Dystans123.03 km Czas07:27 Vśrednia16.51 km/h VMAX60.24 km/h Podjazdy1145 m
Dzień 44: Pogranicze czesko-austriackie

To był mój pierwszy poranek na Morawach. Zależało mi na tym by zmierzać w stronę domu, ale możliwie jak najciekawszą trasą. Tak jednak, by omijać wszystkie większe miasta, wtopić się w morawską prowincję. Pogranicze czesko-austriackie meandruje wzdłuż przełomu rzeki Dyi i właśnie tu liczyłem na intensywniejsze krajoznawcze przeżycia.

Starałem się trzymać biegu Dyi, bo chciałem zaliczyć kolejny, przedostatni już na mojej trasie, przełom. Wizyta na Morawach, tej słowiańskiej Mezopotamii, wymagała jazdy wzdłuż Tygrysu i Eufratu, czyli wzdłuż Dyi i Morawy. Dyja jest tym morawskim Tygrysem, nie tylko z racji charakteru, jest także krótsza od morawskiego Eufratu – Morawy. Renesansowy pałac w Uhercicach/Ungarschitz stał się drugim obiektem typu pałac-zamek, jaki oglądałem nad Dyją. Niestety był bardzo zaniedbany i odstający atrakcyjnością od zamku w Raabs. Niemieckojęzyczni mieszkańcy zostali stąd po wojnie wysiedleni, a w pałacu zorganizowano najpierw obóz pracy przymusowej, a później strażnicę graniczną. Kolejna z atrakcji na mojej trasie – zamek Bitov – to już poważna twierdza, która chroniła ziem Przemyslidów od XI w. Z zamku Cornštejn nie zachowło się z kolei za wiele, choć został zbudowany w pięknym miejscu. Przed kolejna atrakcją – zamkiem we Wronowie – moja uwagę przykuwała kiepska nawierzchnia, remonty i ruch wahadłowy. Sam zamek Vranov, powstały również za Przemyslidów, swój obecny kszałt zawdzięcza gruntownej barokowej przebudowie, ale zawiera też w swoich dziejach polskie akcenty w postaci stuletnich rządów Stadnickich i kilku wizyt Henryka Sienkiewicza. Również obecnie wśród turystów nie brakuje Polaków, co czwarty przechodzący obok mnie turysta mówił po polsku.

Ja tymczasem zamiast jechać do dobrze znanego mi Znojma, postanawiam wrócić do Austrii. Oglądam przy okazji surowe oblicze starej twierdzy granicznej w Dolnej Austrii, czyli zamku Hardegg, ale zmierzam do uroczego miasta Retz. Wraz z ponownym przekroczniem granicy znajduję się w Weinviertel. Ten winny kwartał świetnie pasuje do miasta Retz, które przez stulecia rozwijało się dzięki handlowi winem. Przyciągnął mnie tu piękny rynek, ale równie imponujący jest wydrążony pod miastem system piwnic, w których składowano beczki wina.

Dzień spędzany na pograniczu wymagał ode mnie częstego przekraczania granicy, za Retz powracam zatem do Republiki Czeskiej i kieruję się wzdłuż granicy z Austrią do Jaroslavic. Dopiero tutaj rzuca się w oczy, że są to czeskie Ziemie Odzyskane. Atmosfera oraz poziom zaniedbania są tu identyczne jak na naszym Dzikim Zachodzie. Ciężko doszukiwać się tu jakichś różnic mentalnych. Rozbawia mnie jedynie młodzież afiszująca się słuchaniem czeskiego rap-u, bo nie zgadza się jedynie język, cała reszta wypisz-wymaluj Polska. To podobieństwo świadczy o tym, że podobna historia generuje podobne problemy. W Jarosławicach, dbając o częstotliwość naruszeń granicy, po raz kolejny urządzam rejzę na stronę austriacką. Domy są tu równie skromne, panuje podobny chaos kolorystyczny, jedyną różnicą jest brak zaniedbanych budynków. Estetyka pogranicza łączy tutaj wyraźnie Austriaków z Czechami/Morawcami. Gdy docieram do austriackiego miasta Laa an der Thaya na rynku trwa typowy festyn piwno-kiełbasiany, uciekam więc od gwaru i w ostatnich błyskach zachodzącego słońca ponownie wkraczam na morawską ziemię. Każdy jej skrawek jest wykorzystany rolniczo, rozbijam się więc wśród pokrzyw nieopodal patronki dnia – Dyi.


Pierwszy morawski poranek - trochę  jak w Polsce

Zamek Vranov

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa hwala
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]