Wpisy archiwalne w kategorii
>100 km
Dystans całkowity: | 81694.69 km (w terenie 19.90 km; 0.02%) |
Czas w ruchu: | 3737:45 |
Średnia prędkość: | 19.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.22 km/h |
Suma podjazdów: | 513206 m |
Liczba aktywności: | 607 |
Średnio na aktywność: | 134.59 km i 7h 03m |
Więcej statystyk |
Dystans109.87 km Czas05:44 Vśrednia19.16 km/h VMAX41.82 km/h Podjazdy620 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Triduum dolnośląskie: Wielki Czwartek
Tradycyjnie musiałem zaczynać trasę wielodniową z silnym, huraganowym wręcz, wiatrem. To sprawiło że podjechałem pociągiem aż do Osetnicy. Na odcinku z Wrocławia do Osetnicy ścisk był nieludzki. Okazało się że całe Żary wracały na święta wielkanocne do domu. Wracały przez Legnicę, z przesiadką w Węglińcu. Odlot... Ledwo zdołąłem znaleźć miejsce stojące z rowerem i stałem przez ponad godzinę... Alternatywy jednak nie było :( Początek był bardzo trudny, wiatr spychał na środek drogi, ale nie powinno to dziwić przy porywach przekraczających 25 m/s (uśredniony 9 m/s). Od Złotoryi jechało się już nieco łatwiej. Magiczne chwile przeżyłem przed Wierzbną: przelot tysięcy gęsi na południe. Klucze ciągnęły nade mną przez kilkanaście minut.
Na "+"
Złotoryja - czteropiętrowe kamienice w mieście tej wielkości robią wrażenie...
Jawor - oryginalna zabudowa, choć przybrudzona
Wierzbna - ptasi spektakl
Zabudowa wielu wsi po drodze, szczególnie Pastuchowa
Świdnica - wjeżdża się na starówkę jak do Wiednia :)
Na "-"
Strzegom
wiatr
tłok w pociągu na odcinku Wrocław - Osetnica
Zabudowa wsi Jadwisin
Jawor, Kościół Pokoju
Piotrowice Świdnickie na tle Ślęży i Raduni
Tradycyjnie musiałem zaczynać trasę wielodniową z silnym, huraganowym wręcz, wiatrem. To sprawiło że podjechałem pociągiem aż do Osetnicy. Na odcinku z Wrocławia do Osetnicy ścisk był nieludzki. Okazało się że całe Żary wracały na święta wielkanocne do domu. Wracały przez Legnicę, z przesiadką w Węglińcu. Odlot... Ledwo zdołąłem znaleźć miejsce stojące z rowerem i stałem przez ponad godzinę... Alternatywy jednak nie było :( Początek był bardzo trudny, wiatr spychał na środek drogi, ale nie powinno to dziwić przy porywach przekraczających 25 m/s (uśredniony 9 m/s). Od Złotoryi jechało się już nieco łatwiej. Magiczne chwile przeżyłem przed Wierzbną: przelot tysięcy gęsi na południe. Klucze ciągnęły nade mną przez kilkanaście minut.
Na "+"
Złotoryja - czteropiętrowe kamienice w mieście tej wielkości robią wrażenie...
Jawor - oryginalna zabudowa, choć przybrudzona
Wierzbna - ptasi spektakl
Zabudowa wielu wsi po drodze, szczególnie Pastuchowa
Świdnica - wjeżdża się na starówkę jak do Wiednia :)
Na "-"
Strzegom
wiatr
tłok w pociągu na odcinku Wrocław - Osetnica
Zabudowa wsi Jadwisin
Jawor, Kościół Pokoju
Piotrowice Świdnickie na tle Ślęży i Raduni
Dystans107.61 km Czas05:28 Vśrednia19.68 km/h Podjazdy734 m
Temp.-2.0 °C SprzętMerida Drakar
Oświęcim
Wiatr na południe, więc wybór kierunku był oczywisty; tym bardziej że zwykle jeżdżę na północ. W Katowckim Parku Leśnym przyuważyłem samicę Gila z przetrąconym skrzydłem. Była jednak wyjątkowo żwawa i biła gilowe rekordy na setkę (pieszo). Dałem jej zatem spokój - może przeżyje, stwierdziłem...
Dalsza trasa fatalna: w lesie na przemian głębokie błoto, kałuże, lód i śnieg... Myślałem, że drogi leśne zmrożone, a tu przykra niespodzianka :(
Dalej już bez przygód. W Bieruniu dynamiczne niebo. W Oświęcimiu spory ruch (byłem przed 15), uciekłem więc przez Chełmek i Wesołą na powrót do KPL i dalej już wyłącznie ścieżkami rowerowymi do Chorzowa.
Udana wycieczka: nic mi się nie zepsuło, nie zaliczyłem gleby (a warunki w lesie sprzyjały). Już dawno nie było tak normalnie...
Inauguracja wiosny wypadła pozytywnie.
W katowickiej puszczy (za Hamerlą)
Dokładnie tu, tuż przed metą na Klimoncie (Lędziny) zawiodła manetka zmiany blatów na korbie (zamarzła)...
Rynek w Bieruniu
KL Auschwitz II (Birkenau)
Sztuka przez duże "S" - Katowicki Park Leśny
Wiatr na południe, więc wybór kierunku był oczywisty; tym bardziej że zwykle jeżdżę na północ. W Katowckim Parku Leśnym przyuważyłem samicę Gila z przetrąconym skrzydłem. Była jednak wyjątkowo żwawa i biła gilowe rekordy na setkę (pieszo). Dałem jej zatem spokój - może przeżyje, stwierdziłem...
Dalsza trasa fatalna: w lesie na przemian głębokie błoto, kałuże, lód i śnieg... Myślałem, że drogi leśne zmrożone, a tu przykra niespodzianka :(
Dalej już bez przygód. W Bieruniu dynamiczne niebo. W Oświęcimiu spory ruch (byłem przed 15), uciekłem więc przez Chełmek i Wesołą na powrót do KPL i dalej już wyłącznie ścieżkami rowerowymi do Chorzowa.
Udana wycieczka: nic mi się nie zepsuło, nie zaliczyłem gleby (a warunki w lesie sprzyjały). Już dawno nie było tak normalnie...
Inauguracja wiosny wypadła pozytywnie.
W katowickiej puszczy (za Hamerlą)
Dokładnie tu, tuż przed metą na Klimoncie (Lędziny) zawiodła manetka zmiany blatów na korbie (zamarzła)...
Rynek w Bieruniu
KL Auschwitz II (Birkenau)
Sztuka przez duże "S" - Katowicki Park Leśny
Dystans108.04 km Czas04:53 Vśrednia22.12 km/h Podjazdy575 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans147.93 km Czas06:46 Vśrednia21.86 km/h VMAX44.91 km/h Podjazdy875 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Prawie jak Cieszyn...
Prawie czyni dużą różnicę. Zamiast Cieszyna były Jastrzębie i Strumień; a mógł być wyłącznie szpital :(
Na 14 km trasy (rondo w Halembie) zaliczyłem trzecią glebę w tym roku (poprzednie: Kleczew, WPKiW). Tym razem przylutowałem najmocniej. Scieło mnie tak gwałtownie (lodu totalnie nie było widać, cienka warstewka na czarnej drodze, skropiona deszczem), że nie zdąrzyłem puścić kierownicy. Gdybym nie miał dośc grubych rękawiczek nie byłbym nawet w stanie tego opisać (zdarłoby mi skórę z palców). Poza tym zraniłem się w brodę i lewy bark. Potworny ból w przegubach, w palcach i na skraju dłoni aż pulsował. Do 12. bałem się ściągnąc rękawiczki...
Straty: kurtka odblaskowa za 100 zł (zostały strzępy), okulary Uvex za 80 zł (uchroniły przed przeryciem twarzy w okolicy oczu), mocowanie lampki (bezcenne - nie do zdobycia, trzecie - ostatnie - w 10 dni!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!). Wysypało się wszystko z przedniej torby, aparat jakimś cudem przetrwał grzmotnięcie w asfalt a za mną nie jechał żaden bolid mw w chwili gdy wpadłem w poślizg. Spadł łańcuch, wykręciło kierownicę itp. itd. Zanim doszedłem do siebie i wszystko pozbierałem minęło jakieś 30 minut... Prawy kciuk ma do teraz solidną opuchliznę...
Z tym poziomem bólu w palcach, mogąc jedynie przytrzymywać kierownicę, długo zastanawiałem się co robić. Najpierw porwałem się z Żor na Jastrzębie, potem wycofałem na Pawłowice, by za Golasowicami odbić na Strumień. Wtedy pojawiło się słońce, odzyskałem trochę wiary i zapędziłem się po rynek w Pszczynie. Tamże cyrk, cepelia i odpust były tak odrażające, że w szybkim tempie, przez Suszec i Mikołów, uciekłem do domu. Dopiero tam odkryłem, że nieźle oberwałem też w bark...
W Żorach jeszcze pochmurno...
W drodze na Golasowice (Cieszyn nie dla urodzonych pechowców)
Cudowna cisza i słońce na rynku w Strumieniu
Pszczyna - targowisko próżności, czyli marcówko-majówka
Rynek nr 4 na trasie: Mikołów
Prawie czyni dużą różnicę. Zamiast Cieszyna były Jastrzębie i Strumień; a mógł być wyłącznie szpital :(
Na 14 km trasy (rondo w Halembie) zaliczyłem trzecią glebę w tym roku (poprzednie: Kleczew, WPKiW). Tym razem przylutowałem najmocniej. Scieło mnie tak gwałtownie (lodu totalnie nie było widać, cienka warstewka na czarnej drodze, skropiona deszczem), że nie zdąrzyłem puścić kierownicy. Gdybym nie miał dośc grubych rękawiczek nie byłbym nawet w stanie tego opisać (zdarłoby mi skórę z palców). Poza tym zraniłem się w brodę i lewy bark. Potworny ból w przegubach, w palcach i na skraju dłoni aż pulsował. Do 12. bałem się ściągnąc rękawiczki...
Straty: kurtka odblaskowa za 100 zł (zostały strzępy), okulary Uvex za 80 zł (uchroniły przed przeryciem twarzy w okolicy oczu), mocowanie lampki (bezcenne - nie do zdobycia, trzecie - ostatnie - w 10 dni!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!). Wysypało się wszystko z przedniej torby, aparat jakimś cudem przetrwał grzmotnięcie w asfalt a za mną nie jechał żaden bolid mw w chwili gdy wpadłem w poślizg. Spadł łańcuch, wykręciło kierownicę itp. itd. Zanim doszedłem do siebie i wszystko pozbierałem minęło jakieś 30 minut... Prawy kciuk ma do teraz solidną opuchliznę...
Z tym poziomem bólu w palcach, mogąc jedynie przytrzymywać kierownicę, długo zastanawiałem się co robić. Najpierw porwałem się z Żor na Jastrzębie, potem wycofałem na Pawłowice, by za Golasowicami odbić na Strumień. Wtedy pojawiło się słońce, odzyskałem trochę wiary i zapędziłem się po rynek w Pszczynie. Tamże cyrk, cepelia i odpust były tak odrażające, że w szybkim tempie, przez Suszec i Mikołów, uciekłem do domu. Dopiero tam odkryłem, że nieźle oberwałem też w bark...
W Żorach jeszcze pochmurno...
W drodze na Golasowice (Cieszyn nie dla urodzonych pechowców)
Cudowna cisza i słońce na rynku w Strumieniu
Pszczyna - targowisko próżności, czyli marcówko-majówka
Rynek nr 4 na trasie: Mikołów
Dystans140.20 km Czas06:35 Vśrednia21.30 km/h Podjazdy712 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Brusiek
Wszędy skowronki rozkwiliły - wiosna. Na polach gdzieniegdzie smród się rozchodził, temperatura jednak zacna. Bez przygód; za Bruskiem przeszedłem w tryb oszczędnościowy bo trasa miała być tylko treningiem przed niedzielą. Pętla była na północny-zachód, bo w niedzielę planowałem pętlę na pd-wsch.
Starówka bytomska
Pyskowice, rynek
Toszek, rynek
Brusiek - punkt zwrotny
Świerklaniec, park.
Wszędy skowronki rozkwiliły - wiosna. Na polach gdzieniegdzie smród się rozchodził, temperatura jednak zacna. Bez przygód; za Bruskiem przeszedłem w tryb oszczędnościowy bo trasa miała być tylko treningiem przed niedzielą. Pętla była na północny-zachód, bo w niedzielę planowałem pętlę na pd-wsch.
Starówka bytomska
Pyskowice, rynek
Toszek, rynek
Brusiek - punkt zwrotny
Świerklaniec, park.
Dystans110.50 km Czas05:04 Vśrednia21.81 km/h VMAX48.66 km/h Podjazdy672 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Winowno
Trening po pracy. Tempo dobre - efekt zmiany roweru (4 kg mniej). Początkowo pogodnie, potem ciężkie chmury, ale bez deszczu. Jeszcze w parku zaobserwowany dzięcioł zielony. Pod koniec trasy (od Dąbrówki) jazda pod silny wiatr.
Trening po pracy. Tempo dobre - efekt zmiany roweru (4 kg mniej). Początkowo pogodnie, potem ciężkie chmury, ale bez deszczu. Jeszcze w parku zaobserwowany dzięcioł zielony. Pod koniec trasy (od Dąbrówki) jazda pod silny wiatr.
Dystans102.85 km Czas05:29 Vśrednia18.76 km/h VMAX40.30 km/h Podjazdy787 m
Temp.-7.0 °C SprzętMerida Drakar
Arktyczne Brudzowice
Dalej lodowato, ot "ocieplenie". Zamarzła mi częściowo kominarka... Lód wytrącał się na zamkach wiatrówki (pod membraną zbierała się i skraplała para). Oszroniło mi czapkę, urwało mocowanie lampki (plastik pękł przy wkładaniu lampki), całe szczęście że było to 5 km od domu... Z dobrych wspomnień: słońce, niewielki ruch, zrealizowany cały plan. Wzgórze Łazy/Łaz (968) w Brudzowicach zdobyte przeze mnie po raz pierwszy zimą, wjazd aż pod trianguł. Denis Urubko by nie uznał, bo już wiosna... :)
Psary od strony Gródkowa, przez pola
Sporo ludzi łaziło po lodzie na Pogorii - widok na Wzgórze Gołonoskie
Po raz pierwszy w tym roku przy kościele św. Jana Chrzciciela w Siewierzu
Dalej lodowato, ot "ocieplenie". Zamarzła mi częściowo kominarka... Lód wytrącał się na zamkach wiatrówki (pod membraną zbierała się i skraplała para). Oszroniło mi czapkę, urwało mocowanie lampki (plastik pękł przy wkładaniu lampki), całe szczęście że było to 5 km od domu... Z dobrych wspomnień: słońce, niewielki ruch, zrealizowany cały plan. Wzgórze Łazy/Łaz (968) w Brudzowicach zdobyte przeze mnie po raz pierwszy zimą, wjazd aż pod trianguł. Denis Urubko by nie uznał, bo już wiosna... :)
Psary od strony Gródkowa, przez pola
Sporo ludzi łaziło po lodzie na Pogorii - widok na Wzgórze Gołonoskie
Po raz pierwszy w tym roku przy kościele św. Jana Chrzciciela w Siewierzu
Na szczycie Łaz, przy triangule. Zgłaszam pierwsze zimowe wjechanie (zgłoszenie jak widać udokumentowane).
Ostatni poważniejszy podjazd - Sączów
Ostatni poważniejszy podjazd - Sączów
Dystans114.82 km Czas06:14 Vśrednia18.42 km/h Podjazdy544 m
SprzętKross Raven Meadow
Rudy & Rybnik
Miał być sprawdzian zimowego stanu leśnej drogi z Brynowa na Paniowy. Okazała się znośna: zmrożone błoto jest przyzwoitą nawierzchnią, o ile nie jest obleczonę w lodową polewę, ta zaś występowała tylko miejscami. Słowem: było ok, pojechałem więc dalej - za ciosem - na Chudów, Knurów i Rudy... Stamtąd zaś wracałem przez Rybnik (Stodoły, Goleniów), Czerwionkę i Ornontowice. Cały dzień pochmurno, po 18. byłem w domu. Zalety kończenia pracy w środę wyjątkowo wcześnie, są oczywiste :)
Paniowy
Rudy
Rybnik-Golejów
Miał być sprawdzian zimowego stanu leśnej drogi z Brynowa na Paniowy. Okazała się znośna: zmrożone błoto jest przyzwoitą nawierzchnią, o ile nie jest obleczonę w lodową polewę, ta zaś występowała tylko miejscami. Słowem: było ok, pojechałem więc dalej - za ciosem - na Chudów, Knurów i Rudy... Stamtąd zaś wracałem przez Rybnik (Stodoły, Goleniów), Czerwionkę i Ornontowice. Cały dzień pochmurno, po 18. byłem w domu. Zalety kończenia pracy w środę wyjątkowo wcześnie, są oczywiste :)
Paniowy
Rudy
Rybnik-Golejów
Dystans115.87 km Czas06:38 Vśrednia17.47 km/h VMAX41.90 km/h Podjazdy895 m
Temp.0.0 °C SprzętMerida Drakar
Spod Lublińca na Jurę
Nad ranem zmierzając na pociąg do Rusinowic (zapłaciłem 5,63 za bilet) przejeżdżałem przez Park Hutniczy. Był jeszcze półmrok, temperatura na minusie, ale kos już dawał koncert. Idzie wiosna!
Na odcinku Cieszowa-Boronów władowałem się w fatalny skrót - polna a później leśna droga gruntowa miała tak ekwilibrystyczne bruzdy, tak głębokie przełomy i fałdy, że gdyby nie góral to musiałbym zarządzić odwrót. Jeszcze przed Boronowem zaczęło zacinać śniegiem, przestało na dobre dopiero w Przybynowie. Na odcinku skrótowym przed Przybynowem fatalna żużlowa nawierzchnia. Zaskoczyła mnie spora liczba amatorów Mirowa.
Poza tym ludzi mało, nawet zwierząt mało (nad ranem trochę saren, w tym spłoszona co wyrwała mi spod kół, kilka myszaków i kruków, potem złowroga cisza - nie licząc kundli rzecz jasna). Rowerzystów mało, ludzi na Zborowie łącznie trzech - śniegu i lodu jednak pod dostatkiem, szczególnie od północnej strony, skąd podjeżdżałem czerwonym szlakiem. Trzy razy musiałem zsiadać bo koła kręciły młynka - licznik pokazał 22% nachylenia, ale śnieg ubity, miejscami pola lodu. W Mrzygłodzie okazało się, że mam 40 minut do pociągu - dotarłem więc do przystanku Zawiercie Borowe Pole.
Kamienica Polska - malownicza chałupa z opiekuńczą sosną
Bobolice
Na szczycie Góry Zborów (468)
---
Wyjątkowo wrzucam całą galerię
Nad ranem zmierzając na pociąg do Rusinowic (zapłaciłem 5,63 za bilet) przejeżdżałem przez Park Hutniczy. Był jeszcze półmrok, temperatura na minusie, ale kos już dawał koncert. Idzie wiosna!
Na odcinku Cieszowa-Boronów władowałem się w fatalny skrót - polna a później leśna droga gruntowa miała tak ekwilibrystyczne bruzdy, tak głębokie przełomy i fałdy, że gdyby nie góral to musiałbym zarządzić odwrót. Jeszcze przed Boronowem zaczęło zacinać śniegiem, przestało na dobre dopiero w Przybynowie. Na odcinku skrótowym przed Przybynowem fatalna żużlowa nawierzchnia. Zaskoczyła mnie spora liczba amatorów Mirowa.
Poza tym ludzi mało, nawet zwierząt mało (nad ranem trochę saren, w tym spłoszona co wyrwała mi spod kół, kilka myszaków i kruków, potem złowroga cisza - nie licząc kundli rzecz jasna). Rowerzystów mało, ludzi na Zborowie łącznie trzech - śniegu i lodu jednak pod dostatkiem, szczególnie od północnej strony, skąd podjeżdżałem czerwonym szlakiem. Trzy razy musiałem zsiadać bo koła kręciły młynka - licznik pokazał 22% nachylenia, ale śnieg ubity, miejscami pola lodu. W Mrzygłodzie okazało się, że mam 40 minut do pociągu - dotarłem więc do przystanku Zawiercie Borowe Pole.
Kamienica Polska - malownicza chałupa z opiekuńczą sosną
Bobolice
Na szczycie Góry Zborów (468)
---
Wyjątkowo wrzucam całą galerię
Dystans123.96 km Czas06:10 Vśrednia20.10 km/h VMAX59.77 km/h Podjazdy790 m
Temp.-2.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Śnieżne gościńce Księstwa Siewierskiego
Należało należycie uczcić zakończenie ferii zimowych w woj. śląskim. Niemal cała trasa po obszarze dawnego księstwa. Zaliczone wszystkie trzy jego miasta: Czeladź, Siewierz i Koziegłowy. Nad Pogorią przykra niespodzianka - fatalne warunki (śnieg i lód). Podobne warunki na bocznych drogach w okolicach Żelisławic i Pińczyc. Ciężko także na odcinku Cynków-Strąków (tego akurat się spodziewałem). Wybór Focusa nie był więc szczególnie mądry, ale jakoś przejechałem, w dodatku bez wywrotki. Jakaś dziwna słabość pod koniec, czyżby choroba? Bo jak nie, to znaczy że jazda (nawet wielodniowa) po płaskiej Wielkopolsce nijak się ma do trudności Progu Woźnickiego (strach pomyśleć o Jurze). Jeśli o aurę idzie mroźno, do 12 słonecznie, potem pełne zachmurzenie.
Przez problemy z nawierzchnią trening zamienił się w turystykę, więc wrzucam kilka zdjęć więcej.
Nad Pogorią (w sumie Kuźnicą Warężyńską)
Od Siewierza jechał wóz, malowane panny wiózł...
Droga na Pińczyce, 500 m dalej była już całkiem nieprzejezdna - musiałem zawrócić.
W Koziegłowach już przygotowani na Walentynki
Las na odcinku Strąków-Zendek jakiś mało urokliwy był...
Coś się znowu spieprzyło na bikemap, mam już serdecznie dość...
Przez problemy z nawierzchnią trening zamienił się w turystykę, więc wrzucam kilka zdjęć więcej.
Nad Pogorią (w sumie Kuźnicą Warężyńską)
Od Siewierza jechał wóz, malowane panny wiózł...
Droga na Pińczyce, 500 m dalej była już całkiem nieprzejezdna - musiałem zawrócić.
W Koziegłowach już przygotowani na Walentynki
Las na odcinku Strąków-Zendek jakiś mało urokliwy był...
Coś się znowu spieprzyło na bikemap, mam już serdecznie dość...