedzeni i jest im ciepło, my marzniemy razem z ptactwem.
Tak mija czas przy oczekiwaniu na serwis w Intersporcie. Serwisant ma pod sześćdziesiątkę, nordycko-marynarskie rysy twarzy, wygląda jak ten gość z reklamy śledzi. Budzi zaufanie. Wymienia mi szprychy, przy okazji centruje koło. Razem 200 NOK. Złego słowa nie mogę o Norwegach powiedzieć. Sami porządni i sympatyczni się trafili. Gdy ruszamy wciąż pada, ale coraz słabiej. W końcu deszcz ustaje, pojawia się przenikliwe zimno. Nawet autochtoni zakładają skarpetki i długie spodnie, gdy na termometrze słupek rtęci z trudem sięga 3 stopni.
Niby przestrzeń, ale miejsc na biwak znaleźć nie spodób. Każde wypłaszczenie zajmują domki letniskowe. Rozbijamy się w końcu w mikro-kotlince, w pobliżu jeziorka i kamperów. W dolinach kwitną lilaki, jest początek lipca, na wysokości 979 m n.p.m. wkoło nas zarośla brzozy arktycznej.
Uroki Drivdalen
Przystanki też są norweskie. Poniżej park narodowy Dovrefjell:
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929864
Dystans82.76 km Czas05:29 Vśrednia15.09 km/h VMAX56.75 km/h Podjazdy1021 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 15: Złe gorszego początki
Sunndalsøra - lokalna "metropolia" (ponad 4 tysiące mieszkańców!) - miejsce zwrotu naszej trasy. Koniec Drang nach Norden! Odtąd już powrót na południe, oczywiście inną trasą. Taka monografia południowej Norwegii, brat to dobrze zaprojektował, trasa jest spójna koncepcyjnie i nie powiela typowej, do bólu oklepanej trasy na Nordkapp. Tysiące rowerzystów jadą tymi samymi drogami i powielają się nawzajem (bo czym dalej na Północ tym mniej opcji do wyboru), widzą dokładnie te same miejsca. My jedziemy inaczej. Tworzymy bioróżnorodność (Łukasz Łuczaj lubi to).
Ładna pogoda zaczyna odpuszczać, w miarę jak chmurzy się niebo pogarsza mi się nastrój. Najpierw odkrywam stratę szprychy (oczywiście od strony kasety!), potem złamaną podstawę lampki (która umarła już 4. dnia podróży) a na koniec dnia odkrywam, że pękł pałąk (włókno szklane - jeden z bardziej niefortunnych wynalazków ludzkości). Czas wracać.
Pejzaże Sunndalen
Luterański sznyt cmentarny. To się nazywa "leżeć u stóp" :)
Robi się parno
Zieleń cieszy aż do załamania pogody
A załamanie pogody zbliża się, zbliża, a jakże...
Wypada się rozkoszować przelotnym deszczem, nazajutrz będzie dużo gorzej.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41874137
Sunndalsøra - lokalna "metropolia" (ponad 4 tysiące mieszkańców!) - miejsce zwrotu naszej trasy. Koniec Drang nach Norden! Odtąd już powrót na południe, oczywiście inną trasą. Taka monografia południowej Norwegii, brat to dobrze zaprojektował, trasa jest spójna koncepcyjnie i nie powiela typowej, do bólu oklepanej trasy na Nordkapp. Tysiące rowerzystów jadą tymi samymi drogami i powielają się nawzajem (bo czym dalej na Północ tym mniej opcji do wyboru), widzą dokładnie te same miejsca. My jedziemy inaczej. Tworzymy bioróżnorodność (Łukasz Łuczaj lubi to).
Ładna pogoda zaczyna odpuszczać, w miarę jak chmurzy się niebo pogarsza mi się nastrój. Najpierw odkrywam stratę szprychy (oczywiście od strony kasety!), potem złamaną podstawę lampki (która umarła już 4. dnia podróży) a na koniec dnia odkrywam, że pękł pałąk (włókno szklane - jeden z bardziej niefortunnych wynalazków ludzkości). Czas wracać.
Pejzaże Sunndalen
Luterański sznyt cmentarny. To się nazywa "leżeć u stóp" :)
Robi się parno
Zieleń cieszy aż do załamania pogody
A załamanie pogody zbliża się, zbliża, a jakże...
Wypada się rozkoszować przelotnym deszczem, nazajutrz będzie dużo gorzej.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41874137
Dystans118.81 km Czas08:32 Vśrednia13.92 km/h Podjazdy2070 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 14: Samotność na pustkowiu
Dziwne zdarzenia, 14 dzień jazdy. Pierwszym novum jest drugi z rzędu ładny dzień. Kolejną osobliwością są te pozdrowienia motocyklistów... Fantazyjne odciski głazów na asfalcie, nieraz zadziwiających rozmiarów i głębokości, dopełniają katalog niepowtarzalnych wrażeń. Potem jest cudowne jezioro "pofiordowe" Eikesdalsvatnet. Nie przeszkadza nawet ruch wahadłowy na drodze związany z usuwaniem skutków osuwiska, bardziej kamiennej lawiny, na drodze wiodącej do Aury (stąd te odciski głazów).
Potem następuje zajmująca resztę dnia przeprawa przez płaskowyż Aura. Droga jest płatna (słono), ruch incydentalny, nawierzchnie ciężkie, nieraz sypki szuter. Moc interwałów współgra z surowym krajobrazem. Opłata nie dotyczy rowerów, ale ten fakt nie przyczynia się do frekwencji cyklistów, jesteśmy tu sami. Zaliczam bliskie spotkanie z pardwą, emocje budzi przejazd nieoświetlonym tunelem (lampka wszak mi padła) po sfałdowanym namulisku, które robi za nawierzchnię. Pod schroniskiem czekam na brata, przysypiam, ten mnie nie zauważa. Okazuje się, że pojechał dalej. Ścigam go tak skutecznie, że kolejny telefon wykazuje, że jestem kilkanaście kilometrów z przodu. Cóż, miejsce nie zachęca do noclegu, robi się zimno, zjeżdżam aż do Sunndalsory, nabieram wody na kempingu, wracam na opłotki gdzie zostawiłem bagaże. Czeka mnie błogi nocleg na wysokości 330 metrów, bez lodowatego wiatru szarpiącego tropikiem. Jest przytulnie, intymnie i tuż nad drogą. Tak kończy się najpiękniejszy dwudzień wyprawy.
W drodze do Eresfjordu
Góry Skandynawskie pachnące Kanadą
Dolina Eresfjordu
Nad Eikesdalsvatnet
Eikesdalsvatnet - łódka jako szrot. Norwegię od Szwajcarii różni brak dbałości o szczegóły. Wrzucanie opon do tej krystalicznej wody to profanacja!
Szuter wije się rozpaczliwie raz w górę, raz w dół
Piętro subalpejskie, czyli norweska "kosodrzewina"
W stronę Sonndalsory
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41874039
Dziwne zdarzenia, 14 dzień jazdy. Pierwszym novum jest drugi z rzędu ładny dzień. Kolejną osobliwością są te pozdrowienia motocyklistów... Fantazyjne odciski głazów na asfalcie, nieraz zadziwiających rozmiarów i głębokości, dopełniają katalog niepowtarzalnych wrażeń. Potem jest cudowne jezioro "pofiordowe" Eikesdalsvatnet. Nie przeszkadza nawet ruch wahadłowy na drodze związany z usuwaniem skutków osuwiska, bardziej kamiennej lawiny, na drodze wiodącej do Aury (stąd te odciski głazów).
Potem następuje zajmująca resztę dnia przeprawa przez płaskowyż Aura. Droga jest płatna (słono), ruch incydentalny, nawierzchnie ciężkie, nieraz sypki szuter. Moc interwałów współgra z surowym krajobrazem. Opłata nie dotyczy rowerów, ale ten fakt nie przyczynia się do frekwencji cyklistów, jesteśmy tu sami. Zaliczam bliskie spotkanie z pardwą, emocje budzi przejazd nieoświetlonym tunelem (lampka wszak mi padła) po sfałdowanym namulisku, które robi za nawierzchnię. Pod schroniskiem czekam na brata, przysypiam, ten mnie nie zauważa. Okazuje się, że pojechał dalej. Ścigam go tak skutecznie, że kolejny telefon wykazuje, że jestem kilkanaście kilometrów z przodu. Cóż, miejsce nie zachęca do noclegu, robi się zimno, zjeżdżam aż do Sunndalsory, nabieram wody na kempingu, wracam na opłotki gdzie zostawiłem bagaże. Czeka mnie błogi nocleg na wysokości 330 metrów, bez lodowatego wiatru szarpiącego tropikiem. Jest przytulnie, intymnie i tuż nad drogą. Tak kończy się najpiękniejszy dwudzień wyprawy.
W drodze do Eresfjordu
Góry Skandynawskie pachnące Kanadą
Dolina Eresfjordu
Nad Eikesdalsvatnet
Eikesdalsvatnet - łódka jako szrot. Norwegię od Szwajcarii różni brak dbałości o szczegóły. Wrzucanie opon do tej krystalicznej wody to profanacja!
Szuter wije się rozpaczliwie raz w górę, raz w dół
Piętro subalpejskie, czyli norweska "kosodrzewina"
W stronę Sonndalsory
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41874039