Wpisy archiwalne w kategorii
Cyklotrek
| Dystans całkowity: | 10848.58 km (w terenie 15.90 km; 0.15%) |
| Czas w ruchu: | 520:27 |
| Średnia prędkość: | 18.34 km/h |
| Maksymalna prędkość: | 69.55 km/h |
| Suma podjazdów: | 121020 m |
| Liczba aktywności: | 99 |
| Średnio na aktywność: | 109.58 km i 5h 58m |
| Więcej statystyk | |
Dystans99.35 km Czas07:13 Vśrednia13.77 km/h VMAX51.58 km/h Podjazdy1916 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzika Słowacja, dzień 6: Największy wulkan Słowacji
Po kolejnym przyjemnym noclegu czekał mnie odcinek transportowy. Musiałem dostać się w masyw Polany. Droga wiodła wzdłuż doliny Hronu. Były po drodze miasta: Żar nad Hronem i Zwoleń (zrobiłem tu zakupy), było też sporo kombinowania z trasą, bo jechałem stale bocznymi drogami, które nieraz wchodziły w paradę drogom głównym.
Zapach przygody poczułem dopiero po południu, gdy zdołałem znaleźć przyszłe miejsce noclegowe i ruszyłem na lekko, by dotrzeć na wierzchołek Polany. Z buta było tam ponad 20 km, tym bardziej, że odwiedziłem oddalone od głównego wierzchołka punkty widokowe. Regiel górny rośnie tu aż po wierzchołek, by nacieszyć się widokiem trzeba więc dotrzeć na skraj dawnej kaldery wulkanicznej.
Po drodze mijałem opuszczony gmach hotelu górskiego; zrobił on na mnie prawie tak duże wrażenie jak cała ta trasa, na której nie spotkałem żadnego turysty, ale mogłem uratować gołebia poturbowanego przez jastrzębia.
Ogółem była to najdziksza wycieczka z kategorii "Dzika Słowacja". W całym rozległym masywie nie było chyba żywego człowieka poza mną.

Na skraju kaldery wulkanicznej Polany - widok na Niżne Tatry

Niedaleko Górnej Żdany - punkt startu

W dolinie Hronu

Zvolen - zamek

Piękne chwile na Polanie

Najwyższy punkt masywu

Widok na Fatrę z punktu widokowego

Powrót do depozytu noclegowego
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52991850
Po kolejnym przyjemnym noclegu czekał mnie odcinek transportowy. Musiałem dostać się w masyw Polany. Droga wiodła wzdłuż doliny Hronu. Były po drodze miasta: Żar nad Hronem i Zwoleń (zrobiłem tu zakupy), było też sporo kombinowania z trasą, bo jechałem stale bocznymi drogami, które nieraz wchodziły w paradę drogom głównym.
Zapach przygody poczułem dopiero po południu, gdy zdołałem znaleźć przyszłe miejsce noclegowe i ruszyłem na lekko, by dotrzeć na wierzchołek Polany. Z buta było tam ponad 20 km, tym bardziej, że odwiedziłem oddalone od głównego wierzchołka punkty widokowe. Regiel górny rośnie tu aż po wierzchołek, by nacieszyć się widokiem trzeba więc dotrzeć na skraj dawnej kaldery wulkanicznej.
Po drodze mijałem opuszczony gmach hotelu górskiego; zrobił on na mnie prawie tak duże wrażenie jak cała ta trasa, na której nie spotkałem żadnego turysty, ale mogłem uratować gołebia poturbowanego przez jastrzębia.
Ogółem była to najdziksza wycieczka z kategorii "Dzika Słowacja". W całym rozległym masywie nie było chyba żywego człowieka poza mną.

Na skraju kaldery wulkanicznej Polany - widok na Niżne Tatry

Niedaleko Górnej Żdany - punkt startu

W dolinie Hronu

Zvolen - zamek

Piękne chwile na Polanie

Najwyższy punkt masywu

Widok na Fatrę z punktu widokowego

Powrót do depozytu noclegowego
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52991850
Dystans88.35 km Czas04:48 Vśrednia18.41 km/h VMAX59.23 km/h Podjazdy1869 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzika Słowacja, dzień 5: W masywie Ptacznika
Cały dzień spędziłem w rejonie masywu Ptacznika, który dominuje nad tym regionem Słowacji. I o ile sam masyw jest rozległy i odludny, a jego partie szczytowe ciekawe i widokowe, to podejście było mocno "pierdołowate" (nikłe nachylenie, nie licząc samego wierzchołka). Odludność była wzmocniona fatalnym utrzymaniem szlaku; miejscami całkiem zarósł młodą buczyną, przez która trzeba było brodzić na oślep. Jeszcze się z czymś takim nie spotkałem. Schronisko Partizanska chata okazało się opuszczone, ale drogi dojazdowe do niego były w całkiem niezłym stanie.
Podjeżdżałem a następnie podchodziłem od strony kolejnej wioski zaginionej w rozległym górskim krajobrazie: od Prochota (Prochoty?). Nagrodą był kapitalny zjazd prosto na miejsce noclegowe, bo za wsią Górna Żdana zostawiłem wszystek swój bagaż. Byłem na tyle wcześnie, że zdołałem jeszcze wziąć polowy prysznic i zjeść obiadokolację.
W Żarnowicy (miejscu aprowizacji) zaliczyłem ciekawą rozmowę z kloszardem.

Podchodząc na szczyt Ptacznika

Droga do Żarnowicy

Zamek, a w zasadzie ładny hrad Revište z Podzamcza

Prochot - u kresu zasiedlenia w masywie Ptacznika

Drogi leśne w masywie Ptacznika

Pusto, widokowo i dobre nawierzchnie

Na dachu "tej części świata", czyli na wierzchołku Ptacznika

Ładne, nieco obok samego wierzchołka

Nieczynna Partizanska chata
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52989677
Cały dzień spędziłem w rejonie masywu Ptacznika, który dominuje nad tym regionem Słowacji. I o ile sam masyw jest rozległy i odludny, a jego partie szczytowe ciekawe i widokowe, to podejście było mocno "pierdołowate" (nikłe nachylenie, nie licząc samego wierzchołka). Odludność była wzmocniona fatalnym utrzymaniem szlaku; miejscami całkiem zarósł młodą buczyną, przez która trzeba było brodzić na oślep. Jeszcze się z czymś takim nie spotkałem. Schronisko Partizanska chata okazało się opuszczone, ale drogi dojazdowe do niego były w całkiem niezłym stanie.
Podjeżdżałem a następnie podchodziłem od strony kolejnej wioski zaginionej w rozległym górskim krajobrazie: od Prochota (Prochoty?). Nagrodą był kapitalny zjazd prosto na miejsce noclegowe, bo za wsią Górna Żdana zostawiłem wszystek swój bagaż. Byłem na tyle wcześnie, że zdołałem jeszcze wziąć polowy prysznic i zjeść obiadokolację.
W Żarnowicy (miejscu aprowizacji) zaliczyłem ciekawą rozmowę z kloszardem.

Podchodząc na szczyt Ptacznika

Droga do Żarnowicy

Zamek, a w zasadzie ładny hrad Revište z Podzamcza

Prochot - u kresu zasiedlenia w masywie Ptacznika

Drogi leśne w masywie Ptacznika

Pusto, widokowo i dobre nawierzchnie

Na dachu "tej części świata", czyli na wierzchołku Ptacznika

Ładne, nieco obok samego wierzchołka

Nieczynna Partizanska chata
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52989677
Dystans101.14 km Czas09:31 Vśrednia10.63 km/h VMAX63.24 km/h Podjazdy1557 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzika Słowacja, dzień 4: Ekstrema Dutej skaly
Kolejny dzień zacząłem w pięknych okolicznościach przyrody. Postanowiłem od razu zaatakować główny cel dnia, jakim była pozbawiona szlaków Duta skala. Wyrazisty masyw, położony na południe od głównego grzbietu Małej Fatry. Góra okazała się poważnym wyzwaniem kondycyjnym i technicznym. Było cały czas stromo i sypko. Kopuła szczytowa zapewniała wzrost poziomu adrenaliny. Musiałem wspinać się po sypkich wapiennych graniach i wyszukiwać możliwych do przejścia trawersów. Wątła ścieżynka prowadziła jedynie do wylotu dużej jaskini z miejscem na ognisko. Wszystko co powyżej wymagało poważnej ekwilibrystyki. Na koniec odkryłem że przejście grzbietem masywu było niemożliwe ze względu na stężenie zagrożeń i zawiłą topografię terenu.
Gdy wydostałem się w końcu z pułapki Dutej skaly, reszta dnia przebiegała już stereotypowo. Z obowiązkowych Bojnic zmierzałem w stronę miasta Novaky i jak najdalej w kierunku Żarnowicy. Dzień zakończyłem na górskiej łące za Horną Wsią, na przedpolu mojego kolejnego celu - masywu Ptacznika.

Wieś Vricko - wyjątkowo ładnie położona, w bocznej dolinie luczańskiej Małej Fatry

Pobudka wśród gór

Masyw Dutej skaly

Widok z sypkiej grani grzbietowej

Krzyż na głównym wierzchołku

Grzbiet bardziej przypominał grań. Było bardzo sypko i stromo.

Jeszcze jeden widok z kopuły szczytowej

Bojnice z dołu

Zamek Bojnice z góry
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52988965
Kolejny dzień zacząłem w pięknych okolicznościach przyrody. Postanowiłem od razu zaatakować główny cel dnia, jakim była pozbawiona szlaków Duta skala. Wyrazisty masyw, położony na południe od głównego grzbietu Małej Fatry. Góra okazała się poważnym wyzwaniem kondycyjnym i technicznym. Było cały czas stromo i sypko. Kopuła szczytowa zapewniała wzrost poziomu adrenaliny. Musiałem wspinać się po sypkich wapiennych graniach i wyszukiwać możliwych do przejścia trawersów. Wątła ścieżynka prowadziła jedynie do wylotu dużej jaskini z miejscem na ognisko. Wszystko co powyżej wymagało poważnej ekwilibrystyki. Na koniec odkryłem że przejście grzbietem masywu było niemożliwe ze względu na stężenie zagrożeń i zawiłą topografię terenu.
Gdy wydostałem się w końcu z pułapki Dutej skaly, reszta dnia przebiegała już stereotypowo. Z obowiązkowych Bojnic zmierzałem w stronę miasta Novaky i jak najdalej w kierunku Żarnowicy. Dzień zakończyłem na górskiej łące za Horną Wsią, na przedpolu mojego kolejnego celu - masywu Ptacznika.

Wieś Vricko - wyjątkowo ładnie położona, w bocznej dolinie luczańskiej Małej Fatry

Pobudka wśród gór

Masyw Dutej skaly

Widok z sypkiej grani grzbietowej

Krzyż na głównym wierzchołku

Grzbiet bardziej przypominał grań. Było bardzo sypko i stromo.

Jeszcze jeden widok z kopuły szczytowej

Bojnice z dołu

Zamek Bojnice z góry
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52988965
Dystans73.29 km Czas04:34 Vśrednia16.05 km/h VMAX60.28 km/h Podjazdy1576 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzika Słowacja, dzień 3: Na dachu Wielkiej Fatry
Po pięknym poranku w pięknych okolicznościach fatrzańskiej przyrody przyszło mi ruszyć w głąb pasma Wielkiej Fatry. Najpierw był rozgardiasz maratonu biegów górskich, który startował u bram Gederskiej doliny, potem był przejazd Dedoszowską doliną i akcja górska w rejonie Ostredoka i Kriżnej - najwyższych punktów Wielkiej Fatry. Cały czas towarzyszyli mi uczestnicy maratonu biegów górskich. Gdy widziałem jak zbiegają po stromych zboczach, bolały mnie kolana. Skutkiem ubocznym było niestety rozchodzone błoto na szlakach.
Sam główny grzbiet był nudny, jak to wszystkie główne grzbiety w Karpatach. Zdecydowanie więcej emocji zaznałem dzień wcześniej i dzień później, czyli wtedy gdy eksplorowałem góry z dala od głównego grzbietu i utartych szlaków.
Po zejściu do doliny pojechałem jeszcze do doliny Blatnickiej, ale okazała się znacznie mniej ciekawa. Na nocleg przeprawiłem się w okolice Klasztoru pod Zniewem i gdy przejechałem miejscowość znowu udało mi się znaleźć znakomity dziki biwak, aczkolwiek miejsce miałem już wcześniej upatrzone, z satelity. To byl drugi z rzędu udany dzień w górach, taki bez opadów.

Powitanie dnia

Gederska dolina aż do końca zapewniała znakomity asfalt i zakaz wjazdu samochodów

Na głównym grzbiecie

Bralna Fatra

Ostredok

Dedoszowska dolina

Blatnica i zabytkowa zabudowa
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52988843
Po pięknym poranku w pięknych okolicznościach fatrzańskiej przyrody przyszło mi ruszyć w głąb pasma Wielkiej Fatry. Najpierw był rozgardiasz maratonu biegów górskich, który startował u bram Gederskiej doliny, potem był przejazd Dedoszowską doliną i akcja górska w rejonie Ostredoka i Kriżnej - najwyższych punktów Wielkiej Fatry. Cały czas towarzyszyli mi uczestnicy maratonu biegów górskich. Gdy widziałem jak zbiegają po stromych zboczach, bolały mnie kolana. Skutkiem ubocznym było niestety rozchodzone błoto na szlakach.
Sam główny grzbiet był nudny, jak to wszystkie główne grzbiety w Karpatach. Zdecydowanie więcej emocji zaznałem dzień wcześniej i dzień później, czyli wtedy gdy eksplorowałem góry z dala od głównego grzbietu i utartych szlaków.
Po zejściu do doliny pojechałem jeszcze do doliny Blatnickiej, ale okazała się znacznie mniej ciekawa. Na nocleg przeprawiłem się w okolice Klasztoru pod Zniewem i gdy przejechałem miejscowość znowu udało mi się znaleźć znakomity dziki biwak, aczkolwiek miejsce miałem już wcześniej upatrzone, z satelity. To byl drugi z rzędu udany dzień w górach, taki bez opadów.

Powitanie dnia

Gederska dolina aż do końca zapewniała znakomity asfalt i zakaz wjazdu samochodów

Na głównym grzbiecie

Bralna Fatra

Ostredok

Dedoszowska dolina

Blatnica i zabytkowa zabudowa
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52988843
Dystans79.11 km Czas04:38 Vśrednia17.07 km/h VMAX59.44 km/h Podjazdy1753 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzika Słowacja, dzień 2: Bralna Fatra
Wstaję wypoczęty i zadowolony. Decyzja o noclegu u stóp królewiańskiej Kopy była strzałem w dziesiątkę. Czekał mnie jednak dzień pełen interwałów. Nieustanne garby wysysały mnie nie tyle z sił, co z zapasów i uswiadomiłem sobie, że muszę zawinąc do Turczańskich Teplic, bo w niedzielę niczego nie kupię. Tym sposobem akcję górską zacząłem w dolinie bez nazwy i przynać trzeba - bez turystów i bez wody (wyschły źródła) - pustkowiem leśno-skalnym wspinałem się na szczyt Drienoka. W kopule szczytowej, podbnie jak w dolinie - nie było żywego ducha. Po drodze nie brakowało skałek - Bralna Fatra, to po słowacku Skalna Fatra, czyli najpiękniejszy fragment Wielkiej Fatry, mało znany w Polsce.
Epizod lidlowy w Teplicach zapamiętałem głównie dzięki ogłoszeniu, że czeka na mnie "chrumkave a voniate" pieczywo. Zejście tajemnicza doliną okazało się byc wzbogacone ciągłymi atakami jusznic. Na koniec dnia udało mi się znaleźć bardzo przyjemną miejscówkę na nocleg. Już w Wielkiej Fatrze, ale jeszcze nie w granicach parku narodowego.

Ruiny zamku Sklabina

Bela-Dulice

Necpaly

Blatnicky hrad

W drodze na Drienok

Skraj Bralnej Fatry

Widok z drogi na Dreinok na skraj Wielkiej Fatry i Małą Fatrę

Blatnicka dolina

Atmosferka w masywie Drienoka
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52987907
Wstaję wypoczęty i zadowolony. Decyzja o noclegu u stóp królewiańskiej Kopy była strzałem w dziesiątkę. Czekał mnie jednak dzień pełen interwałów. Nieustanne garby wysysały mnie nie tyle z sił, co z zapasów i uswiadomiłem sobie, że muszę zawinąc do Turczańskich Teplic, bo w niedzielę niczego nie kupię. Tym sposobem akcję górską zacząłem w dolinie bez nazwy i przynać trzeba - bez turystów i bez wody (wyschły źródła) - pustkowiem leśno-skalnym wspinałem się na szczyt Drienoka. W kopule szczytowej, podbnie jak w dolinie - nie było żywego ducha. Po drodze nie brakowało skałek - Bralna Fatra, to po słowacku Skalna Fatra, czyli najpiękniejszy fragment Wielkiej Fatry, mało znany w Polsce.
Epizod lidlowy w Teplicach zapamiętałem głównie dzięki ogłoszeniu, że czeka na mnie "chrumkave a voniate" pieczywo. Zejście tajemnicza doliną okazało się byc wzbogacone ciągłymi atakami jusznic. Na koniec dnia udało mi się znaleźć bardzo przyjemną miejscówkę na nocleg. Już w Wielkiej Fatrze, ale jeszcze nie w granicach parku narodowego.

Ruiny zamku Sklabina

Bela-Dulice

Necpaly

Blatnicky hrad

W drodze na Drienok

Skraj Bralnej Fatry

Widok z drogi na Dreinok na skraj Wielkiej Fatry i Małą Fatrę

Blatnicka dolina

Atmosferka w masywie Drienoka
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52987907
Dystans114.76 km Czas06:29 Vśrednia17.70 km/h Podjazdy1526 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzika Słowacja, dzień 1: Deszczowe ze Słowakami rozmowy
Od rana towarzyszy mi ponurość i beznadzieja. W Ujsole spostrzegam starą oponę traktora. Próbując odcedzić kartofelki trafiam nad samym potokiem napis "Zakaz wysypywania śmieci" przywalony stertą śmieci... Dzieje się to w samych Ujsołach.
Ponurość aury rozjaśniają mi kolejne rozmowy ze Słowakami. W Orawskiej Leśnej, gdy rozmawiam z miejscowym Słowakiem, zatrzymuje się przy nas Czech, pytając o przejezdność przełęczy Hola. Tworzymy więc żywy trójstyk zachodniej Słowiańszczyny. W Zazrivej, gdy chronię się przed ulewą pod okapem przystanku, rozmawiam sobie z kolei z miejscową Słowaczką. Zapamiętam zwrot, że pruszy deszcz, piękne! Gdy po przejechaniu wsi staję na kolejnym przystanku (kolejna ulewa), trafiam na słowackich motocyklistów puszczających sobie radośnie muzykę.
Zanim zjeżdżam do centrum Zazrvy podejmuję ryzyko wejścia pieszo na Paracz. Próbowałem tego w 2020 roku, powstrzymały mnie wtedy potężne wiatrowały. Tym razem utrudnieniem są pola błota, a kropić zaczyna dopiero gdy schodzę do roweru. Aura sprawia, że nie spotykam nikogo.
Pod koniec dnia chmury zaczynają nabierać rozstępów. Wraz ze zmianą scenerii trafiam na znakomite miejsce noclegowe przy nieczynnej chacie "Tiesniawskiej". Mam pod ręką ujęcie wody i sławojkę. Są też ławy i stoliki, na których jem obiadokolację. Nikt mi nie zakłóca posiłku, myję więc menażkę w czystej wodzie z ujęcia i udaję się na spoczynek.

Zazriva w trakcie potopu

Glinka

Orawska Leśna

Regiel górny na Paraczu

Na samiuśkim szczycie

Przemierzając Małą Fatrę

Šíp widoczny z doliny

W dolinie rzeki Orawy

Królewiany

Krpeľany - przy Tiesňavskiej chacie
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52987419 (+ dojazd na dworzec w Kato)
Od rana towarzyszy mi ponurość i beznadzieja. W Ujsole spostrzegam starą oponę traktora. Próbując odcedzić kartofelki trafiam nad samym potokiem napis "Zakaz wysypywania śmieci" przywalony stertą śmieci... Dzieje się to w samych Ujsołach.
Ponurość aury rozjaśniają mi kolejne rozmowy ze Słowakami. W Orawskiej Leśnej, gdy rozmawiam z miejscowym Słowakiem, zatrzymuje się przy nas Czech, pytając o przejezdność przełęczy Hola. Tworzymy więc żywy trójstyk zachodniej Słowiańszczyny. W Zazrivej, gdy chronię się przed ulewą pod okapem przystanku, rozmawiam sobie z kolei z miejscową Słowaczką. Zapamiętam zwrot, że pruszy deszcz, piękne! Gdy po przejechaniu wsi staję na kolejnym przystanku (kolejna ulewa), trafiam na słowackich motocyklistów puszczających sobie radośnie muzykę.
Zanim zjeżdżam do centrum Zazrvy podejmuję ryzyko wejścia pieszo na Paracz. Próbowałem tego w 2020 roku, powstrzymały mnie wtedy potężne wiatrowały. Tym razem utrudnieniem są pola błota, a kropić zaczyna dopiero gdy schodzę do roweru. Aura sprawia, że nie spotykam nikogo.
Pod koniec dnia chmury zaczynają nabierać rozstępów. Wraz ze zmianą scenerii trafiam na znakomite miejsce noclegowe przy nieczynnej chacie "Tiesniawskiej". Mam pod ręką ujęcie wody i sławojkę. Są też ławy i stoliki, na których jem obiadokolację. Nikt mi nie zakłóca posiłku, myję więc menażkę w czystej wodzie z ujęcia i udaję się na spoczynek.

Zazriva w trakcie potopu

Glinka

Orawska Leśna

Regiel górny na Paraczu

Na samiuśkim szczycie

Przemierzając Małą Fatrę

Šíp widoczny z doliny

W dolinie rzeki Orawy

Królewiany

Krpeľany - przy Tiesňavskiej chacie
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52987419 (+ dojazd na dworzec w Kato)
Dystans203.01 km Czas11:13 Vśrednia18.10 km/h VMAX63.47 km/h Podjazdy2828 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Trzewia Liptowa, czyli Ohniste i inne czeluści Niżnych Tatr (1)
Rajd był zaplanowany jako takie pożegnanie z bronią, czyli chyba ostatnia w życiu dwusetka z cyklotrekiem. Skoro tak, to góra musiała być nietuzinkowa. Miałem ją upatrzoną - to masyw Ohnišťa. Wybitny szczyt w Niżnych Tatrach, zbudowany ze skalnych progów wapiennych i dolomitowych. Pełen urwistych skalistych zboczy i świętego spokoju, bo zewsząd tu daleko. Zaliczacze głównych grani tu nie bywają, nie ma też miłośników schronisk i kolejek. Są jedynie najtwardsi Słowacy, tacy co lubią się zmęczyć i zaglądnąć w miejsca gdzie diabeł mówi dobranoc. W takim towarzystwie nie mogło zabraknąć i mnie.
Wszystko szło jak z płatka do 80 kilometra, potem przypomniałem sobie, że w pociągu zjadłem przeterminowany mini-dżem (rok czasu!). Przypomniał mi to potężny ból w trzewiach. Przez następne 4 godziny będę miał 5 pobytów w krzakach, ale nie to było najgorsze, tylko ten ból uniemożliwiający momentami jazdę. Za głupotę się płaci, i z pewnością głupota boli. Najbardziej bolało jednak to, że warunki były idealne i zdrów mógłbym się jeszcze pokusić o zachód ze szczytu Poludnicy.
Widoki Zachodnich Tatr i Niżnych Tatr robią na tej trasie wrażenie, nawet jeśli widziało się wiele pasm górskich w Europie. Nawet jeśli odcinek do Mikulasza jedzie się któryś tam raz w życiu. Po drodze spotkałem dwóch Polaków jadących dookoła Tatr. Jechali na lekko, ale szybsi ode mnie nie byli, a ja miałem potężne problemy żołądkowe! No i spory bagaż, bo trasę zrobiłem z dwoma wypełnionymi dużymi sakwami. Jak za dawnych lat...
Prawdziwe schody zaczęły się jednak dopiero w masywie Ohnišťa. Oj, było stromo. Bardzo stromo. Atmosfera tego szlaku (łącznie 5 osób spotkanych) i oryginalne widoki były warte każdej kropli potu. Najbardziej niesamowita była roślinność. Tak wielu potężnych, starych jodeł i świerków dawno nie widziałem. Potem wykonałem odwrót w stronę doliny Ilnowskiej. Były tam liczne źródła, przy jednym spłoszyłem wysiadującego jaja strzyżyka... Były też schrony i magazyny partyzanckie z II wojny. No i niezmącony spokój. Gdy skończyły się moje problemy żołądkowe, szło znowu jak z płatka. Na koniec dnia, polując na ujęcia zachodu słońca zapędziłem się przypadkowo w znakomite miejsce noclegowe. Rozbiłem się tam na noc, wzgardzenie takim darem byłoby niedorzecznością, choć upatrzone pierwotnie miejsce noclegowe było za kilka kilometrów.

Widok na najwyższą część Niżnych Tatr, na masyw Dumbiera.

Pod Orawską Półgórą

Orawskie morze i Namestovo.

Stefanów nad Orawą

Podbiel

W drodze na przełęcz pod Holicą

Prawie na przełęczy

Widoki na Tatry Zachodnie

i na Wielkiego Chocza

i na Liptowskie Morze

Ładniutko

Deweloperka po słowacku

Litowski Mikulasz

Liptowski Jan

Ostatnie chwile jazdy...

Piekno urwisk Ohnišťa

Jakże tam było pięknie!

Schodziłem nielegalnie :)

W stronę wsi Ilanovo

Dolina Ilanovska była pełna magii

i schronów partyzantów. Znakomicie wkomponowanych w krajobraz, przylepionych do zboczy.

Szukając widoków na Chocza i zachód, trafiłem do raju.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51376574
Rajd był zaplanowany jako takie pożegnanie z bronią, czyli chyba ostatnia w życiu dwusetka z cyklotrekiem. Skoro tak, to góra musiała być nietuzinkowa. Miałem ją upatrzoną - to masyw Ohnišťa. Wybitny szczyt w Niżnych Tatrach, zbudowany ze skalnych progów wapiennych i dolomitowych. Pełen urwistych skalistych zboczy i świętego spokoju, bo zewsząd tu daleko. Zaliczacze głównych grani tu nie bywają, nie ma też miłośników schronisk i kolejek. Są jedynie najtwardsi Słowacy, tacy co lubią się zmęczyć i zaglądnąć w miejsca gdzie diabeł mówi dobranoc. W takim towarzystwie nie mogło zabraknąć i mnie.
Wszystko szło jak z płatka do 80 kilometra, potem przypomniałem sobie, że w pociągu zjadłem przeterminowany mini-dżem (rok czasu!). Przypomniał mi to potężny ból w trzewiach. Przez następne 4 godziny będę miał 5 pobytów w krzakach, ale nie to było najgorsze, tylko ten ból uniemożliwiający momentami jazdę. Za głupotę się płaci, i z pewnością głupota boli. Najbardziej bolało jednak to, że warunki były idealne i zdrów mógłbym się jeszcze pokusić o zachód ze szczytu Poludnicy.
Widoki Zachodnich Tatr i Niżnych Tatr robią na tej trasie wrażenie, nawet jeśli widziało się wiele pasm górskich w Europie. Nawet jeśli odcinek do Mikulasza jedzie się któryś tam raz w życiu. Po drodze spotkałem dwóch Polaków jadących dookoła Tatr. Jechali na lekko, ale szybsi ode mnie nie byli, a ja miałem potężne problemy żołądkowe! No i spory bagaż, bo trasę zrobiłem z dwoma wypełnionymi dużymi sakwami. Jak za dawnych lat...
Prawdziwe schody zaczęły się jednak dopiero w masywie Ohnišťa. Oj, było stromo. Bardzo stromo. Atmosfera tego szlaku (łącznie 5 osób spotkanych) i oryginalne widoki były warte każdej kropli potu. Najbardziej niesamowita była roślinność. Tak wielu potężnych, starych jodeł i świerków dawno nie widziałem. Potem wykonałem odwrót w stronę doliny Ilnowskiej. Były tam liczne źródła, przy jednym spłoszyłem wysiadującego jaja strzyżyka... Były też schrony i magazyny partyzanckie z II wojny. No i niezmącony spokój. Gdy skończyły się moje problemy żołądkowe, szło znowu jak z płatka. Na koniec dnia, polując na ujęcia zachodu słońca zapędziłem się przypadkowo w znakomite miejsce noclegowe. Rozbiłem się tam na noc, wzgardzenie takim darem byłoby niedorzecznością, choć upatrzone pierwotnie miejsce noclegowe było za kilka kilometrów.

Widok na najwyższą część Niżnych Tatr, na masyw Dumbiera.

Pod Orawską Półgórą

Orawskie morze i Namestovo.

Stefanów nad Orawą

Podbiel

W drodze na przełęcz pod Holicą

Prawie na przełęczy

Widoki na Tatry Zachodnie

i na Wielkiego Chocza

i na Liptowskie Morze

Ładniutko

Deweloperka po słowacku

Litowski Mikulasz

Liptowski Jan

Ostatnie chwile jazdy...

Piekno urwisk Ohnišťa

Jakże tam było pięknie!

Schodziłem nielegalnie :)

W stronę wsi Ilanovo

Dolina Ilanovska była pełna magii

i schronów partyzantów. Znakomicie wkomponowanych w krajobraz, przylepionych do zboczy.

Szukając widoków na Chocza i zachód, trafiłem do raju.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51376574
Dystans27.77 km Czas01:27 Vśrednia19.15 km/h Podjazdy252 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Praca + Park Śląski
Ogrodowe eksploracje. Spóźniona rocznica pierwszych wagarów i kilka odkryć botanicznych...

Kwitną czereśnie

Kosowa wysiadująca młode

Fotergilla kwitnąca!

Dereń kousa

Zamierające świerki serbskie
Ogrodowe eksploracje. Spóźniona rocznica pierwszych wagarów i kilka odkryć botanicznych...

Kwitną czereśnie

Kosowa wysiadująca młode

Fotergilla kwitnąca!

Dereń kousa

Zamierające świerki serbskie
Dystans81.12 km Czas06:03 Vśrednia13.41 km/h Podjazdy1617 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Zachodnia Słowacja, dzień 3: Góry Strażowskie
Obudziły mnie fletowe tony kosów. Rozśpiewana była cała okolica. Pełen obaw wyruszyłem w kierunku przełęczy Mraznica i w stronę wioski Mojtin. Obawy były niesłuszne, gruntówki były suche na wiór, w górach nie padało od tygodni. Rowerowo najpiękniej było jednak między Mojtinem a Prużiną. Znakomite, wąskie asfalty. Moim celem była Maninska tiesniava i Sulovske vrchy. Chciałem to wszystko zobaczyć zanim tąpnie pogoda i rozgoszczą się zimni ogrodnicy. Udało się połowicznie, zlało mnie dopiero na przełęczy Patuch, ale za to potężnie. 4 godziny ulewy bez żadnej przerwy. Przyszło więc rozbijać się w czasie deszczu na samej przełęczy.

Wypad w Górach Strażowskich

W stronę Mraznicy. To był strzał w dziesiątkę.

Widoczki po drodze

Z Mojtina do Prużnicy

Wieś Chmelisko

U stóp Wielkiego Manina

Bosmiany. Kapitalne miejsce widokowe

Widok z Bosmian na tiesnawę. Na pierwszym planie wioska Kostolec.

Sulovske vrchy

Podjazd na przełęcz Patuch u stóp Zebrzyda. Potem zaczął się potop...
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49340945 (nocleg w okolicach 338 km pierwotnej trasy)
Obudziły mnie fletowe tony kosów. Rozśpiewana była cała okolica. Pełen obaw wyruszyłem w kierunku przełęczy Mraznica i w stronę wioski Mojtin. Obawy były niesłuszne, gruntówki były suche na wiór, w górach nie padało od tygodni. Rowerowo najpiękniej było jednak między Mojtinem a Prużiną. Znakomite, wąskie asfalty. Moim celem była Maninska tiesniava i Sulovske vrchy. Chciałem to wszystko zobaczyć zanim tąpnie pogoda i rozgoszczą się zimni ogrodnicy. Udało się połowicznie, zlało mnie dopiero na przełęczy Patuch, ale za to potężnie. 4 godziny ulewy bez żadnej przerwy. Przyszło więc rozbijać się w czasie deszczu na samej przełęczy.

Wypad w Górach Strażowskich

W stronę Mraznicy. To był strzał w dziesiątkę.

Widoczki po drodze

Z Mojtina do Prużnicy

Wieś Chmelisko

U stóp Wielkiego Manina

Bosmiany. Kapitalne miejsce widokowe

Widok z Bosmian na tiesnawę. Na pierwszym planie wioska Kostolec.

Sulovske vrchy

Podjazd na przełęcz Patuch u stóp Zebrzyda. Potem zaczął się potop...
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49340945 (nocleg w okolicach 338 km pierwotnej trasy)
Dystans114.84 km Czas07:07 Vśrednia16.14 km/h Podjazdy1408 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Zachodnia Słowacja, dzień 2: Mannowa słodycz
Przepiękny dzień spędzony po bożemu, czyli poranek zaczął się od podjazdu i wspinaczki na zamek w Czachticach. Oczywiście o tej godzinie panowała tu niezmącona cisza, a zapach przepełniała słodycz kwitnących jesionów mannowych. To był prawdziwy szał. Jeszcze nie spotkałem w życiu czegoś takiego. Po porannym sacrum nastąpiło zakupowe profanum w Nowym Mieście nad Wagiem, po czym ruszyłem dalej w Białe Karpaty, do Ziemianskiego Podhradia.
Wczesnym popołudniem najbardziej zachwycałem się trasami rowerowymi w rejonie Trenczyna, a pod wieczór wdarłem się wreszcie w Góry Strażowskie. Dzień kończyłem przed zachodem, wspinając się na szczyt Sokola (651). Czekała mnie tu samotność i klimat jak u Caspara Davida Fridricha. Widok był malowany zachodzącym słońcem, a jego dominantą był Vapec. Szczyt to rodzaj wapiennego klifu, a góry wapienne są zawsze najpiękniejsze i najbogatsze florystycznie. Zdecydowałem się jednak zrezygnować z porannego ataku na Vapec (prognoza pogody była alarmująca) i ruszyć od razu bicyklem w trzewia Gór Strażowskich.
Zanim przystąpiłem do realizacji tych planów, rozbiłem namiot w pięknym miejscu, u podnóża jakże gościnnej góry Sokol.

Dolina rzeki Jabłonki a w górze zamek Czachtice.

U stóp hradu. Tylko ja, zieleń, biel i błękit. No i ten cudowny zapach jesionów mannowych. Już zawsze Czachtice będą miały ten zapach.

Ziemianskie Podhradie

Kolejne widoki na Małe Karpaty

Rzepak karpacki

Tenczyn z ddr

Kościółek Jana Chrzciciela w Pominowcu

Widok ze szczytu Sokola na Góry Strażowskie.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49340945 (nocleg w okolicy 231.6 km)
Przepiękny dzień spędzony po bożemu, czyli poranek zaczął się od podjazdu i wspinaczki na zamek w Czachticach. Oczywiście o tej godzinie panowała tu niezmącona cisza, a zapach przepełniała słodycz kwitnących jesionów mannowych. To był prawdziwy szał. Jeszcze nie spotkałem w życiu czegoś takiego. Po porannym sacrum nastąpiło zakupowe profanum w Nowym Mieście nad Wagiem, po czym ruszyłem dalej w Białe Karpaty, do Ziemianskiego Podhradia.
Wczesnym popołudniem najbardziej zachwycałem się trasami rowerowymi w rejonie Trenczyna, a pod wieczór wdarłem się wreszcie w Góry Strażowskie. Dzień kończyłem przed zachodem, wspinając się na szczyt Sokola (651). Czekała mnie tu samotność i klimat jak u Caspara Davida Fridricha. Widok był malowany zachodzącym słońcem, a jego dominantą był Vapec. Szczyt to rodzaj wapiennego klifu, a góry wapienne są zawsze najpiękniejsze i najbogatsze florystycznie. Zdecydowałem się jednak zrezygnować z porannego ataku na Vapec (prognoza pogody była alarmująca) i ruszyć od razu bicyklem w trzewia Gór Strażowskich.
Zanim przystąpiłem do realizacji tych planów, rozbiłem namiot w pięknym miejscu, u podnóża jakże gościnnej góry Sokol.

Dolina rzeki Jabłonki a w górze zamek Czachtice.

U stóp hradu. Tylko ja, zieleń, biel i błękit. No i ten cudowny zapach jesionów mannowych. Już zawsze Czachtice będą miały ten zapach.

Ziemianskie Podhradie

Kolejne widoki na Małe Karpaty

Rzepak karpacki

Tenczyn z ddr

Kościółek Jana Chrzciciela w Pominowcu

Widok ze szczytu Sokola na Góry Strażowskie.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49340945 (nocleg w okolicy 231.6 km)











