Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2022

Dystans całkowity:2598.26 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:146:41
Średnia prędkość:17.71 km/h
Maksymalna prędkość:64.09 km/h
Suma podjazdów:24456 m
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:99.93 km i 5h 38m
Więcej statystyk
Dystans138.99 km Czas07:54 Vśrednia17.59 km/h VMAX57.84 km/h Podjazdy1464 m
Tour de Altes Reich, dzień 5: Łaskawość jeźdźca bez głowy

Pierwszą wielką atrakcją dnia jest położone w Dolnej Saksonii hanzeatyckie miasto Duderstadt. Jak z niego wyjeżdżam w głowie mam mętlik. Już nie wiem, co było ładniejsze: Quedlinburg, Wernigerode czy Duderstadt. Kamieniczki pełne są fantazyjnych gotyckich i renesansowych zdobień. Spora część ma daty: dominuje XVI wiek. Na wielu są sentencje z Biblii. Wiele z nich ma oryginalne portale. To wręcz absurdalne bogactwo, starczyłoby tego, by obdzielić wszystkie polskie "zabytkowe" miasteczka... 

Wzmaga się ciepłota, przez cały dzień ani jednej chmurki na niebie a czeka mnie jazda przez tzw. krajobraz rolniczy. Droga do kolejnej perełki - Mühlhausen/Thüringen - wiedzie przez pasma wzgórz i co gorsza, choć jest to lokalna droga, została zmodernizowana i co jakiś czas pomykają nią tiry. Starówka tym razem jest głównie kamienna, ale znów zachwyca. Są tu też mury obronne. Każde z miast warte było wielogodzinnych spacerów, a po 5. odhaczonym mieście z listy miast-skansenów średniowiecza ruszam do kolejnego. Do niesamowitego Eschwege/Hessen. Po drodze potykam się o kolejne miasto o kapitalnej zabudowie, czyli Wanfried. Docieram do Hesji. Trafiam do raju - drogi dla rowerów są nie tylko świetnie oznaczone, mają też świetne nawierzchnie i sensowny przebieg. Co istotne, zachwycające robią się też wioski a wraz z nimi pięknieje krajobraz, który miejscami przypomina heski Beskid Niski lub najurokliwsze zakątki Gór Świętokrzyskich. 

Pomyśleć, że trafiłem tu w znacznej mierze przez remont linii kolejowej Kassel-Warburg... Jadę przecież wariantem awaryjnym pierwotnej trasy. Całkowitym przypadkiem - na dzień przed wyjazdem - odkryłem te wszystkie olśniewające heskie miasta, bo to dopiero początek. Ciąg dalszy nastąpi. Pierwsze chwile w Hesji sprawiły, że przypomniałem sobie o heskiej legendzie jeźdźca bez głowy. Ja byłem jeźdźcem bez szprychy, bo niby rozglądałem się po drodze za serwisami, ale bajeczne starówki skuteczniej przykuwały moją uwagę.


Portal w typie ośli grzbiet - gotyk pełną gębą a data głosi rok zaledwie 1620... Niemiecki konserwatyzm architektoniczny pełną gębą.

Jedna z XVI-wiecznych uliczek. U nas 400 lat później miasta gubernialne miały nieraz niższą zabudowę...

Wracam do Turyngii i do NRD

Pejzaż jest tu czeski

Mühlhausen/Thüringen

Przeciskając się z rowerem przez kolejne miasta z czasów Świętego Cesarstwa

Ratusz w heskim miasteczku Wanfried nie odstaje od konkurencji

Jak łatwo rozsmakować się w północnej, wzgórzystej Hesji, zwanej Hesją-Kassel

Rynek w heskim Eschwege wymiata

A uliczki żywcem przeniesione z minionych wieków stanowią tutejszy standard

Hesja-Kassel to także ładne pofałdowane pejzaże. Pełen uroku krajobraz gór niskich.

Wieś Bischhausen w Hesji-Kassel. Kilka kilometrów za nią rozbiłem namiot.

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41882253

Dystans135.10 km Czas08:28 Vśrednia15.96 km/h VMAX61.65 km/h Podjazdy1825 m
Tour de Altes Reich, dzień 4: Klątwa widma Brockenu

Dzień zaczynam od podziwiania Quedlinburga (Saksonia-Anhalt) - największego zespołu zabytkowego na terytorium nieboszczki NRD. Wraz z szachulcowymi kamienicami piętrzą się tu wieki, bo kamieniczki pochodzą głównie z XIV i XV wieku, ale przekształcano je w XVII, XVIII i XIX wieku. Miasto ma swój klimat, choć wiele szachulców jest jeszcze nieodnowionych, wiele zostało bezpowrotnie straconych, bo w NRD o nie nie dbano, ba, był plan wyburzania starówki... 

Kolejną perłą jest miasto Wernigerode, tutaj dominuje kostium XVIII-wieczny. Szachulce są bardziej ażurowe, mają większe okna, ale mniej uroku. Miasto jako całość prezentuje się jednak niesamowicie. Z tego miejsca zaczynam właściwe harcowanie w Harzu. Te góry są legendą. Mają swoje miejsce w geografii, historii i biologii... To ostatnie najbardziej rzuca się w oczy: połacie martwych lasów świerkowych robią niezwykle silne, przygnębiające wrażenie. Te góry umarły. Mimo, że trwają niemieckie wakacje, tłumów tu nie ma. Podjazd na sam szczyt jest przyjemny, ale nawet u podnóża brak źródeł i ujęć wody - wszystko wyschnięte. Ratuję się pobierając wodę z kempingu. 

Najgorszy jest jednak odgłos brzęknięcia, który towarzyszy mi na podjeździe. Jechałem wtedy na lekko. Koło było ponownie centrowane w Polsce, ręce opadają. Chciałem odczarować klątwę widma Brockenu na samym Brockenie - nie wyszło. Znów poszła szprycha przy kasecie, na nic mi zapasowe szprychy. Cóż, plan się na razie nie zmienia. Jadę przez Braunlage w kierunku Duderstadt i znajduje świetną miejscówkę dokładnie na dawnym pasie ziemi niczyjej, czyli na dawnej granicy NRD-RFN. 

Ciekawa i oryginalna zabudowa Quedlinburga

Quedlinburg

Wernigerode

Stężenie szachulców niebywałe, ale różnorodność form i kształtów stosunkowo niewielka

W górach Harz

Harcowanie drogą na Brocken. Świetna nawierzchnia, turystów mało, bo większość wjechała ciuchcią

Dbałość o trudną historię

Najprawdziwsza wieża strażnicza produkcji enerdowskiej. 

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41882075


Dystans94.05 km Czas06:17 Vśrednia14.97 km/h VMAX48.92 km/h Podjazdy1037 m
Temp.31.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Tour de Altes Reich, dzień 3: Freistaat Thüringen

Dzień w którym docieram do pociągu, ale na dworcu w Saalfelden nie potrafię przez 20 minut skutecznie kupić biletu, automaty są wielokrotnie bardziej skomplikowane i  nie znajduję zakładki z fahrradtageskarten. Postanawiam kupić u sympatycznego kierownika pociągu, który zaprasza mnie do środka, mimo że wszystkie miejsca rowerowe (6!) są dawno zajęte (10 minut przed odjazdem) a pociąg to malutki szynobus! Gdy rusza, odkrywam, że mój kierownik jest tak naprawdę maszynistą. Jego pozwolenie ma więc swoją moc, ale jadę bez biletu na rower. Gdy tak sobie o tym myślę, zauważam plakat "Schwarzer Tag für Schwarze Fahrer". Zaczynam nerwowo oglądać się dookoła siebie. Z przodu szynobusu jest pewnie biletomat, ale nie mam szans się tam dostać, pociąg jest zatłoczony a ja mam rower z bagażem i trzymam go w przejściu. Kara za brak biletu jest jak na niemieckie pensje symboliczna - 60 euro, ale dla mnie to znacząca część budżetu wyprawowego, nie wytrzymuję więc napięcia i wysiadam przed stacją docelową.

Rowerem przemykam przez przedmieścia Erfurtu i zmierzam od razu na dworzec by kupić ten cholerny bilet na rower. Cóż, myślałem że limit nieszczęść wyczerpałem w Norwegii, ale nic z tych rzeczy: udaje mi się znaleźć zakładkę z biletami rowerowymi (jest idiotycznie ukryta w menu), a tam info że pociąg anulowany. Na wyświetlaczu w holu głównym wszystko się wyjaśnia: pociąg jest anulowany bo skład miał nieudany nawrót, znaczy ruszyłby zbyt spóźniony.  Następny za 1,5 h. Cały misterny plan dnia wali mi się na łeb. O tej porze miałem już zbliżać się do gór Harzu. Zyskuje na tym moja znajomość Erfurtu, który ma fajny klimat a powojenne wstawki nie zakłócają odbioru starówki. No i największa zaleta: jest czynny kranik z trinkwasser! Następny taki rarytas trafi się za 2 tygodnie...

Gdy docieram w końcu do Nordlingen muszę modyfikować trasę hercyńską na okrężną, bo droga jest remontowana a barierki projektowane na powstrzymanie czołgu Leopard... Zaraz potem urywa się mocowanie lampki i wplątuje w szprychy. Ogarnięcie tego cyrku i lepienie z dokręcaniem zajmuje kolejne 1,5 h. Czarna seria trwa - dobrze, że wysiadłem z pierwszego pociągu zanim mnie nie złapano... 
Z planów kontemplowania Kwedlinburga o złotej godzinie nic nie zostaje. zamiast upatrzonego miejsca biwakowego muszę szukać prowizorki i zostawić zwiedzanie cesarskiego miasta na rano... Scheisse, Scheisse, Scheisse.

Najlepsze wrażenia dnia zapewnia Stolberg/Harz. Magicznie jest też w podupadłym enerdowskim uzdrowisku Alexisbad, bo wokoło rozpościera się dolina niezmąconej ciszy. 

Erfurt w Turyngii

Hexenradweg u stóp Harzu

Stolberg w Harzu. Przecudne miasteczko żywcem wyjęte ze średniowiecza, pierwsze na mojej liście. Wokoło pustka osadnicza, góry i lasy. 

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41881581
Dystans138.80 km Czas08:06 Vśrednia17.14 km/h VMAX61.94 km/h Podjazdy1693 m
Temp.33.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Tour de Altes Reich, dzień 2: Frankońska huśtawka nastrojów

Zostawmy wielkie góry ludziom bez wyobraźni - takie było hasło tego rajdu. Wyjątkowo pasowało ono do Frankonii. To takie klasyczne Czechy, nieustanne interwały, garb za garbem, garbem poganiany. W dodatku jest dużo otwartych przestrzeni i skwar daje popalić. Jadę dzielnie, choć lekko wcale nie jest. Trasy rowerowe są niezwykle dokładnie oznaczone, nie sposób przegapić strzałki (niemiecka dokładność w starym stylu), panowie Norwegowie mogliby się dużo nauczyć. Jest jednak jeden problem: na strzałkach często brakuje celu i kierują z automatu na trasę najlepszej jakości (prawdziwą drogę rowerową), a nie najkrótszą drogą do celu... Dla miejscowych jest to bardzo wygodne, dla mnie jest koszmarem, bo co chwilę robię bezsensowne łuki i nadrabiam drogi... Ruch na drogach jest jednak spory, dlatego często godzę się z nakładaniem drogi. 

Czym bardziej w głąb Frankonii, tym robi się ciekawiej. Wzniesienia stają się bardziej charakterne, podjazdy stromsze, ale krótsze. Pojawia się oryginalna zabudowa: domy całe okryte płytkami (ale nie tymi eternitowymi :) o wyraźnie starszej proweniencji. Trafiam też do prawdziwej doliny śmierci - połacie zamarłych świerków, opuszczone domy i pensjonaty. Robi to spore wrażenie.

O różnicach cywilizacyjnych świadczą wrażenia z przystanku kolejowego w miasteczku Selb. Jest wypasiony czynny biletomat, nabywam swój wymarzony bilet miesięczny za 9 euro. Skonsumuję go już następnego dnia. Witaj przygodo!

Jeszcze w Czechach, by nie drażnić niemieckiego ordnungu. 

Frankonia - typowe czeskie krajobrazy

Północna Frankonia potrafi też wznieść się ponad przeciętność :)

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41881448

Dystans18.48 km Czas01:03 Vśrednia17.60 km/h Podjazdy149 m
Tour de Altes Reich, dzień 1: Przeprawa przez Czechy

Koncepcje zmieniały się razem z pogodą. O dziwo, zagrożeniem nie były deszcze tylko męczące upały, które terroryzowały Francję, Benelux i Niemcy od czerwca. Skorygowałem zatem pierwotne plany i zamiast ruszać z Pragi, przejechałem Republikę Czeską pociągiem i wysiadłem dopiero w Chebie. Mój cudowny pociąg Intercity, na który bilet internetowo da się kupić wyłącznie przez České dráhy (wincej dotacji, koniecznie zwiększcie dotacje kosztem przewozów regionalnych) przyjechał do Pragi spóźniony zaledwie o niecałe 2 godziny. Straciłem więc szanse na przesiadkę do szybkiego pociągu jadącego przez Pilzno. By w ogóle dotrzeć przed zmierzchem do celu musiałem jechać sobie dookoła północnych Czech, przez Uście nad Łabą i Karlowe Wary. Polecam ten regionalny pociąg. Komfort jazdy i punktualność mogłyby być wzorem dla Intercity. 

Na miejscu - w Chebie - powitał mnie nieludzki skwar (była 19:30!) i zaduch, wszystkie kraniki z wodą były nieczynne, bo akurat robiono remont terenu rekreacyjnego, gdzie się znajdowały. Oznaczone na mapie źródełka terenowe były wyschnięte na wiór... Wyłącznie szczęściu zawdzięczam, że znalazłem czynne ujęcie wody. Las w którym się rozbiłem był także wyschnięty na wiór. Przy pospiesznym rozpakowywaniu na biwaku, zrywam jednocześnie oba naciągi w sakwach! Gorzej ta wyprawa zacząć się raczej nie mogła (nie licząc katastrofy kolejowej). 

Upalny zmierzch

Trasa:
Na pociąg do Katowic i z Cheba do lasu przy granicy z Niemcami. Mapki nie wrzucam, bez sensu... 
Dystans57.37 km Czas02:38 Vśrednia21.79 km/h Podjazdy522 m
Płaskowyż Twardowicki 16/2022
Kategoria trening

Trening w okolicach Góry Siewierskiej.