Dystans161.46 km Czas09:08 Vśrednia17.68 km/h VMAX44.75 km/h Podjazdy842 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Rajd Hanzeatycki, dzień 8: Hanzy stolica i okolica
Stolica Hanzy i marcepanu, najpotężniejsze niegdyś miasto Bałtyku i jedno z najbardziej europejskich miast Europy - Lubeka. Miasto Henryka Lwa, Miasto Siedmiu Wież i matecznik Tomasza Manna, syna lubeckiego senatora, dziedzictwo pokoleń kupców, stolica soli i pierwsza ofiara nalotów dywanowych RAF-u. Miasto-symbol, przodek wszystkich Liverpoolów i Nowych Jorków. Jedno, średniej wielkości miasto o dziedzictwie większym od wielu państw. Najludniejsze (po Kolonii) miasto Świętego Cesarstwa Rzymskiego, barbarzyńsko zniszczone w 1942 roku przez Anglików (pozbawione znaczenia strategicznego, chodziło wyłącznie o symbol), taka Guernica Północy. Nalot był niezbyt udany, część starówki przetrwała, ofiar było niewiele (trzysta osób): tak jak w przypadku bombardowania Gerniki, chodziło wyłącznie o cel symboliczny. To był odpowiednik zbombardowania Wawelu, miało zaboleć. Bombardowania Hamburga i Kilonii miały głęboki sens strategiczny i były w pełni uzasadnione. Lubeka była jedynie preludium dla Drezna, to była wersja demo przed rzeźnią. Bombardowanie zmiotło z powierzchni starówki tylko 10% zabudowy, uszkodziło poważnie dalsze kilkanaście procent. Podniesiono jednak rękę na zabytek, bo cała wyspa starówkowa była wielkim muzeum na wolnym powietrzu.
Chciałem jak najszybciej znaleźć się w tym sławnym mieście. Było ono niegdyś głową potężnego kartelu, który trząsł całą północną Europą. Niezwykła była jego organizacja: Lubeka dyktowała warunki handlu na Bałtyku, a sprzymierzony z nią Hamburg - na Morzu Północnym. Hydra miała więcej głów, ale głową przewodnią i najbogatszym miastem układu była Lubeka. W szczycie swojej potęgi prowadziła zwycięskie wojny z Danią i Anglią, miała monopol nie tylko na handel morski, ale tez śródlądowy. Do Hanzy należało wiele ludnych i bogatych miast, ale także małe, lokalne ośrodki położone z dala od morza, pozwalające kontrolować sytuację w głębi lądu. Takim miastem hanzeatyckim był właśnie m.in. Lauenburg, ostatnie miasto położone nad Łabą leżące na mojej trasie. Tym samym docieram do landu Szlezwik-Holsztyn. Istniało kiedyś samodzielne Księstwo Lauenburskie, jedno z wielu na terenie Rzeszy Niemieckiej. Żegnam się tu z Łabą, ale nie jestem wstanie podziwiać znad rzeki kapitalnego nabrzeża i jego bajkowej zabudowy. Po prostu nic nie widzę - jest mgła i gęsto pada deszcz. Nawet z mostu ledwo widać zarys miasta. Gdy wjeżdżam na starówkę jestem w zasadzie całkiem sam - wszyscy uciekli. Ja też mam serdecznie dość, jadę w dwóch pelerynach i spodniach przeciwdeszczowych. Jadę tak od 7 rano, przerwy miałem wyłącznie na przystankach. Padać będzie do 13. W scenerii mokrego bruku i pustych uliczek obudowanych szachulcowymi cudami architektury odzyskuję jednak wigor i baraszkuję po zakamarkach Lauenburga. Jest bardzo ślisko, wilgotno i zimno. Marzną mi ręce, co chwila wpadam w deszczową "zadymkę", ale walczę i robię zdjęcia. Z rękawów spływają wodospady, na sakwach utworzyły się kałuże. Nie znalazłem żadnego dachu pod którym mógłbym się schronić, zrezygnowany rowerowałem więc po opustoszałych brukach i mokłem sobie nikczemnie. Plusem było to, że całe miasto miałem dla siebie.
Handel pomiędzy Lubeką a Hamburgiem odbywał się głównie drogą lądową, wzdłuż Alte Salzstraße. Utworzono tu kanał już w średniowieczu i jest to jeden z najstarszych kanałów na świecie. Zaczynał się w Lauenburgu, tak jak i dziś. Przebudowana go, skrócono i unowocześniono pod koniec XIX wieku i w tej formie istnieje do dziś. Ten kanał łączył mój cel - Lubekę - z Łabą i najbliższym sojusznikiem Hamburgiem. Musiałem przejechać tę trasę. Początek okazał się nieakceptowalny, na mapie była trasa rowerowa, w realu wątła błotnista ścieżka. Musiałem więc manewrować lokalnymi drogami. Raz na jakiś czas wracałem nad kanał i przejeżdżałem przy jakiejś śluzie, ale na trwale wjechałem w jego trajektorię dopiero za Mölln. Spieszyłem się do Lubeki i bałem się trochę spowolnienia przez nadkanałowe szutry, ale jechało się przyzwoicie. Słabsze od asfaltowego tempo wynagradzał klimat przejazdu: barki były na kanale nieliczne, bo stracił dawno znaczenie gospodarcze, sporo było natomiast wypasionych turystycznych łódek. Najliczniejsi byli oczywiście rowerzyści. Jechało się przyjemnie, tym bardziej że przestało padać a nawet zaczęło się nieśmiało przejaśniać... Jechałem też po płaskim, bo odcinek Lauenburg - Mölln i dalej aż do Neu Lenkau (gdzie wjechałem na rowerową Salzstrasse) był zaskakująco interwałowy i morenowy w krajobrazie.
Ze świata kanału wyrwał mnie dopiero widok Lubeki. Wieże wystawały znad wody i zieleni. Gdy wjechałem do miasta szybko odkryłem że rządzą tu piesi i rowerzyści. Mentalnie było to miasto duńskie/holenderskie. Samochody w centrum były nieliczne i respektowały podrzędne miejsce w szeregu. Po ulicach przelewały się tłumy pieszych i cyklistów. Rozkoszowałem się jakiś czas jazdą dookoła wyspy starówkowej a naruszyłem spoistość tkanki miejskiej akurat w miejscu nietkniętym niemal przez bombardowanie, czyli na Huxstrasse. Znalazłem się nagle w bajkowym świecie idealnie czystych elewacji, w kanionie kupieckich kamienic. Jechałem odwrotnie do wskazówek zegara, ale zygzakiem, bo nie potrafiłem nasycić się atmosferą tych sześciu długich ulic, które wyszły z wojny niemal bez szwanku (od Wahmstarsse do Glockengieserstrasse). Potem niestety nie dało nie zauważyć się zniszczeń, szczególnie widocznych w samym centrum starówki. Były tu odbudowane na odwal pierzeje i jakieś dziwne postmodernistyczne pawilony. W uliczkach zachodniej części wyspy było już dużo więcej wstawek powojennych a nawet pustych placów. Zacząłem więc od właściwej strony, od oryginalnej Lubeki a potem oglądałem współczesną Lubekę: nowoczesną, przyjazną i czystą, ale już bez tego "wow" jakie towarzyszyło mi w kwartale tych sześciu cudownych ulic. Nawet okolice słynnej Bramy Holsztyńskiej były pozbawione tej magii, nawet te kilka wąskich, pełnych wertykalnych kamienic i pnących się w górę ulic nie miało tej magii, której zaznałem na samym początku. Lubekowanie po starówce zajęło mi prawie 2 godziny, czasem musiałem prowadzić rower, bo w ścisłym centrum było tłoczno i kilka ulic tylko dla pieszych, a wszyscy przestrzegali zakazu. Generalnie jednak jazda tutaj na rowerze to przyjemność, nawet po bruku.
Lubeka nie jest sztucznym tworem jak Gdańsk, nie doszło tu do całkowitego zniszczenia starówki, ale co jeszcze ważniejsze nie doszło do wymiany ludności. Tutaj dalej mieszkają potomkowie kupców tworzących potęgę Hanzy. Tę prawdziwą mieszczańskość daje się wyczuć. To miasto żyje i pulsuje a przedmieścia są autentyczne, pełne oryginalnych willi bogatego mieszczaństwa. Gdy w końcu wydostałem się z ramion Lubeki zbliżał się wieczór. Dziki nocleg znalazłem za Piękną Górą.
Bleckede
Zabudowa wiosek na szczęście trzyma poziom
Miały być widoki na Lauenburg, a była "zamieć deszczowa i zadymka wodna" oraz chęć jak najszybszego dostania się na drugą stronę i skrycia pod jakimś dachem.
Cała starówka Lauenburga tylko dla mnie! Na mój widok wszyscy uciekli!
Lauenburg miałem dla siebie...
Widok znad starówki w Lauenburgu na Łabę. To ostatnie spojrzenie... Żegnaj ukochana, to była miłość bez wzajemności, choć pięknie usypiałaś do snu (te biwaki!)
Holsztyńskie miasto Mölln
Coraz bliżej Lubeki, ach to Mölln
Kanał Łaba - Lubeka. Przestało padać, no i jechało się całkiem przyjemnie mimo szutrów (dobrej jakości)
Lubeka - bardziej hanzeatycko już się nie da
Boczna uliczka
Spichrze solne w Lubece
Trasa:
Stolica Hanzy i marcepanu, najpotężniejsze niegdyś miasto Bałtyku i jedno z najbardziej europejskich miast Europy - Lubeka. Miasto Henryka Lwa, Miasto Siedmiu Wież i matecznik Tomasza Manna, syna lubeckiego senatora, dziedzictwo pokoleń kupców, stolica soli i pierwsza ofiara nalotów dywanowych RAF-u. Miasto-symbol, przodek wszystkich Liverpoolów i Nowych Jorków. Jedno, średniej wielkości miasto o dziedzictwie większym od wielu państw. Najludniejsze (po Kolonii) miasto Świętego Cesarstwa Rzymskiego, barbarzyńsko zniszczone w 1942 roku przez Anglików (pozbawione znaczenia strategicznego, chodziło wyłącznie o symbol), taka Guernica Północy. Nalot był niezbyt udany, część starówki przetrwała, ofiar było niewiele (trzysta osób): tak jak w przypadku bombardowania Gerniki, chodziło wyłącznie o cel symboliczny. To był odpowiednik zbombardowania Wawelu, miało zaboleć. Bombardowania Hamburga i Kilonii miały głęboki sens strategiczny i były w pełni uzasadnione. Lubeka była jedynie preludium dla Drezna, to była wersja demo przed rzeźnią. Bombardowanie zmiotło z powierzchni starówki tylko 10% zabudowy, uszkodziło poważnie dalsze kilkanaście procent. Podniesiono jednak rękę na zabytek, bo cała wyspa starówkowa była wielkim muzeum na wolnym powietrzu.
Chciałem jak najszybciej znaleźć się w tym sławnym mieście. Było ono niegdyś głową potężnego kartelu, który trząsł całą północną Europą. Niezwykła była jego organizacja: Lubeka dyktowała warunki handlu na Bałtyku, a sprzymierzony z nią Hamburg - na Morzu Północnym. Hydra miała więcej głów, ale głową przewodnią i najbogatszym miastem układu była Lubeka. W szczycie swojej potęgi prowadziła zwycięskie wojny z Danią i Anglią, miała monopol nie tylko na handel morski, ale tez śródlądowy. Do Hanzy należało wiele ludnych i bogatych miast, ale także małe, lokalne ośrodki położone z dala od morza, pozwalające kontrolować sytuację w głębi lądu. Takim miastem hanzeatyckim był właśnie m.in. Lauenburg, ostatnie miasto położone nad Łabą leżące na mojej trasie. Tym samym docieram do landu Szlezwik-Holsztyn. Istniało kiedyś samodzielne Księstwo Lauenburskie, jedno z wielu na terenie Rzeszy Niemieckiej. Żegnam się tu z Łabą, ale nie jestem wstanie podziwiać znad rzeki kapitalnego nabrzeża i jego bajkowej zabudowy. Po prostu nic nie widzę - jest mgła i gęsto pada deszcz. Nawet z mostu ledwo widać zarys miasta. Gdy wjeżdżam na starówkę jestem w zasadzie całkiem sam - wszyscy uciekli. Ja też mam serdecznie dość, jadę w dwóch pelerynach i spodniach przeciwdeszczowych. Jadę tak od 7 rano, przerwy miałem wyłącznie na przystankach. Padać będzie do 13. W scenerii mokrego bruku i pustych uliczek obudowanych szachulcowymi cudami architektury odzyskuję jednak wigor i baraszkuję po zakamarkach Lauenburga. Jest bardzo ślisko, wilgotno i zimno. Marzną mi ręce, co chwila wpadam w deszczową "zadymkę", ale walczę i robię zdjęcia. Z rękawów spływają wodospady, na sakwach utworzyły się kałuże. Nie znalazłem żadnego dachu pod którym mógłbym się schronić, zrezygnowany rowerowałem więc po opustoszałych brukach i mokłem sobie nikczemnie. Plusem było to, że całe miasto miałem dla siebie.
Handel pomiędzy Lubeką a Hamburgiem odbywał się głównie drogą lądową, wzdłuż Alte Salzstraße. Utworzono tu kanał już w średniowieczu i jest to jeden z najstarszych kanałów na świecie. Zaczynał się w Lauenburgu, tak jak i dziś. Przebudowana go, skrócono i unowocześniono pod koniec XIX wieku i w tej formie istnieje do dziś. Ten kanał łączył mój cel - Lubekę - z Łabą i najbliższym sojusznikiem Hamburgiem. Musiałem przejechać tę trasę. Początek okazał się nieakceptowalny, na mapie była trasa rowerowa, w realu wątła błotnista ścieżka. Musiałem więc manewrować lokalnymi drogami. Raz na jakiś czas wracałem nad kanał i przejeżdżałem przy jakiejś śluzie, ale na trwale wjechałem w jego trajektorię dopiero za Mölln. Spieszyłem się do Lubeki i bałem się trochę spowolnienia przez nadkanałowe szutry, ale jechało się przyzwoicie. Słabsze od asfaltowego tempo wynagradzał klimat przejazdu: barki były na kanale nieliczne, bo stracił dawno znaczenie gospodarcze, sporo było natomiast wypasionych turystycznych łódek. Najliczniejsi byli oczywiście rowerzyści. Jechało się przyjemnie, tym bardziej że przestało padać a nawet zaczęło się nieśmiało przejaśniać... Jechałem też po płaskim, bo odcinek Lauenburg - Mölln i dalej aż do Neu Lenkau (gdzie wjechałem na rowerową Salzstrasse) był zaskakująco interwałowy i morenowy w krajobrazie.
Ze świata kanału wyrwał mnie dopiero widok Lubeki. Wieże wystawały znad wody i zieleni. Gdy wjechałem do miasta szybko odkryłem że rządzą tu piesi i rowerzyści. Mentalnie było to miasto duńskie/holenderskie. Samochody w centrum były nieliczne i respektowały podrzędne miejsce w szeregu. Po ulicach przelewały się tłumy pieszych i cyklistów. Rozkoszowałem się jakiś czas jazdą dookoła wyspy starówkowej a naruszyłem spoistość tkanki miejskiej akurat w miejscu nietkniętym niemal przez bombardowanie, czyli na Huxstrasse. Znalazłem się nagle w bajkowym świecie idealnie czystych elewacji, w kanionie kupieckich kamienic. Jechałem odwrotnie do wskazówek zegara, ale zygzakiem, bo nie potrafiłem nasycić się atmosferą tych sześciu długich ulic, które wyszły z wojny niemal bez szwanku (od Wahmstarsse do Glockengieserstrasse). Potem niestety nie dało nie zauważyć się zniszczeń, szczególnie widocznych w samym centrum starówki. Były tu odbudowane na odwal pierzeje i jakieś dziwne postmodernistyczne pawilony. W uliczkach zachodniej części wyspy było już dużo więcej wstawek powojennych a nawet pustych placów. Zacząłem więc od właściwej strony, od oryginalnej Lubeki a potem oglądałem współczesną Lubekę: nowoczesną, przyjazną i czystą, ale już bez tego "wow" jakie towarzyszyło mi w kwartale tych sześciu cudownych ulic. Nawet okolice słynnej Bramy Holsztyńskiej były pozbawione tej magii, nawet te kilka wąskich, pełnych wertykalnych kamienic i pnących się w górę ulic nie miało tej magii, której zaznałem na samym początku. Lubekowanie po starówce zajęło mi prawie 2 godziny, czasem musiałem prowadzić rower, bo w ścisłym centrum było tłoczno i kilka ulic tylko dla pieszych, a wszyscy przestrzegali zakazu. Generalnie jednak jazda tutaj na rowerze to przyjemność, nawet po bruku.
Lubeka nie jest sztucznym tworem jak Gdańsk, nie doszło tu do całkowitego zniszczenia starówki, ale co jeszcze ważniejsze nie doszło do wymiany ludności. Tutaj dalej mieszkają potomkowie kupców tworzących potęgę Hanzy. Tę prawdziwą mieszczańskość daje się wyczuć. To miasto żyje i pulsuje a przedmieścia są autentyczne, pełne oryginalnych willi bogatego mieszczaństwa. Gdy w końcu wydostałem się z ramion Lubeki zbliżał się wieczór. Dziki nocleg znalazłem za Piękną Górą.
Bleckede
Zabudowa wiosek na szczęście trzyma poziom
Miały być widoki na Lauenburg, a była "zamieć deszczowa i zadymka wodna" oraz chęć jak najszybszego dostania się na drugą stronę i skrycia pod jakimś dachem.
Cała starówka Lauenburga tylko dla mnie! Na mój widok wszyscy uciekli!
Lauenburg miałem dla siebie...
Widok znad starówki w Lauenburgu na Łabę. To ostatnie spojrzenie... Żegnaj ukochana, to była miłość bez wzajemności, choć pięknie usypiałaś do snu (te biwaki!)
Holsztyńskie miasto Mölln
Coraz bliżej Lubeki, ach to Mölln
Kanał Łaba - Lubeka. Przestało padać, no i jechało się całkiem przyjemnie mimo szutrów (dobrej jakości)
Lubeka - bardziej hanzeatycko już się nie da
Boczna uliczka
Spichrze solne w Lubece
Trasa:
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.