Dystans220.63 km Czas10:32 Vśrednia20.95 km/h Podjazdy1537 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dookoła Częstochowy, czyli niepowodzenie to też doświadczenie
"Opłakiwałem gorycz fiaska, zanim spostrzegłem, że to łaska" - mistrz Sztaudynger wszystko już opisał przeszło pół wieku temu. W tej krótkiej fraszce zawarł istotę mojej nieplanowanej wycieczki.
Miałem wsiąść w pociąg na Kluczbork, wysiąść w Oleśnie i objechać Kreuzburg dookoła. Nie wyszło - pociąg uciekł mi z peronu, dokładnie w chwili gdy się na nim pojawiłem. Goniłem go, ale "sympatyczny" kierownik zapewne nawet mnie nie zauważył. W ten sposób o 5:21 zostałem na dworcu Chorzów Miasto a moje plany odjechały w stronę Kluczborka. Trochę trwało zanim zdecydowałem co robić. Postanowiłem pojechać dookoła Częstochowy. Po raz trzeci w życiu. Drugi raz na pełnym spontanie.
Moja wycieczka była więc arcypolska. Rzuciłem się na Strąków i Woźniki. Dalej przez Lubszę skierowałem się na Blachownie i na Kamyk. Później - zmotywowany rokiem jubileuszowym (śmierć Magellana) - postanowiłem trochę poekspolorować i dotarłem do Kruszyny całkiem fajną, ultralokalną drogą. Po drodze - w Cykarzewie - wszyscy mówili mi dzień dobry. Nawet się kłaniali - mam tam chyba sobowtóra, znaczny ktoś, może sołtys, albo i sam wójt? ;)
Potem czekał mnie najpiękniejszy odcinek całej trasy. Przejazd z Kruszyny do Niegowej, przez Mokrzesz i Złoty Potok. Pojawiły się różnorodne podjazdy, pejzaż zafalował i rozkwitł w oczach. Wiosenna Jura jest cudna! Najpiękniej było w Górach Gorzkowskich. Na krajówce przecinającej Janów panował jednak nieprawdopodobny ruch (musiałem jechać nią 3 km). W pewnym momencie zrównał się ze mną samochód, z którego wychylił się biskup z serialu "Ojciec Mateusz" i zapytał czy dobrze jedzie na Niegową. Odparłem, że lepiej się nie da, ale nie odważyłem się zapytać czy jest aktorem. W każdym razie był łudząco podobny do S. Orzechowskiego, grającego tę rolę... Wcześniej, gdzieś w okolicy Nieznanic minął mnie pickup z zaklejoną tylną szybą i wielkim napisem ***** ***. W Czepurce dwóch dziadków wygrzewało się na ławce, w maseczkach...
W Niegowej pojechałem na pamięć (na Mirów) i musiałem się wracać, by przez Zdów, Kroczyce i odświeżający podjazd na Mokrus dostać się do Ogrodzieńca. Zakończyłem moją trasę w Wiesiółce i wsiadłem do pociągu. Tym razem zdążyłem. Tak oto odnosimy korzyści z nieszczęść. Mnie tak nieszczęśliwy początek trasy zawsze w.urwia i motywuje. Nie przeszkodziła mi nawet interwałowa końcówka pod silny wiatr (od Kruszyny po Ogrodzieniec). Gdy jednak nieszczęście zdarzy się w końcówce, to bardzo mnie to zniechęca... Tak już mam.
Wrażenia:
Widziałem pierwsze w latach 20. kopciuszki i szczygły. Ponadto mnóstwo zajęcy, saren i bażantów, co wynikało bezpośrednio ze spóźnienia się na pociąg i faktu, że od 5:30 już pedałowałem. Fajny klimacik towarzyszył mi w Gieble, gdzie trwało właśnie spotkanie KS Giebło z UKS Sławków. Publika (dość liczna) szalała, choć jak dowiedziałem się już po przyjeździe, mecz zakończył się wynikiem 0:0.
Jurajski, kwietniowy pejzaż (gdzieś przed Żurawiem)
Rynek w Woźnikach to punkt obowiązkowy każdej z moich trzech pętli dookoła Częstochowy...
Mokrzesz
Kapitalna widoczność: zamek Pilcza widziany z Bieńkówki.
Więcej zdjęć tutaj:
Galeria rajdu
Trasa:
"Opłakiwałem gorycz fiaska, zanim spostrzegłem, że to łaska" - mistrz Sztaudynger wszystko już opisał przeszło pół wieku temu. W tej krótkiej fraszce zawarł istotę mojej nieplanowanej wycieczki.
Miałem wsiąść w pociąg na Kluczbork, wysiąść w Oleśnie i objechać Kreuzburg dookoła. Nie wyszło - pociąg uciekł mi z peronu, dokładnie w chwili gdy się na nim pojawiłem. Goniłem go, ale "sympatyczny" kierownik zapewne nawet mnie nie zauważył. W ten sposób o 5:21 zostałem na dworcu Chorzów Miasto a moje plany odjechały w stronę Kluczborka. Trochę trwało zanim zdecydowałem co robić. Postanowiłem pojechać dookoła Częstochowy. Po raz trzeci w życiu. Drugi raz na pełnym spontanie.
Moja wycieczka była więc arcypolska. Rzuciłem się na Strąków i Woźniki. Dalej przez Lubszę skierowałem się na Blachownie i na Kamyk. Później - zmotywowany rokiem jubileuszowym (śmierć Magellana) - postanowiłem trochę poekspolorować i dotarłem do Kruszyny całkiem fajną, ultralokalną drogą. Po drodze - w Cykarzewie - wszyscy mówili mi dzień dobry. Nawet się kłaniali - mam tam chyba sobowtóra, znaczny ktoś, może sołtys, albo i sam wójt? ;)
Potem czekał mnie najpiękniejszy odcinek całej trasy. Przejazd z Kruszyny do Niegowej, przez Mokrzesz i Złoty Potok. Pojawiły się różnorodne podjazdy, pejzaż zafalował i rozkwitł w oczach. Wiosenna Jura jest cudna! Najpiękniej było w Górach Gorzkowskich. Na krajówce przecinającej Janów panował jednak nieprawdopodobny ruch (musiałem jechać nią 3 km). W pewnym momencie zrównał się ze mną samochód, z którego wychylił się biskup z serialu "Ojciec Mateusz" i zapytał czy dobrze jedzie na Niegową. Odparłem, że lepiej się nie da, ale nie odważyłem się zapytać czy jest aktorem. W każdym razie był łudząco podobny do S. Orzechowskiego, grającego tę rolę... Wcześniej, gdzieś w okolicy Nieznanic minął mnie pickup z zaklejoną tylną szybą i wielkim napisem ***** ***. W Czepurce dwóch dziadków wygrzewało się na ławce, w maseczkach...
W Niegowej pojechałem na pamięć (na Mirów) i musiałem się wracać, by przez Zdów, Kroczyce i odświeżający podjazd na Mokrus dostać się do Ogrodzieńca. Zakończyłem moją trasę w Wiesiółce i wsiadłem do pociągu. Tym razem zdążyłem. Tak oto odnosimy korzyści z nieszczęść. Mnie tak nieszczęśliwy początek trasy zawsze w.urwia i motywuje. Nie przeszkodziła mi nawet interwałowa końcówka pod silny wiatr (od Kruszyny po Ogrodzieniec). Gdy jednak nieszczęście zdarzy się w końcówce, to bardzo mnie to zniechęca... Tak już mam.
Wrażenia:
Widziałem pierwsze w latach 20. kopciuszki i szczygły. Ponadto mnóstwo zajęcy, saren i bażantów, co wynikało bezpośrednio ze spóźnienia się na pociąg i faktu, że od 5:30 już pedałowałem. Fajny klimacik towarzyszył mi w Gieble, gdzie trwało właśnie spotkanie KS Giebło z UKS Sławków. Publika (dość liczna) szalała, choć jak dowiedziałem się już po przyjeździe, mecz zakończył się wynikiem 0:0.
Jurajski, kwietniowy pejzaż (gdzieś przed Żurawiem)
Rynek w Woźnikach to punkt obowiązkowy każdej z moich trzech pętli dookoła Częstochowy...
Mokrzesz
Kapitalna widoczność: zamek Pilcza widziany z Bieńkówki.
Więcej zdjęć tutaj:
Galeria rajdu
Trasa:
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.