Wpisy archiwalne w miesiącu
Marzec, 2021
Dystans całkowity: | 1438.03 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 67:08 |
Średnia prędkość: | 21.42 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.71 km/h |
Suma podjazdów: | 12269 m |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 79.89 km i 3h 43m |
Więcej statystyk |
Dystans228.26 km Czas10:19 Vśrednia22.13 km/h VMAX43.75 km/h Podjazdy970 m
Temp.25.8 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Linia Stradoviusa, czyli rocznicowy rajd plebiscytowy
Słońce błyśnie między wschodem a zachodem
Mimochodem obrysuje miasto chmur.
Jednych dziegciem dzień nakarmi, innych miodem,
Temu głowę wzniesie, temu napnie sznur.
[...]
Nic już więcej z tego rymu nie wywiodę,
Mimochodem układając cierpką pieśń.
Pocieszenie tylko dodam na osłodę,
Że w niej drzemie mimochodem ważka treść:
Chwila światła między wschodem a zachodem
Wobec której trudno tak po prostu przejść
Mimochodem, mimochodem
Trudno tak po prostu przejść.
[Jacek Kaczmarski, Piosenka napisana mimochodem]
RIP - * pamięci cioci Teresy, która nie doczekała już świtu 31 marca 2021 r.
-------------------------------------------------------------------------------
100 lat i kilka dni wcześniej, kilka dni po plebiscycie (20.03.1921) Wojciech Korfanty wytyczył tzw. linię Korfantego. Domagał się przyłączenia do Polski ziem leżących na wschód od tej linii. Nie zamierzałem jechać literalnie wzdłuż linii Korfantego, ale chciałem częściowo do niej nawiązać. Kilka dni wcześniej przypadała przecież 100. rocznica plebiscytu na Górnym Śląsku. Moja trasa wiodła wyłącznie przez miejscowości które nie chciały Polski...
Miałem nieprzespaną noc, nie miałem więc problemu by zdążyć na poranny pociąg do Raciborza. To był już mój drugi raz w tym roku, drugie powitanie dnia w Raciborzu. Mgły nad Odrą były gęste i imponujące, ale w samym mieście było dość ciepło. Tym razem jedynym dyskomfortem były pola mgieł nad Cyną oraz niespodziewany remont drogi z Kornic do Makowa. Remont przyniósł korzyści, które płyną z przeciwnych okoliczności, czyli zapoznał mnie z malowniczą drogą na Tłustomosty (3,5% głosów za Polską) o częściowo gruntowej nawierzchni. Dzięki uegzotycznieniu trasy mój cel z pewnością nie ucierpiał. Chciałem dotrzeć do jak największej liczby miejscowości w których jeszcze nie byłem i przejechać drogami, którymi jeszcze nie jechałem. Musiałem jednak uczcić antypolski Baborów, gdzie za Polską głosowało zaledwie 0,9% mieszkańców! (rekord na mojej trasie)
Z racji dnia powszedniego ruch na drogach krajowych był znaczny. Przejazd fragmentem wąskiej drogi nr 38 był bardzo mało przyjemny, pomimo znakomitej nawierzchni. W okolicach Głogówka dawała o sobie znać śląska gospodarność i totalitaryzm pracy. Każda piędź ziemi zagospodarowana, zadbane gospodarstwa i mnóstwo maszyn rolniczych na polach i drogach. W zasadzie od tego miejsca aż po Kopice nieustannie ścigałem się z traktorami. W takim Gościęcinie za Polską głosowało 2% mieszkańców, o połowę mniej niż w arcyniemieckim Kreuzburgu/Kluczborku! Na tym tle Głogówek ze swoim odsetkiem głosów za Polską jest lokalnym centrum polskiego nacjonalizmu (4% głosów). Najbardziej propolską wsią przez jaką przejeżdżałem na odcinku Racibórz-Głogówek był 100 lat temu Gross Nimsdorf (27%), za karę zwany dziś Naczęsławicami.
Widoczne i słyszalne były ptaki: potrzeszcze, szpaki, rudziki. Widziałem też pierwszego bociana, pokląskwę i kilka kląskawek. Wciąż mnie to zadziwia, kiedyś zaobserwowanie kląskawki to było wydarzenie, dziś, szczególnie na Śląsku Opolskim to pestka.
Ja ścigałem się z kolejnymi traktorami i podziwiałem rozpoczynające kwitnienie forsycję, narcyzy po ogródkach i kępy ziarnopłonów na poboczu. Przed Białą dotarłem do granicy obszaru plebiscytowego. W niepozornej wsi Solec/Altzülz zachował się oryginalny kamień plebiscytowy, za polską głosowało tu 13% mieszkańców, czyli więcej niż w podgłogóweckim Głogowcu, rodzinnej wsi mojego pradziadka. Miasto Biała/Zülz nie znalazło się już na obszarze plebiscytowym, choć znajdowało się przecież na Górnym Śląsku. Za Białą musiałem po raz wtóry zmodyfikować misternie zaplanowaną trasę: droga wyglądająca na asfalt (Śmicz-Pleśnica) okazała się gruntopiachem na który nie miałem ochoty. Po raz drugi w życiu dotarłem więc do Ścinawy Małej. Złym pomysłem było zahaczenie o Przydroże Małe; pałac okazał się bowiem całkowicie niedostępny. Najwięcej pozytywnych przeżyć dostarczyła mi zabudowa Jasienicy Dolnej. Dotarłem tu po raz pierwszy i nie potrafię wyjść z podziwu. Nie potrafię sobie wyobrazić jakie wrażenie musiała robić ta wieś na sowieckich sołdatach... Niestety potem musiałem kawałek przejechać krajówką nr 46, to był horror...
Zwrot akcji nastąpił w Kopicach. Nieprzespana noc dała o sobie znać w pełni gdy rozłożyłem się u stóp stawu w Kopicach. Niewyspanie, ciepło (26 stopni w słońcu) i uparta jazda na największym blacie (za duże tempo) - wszystko to razem sprawiło, że ogarnęła mnie silna senność. Zamiast jechać więc na Grodków i Brzeg postanowiłem zakończyć w Opolu. Trasa zyskała na zbliżeniu do przebiegu plebiscytu, Brzeg nie wchodził przecież w skład G. Śląska. Nie opuściłem więc ani chwilę granic rejencji opolskiej, nie wykroczyłem poza mityczny Oberschlesien. Ponownie w obszar plebiscytowy wjechałem zaś we wsi Żelazna. Droga nr 359 biegnąca przez Narok okazała się zaskakująco spokojna. Kolejna wieś - Sławice - o mało nie zniszczyła myśli przewodniej mojej trasy. Padły w niej zaledwie 2 głosy więcej na Niemcy/Deutschland niż na Polskę. Na zachód od stolicy Górnego Śląska - Oppeln! Skandal! Minimalnie, ale jednak wygrały tu Niemcy, dzięki czemu na trasie o długości 200 km nie znalazła się ani jedna miejscowość, która chciałaby być 100 lat temu w Polsce. Mój rajd antypolski mogę więc uznać za spójny historycznie. W przeciwieństwie do Korfantego niczego moją linią nie wyznaczałem, oprócz przygody rzecz jasna.
Najbardziej polską miejscowością na mojej trasie - oprócz Sławic - był 100 lat temu Mionów/Polnisch Müllmen (między Głogówkiem a Białą), gdzie lokalsi wzięli sobie do serca pierwszy człon nazwy i aż 45% z nich głosowało za Polską. Pierwotnie wieś nazywała się Miłowaniem, nie zdołałem zapytać lokalsów czy dalej Polskę miłują, ale obecna była podwójna nazwa miejscowości z Polnisch Müllmen - więc chyba nie...
Z Pietrowic Wielkich na Tłustomosty
Kamień plebiscytowy w Solcu pod Białą
Śmicz - lista poległych w Wielkiej Wojnie. Pokaźna jak listy we francuskich wioskach...
Chróścik w Chróścinie - tak niewiele trzeba by nadać tożsamość skrzyżowaniu
II wojna też zostawiła ślady po sobie... Jeszcze boleśniejsze na miejscowych cmentarzach (daty śmierci styczeń-luty 1945).
Galeria rajdu
Trasa:
Do trasy trzeba doliczyć dojazd na dworzec w Kato i powrót rowerem z Gliwic.
Słońce błyśnie między wschodem a zachodem
Mimochodem obrysuje miasto chmur.
Jednych dziegciem dzień nakarmi, innych miodem,
Temu głowę wzniesie, temu napnie sznur.
[...]
Nic już więcej z tego rymu nie wywiodę,
Mimochodem układając cierpką pieśń.
Pocieszenie tylko dodam na osłodę,
Że w niej drzemie mimochodem ważka treść:
Chwila światła między wschodem a zachodem
Wobec której trudno tak po prostu przejść
Mimochodem, mimochodem
Trudno tak po prostu przejść.
[Jacek Kaczmarski, Piosenka napisana mimochodem]
RIP - * pamięci cioci Teresy, która nie doczekała już świtu 31 marca 2021 r.
-------------------------------------------------------------------------------
100 lat i kilka dni wcześniej, kilka dni po plebiscycie (20.03.1921) Wojciech Korfanty wytyczył tzw. linię Korfantego. Domagał się przyłączenia do Polski ziem leżących na wschód od tej linii. Nie zamierzałem jechać literalnie wzdłuż linii Korfantego, ale chciałem częściowo do niej nawiązać. Kilka dni wcześniej przypadała przecież 100. rocznica plebiscytu na Górnym Śląsku. Moja trasa wiodła wyłącznie przez miejscowości które nie chciały Polski...
Miałem nieprzespaną noc, nie miałem więc problemu by zdążyć na poranny pociąg do Raciborza. To był już mój drugi raz w tym roku, drugie powitanie dnia w Raciborzu. Mgły nad Odrą były gęste i imponujące, ale w samym mieście było dość ciepło. Tym razem jedynym dyskomfortem były pola mgieł nad Cyną oraz niespodziewany remont drogi z Kornic do Makowa. Remont przyniósł korzyści, które płyną z przeciwnych okoliczności, czyli zapoznał mnie z malowniczą drogą na Tłustomosty (3,5% głosów za Polską) o częściowo gruntowej nawierzchni. Dzięki uegzotycznieniu trasy mój cel z pewnością nie ucierpiał. Chciałem dotrzeć do jak największej liczby miejscowości w których jeszcze nie byłem i przejechać drogami, którymi jeszcze nie jechałem. Musiałem jednak uczcić antypolski Baborów, gdzie za Polską głosowało zaledwie 0,9% mieszkańców! (rekord na mojej trasie)
Z racji dnia powszedniego ruch na drogach krajowych był znaczny. Przejazd fragmentem wąskiej drogi nr 38 był bardzo mało przyjemny, pomimo znakomitej nawierzchni. W okolicach Głogówka dawała o sobie znać śląska gospodarność i totalitaryzm pracy. Każda piędź ziemi zagospodarowana, zadbane gospodarstwa i mnóstwo maszyn rolniczych na polach i drogach. W zasadzie od tego miejsca aż po Kopice nieustannie ścigałem się z traktorami. W takim Gościęcinie za Polską głosowało 2% mieszkańców, o połowę mniej niż w arcyniemieckim Kreuzburgu/Kluczborku! Na tym tle Głogówek ze swoim odsetkiem głosów za Polską jest lokalnym centrum polskiego nacjonalizmu (4% głosów). Najbardziej propolską wsią przez jaką przejeżdżałem na odcinku Racibórz-Głogówek był 100 lat temu Gross Nimsdorf (27%), za karę zwany dziś Naczęsławicami.
Widoczne i słyszalne były ptaki: potrzeszcze, szpaki, rudziki. Widziałem też pierwszego bociana, pokląskwę i kilka kląskawek. Wciąż mnie to zadziwia, kiedyś zaobserwowanie kląskawki to było wydarzenie, dziś, szczególnie na Śląsku Opolskim to pestka.
Ja ścigałem się z kolejnymi traktorami i podziwiałem rozpoczynające kwitnienie forsycję, narcyzy po ogródkach i kępy ziarnopłonów na poboczu. Przed Białą dotarłem do granicy obszaru plebiscytowego. W niepozornej wsi Solec/Altzülz zachował się oryginalny kamień plebiscytowy, za polską głosowało tu 13% mieszkańców, czyli więcej niż w podgłogóweckim Głogowcu, rodzinnej wsi mojego pradziadka. Miasto Biała/Zülz nie znalazło się już na obszarze plebiscytowym, choć znajdowało się przecież na Górnym Śląsku. Za Białą musiałem po raz wtóry zmodyfikować misternie zaplanowaną trasę: droga wyglądająca na asfalt (Śmicz-Pleśnica) okazała się gruntopiachem na który nie miałem ochoty. Po raz drugi w życiu dotarłem więc do Ścinawy Małej. Złym pomysłem było zahaczenie o Przydroże Małe; pałac okazał się bowiem całkowicie niedostępny. Najwięcej pozytywnych przeżyć dostarczyła mi zabudowa Jasienicy Dolnej. Dotarłem tu po raz pierwszy i nie potrafię wyjść z podziwu. Nie potrafię sobie wyobrazić jakie wrażenie musiała robić ta wieś na sowieckich sołdatach... Niestety potem musiałem kawałek przejechać krajówką nr 46, to był horror...
Zwrot akcji nastąpił w Kopicach. Nieprzespana noc dała o sobie znać w pełni gdy rozłożyłem się u stóp stawu w Kopicach. Niewyspanie, ciepło (26 stopni w słońcu) i uparta jazda na największym blacie (za duże tempo) - wszystko to razem sprawiło, że ogarnęła mnie silna senność. Zamiast jechać więc na Grodków i Brzeg postanowiłem zakończyć w Opolu. Trasa zyskała na zbliżeniu do przebiegu plebiscytu, Brzeg nie wchodził przecież w skład G. Śląska. Nie opuściłem więc ani chwilę granic rejencji opolskiej, nie wykroczyłem poza mityczny Oberschlesien. Ponownie w obszar plebiscytowy wjechałem zaś we wsi Żelazna. Droga nr 359 biegnąca przez Narok okazała się zaskakująco spokojna. Kolejna wieś - Sławice - o mało nie zniszczyła myśli przewodniej mojej trasy. Padły w niej zaledwie 2 głosy więcej na Niemcy/Deutschland niż na Polskę. Na zachód od stolicy Górnego Śląska - Oppeln! Skandal! Minimalnie, ale jednak wygrały tu Niemcy, dzięki czemu na trasie o długości 200 km nie znalazła się ani jedna miejscowość, która chciałaby być 100 lat temu w Polsce. Mój rajd antypolski mogę więc uznać za spójny historycznie. W przeciwieństwie do Korfantego niczego moją linią nie wyznaczałem, oprócz przygody rzecz jasna.
Najbardziej polską miejscowością na mojej trasie - oprócz Sławic - był 100 lat temu Mionów/Polnisch Müllmen (między Głogówkiem a Białą), gdzie lokalsi wzięli sobie do serca pierwszy człon nazwy i aż 45% z nich głosowało za Polską. Pierwotnie wieś nazywała się Miłowaniem, nie zdołałem zapytać lokalsów czy dalej Polskę miłują, ale obecna była podwójna nazwa miejscowości z Polnisch Müllmen - więc chyba nie...
Z Pietrowic Wielkich na Tłustomosty
Kamień plebiscytowy w Solcu pod Białą
Śmicz - lista poległych w Wielkiej Wojnie. Pokaźna jak listy we francuskich wioskach...
II wojna też zostawiła ślady po sobie... Jeszcze boleśniejsze na miejscowych cmentarzach (daty śmierci styczeń-luty 1945).
Galeria rajdu
Trasa:
Do trasy trzeba doliczyć dojazd na dworzec w Kato i powrót rowerem z Gliwic.
Dystans31.14 km Czas01:23 Vśrednia22.51 km/h VMAX45.24 km/h Podjazdy266 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Sklepy + Park Śląski
Zawrotne tempo jak na aktywność związane ze ściganiem się z gościem na elektryku na parkowej pętli. Wygrałem! Odpadał na zjazdach.
Zawrotne tempo jak na aktywność związane ze ściganiem się z gościem na elektryku na parkowej pętli. Wygrałem! Odpadał na zjazdach.
Dystans178.71 km Czas08:38 Vśrednia20.70 km/h Podjazdy1604 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wyżyna Olkuska
Poranek był tradycyjnie dla marca zimny, bardzo zimny. Zaskoczyły mnie mokre asfalty w lesie i przenikliwy ziąb. Parkingi leśne mimo wczesnej pory były szczelnie obstawione blachosmrodami. Ja jechałem na klejonym siodełku, które chwilę za Bukownem znów puściło w szwach. Postanowiłem jechać na oklapłym, bo ciągłe poprawianie go było bardziej niewygodne niż jazda na zepsutym. Klejenie było tyle skuteczne, że tym razem siodełko nie spadało ze stelaża. To umożliwiło mi niewygodną, ale ciągłą jazdę (bez przerw na poprawianie). To była niedziela palmowa na cierniowym siodełku. W Olkuszu lokalny patriota chciał mi pokazywać kule armatnie w ścianach budynków, ale czytałem kiedyś o tym. Obiecałem, że sam kiedyś poszukam :)
Silny wiatr, duża amplituda i problemy z siodłem, - wszystko to sprawiło że zamiast do Ojcowskiego PN wybrałem się w okolice Pilicy. Jechałem jednak dookoła Olkusza, bo na zmianę trasy zdecydowałem się dopiero w przypływie niewiary w możliwość wytrzymaniu na tej bolesnej konstrukcji (która siodełkiem była tylko z nazwy). Tym sposobem zamiast pod Pieskową Skałę trafiłem do Rabsztyna, ukochanego Cieślina i Krzywopłotów. Tamże zatęskniłem za pejzażami doliny Udorki i po raz czwarty w życiu zdobyłem ruinki strażnicy w Udorzu. Pejzażowo przejazd przez ten rejon był strzałem w "10". Można tu też zawsze liczyć na odludność - ruinki mam zawsze tylko dla siebie. Wszędzie śpiewały już rudziki, co jakiś czas omijałem rozjechane żaby. Wracać postanowiłem przez Cisową, Smoleń i Żelazko. Do Dąbrowy musiałem walczyć z przeciwnym wiatrem, potem wiatr się uspokoił a ja mogłem zwiększyć tempo.
Nabroiłem pokaźną sumę przewyższeń jak na warunki, obszar i porę roku. To był solidny trening z nagrodą w postaci pięknych okolic Smolenia i Udorza.
Między Bukownem a Olkuszem
Rynek w Olkuszu
Zamek w Rabsztynie
Krzywopłoty
Dolina Udorki
Ruinki zamku-strażnicy "w Udorzu". Tajemniczy obiekt o którym milczą źródła.
Cisowa - w pobliżu Romanówki (do sprzedania)
Widok z wierzchowiny jurajskiej
Smoleń ładnie widoczny zza martwych jeszcze buków
Tradycyjny cyklotrek na Grochowcu
Złota godzina nad Czwórką
Trasa:
Poranek był tradycyjnie dla marca zimny, bardzo zimny. Zaskoczyły mnie mokre asfalty w lesie i przenikliwy ziąb. Parkingi leśne mimo wczesnej pory były szczelnie obstawione blachosmrodami. Ja jechałem na klejonym siodełku, które chwilę za Bukownem znów puściło w szwach. Postanowiłem jechać na oklapłym, bo ciągłe poprawianie go było bardziej niewygodne niż jazda na zepsutym. Klejenie było tyle skuteczne, że tym razem siodełko nie spadało ze stelaża. To umożliwiło mi niewygodną, ale ciągłą jazdę (bez przerw na poprawianie). To była niedziela palmowa na cierniowym siodełku. W Olkuszu lokalny patriota chciał mi pokazywać kule armatnie w ścianach budynków, ale czytałem kiedyś o tym. Obiecałem, że sam kiedyś poszukam :)
Silny wiatr, duża amplituda i problemy z siodłem, - wszystko to sprawiło że zamiast do Ojcowskiego PN wybrałem się w okolice Pilicy. Jechałem jednak dookoła Olkusza, bo na zmianę trasy zdecydowałem się dopiero w przypływie niewiary w możliwość wytrzymaniu na tej bolesnej konstrukcji (która siodełkiem była tylko z nazwy). Tym sposobem zamiast pod Pieskową Skałę trafiłem do Rabsztyna, ukochanego Cieślina i Krzywopłotów. Tamże zatęskniłem za pejzażami doliny Udorki i po raz czwarty w życiu zdobyłem ruinki strażnicy w Udorzu. Pejzażowo przejazd przez ten rejon był strzałem w "10". Można tu też zawsze liczyć na odludność - ruinki mam zawsze tylko dla siebie. Wszędzie śpiewały już rudziki, co jakiś czas omijałem rozjechane żaby. Wracać postanowiłem przez Cisową, Smoleń i Żelazko. Do Dąbrowy musiałem walczyć z przeciwnym wiatrem, potem wiatr się uspokoił a ja mogłem zwiększyć tempo.
Nabroiłem pokaźną sumę przewyższeń jak na warunki, obszar i porę roku. To był solidny trening z nagrodą w postaci pięknych okolic Smolenia i Udorza.
Między Bukownem a Olkuszem
Rynek w Olkuszu
Zamek w Rabsztynie
Krzywopłoty
Dolina Udorki
Ruinki zamku-strażnicy "w Udorzu". Tajemniczy obiekt o którym milczą źródła.
Cisowa - w pobliżu Romanówki (do sprzedania)
Widok z wierzchowiny jurajskiej
Smoleń ładnie widoczny zza martwych jeszcze buków
Tradycyjny cyklotrek na Grochowcu
Złota godzina nad Czwórką
Trasa:
Dystans26.98 km Czas01:24 Vśrednia19.27 km/h Podjazdy223 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Po Jaworznie
Od pewnego momentu silny wiatr i napływające chmury - zgodnie z prognozami. Zwiedzanie m.in. Ciężkowic.
Od pewnego momentu silny wiatr i napływające chmury - zgodnie z prognozami. Zwiedzanie m.in. Ciężkowic.
Dystans90.72 km Czas03:58 Vśrednia22.87 km/h VMAX45.12 km/h Podjazdy643 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Długa droga do Jaworzna
Koniec pracy zdalnej przyjąłem w piątek z należytym entuzjazmem. Ruszyłem więc z obładowaną po górę dużą sakwą w tradycyjnym kierunku - na Jaworzno. Wstąpiłem na GSD i Wzgórze Gołonoskie, no i wtedy dostałem info by się nie spieszyć z przyjazdem. Pogoda sprzyjała, pojechałem więc z Borów na Cieśle i dawaj na Sławków. Przed Sławkowem przypomniałem sobie, że trudno wymagać szczęścia od kogoś kto się urodził trzynastego: odpadło siodełko, dosłownie. Całe mocowanie zostało na sztycy, ale część siedziskowa wylądowała na asfalcie, wcześniej mocno chrupnęło. Ponieważ nieszczęścia chodzą parami jednocześnie odkryłem wyrobienie gwintu w mocowaniu bagażnika Crosso.
Dalsza trasa przypominała ciągłe policzkowanie siodełka, bo tylne mocowanie cały czas siadało (wychodziło z torów) i musiałem je "nabijać" ręcznie. Na podjeździe na Krzykawkę siodełko po raz kolejno spadło mi na asfalt... Boleśnie odczuwałem każdą dziurę, zatem droga Bukowno-Jaworzno i przejazd przez Szczakową były męczarnią. Pocieszające było jedynie to, że sobotę planowałem jako "rekreację w towarzystwie". Wystarczyło do programu doliczyć wizytę w sklepie rowerowym.
Tempo, jak to na wściekłości, znakomite. Wiozłem naprawdę sporo w sakwie. Ledwo ją domykałem, ale mknąłem jakbym jechał na lekko. To był trzeci z rzędu dzień ze świetnym tempem a trasa była interwałowa...
Sławków
Dwór staropolski w Krzykawce
Trasa:
Koniec pracy zdalnej przyjąłem w piątek z należytym entuzjazmem. Ruszyłem więc z obładowaną po górę dużą sakwą w tradycyjnym kierunku - na Jaworzno. Wstąpiłem na GSD i Wzgórze Gołonoskie, no i wtedy dostałem info by się nie spieszyć z przyjazdem. Pogoda sprzyjała, pojechałem więc z Borów na Cieśle i dawaj na Sławków. Przed Sławkowem przypomniałem sobie, że trudno wymagać szczęścia od kogoś kto się urodził trzynastego: odpadło siodełko, dosłownie. Całe mocowanie zostało na sztycy, ale część siedziskowa wylądowała na asfalcie, wcześniej mocno chrupnęło. Ponieważ nieszczęścia chodzą parami jednocześnie odkryłem wyrobienie gwintu w mocowaniu bagażnika Crosso.
Dalsza trasa przypominała ciągłe policzkowanie siodełka, bo tylne mocowanie cały czas siadało (wychodziło z torów) i musiałem je "nabijać" ręcznie. Na podjeździe na Krzykawkę siodełko po raz kolejno spadło mi na asfalt... Boleśnie odczuwałem każdą dziurę, zatem droga Bukowno-Jaworzno i przejazd przez Szczakową były męczarnią. Pocieszające było jedynie to, że sobotę planowałem jako "rekreację w towarzystwie". Wystarczyło do programu doliczyć wizytę w sklepie rowerowym.
Tempo, jak to na wściekłości, znakomite. Wiozłem naprawdę sporo w sakwie. Ledwo ją domykałem, ale mknąłem jakbym jechał na lekko. To był trzeci z rzędu dzień ze świetnym tempem a trasa była interwałowa...
Sławków
Dwór staropolski w Krzykawce
Trasa:
Dystans61.04 km Czas02:39 Vśrednia23.03 km/h Podjazdy553 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Płaskowyż Twardowicki 13/2021
Nareszcie ciepło i przebijające słońce. Zakończył się marzec zimny, wietrzny, chmurny i durny...
Denerwowali tylko przymuleni wiosną kierowcy, którzy zauważali zmianę świateł 5 sekund po fakcie...
Cieszyła niezła dyspozycja fizyczna, choć trasa wyjątkowo na lekko (bez sakwy), co wiele wyjaśnia. Niemniej czas kryzysu poszczepiennego definitywnie minął i organizm zadziwiał mnie wydolnością.
Na Czerwonym Kamieniu, w miejscu nietkniętym mokrym snem klasy średniej (czyli nowymi osiedlami domków jednorodzinnych).
Trasa: Ch. - Rogo - Góra Siew. - Goląsza G. - Brzękowice Wał - Rogo - Ch.
Nareszcie ciepło i przebijające słońce. Zakończył się marzec zimny, wietrzny, chmurny i durny...
Denerwowali tylko przymuleni wiosną kierowcy, którzy zauważali zmianę świateł 5 sekund po fakcie...
Cieszyła niezła dyspozycja fizyczna, choć trasa wyjątkowo na lekko (bez sakwy), co wiele wyjaśnia. Niemniej czas kryzysu poszczepiennego definitywnie minął i organizm zadziwiał mnie wydolnością.
Na Czerwonym Kamieniu, w miejscu nietkniętym mokrym snem klasy średniej (czyli nowymi osiedlami domków jednorodzinnych).
Trasa: Ch. - Rogo - Góra Siew. - Goląsza G. - Brzękowice Wał - Rogo - Ch.
Dystans55.22 km Czas02:26 Vśrednia22.69 km/h VMAX45.90 km/h Podjazdy523 m
SprzętFocus Arriba 4.0
GSD + Płaskowyż Twardowicki 12/2021
Wreszcie była moc. Po dwóch tygodniach od szczepienia... Nie brakowało też "kretynów" na drodze: w Maciejowicach towarzysz tirowiec postanowił sobie zaparkować na ścieżce rowerowej; wzdłuż ścieżki rowerowej. Autentyk: ledwo się biedak zmieścił na szerokość, musiałem zeskoczyć z krawężnika, ale powiedziałem mu co myślę. (Gdy wracałem już go nie było). Kolejny miszcz kierofnicy urządził sobie postój na pasach przy cmentarzu w Grodźcu... Jeszcze jeden ludowy Hołowczyc jechał pod prąd w Górze Siewierskiej...
Wszyscy ci degeneraci nie wytrącili mnie jednak z równowagi, powód był prosty: nareszcie czułem powrót siły. Nawet pochmurność nie wtrąciła mnie w zły nastrój. Dopiero 18. dnia od szczepienia wróciłem do pełni dyspozycji. Bardzo pouczające. Oby w czerwcu było lepiej (ponoć druga dawka AstryZaneki jest mniej awanturująca się)...
Góra Siewierska - dokumentacyjnie
Trasa: standard, czyli GSD + Góra Siewierska
Wreszcie była moc. Po dwóch tygodniach od szczepienia... Nie brakowało też "kretynów" na drodze: w Maciejowicach towarzysz tirowiec postanowił sobie zaparkować na ścieżce rowerowej; wzdłuż ścieżki rowerowej. Autentyk: ledwo się biedak zmieścił na szerokość, musiałem zeskoczyć z krawężnika, ale powiedziałem mu co myślę. (Gdy wracałem już go nie było). Kolejny miszcz kierofnicy urządził sobie postój na pasach przy cmentarzu w Grodźcu... Jeszcze jeden ludowy Hołowczyc jechał pod prąd w Górze Siewierskiej...
Wszyscy ci degeneraci nie wytrącili mnie jednak z równowagi, powód był prosty: nareszcie czułem powrót siły. Nawet pochmurność nie wtrąciła mnie w zły nastrój. Dopiero 18. dnia od szczepienia wróciłem do pełni dyspozycji. Bardzo pouczające. Oby w czerwcu było lepiej (ponoć druga dawka AstryZaneki jest mniej awanturująca się)...
Góra Siewierska - dokumentacyjnie
Trasa: standard, czyli GSD + Góra Siewierska
Dystans55.17 km Czas02:31 Vśrednia21.92 km/h Podjazdy555 m
SprzętFocus Arriba 4.0
GSD + Płaskowyż Twardowicki 11/2021
Prawdziwie jak w garncu w tym z dawnych lat marcu. Wyruszyłem skuszony przez słońce, po chwili wisiały mi nad głową ołowiane chmury gotowe do strzału. Eksplodowały łupieżem na Dorotce, gdzie dorwała mnie najprawdziwsza, choć krótka śnieżyca. Zakotwiczyłem więc na majdanie i wjechałem 2 razy. Po północnej stronie - o dziwo! - nie było lodu. Po chwili rozstąpiły się niebiosa i ujrzałem wtenczas słońce, widok równie zaskakujący jak nowa warstwa asfaltu na 913., w Psarach. W Strzyżowicach dalej masakra, jest gorzej niż było...
Na GSD sporo błota, uratował mnie pokaźny bieżnik opon. Słońce zachęciło mnie do wypadu na Płaskowyż, wracałem przez zimowy miejscami Rogoźnik.
I stała się jasność: na niebie i na ziemi
W Rogo wróciły chmury, ale jasność zimy okryła brzegi
Trasa: Ch. - GSD x 2 - Góra Siew. - Rogo - Ch.
Prawdziwie jak w garncu w tym z dawnych lat marcu. Wyruszyłem skuszony przez słońce, po chwili wisiały mi nad głową ołowiane chmury gotowe do strzału. Eksplodowały łupieżem na Dorotce, gdzie dorwała mnie najprawdziwsza, choć krótka śnieżyca. Zakotwiczyłem więc na majdanie i wjechałem 2 razy. Po północnej stronie - o dziwo! - nie było lodu. Po chwili rozstąpiły się niebiosa i ujrzałem wtenczas słońce, widok równie zaskakujący jak nowa warstwa asfaltu na 913., w Psarach. W Strzyżowicach dalej masakra, jest gorzej niż było...
Na GSD sporo błota, uratował mnie pokaźny bieżnik opon. Słońce zachęciło mnie do wypadu na Płaskowyż, wracałem przez zimowy miejscami Rogoźnik.
I stała się jasność: na niebie i na ziemi
W Rogo wróciły chmury, ale jasność zimy okryła brzegi
Trasa: Ch. - GSD x 2 - Góra Siew. - Rogo - Ch.
Dystans26.20 km Czas01:17 Vśrednia20.42 km/h Podjazdy196 m
SprzętMerida Drakar
Biblioteka Śląska i inne
Zmienne warunki: od słońca po śnieżycę. Po powrocie z biblioteki jeszcze kilka rundek po sklepach.
Zmienne warunki: od słońca po śnieżycę. Po powrocie z biblioteki jeszcze kilka rundek po sklepach.
Dystans84.59 km Czas04:04 Vśrednia20.80 km/h Podjazdy988 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Płaskowyż Twardowicki 10/2021
Zimno i wietrznie, ale na szczęście trafiało się słońce wykorzystujące rozstępy w chmurach. Kolejny katorżniczy trening na Płaskowyżu, z wszystkimi atrakcjami: porywistym wiatrem i interwałami. Ekspozycja na wiatry jest tu wkurzająca, ale to procentuje, dlatego wracam...
Kolejna trasa z cyklu Płaskowyż Premium...
Dorota odnowiona, czeka aż murawa pokryje zrytą ziemię.
Tradycyjna przerwa na finiszu podjazdu w Goląszy Górnej
Tradycyjny finisz w Sadowiu Drugim (376)
Widoczność dobra, bo zimno i wietrznie
Cisza i spokój nad zalewem w Rogoźniku
Trasa:
zbliżona do tej z 17.03.2021, czyli maksimum wycisku podjazdowego:
Zimno i wietrznie, ale na szczęście trafiało się słońce wykorzystujące rozstępy w chmurach. Kolejny katorżniczy trening na Płaskowyżu, z wszystkimi atrakcjami: porywistym wiatrem i interwałami. Ekspozycja na wiatry jest tu wkurzająca, ale to procentuje, dlatego wracam...
Kolejna trasa z cyklu Płaskowyż Premium...
Dorota odnowiona, czeka aż murawa pokryje zrytą ziemię.
Tradycyjna przerwa na finiszu podjazdu w Goląszy Górnej
Tradycyjny finisz w Sadowiu Drugim (376)
Widoczność dobra, bo zimno i wietrznie
Cisza i spokój nad zalewem w Rogoźniku
Trasa:
zbliżona do tej z 17.03.2021, czyli maksimum wycisku podjazdowego: