Dystans91.36 km Czas06:21 Vśrednia14.39 km/h VMAX58.78 km/h Podjazdy3005 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dzień 28: Widmo Brockenu
Rano wszystko idzie jak z płatka, tak mniej więcej dopóki nie odkrywam, że moja wygodna droga wiodąca dnem doliny jest zabarykadowana i widnieje na niej nawet zakaz przejścia dla pieszych…
Zakaz dla pieszych mnie przekonuję. Jestem wściekły, ale mozolnie wspinam się przeszło 200 metrów w pionie, by po chwili – z tym całym bagażem – znowu zjechać na poziom rzeki. Zależy mi na czasie. Prognozy są tradycyjne – gdy zbliżam się do celu widokowego zawsze musi się zepsuć pogoda, ma mnie zatem dopaść wpierw silny front burzowy, a potem drastycznie ochłodzenie – nie jestem zaskoczony. Nie odpuszczę jednak – najwyżej przeczekam sztorm. Będę cierpiał jak Magellańczycy, ale cel osiągnę!
Mając już pewność, że jutrzejszy dzień spiszę na straty, postanawiam mocniej depnąć po pedałach. Odcinek z Val-Cenis do Lanslebourga pokonuje już w ciężkich warunkach. Duszno i gorąco, na graniach zaczynają tworzyć się chmury, ja zaś ciągle nie pozbyłem się bagażowego garbu. Maskuję bagaże dopiero na wysokości 1450 m n.p.m., powyżej znajduje się łąka. Niedawno skoszona, zatem pozostająca poza zainteresowaniem właściciela.
Gdy ruszam ponownie w górę, po raz pierwszy na lekkim rowerze, wstępują we mnie nowe siły. Przez cały podjazd miałem słońce, tymczasem na przełęczy zaczyna padać, wszystko jest w chmurach i mgle… Stwierdziłem, że muszę spróbować, może ta „zadymka” jest tylko na przełęczy. Jadę w kierunku na Lac du Mont Cenis, ale odbijam na Refuge du Petit Mont Cenis. Wszędzie wkoło mnie tylko pastwiska, nieliczne skarlałe drzewa i brak zarośli. Muszę gdzieś zostawić rower, postanawiam zrobić to „na luzaka”. Przypinam rower do małego smreczka rosnącego na wzniesieniu, kilkanaście metrów od szlaku. Zakładam, że nikt się nim nie poczęstuje i nie będę musiał wracać piechotą. Zakładam plecaczek na ramiona i jakby nigdy nic ruszam na szlak.
Góra na którą się wspinam to Signal du Petit Mont Cenis, znana także jako Punta Clairy. Na wierzchołku tablica pamiątkowa, ale brak skrzynki z księgą wejść. Widok jest stąd rozległy, ale psuja mi go tworzące się chmury. Sunący prosto w stronę wierzchołka obłok wygania mnie w końcu z najwyższego punktu. No i dzieje się: operujące resztką sił słońce kreśli na obłoku moją sylwetkę. Widmo Brockenu! Zobaczyć swoją sylwetkę w glorii to przednie uczucie. Zyskuje głębszy wymiar przeżywane w ciszy, nad tak sławną historycznie przełęczą jaką jest Mont Cenis. Schodzę rozentuzjazmowany, nie zważam na złowieszcze przepowiednie związane z widmem.
Gdy w drodze powrotnej ponownie pokonuję Cenis, jest już za późno na dobre zdjęcie tych kapitalnych historycznych szablonów, prezentujących zdobywców przełęczy: Hannibala, rzymskie legiony, Napoleona. W resztkach dnia powracam do depozytu i gramolę się na siodło łąki. Szykuje sobie wygodny, bardzo alpejski, nocleg.
W drodze do Refuge du Petit Mont Cenis
Na szczycie Signal Mont Cenis
Rano wszystko idzie jak z płatka, tak mniej więcej dopóki nie odkrywam, że moja wygodna droga wiodąca dnem doliny jest zabarykadowana i widnieje na niej nawet zakaz przejścia dla pieszych…
Zakaz dla pieszych mnie przekonuję. Jestem wściekły, ale mozolnie wspinam się przeszło 200 metrów w pionie, by po chwili – z tym całym bagażem – znowu zjechać na poziom rzeki. Zależy mi na czasie. Prognozy są tradycyjne – gdy zbliżam się do celu widokowego zawsze musi się zepsuć pogoda, ma mnie zatem dopaść wpierw silny front burzowy, a potem drastycznie ochłodzenie – nie jestem zaskoczony. Nie odpuszczę jednak – najwyżej przeczekam sztorm. Będę cierpiał jak Magellańczycy, ale cel osiągnę!
Mając już pewność, że jutrzejszy dzień spiszę na straty, postanawiam mocniej depnąć po pedałach. Odcinek z Val-Cenis do Lanslebourga pokonuje już w ciężkich warunkach. Duszno i gorąco, na graniach zaczynają tworzyć się chmury, ja zaś ciągle nie pozbyłem się bagażowego garbu. Maskuję bagaże dopiero na wysokości 1450 m n.p.m., powyżej znajduje się łąka. Niedawno skoszona, zatem pozostająca poza zainteresowaniem właściciela.
Gdy ruszam ponownie w górę, po raz pierwszy na lekkim rowerze, wstępują we mnie nowe siły. Przez cały podjazd miałem słońce, tymczasem na przełęczy zaczyna padać, wszystko jest w chmurach i mgle… Stwierdziłem, że muszę spróbować, może ta „zadymka” jest tylko na przełęczy. Jadę w kierunku na Lac du Mont Cenis, ale odbijam na Refuge du Petit Mont Cenis. Wszędzie wkoło mnie tylko pastwiska, nieliczne skarlałe drzewa i brak zarośli. Muszę gdzieś zostawić rower, postanawiam zrobić to „na luzaka”. Przypinam rower do małego smreczka rosnącego na wzniesieniu, kilkanaście metrów od szlaku. Zakładam, że nikt się nim nie poczęstuje i nie będę musiał wracać piechotą. Zakładam plecaczek na ramiona i jakby nigdy nic ruszam na szlak.
Góra na którą się wspinam to Signal du Petit Mont Cenis, znana także jako Punta Clairy. Na wierzchołku tablica pamiątkowa, ale brak skrzynki z księgą wejść. Widok jest stąd rozległy, ale psuja mi go tworzące się chmury. Sunący prosto w stronę wierzchołka obłok wygania mnie w końcu z najwyższego punktu. No i dzieje się: operujące resztką sił słońce kreśli na obłoku moją sylwetkę. Widmo Brockenu! Zobaczyć swoją sylwetkę w glorii to przednie uczucie. Zyskuje głębszy wymiar przeżywane w ciszy, nad tak sławną historycznie przełęczą jaką jest Mont Cenis. Schodzę rozentuzjazmowany, nie zważam na złowieszcze przepowiednie związane z widmem.
Gdy w drodze powrotnej ponownie pokonuję Cenis, jest już za późno na dobre zdjęcie tych kapitalnych historycznych szablonów, prezentujących zdobywców przełęczy: Hannibala, rzymskie legiony, Napoleona. W resztkach dnia powracam do depozytu i gramolę się na siodło łąki. Szykuje sobie wygodny, bardzo alpejski, nocleg.
W drodze do Refuge du Petit Mont Cenis
Na szczycie Signal Mont Cenis
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.