Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 1998
Dystans całkowity: | 341.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 48.71 km |
Więcej statystyk |
Dystans51.00 km
SprzętOlpran Spirit
Twardowice - Łubianki
To była jedna z oryginalniejszych wycieczek "okresu romantycznego", bo odbyta na podstawie map WiG-owskich z 1933 roku! Po raz pierwszy dotarłem wtedy do doliny Jaworznika oraz stanąłem na najwyższym punkcie Płaskowyżu. Wracałem przez Siemonię i Bobrowniki.
To była jedna z oryginalniejszych wycieczek "okresu romantycznego", bo odbyta na podstawie map WiG-owskich z 1933 roku! Po raz pierwszy dotarłem wtedy do doliny Jaworznika oraz stanąłem na najwyższym punkcie Płaskowyżu. Wracałem przez Siemonię i Bobrowniki.
Dystans67.00 km
SprzętOlpran Spirit
Dystans60.00 km
SprzętOlpran Spirit
Góra Siewierska
To był pierwszy raz na Płaskowyżu Twardowickim, pierwszy raz w Górze Siewierskiej i na Równej Górze. Odwiedziłem też wtedy Brzękowice-Wał a wracałem przez pola na Rogoźnik. Zachwyciły mnie te szutrowe drogi, tarniny oraz całkowicie zaskakująca obserwacja gąsiorków (Lanius collurio) niedaleko nadajnika lotniczego w Górze Siewierskiej. Dotarłem tu dzięki "Atlasowi GOP-u", ale rok później, z rozleglejszymi mapami, bywałem tu już regularnie.
To był pierwszy raz na Płaskowyżu Twardowickim, pierwszy raz w Górze Siewierskiej i na Równej Górze. Odwiedziłem też wtedy Brzękowice-Wał a wracałem przez pola na Rogoźnik. Zachwyciły mnie te szutrowe drogi, tarniny oraz całkowicie zaskakująca obserwacja gąsiorków (Lanius collurio) niedaleko nadajnika lotniczego w Górze Siewierskiej. Dotarłem tu dzięki "Atlasowi GOP-u", ale rok później, z rozleglejszymi mapami, bywałem tu już regularnie.
Dystans53.00 km
SprzętFocus Arriba 4.0
Wyprawa Kijowska
Pod taką nazwą zanotowałem w dzienniku rowerowym tę wycieczkę. Chodziło o Kije, nie o Kijów rzecz jasna. Jak zwykle najambitniejszą trasę zostawiłem na koniec. Z perspektywy czasu uznaję to za bardzo mądre; nie dość że miałem już wtedy wyrobioną dyspozycję to jeszcze największe ryzyko zostawiałem na koniec. Całkiem mądre.
Trasa biegła przez Galów, Chrabków, Chwałowice, i Stawiany. Droga powrotna zaś przez Hajdaszek, Czechów, Włochy, Szczypiec, Brzeście i Pińczów. Straszna plątanina, ale celem było przede wszystkim poszerzenie kolekcji odwiedzonych miejscowości. Przy okazji ustanowiłem nowy rekord na Ukrainie. Na Olpranie robiłem już wtedy regularnie trasy rzędu 60-70 km, ale to był inny poziom trudności, znacznie niższy.
Największą atrakcją trasy był przystanek na krańcu wsi Włochy z wielkim napisem "Słoneczna Italia wita". W Brześciu zaintrygował mnie na lata napis "Kwaśniewski, ty Żydzie, do Izraela!"... Obu napisów już dawno nie ma, ale tego we Włochach strasznie żal, bo był cudowny :(
To był ostatni wypad w czasie tego o wiele za krótkiego pobytu na wsi. Następnego dnia padał deszcz, a w niedzielę wyjeżdżaliśmy do domu. Dla mnie najważniejsza była obietnica, że za rok przyjadę na dłużej!
Pod taką nazwą zanotowałem w dzienniku rowerowym tę wycieczkę. Chodziło o Kije, nie o Kijów rzecz jasna. Jak zwykle najambitniejszą trasę zostawiłem na koniec. Z perspektywy czasu uznaję to za bardzo mądre; nie dość że miałem już wtedy wyrobioną dyspozycję to jeszcze największe ryzyko zostawiałem na koniec. Całkiem mądre.
Trasa biegła przez Galów, Chrabków, Chwałowice, i Stawiany. Droga powrotna zaś przez Hajdaszek, Czechów, Włochy, Szczypiec, Brzeście i Pińczów. Straszna plątanina, ale celem było przede wszystkim poszerzenie kolekcji odwiedzonych miejscowości. Przy okazji ustanowiłem nowy rekord na Ukrainie. Na Olpranie robiłem już wtedy regularnie trasy rzędu 60-70 km, ale to był inny poziom trudności, znacznie niższy.
Największą atrakcją trasy był przystanek na krańcu wsi Włochy z wielkim napisem "Słoneczna Italia wita". W Brześciu zaintrygował mnie na lata napis "Kwaśniewski, ty Żydzie, do Izraela!"... Obu napisów już dawno nie ma, ale tego we Włochach strasznie żal, bo był cudowny :(
To był ostatni wypad w czasie tego o wiele za krótkiego pobytu na wsi. Następnego dnia padał deszcz, a w niedzielę wyjeżdżaliśmy do domu. Dla mnie najważniejsza była obietnica, że za rok przyjadę na dłużej!
Dystans16.00 km
SprzętUkraina
Mikułowice
Drugi wypad jednego dnia. To była już najprawdziwsza "cykloza" :)
Drugi wypad jednego dnia. To była już najprawdziwsza "cykloza" :)
Dystans49.00 km
SprzętUkraina
Wiślica
To był długo planowany wypad. Zabierałem się do tego nadzwyczaj profesjonalnie, dzień wcześniej byliśmy cały dzień w Busku (łącznie z obiadem), a po powrocie nigdzie już sam nie jechałem. Oszczędzałem siły! Rano błyskawicznie zjadłem śniadanie i pojechałem na wycieczkę z cyklu tych, które pamięta się do końca życia.
Wybrałem piękną trasę przez Chroberz i Jurków, wracałem przez Kobylniki i Zagość. Po raz pierwszy zachwycałem się wtedy widokiem Wiślicy z Jurkowa, po raz pierwszy dotarłem na grodzisko w Wiślicy i do Gorysławic. W Biskupicach, za Niegosławicami (rodzinna wieś Dygasińskiego) zostałem nawet oskarżony o kradzież kalarepy z pola. Zatrzymał się obok mnie (odpoczywałem na miedzy, tuż przy polu) z piskiem opon Fiat 125p i prosto na mnie wyskoczyła dwójka lokalsów. Ledwo zdążyli zahamować by mnie nie stratować. Gdy spostrzegli, że wcinam rogalika, spasowali i przeprosili. Przyznali szczerze, że wzięli mnie za złodzieja... Było dużo śmiechu, ale odtąd bacznie przyglądałem się otoczeniu moich biwaków...
W drodze powrotnej byłe, w takiej euforii, że eksplorowałem jeszcze ciąg zabudowy Sielca i wspiąłem się pierwszy raz na Sceklinę. Na obiad dotarłem punktualnie. Jedyne czego żałuję, to braku aparatu...
To był długo planowany wypad. Zabierałem się do tego nadzwyczaj profesjonalnie, dzień wcześniej byliśmy cały dzień w Busku (łącznie z obiadem), a po powrocie nigdzie już sam nie jechałem. Oszczędzałem siły! Rano błyskawicznie zjadłem śniadanie i pojechałem na wycieczkę z cyklu tych, które pamięta się do końca życia.
Wybrałem piękną trasę przez Chroberz i Jurków, wracałem przez Kobylniki i Zagość. Po raz pierwszy zachwycałem się wtedy widokiem Wiślicy z Jurkowa, po raz pierwszy dotarłem na grodzisko w Wiślicy i do Gorysławic. W Biskupicach, za Niegosławicami (rodzinna wieś Dygasińskiego) zostałem nawet oskarżony o kradzież kalarepy z pola. Zatrzymał się obok mnie (odpoczywałem na miedzy, tuż przy polu) z piskiem opon Fiat 125p i prosto na mnie wyskoczyła dwójka lokalsów. Ledwo zdążyli zahamować by mnie nie stratować. Gdy spostrzegli, że wcinam rogalika, spasowali i przeprosili. Przyznali szczerze, że wzięli mnie za złodzieja... Było dużo śmiechu, ale odtąd bacznie przyglądałem się otoczeniu moich biwaków...
W drodze powrotnej byłe, w takiej euforii, że eksplorowałem jeszcze ciąg zabudowy Sielca i wspiąłem się pierwszy raz na Sceklinę. Na obiad dotarłem punktualnie. Jedyne czego żałuję, to braku aparatu...