Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2021
Dystans całkowity: | 554.45 km (w terenie 14.30 km; 2.58%) |
Czas w ruchu: | 29:05 |
Średnia prędkość: | 19.06 km/h |
Maksymalna prędkość: | 48.87 km/h |
Suma podjazdów: | 4279 m |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 50.40 km i 2h 38m |
Więcej statystyk |
Dystans59.78 km Czas03:07 Vśrednia19.18 km/h Podjazdy478 m
SprzętMerida Drakar
Zerwany łańcuch
To chyba klątwa Góry Bordowicza. Ilekroć pomyślę by wreszcie dotrzeć do wapiennika, coś się pieprzy. Tym razem spieprzył się łańcuch. To niezły wyczyn - pierwszy raz w życiu zerwałem łańcuch. Pisałem swego czasu, że jedynym słabym punktem Drakara są manetki ST-EF 50, które zacinają się przy minusowych temp. Hamulce są na niskie temp. całkowicie odporne, ale manetki nie. W normalnych temp. są niezawodne i ładnie wyglądają, ale na mrozie stają się niestabilne.
Od pychy do upadku tylko jeden krok. Nie chciał mi wejść bieg, więc mając tuż obok samochody wrzuciłem go na siłę i chwilę później poczułem luz. Gdy stanąłem na chodniku by założyć łańcuch (spodziewałem się, że spadł, nie mogłem zerknąć pod nogi, za dużo się działo na drodze) przeżyłem spory szok - łańcucha zwyczajnie nie było, został na asfalcie... Przejechałem 2,1 km, tyle samo musiałem wrócić. Po dwóch godzinach ruszyłem ponownie, z nowym łańcuchem. Było późno, ale przejazd Velostradą i tak był trudny (lód). Pomimo opóźnienia odwiedziłem też Kuźnicę Warężyńską i Górę św. Doroty. Tamże zastałem tłumy spacerowiczów. Taka moda, może przejdzie, może nie. W domku zameldowałem się przed zmierzchem.
Nad Trójką, w tle Łagisza
Nad Czwórką - ciężko było: śnieg i lodowe muldy, ale ludzi mniej niż nad Trójką
Trasa: Jaworzno - Pogorie - GSD (1/2021) - Chorzów
To chyba klątwa Góry Bordowicza. Ilekroć pomyślę by wreszcie dotrzeć do wapiennika, coś się pieprzy. Tym razem spieprzył się łańcuch. To niezły wyczyn - pierwszy raz w życiu zerwałem łańcuch. Pisałem swego czasu, że jedynym słabym punktem Drakara są manetki ST-EF 50, które zacinają się przy minusowych temp. Hamulce są na niskie temp. całkowicie odporne, ale manetki nie. W normalnych temp. są niezawodne i ładnie wyglądają, ale na mrozie stają się niestabilne.
Od pychy do upadku tylko jeden krok. Nie chciał mi wejść bieg, więc mając tuż obok samochody wrzuciłem go na siłę i chwilę później poczułem luz. Gdy stanąłem na chodniku by założyć łańcuch (spodziewałem się, że spadł, nie mogłem zerknąć pod nogi, za dużo się działo na drodze) przeżyłem spory szok - łańcucha zwyczajnie nie było, został na asfalcie... Przejechałem 2,1 km, tyle samo musiałem wrócić. Po dwóch godzinach ruszyłem ponownie, z nowym łańcuchem. Było późno, ale przejazd Velostradą i tak był trudny (lód). Pomimo opóźnienia odwiedziłem też Kuźnicę Warężyńską i Górę św. Doroty. Tamże zastałem tłumy spacerowiczów. Taka moda, może przejdzie, może nie. W domku zameldowałem się przed zmierzchem.
Nad Trójką, w tle Łagisza
Nad Czwórką - ciężko było: śnieg i lodowe muldy, ale ludzi mniej niż nad Trójką
Trasa: Jaworzno - Pogorie - GSD (1/2021) - Chorzów
Dystans53.06 km Czas02:28 Vśrednia21.51 km/h Podjazdy340 m
SprzętMerida Drakar
Po trzykroć postoje
Tym razem zima mnie nie zaskoczyła. Pojechałem na Drakarze. Drakkary były największymi z łodzi Wikingów, okrętami z prawdziwego zdarzenia. Mój Drakar przebił się więc z łatwością przez śniegi i lody nadpogoriańskie. Potem było już z gorzej: 40 minut czekania na trzech przejazdach kolejowych (Gołonóg i 2 x Maczki!). Jazda w piątek po południu do Jaworzna to katorga. Wystarczy.
Samotny mors nad Pogorią
Trasa: Chorzów - Grodziec - Pogoria III - Gołonóg - Jaworzno
Tym razem zima mnie nie zaskoczyła. Pojechałem na Drakarze. Drakkary były największymi z łodzi Wikingów, okrętami z prawdziwego zdarzenia. Mój Drakar przebił się więc z łatwością przez śniegi i lody nadpogoriańskie. Potem było już z gorzej: 40 minut czekania na trzech przejazdach kolejowych (Gołonóg i 2 x Maczki!). Jazda w piątek po południu do Jaworzna to katorga. Wystarczy.
Samotny mors nad Pogorią
Trasa: Chorzów - Grodziec - Pogoria III - Gołonóg - Jaworzno
Dystans24.13 km Czas01:17 Vśrednia18.80 km/h Podjazdy206 m
SprzętMerida Drakar
Biblioteka Śląska + Park Śląski
Drakar po liftingu, postanowiłem więc skoczyć do Biblioteki Śląskiej. W drodze powrotnej zrobiłem peregrynację po parku. Warunki zaskakująco ciężkie, pod świeżym śniegiem warstwa lodu - zamarznięte, zdeptane błoto śniegowe. W zamian bezludnie, niska temp. odczuwalna.
Zimowa Łania w lockdownie
Drakar po liftingu, postanowiłem więc skoczyć do Biblioteki Śląskiej. W drodze powrotnej zrobiłem peregrynację po parku. Warunki zaskakująco ciężkie, pod świeżym śniegiem warstwa lodu - zamarznięte, zdeptane błoto śniegowe. W zamian bezludnie, niska temp. odczuwalna.
Zimowa Łania w lockdownie
Dystans78.73 km Czas03:35 Vśrednia21.97 km/h Podjazdy583 m
Temp.7.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Płaskowyż Twardowicki 1/2021
Dzień był chmurny, ale tym razem nie padało. W dodatku woda spłynęła z dróg, stopniały śniegowe złogi na poboczach. Skusiłem się więc na wizytę w Ujejscach, Podwarpiu, Przeczycach i Sączowie. Dotarłem nawet pod kopiec w Sadowiem Drugim i na Dziewiczą Górę. Droga rowerowa Sączów-Pomłynie była zasyfiona, pełna śnieżnej brei, wody i żwiru, więc jechałem zwykłą (a bydełko na mnie 2 razy trąbiło, choć droga pusta). W drodze powrotnej (od Sączowa) zmagania z przeciwnym wiatrem z południa.
Kulawy bażant w Strzemieszycach
Przeczyce w zimowej, odwilżowej scenerii
Widok z Sadowia Drugiego na Mierzęcice
Trasa:
Dzień był chmurny, ale tym razem nie padało. W dodatku woda spłynęła z dróg, stopniały śniegowe złogi na poboczach. Skusiłem się więc na wizytę w Ujejscach, Podwarpiu, Przeczycach i Sączowie. Dotarłem nawet pod kopiec w Sadowiem Drugim i na Dziewiczą Górę. Droga rowerowa Sączów-Pomłynie była zasyfiona, pełna śnieżnej brei, wody i żwiru, więc jechałem zwykłą (a bydełko na mnie 2 razy trąbiło, choć droga pusta). W drodze powrotnej (od Sączowa) zmagania z przeciwnym wiatrem z południa.
Kulawy bażant w Strzemieszycach
Przeczyce w zimowej, odwilżowej scenerii
Widok z Sadowia Drugiego na Mierzęcice
Trasa:
Dystans55.39 km Czas02:35 Vśrednia21.44 km/h Podjazdy371 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Chorzów - Jaworzno
Niewinny przejazd zamienił się w walkę o przetrwanie; w manewrowanie między jeziorami na drodze a lodem na poboczu... Ilości wody z topniejącego śniegu były doprawdy pokaźne.
Po 10 km odkąd wyruszyłem zaczęło kropić, byłem przekonany że to przelotne kropelki - żadna prognoza nie pokazywała deszczu. Byłem w błędzie, rozpętało się piekło, momentami padało dość mocno, w dodatku przejazd nad Pogorią okazał się niemożliwy. Alejkę pokrywała warstwa sprasowanego śniegu-lodu pokryta wodą. Musiałem wycofać się na Korzeniec i przez Dziewiąty dotarłem na Gołonóg. W Maczkach przemoczyło mi kompletnie buty. Moczyło mnie z góry (deszcz), z boku (balchosmordy) i z dołu (kałuże). Gdyby takie warunki dopadły mnie na wyprawie byłby skończony - w butach miałem tyle wody, że można je było wykręcać. Dobrze chociaż, że było dość ciepło.
Grodziec - jeszcze łudziłem się, że przejdzie
Koniec trasy - Velostrada, przestało padać...
Trasa: Chorzów - Pogoria - Dziewiąty - Jaworzno
Niewinny przejazd zamienił się w walkę o przetrwanie; w manewrowanie między jeziorami na drodze a lodem na poboczu... Ilości wody z topniejącego śniegu były doprawdy pokaźne.
Po 10 km odkąd wyruszyłem zaczęło kropić, byłem przekonany że to przelotne kropelki - żadna prognoza nie pokazywała deszczu. Byłem w błędzie, rozpętało się piekło, momentami padało dość mocno, w dodatku przejazd nad Pogorią okazał się niemożliwy. Alejkę pokrywała warstwa sprasowanego śniegu-lodu pokryta wodą. Musiałem wycofać się na Korzeniec i przez Dziewiąty dotarłem na Gołonóg. W Maczkach przemoczyło mi kompletnie buty. Moczyło mnie z góry (deszcz), z boku (balchosmordy) i z dołu (kałuże). Gdyby takie warunki dopadły mnie na wyprawie byłby skończony - w butach miałem tyle wody, że można je było wykręcać. Dobrze chociaż, że było dość ciepło.
Grodziec - jeszcze łudziłem się, że przejdzie
Koniec trasy - Velostrada, przestało padać...
Trasa: Chorzów - Pogoria - Dziewiąty - Jaworzno
Dystans18.09 km Czas00:57 Vśrednia19.04 km/h Podjazdy152 m
SprzętMerida Drakar
Maciejkowice + serwis
Pożegnanie z wersją fabryczną Drakara. Przejechane na w pełni oryginalnych komponentach, bez jakichkolwiek regulacji i wymian podzespołów (nawet bez zmiany klocków) 9 000 km przez niemal równo 4 lata (zakupiłem go 27.01.2017, zabrakło tygodnia). Prawdziwy czołg, w dodatku w typie T-34 :)
Świetnie sprawdziła się wygodna geometria (wysoka główka) i niezniszczalne, nieprawdopodobnie stabilne hamulce mechaniczne Tektro Novela. Znakomicie sprawił się napęd (korba Tourney kosztuje niecałe 50 zł...), obręcze i opony. To wszystko jest/było strasznie ciężkie i toporne, ale w zamian niezniszczalne i niezawodne. Kupiłem go taniej nowego (rocznik 2013 kupiłem w 2017) niż chodziły używane. Najlepszy zakup roweru w moim życiu.
Jedynie pod koniec problemy sprawiały linki (też przez 4 lata nietknięte) i zmienianie biegów na mrozie (potrafiły się zablokować klamkomanetki STEF, które też są niezniszczalne i bardzo wygodne, ale potrafią przymarzać na mrozie). Ogólnie Drakar zaprezentował poziom niezawodności Ukrainy, przy niższej wadze i większej uniwersalności. Merida pokazała, że da się stworzyć tani i bardzo solidny rower (kosztem jego wagi). Idealny na zimówkę.
Pożegnanie z wersją fabryczną Drakara. Przejechane na w pełni oryginalnych komponentach, bez jakichkolwiek regulacji i wymian podzespołów (nawet bez zmiany klocków) 9 000 km przez niemal równo 4 lata (zakupiłem go 27.01.2017, zabrakło tygodnia). Prawdziwy czołg, w dodatku w typie T-34 :)
Świetnie sprawdziła się wygodna geometria (wysoka główka) i niezniszczalne, nieprawdopodobnie stabilne hamulce mechaniczne Tektro Novela. Znakomicie sprawił się napęd (korba Tourney kosztuje niecałe 50 zł...), obręcze i opony. To wszystko jest/było strasznie ciężkie i toporne, ale w zamian niezniszczalne i niezawodne. Kupiłem go taniej nowego (rocznik 2013 kupiłem w 2017) niż chodziły używane. Najlepszy zakup roweru w moim życiu.
Jedynie pod koniec problemy sprawiały linki (też przez 4 lata nietknięte) i zmienianie biegów na mrozie (potrafiły się zablokować klamkomanetki STEF, które też są niezniszczalne i bardzo wygodne, ale potrafią przymarzać na mrozie). Ogólnie Drakar zaprezentował poziom niezawodności Ukrainy, przy niższej wadze i większej uniwersalności. Merida pokazała, że da się stworzyć tani i bardzo solidny rower (kosztem jego wagi). Idealny na zimówkę.
Dystans16.74 km Teren1.50 km Czas00:58 Vśrednia17.32 km/h Podjazdy132 m
SprzętMerida Drakar
Katowice + Park Śląski
Do dentysty, powrót przez park - główne alejki dobrze odśnieżone i zapewniające przyjemną jazdę na góralu
Do dentysty, powrót przez park - główne alejki dobrze odśnieżone i zapewniające przyjemną jazdę na góralu
Dystans108.23 km Teren5.80 km Czas06:45 Vśrednia16.03 km/h Podjazdy889 m
SprzętMerida Drakar
Rajd śnieżny, czyli zimowe Pasmo Smoleńskie
To był szalony pomysł. Zdecydowałem się skorzystać z pociągu i dotrzeć do Jaroszowca, a stamtąd przez Jurę powrócić do domu na rowerze. Niezwykłości dodawały trasie warunki. W pociągu czułem się jak zesłaniec wieziony na Sybir - sosny w okolicach Bukowna pokryte były śnieżnymi welonami, pociąg wzbudzał zadymkę, co w połączeniu z tradycyjną pustką (relacja Katowice-Kozłów) wywoływało wrażenie jazdy przez dziewicze tereny. W dodatku kierownik policzył mi za całość 5 zł (razem z rowerem), pomimo, że wsiadłem w Katowicach bez biletu. Po wysiadce w Jaroszowcu (przy stacji) okazało się, że śniegu jest około 20 cm, nawet na góralu zjazd z linii wątłej ścieżki oznaczał ugrzęźnięcie w śniegach.
Sceneria okolic Jaroszowca, Golczowic i Cieślina była bajkowa. Drogi zazwyczaj białe, ale już wyjeżdżone, idealne na górala. Wszędzie pokryte śniegiem sosny. Czasem wpadałem na zjazdach w kontrolowane poślizgi. Przed Złożeńcem wyszło słońce. Najtrudniej było podjechać pod Zegarowe Skały i odnaleźć się w nowej roli. Przypiąć raczki i ruszyć w niezmącone śniegi, na bezludne skały. Przejazd Doliną Wodącą był już lżejszy, a dalsza trasa na tyle przyjemna, że w Ryczowie zapędziłem się za daleko (jadąc na pamięć na Ogrodzieniec) i musiałem cofać, bo celem był Grochowiec.
Wejście na Grochowiec w zimowym cyklotreku okazało się przecieraniem szlaku, miejscami śniegu za kolana. Dużo miejsc zawianych. Towarzyszył mi widok na Beskidy i niestety zachmurzone już niebo. Dookoła panowała niezmącona cisza, dlatego przejazd przez Śrubarnię znów sprawił, że poczułem się jak na Syberii. Dopiero wjazd do Dąbrowy Górniczej sprawił, że proza życia wybudziła mnie z jurajskiego, zimowego snu. Pojawiły się tabuny aut, błoto pośniegowe i ludzie. Odcinek jurajski był niemal bezludny. To była udana ucieczka od górskich, feryjnych tłumów.
Z ciekawszych wrażeń: w Smoleniu-Podlesiu goniła mnie zgraja psów, w Chruszczobrodzie psy wyły tęsknie razem z sygnałami karetki, a w Rokitnie zaciekawił mnie w ogródku bałwan z toporem. Najpiękniejszym widokiem dnia był zimowy widok na Złożeniec z Zegarowych Skał. Słusznie uważam go za najładniej położoną wieś jurajską.
Na samiuśkim szczycie Zegarowych Skał. Uwielbiam te widoki.
W Smoleniu
Powrót przez Żelazko
Galeria:
Rajd śnieżny - galeria
Trasa:
To był szalony pomysł. Zdecydowałem się skorzystać z pociągu i dotrzeć do Jaroszowca, a stamtąd przez Jurę powrócić do domu na rowerze. Niezwykłości dodawały trasie warunki. W pociągu czułem się jak zesłaniec wieziony na Sybir - sosny w okolicach Bukowna pokryte były śnieżnymi welonami, pociąg wzbudzał zadymkę, co w połączeniu z tradycyjną pustką (relacja Katowice-Kozłów) wywoływało wrażenie jazdy przez dziewicze tereny. W dodatku kierownik policzył mi za całość 5 zł (razem z rowerem), pomimo, że wsiadłem w Katowicach bez biletu. Po wysiadce w Jaroszowcu (przy stacji) okazało się, że śniegu jest około 20 cm, nawet na góralu zjazd z linii wątłej ścieżki oznaczał ugrzęźnięcie w śniegach.
Sceneria okolic Jaroszowca, Golczowic i Cieślina była bajkowa. Drogi zazwyczaj białe, ale już wyjeżdżone, idealne na górala. Wszędzie pokryte śniegiem sosny. Czasem wpadałem na zjazdach w kontrolowane poślizgi. Przed Złożeńcem wyszło słońce. Najtrudniej było podjechać pod Zegarowe Skały i odnaleźć się w nowej roli. Przypiąć raczki i ruszyć w niezmącone śniegi, na bezludne skały. Przejazd Doliną Wodącą był już lżejszy, a dalsza trasa na tyle przyjemna, że w Ryczowie zapędziłem się za daleko (jadąc na pamięć na Ogrodzieniec) i musiałem cofać, bo celem był Grochowiec.
Wejście na Grochowiec w zimowym cyklotreku okazało się przecieraniem szlaku, miejscami śniegu za kolana. Dużo miejsc zawianych. Towarzyszył mi widok na Beskidy i niestety zachmurzone już niebo. Dookoła panowała niezmącona cisza, dlatego przejazd przez Śrubarnię znów sprawił, że poczułem się jak na Syberii. Dopiero wjazd do Dąbrowy Górniczej sprawił, że proza życia wybudziła mnie z jurajskiego, zimowego snu. Pojawiły się tabuny aut, błoto pośniegowe i ludzie. Odcinek jurajski był niemal bezludny. To była udana ucieczka od górskich, feryjnych tłumów.
Z ciekawszych wrażeń: w Smoleniu-Podlesiu goniła mnie zgraja psów, w Chruszczobrodzie psy wyły tęsknie razem z sygnałami karetki, a w Rokitnie zaciekawił mnie w ogródku bałwan z toporem. Najpiękniejszym widokiem dnia był zimowy widok na Złożeniec z Zegarowych Skał. Słusznie uważam go za najładniej położoną wieś jurajską.
Na samiuśkim szczycie Zegarowych Skał. Uwielbiam te widoki.
W Smoleniu
Powrót przez Żelazko
Galeria:
Rajd śnieżny - galeria
Trasa:
Dystans24.34 km Czas01:19 Vśrednia18.49 km/h Podjazdy202 m
SprzętMerida Drakar
Biblioteka Śląska + Park Śląski
Konieczny wypad do biblioteki. Wyszło trochę słońca, powrót przez park, gdzie na północ od ZOO warstwa śniegu (tzw. ślad).
Konieczny wypad do biblioteki. Wyszło trochę słońca, powrót przez park, gdzie na północ od ZOO warstwa śniegu (tzw. ślad).
Dystans54.21 km Teren7.00 km Czas03:07 Vśrednia17.39 km/h Podjazdy435 m
SprzętMerida Drakar
Kijowa Góra + Rogoźnik
Temperatura nie rozpieszczała, ale do wyboru był tylko obciachowy wypad w góry. Wybrałem więc coś trudniejszego - bezdroża Zagłębiowskich Gór Wyspowych (Góra św. Doroty, Parcina, Kijowa).
W miejscach zacienionych ziemia była zmrożona, pokryta śladem śniegu. W miejscach nasłonecznionych dominowała niestety błotnista maź. Było słonecznie, przy źródle u stóp Kijowej spory tłumek amatorów tutejszej wody. W drodze powrotnej zweryfikowałem stan prac na 913-tce: bez zmian. Dalej w Strzyżowicach szuter z błotem i światła. To była dobra trasa na Drakara, na innym rowerze byłaby nieprzejezdna.
Widok na Boboszyn i Słonkę
Błotniste pułapki Kijowej Góry. W cieniu zmrożona i śnieżna nawierzchnia, w słońcu błoto, a nawet piach.
Nad Wielonką
Trasa:
Chorzów - Grodziec - Kijowa - Strzyżowice - Rogoźnik - Chorzów
Temperatura nie rozpieszczała, ale do wyboru był tylko obciachowy wypad w góry. Wybrałem więc coś trudniejszego - bezdroża Zagłębiowskich Gór Wyspowych (Góra św. Doroty, Parcina, Kijowa).
W miejscach zacienionych ziemia była zmrożona, pokryta śladem śniegu. W miejscach nasłonecznionych dominowała niestety błotnista maź. Było słonecznie, przy źródle u stóp Kijowej spory tłumek amatorów tutejszej wody. W drodze powrotnej zweryfikowałem stan prac na 913-tce: bez zmian. Dalej w Strzyżowicach szuter z błotem i światła. To była dobra trasa na Drakara, na innym rowerze byłaby nieprzejezdna.
Widok na Boboszyn i Słonkę
Błotniste pułapki Kijowej Góry. W cieniu zmrożona i śnieżna nawierzchnia, w słońcu błoto, a nawet piach.
Nad Wielonką
Trasa:
Chorzów - Grodziec - Kijowa - Strzyżowice - Rogoźnik - Chorzów