Wpisy archiwalne w kategorii
Karpaty 2019
Dystans całkowity: | 2209.76 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 120:07 |
Średnia prędkość: | 18.40 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.88 km/h |
Suma podjazdów: | 33698 m |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 138.11 km i 7h 30m |
Więcej statystyk |
Dystans118.14 km Czas06:21 Vśrednia18.60 km/h VMAX57.41 km/h Podjazdy2297 m
Temp.21.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Beskid Śląski
To była ostania górska setka w tym roku. Za tydzień będzie tu już całkiem bez liści. No i o 17. będzie już ciemno :(
Wypadało zakończyć rdzeń tegorocznego sezonu jakimś mocniejszym akcentem. Wybór padł Beskid Śląski. Zaliczyłem w tym sezonie porządne podjazdowe monografie Beskidów Małego, Żywieckiego i Makowskiego; wypadało uczcić osobnym monograficznym wypadem także Beskid Śląski. Trasa obfitowała w podjazdy: Kubalonka, Jaworzynka, Przeł. Zwardońska, Przeł. Rupienka, Przeł. Koniakowska, Ochodzita, Tyniok (wjazd na sam wierzchołek z Kamesznicy - niezły wycisk), Stecówka, Salmopol.
Na Stecówce wygrałem wyścig z elektrykiem (mogłem mieć zawał, ale prowokował), na Salmopolu z jakimś kiepskim kolarzem. Po raz pierwszy byłem w pustelni (remontowanej aktualnie) pod Siwoniowskim Wierchem i zdobyłem go w cyklotreku. Zjazd z Ochodzitej uświadomił mi jak wiele przeszły w tym roku moje hamulce i poczułem strach...
Najzimniej było na Trójstyku, w gratisie też zerowa widoczność. Potem było już ciepło i widokowo. Resztki kolorów zapewniały brzozy i wierzby iwe. W odwodzie natury pozostają już tylko modrzewie, potem nastąpi mroczne półrocze.
Kubalonka
Wjazd w mgielny horror przed Trójstykiem
W dolinie Rupienki, przed atakiem na Siwoniowski
Nostalgiczna kapliczka, pustelnia ani trochę
Na szczycie Siwoniowskiego - droga graniczna
Kopia ujęcia z wiosny - jest czas smutny, był radosny
W tym miejscu na asfalcie jest napis "UPS..." 20% to nigdy nie wiadomo: dużo czy mało. Mnie przekonał widoczek :)
Zamek pod nieobecność gospodarza
Podjazdowy finał. Szokujące jest to, że po jakichś 2 km zjazdu do Szczyrku zaczyna się nowy, równiutki asfalt! Chyba będzie trzeba się za rok częściej salmopolić
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31378699
https://ridewithgps.com/routes/31378728
Wypadało zakończyć rdzeń tegorocznego sezonu jakimś mocniejszym akcentem. Wybór padł Beskid Śląski. Zaliczyłem w tym sezonie porządne podjazdowe monografie Beskidów Małego, Żywieckiego i Makowskiego; wypadało uczcić osobnym monograficznym wypadem także Beskid Śląski. Trasa obfitowała w podjazdy: Kubalonka, Jaworzynka, Przeł. Zwardońska, Przeł. Rupienka, Przeł. Koniakowska, Ochodzita, Tyniok (wjazd na sam wierzchołek z Kamesznicy - niezły wycisk), Stecówka, Salmopol.
Na Stecówce wygrałem wyścig z elektrykiem (mogłem mieć zawał, ale prowokował), na Salmopolu z jakimś kiepskim kolarzem. Po raz pierwszy byłem w pustelni (remontowanej aktualnie) pod Siwoniowskim Wierchem i zdobyłem go w cyklotreku. Zjazd z Ochodzitej uświadomił mi jak wiele przeszły w tym roku moje hamulce i poczułem strach...
Najzimniej było na Trójstyku, w gratisie też zerowa widoczność. Potem było już ciepło i widokowo. Resztki kolorów zapewniały brzozy i wierzby iwe. W odwodzie natury pozostają już tylko modrzewie, potem nastąpi mroczne półrocze.
Kubalonka
Wjazd w mgielny horror przed Trójstykiem
W dolinie Rupienki, przed atakiem na Siwoniowski
Nostalgiczna kapliczka, pustelnia ani trochę
Na szczycie Siwoniowskiego - droga graniczna
Kopia ujęcia z wiosny - jest czas smutny, był radosny
W tym miejscu na asfalcie jest napis "UPS..." 20% to nigdy nie wiadomo: dużo czy mało. Mnie przekonał widoczek :)
Zamek pod nieobecność gospodarza
Podjazdowy finał. Szokujące jest to, że po jakichś 2 km zjazdu do Szczyrku zaczyna się nowy, równiutki asfalt! Chyba będzie trzeba się za rok częściej salmopolić
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31378699
https://ridewithgps.com/routes/31378728
Dystans73.48 km Czas04:53 Vśrednia15.05 km/h Podjazdy1594 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Góry Kisuckie
Szansę na wolny poniedziałek należało wykorzystać na cyklotrek w Górach Kisuckich. Celem była tajemnicza Ladonhora. Kolorów była tu cudowność, stromość i śliskość podejścia najwyższej próby. Na szczycie zaś nagroda: księga wejść (wpisaliśmy się) i ławeczka. We wpisie nawiązałem do stromości podejścia, czyli podobieństwa do Buszowa i Lackowej w Beskidzie Niskim. Podobna jest też wysokość i te wszechobecne buki. Ladonhora jest cudowna - bo przenosi nas na wschód. Turystów tu nie ma (mimo szlaków), są buki i stromizny. Górę stosunkowo często zdobywają członkowie PTT z Bielska (czytałem szczegółowo księgę wejść).
Glinka
Na Orawie
Uroki podejścia
Na grzebieniu szczytowym. Podobnie jest na Lackowej: to nie grzbiet, bardziej grań... Ladonhora wygrywa z Beskidem Niskim widokami na Fatrę: nawet ograniczony widok na Rozsutca i Stoha bije uroki Łemkowyny :P
Cudowne widoki na Małą Fatrę przy zejściu
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31344221
Szansę na wolny poniedziałek należało wykorzystać na cyklotrek w Górach Kisuckich. Celem była tajemnicza Ladonhora. Kolorów była tu cudowność, stromość i śliskość podejścia najwyższej próby. Na szczycie zaś nagroda: księga wejść (wpisaliśmy się) i ławeczka. We wpisie nawiązałem do stromości podejścia, czyli podobieństwa do Buszowa i Lackowej w Beskidzie Niskim. Podobna jest też wysokość i te wszechobecne buki. Ladonhora jest cudowna - bo przenosi nas na wschód. Turystów tu nie ma (mimo szlaków), są buki i stromizny. Górę stosunkowo często zdobywają członkowie PTT z Bielska (czytałem szczegółowo księgę wejść).
Glinka
Na Orawie
Uroki podejścia
Na grzebieniu szczytowym. Podobnie jest na Lackowej: to nie grzbiet, bardziej grań... Ladonhora wygrywa z Beskidem Niskim widokami na Fatrę: nawet ograniczony widok na Rozsutca i Stoha bije uroki Łemkowyny :P
Cudowne widoki na Małą Fatrę przy zejściu
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31344221
Dystans166.13 km Czas08:50 Vśrednia18.81 km/h VMAX53.10 km/h Podjazdy2462 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Turikov Ziar
Dzień zaczął się specyficznie: najpierw poznałem ksywkę najładniejszej konduktorki Kolei Śląskich ("Smerfetka"), potem kierownika pociągu spisywała policja (oddał zgubę pasażerki, która - jak się okazało - jechała popełnić samobójstwo i zostawiła w domu list pożegnalny).
Po wysiadce w Milówce uświadomiłem sobie, że w weekendy pociąg nie kończy tu biegu, jadąc aż do Zwardonia. Nie było jednak sensu wracać do składu i dopłacać. W dolinie Soły powitała mnie temp. rzędu 5 stopni. Gdy dotarłem w okolice Lokczy, silny wiatr z południa zaczął mnie prześladować. Gdy wypoczywałem za Orawskim Podzamczem, mijała mnie przeszło 100-osobowa wycieczka rowerowa. Gdy przejechała ukryłem rower za stertą drewna i ruszyłem w cyklotrek na Turikov. Po drodze mijałem sporo podstarzałych kani, kilka podgrzybków, ale las był suchy. Po zejściu przyspieszyłem tempo i udało mi się przed zmierzchem osiągnąć Holę. Zrobiło się zimno, a od Orawskiej Leśnej wręcz lodowato, co dodatkowo podkręciło mi tempo. Po godz. 20 dotarłem do Ujsoł na nocleg.
Widok na Kubińską Halę z okolic Babina
Przeł. Prislop w jesiennych barwach
Widok z Orawskiego Podzamcza na Tatry Zachodnie
W drodze na Pribis
Widoki z podejścia na Turikov Ziar
Na szczycie Turikov Ziaru (852) był stary zręb, nieci już zarastający, ale zapewniający jeszcze piękne widoki na Góry Choczańskie
Widok na Wieliczną i Małą Fatrę
Droga 583 na Zazrivę
Widok z drogi na przeł. Hola
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31344296
Dzień zaczął się specyficznie: najpierw poznałem ksywkę najładniejszej konduktorki Kolei Śląskich ("Smerfetka"), potem kierownika pociągu spisywała policja (oddał zgubę pasażerki, która - jak się okazało - jechała popełnić samobójstwo i zostawiła w domu list pożegnalny).
Po wysiadce w Milówce uświadomiłem sobie, że w weekendy pociąg nie kończy tu biegu, jadąc aż do Zwardonia. Nie było jednak sensu wracać do składu i dopłacać. W dolinie Soły powitała mnie temp. rzędu 5 stopni. Gdy dotarłem w okolice Lokczy, silny wiatr z południa zaczął mnie prześladować. Gdy wypoczywałem za Orawskim Podzamczem, mijała mnie przeszło 100-osobowa wycieczka rowerowa. Gdy przejechała ukryłem rower za stertą drewna i ruszyłem w cyklotrek na Turikov. Po drodze mijałem sporo podstarzałych kani, kilka podgrzybków, ale las był suchy. Po zejściu przyspieszyłem tempo i udało mi się przed zmierzchem osiągnąć Holę. Zrobiło się zimno, a od Orawskiej Leśnej wręcz lodowato, co dodatkowo podkręciło mi tempo. Po godz. 20 dotarłem do Ujsoł na nocleg.
Widok na Kubińską Halę z okolic Babina
Przeł. Prislop w jesiennych barwach
Widok z Orawskiego Podzamcza na Tatry Zachodnie
W drodze na Pribis
Widoki z podejścia na Turikov Ziar
Na szczycie Turikov Ziaru (852) był stary zręb, nieci już zarastający, ale zapewniający jeszcze piękne widoki na Góry Choczańskie
Widok na Wieliczną i Małą Fatrę
Droga 583 na Zazrivę
Widok z drogi na przeł. Hola
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/31344296
Dystans211.62 km Czas10:55 Vśrednia19.39 km/h VMAX58.03 km/h Podjazdy3328 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Lysa hora
Gdy stało się jasne, że nie zdążę wyruszyć na wyprawę 1 lipca, musiałem zrobić jeszcze jeden "test sprawnościowy", bo trasa mojej wyprawy miała obfitować w góry... Wybór padł na Łysą Górę, czyli Gigulę - najwyższy wierzchołek nieświętej pamięci Protektoratu Czech i Moraw. Łysa jest też najwyższym wierzchołkiem Księstwa Cieszyńskiego i ogólnie najwyższym karpackim szczytem Śląska :)
Zacząłem wycieczkę w Goleszowie i postanowiłem pierwszy raz w życiu wjechać na pobliską górkę Chełm. Był to spory zawód, zagrodzony wierzchołek i męczące ostro wcięte rynienki. Zmierzałem odtąd na główny cel wypadu - Lysą horę. Droga moja była wybitnie interwałowa. Rozbawiła mnie menażeria rowerowa w drodze na sam szczyt Łysej Góry: tradycyjni kolarze byli w mniejszości, ustąpili naporowi elektryków oraz cyklistów wprowadzających swoje rowery (tak, tak - choć pozbawione jakichkolwiek bagażów...). Na szczycie nieprzebrane tłumy zmusiły mnie do błyskawicznej ewakuacji - nie było nawet gdzie przycupnąć...
Wracałem okrężnie przez Hamry i Słowację. Niestety złapałem panę na zjeździe. Mordowanie się z maratonką zapewniło mi taką stratę czasową, że na planowany ostatni pociąg w Zwardoniu spóźniłem się o... 2 minuty. Jestem jednak usprawiedliwiony: przyczyną była wada obręczy (niewłaściwie zeszlifowana) i przebiło mi dętkę od wewnątrz... Gdy zrozumiałem, że nie zdążę podjąłem rozpaczliwy wyścig z czasem, prawdziwy sprint, by zdążyć na ostatni pociąg z Żywca. Zadanie wykonałem z zapasem czasowym (chyba najlepsza czasówka w życiu), skorzystałem z Biedronki (była niedziela handlowa!) i w poczuciu zadowolenia z wypracowanej formy wracałem do Katowic pociągiem. Przewyższenie było potężne a mnie zostało jeszcze sporo sił. Następne dni spędziłem na rozpaczliwych poszukiwaniach nowych maratonek i pakowaniu...
Chełm nad Goleszowem
Widok z interwałów w drodze do podnóża Łysej
Na szczycie
jw. - tłumy
Takiego tumultu dawno w górach nie widziałem (większy chyba był tylko na Gubałówce, 3 lata temu)
Zjazd był też niebezpiecznie uczęszczany
Hamry i okolice - nad zalewem
jw. - tutaj był przynajmniej spokój
Wracałem przez Słowację: Czadca
Oszczadnica
Nieoczekiwana wizyta przy browarze w mieście na Ż.
https://www.bikemap.net/en/r/5252287/
Gdy stało się jasne, że nie zdążę wyruszyć na wyprawę 1 lipca, musiałem zrobić jeszcze jeden "test sprawnościowy", bo trasa mojej wyprawy miała obfitować w góry... Wybór padł na Łysą Górę, czyli Gigulę - najwyższy wierzchołek nieświętej pamięci Protektoratu Czech i Moraw. Łysa jest też najwyższym wierzchołkiem Księstwa Cieszyńskiego i ogólnie najwyższym karpackim szczytem Śląska :)
Zacząłem wycieczkę w Goleszowie i postanowiłem pierwszy raz w życiu wjechać na pobliską górkę Chełm. Był to spory zawód, zagrodzony wierzchołek i męczące ostro wcięte rynienki. Zmierzałem odtąd na główny cel wypadu - Lysą horę. Droga moja była wybitnie interwałowa. Rozbawiła mnie menażeria rowerowa w drodze na sam szczyt Łysej Góry: tradycyjni kolarze byli w mniejszości, ustąpili naporowi elektryków oraz cyklistów wprowadzających swoje rowery (tak, tak - choć pozbawione jakichkolwiek bagażów...). Na szczycie nieprzebrane tłumy zmusiły mnie do błyskawicznej ewakuacji - nie było nawet gdzie przycupnąć...
Wracałem okrężnie przez Hamry i Słowację. Niestety złapałem panę na zjeździe. Mordowanie się z maratonką zapewniło mi taką stratę czasową, że na planowany ostatni pociąg w Zwardoniu spóźniłem się o... 2 minuty. Jestem jednak usprawiedliwiony: przyczyną była wada obręczy (niewłaściwie zeszlifowana) i przebiło mi dętkę od wewnątrz... Gdy zrozumiałem, że nie zdążę podjąłem rozpaczliwy wyścig z czasem, prawdziwy sprint, by zdążyć na ostatni pociąg z Żywca. Zadanie wykonałem z zapasem czasowym (chyba najlepsza czasówka w życiu), skorzystałem z Biedronki (była niedziela handlowa!) i w poczuciu zadowolenia z wypracowanej formy wracałem do Katowic pociągiem. Przewyższenie było potężne a mnie zostało jeszcze sporo sił. Następne dni spędziłem na rozpaczliwych poszukiwaniach nowych maratonek i pakowaniu...
Chełm nad Goleszowem
Widok z interwałów w drodze do podnóża Łysej
Na szczycie
jw. - tłumy
Takiego tumultu dawno w górach nie widziałem (większy chyba był tylko na Gubałówce, 3 lata temu)
Zjazd był też niebezpiecznie uczęszczany
Hamry i okolice - nad zalewem
jw. - tutaj był przynajmniej spokój
Wracałem przez Słowację: Czadca
Oszczadnica
Nieoczekiwana wizyta przy browarze w mieście na Ż.
https://www.bikemap.net/en/r/5252287/
Dystans138.15 km Czas08:44 Vśrednia15.82 km/h VMAX59.23 km/h Podjazdy3023 m
SprzętMerida Drakar
Dookoła Babiej Góry
Nad ranem chmurno, zimno, beznadziejnie. W Zawoi zaczął kropić deszcz, który ustał dopiero na Krowiarkach. Wieś o tej porze wymarła całkowicie, jedynie na Krowiarkach parkingi zapełnione puszkami smutasów w pelerynach. Startowanie stąd na Babią to symbol obciachu... Asfalty mokre, co jakisz czas siąpiący deszcz, tak wyglądała moja obwodnica Babiej aż do słowackiej granicy. Prawie, bo tuż przed granicą, rzecz jasna, asfalt znikł a droga przypominała krem czekoladowy Nestle. Breja ubłociła mnie od stóp do głów, pomimo błotników. Potem były odczuwalne nawet na góralu nierówności drogi na gajówkę Hviezdoslava. Od tego punktu los się odwrócił, chmury zaczęły się podnosić, zrobiło się jasno. To skłoniło mnie do cyklotreku. Najpierw pełna wrażeń Vysoka (966), oferująca widokowy grzbiet, u podnóża zaś piękną halę. Potem nudny, porosły młodnikiem Ostry (990), zachwycający widokiem na Sihelniansky Hradok. Wreszcie jego tajemnicza obwodnica, nieoznaczona na mapach a gwarantująca przyzwoitą - na mtb - nawierzchnie i wodoki, oraz totalną odludność i przegląd myśliwskich ambon... Pod Mędralową zarządziłem odwrót - chmury ewidentnie trzymały się na okolicach 1000 metrów i wyżej... Wybrałem Głuchaczki, pyszny hamburger w Jeleśni oraz baraszkowanie po Pasmie Pewelskim, gdzie po raz pierwszy nawiedziłem rowerem Ostry Groń i Łyskę.
W sumie prawie 12 h walki, 4 nowe dziewicze góry, dużo szutru, mało ludzi.
Krowiarki
Pogranicze polsko-słowackie i mój Rudy 102, znaczy czołg...
Hala Jasenicka u podnóży góry Vysoka (966? - altimetr wyrażnie wskazywał 974 a był tego dnia bardzo stabilny w pomiarach...)
Sihelniansky hradok - widok z Ostrego (990)
Głuchaczki
Madeje
Widok z podnóży Ostrego Gronia na Biedaszków Groń i Pasmo Pewelskie
Podlotek trznadla wpadł mi pod koła, w pobliżu czatowali rodzice, więc oddałem go naturze :)
Trasa:
Powrót z Ligoty, bo do tego miejsca uniknąłem płacenia za bilet :) Co ciekawe pociąg z Zakopca był umiarkowanie wypełniony i miałem miejsce siedziące...
Nad ranem chmurno, zimno, beznadziejnie. W Zawoi zaczął kropić deszcz, który ustał dopiero na Krowiarkach. Wieś o tej porze wymarła całkowicie, jedynie na Krowiarkach parkingi zapełnione puszkami smutasów w pelerynach. Startowanie stąd na Babią to symbol obciachu... Asfalty mokre, co jakisz czas siąpiący deszcz, tak wyglądała moja obwodnica Babiej aż do słowackiej granicy. Prawie, bo tuż przed granicą, rzecz jasna, asfalt znikł a droga przypominała krem czekoladowy Nestle. Breja ubłociła mnie od stóp do głów, pomimo błotników. Potem były odczuwalne nawet na góralu nierówności drogi na gajówkę Hviezdoslava. Od tego punktu los się odwrócił, chmury zaczęły się podnosić, zrobiło się jasno. To skłoniło mnie do cyklotreku. Najpierw pełna wrażeń Vysoka (966), oferująca widokowy grzbiet, u podnóża zaś piękną halę. Potem nudny, porosły młodnikiem Ostry (990), zachwycający widokiem na Sihelniansky Hradok. Wreszcie jego tajemnicza obwodnica, nieoznaczona na mapach a gwarantująca przyzwoitą - na mtb - nawierzchnie i wodoki, oraz totalną odludność i przegląd myśliwskich ambon... Pod Mędralową zarządziłem odwrót - chmury ewidentnie trzymały się na okolicach 1000 metrów i wyżej... Wybrałem Głuchaczki, pyszny hamburger w Jeleśni oraz baraszkowanie po Pasmie Pewelskim, gdzie po raz pierwszy nawiedziłem rowerem Ostry Groń i Łyskę.
W sumie prawie 12 h walki, 4 nowe dziewicze góry, dużo szutru, mało ludzi.
Krowiarki
Pogranicze polsko-słowackie i mój Rudy 102, znaczy czołg...
Hala Jasenicka u podnóży góry Vysoka (966? - altimetr wyrażnie wskazywał 974 a był tego dnia bardzo stabilny w pomiarach...)
Sihelniansky hradok - widok z Ostrego (990)
Głuchaczki
Madeje
Widok z podnóży Ostrego Gronia na Biedaszków Groń i Pasmo Pewelskie
Podlotek trznadla wpadł mi pod koła, w pobliżu czatowali rodzice, więc oddałem go naturze :)
Trasa:
Powrót z Ligoty, bo do tego miejsca uniknąłem płacenia za bilet :) Co ciekawe pociąg z Zakopca był umiarkowanie wypełniony i miałem miejsce siedziące...
Dystans59.25 km Czas03:48 Vśrednia15.59 km/h VMAX47.70 km/h Podjazdy1206 m
SprzętMerida Drakar
Dookoła Jałowca
Pogoda tym razem wygrała całkowicie. Trasa zakończyła się w Zawoi. Potem był już odwrót przez Przysłop do Stryszawy. Wcześniej próbowałem przeprawić się od północy przez przeł. Cichą - okazało się to niemożliwe nawet dla mtb (chyba że wprowadzając). Jechaliśmy zatem do karczmy "U Kuby" przez przeł. Granicę i Klekociny. W karczmie dorwała nas ulewa, w deszczu przebywaliśmy przeł. Przysłop zmierzając do Stryszawy.
Próba ataku na przeł. Cichą od wschodu
Podjazd na Klekociny od Koszarawy
Klekociny
Trasa:
Pogoda tym razem wygrała całkowicie. Trasa zakończyła się w Zawoi. Potem był już odwrót przez Przysłop do Stryszawy. Wcześniej próbowałem przeprawić się od północy przez przeł. Cichą - okazało się to niemożliwe nawet dla mtb (chyba że wprowadzając). Jechaliśmy zatem do karczmy "U Kuby" przez przeł. Granicę i Klekociny. W karczmie dorwała nas ulewa, w deszczu przebywaliśmy przeł. Przysłop zmierzając do Stryszawy.
Próba ataku na przeł. Cichą od wschodu
Podjazd na Klekociny od Koszarawy
Klekociny
Trasa:
Dystans113.53 km Czas06:48 Vśrednia16.70 km/h VMAX64.88 km/h Podjazdy2293 m
SprzętMerida Drakar
Makowski klasyk
Fatalne prognozy dla masywu Babiej wskazywały by uciec na północ. Było więc kilka nowych skrótów np. trasa z Makowa do Zembrzyc z ominięciem krajówki nr 28. Początek podjazdu na Makowską Górę z Jachówki był rzeźnicki a najbardziej wkurzały samochodziki masowo skracające sobie drogę na tej ścieżce (alejki w parkach są szersze). Zjazd szerszy ale o słabej nawierzchni. Tym razem był zaduch i upał, podjazd na Żarnówkę i Koskową wylał ze mnie siódme poty, potem (nomen omen!) schłodziła mnie burza (uratowal przystanek w Skomielnej). Powrót do Makowa przez Jabconiówkę i ze zdobyczno-odkrywczym cyklotrekiem na Adamówce (729) po drodze. W sumie dzień udany, odczuwałem jeszcze trudy pionowego Bożego Ciała i pod koniec miałem już dość...
Przeł. Lipie
Na Górę Makowską
Koskowa przed ulewą
Jabconiówka
Trasa:
Fatalne prognozy dla masywu Babiej wskazywały by uciec na północ. Było więc kilka nowych skrótów np. trasa z Makowa do Zembrzyc z ominięciem krajówki nr 28. Początek podjazdu na Makowską Górę z Jachówki był rzeźnicki a najbardziej wkurzały samochodziki masowo skracające sobie drogę na tej ścieżce (alejki w parkach są szersze). Zjazd szerszy ale o słabej nawierzchni. Tym razem był zaduch i upał, podjazd na Żarnówkę i Koskową wylał ze mnie siódme poty, potem (nomen omen!) schłodziła mnie burza (uratowal przystanek w Skomielnej). Powrót do Makowa przez Jabconiówkę i ze zdobyczno-odkrywczym cyklotrekiem na Adamówce (729) po drodze. W sumie dzień udany, odczuwałem jeszcze trudy pionowego Bożego Ciała i pod koniec miałem już dość...
Przeł. Lipie
Na Górę Makowską
Koskowa przed ulewą
Jabconiówka
Trasa:
Dystans105.46 km Czas07:22 Vśrednia14.32 km/h VMAX62.42 km/h Podjazdy3188 m
SprzętMerida Drakar
Stryszawski pionowy świat
Najpierw była wspinaczka na Janoszkę i zdobycie tejże na rowerze, potem zjazd i podjazd na os. Jaworskie; w końcu przypomniałem sobie, że u podnóża zostawiłem bagaże... Po powrocie znowu, od zera, zdobywałem Przysłop; tymczasem M. czekała na mnie w Beskidzkim Raju. Po skorzystaniu z wieży nastąpił zjazd aż do Zawoi i przejazd przez Skawicę - Suchą Górę z drugim tego dnia atakiem na szczyt. Oblok (870) zdobywałem już klasycznie cyklotrekiem, w drodze powrotnej złapał mnie potop. Na przystanku "ratunkowym" zeszliśmy się z M. no i przez półtorej godziny okupowaliśmy przystanek. Dalsza trasa musiała ulec modyfikacji - np. pojawił się obiad w Makowie - i tak się stało. Z Makowa wracałem m. in. przez Podksięże, Grzechynię i Borsuczą... Kilometr o nachyleniu ponad 15% to jest jednak niezła rzeźnia (Podksięże). W schronisku byłem dopiero po 20, ale na ostatnim podjeździe na Magurce/Borsuczej czułem, że kolana więcej nie wytrzymają... Jechałem przecież na czołgu (Drakarze)...
To mój rekord przewyższenia w stosunku do dystansu, okolice Stryszawy dają czadu, a jest to wersja minimum w stosunku do pierwotnej (którą zalał deszcz)!
W drodze na Janoszkę
Magurka widziana z wieży Beskidzkiego Raju
Oblok - na szczycie
Podjazd na Podksięże
Magurka/Borsucza
Trasa:
Najpierw była wspinaczka na Janoszkę i zdobycie tejże na rowerze, potem zjazd i podjazd na os. Jaworskie; w końcu przypomniałem sobie, że u podnóża zostawiłem bagaże... Po powrocie znowu, od zera, zdobywałem Przysłop; tymczasem M. czekała na mnie w Beskidzkim Raju. Po skorzystaniu z wieży nastąpił zjazd aż do Zawoi i przejazd przez Skawicę - Suchą Górę z drugim tego dnia atakiem na szczyt. Oblok (870) zdobywałem już klasycznie cyklotrekiem, w drodze powrotnej złapał mnie potop. Na przystanku "ratunkowym" zeszliśmy się z M. no i przez półtorej godziny okupowaliśmy przystanek. Dalsza trasa musiała ulec modyfikacji - np. pojawił się obiad w Makowie - i tak się stało. Z Makowa wracałem m. in. przez Podksięże, Grzechynię i Borsuczą... Kilometr o nachyleniu ponad 15% to jest jednak niezła rzeźnia (Podksięże). W schronisku byłem dopiero po 20, ale na ostatnim podjeździe na Magurce/Borsuczej czułem, że kolana więcej nie wytrzymają... Jechałem przecież na czołgu (Drakarze)...
To mój rekord przewyższenia w stosunku do dystansu, okolice Stryszawy dają czadu, a jest to wersja minimum w stosunku do pierwotnej (którą zalał deszcz)!
W drodze na Janoszkę
Magurka widziana z wieży Beskidzkiego Raju
Oblok - na szczycie
Podjazd na Podksięże
Magurka/Borsucza
Trasa:
Dystans102.43 km Czas06:04 Vśrednia16.88 km/h VMAX51.24 km/h Podjazdy2077 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze śląsko-żywieckie
Dzień bez bagażu, na pohybel klęskom i przeciwnościom. Z cyklotrekiem na Rachowcu i Popręcince (świetna panorama) i podziwianiem parady motocyklistów pod Ochodzitą. Lampa była ostra, słońce wysysało siły i w połączeniu z ledwie 4h snu sprawiło, że zjeżdżałem na pociąg do Rycerki z poczuciem dobrze wykonanej pracy :)
Wcześniej musiałem wrócić po depozyt pod Zwardoniem.
Widoczek z podejścia na Rachowiec
Trójstyk
Powrót na Ochodzitą. Dopingowała mnie tu wycieczka emerytów...
Było ich kilkuset, jeśli nie więcej... Większość na słowackich blachach...
Dzień wcześniej, dokończenie dwusetki (już po północy):
Dzień bez bagażu, na pohybel klęskom i przeciwnościom. Z cyklotrekiem na Rachowcu i Popręcince (świetna panorama) i podziwianiem parady motocyklistów pod Ochodzitą. Lampa była ostra, słońce wysysało siły i w połączeniu z ledwie 4h snu sprawiło, że zjeżdżałem na pociąg do Rycerki z poczuciem dobrze wykonanej pracy :)
Wcześniej musiałem wrócić po depozyt pod Zwardoniem.
Widoczek z podejścia na Rachowiec
Trójstyk
Powrót na Ochodzitą. Dopingowała mnie tu wycieczka emerytów...
Było ich kilkuset, jeśli nie więcej... Większość na słowackich blachach...
Dzień wcześniej, dokończenie dwusetki (już po północy):
Dystans215.53 km Czas11:27 Vśrednia18.82 km/h VMAX62.30 km/h Podjazdy2884 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dookoła Beskidu Żywieckiego
Na początku był bagaż, duży był bagaż i pozbyć się go chciałem. Zanim to zrobiłem, na Ochodzitą z nim wjechałem. Potem znalazłem - już przed Zwardoniem - niezłe miejsce na depozyt. Tamże zostawiłem większość bagaży i ruszyłem na Słowację. Gdy ruszałem rano na trasę, w drodze na Kubalonkę, dzięki wczesnej godzinie (~ 5:30) pierwszy raz w życiu widziałem żywą kunę leśną. Kilkakrotnie wyglądała zza barierek, cóż za ciekawskie zwierzątko...
Niestety nad głównym grzbietem Beskidu Kisucko-Orawsko-Żywieckiego już koło południa zalegały groźne chmury. Burza z prysznicem dorwała mnie ostatecznie w Zawoi, dzięki czemu zjadłem smaczny obiad i straciłem prawie półtorej godziny...
Najgorsze było wybranie przeprawy przez Klekociny. Na samej przełęczy dorwał mnie po raz kolejny deszcz i sprawił, że zgłupiałem i wybrałem złą drogę zjazdową. Gdy się zorientowałem, było za późno: nie chciałem wracać w zacinającym deszczu pod górkę...
Biedronkowałem w Jeleśni, z racji opóźnienia nie zamknąłem pętli i w WG wsiadłem do pociągu na Zwardoń i stamtąd dojechałem do depozytu. Przez całą trasę męczyła mnie alergia, brak tylnego hamulca i ryzyko burzy...
Ranem na Ochodzitej była kiepska widoczność, pusto, ale już ciepło
Oszczadnica
Szokująca rozmnożyli się na drodze "transorawskiej" motocykliści, zakłócając mi kontemplowanie natury
Magurka Namiestowska od strony polskiej granicy. Gonią chmury...
Babia od strony Jabłonki
Na Krowiarkach nabyłem oscypki :)
Podjazd na Klekociny
Bolesny zjazd do Koszarawy
Widok na kotlinę z przeł U Poloka
Na początku był bagaż, duży był bagaż i pozbyć się go chciałem. Zanim to zrobiłem, na Ochodzitą z nim wjechałem. Potem znalazłem - już przed Zwardoniem - niezłe miejsce na depozyt. Tamże zostawiłem większość bagaży i ruszyłem na Słowację. Gdy ruszałem rano na trasę, w drodze na Kubalonkę, dzięki wczesnej godzinie (~ 5:30) pierwszy raz w życiu widziałem żywą kunę leśną. Kilkakrotnie wyglądała zza barierek, cóż za ciekawskie zwierzątko...
Niestety nad głównym grzbietem Beskidu Kisucko-Orawsko-Żywieckiego już koło południa zalegały groźne chmury. Burza z prysznicem dorwała mnie ostatecznie w Zawoi, dzięki czemu zjadłem smaczny obiad i straciłem prawie półtorej godziny...
Najgorsze było wybranie przeprawy przez Klekociny. Na samej przełęczy dorwał mnie po raz kolejny deszcz i sprawił, że zgłupiałem i wybrałem złą drogę zjazdową. Gdy się zorientowałem, było za późno: nie chciałem wracać w zacinającym deszczu pod górkę...
Biedronkowałem w Jeleśni, z racji opóźnienia nie zamknąłem pętli i w WG wsiadłem do pociągu na Zwardoń i stamtąd dojechałem do depozytu. Przez całą trasę męczyła mnie alergia, brak tylnego hamulca i ryzyko burzy...
Ranem na Ochodzitej była kiepska widoczność, pusto, ale już ciepło
Oszczadnica
Szokująca rozmnożyli się na drodze "transorawskiej" motocykliści, zakłócając mi kontemplowanie natury
Magurka Namiestowska od strony polskiej granicy. Gonią chmury...
Babia od strony Jabłonki
Na Krowiarkach nabyłem oscypki :)
Podjazd na Klekociny
Bolesny zjazd do Koszarawy
Widok na kotlinę z przeł U Poloka