Wpisy archiwalne w kategorii
wypad na 2 dni
Dystans całkowity: | 8536.31 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 172:15 |
Średnia prędkość: | 19.79 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.49 km/h |
Suma podjazdów: | 25990 m |
Liczba aktywności: | 66 |
Średnio na aktywność: | 129.34 km i 8h 12m |
Więcej statystyk |
Dystans98.70 km Czas05:15 Vśrednia18.80 km/h Podjazdy776 m
SprzętFocus Arriba 4.0
PRO (2): Od Blizianki po Krzemienicę
Przejazd z Blizianki przez Pogórze Dynowskie, Błażową, Jawornik Polski, do Kańczugi i Krzemienicy. Po drodze jeszcze wizyta w Urzejowicach, w szkółce pani Anny Jankowskiej. Nabyty kasztan jadalny okazał się być na tyle pokaźny, że zdecydowałem się wracać tego samego dnia i z Kańczugi skierowałem się przez Gać do Krzemienicy i przystanku kolejowego. Jeszcze tego samego dnia byłem w domu.

Pogórze Dynowskie

Błażowa

Monasterz

Kańczuga - rynek

Już z cennym ładunkiem

Finał
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52495736
Przejazd z Blizianki przez Pogórze Dynowskie, Błażową, Jawornik Polski, do Kańczugi i Krzemienicy. Po drodze jeszcze wizyta w Urzejowicach, w szkółce pani Anny Jankowskiej. Nabyty kasztan jadalny okazał się być na tyle pokaźny, że zdecydowałem się wracać tego samego dnia i z Kańczugi skierowałem się przez Gać do Krzemienicy i przystanku kolejowego. Jeszcze tego samego dnia byłem w domu.

Pogórze Dynowskie

Błażowa

Monasterz

Kańczuga - rynek

Już z cennym ładunkiem

Finał
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52495736
Dystans115.29 km Czas07:15 Vśrednia15.90 km/h VMAX58.65 km/h Podjazdy1437 m
SprzętFocus Arriba 4.0
PRO (1): Pogórze Strzyżowskie
PRO - Podkarpacki Rajd Ogrodniczy. Po jakże udanym rajdzie ogrodniczym na turecką Słowację (Uyvar Eyaleti), postanowiłem wybrać się do sławnej polskiej szkółki badającej przystosowanie kasztanów jadalnych do polskich warunków klimatycznych i posiadającej 60 odmian tychże kasztanów jadalnych! Przy okazji planowałem odwiedzić także prof. Łuczaja i kilka malowniczych wiosek na Pogórzu Strzyżowskim do których dotąd nie dotarłem.
Dnia pierwszego najpiękniejszym miejscem była Pietrusza Wola, matecznik prof. Łuczaja. Sławny etnobotanik miał gości z Francji, nie udało mi się więc z nim porozmawiać. Muszę jednak przyznać, że miejsce do życia wybrał sobie znakomite. Po drodze, po raz pierwszy, podziwiałem niemiecki schron kolejowy w Stępinie (pomnik przygotowań do ataku na ZSRR) i pięknie położoną wieś Bonarówka z drewnianą cerkiewką. Byłem też po raz pierwszy w Rzepniku i wspomnianej Pietruszej Woli.
Na zakończenie czekał mnie zawód. W miejscu gdzie kiedyś legalnie spałem - przy wiacie biwakowej w Bliziance - pojawił się zakaz nocowania... Na szczęście obok był las z kompleksu "Zanocuj w lesie". Zamiast jednak spać w widnym miejscu, musiałem zasypiać w mrocznej buczynie... W uszach dźwięczał mi długo, miękki, wschodni akcent miejscowych.

Pogórze Strzyżowskie z drogi na Bonarówkę

Pilzno. To polskie Pilzno. Drugi raz na rowerze, po 13 latach.

W dolinie Wisłoki

Siedlisko-Bogusz

Stępina. Imponujący schron kolejowy.

Na cmentarzu w Rzepniku

Bonarówka i prześladujący mnie kundel

Konieczkowa
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52495552
PRO - Podkarpacki Rajd Ogrodniczy. Po jakże udanym rajdzie ogrodniczym na turecką Słowację (Uyvar Eyaleti), postanowiłem wybrać się do sławnej polskiej szkółki badającej przystosowanie kasztanów jadalnych do polskich warunków klimatycznych i posiadającej 60 odmian tychże kasztanów jadalnych! Przy okazji planowałem odwiedzić także prof. Łuczaja i kilka malowniczych wiosek na Pogórzu Strzyżowskim do których dotąd nie dotarłem.
Dnia pierwszego najpiękniejszym miejscem była Pietrusza Wola, matecznik prof. Łuczaja. Sławny etnobotanik miał gości z Francji, nie udało mi się więc z nim porozmawiać. Muszę jednak przyznać, że miejsce do życia wybrał sobie znakomite. Po drodze, po raz pierwszy, podziwiałem niemiecki schron kolejowy w Stępinie (pomnik przygotowań do ataku na ZSRR) i pięknie położoną wieś Bonarówka z drewnianą cerkiewką. Byłem też po raz pierwszy w Rzepniku i wspomnianej Pietruszej Woli.
Na zakończenie czekał mnie zawód. W miejscu gdzie kiedyś legalnie spałem - przy wiacie biwakowej w Bliziance - pojawił się zakaz nocowania... Na szczęście obok był las z kompleksu "Zanocuj w lesie". Zamiast jednak spać w widnym miejscu, musiałem zasypiać w mrocznej buczynie... W uszach dźwięczał mi długo, miękki, wschodni akcent miejscowych.

Pogórze Strzyżowskie z drogi na Bonarówkę

Pilzno. To polskie Pilzno. Drugi raz na rowerze, po 13 latach.

W dolinie Wisłoki

Siedlisko-Bogusz

Stępina. Imponujący schron kolejowy.

Na cmentarzu w Rzepniku

Bonarówka i prześladujący mnie kundel

Konieczkowa
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/52495552
Dystans113.22 km Czas06:05 Vśrednia18.61 km/h VMAX55.81 km/h Podjazdy462 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Powrót z Salmopolu (3)
Ostatni dzień triduum salmopolskiego. Szczyrk da się lubić, stwierdzam to z pewnym zdziwieniem, bo nigdy go nie lubiłem. Jazda wzdłuż Wisły, przez nomen omen Wisłę i Ustroń też należała do przyjemnych. Szykował się lekki upałek, ale miałem na to wywalone. To był dla mnie dzień rozruchu i rozkosznej rekreacji, choć jechałem ze sporym bagażem to brak przewyższeń zamienił trasę w relaks. Z szaleństw pozwoliłem sobie tylko na zdobycie Góry św. Wawrzyńca :)

Trzeci dzień i trzeci Salmopol z rzędu.

Wisła

Skoczów - powrót był w pełnym rynsztunku.

Zalew Goczałkowicki

Orzesze, gotycko-renesansowy kościół św. Wawrzyńca
Ostatni dzień triduum salmopolskiego. Szczyrk da się lubić, stwierdzam to z pewnym zdziwieniem, bo nigdy go nie lubiłem. Jazda wzdłuż Wisły, przez nomen omen Wisłę i Ustroń też należała do przyjemnych. Szykował się lekki upałek, ale miałem na to wywalone. To był dla mnie dzień rozruchu i rozkosznej rekreacji, choć jechałem ze sporym bagażem to brak przewyższeń zamienił trasę w relaks. Z szaleństw pozwoliłem sobie tylko na zdobycie Góry św. Wawrzyńca :)

Trzeci dzień i trzeci Salmopol z rzędu.

Wisła

Skoczów - powrót był w pełnym rynsztunku.

Zalew Goczałkowicki

Orzesze, gotycko-renesansowy kościół św. Wawrzyńca
Dystans208.87 km Czas12:34 Vśrednia16.62 km/h VMAX57.27 km/h Podjazdy3016 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wielka pętla salmopolska (2)
Wstałem dość późno, na przełęczy byłem dopiero o 6 rano. Na zjeździe panowała cudowna cisza, ale cisza ma swoje konsekwencje. Cudem uniknąłem zderzenia z sową, a raz po raz musiałem przeganiać z drogi dorodne łanie i jelenie z pokaźnymi już porożami. Potem były melodie dobrze mi znane, czyli Zameczek i Kubalonka. Nowości zaczęły się w drodze do Jabłonkowa. Nie byłem tam bowiem dotąd (celowo zresztą, by został jakiś bliższy cel), ale drogę do celu też wybrałem nową, bo wzdłuż młodej Olzy. Było malowniczo, choć mocno interwałowo.
Pierwsze emocje zaczęły się w Czadcy, gdzie trwał maraton i było pełno policji. Podobnie było w dolinie Bystrzycy. Spokój osiągnąłem dopiero na drodze trawersującej zbocza nad zalewem Nowa Bystrzyca. Niestety była to droga cierniowa, a nawierzchnia nie był stworzona dla opon 1,4 cala. Straciłem ponad godzinę czasu względem pierwotnych założeń. Zrobiło się też duszno i ciepło. Po okrążeniu masywu Pilska postanowiłem więc odpuścić sobie oglądanie zachodu słońca w Szczyrku i rozłożyłem się na obiad w Jeleśni. Łącznie z zakupami trwało to prawie 1,5 godziny. Zdążyłem jednak na zachód widziany z przełęczy u Poloka. Był znacznie ładniejszy, niż ten odpuszczony w Szczyrku. Pod skocznią zameldowałem się dopiero około 23. Przy namiocie byłem zaś dopiero tuż przed 1 w nocy. Miałem jednak gdzie spać, no i rano nigdzie mi się nie spieszyło.
Rajd miał cele turystyczne: po raz pierwszy widziałem Jabłonków i zalew Nowa Bystrzyca, gdzie widoki były momentami imponujące (na Małą Fatrę), ale z pewnością nie warto się tam pchać na trekkingu. Niby była tylko jedna duża sakwa i torba na kierownicę, ale i tak było ciężko. Przewyższenie zrobiło swoje.

Kluczowy odcinek nad zalewem Nowa Bystrzyca

Na przełęczy Salmopol (Biały Krzyż)

Wisła Czarne

Zameczek

Kubalonka

W drodze na Jabłonków

Jabłonków

Między Mostami a Miłoszową, czyli na pograniczu czesko-słowackim.

Finał maratonu w Czadcy

Uroki ddr w dolinie Bytrzycy

Rozsuciec i Stoh z drogi cierniowej

Nowoć z grzbietu oddzielającego ją od Mutnego

Mutne i widok na Babią

Oravske Vesele

Sopotnia Mała

Juszczyna i piękny zachód słońca

Zamknięcie pętli w Szczyrku, ok. 23
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51449547
Wstałem dość późno, na przełęczy byłem dopiero o 6 rano. Na zjeździe panowała cudowna cisza, ale cisza ma swoje konsekwencje. Cudem uniknąłem zderzenia z sową, a raz po raz musiałem przeganiać z drogi dorodne łanie i jelenie z pokaźnymi już porożami. Potem były melodie dobrze mi znane, czyli Zameczek i Kubalonka. Nowości zaczęły się w drodze do Jabłonkowa. Nie byłem tam bowiem dotąd (celowo zresztą, by został jakiś bliższy cel), ale drogę do celu też wybrałem nową, bo wzdłuż młodej Olzy. Było malowniczo, choć mocno interwałowo.
Pierwsze emocje zaczęły się w Czadcy, gdzie trwał maraton i było pełno policji. Podobnie było w dolinie Bystrzycy. Spokój osiągnąłem dopiero na drodze trawersującej zbocza nad zalewem Nowa Bystrzyca. Niestety była to droga cierniowa, a nawierzchnia nie był stworzona dla opon 1,4 cala. Straciłem ponad godzinę czasu względem pierwotnych założeń. Zrobiło się też duszno i ciepło. Po okrążeniu masywu Pilska postanowiłem więc odpuścić sobie oglądanie zachodu słońca w Szczyrku i rozłożyłem się na obiad w Jeleśni. Łącznie z zakupami trwało to prawie 1,5 godziny. Zdążyłem jednak na zachód widziany z przełęczy u Poloka. Był znacznie ładniejszy, niż ten odpuszczony w Szczyrku. Pod skocznią zameldowałem się dopiero około 23. Przy namiocie byłem zaś dopiero tuż przed 1 w nocy. Miałem jednak gdzie spać, no i rano nigdzie mi się nie spieszyło.
Rajd miał cele turystyczne: po raz pierwszy widziałem Jabłonków i zalew Nowa Bystrzyca, gdzie widoki były momentami imponujące (na Małą Fatrę), ale z pewnością nie warto się tam pchać na trekkingu. Niby była tylko jedna duża sakwa i torba na kierownicę, ale i tak było ciężko. Przewyższenie zrobiło swoje.

Kluczowy odcinek nad zalewem Nowa Bystrzyca

Na przełęczy Salmopol (Biały Krzyż)

Wisła Czarne

Zameczek

Kubalonka

W drodze na Jabłonków

Jabłonków

Między Mostami a Miłoszową, czyli na pograniczu czesko-słowackim.

Finał maratonu w Czadcy

Uroki ddr w dolinie Bytrzycy

Rozsuciec i Stoh z drogi cierniowej

Nowoć z grzbietu oddzielającego ją od Mutnego

Mutne i widok na Babią

Oravske Vesele

Sopotnia Mała

Juszczyna i piękny zachód słońca

Zamknięcie pętli w Szczyrku, ok. 23
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/51449547
Dystans39.62 km Czas02:13 Vśrednia17.87 km/h Podjazdy730 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Na Salmopol z bagażem (1)
Wydawało się, że pomysł na ucieczkę w góry, wczesnym popołudniem, już w piątek, będzie dobrym pomysłem. Nic bardziej mylnego. Pociąg był przepełniony, ale wysłuchałem sporo kolejarskich plotek :)
W Szczyrku zjadłem sobie obiadek i podziwiałem dorodne barszcze Sosnowskiego... A potem planowałem dojechać sobie na nocleg w okolice Stecówki. Ostatniego punktu nie zrealizowałem, bo niespodziewanie znalazłem niezłe miejsce noclegowe tuż przed przełęczą Salmopolską. Jedynym mankamentem nowej miejscówki było wycie motorów, bo przełęcz jest popularna wśród motocyklistów...

Przy skoczni, na której trwał trening.

Biblia Gdańska, czyli wersja z roku 1632 dla ewangelików i braci czeskich. Nie mogłem nie skorzystać. Przy kościele ewngelickim w Szczyrku.
Wydawało się, że pomysł na ucieczkę w góry, wczesnym popołudniem, już w piątek, będzie dobrym pomysłem. Nic bardziej mylnego. Pociąg był przepełniony, ale wysłuchałem sporo kolejarskich plotek :)
W Szczyrku zjadłem sobie obiadek i podziwiałem dorodne barszcze Sosnowskiego... A potem planowałem dojechać sobie na nocleg w okolice Stecówki. Ostatniego punktu nie zrealizowałem, bo niespodziewanie znalazłem niezłe miejsce noclegowe tuż przed przełęczą Salmopolską. Jedynym mankamentem nowej miejscówki było wycie motorów, bo przełęcz jest popularna wśród motocyklistów...

Przy skoczni, na której trwał trening.

Biblia Gdańska, czyli wersja z roku 1632 dla ewangelików i braci czeskich. Nie mogłem nie skorzystać. Przy kościele ewngelickim w Szczyrku.
Dystans92.17 km Czas05:04 Vśrednia18.19 km/h Podjazdy823 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Idi na H.ujsko, dzień 3
Obudziłem się daleko od przeludnienia Podkarpacia, obudziłem się wśród łąk i lasów Pogórza Przemyskiego. Zmierzałem po pustych drogach, najpierw w stronę uśpionej jeszcze Birczy, następnie do Posady Rybotyckiej, gdzie niewiele się zmieniło, miła stałość w tym wędrującym świecie. Szczególnie zachwycały okolice Makowej i Wiar. Gwodziem były ekploracje przy cerkwi w Hujsku. Potem peregrynowałem po cerkwiach Młodowic i okolic aż do Przemyśla. Towarzyszył mi śpiewny akcent lokalsów i tężejący upał, na dworcu zaś w Przemyślu tłumy uchodźców z Ukrainy i atmosfera jak z początków wojny. W pociągu był tłum, na szczęście startował z Przemyśla, bo byłoby trudno o miejsce...

U stóp Jawornika Ruskiego

Jak nie w polskich Karpatach - bezkresna przestrzeń i pustki osadnicze

Lipa

Malawa

Nad Wiarem

Okolice Rybotycz

i Makowej

W drodze do głównego celu wypadu - do Hujska

Hujsko pod poprawną politycznie nazwą

Na wzgórzu cerkiewnym w Hujsku

Młodowice

Fredropol

Przemyśl autentyczny

Przemyśl turystyczny
Obudziłem się daleko od przeludnienia Podkarpacia, obudziłem się wśród łąk i lasów Pogórza Przemyskiego. Zmierzałem po pustych drogach, najpierw w stronę uśpionej jeszcze Birczy, następnie do Posady Rybotyckiej, gdzie niewiele się zmieniło, miła stałość w tym wędrującym świecie. Szczególnie zachwycały okolice Makowej i Wiar. Gwodziem były ekploracje przy cerkwi w Hujsku. Potem peregrynowałem po cerkwiach Młodowic i okolic aż do Przemyśla. Towarzyszył mi śpiewny akcent lokalsów i tężejący upał, na dworcu zaś w Przemyślu tłumy uchodźców z Ukrainy i atmosfera jak z początków wojny. W pociągu był tłum, na szczęście startował z Przemyśla, bo byłoby trudno o miejsce...

U stóp Jawornika Ruskiego

Jak nie w polskich Karpatach - bezkresna przestrzeń i pustki osadnicze

Lipa

Malawa

Nad Wiarem

Okolice Rybotycz

i Makowej

W drodze do głównego celu wypadu - do Hujska

Hujsko pod poprawną politycznie nazwą

Na wzgórzu cerkiewnym w Hujsku

Młodowice

Fredropol

Przemyśl autentyczny

Przemyśl turystyczny
Dystans207.31 km Czas12:11 Vśrednia17.02 km/h VMAX55.91 km/h Podjazdy2510 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Idi na H.ujsko, dzień 2
To był najpiękniejszy i najambitniejszy etap całego wypadu. Jechałem od wschodu do zachodu słońca (nawet ciut dłużej) i syciłem się karpackim latem. Pierwszym celem dnia był uspiony jeszcze Czchów i darmowa przeprawa na Dunajcu. Wcześniej było traumatyczne spotkanie z drogą krajową 75, którą - ze względu na absurdalne natężenie ruchu - ledwo udało mi się przekroczyć. Potem nastąpił królewski etap do Zakliczyna i Lusławic, gdzie nieskutecznie dobijałem się do parku Pendereckiego. Ostatni raz na rowerze byłem w tych stronach w 2012 roku i sporo się tutaj zmieniło. Od Lusławic wybrałem jednak dziewiczą dla mnie trasę, pełną interwałów i cmentarzy z Wielkiej Wojny, wiodącą na Tuchów.
Odtąd towarzyszyć mi będzie upał i przeciwny nieraz wiatr, choć interwały nie będą już tak drastyczne. Pojadę przez Reglice i Jodłową i przebiję się przez strome podjazdy ze Przeczycy przez Skurową do Brzostka. Potem na Frysztak i prawym, wzgórzystym brzegiem Wisłoka do Strzyżowa. Potem przez kolejne garby Pogórza Strzyżowskiego i Dynowskiego zmierzać będę do Niebylca, Barycza, Izdebek i Nozdrzca. Przekraczę San mostem wiszącym i w narastającej ciemności udam się na siodło przed Jawornikiem Ruskim, gdzie rozłożę w ciemności namiot na środku polnej drogi. Tym samym jednego dnia przebędę drogę z Pogórza Wielickiego na Pogórze Przemyskie zaliczając najbardziej pracowity dzień rowerowy w roku 2022. Jego ozdobą będą magiczne chwile w Czchowie, odcinek z Czchowa do Zakliczyna i pełne zadumy wizyty na cmentarzach wojennych w rejonie Czchowa. Wielki posmak przygody będzie mieć też przeprawa przez rozchuśtany most wiszący na Sanie. Jedynie środkową część dnia wypełni pewna monotonia karpackiego upału i karpackich dróg, rzadko ocienionych i bezludnych...

Wojakowa, Iwkowa i okolice o poranku

Pogórze Wielickie

Zapora górska przed Czchowem

Na rynku w Czchowie

Gotycki pejzaż jednego z najpiękniejszych kościołów w Polsce i wielka radość z dostania się tu przed poranną mszą

Zamek czchowski

Nad Dunajcem

W drodze do Zakliczyna

Zakliczyn

Lusławice

Cmentarze okolic Tuchowa - nr 192 w Lubczy

Pogórze Ciężkowicko-Rożnowskie

Łowczówek

Dbałość o szczegóły

Ratusz w Tuchowie

Jodłowa

Wisłoka

Brzostek

Wzgórzystym prawym brzegiem Wisłoka do Strzyżowa

Strzyżów

Opłotki Strzyżowa

Gwoźnica

Przeprawa przez San i ostatni odcinek do Jawornika Ruskiego
To był najpiękniejszy i najambitniejszy etap całego wypadu. Jechałem od wschodu do zachodu słońca (nawet ciut dłużej) i syciłem się karpackim latem. Pierwszym celem dnia był uspiony jeszcze Czchów i darmowa przeprawa na Dunajcu. Wcześniej było traumatyczne spotkanie z drogą krajową 75, którą - ze względu na absurdalne natężenie ruchu - ledwo udało mi się przekroczyć. Potem nastąpił królewski etap do Zakliczyna i Lusławic, gdzie nieskutecznie dobijałem się do parku Pendereckiego. Ostatni raz na rowerze byłem w tych stronach w 2012 roku i sporo się tutaj zmieniło. Od Lusławic wybrałem jednak dziewiczą dla mnie trasę, pełną interwałów i cmentarzy z Wielkiej Wojny, wiodącą na Tuchów.
Odtąd towarzyszyć mi będzie upał i przeciwny nieraz wiatr, choć interwały nie będą już tak drastyczne. Pojadę przez Reglice i Jodłową i przebiję się przez strome podjazdy ze Przeczycy przez Skurową do Brzostka. Potem na Frysztak i prawym, wzgórzystym brzegiem Wisłoka do Strzyżowa. Potem przez kolejne garby Pogórza Strzyżowskiego i Dynowskiego zmierzać będę do Niebylca, Barycza, Izdebek i Nozdrzca. Przekraczę San mostem wiszącym i w narastającej ciemności udam się na siodło przed Jawornikiem Ruskim, gdzie rozłożę w ciemności namiot na środku polnej drogi. Tym samym jednego dnia przebędę drogę z Pogórza Wielickiego na Pogórze Przemyskie zaliczając najbardziej pracowity dzień rowerowy w roku 2022. Jego ozdobą będą magiczne chwile w Czchowie, odcinek z Czchowa do Zakliczyna i pełne zadumy wizyty na cmentarzach wojennych w rejonie Czchowa. Wielki posmak przygody będzie mieć też przeprawa przez rozchuśtany most wiszący na Sanie. Jedynie środkową część dnia wypełni pewna monotonia karpackiego upału i karpackich dróg, rzadko ocienionych i bezludnych...

Wojakowa, Iwkowa i okolice o poranku

Pogórze Wielickie

Zapora górska przed Czchowem

Na rynku w Czchowie

Gotycki pejzaż jednego z najpiękniejszych kościołów w Polsce i wielka radość z dostania się tu przed poranną mszą

Zamek czchowski

Nad Dunajcem

W drodze do Zakliczyna

Zakliczyn

Lusławice

Cmentarze okolic Tuchowa - nr 192 w Lubczy

Pogórze Ciężkowicko-Rożnowskie

Łowczówek

Dbałość o szczegóły

Ratusz w Tuchowie

Jodłowa

Wisłoka

Brzostek

Wzgórzystym prawym brzegiem Wisłoka do Strzyżowa

Strzyżów

Opłotki Strzyżowa

Gwoźnica

Przeprawa przez San i ostatni odcinek do Jawornika Ruskiego
Dystans153.93 km Czas08:42 Vśrednia17.69 km/h Podjazdy1892 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Idi na H.ujsko, dzień 1
Chciałem jakoś nawiązać do tragicznych wydarzeń z lutego 2022 i okazja nadarzyła się dopiero pod koniec lipca, choć pomysł narodził się jeszcze wczesną wiosną, gdy decydowały się losy Ukrainy. Karierę robił wówczas zwrot "idi na chuj", a mnie przypomniało się, że dawno nie byłem na Pogórzu Przemyskim, a w Hujsku (dziś Nowe Sady) nigdy. Postanowiłem więc wówczas zaplanować rajd na Hujsko. W drodze na dworzec w Katowicach odkryłem, że w serwisie źle założyli mi koło i magnes nie liczył prędkości, potem postanowiłem jeszcze pogrzebać przy hamulcach i ani się obejrzałem a byłem w Żywcu, bo grzebałem w pociągu przy hamulcach jakąś godzinę.
W Żywcu powitał mnie niemiłosierny smród padliny unoszący się nad całym centrum. W Rychwałdzie wysłuchiwałem narzekań wiernych przy bazylice, ale generalnie w towarzystwie miłych widoków dojechałem do Zembrzyc i dopiero wtedy, na drodze 956 zetknąłem się z potężnym ruchem na drodze 956. Nie jechałem więc nią do Sułkowic tylko dobiłem na Jachówkę i kosztem większych przewyższeń jechałem w błogiej ciszy, z dala od spalin. Dopjechałem więc błogo do Myslenic, gdzie karmiłem gołebie na rynku i postanowiłem dokarmić sam siebie w kebabie we wsi Trzemeśna. Potem meandrowałem pogórzem i opłotkami Beskidu Wyspowego aż do Rajbrotu, bo niedaleko za wsią udałem się na spoczynek. Planowałem przejechać więcej, ale uznałem, że odbiję sobie nazajutrz i wcześniej poszedłem spac.

Rynek w Żywcu

Wieczny odpoczynek z widokiem, czyli w drodze na Rychwałd

Uroki Krzeszowa, czyli polski ład przestrzenny po beskidzku

Figura przydrożna gdzieś przy Jachówce

Rynek myślenicki

Z widokami na Beskid Wyspowy

Na łąkach pachniało bosko

Piękny wiąż górski

W drodze do Łapanowa, już z pełnym brzuszkiem

Rajbrot

Nocleg nad Rajbrotem
Trasa:
Chciałem jakoś nawiązać do tragicznych wydarzeń z lutego 2022 i okazja nadarzyła się dopiero pod koniec lipca, choć pomysł narodził się jeszcze wczesną wiosną, gdy decydowały się losy Ukrainy. Karierę robił wówczas zwrot "idi na chuj", a mnie przypomniało się, że dawno nie byłem na Pogórzu Przemyskim, a w Hujsku (dziś Nowe Sady) nigdy. Postanowiłem więc wówczas zaplanować rajd na Hujsko. W drodze na dworzec w Katowicach odkryłem, że w serwisie źle założyli mi koło i magnes nie liczył prędkości, potem postanowiłem jeszcze pogrzebać przy hamulcach i ani się obejrzałem a byłem w Żywcu, bo grzebałem w pociągu przy hamulcach jakąś godzinę.
W Żywcu powitał mnie niemiłosierny smród padliny unoszący się nad całym centrum. W Rychwałdzie wysłuchiwałem narzekań wiernych przy bazylice, ale generalnie w towarzystwie miłych widoków dojechałem do Zembrzyc i dopiero wtedy, na drodze 956 zetknąłem się z potężnym ruchem na drodze 956. Nie jechałem więc nią do Sułkowic tylko dobiłem na Jachówkę i kosztem większych przewyższeń jechałem w błogiej ciszy, z dala od spalin. Dopjechałem więc błogo do Myslenic, gdzie karmiłem gołebie na rynku i postanowiłem dokarmić sam siebie w kebabie we wsi Trzemeśna. Potem meandrowałem pogórzem i opłotkami Beskidu Wyspowego aż do Rajbrotu, bo niedaleko za wsią udałem się na spoczynek. Planowałem przejechać więcej, ale uznałem, że odbiję sobie nazajutrz i wcześniej poszedłem spac.

Rynek w Żywcu

Wieczny odpoczynek z widokiem, czyli w drodze na Rychwałd

Uroki Krzeszowa, czyli polski ład przestrzenny po beskidzku

Figura przydrożna gdzieś przy Jachówce

Rynek myślenicki

Z widokami na Beskid Wyspowy

Na łąkach pachniało bosko

Piękny wiąż górski

W drodze do Łapanowa, już z pełnym brzuszkiem

Rajbrot

Nocleg nad Rajbrotem
Trasa:
Dystans158.60 km Czas09:29 Vśrednia16.72 km/h VMAX63.49 km/h Podjazdy2591 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze Susko-Żywieckie, cz. IV: Okrężna droga do Żywca
Niby niedziela, powinien być spokój na drogach, ale nie. Rano ruch, bo górale muszą przejechać kilka kilometrów do kościoła, kiedyś trzykroć większe odległości chodzili w zamieci, dziś nawet w maju, przy ładnej pogodzie wożą cztery litery. Górali już nie ma. Wszędzie są za to auta i skutery. Młodzież bierze przykład ze starych, takiej liczby nastolatków na skuterach nigdzie w Polsce nie spotkacie. Po południu góry przejmują quady i nie, nie mam na myśli tych wynajmowanych przez "turystów". To miejscowi po obiadku i po kościółku postanawiają zbratać się z przyrodą i postraszyć trochę lokalną faunę. W tym towarzystwie spalin, ryku silników i zaparkowanych wszędzie autek jechałem sobie kolejny dzień przez góry.
Majowa zieleń, kwitnące drzewa owocowe i łany mniszków upiększały krajobraz, ale nie były w stanie sprawić bym zapomniał o mankamentach tej podróży. Po tym jednak gdy w sobotę cały dzień niemalże uciekałem przed nadmiernym ruchem, spodziewałem się spokoju przynajmniej do południa w niedzielę. Cóż, poza mało znanymi, wąskimi asfaltami do przysiółków, nasze Beskidy nie są wymarzonym miejscem do rowerowej rekreacji. Bo ten drugi dzień był pomyślany bardziej pejzażowo. Pierwotnie z Zawadki i Cyrhli ruszyłem na Pcim, ale uznałem że jednak jest zbyt płasko i po Bieńkówce i Makowskiej Górze pojechałem na Grzechynię i Koszarawę-Bystrą, co oznaczało znacznie większy niż rekreacyjny udział przewyższeń na trasie, ale dobry wycisk nie jest zły...
Z ciekawostek: gdy już prawie doścignąłem dwóch góralowców podjeżdżając na Makowską, wtenczas, na zjeździe objawił się potrącony gołąbek. Ja się zawahałem, a jeden z nich po prostu się zatrzymał by znieść gołąbka na pobocze.

Zawadka

W drodze na Koskową

Na samiuśkim szczycie Koskowej

Widoki z Pasma Koskowej

Łatwo wykroić landszaft bez samochodu, ale to nie znaczy że nie ma go w pobliżu

Dzikoochrona

Kolejny podjazd

Na przełęczy

Na Makowskiej Górze

Po pokonaniu Grzechynii

W drodze na Klekociny

Z Klekocin już tylko w dół, do Żywca
Trasa (+ powrót z Kato):
Niby niedziela, powinien być spokój na drogach, ale nie. Rano ruch, bo górale muszą przejechać kilka kilometrów do kościoła, kiedyś trzykroć większe odległości chodzili w zamieci, dziś nawet w maju, przy ładnej pogodzie wożą cztery litery. Górali już nie ma. Wszędzie są za to auta i skutery. Młodzież bierze przykład ze starych, takiej liczby nastolatków na skuterach nigdzie w Polsce nie spotkacie. Po południu góry przejmują quady i nie, nie mam na myśli tych wynajmowanych przez "turystów". To miejscowi po obiadku i po kościółku postanawiają zbratać się z przyrodą i postraszyć trochę lokalną faunę. W tym towarzystwie spalin, ryku silników i zaparkowanych wszędzie autek jechałem sobie kolejny dzień przez góry.
Majowa zieleń, kwitnące drzewa owocowe i łany mniszków upiększały krajobraz, ale nie były w stanie sprawić bym zapomniał o mankamentach tej podróży. Po tym jednak gdy w sobotę cały dzień niemalże uciekałem przed nadmiernym ruchem, spodziewałem się spokoju przynajmniej do południa w niedzielę. Cóż, poza mało znanymi, wąskimi asfaltami do przysiółków, nasze Beskidy nie są wymarzonym miejscem do rowerowej rekreacji. Bo ten drugi dzień był pomyślany bardziej pejzażowo. Pierwotnie z Zawadki i Cyrhli ruszyłem na Pcim, ale uznałem że jednak jest zbyt płasko i po Bieńkówce i Makowskiej Górze pojechałem na Grzechynię i Koszarawę-Bystrą, co oznaczało znacznie większy niż rekreacyjny udział przewyższeń na trasie, ale dobry wycisk nie jest zły...
Z ciekawostek: gdy już prawie doścignąłem dwóch góralowców podjeżdżając na Makowską, wtenczas, na zjeździe objawił się potrącony gołąbek. Ja się zawahałem, a jeden z nich po prostu się zatrzymał by znieść gołąbka na pobocze.

Zawadka

W drodze na Koskową

Na samiuśkim szczycie Koskowej

Widoki z Pasma Koskowej

Łatwo wykroić landszaft bez samochodu, ale to nie znaczy że nie ma go w pobliżu

Dzikoochrona

Kolejny podjazd

Na przełęczy

Na Makowskiej Górze

Po pokonaniu Grzechynii

W drodze na Klekociny

Z Klekocin już tylko w dół, do Żywca
Trasa (+ powrót z Kato):
Dystans170.05 km Czas09:39 Vśrednia17.62 km/h VMAX58.56 km/h Podjazdy3413 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze Susko-Żywieckie, cz. III: Ambitnie do Skawicy Oblicy
W majówkę "właściwą" ceny noclegów w Beskidach osiągnęły astronomiczny pułap. Gdy dodałem sobie do tego tłok na drogach, spasowałem, postanowiłem odłożyć górską majówkę na później (wybrałem Góry Świętokrzyskie). Plany udało mi się zrealizować 14 maja, od razu też postanowiłem pojechać bez ograniczeń, z jak największą liczbą podjazdów. Zaliczyłem więc podjazdy na Przegibek, Żar, Łysinę (po raz pierwszy), Hucisko ze Ślemienia, Przysłop, Krowiarki, Przeł. Zubrzycką, Żarnówkę i Ostrysz (po raz pierwszy). Były więc nowe elementy i sporo wycisku. Cel zrealizowałem, choć pół godziny dobijałem się do miejsca zarezerwowanego i opłaconego noclegu w Oblicy, bo nie było tam zasięgu ani dzwonka...
Udało mi się skutecznie połączyć trening podjazdowy z okazją by zobaczyć coś nowego, a dużo mi tego nieznanego w Beskidzie Żywieckim i Makowskim nie zostało... Koncentrowanie się na wycisku i dobrym tempie sprawiło jednak, że poza jedną kurtuazyjną rozmową z góralem-emerytem w Hucisku, trasa pozbawiona była kolorytu.

Góra Żar

Przełęcz Przegibek

Jezioro Międzybrodzkie

Na Żarze

Łysina

Eksploracje Łysiny

Hucisko

Widok na Babią Górę

Przeł. Lipnicka

Przeł. Zubrzycka

Ostrysz - niezłe stromizny
Trasa:
W majówkę "właściwą" ceny noclegów w Beskidach osiągnęły astronomiczny pułap. Gdy dodałem sobie do tego tłok na drogach, spasowałem, postanowiłem odłożyć górską majówkę na później (wybrałem Góry Świętokrzyskie). Plany udało mi się zrealizować 14 maja, od razu też postanowiłem pojechać bez ograniczeń, z jak największą liczbą podjazdów. Zaliczyłem więc podjazdy na Przegibek, Żar, Łysinę (po raz pierwszy), Hucisko ze Ślemienia, Przysłop, Krowiarki, Przeł. Zubrzycką, Żarnówkę i Ostrysz (po raz pierwszy). Były więc nowe elementy i sporo wycisku. Cel zrealizowałem, choć pół godziny dobijałem się do miejsca zarezerwowanego i opłaconego noclegu w Oblicy, bo nie było tam zasięgu ani dzwonka...
Udało mi się skutecznie połączyć trening podjazdowy z okazją by zobaczyć coś nowego, a dużo mi tego nieznanego w Beskidzie Żywieckim i Makowskim nie zostało... Koncentrowanie się na wycisku i dobrym tempie sprawiło jednak, że poza jedną kurtuazyjną rozmową z góralem-emerytem w Hucisku, trasa pozbawiona była kolorytu.

Góra Żar

Przełęcz Przegibek

Jezioro Międzybrodzkie

Na Żarze

Łysina

Eksploracje Łysiny

Hucisko

Widok na Babią Górę

Przeł. Lipnicka

Przeł. Zubrzycka

Ostrysz - niezłe stromizny
Trasa: