Dystans108.28 km Czas05:05 Vśrednia21.30 km/h Podjazdy553 m
Podlasie Gidelskie
Kategoria >100 km, Krasice

Eksploracje w bardzo przyjemnym, sielankowym mikroregionie, który przezywam Podlasiem Gidelskim. Są tu wioski odległe od cywilizacji, sporo lasów i drewnianych domów, cisza i spokój. Analogia z Podlasiem nasuwa się sama. Takie wioski jak Śliwaków, Stęszów, Zabrodzie, Graby, Michałopol, Ojrzeń, Włynice, Kotfin, Huby Kotfińskie, Chrostowa - wszystkie położone na uboczu, ze znikomym ruchem pojazdów i przyzwoitymi nawierzchniami są rajem dla rowerzysty, szczególnie takiego co prawie miesiąc walczył z natężeniem psychopatyzmu patoli na rumuńskich drogach. 

Przy okazji odwiedziłem po raz pierwszy wieś o nazwie Ewina. Położona dokładnie na końcu nigdzie, ale od strony Niesulowa wiedzie tu znakomity asfalcik, który potem przemienia się w gruboziarnisty szuter (przygotowany do zmiany nawierzchni?), będący przyczyną mojego odwrotu. Wieś jednak ma fajny klimat i sprawia wrażenie użytkowanej głównie letniskowo. To wręcz stereotypowe Podlasie...

Niestety nie pamiętam gdzie to. Chyba w pobliżu Garnka?

Śliwaków. Bardzo przyjemne miejsce. 

Kość. Marii Magdaleny w Gidlach. Niby ten "najmniej ciekawy" w tej wsi trzech zabytkowych kościołów wysokiej klasy. 

Podlasie w Ewinie.

Dystans43.57 km Czas02:03 Vśrednia21.25 km/h Podjazdy389 m
Suliszowice i okolice
Kategoria Krasice

Po dniu koszenia i porządków na działce wieczorny wypad na Jurę. 
Dystans93.19 km Czas04:03 Vśrednia23.01 km/h VMAX53.21 km/h Podjazdy717 m
Do Krasic
Kategoria Krasice

Opóźniony wypad do Krasic, po powrocie z Rumunii i awarii elektryka (pana) dzień wcześniej. Trasa tradycyjna. Kondycja niezła ( po trzech tygodniach z bagażem po Rumunii). 

Cynków

Ostrów Jurajski

Dystans61.20 km Czas02:19 Vśrednia26.42 km/h Podjazdy342 m
Do Krasic bez happy endu
Kategoria Krasice

Gwóźdź wbity w tylną oponę tuż przed Porajem sprawił, że musiałem się wycofać z trasy. Na elektryku taka awaria w kole z silnikiem to nie przelewki. Wróciłem koleją a nazajurz pojechałem na tradycyjnym rowerze, by nie tracić ładnej pogody.
Dystans113.08 km Czas06:08 Vśrednia18.44 km/h Podjazdy1782 m
Dookoła Pilska
Kategoria >100 km

Po powrocie z Rumunii odczuwałem silną potrzebę, by zrealizować wypad na lekko w góry. Wybór padł na rajdzik dookoła Pilska, bo miałem kilka punktów do obejrzenia w Soblówce. A stamtąd można jechać albo dookoła Gór Kysuckich albo właśnie dookoła Pilska. Pogoda była ładna, ciepło. 

Na Słowacji, na stokówkach Masywu Pilska, trafiłem na liczne wycinki i utrudnienia, ta najprzyjemniejsza część była więc mocno "ciernista". Na powrocie eksplorowałem sobie jeszcze Korbielów Górny i Sopotnię Wielką. Wystraszyłem się też trochę nowych zasad przewozu roweru w KŚ i zarządziłem odwrót na pociąg zwyczajnie za szybko. 

Osada Śliwkówka

tamże

Widoki na Soblówkę z różnych przysiółków

W drodze z Korbielowa Górnego, w tle masyw Pilska

Sopotnia

Okolice Sopotni Wielkiej

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/47812466 + tam i z powrotem na dworzec w Katowicach


Dystans147.99 km Czas08:36 Vśrednia17.21 km/h Podjazdy765 m
Rumunia 2024, dzień 24: Węgierski lepszy świat

Przejazd przez Węgry w pierwsza stronę zatytułowałem zgodnie z odczuciami jako "węgierski marazm". Perspektywa spędzenia trzech tygodni na rowerze w Rumunii zmienia jednak postrzeganie świata. W dodatku wracałem przez trochę mniej wschodnie Węgry. Skutek był łatwy do przewidzenia: węgierski zachwyt. 

Normalni kierowcy, cień od licznych przydrożnych robinii, wspaniałej jakości drogi rowerowe, skwery z kranikami z woda pitną. Zachwycały nawet gumowane (jak w Czechach i na Słowacji) przejazdy kolejowe, sensowne drogowskazy i liczni rowerzyści (choć był weekend). Największą różnica był brak ciągłego jazgotu psów i zagrożenia ze strony kierowców (co rozwiązywały odseparowane od jezdni ddr-y). Mogłem wreszcie, po trzech tygodniach, potraktować jazdę na rowerze jako formę rekreacji a nie walki o przetrwanie. To wspaniałe odczucie, osiągnięcie cywilizacyjne znane tylko Europejczykom i nie warto z niego rezygnować :)

Od miejsca mojego biwaku aż po Vamosujfalu (za Tokajem) bardziej płynę czy żegluję na rowerze, niż jadę. Gdy przed samym Tokajem, w Rakamaz, korzystam z Penny, zadziwia mnie jak dużo zaparkowano przy sklepie rowerów. To kolejny widok w Rumunii nieznany. Przez większość trasy towarzyszy mi zapach pól i winorośli, śpiew jaskółek, klekot bocianów i ćwierkanie wróbli. Są też liczne podmiejskie autobusy. Inny, lepszy świat. Zaskakują mnie uprawy bzu czarnego szczepionego na wysokich pniach.  

Ta idylla zaczyna zanikać po przejechaniu 100 km, gdy wjeżdżam w Góry Zemplińskie. Wieś Tolcsva to jeszcze klimat winorośli i chilloutu, ale w miarę gdy droga wspina się wyżej zaczyna mocno kapcanieć. Gdy docieram do zagubionej wśród gór i lasów wioski Haromhuta czuję znów jakbym był w Rumunii... Tzn. nie atakują mnie psy ani kierowcy (te atrakcje na szczęście mam definitywnie za sobą), ale nawierzchnia jest koszmarna. Przełomów jest tu więcej niż archeologicznych śladów po świętej pamięci asfalcie. Asfalt poprawia się dopiero we wsi Regec, ale na końcówce zachwycam się tylko piękną aleją klonów srebrzystych między wsiami Vilmany a Goncruszka. 

Dobra karta odwraca się definitywnie gdy odkrywam, że zalałem sobie śpiwór zapasami wody, bo nie dokręciłem dobrze butelek... Potem wybieram fatalne miejsce na potencjalny nocleg i przebijam tamże oponę razem z dętką. W miejscu gdzie w końcu decyduje się na nocleg niemiłosiernie tną komary i... bąki bydlęce. W tych niesprzyjających okolicznościach jem obiadokolację i wymieniam dętkę (okazuje się że jej nie przebiłem, tylko padł wentylek). Pod wieczór, gdy jestem już w namiocie, zaczyna mnie także boleć brzuch. 

Przed Nagykallo

Malownicza wioska Tolcsva u stóp Gór Zemplińskich

Zamek Regec

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49324201


Dystans150.24 km Czas08:01 Vśrednia18.74 km/h Podjazdy720 m
Rumunia 2024, dzień 23: Pożegnanie z Rumunią

Oto nadszedł ostatni dzień na rumuńskiej ziemi. Odczuwam z tego powodu wielki entuzjazm, pcha mnie do przodu perspektywa powrotu na łono Europy. Statystyka ostatniego dnia jest następująca: 5 rozjechanych psów na asfalcie, 3 koty i 2 zające. Zanim jeszcze pożegnam karlejące góry zostanę zaatakowany we wsi Sag przez wielkie pasterskie psisko, które będzie za mną biec przez 2 kilometry... Wiatr będzie dął z zachodu, będę oczywiście zmierzał centralnie na zachód. Od kiedy w Nusfalau dotrę do istotniejszej drogi, towarzyszyć mi będzie aż po Marghitę permanentny remont. 

W Marghicie krajobraz się definitywnie wypłaszczy a ludność zmadziaryzuje. W tamtejszym Lidlu rozbrzmiewać będzie już tylko węgierski. Stamtąd wybiorę dalszą jazdę drogą 19B, prosto na przejście graniczne Sacueni-Letavertes. Panuje to sielskość i bezruch. Węgrów porusza nieco moje drugie imię, które powtarzają sobie w wersji węgierskiej. Ja zaś z wielką radością powracam do naszej strefy czasowej (zyskuję godzinę) i cywilizacyjnej strefy drogowej. W pierwszą stronę miałem wątpliwości, wracając  z Rumunii nie mam żadnych - Węgry to Europa pełną gębą. 

Nawierzchnie są bułowate, co najwyżej akceptowalne, ale kierowcy jeżdżą normalnie. Przed miasteczkiem Vamospercs mija mnie autobus z napisem "Hajra magyarok!" na wyświetlaczu. Myślę dokładnie tak samo. Przed Nyiradony, korzystając z tutejszych rozległych lasów, rozbijam namiot. Przy okazji napotykam stadko danieli z ładnymi porożami. 

Okolice Fizes

Okolice Boghis

Wydobycie rumuńskiej ropy

Już w lasach robiniowych na Nizinie Węgierskiej

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49324104

Dystans108.19 km Czas06:11 Vśrednia17.50 km/h Podjazdy1253 m
Rumunia 2024, dzień 22: Parcul Natural Apuseni

Nad ranem wszystko znowu jest mokre. Tym razem jest mi też zimno, po raz pierwszy od trzech tygodni, od noclegu w Bieszczadach. Na Transursoaia łączą się aż dwie zalety: dobry asfalt z niewielkim ruchem kołowym. Na więcej dobrego nie mam co liczyć, dlatego co chwilę atakują mnie psy. Wielkie, pasterskie psiska na drodze publicznej. Pasterze mają to głęboko w d... A ja nie mam nawet czym się bronić, poza dwoma nożami Opinela, które przezornie wiozę w torbie na kierownicy. Życia mi nie uratują, ale przynajmniej nie czuję się całkiem bezbronny. Zamiast terroru drogowego wybrałem ten pastwiskowy. Mówią, że nie da się przejść przez życie bez stresu, przejechać nie da się na pewno. Szczególnie przez Rumunię. 

Wokół jest sporo zamarłych świerków, wieje też huragan z północy, oczywiście akurat gdy podążam na północ. Wymyśliłem sobie by jak najdłużej jechać górami. No i faktycznie, długo unikam kontaktu z drogowymi psycholami w stężeniu które zagraża życiu i zdrowiu, ale do czasu. Ostatnie miłe chwile spędzam w ruinach zamku w miejscowości Bologa. Ruiny są znakomicie zabezpieczone, liczne kładki i schodki robią wrażenie. Od drogi asfaltowej jest tu kilkaset metrów spaceru pod górkę kiepską szutrówką. W związku z tym wszyscy Rumuni o zacięciu turystycznym, katując autka, wjeżdżają aż pod mury zamku. Nawet na krótkim przejściu nie mogę uniknąć ludzi, których czeka niepełnosprawna starość, nigdy nie wyrobili w sobie nawyku aktywności fizycznej. Rumuńska służba zdrowia z pewnością nie ma świetlanej przyszłości. 

Gdy w końcu docieram do drogi nr 1, co już samo w sobie brzmi złowieszczo, czeka mnie 10 km jazdy przez piekło. To raj dla rumuńskich tirów i piekło dla rowerzysty, ale nie mam alternatywy, innej drogi nie ma. Muszę oddać daninę za tę większość dnia spędzoną z dala od psycholi drogowych. Większość dnia jechałem przez rzadko zaludnione góry, syciłem się przestrzenią i pustkami osadniczymi. Przejazd rumuńską jedynką zajmuje mi poniżej pół godziny, ale przy pierwszej okazji uciekam z poczuciem wielkiej ulgi na lokalną drogę. Nocleg znajduję znów w przyjemnej scenerii zarastających dawnych pastwisk, przed wsią Tusa. Liczę na to, że to już ostatni mój nocleg w Rumunii. 


Poiana Horea zagubiona wśród gór i lasów. Nie licząc zagrożenia atakami psów jest tu przyjaźnie i pięknie. 

Droga 1R zwana Transursoaia czyli Transniedźwiedzią jest jedną z bardziej niezwykłych dróg Rumunii. Widok na zalew Belis, który objeżdżałem dookoła.

Cetatea Bologa. Wszystko za darmo a wkład finansowy by udostępnić ruiny warowni musiał być spory...

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49324039
Dystans116.11 km Czas08:05 Vśrednia14.36 km/h Podjazdy1930 m
Rumunia 2024, dzień 21: W Rudawach Siedmiogrodzkich

Kolejną noc padało i rano tropik ponownie nadaje się do wykręcania. Z porannego letargu wybudzają mnie rzecz jasna wściekłe ataki psów (4 ataki tylko o poranku) a przez piękne wulkaniczne pejzaże Rudaw Siedmiogrodzkich muszę jechac fatalną drogą, która w zasadzie miejscami zanika. Pojawiają się zerodowane betonowe płyty, tasiemcowe serpentyny, no i deszcz. Jak na takie pozornie niepozorne góry jest całkiem trudno a dzień będzie miał charakter typowo górski. 

Na drogach jest stabilnie: gdy tylko wraca lepszy asfalt robi się nieprzyjemnie, wyłażą na światło dziennie różne komiczne pickupy i nadbudowane stare dacie. Lepiej też nie zerkać do lasu czy potoku. W potoku Ampoi upatrzę na przykład pokaźną lodówkę która robiła fikołki, bo utknęła w bystrzu za wodospadem... Wraz z upływem dnia będzie coraz ciężej, coraz więcej chmur i deszczu. 

Dobry kilometr za wsią Budeni trafi się kolejne malownicze święte źródełko. Są ławy, niewielkie zadaszenie i starsi ludzie z... wiadrami. Po napełnieniu ich telepią się z kilkunastoma litrami do swoich chałup... Od 13 do 18 przetoczą się po mnie 3 potężne ulewy. Potem deszcz zleje mnie jeszcze przed 21, tuż przed noclegiem. W deszczu i chłodzie będę rozbijał namiot na zanikającej górskiej stokówce. Ponad wsią Matisesti, której ciągnące się w nieskończoność przysiółki nieomal doprowadziły mnie do rozpaczy. 

Wulkaniczny ostaniec wznoszący się ponad 300 metrów nad drogą we wsi Balsa

Almasu Mare - pomnik poległych za Wielką Rumunię w wojnach światowych. 

Okolice Abrud. Tradycyjna zabudowa. 

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49323988

Dystans120.46 km Czas06:38 Vśrednia18.16 km/h Podjazdy622 m
Rumunia 2024, dzień 20: Okolice Hunedoary

Moja noclegowa miejscówka okazała się być jeszcze lepsza niż wyglądała. Z wielkim bólem ruszam się z tego rajskiego zakątka. Czeka mnie ciąg dalszy drogowego piekła. Wracają ataki wściekłych psów.  Zużyję do końca drugi gaz pieprzowy - na cztery psy naraz. Pod koniec dnia zostanę jeszcze zaatakowany przez zgraję 6 psów, to będą jednak zwykłe zajadłe kundle, a nie typowe dla Rumunii potężne psy-potwory. Poza psami przy drogach często widuję przedstawicielki najstarszego zawodu świata. Są zdecydowanie mniej agresywne. Wielką satysfakcję daje mi kilka sprasowanych trucheł psów, które mijam tego dnia na drogach. Zresztą tu kolejna refleksja: takiej liczby zabitych na drogach psów nie widziałem jeszcze nigdzie. Nigdy mnie ten widok nie cieszył, w Rumunii jest inaczej... Ujadanie psów towarzyszy mi przez wiele wsi. Martwy pies ma wiele zalet: nie atakuje bez powodu i nie ujada. 

Realizuję tego dnia moje cele turystyczne - nawiedzam romańskie kościoły w Densus i Strei, podziwiam imponujący, "prawdziwy" zamek Draculi w Hunedoarze. Podoba mi się miasteczko Hateg - jest tu skwer i fikuśne wodopoje. Wszystkie wioski po drodze były sympatyczne, a ruch niewielki (i  jednocześnie dobry asfalt - rzadkie połączenie w Rumunii). Robię tu zakupy. Uśmiecham się na widok romskich pałaców na przedmieściach Hunedoary. Najbardziej cieszy mnie jednak, że nie skończyłem wprasowany w asfalt, jak wielu z moich psich prześladowców. 

Jazda drogą nr 66 jest zbliżona konsystencją do drogi nr 68, przejazd tędy to igranie ze śmiercią lub kalectwem, ale uparłem się by zobaczyć romański kościółek w Strei. Muszę zresztą jakoś dotrzeć do tej pieprzonej Hunedoary. Wiedzie tam droga 687 wyglądem przypominająca rozpaloną autostradę. Gdy w dodatku zaczyna się wznosić, uciekam do lokalnych wiosek o wdzięcznych nazwach Nadastia. W samej Hunedoarze długo krążę jak ćma wokół zamczyska. Robi imponujące wrażenie, ale jest niefotogeniczny. Trudno go podejść, a spędzam sporo czasu w okolicznych uliczkach i znikąd ładnego, nietypowego ujęcia. Te potencjalne są zagrodzone i accesul intercizis, cóż zrobić? Mam wielkie uczucie niedosytu. Zamek wielkiego wodza Jana Hunyadego i sławnego króla Macieja Korwina okazał się być bardzo nieprzystępny z bliska. 

Za Hunedoarą, by uniknąć śmierci nagłej na rumuńskiej drodze nr 7 wybiorę szlak rowerowy (tak twierdzili zabawni Czesi z mapy.cz). Szlak okaże się zablokowany, a to czym dało się jechać... no właśnie, tym w zasadzie nie dało się jechać, ale był to znów wybór między dżumą a cholerą. Wybrałem cholerę i gdy dotarłem do długo wyczekiwanej wioski Saulesti zostałem zaatakowany przez wspomnianą watahę 6 kundli... Potem przejeżdżałem w pobliżu niezwykle interesującego Arboretumul Simeria o powierzchni 70 ha. To rezerwat dendrologiczny na obszarze dawnego parku pałacowego z największą w Rumunii kolekcją drzew i krzewów (2000 taksonów). 

Na koniec dnia, u podnóża Rudaw Siedmiogrodzkich, w wiosce Geoagiu romskie dzieci ustawiają się w szpaler i przybijają mi piątki. Miejscami w wiosce daje się wyczuć ten przysłowiowy brud, smród i ubóstwo. Opuszczam wieś atakowany przez psy a odgłosy ujadania towarzyszą mi jeszcze długo potem. Rozbiję się na nocleg w spokojnej dolinie Ardeului. Tuż obok zadziwiająco spokojnej lokalnej drogi. 


Strei - romański kościół

Romski pałacodom

Zamek Corvinilor w Hunedoarze

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49320759