Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 1999
Dystans całkowity: | 566.19 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 62.91 km |
Więcej statystyk |
Dystans22.00 km
SprzętUkraina
Krzyżanowice - Gacki
Jeden z wielu nadnidziańskich "cyklotreków" gipsowych. Poza rezerwatem włóczyłem się też w poszukiwaniu lnu włochatego po gipsowych górkach między Gackami a Wolą Zagojską.
Jeden z wielu nadnidziańskich "cyklotreków" gipsowych. Poza rezerwatem włóczyłem się też w poszukiwaniu lnu włochatego po gipsowych górkach między Gackami a Wolą Zagojską.
Dystans56.00 km
SprzętUkraina
Gacki - Tur - Imielno
To był mój pierwszy wypad na Płaskowyż Jędrzejowski. W pierwszą stronę przez Pińczów, powrót przez Mierzwin, Tur, Młodzawy i Gacki.
Widok znad Mierzawy na Góry Pińczowskie
Gacki - kamieniołom
To był mój pierwszy wypad na Płaskowyż Jędrzejowski. W pierwszą stronę przez Pińczów, powrót przez Mierzwin, Tur, Młodzawy i Gacki.
Widok znad Mierzawy na Góry Pińczowskie
Gacki - kamieniołom
Dystans46.00 km
SprzętFocus Arriba 4.0
W Stradowie po raz pierwszy
Wyprawa krajoznawcza na "Ukrainie" do Stradowa była klasycznym efektem nierozstawania się z przewodnikiem "Ponidzie". Rok wcześniej dotarłem do Złotej (miał być spichlerz) i osady Korce oraz pod Młodzawy. Wtedy bałem się morderczych trudów Garbu Wodzisławskiego. Mój rower zapewniał katorgę na podjazdach i zazwyczaj kończyło się pchaniem. Dopiero w roku 1999 odważyłem się na tym dziadostwie przekroczyć Garb i zaatakować fascynujący mnie już od dwóch lat Stradów. Jest to zrozumiałe: miałem najwięcej kilometrów w nogach do tej pory. Po raz pierwszy przyjechałem na Ponidzie w pełni przygotowany rowerowo. Miałem już wszystko (od 1998 roku mapę Busko-Zdrój i okolice w skali 1:100 000) poza dobrym rowerem.
W Stradowie zachwyciło mnie wszystko: położenie wsi, drewniany kościół, potok Stradomka, cisza i spokój. Najbardziej zachwyciło mnie jednak grodzisko. Nie było tam wtedy nic. Poza krzyżem. Ani śladu szlaku czy tablicy informacyjnej. Żadnych kierunkowskazów, droga jedynie polna pod furmankę. Porzuciłem złoma u podnóża grodziska i eksplorowałem, eksplorowałem. Przeszedłem całość wałami, wspinałem się na zbocza lessowych głębocznic, łaziłem po okolicznych polach. To był prawdziwy piknik sam na sam z historią i pejzażem. Miałem Stradów na wyłączność. Niemal dosłownie: obiekt nie pojawiał się wtedy w żadnych publikacjach turystycznych. Leszek Cmoch był pierwszy i chwała mu za to!
Ta wycieczka dała mi jeszcze większego kopa. Poczułem tę dumę ze znalezienia się w wąskim gronie świadomych turystów. W gronie odkrywców i koneserów. Stradów stał się moim sanktuarium wtajemniczenia turystycznego. Stał się czymś takim jak Ogrodzieniec dla Aleksandra Janowskiego, założyciela PTK. Janowski w chwili odkrycia Ogrodzieńca miał jednak 19-lat, ja byłem młodszy.
Grodzisko w Stradowie 28 lipca 1999 roku (data w prawym dolnym rogu, działał jeszcze datownik)
Wyprawa krajoznawcza na "Ukrainie" do Stradowa była klasycznym efektem nierozstawania się z przewodnikiem "Ponidzie". Rok wcześniej dotarłem do Złotej (miał być spichlerz) i osady Korce oraz pod Młodzawy. Wtedy bałem się morderczych trudów Garbu Wodzisławskiego. Mój rower zapewniał katorgę na podjazdach i zazwyczaj kończyło się pchaniem. Dopiero w roku 1999 odważyłem się na tym dziadostwie przekroczyć Garb i zaatakować fascynujący mnie już od dwóch lat Stradów. Jest to zrozumiałe: miałem najwięcej kilometrów w nogach do tej pory. Po raz pierwszy przyjechałem na Ponidzie w pełni przygotowany rowerowo. Miałem już wszystko (od 1998 roku mapę Busko-Zdrój i okolice w skali 1:100 000) poza dobrym rowerem.
W Stradowie zachwyciło mnie wszystko: położenie wsi, drewniany kościół, potok Stradomka, cisza i spokój. Najbardziej zachwyciło mnie jednak grodzisko. Nie było tam wtedy nic. Poza krzyżem. Ani śladu szlaku czy tablicy informacyjnej. Żadnych kierunkowskazów, droga jedynie polna pod furmankę. Porzuciłem złoma u podnóża grodziska i eksplorowałem, eksplorowałem. Przeszedłem całość wałami, wspinałem się na zbocza lessowych głębocznic, łaziłem po okolicznych polach. To był prawdziwy piknik sam na sam z historią i pejzażem. Miałem Stradów na wyłączność. Niemal dosłownie: obiekt nie pojawiał się wtedy w żadnych publikacjach turystycznych. Leszek Cmoch był pierwszy i chwała mu za to!
Ta wycieczka dała mi jeszcze większego kopa. Poczułem tę dumę ze znalezienia się w wąskim gronie świadomych turystów. W gronie odkrywców i koneserów. Stradów stał się moim sanktuarium wtajemniczenia turystycznego. Stał się czymś takim jak Ogrodzieniec dla Aleksandra Janowskiego, założyciela PTK. Janowski w chwili odkrycia Ogrodzieńca miał jednak 19-lat, ja byłem młodszy.
Grodzisko w Stradowie 28 lipca 1999 roku (data w prawym dolnym rogu, działał jeszcze datownik)
Dystans90.77 km
SprzętOlpran Spirit
Woźniki
Powetowałem sobie nieudaną trasę sprzed tygodnia. Tym razem uważałem na leśnych duktach i dotarłem zarówno do kościoła (drewnianego) jak i na rynek w Woźnikach.
Powetowałem sobie nieudaną trasę sprzed tygodnia. Tym razem uważałem na leśnych duktach i dotarłem zarówno do kościoła (drewnianego) jak i na rynek w Woźnikach.
Dystans110.00 km
SprzętOlpran Spirit
Pierwsza setka
Rok 1999 był wyjątkowy, bo na Ponidzie jechaliśmy dopiero pod koniec lipca. Nosiło mnie zatem przez cały lipiec z tęsknoty za polami i przestrzenią. Na Dzień Dziecka dostałem też wymarzony licznik rowerowy! Od początku czerwca intensywnie testowałem więc dzieło Sigmy, jeżdżąc od rana do wieczora w weekendy. To był mój pierwszy rok, w którym przekroczyłem sumę 2000 km przejechanych na rowerze. Wydawało mi się to wtedy potężną liczbą. Zarazem też był to dopiero trzeci rok w którym prowadziłem zapiski z wycieczek.
Wiedząc, że na wsi nie będę mógł liczyć na porządny rower, bardzo dużo jeździłem po okolicach Katowic na Olpranie. Jako że byłem wtedy fanatycznym miłośnikiem małych miast wybór padł na Woźniki. Trasa miała wynieść około 90 km (mój ówczesny rekord wynosił 86,71 km i padł pod koniec czerwca 1999 r. w Siewierzu) i przebiegać z dala od głównych dróg. To właśnie pogubienie się na leśnych duktach przed Woźnikami zdecydowało o pierwszej setce. Droga zamiast na Woźniki wywiodła mnie pod Cynków. Zmieniłem więc plany i postanowiłem zmierzyć się z Progiem Woźnickim, do którego mam zresztą do dziś sentyment.
Na zjeździe do Koziegłów ustanowiłem wtedy mój teoretyczny rekord szybkości (licznik pokazał 71 km/h), ale licznik okazał się źle ustawiony (powrócił do ustawień wyjściowych). Na całej trasie licznik Sigmy pokazał mi dystans 122,22 km (celowo "dokręcałem" do tych wartości), było jednak najwyżej 110-111 km. Udało mi się wtedy dostać do wnętrza kościoła parafialnego w Koziegłowach i obejrzeć gotyckie polichromie w prezbiterium. Ponownie ta sztuka udała mi się... po 19 latach (w roku 2018). Dokładnie zjechałem wówczas Koziegłowy, bo szukałem jeszcze ruin zamku (dziś wiem, że nie miałem szans ich znaleźć). W drodze powrotnej po raz pierwszy dotarłem do Strąkowa.
Swoją pierwszą setkę na rowerze przejechałem zatem jako świeżo upieczony 16-latek, ale odbyło się to przez pomyłkę...
Co ciekawe, miałem wtedy niezły czas, bo przez to zgubienie w lesie pod Woźnikami bałem się zebrać opieprz w domu za spóźnienie na obiad (~ 16:00).
[Pierwsze zdjęcia wykonane 16 lipca 1999 r. moim drugim, całkowicie własnym aparatem - po Smienie 8M- Premierem PC-645].
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31524159
Rok 1999 był wyjątkowy, bo na Ponidzie jechaliśmy dopiero pod koniec lipca. Nosiło mnie zatem przez cały lipiec z tęsknoty za polami i przestrzenią. Na Dzień Dziecka dostałem też wymarzony licznik rowerowy! Od początku czerwca intensywnie testowałem więc dzieło Sigmy, jeżdżąc od rana do wieczora w weekendy. To był mój pierwszy rok, w którym przekroczyłem sumę 2000 km przejechanych na rowerze. Wydawało mi się to wtedy potężną liczbą. Zarazem też był to dopiero trzeci rok w którym prowadziłem zapiski z wycieczek.
Wiedząc, że na wsi nie będę mógł liczyć na porządny rower, bardzo dużo jeździłem po okolicach Katowic na Olpranie. Jako że byłem wtedy fanatycznym miłośnikiem małych miast wybór padł na Woźniki. Trasa miała wynieść około 90 km (mój ówczesny rekord wynosił 86,71 km i padł pod koniec czerwca 1999 r. w Siewierzu) i przebiegać z dala od głównych dróg. To właśnie pogubienie się na leśnych duktach przed Woźnikami zdecydowało o pierwszej setce. Droga zamiast na Woźniki wywiodła mnie pod Cynków. Zmieniłem więc plany i postanowiłem zmierzyć się z Progiem Woźnickim, do którego mam zresztą do dziś sentyment.
Na zjeździe do Koziegłów ustanowiłem wtedy mój teoretyczny rekord szybkości (licznik pokazał 71 km/h), ale licznik okazał się źle ustawiony (powrócił do ustawień wyjściowych). Na całej trasie licznik Sigmy pokazał mi dystans 122,22 km (celowo "dokręcałem" do tych wartości), było jednak najwyżej 110-111 km. Udało mi się wtedy dostać do wnętrza kościoła parafialnego w Koziegłowach i obejrzeć gotyckie polichromie w prezbiterium. Ponownie ta sztuka udała mi się... po 19 latach (w roku 2018). Dokładnie zjechałem wówczas Koziegłowy, bo szukałem jeszcze ruin zamku (dziś wiem, że nie miałem szans ich znaleźć). W drodze powrotnej po raz pierwszy dotarłem do Strąkowa.
Swoją pierwszą setkę na rowerze przejechałem zatem jako świeżo upieczony 16-latek, ale odbyło się to przez pomyłkę...
Co ciekawe, miałem wtedy niezły czas, bo przez to zgubienie w lesie pod Woźnikami bałem się zebrać opieprz w domu za spóźnienie na obiad (~ 16:00).
[Pierwsze zdjęcia wykonane 16 lipca 1999 r. moim drugim, całkowicie własnym aparatem - po Smienie 8M- Premierem PC-645].
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31524159
Dystans72.35 km
SprzętOlpran Spirit
Dystans80.23 km
SprzętOlpran Spirit
Dystans77.84 km
SprzętOlpran Spirit