Wpisy archiwalne w kategorii
>200 km
Dystans całkowity: | 27113.32 km (w terenie 2.91 km; 0.01%) |
Czas w ruchu: | 1217:28 |
Średnia prędkość: | 20.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.01 km/h |
Suma podjazdów: | 151366 m |
Liczba aktywności: | 119 |
Średnio na aktywność: | 227.84 km i 10h 58m |
Więcej statystyk |
Dystans266.84 km Czas12:43 Vśrednia20.98 km/h VMAX63.27 km/h Podjazdy2604 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Rajd słowackich bohaterów
Po 5 latach przerwy (Klak, 2020) wybrałem się na kolejny rajd czechosłowacki. Najpierw był odcinek na pociąg do Chałupek. Następnie przejazd z Chałupek przez czeski Śląsk i czeskie Morawy w stronę Kysuc. Celem była dolina Wagu i Bytcza, czyli miejsce narodzin Józefa Tiso.
Obok Janosika i Stefanika jest to najsławniejszy ze Słowaków. Rozpatrując zaś kwestie historycznie - najistotniejszy Słowak w dziejach polityki. Najpierw zresztą uważał się za Węgra, potem tworzył czechosłowackie rządy jako minister sportu a na końcu stworzył marionetkowe państwo słowackie, zwane uroczo "republiką proboszczów". W tym dziwnym tworze pełnił funkcję prezydenta, ale nawet wtedy nie zrzekł się funkcji proboszcza w Banowcach, i rzetelnie tę funkcję wypełniał, celebrując co niedzielę uroczystą mszę dla parafian. Potem wsiadał w limuzynę i wracał do Bratysławy spierać się z premierem Tuką, który był de facto nazistą i dla którego radykalnych pomysłów ksiądz Tiso był jedyną zaporą.
Pomimo wyraźnej różnicy poglądów (Tiso - nacjonalista, Tuka - nazista) zostali podobnie potraktowani po wojnie. Podobnie, nie znaczy tak samo: sparaliżowany Tuka został rozstrzelany a Tiso powieszony. Inna sprawa, że nie było legalnych podstaw do orzeczenia wyroku śmierci dla księdza-prezydenta. Dziś wiemy bowiem, że autentycznie nie wiedział gdzie wysyłał Żydów. Wiedział, że do Auschwitz, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, co to dokładnie oznacza. Był więc zdrajcą Czechosłowacji, współpracownikiem Hitlera, ale nie był nazistą, no i - co najważniejsze - nie był ludobójcą. Gdy posiadł wiedzę o tym, co dzieje się w Auschwitz, wstrzymał transporty. Pomimo nacisków Hitlera, transportów nigdy nie wznowił.
Dziś Słowacy wstydzą się go fetować publicznie, pomimo faktu że stworzył pierwszą słowacką państwowość. To ich różni od Ukraińców i ich żarliwej miłości do ludobójców z UPA. Oczywiście pamięć o zasługach ks. Tisy dla niepodległości zachowała się całkiem dobrze, powiedzenie, że "za Tisa, pełna misa" z niczego się nie wzięło. Ksiądz, który uzasadniał w kazaniach konieczność okradzenia i wygnania Żydów jest jednak raczej kiepskim ambasadorem na świecie... Słowacy zdają sobie z tego sprawę. Wolą czcić Janosika.
Janosik to poczciwy ludowy bohater, co prawda liberał na myśl o zabieraniu bogatym i dawaniu biednym dostaje ataku nienawiści, ale szczęśliwie nie jestem liberałem. Świeci się więc zbójnik-kolos nad Terchową, a ja po raz pierwszy jechałem do niego trasą rowerową. Utworzona została ona iście po zbójnicku. Co chwilę musiałem krzyczeć, jak wieszany na haku za ziobro zbójnik Bury: "wio Bury, do góry!" Słowacy każdą przeprawę przez strumień uatrakcyjnili bowiem fantazyjnymi mostkami o 20% nachylenia. Słowaczki-siłaczki na tradycyjnych rowerach (nieelektrycznych) z przyczepkami, wiozące w nich dzieci (nie psiecka), nie robiły sobie nic z takich przeszkód. Kilka razy widziałem te matki-Słowaczki wiozące pociechy i ich partnerów jadących obok bez bagażu... No i przypomniało mi się, że sami Słowacy uważają swoje rodaczki za twarde baby.
W Terchowej, z pomocą Słowaka rzecz jasna, nabyłem też zestaw pięciu pysznych oscypków w jednym z tych sławnych automatów serowych. Tak wyposażony dotarłem przez przełęcze Hola i Glinka do Polski i w Węgierskiej Górce władowałem się w pociąg.

Stary Bohumin

Ostrawa i żywa granica Śląska i Moraw - rzeka

Gigula znad rzeki Ostravice

Ostravice w Beskidzie Śląsko-Morawskim

jak na obrazku

Turzovka

Bytcza. Rodzinny dom Józefa Tiso.
Tablica wystawiona w 1991 roku, czyli jeszcze przed powstaniem w pełni niepodległej Słowacji.

Zamek w Bytczy

Okolice Żyliny. Nad Wagiem.

W drodze ku Fatrze

Góralska fantazja na DDR

Terchowa

Na przełęczy w drodze do Zazrivy

Węgierska Górka
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51586341
Po 5 latach przerwy (Klak, 2020) wybrałem się na kolejny rajd czechosłowacki. Najpierw był odcinek na pociąg do Chałupek. Następnie przejazd z Chałupek przez czeski Śląsk i czeskie Morawy w stronę Kysuc. Celem była dolina Wagu i Bytcza, czyli miejsce narodzin Józefa Tiso.
Obok Janosika i Stefanika jest to najsławniejszy ze Słowaków. Rozpatrując zaś kwestie historycznie - najistotniejszy Słowak w dziejach polityki. Najpierw zresztą uważał się za Węgra, potem tworzył czechosłowackie rządy jako minister sportu a na końcu stworzył marionetkowe państwo słowackie, zwane uroczo "republiką proboszczów". W tym dziwnym tworze pełnił funkcję prezydenta, ale nawet wtedy nie zrzekł się funkcji proboszcza w Banowcach, i rzetelnie tę funkcję wypełniał, celebrując co niedzielę uroczystą mszę dla parafian. Potem wsiadał w limuzynę i wracał do Bratysławy spierać się z premierem Tuką, który był de facto nazistą i dla którego radykalnych pomysłów ksiądz Tiso był jedyną zaporą.
Pomimo wyraźnej różnicy poglądów (Tiso - nacjonalista, Tuka - nazista) zostali podobnie potraktowani po wojnie. Podobnie, nie znaczy tak samo: sparaliżowany Tuka został rozstrzelany a Tiso powieszony. Inna sprawa, że nie było legalnych podstaw do orzeczenia wyroku śmierci dla księdza-prezydenta. Dziś wiemy bowiem, że autentycznie nie wiedział gdzie wysyłał Żydów. Wiedział, że do Auschwitz, ale nie zdawał sobie sprawy z tego, co to dokładnie oznacza. Był więc zdrajcą Czechosłowacji, współpracownikiem Hitlera, ale nie był nazistą, no i - co najważniejsze - nie był ludobójcą. Gdy posiadł wiedzę o tym, co dzieje się w Auschwitz, wstrzymał transporty. Pomimo nacisków Hitlera, transportów nigdy nie wznowił.
Dziś Słowacy wstydzą się go fetować publicznie, pomimo faktu że stworzył pierwszą słowacką państwowość. To ich różni od Ukraińców i ich żarliwej miłości do ludobójców z UPA. Oczywiście pamięć o zasługach ks. Tisy dla niepodległości zachowała się całkiem dobrze, powiedzenie, że "za Tisa, pełna misa" z niczego się nie wzięło. Ksiądz, który uzasadniał w kazaniach konieczność okradzenia i wygnania Żydów jest jednak raczej kiepskim ambasadorem na świecie... Słowacy zdają sobie z tego sprawę. Wolą czcić Janosika.
Janosik to poczciwy ludowy bohater, co prawda liberał na myśl o zabieraniu bogatym i dawaniu biednym dostaje ataku nienawiści, ale szczęśliwie nie jestem liberałem. Świeci się więc zbójnik-kolos nad Terchową, a ja po raz pierwszy jechałem do niego trasą rowerową. Utworzona została ona iście po zbójnicku. Co chwilę musiałem krzyczeć, jak wieszany na haku za ziobro zbójnik Bury: "wio Bury, do góry!" Słowacy każdą przeprawę przez strumień uatrakcyjnili bowiem fantazyjnymi mostkami o 20% nachylenia. Słowaczki-siłaczki na tradycyjnych rowerach (nieelektrycznych) z przyczepkami, wiozące w nich dzieci (nie psiecka), nie robiły sobie nic z takich przeszkód. Kilka razy widziałem te matki-Słowaczki wiozące pociechy i ich partnerów jadących obok bez bagażu... No i przypomniało mi się, że sami Słowacy uważają swoje rodaczki za twarde baby.
W Terchowej, z pomocą Słowaka rzecz jasna, nabyłem też zestaw pięciu pysznych oscypków w jednym z tych sławnych automatów serowych. Tak wyposażony dotarłem przez przełęcze Hola i Glinka do Polski i w Węgierskiej Górce władowałem się w pociąg.

Stary Bohumin

Ostrawa i żywa granica Śląska i Moraw - rzeka

Gigula znad rzeki Ostravice

Ostravice w Beskidzie Śląsko-Morawskim

jak na obrazku

Turzovka

Bytcza. Rodzinny dom Józefa Tiso.


Zamek w Bytczy

Okolice Żyliny. Nad Wagiem.

W drodze ku Fatrze

Góralska fantazja na DDR

Terchowa

Na przełęczy w drodze do Zazrivy

Węgierska Górka
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51586341
Dystans203.01 km Czas11:13 Vśrednia18.10 km/h VMAX63.47 km/h Podjazdy2828 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Trzewia Liptowa, czyli Ohniste i inne czeluści Niżnych Tatr (1)
Rajd był zaplanowany jako takie pożegnanie z bronią, czyli chyba ostatnia w życiu dwusetka z cyklotrekiem. Skoro tak, to góra musiała być nietuzinkowa. Miałem ją upatrzoną - to masyw Ohnišťa. Wybitny szczyt w Niżnych Tatrach, zbudowany ze skalnych progów wapiennych i dolomitowych. Pełen urwistych skalistych zboczy i świętego spokoju, bo zewsząd tu daleko. Zaliczacze głównych grani tu nie bywają, nie ma też miłośników schronisk i kolejek. Są jedynie najtwardsi Słowacy, tacy co lubią się zmęczyć i zaglądnąć w miejsca gdzie diabeł mówi dobranoc. W takim towarzystwie nie mogło zabraknąć i mnie.
Wszystko szło jak z płatka do 80 kilometra, potem przypomniałem sobie, że w pociągu zjadłem przeterminowany mini-dżem (rok czasu!). Przypomniał mi to potężny ból w trzewiach. Przez następne 4 godziny będę miał 5 pobytów w krzakach, ale nie to było najgorsze, tylko ten ból uniemożliwiający momentami jazdę. Za głupotę się płaci, i z pewnością głupota boli. Najbardziej bolało jednak to, że warunki były idealne i zdrów mógłbym się jeszcze pokusić o zachód ze szczytu Poludnicy.
Widoki Zachodnich Tatr i Niżnych Tatr robią na tej trasie wrażenie, nawet jeśli widziało się wiele pasm górskich w Europie. Nawet jeśli odcinek do Mikulasza jedzie się któryś tam raz w życiu. Po drodze spotkałem dwóch Polaków jadących dookoła Tatr. Jechali na lekko, ale szybsi ode mnie nie byli, a ja miałem potężne problemy żołądkowe! No i spory bagaż, bo trasę zrobiłem z dwoma wypełnionymi dużymi sakwami. Jak za dawnych lat...
Prawdziwe schody zaczęły się jednak dopiero w masywie Ohnišťa. Oj, było stromo. Bardzo stromo. Atmosfera tego szlaku (łącznie 5 osób spotkanych) i oryginalne widoki były warte każdej kropli potu. Najbardziej niesamowita była roślinność. Tak wielu potężnych, starych jodeł i świerków dawno nie widziałem. Potem wykonałem odwrót w stronę doliny Ilnowskiej. Były tam liczne źródła, przy jednym spłoszyłem wysiadującego jaja strzyżyka... Były też schrony i magazyny partyzanckie z II wojny. No i niezmącony spokój. Gdy skończyły się moje problemy żołądkowe, szło znowu jak z płatka. Na koniec dnia, polując na ujęcia zachodu słońca zapędziłem się przypadkowo w znakomite miejsce noclegowe. Rozbiłem się tam na noc, wzgardzenie takim darem byłoby niedorzecznością, choć upatrzone pierwotnie miejsce noclegowe było za kilka kilometrów.

Widok na najwyższą część Niżnych Tatr, na masyw Dumbiera.

Pod Orawską Półgórą

Orawskie morze i Namestovo.

Stefanów nad Orawą

Podbiel

W drodze na przełęcz pod Holicą

Prawie na przełęczy

Widoki na Tatry Zachodnie

i na Wielkiego Chocza

i na Liptowskie Morze

Ładniutko

Deweloperka po słowacku

Litowski Mikulasz

Liptowski Jan

Ostatnie chwile jazdy...

Piekno urwisk Ohnišťa

Jakże tam było pięknie!

Schodziłem nielegalnie :)

W stronę wsi Ilanovo

Dolina Ilanovska była pełna magii

i schronów partyzantów. Znakomicie wkomponowanych w krajobraz, przylepionych do zboczy.

Szukając widoków na Chocza i zachód, trafiłem do raju.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51376574
Rajd był zaplanowany jako takie pożegnanie z bronią, czyli chyba ostatnia w życiu dwusetka z cyklotrekiem. Skoro tak, to góra musiała być nietuzinkowa. Miałem ją upatrzoną - to masyw Ohnišťa. Wybitny szczyt w Niżnych Tatrach, zbudowany ze skalnych progów wapiennych i dolomitowych. Pełen urwistych skalistych zboczy i świętego spokoju, bo zewsząd tu daleko. Zaliczacze głównych grani tu nie bywają, nie ma też miłośników schronisk i kolejek. Są jedynie najtwardsi Słowacy, tacy co lubią się zmęczyć i zaglądnąć w miejsca gdzie diabeł mówi dobranoc. W takim towarzystwie nie mogło zabraknąć i mnie.
Wszystko szło jak z płatka do 80 kilometra, potem przypomniałem sobie, że w pociągu zjadłem przeterminowany mini-dżem (rok czasu!). Przypomniał mi to potężny ból w trzewiach. Przez następne 4 godziny będę miał 5 pobytów w krzakach, ale nie to było najgorsze, tylko ten ból uniemożliwiający momentami jazdę. Za głupotę się płaci, i z pewnością głupota boli. Najbardziej bolało jednak to, że warunki były idealne i zdrów mógłbym się jeszcze pokusić o zachód ze szczytu Poludnicy.
Widoki Zachodnich Tatr i Niżnych Tatr robią na tej trasie wrażenie, nawet jeśli widziało się wiele pasm górskich w Europie. Nawet jeśli odcinek do Mikulasza jedzie się któryś tam raz w życiu. Po drodze spotkałem dwóch Polaków jadących dookoła Tatr. Jechali na lekko, ale szybsi ode mnie nie byli, a ja miałem potężne problemy żołądkowe! No i spory bagaż, bo trasę zrobiłem z dwoma wypełnionymi dużymi sakwami. Jak za dawnych lat...
Prawdziwe schody zaczęły się jednak dopiero w masywie Ohnišťa. Oj, było stromo. Bardzo stromo. Atmosfera tego szlaku (łącznie 5 osób spotkanych) i oryginalne widoki były warte każdej kropli potu. Najbardziej niesamowita była roślinność. Tak wielu potężnych, starych jodeł i świerków dawno nie widziałem. Potem wykonałem odwrót w stronę doliny Ilnowskiej. Były tam liczne źródła, przy jednym spłoszyłem wysiadującego jaja strzyżyka... Były też schrony i magazyny partyzanckie z II wojny. No i niezmącony spokój. Gdy skończyły się moje problemy żołądkowe, szło znowu jak z płatka. Na koniec dnia, polując na ujęcia zachodu słońca zapędziłem się przypadkowo w znakomite miejsce noclegowe. Rozbiłem się tam na noc, wzgardzenie takim darem byłoby niedorzecznością, choć upatrzone pierwotnie miejsce noclegowe było za kilka kilometrów.

Widok na najwyższą część Niżnych Tatr, na masyw Dumbiera.

Pod Orawską Półgórą

Orawskie morze i Namestovo.

Stefanów nad Orawą

Podbiel

W drodze na przełęcz pod Holicą

Prawie na przełęczy

Widoki na Tatry Zachodnie

i na Wielkiego Chocza

i na Liptowskie Morze

Ładniutko

Deweloperka po słowacku

Litowski Mikulasz

Liptowski Jan

Ostatnie chwile jazdy...

Piekno urwisk Ohnišťa

Jakże tam było pięknie!

Schodziłem nielegalnie :)

W stronę wsi Ilanovo

Dolina Ilanovska była pełna magii

i schronów partyzantów. Znakomicie wkomponowanych w krajobraz, przylepionych do zboczy.

Szukając widoków na Chocza i zachód, trafiłem do raju.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51376574
Dystans208.87 km Czas12:34 Vśrednia16.62 km/h VMAX57.27 km/h Podjazdy3016 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wielka pętla salmopolska (2)
Wstałem dość późno, na przełęczy byłem dopiero o 6 rano. Na zjeździe panowała cudowna cisza, ale cisza ma swoje konsekwencje. Cudem uniknąłem zderzenia z sową, a raz po raz musiałem przeganiać z drogi dorodne łanie i jelenie z pokaźnymi już porożami. Potem były melodie dobrze mi znane, czyli Zameczek i Kubalonka. Nowości zaczęły się w drodze do Jabłonkowa. Nie byłem tam bowiem dotąd (celowo zresztą, by został jakiś bliższy cel), ale drogę do celu też wybrałem nową, bo wzdłuż młodej Olzy. Było malowniczo, choć mocno interwałowo.
Pierwsze emocje zaczęły się w Czadcy, gdzie trwał maraton i było pełno policji. Podobnie było w dolinie Bystrzycy. Spokój osiągnąłem dopiero na drodze trawersującej zbocza nad zalewem Nowa Bystrzyca. Niestety była to droga cierniowa, a nawierzchnia nie był stworzona dla opon 1,4 cala. Straciłem ponad godzinę czasu względem pierwotnych założeń. Zrobiło się też duszno i ciepło. Po okrążeniu masywu Pilska postanowiłem więc odpuścić sobie oglądanie zachodu słońca w Szczyrku i rozłożyłem się na obiad w Jeleśni. Łącznie z zakupami trwało to prawie 1,5 godziny. Zdążyłem jednak na zachód widziany z przełęczy u Poloka. Był znacznie ładniejszy, niż ten odpuszczony w Szczyrku. Pod skocznią zameldowałem się dopiero około 23. Przy namiocie byłem zaś dopiero tuż przed 1 w nocy. Miałem jednak gdzie spać, no i rano nigdzie mi się nie spieszyło.
Rajd miał cele turystyczne: po raz pierwszy widziałem Jabłonków i zalew Nowa Bystrzyca, gdzie widoki były momentami imponujące (na Małą Fatrę), ale z pewnością nie warto się tam pchać na trekkingu. Niby była tylko jedna duża sakwa i torba na kierownicę, ale i tak było ciężko. Przewyższenie zrobiło swoje.

Kluczowy odcinek nad zalewem Nowa Bystrzyca

Na przełęczy Salmopol (Biały Krzyż)

Wisła Czarne

Zameczek

Kubalonka

W drodze na Jabłonków

Jabłonków

Między Mostami a Miłoszową, czyli na pograniczu czesko-słowackim.

Finał maratonu w Czadcy

Uroki ddr w dolinie Bytrzycy

Rozsuciec i Stoh z drogi cierniowej

Nowoć z grzbietu oddzielającego ją od Mutnego

Mutne i widok na Babią

Oravske Vesele

Sopotnia Mała

Juszczyna i piękny zachód słońca

Zamknięcie pętli w Szczyrku, ok. 23
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51449547
Wstałem dość późno, na przełęczy byłem dopiero o 6 rano. Na zjeździe panowała cudowna cisza, ale cisza ma swoje konsekwencje. Cudem uniknąłem zderzenia z sową, a raz po raz musiałem przeganiać z drogi dorodne łanie i jelenie z pokaźnymi już porożami. Potem były melodie dobrze mi znane, czyli Zameczek i Kubalonka. Nowości zaczęły się w drodze do Jabłonkowa. Nie byłem tam bowiem dotąd (celowo zresztą, by został jakiś bliższy cel), ale drogę do celu też wybrałem nową, bo wzdłuż młodej Olzy. Było malowniczo, choć mocno interwałowo.
Pierwsze emocje zaczęły się w Czadcy, gdzie trwał maraton i było pełno policji. Podobnie było w dolinie Bystrzycy. Spokój osiągnąłem dopiero na drodze trawersującej zbocza nad zalewem Nowa Bystrzyca. Niestety była to droga cierniowa, a nawierzchnia nie był stworzona dla opon 1,4 cala. Straciłem ponad godzinę czasu względem pierwotnych założeń. Zrobiło się też duszno i ciepło. Po okrążeniu masywu Pilska postanowiłem więc odpuścić sobie oglądanie zachodu słońca w Szczyrku i rozłożyłem się na obiad w Jeleśni. Łącznie z zakupami trwało to prawie 1,5 godziny. Zdążyłem jednak na zachód widziany z przełęczy u Poloka. Był znacznie ładniejszy, niż ten odpuszczony w Szczyrku. Pod skocznią zameldowałem się dopiero około 23. Przy namiocie byłem zaś dopiero tuż przed 1 w nocy. Miałem jednak gdzie spać, no i rano nigdzie mi się nie spieszyło.
Rajd miał cele turystyczne: po raz pierwszy widziałem Jabłonków i zalew Nowa Bystrzyca, gdzie widoki były momentami imponujące (na Małą Fatrę), ale z pewnością nie warto się tam pchać na trekkingu. Niby była tylko jedna duża sakwa i torba na kierownicę, ale i tak było ciężko. Przewyższenie zrobiło swoje.

Kluczowy odcinek nad zalewem Nowa Bystrzyca

Na przełęczy Salmopol (Biały Krzyż)

Wisła Czarne

Zameczek

Kubalonka

W drodze na Jabłonków

Jabłonków

Między Mostami a Miłoszową, czyli na pograniczu czesko-słowackim.

Finał maratonu w Czadcy

Uroki ddr w dolinie Bytrzycy

Rozsuciec i Stoh z drogi cierniowej

Nowoć z grzbietu oddzielającego ją od Mutnego

Mutne i widok na Babią

Oravske Vesele

Sopotnia Mała

Juszczyna i piękny zachód słońca

Zamknięcie pętli w Szczyrku, ok. 23
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51449547
Dystans223.71 km Czas11:21 Vśrednia19.71 km/h Podjazdy2140 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Z Chorzowa przez góry do Jaworzna
Rano towarzyszyły mi rozkopy na drodze do Orzesza. Ciszę mąciły wrzaski band młodych szpaków, przeczesujących okolicę w celu zuchwałych kradzieży czereśni. Nawierzchnie często pozostawiały sporo do życzenia. Za bardzo przyzwyczaiłem się do lepszych, jurajskich standardów.
Po latach przerwy postanowiłem odwiedzić Brenną i wrażenia były znów negatywne. Bardzo ruchliwa główna droga i koszmarna czasem nawierzchnia na drogach alternatywnych. Atmosfera przedmieścia Bielska, która stałą się znośna dopiero 2 km przed końcem zabudowy. Potem czekała mnie pełna karpackiego błota przełęcz Karkoszczonka. Na tle Brennej Szczyrk wypadł zjawiskowo i europejsko. Ja jednak spieszyłem się na Przegibek i przeł. Targanicką, dopiero zresztą w dolinie Wielkiej Puszczy zaznałem spokoju.
W Andrychowie upijałem się wodopojem miejskim a następnie radośnie pomknąłem przez wpierw garbatą a następnie płaskatą prowincję do Zatora. W przysiółku wsi Wieprz zachwyciła mnie wielka metasekwoja, po drodze napotykałem ostatnie w tym roku nabożeństwa majowe. Idyllę zmącił widok gradowych chmur nad Lipowcem. Skorygowałem więc trasę i pomknąłem wprost na Chrzanów. Uniknąłem burzy i wpadłem pod rynnę jakichś dni Chrzanowa. Wszędzie było pełno ludu i policji. Nie brakowało też włóczących się wzdłuż leśnych dróg migrantów (z wyglądu Hindusi)... Tłumy wygoniły mnie więc na ostatni etap, gdzie zetknąłem się z mniejszą połówką i razem dojechaliśmy do Jaworzna.

Bujaków

Woszczyce

Kryry

Okolice Studzionki

Wisła Mała

Strumień

Ochaby Wielkie

Górki Wielkie

Brenna

Zabudowa Brennej

Górna część Brennej

Karkoszczonka

Chata Wuja Toma

Szczyrk

Skocznia w Skalitem

Straconka

Przełęcz Targanicka

Targanice

Andrychów

Górzysty Wieprz

Zator

Żarki pod Libiążem

W drodze na Chrzanów

Chrzanów po potopie

Rynek w Chrzanowie
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/50966678
Rano towarzyszyły mi rozkopy na drodze do Orzesza. Ciszę mąciły wrzaski band młodych szpaków, przeczesujących okolicę w celu zuchwałych kradzieży czereśni. Nawierzchnie często pozostawiały sporo do życzenia. Za bardzo przyzwyczaiłem się do lepszych, jurajskich standardów.
Po latach przerwy postanowiłem odwiedzić Brenną i wrażenia były znów negatywne. Bardzo ruchliwa główna droga i koszmarna czasem nawierzchnia na drogach alternatywnych. Atmosfera przedmieścia Bielska, która stałą się znośna dopiero 2 km przed końcem zabudowy. Potem czekała mnie pełna karpackiego błota przełęcz Karkoszczonka. Na tle Brennej Szczyrk wypadł zjawiskowo i europejsko. Ja jednak spieszyłem się na Przegibek i przeł. Targanicką, dopiero zresztą w dolinie Wielkiej Puszczy zaznałem spokoju.
W Andrychowie upijałem się wodopojem miejskim a następnie radośnie pomknąłem przez wpierw garbatą a następnie płaskatą prowincję do Zatora. W przysiółku wsi Wieprz zachwyciła mnie wielka metasekwoja, po drodze napotykałem ostatnie w tym roku nabożeństwa majowe. Idyllę zmącił widok gradowych chmur nad Lipowcem. Skorygowałem więc trasę i pomknąłem wprost na Chrzanów. Uniknąłem burzy i wpadłem pod rynnę jakichś dni Chrzanowa. Wszędzie było pełno ludu i policji. Nie brakowało też włóczących się wzdłuż leśnych dróg migrantów (z wyglądu Hindusi)... Tłumy wygoniły mnie więc na ostatni etap, gdzie zetknąłem się z mniejszą połówką i razem dojechaliśmy do Jaworzna.

Bujaków

Woszczyce

Kryry

Okolice Studzionki

Wisła Mała

Strumień

Ochaby Wielkie

Górki Wielkie

Brenna

Zabudowa Brennej

Górna część Brennej

Karkoszczonka

Chata Wuja Toma

Szczyrk

Skocznia w Skalitem

Straconka

Przełęcz Targanicka

Targanice

Andrychów

Górzysty Wieprz

Zator

Żarki pod Libiążem

W drodze na Chrzanów

Chrzanów po potopie

Rynek w Chrzanowie
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/50966678
Dystans222.44 km Czas10:16 Vśrednia21.67 km/h VMAX56.21 km/h Podjazdy2319 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Meandry Jury
Kolejna zabawa w trasę jurajską przypominającą trudnością analogicznej długości trasy karpackie (łatwe). Wyjazd po ciężkich opadach i wichurze, która dotknęła głównie Dąbrowę Górniczą. Wbrew prognozom chmury po tym "incydencie" w okolicach Dąbrowy i Olkusza rozeszły się dopiero w okolicach godz. 11. Długo było wręcz jesiennie i zimno. Ślady lokalnych potopów było widać zwłaszcza u stóp Jury Środkowej (nie licząc rzecz jasna DG), gdzie natrafiłem na całe namuliska w Domaniewicach. Sporym kontrastem były tutaj krystalicznie przejrzyste wody Krztyni.
Zobaczyłem przy okazji kilka nowych wywierzysk i wstyd się przyznać, że po raz pierwszy byłem u źródeł Krzytni, a są fantastyczne. Pejzaż był odświeżony deszczem i jak na porę roku jeszcze całkiem przyjemny. Nie brakło interwałów i sporej dawki wysiłku. Ten rajd był takim epilogiem wyprawy do Rumunii, po nim zacząłem już schodzić z obciążeń i zakończyłem regularny sezon "sportowy" jeszcze w sierpniu...
Wyszła chyba najpoważniejsza przewyższeniowo droga do Krasic. Od tras karpackich różniła się większą liczbą krótkich interwałów i - co najważniejsze - znacznie mniejszym natężeniem ruchu samochodowego. Na długich odcinkach panował po prostu bezruch. Cóż, dróg lokalnych na Jurze jest całkiem sporo. Przede wszystkim zaś nie kończą się na ślepo, jak te do przysiółków w górach...

Wyruszyłem dość późno, więc wschodu na Dorotce nie było

Park Zielona

Przy Pogoriach

Młyn w Okradzionowie

Dwór w Krzykawce i zaparkowane na odwal blachosmrody szpecące klimat sceny...

Ogrody Olkusza

Rabsztyn

Podlesie przy Pazurku. Nowe obciachowe domy zniszczyły atmosferkę i widoki na wzgórza...

Ulubiona droga z Golczowic do Cieślina

Na Zagrabiu, czyli w drodze do Zarzecza (częściowo rozkopanego)

Grządki wzniesione w Dłużcu

Kościół w Dłużcu. Pierwszy raz na rowerze byłem tu w 2002 roku...


Strzegowa

Poręba Dzierżna

W drodze na Cisową

Pilica - widoczek

Okolice Pilicy

Krztynia w Siamoszycach

Kroczyce

Dąbrowno

I znajoma krówka, jedna z ostatnich hodowanych dla potrzeb własnych :(

Z Mzurowa do Postaszowic, kolejna z ulubionych dróg

Ho ho ho w okolicy Brzezin

Czatachowa

Suliszowice-Szczypie
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/48068723
Kolejna zabawa w trasę jurajską przypominającą trudnością analogicznej długości trasy karpackie (łatwe). Wyjazd po ciężkich opadach i wichurze, która dotknęła głównie Dąbrowę Górniczą. Wbrew prognozom chmury po tym "incydencie" w okolicach Dąbrowy i Olkusza rozeszły się dopiero w okolicach godz. 11. Długo było wręcz jesiennie i zimno. Ślady lokalnych potopów było widać zwłaszcza u stóp Jury Środkowej (nie licząc rzecz jasna DG), gdzie natrafiłem na całe namuliska w Domaniewicach. Sporym kontrastem były tutaj krystalicznie przejrzyste wody Krztyni.
Zobaczyłem przy okazji kilka nowych wywierzysk i wstyd się przyznać, że po raz pierwszy byłem u źródeł Krzytni, a są fantastyczne. Pejzaż był odświeżony deszczem i jak na porę roku jeszcze całkiem przyjemny. Nie brakło interwałów i sporej dawki wysiłku. Ten rajd był takim epilogiem wyprawy do Rumunii, po nim zacząłem już schodzić z obciążeń i zakończyłem regularny sezon "sportowy" jeszcze w sierpniu...
Wyszła chyba najpoważniejsza przewyższeniowo droga do Krasic. Od tras karpackich różniła się większą liczbą krótkich interwałów i - co najważniejsze - znacznie mniejszym natężeniem ruchu samochodowego. Na długich odcinkach panował po prostu bezruch. Cóż, dróg lokalnych na Jurze jest całkiem sporo. Przede wszystkim zaś nie kończą się na ślepo, jak te do przysiółków w górach...

Wyruszyłem dość późno, więc wschodu na Dorotce nie było

Park Zielona

Przy Pogoriach

Młyn w Okradzionowie

Dwór w Krzykawce i zaparkowane na odwal blachosmrody szpecące klimat sceny...

Ogrody Olkusza

Rabsztyn

Podlesie przy Pazurku. Nowe obciachowe domy zniszczyły atmosferkę i widoki na wzgórza...

Ulubiona droga z Golczowic do Cieślina

Na Zagrabiu, czyli w drodze do Zarzecza (częściowo rozkopanego)

Grządki wzniesione w Dłużcu

Kościół w Dłużcu. Pierwszy raz na rowerze byłem tu w 2002 roku...


Strzegowa

Poręba Dzierżna

W drodze na Cisową

Pilica - widoczek

Okolice Pilicy

Krztynia w Siamoszycach

Kroczyce

Dąbrowno

I znajoma krówka, jedna z ostatnich hodowanych dla potrzeb własnych :(

Z Mzurowa do Postaszowic, kolejna z ulubionych dróg

Ho ho ho w okolicy Brzezin

Czatachowa

Suliszowice-Szczypie
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/48068723
Dystans226.33 km Czas08:49 Vśrednia25.67 km/h Podjazdy2307 m
SprzętHaibike Tour SL
Jura Równoległa
Dzień był słoneczny i dość ciepły. Poza dość silnym wiatrem po południu (5-6 m/s) świetnie nadawał się na dłuższą pętelkę. Nadszedł czas by zaliczyć jakąś dwusetkę o większym przewyższeniu. Idealnie nadaje się do tego jazda równoległa po Jurze: od Olsztyna po okolice Wolbromia-Olkusza. Tym razem wybrałem szosę zamiast trekkinga, bo do wyboru miałem tylko ją albo elektryka. Zapędziłem się aż po Mostek i Trzebienice a wróciłem sporo przed zmierzchem, pomimo wyjechania dość późno na trasę. Test przed Rumunią wypadł pozytywnie.

Mstów

Olsztyn

W drodze na Żarki

Mirów

Skarżyce

Okiennik Wielki

Między Ogrodzieńcem a Ryczowem

Smoleń

Gołaczewy

Jadąc na Chełm

Mostek

W drodze do Trzebienic

Trzebienice

Szreniawa - cmentarz

Okolice Jeżówki

Jeżówka Hollywood

Poręba Dzierżna

Siadcza

Niegowa

Trzebniów

Czatachowa

Kocichatka w Siedlcu
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/47274571
Dzień był słoneczny i dość ciepły. Poza dość silnym wiatrem po południu (5-6 m/s) świetnie nadawał się na dłuższą pętelkę. Nadszedł czas by zaliczyć jakąś dwusetkę o większym przewyższeniu. Idealnie nadaje się do tego jazda równoległa po Jurze: od Olsztyna po okolice Wolbromia-Olkusza. Tym razem wybrałem szosę zamiast trekkinga, bo do wyboru miałem tylko ją albo elektryka. Zapędziłem się aż po Mostek i Trzebienice a wróciłem sporo przed zmierzchem, pomimo wyjechania dość późno na trasę. Test przed Rumunią wypadł pozytywnie.

Mstów

Olsztyn

W drodze na Żarki

Mirów

Skarżyce

Okiennik Wielki

Między Ogrodzieńcem a Ryczowem

Smoleń

Gołaczewy

Jadąc na Chełm

Mostek

W drodze do Trzebienic

Trzebienice

Szreniawa - cmentarz

Okolice Jeżówki

Jeżówka Hollywood

Poręba Dzierżna

Siadcza

Niegowa

Trzebniów

Czatachowa

Kocichatka w Siedlcu
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/47274571
Dystans202.84 km Czas09:22 Vśrednia21.66 km/h Podjazdy1256 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Rajd nagłowicki
Długi powrót z Krasic, tym razem przez Nagłowice. Na mapie wyszedł bumerang nagłowicki, ale dla tego lukrowanego muralu z Mikołajem Rejem warto było nabrać wschodniego odchyłu. Generalnie trasa zrobiona po to by wykorzytsac długi i ładny dzień.

Mural w Nagłowicach - cel rajdu

Rogaczew w gminie Dąbrowa Zielona

Czarnecki w Czarncy

Boczkowice

Piękny ogród gdzieś przed Oksą

Przed Urzędem Gminy Nagłowice

W "dworze Mikołaja Reja"


Oficyny dworskie w stylu "dworkowym" przy dworze w Rożnicy

pałac w Słupi Jędrzejowskiej

W dolinie Pilicy

Łany Wielkie

Kocikowa

Pogoria IV
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/45228364
Długi powrót z Krasic, tym razem przez Nagłowice. Na mapie wyszedł bumerang nagłowicki, ale dla tego lukrowanego muralu z Mikołajem Rejem warto było nabrać wschodniego odchyłu. Generalnie trasa zrobiona po to by wykorzytsac długi i ładny dzień.

Mural w Nagłowicach - cel rajdu

Rogaczew w gminie Dąbrowa Zielona

Czarnecki w Czarncy

Boczkowice

Piękny ogród gdzieś przed Oksą

Przed Urzędem Gminy Nagłowice

W "dworze Mikołaja Reja"


Oficyny dworskie w stylu "dworkowym" przy dworze w Rożnicy

pałac w Słupi Jędrzejowskiej

W dolinie Pilicy

Łany Wielkie

Kocikowa

Pogoria IV
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/45228364
Dystans279.00 km Czas13:38 Vśrednia20.46 km/h Podjazdy1323 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dookoła Łodzi
Nadszedł czas na brakujące ogniwo. Objechałem rowerem dookoła Warszawę (wielodniowo, szerokim łukiem), Poznań (wielodniowo, zimą), Kraków, Wrocław, Lublin (wielodniowo), Częstochowę (wielokrotnie), Kielce, Radom, Białystok, Olsztyn, Bydgoszcz z Toruniem (wielodniowo) i miasta konurbacji katowickiej. Z grupy 20 najludniejszych miast w Polsce, wykluczywszy te nieobjeżdżalne z racji położenia (Gdańsk, Gdynia, Szczecin) rzucała się w oczy absencja Łodzi. Na Ziemię Obiecaną wkroczyłem więc z konkretnym planem: chciałem zobaczyć te kilka atrakcji do których tutaj jeszcze nie dotarłem przy okazji dawnego "zaliczania" gmin i odświeżyć sobie kilka klasyków.
Najpierw czekał mnie mglisty odcinek na pociąg z Rzerzęczyc do Chrustów (nie wysiadałem w Koluszkach, bo tamtejszy dworzec zapamiętałem jako wyjątkowo nieprzyjazny rowerzystom). Na liście do zobaczenia było wnętrze gotycko-renesansowego kościoła w Brzezinach, drewniane kościoły w Koźlu i Mąkolicach, gotycki, ceglany kościół w Domaniewie. Wszystkie cele udało mi się osiągnąć, Przy okazji załapałem się do wnętrza kolegiaty w Tumie i podziwiałem "Bociany" Chełmońskiego na przystanku w Brudnowie. Najbardziej osobliwa atrakcją był dziwozamek w Charbicach Dolnych, najciekawszą mini-atrakcją staw ze sztuczną wyspą (podworskie) w Malanowie. Najbardziej zawiódł pałacyk w Goślubiu-Osadzie, gdzie specjalnie nadrabiałem drogi. Wymieniam obiekty turystyczne, bo taki charakter miał ten rajd. Z racji charakteru rajdu, niezbyt kontrolowałem czas i skończyło się nocnym powrotem z Radomska, bo dalej regionalne pociągi już nie jechały... Pejzażowo najciekawiej było na południu, czyli w rejonie Brzezin i Tuszyna, gdzie nie brakowało garbików Wzniesień Łódzkich.
Pogoda była znakomita, choć po południu zrobiło się duszno i długo miałem problem z uzupełnieniem zapasów płynów. I jeszcze jedno: z miast pierwszej 20. pozostało mi już tylko orbitowanie dookoła Rzeszowa...

Na Rzerzęczyce nowiutkim asfaltem

Koluszki

Brzeziny - łądny kościół

Kruchta tamże, w środku trwała msza...

Koźle, kośc. św. Szczepana

Mąkolice - polski autoholizm kulturowy

Piątek

Dawna zabudowa

To co na początku czerwca obowiązkowe - maki

Goślub - Osada

Nietknięta przez wojenne zniszczenia absyda w Tumie

Mury Łęczycy

Parzęczew - dawny rynek

Jeziorko po kamieniołomie czy tam piaskowni

Domaniew

Brudnów - Bociany Chełmońskiego

Nie mam pojęcia gdzie to było...

Charbice Dolne - dziwozamek

Kazimierz

Klasztor w Lutomiersku

Na rynku

Jeden z cmentarzy ewangelickich

Zabudowa sprzed 100 lat

Tuszyn

Radomsko nocą
Trasa:
Krasice - Rzerzęczyce (10.45 km) - PKP - Chusty Nowe - Dookoła Łodzi (225.17 km)- Baby - PKP - Radomsko - Krasice (43.38 km)
https://ridewithgps.com/routes/45210078
https://ridewithgps.com/routes/45210094
Nadszedł czas na brakujące ogniwo. Objechałem rowerem dookoła Warszawę (wielodniowo, szerokim łukiem), Poznań (wielodniowo, zimą), Kraków, Wrocław, Lublin (wielodniowo), Częstochowę (wielokrotnie), Kielce, Radom, Białystok, Olsztyn, Bydgoszcz z Toruniem (wielodniowo) i miasta konurbacji katowickiej. Z grupy 20 najludniejszych miast w Polsce, wykluczywszy te nieobjeżdżalne z racji położenia (Gdańsk, Gdynia, Szczecin) rzucała się w oczy absencja Łodzi. Na Ziemię Obiecaną wkroczyłem więc z konkretnym planem: chciałem zobaczyć te kilka atrakcji do których tutaj jeszcze nie dotarłem przy okazji dawnego "zaliczania" gmin i odświeżyć sobie kilka klasyków.
Najpierw czekał mnie mglisty odcinek na pociąg z Rzerzęczyc do Chrustów (nie wysiadałem w Koluszkach, bo tamtejszy dworzec zapamiętałem jako wyjątkowo nieprzyjazny rowerzystom). Na liście do zobaczenia było wnętrze gotycko-renesansowego kościoła w Brzezinach, drewniane kościoły w Koźlu i Mąkolicach, gotycki, ceglany kościół w Domaniewie. Wszystkie cele udało mi się osiągnąć, Przy okazji załapałem się do wnętrza kolegiaty w Tumie i podziwiałem "Bociany" Chełmońskiego na przystanku w Brudnowie. Najbardziej osobliwa atrakcją był dziwozamek w Charbicach Dolnych, najciekawszą mini-atrakcją staw ze sztuczną wyspą (podworskie) w Malanowie. Najbardziej zawiódł pałacyk w Goślubiu-Osadzie, gdzie specjalnie nadrabiałem drogi. Wymieniam obiekty turystyczne, bo taki charakter miał ten rajd. Z racji charakteru rajdu, niezbyt kontrolowałem czas i skończyło się nocnym powrotem z Radomska, bo dalej regionalne pociągi już nie jechały... Pejzażowo najciekawiej było na południu, czyli w rejonie Brzezin i Tuszyna, gdzie nie brakowało garbików Wzniesień Łódzkich.
Pogoda była znakomita, choć po południu zrobiło się duszno i długo miałem problem z uzupełnieniem zapasów płynów. I jeszcze jedno: z miast pierwszej 20. pozostało mi już tylko orbitowanie dookoła Rzeszowa...

Na Rzerzęczyce nowiutkim asfaltem

Koluszki

Brzeziny - łądny kościół

Kruchta tamże, w środku trwała msza...

Koźle, kośc. św. Szczepana

Mąkolice - polski autoholizm kulturowy

Piątek

Dawna zabudowa

To co na początku czerwca obowiązkowe - maki

Goślub - Osada

Nietknięta przez wojenne zniszczenia absyda w Tumie

Mury Łęczycy

Parzęczew - dawny rynek

Jeziorko po kamieniołomie czy tam piaskowni

Domaniew

Brudnów - Bociany Chełmońskiego

Nie mam pojęcia gdzie to było...

Charbice Dolne - dziwozamek

Kazimierz

Klasztor w Lutomiersku

Na rynku

Jeden z cmentarzy ewangelickich

Zabudowa sprzed 100 lat

Tuszyn

Radomsko nocą
Trasa:
Krasice - Rzerzęczyce (10.45 km) - PKP - Chusty Nowe - Dookoła Łodzi (225.17 km)- Baby - PKP - Radomsko - Krasice (43.38 km)
https://ridewithgps.com/routes/45210078
https://ridewithgps.com/routes/45210094
Dystans233.18 km Czas10:46 Vśrednia21.66 km/h Podjazdy1288 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Rajd piekielny
Piekielna to była inspiracja, bo diabeł tkwił w szczegółach. Zależało mi by zobaczyć po raz pierwszy to Piekiełko Szkuckie i zdobyć wreszcie Diablą Górę. Przy okazji po raz pierwszy dotarłem nad uroczy zalew Klekot, taką włoszczowską Costa del Sol :) Było tam bardzo przyjemne, estetycznie i pusto... Generalnie pustka i błogi spokój towarzyszyły mi przez niemal całą trasę. Takie uroki tego włoszczowsko-przedborskiego śródziemia. Przy dobrej pogodzie jest to strefa niezmąconej hałasem rekreacji. Ruch turystyczny jest tu incydentalny - w rezerwacie Piekiełko i na Diablej Górze byłem przeraźliwie sam. Bezruch panował też na wszystkich lokalnych drogach, a jechał niemal wyłącznie po takich.
Sceny akcji wydarzyły się dopiero w Żytnie, gdzie dzielne chłopaki (nastolatki) broniły zasiedziałego jeża na drodze wojewódzkiej nr 785. Wykazali się nie tylko wrażliwością, ale też rozsądkiem (nie chcieli brać go w ręce). Byli bezsprzecznie cierpliwi, bo mijałem ich powtórnie po 10 minutach i dalej niewzruszenie strzegli upartego jeża przed rozprasowaniem przez samochody. Urozmaicili mi trochę monotonię powrotu, bo od Kobieli Wielkich jechałem już na automacie, znaczy na pamięć...

Znów u Jacka Jaworka

Kuźnica Grodziska

Zalew Klekot

Wzorcowa przestrzeń rynkowa we Włoszczowie

Oleszno

Nowa Czarna, czyli w Kotlinie Zabrodzkiej

Cisza i spokój

Ciekawe formy skalne, choć niezbyt wysokie...

Fałków - sporo się zmieniło od ostatniej wizyty

Ten pierwszy raz

Pierwszy raz na Diablej Górze

Mosty Sulejowskie

Strefa kiepskich dróg między Sulejowem a Trzepnicą i Ręcznem

Ładny dwór w Żytnie. Niegdyś siedziba władz gminy.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/45200671
Piekielna to była inspiracja, bo diabeł tkwił w szczegółach. Zależało mi by zobaczyć po raz pierwszy to Piekiełko Szkuckie i zdobyć wreszcie Diablą Górę. Przy okazji po raz pierwszy dotarłem nad uroczy zalew Klekot, taką włoszczowską Costa del Sol :) Było tam bardzo przyjemne, estetycznie i pusto... Generalnie pustka i błogi spokój towarzyszyły mi przez niemal całą trasę. Takie uroki tego włoszczowsko-przedborskiego śródziemia. Przy dobrej pogodzie jest to strefa niezmąconej hałasem rekreacji. Ruch turystyczny jest tu incydentalny - w rezerwacie Piekiełko i na Diablej Górze byłem przeraźliwie sam. Bezruch panował też na wszystkich lokalnych drogach, a jechał niemal wyłącznie po takich.
Sceny akcji wydarzyły się dopiero w Żytnie, gdzie dzielne chłopaki (nastolatki) broniły zasiedziałego jeża na drodze wojewódzkiej nr 785. Wykazali się nie tylko wrażliwością, ale też rozsądkiem (nie chcieli brać go w ręce). Byli bezsprzecznie cierpliwi, bo mijałem ich powtórnie po 10 minutach i dalej niewzruszenie strzegli upartego jeża przed rozprasowaniem przez samochody. Urozmaicili mi trochę monotonię powrotu, bo od Kobieli Wielkich jechałem już na automacie, znaczy na pamięć...

Znów u Jacka Jaworka

Kuźnica Grodziska

Zalew Klekot

Wzorcowa przestrzeń rynkowa we Włoszczowie

Oleszno

Nowa Czarna, czyli w Kotlinie Zabrodzkiej

Cisza i spokój

Ciekawe formy skalne, choć niezbyt wysokie...

Fałków - sporo się zmieniło od ostatniej wizyty

Ten pierwszy raz

Pierwszy raz na Diablej Górze

Mosty Sulejowskie

Strefa kiepskich dróg między Sulejowem a Trzepnicą i Ręcznem

Ładny dwór w Żytnie. Niegdyś siedziba władz gminy.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/45200671
Dystans207.31 km Czas12:11 Vśrednia17.02 km/h VMAX55.91 km/h Podjazdy2510 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Idi na H.ujsko, dzień 2
To był najpiękniejszy i najambitniejszy etap całego wypadu. Jechałem od wschodu do zachodu słońca (nawet ciut dłużej) i syciłem się karpackim latem. Pierwszym celem dnia był uspiony jeszcze Czchów i darmowa przeprawa na Dunajcu. Wcześniej było traumatyczne spotkanie z drogą krajową 75, którą - ze względu na absurdalne natężenie ruchu - ledwo udało mi się przekroczyć. Potem nastąpił królewski etap do Zakliczyna i Lusławic, gdzie nieskutecznie dobijałem się do parku Pendereckiego. Ostatni raz na rowerze byłem w tych stronach w 2012 roku i sporo się tutaj zmieniło. Od Lusławic wybrałem jednak dziewiczą dla mnie trasę, pełną interwałów i cmentarzy z Wielkiej Wojny, wiodącą na Tuchów.
Odtąd towarzyszyć mi będzie upał i przeciwny nieraz wiatr, choć interwały nie będą już tak drastyczne. Pojadę przez Reglice i Jodłową i przebiję się przez strome podjazdy ze Przeczycy przez Skurową do Brzostka. Potem na Frysztak i prawym, wzgórzystym brzegiem Wisłoka do Strzyżowa. Potem przez kolejne garby Pogórza Strzyżowskiego i Dynowskiego zmierzać będę do Niebylca, Barycza, Izdebek i Nozdrzca. Przekraczę San mostem wiszącym i w narastającej ciemności udam się na siodło przed Jawornikiem Ruskim, gdzie rozłożę w ciemności namiot na środku polnej drogi. Tym samym jednego dnia przebędę drogę z Pogórza Wielickiego na Pogórze Przemyskie zaliczając najbardziej pracowity dzień rowerowy w roku 2022. Jego ozdobą będą magiczne chwile w Czchowie, odcinek z Czchowa do Zakliczyna i pełne zadumy wizyty na cmentarzach wojennych w rejonie Czchowa. Wielki posmak przygody będzie mieć też przeprawa przez rozchuśtany most wiszący na Sanie. Jedynie środkową część dnia wypełni pewna monotonia karpackiego upału i karpackich dróg, rzadko ocienionych i bezludnych...

Wojakowa, Iwkowa i okolice o poranku

Pogórze Wielickie

Zapora górska przed Czchowem

Na rynku w Czchowie

Gotycki pejzaż jednego z najpiękniejszych kościołów w Polsce i wielka radość z dostania się tu przed poranną mszą

Zamek czchowski

Nad Dunajcem

W drodze do Zakliczyna

Zakliczyn

Lusławice

Cmentarze okolic Tuchowa - nr 192 w Lubczy

Pogórze Ciężkowicko-Rożnowskie

Łowczówek

Dbałość o szczegóły

Ratusz w Tuchowie

Jodłowa

Wisłoka

Brzostek

Wzgórzystym prawym brzegiem Wisłoka do Strzyżowa

Strzyżów

Opłotki Strzyżowa

Gwoźnica

Przeprawa przez San i ostatni odcinek do Jawornika Ruskiego
To był najpiękniejszy i najambitniejszy etap całego wypadu. Jechałem od wschodu do zachodu słońca (nawet ciut dłużej) i syciłem się karpackim latem. Pierwszym celem dnia był uspiony jeszcze Czchów i darmowa przeprawa na Dunajcu. Wcześniej było traumatyczne spotkanie z drogą krajową 75, którą - ze względu na absurdalne natężenie ruchu - ledwo udało mi się przekroczyć. Potem nastąpił królewski etap do Zakliczyna i Lusławic, gdzie nieskutecznie dobijałem się do parku Pendereckiego. Ostatni raz na rowerze byłem w tych stronach w 2012 roku i sporo się tutaj zmieniło. Od Lusławic wybrałem jednak dziewiczą dla mnie trasę, pełną interwałów i cmentarzy z Wielkiej Wojny, wiodącą na Tuchów.
Odtąd towarzyszyć mi będzie upał i przeciwny nieraz wiatr, choć interwały nie będą już tak drastyczne. Pojadę przez Reglice i Jodłową i przebiję się przez strome podjazdy ze Przeczycy przez Skurową do Brzostka. Potem na Frysztak i prawym, wzgórzystym brzegiem Wisłoka do Strzyżowa. Potem przez kolejne garby Pogórza Strzyżowskiego i Dynowskiego zmierzać będę do Niebylca, Barycza, Izdebek i Nozdrzca. Przekraczę San mostem wiszącym i w narastającej ciemności udam się na siodło przed Jawornikiem Ruskim, gdzie rozłożę w ciemności namiot na środku polnej drogi. Tym samym jednego dnia przebędę drogę z Pogórza Wielickiego na Pogórze Przemyskie zaliczając najbardziej pracowity dzień rowerowy w roku 2022. Jego ozdobą będą magiczne chwile w Czchowie, odcinek z Czchowa do Zakliczyna i pełne zadumy wizyty na cmentarzach wojennych w rejonie Czchowa. Wielki posmak przygody będzie mieć też przeprawa przez rozchuśtany most wiszący na Sanie. Jedynie środkową część dnia wypełni pewna monotonia karpackiego upału i karpackich dróg, rzadko ocienionych i bezludnych...

Wojakowa, Iwkowa i okolice o poranku

Pogórze Wielickie

Zapora górska przed Czchowem

Na rynku w Czchowie

Gotycki pejzaż jednego z najpiękniejszych kościołów w Polsce i wielka radość z dostania się tu przed poranną mszą

Zamek czchowski

Nad Dunajcem

W drodze do Zakliczyna

Zakliczyn

Lusławice

Cmentarze okolic Tuchowa - nr 192 w Lubczy

Pogórze Ciężkowicko-Rożnowskie

Łowczówek

Dbałość o szczegóły

Ratusz w Tuchowie

Jodłowa

Wisłoka

Brzostek

Wzgórzystym prawym brzegiem Wisłoka do Strzyżowa

Strzyżów

Opłotki Strzyżowa

Gwoźnica

Przeprawa przez San i ostatni odcinek do Jawornika Ruskiego