Wpisy archiwalne w kategorii
Cyklotrek
Dystans całkowity: | 9085.28 km (w terenie 15.90 km; 0.18%) |
Czas w ruchu: | 414:56 |
Średnia prędkość: | 18.76 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.55 km/h |
Suma podjazdów: | 96078 m |
Liczba aktywności: | 82 |
Średnio na aktywność: | 110.80 km i 5h 55m |
Więcej statystyk |
Dystans138.15 km Czas08:44 Vśrednia15.82 km/h VMAX59.23 km/h Podjazdy3023 m
SprzętMerida Drakar
Dookoła Babiej Góry
Nad ranem chmurno, zimno, beznadziejnie. W Zawoi zaczął kropić deszcz, który ustał dopiero na Krowiarkach. Wieś o tej porze wymarła całkowicie, jedynie na Krowiarkach parkingi zapełnione puszkami smutasów w pelerynach. Startowanie stąd na Babią to symbol obciachu... Asfalty mokre, co jakisz czas siąpiący deszcz, tak wyglądała moja obwodnica Babiej aż do słowackiej granicy. Prawie, bo tuż przed granicą, rzecz jasna, asfalt znikł a droga przypominała krem czekoladowy Nestle. Breja ubłociła mnie od stóp do głów, pomimo błotników. Potem były odczuwalne nawet na góralu nierówności drogi na gajówkę Hviezdoslava. Od tego punktu los się odwrócił, chmury zaczęły się podnosić, zrobiło się jasno. To skłoniło mnie do cyklotreku. Najpierw pełna wrażeń Vysoka (966), oferująca widokowy grzbiet, u podnóża zaś piękną halę. Potem nudny, porosły młodnikiem Ostry (990), zachwycający widokiem na Sihelniansky Hradok. Wreszcie jego tajemnicza obwodnica, nieoznaczona na mapach a gwarantująca przyzwoitą - na mtb - nawierzchnie i wodoki, oraz totalną odludność i przegląd myśliwskich ambon... Pod Mędralową zarządziłem odwrót - chmury ewidentnie trzymały się na okolicach 1000 metrów i wyżej... Wybrałem Głuchaczki, pyszny hamburger w Jeleśni oraz baraszkowanie po Pasmie Pewelskim, gdzie po raz pierwszy nawiedziłem rowerem Ostry Groń i Łyskę.
W sumie prawie 12 h walki, 4 nowe dziewicze góry, dużo szutru, mało ludzi.
Krowiarki
Pogranicze polsko-słowackie i mój Rudy 102, znaczy czołg...
Hala Jasenicka u podnóży góry Vysoka (966? - altimetr wyrażnie wskazywał 974 a był tego dnia bardzo stabilny w pomiarach...)
Sihelniansky hradok - widok z Ostrego (990)
Głuchaczki
Madeje
Widok z podnóży Ostrego Gronia na Biedaszków Groń i Pasmo Pewelskie
Podlotek trznadla wpadł mi pod koła, w pobliżu czatowali rodzice, więc oddałem go naturze :)
Trasa:
Powrót z Ligoty, bo do tego miejsca uniknąłem płacenia za bilet :) Co ciekawe pociąg z Zakopca był umiarkowanie wypełniony i miałem miejsce siedziące...
Nad ranem chmurno, zimno, beznadziejnie. W Zawoi zaczął kropić deszcz, który ustał dopiero na Krowiarkach. Wieś o tej porze wymarła całkowicie, jedynie na Krowiarkach parkingi zapełnione puszkami smutasów w pelerynach. Startowanie stąd na Babią to symbol obciachu... Asfalty mokre, co jakisz czas siąpiący deszcz, tak wyglądała moja obwodnica Babiej aż do słowackiej granicy. Prawie, bo tuż przed granicą, rzecz jasna, asfalt znikł a droga przypominała krem czekoladowy Nestle. Breja ubłociła mnie od stóp do głów, pomimo błotników. Potem były odczuwalne nawet na góralu nierówności drogi na gajówkę Hviezdoslava. Od tego punktu los się odwrócił, chmury zaczęły się podnosić, zrobiło się jasno. To skłoniło mnie do cyklotreku. Najpierw pełna wrażeń Vysoka (966), oferująca widokowy grzbiet, u podnóża zaś piękną halę. Potem nudny, porosły młodnikiem Ostry (990), zachwycający widokiem na Sihelniansky Hradok. Wreszcie jego tajemnicza obwodnica, nieoznaczona na mapach a gwarantująca przyzwoitą - na mtb - nawierzchnie i wodoki, oraz totalną odludność i przegląd myśliwskich ambon... Pod Mędralową zarządziłem odwrót - chmury ewidentnie trzymały się na okolicach 1000 metrów i wyżej... Wybrałem Głuchaczki, pyszny hamburger w Jeleśni oraz baraszkowanie po Pasmie Pewelskim, gdzie po raz pierwszy nawiedziłem rowerem Ostry Groń i Łyskę.
W sumie prawie 12 h walki, 4 nowe dziewicze góry, dużo szutru, mało ludzi.
Krowiarki
Pogranicze polsko-słowackie i mój Rudy 102, znaczy czołg...
Hala Jasenicka u podnóży góry Vysoka (966? - altimetr wyrażnie wskazywał 974 a był tego dnia bardzo stabilny w pomiarach...)
Sihelniansky hradok - widok z Ostrego (990)
Głuchaczki
Madeje
Widok z podnóży Ostrego Gronia na Biedaszków Groń i Pasmo Pewelskie
Podlotek trznadla wpadł mi pod koła, w pobliżu czatowali rodzice, więc oddałem go naturze :)
Trasa:
Powrót z Ligoty, bo do tego miejsca uniknąłem płacenia za bilet :) Co ciekawe pociąg z Zakopca był umiarkowanie wypełniony i miałem miejsce siedziące...
Dystans113.53 km Czas06:48 Vśrednia16.70 km/h VMAX64.88 km/h Podjazdy2293 m
SprzętMerida Drakar
Makowski klasyk
Fatalne prognozy dla masywu Babiej wskazywały by uciec na północ. Było więc kilka nowych skrótów np. trasa z Makowa do Zembrzyc z ominięciem krajówki nr 28. Początek podjazdu na Makowską Górę z Jachówki był rzeźnicki a najbardziej wkurzały samochodziki masowo skracające sobie drogę na tej ścieżce (alejki w parkach są szersze). Zjazd szerszy ale o słabej nawierzchni. Tym razem był zaduch i upał, podjazd na Żarnówkę i Koskową wylał ze mnie siódme poty, potem (nomen omen!) schłodziła mnie burza (uratowal przystanek w Skomielnej). Powrót do Makowa przez Jabconiówkę i ze zdobyczno-odkrywczym cyklotrekiem na Adamówce (729) po drodze. W sumie dzień udany, odczuwałem jeszcze trudy pionowego Bożego Ciała i pod koniec miałem już dość...
Przeł. Lipie
Na Górę Makowską
Koskowa przed ulewą
Jabconiówka
Trasa:
Fatalne prognozy dla masywu Babiej wskazywały by uciec na północ. Było więc kilka nowych skrótów np. trasa z Makowa do Zembrzyc z ominięciem krajówki nr 28. Początek podjazdu na Makowską Górę z Jachówki był rzeźnicki a najbardziej wkurzały samochodziki masowo skracające sobie drogę na tej ścieżce (alejki w parkach są szersze). Zjazd szerszy ale o słabej nawierzchni. Tym razem był zaduch i upał, podjazd na Żarnówkę i Koskową wylał ze mnie siódme poty, potem (nomen omen!) schłodziła mnie burza (uratowal przystanek w Skomielnej). Powrót do Makowa przez Jabconiówkę i ze zdobyczno-odkrywczym cyklotrekiem na Adamówce (729) po drodze. W sumie dzień udany, odczuwałem jeszcze trudy pionowego Bożego Ciała i pod koniec miałem już dość...
Przeł. Lipie
Na Górę Makowską
Koskowa przed ulewą
Jabconiówka
Trasa:
Dystans105.46 km Czas07:22 Vśrednia14.32 km/h VMAX62.42 km/h Podjazdy3188 m
SprzętMerida Drakar
Stryszawski pionowy świat
Najpierw była wspinaczka na Janoszkę i zdobycie tejże na rowerze, potem zjazd i podjazd na os. Jaworskie; w końcu przypomniałem sobie, że u podnóża zostawiłem bagaże... Po powrocie znowu, od zera, zdobywałem Przysłop; tymczasem M. czekała na mnie w Beskidzkim Raju. Po skorzystaniu z wieży nastąpił zjazd aż do Zawoi i przejazd przez Skawicę - Suchą Górę z drugim tego dnia atakiem na szczyt. Oblok (870) zdobywałem już klasycznie cyklotrekiem, w drodze powrotnej złapał mnie potop. Na przystanku "ratunkowym" zeszliśmy się z M. no i przez półtorej godziny okupowaliśmy przystanek. Dalsza trasa musiała ulec modyfikacji - np. pojawił się obiad w Makowie - i tak się stało. Z Makowa wracałem m. in. przez Podksięże, Grzechynię i Borsuczą... Kilometr o nachyleniu ponad 15% to jest jednak niezła rzeźnia (Podksięże). W schronisku byłem dopiero po 20, ale na ostatnim podjeździe na Magurce/Borsuczej czułem, że kolana więcej nie wytrzymają... Jechałem przecież na czołgu (Drakarze)...
To mój rekord przewyższenia w stosunku do dystansu, okolice Stryszawy dają czadu, a jest to wersja minimum w stosunku do pierwotnej (którą zalał deszcz)!
W drodze na Janoszkę
Magurka widziana z wieży Beskidzkiego Raju
Oblok - na szczycie
Podjazd na Podksięże
Magurka/Borsucza
Trasa:
Najpierw była wspinaczka na Janoszkę i zdobycie tejże na rowerze, potem zjazd i podjazd na os. Jaworskie; w końcu przypomniałem sobie, że u podnóża zostawiłem bagaże... Po powrocie znowu, od zera, zdobywałem Przysłop; tymczasem M. czekała na mnie w Beskidzkim Raju. Po skorzystaniu z wieży nastąpił zjazd aż do Zawoi i przejazd przez Skawicę - Suchą Górę z drugim tego dnia atakiem na szczyt. Oblok (870) zdobywałem już klasycznie cyklotrekiem, w drodze powrotnej złapał mnie potop. Na przystanku "ratunkowym" zeszliśmy się z M. no i przez półtorej godziny okupowaliśmy przystanek. Dalsza trasa musiała ulec modyfikacji - np. pojawił się obiad w Makowie - i tak się stało. Z Makowa wracałem m. in. przez Podksięże, Grzechynię i Borsuczą... Kilometr o nachyleniu ponad 15% to jest jednak niezła rzeźnia (Podksięże). W schronisku byłem dopiero po 20, ale na ostatnim podjeździe na Magurce/Borsuczej czułem, że kolana więcej nie wytrzymają... Jechałem przecież na czołgu (Drakarze)...
To mój rekord przewyższenia w stosunku do dystansu, okolice Stryszawy dają czadu, a jest to wersja minimum w stosunku do pierwotnej (którą zalał deszcz)!
W drodze na Janoszkę
Magurka widziana z wieży Beskidzkiego Raju
Oblok - na szczycie
Podjazd na Podksięże
Magurka/Borsucza
Trasa:
Dystans102.43 km Czas06:04 Vśrednia16.88 km/h VMAX51.24 km/h Podjazdy2077 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze śląsko-żywieckie
Dzień bez bagażu, na pohybel klęskom i przeciwnościom. Z cyklotrekiem na Rachowcu i Popręcince (świetna panorama) i podziwianiem parady motocyklistów pod Ochodzitą. Lampa była ostra, słońce wysysało siły i w połączeniu z ledwie 4h snu sprawiło, że zjeżdżałem na pociąg do Rycerki z poczuciem dobrze wykonanej pracy :)
Wcześniej musiałem wrócić po depozyt pod Zwardoniem.
Widoczek z podejścia na Rachowiec
Trójstyk
Powrót na Ochodzitą. Dopingowała mnie tu wycieczka emerytów...
Było ich kilkuset, jeśli nie więcej... Większość na słowackich blachach...
Dzień wcześniej, dokończenie dwusetki (już po północy):
Dzień bez bagażu, na pohybel klęskom i przeciwnościom. Z cyklotrekiem na Rachowcu i Popręcince (świetna panorama) i podziwianiem parady motocyklistów pod Ochodzitą. Lampa była ostra, słońce wysysało siły i w połączeniu z ledwie 4h snu sprawiło, że zjeżdżałem na pociąg do Rycerki z poczuciem dobrze wykonanej pracy :)
Wcześniej musiałem wrócić po depozyt pod Zwardoniem.
Widoczek z podejścia na Rachowiec
Trójstyk
Powrót na Ochodzitą. Dopingowała mnie tu wycieczka emerytów...
Było ich kilkuset, jeśli nie więcej... Większość na słowackich blachach...
Dzień wcześniej, dokończenie dwusetki (już po północy):
Dystans133.16 km Czas05:59 Vśrednia22.26 km/h VMAX56.58 km/h Podjazdy1024 m
SprzętFocus Arriba 4.0
GSD, Płaskowyż Twardowicki i dookoła tegoż peregrynacje (9)
Tym razem wreszcie wyrwałem się z pracy przed 17, ba, nawet przed 13. To oznaczało katowanie płaskowyżu i okolic. Po raz 10. w tym roku wjechałem na Górę św. Doroty - idę na rekord! Trasa była treningowa, ale miejscami wiosna prowokowała do chwili foto-refleksji. Pod koniec trasy ścigałem kolarzy i średnia znacznie wzrosła a jeden kolarz nawet haniebnie przegrał z trekingiem...
Typowy płaskowyż, czyli między Siemonią a Twardowicami
Na Dorotce - kwitnące suchodrzewy zwyczajne, bo nie tylko kasztanowce wyznaczają matury!
No i łany czosnku niedźwiedziego w Parku Zielona, wiadomo.
Do Siewierza było chmurnie i zimnawo, dopiero na pętli zendkowskiej chmury zaczęły ustępować
Zendek - jeszcze kwitnęły jabłonie
Cyklotrek na Korzystnej Górze i oryginalny widok na Sączów
Trasa:
Tym razem wreszcie wyrwałem się z pracy przed 17, ba, nawet przed 13. To oznaczało katowanie płaskowyżu i okolic. Po raz 10. w tym roku wjechałem na Górę św. Doroty - idę na rekord! Trasa była treningowa, ale miejscami wiosna prowokowała do chwili foto-refleksji. Pod koniec trasy ścigałem kolarzy i średnia znacznie wzrosła a jeden kolarz nawet haniebnie przegrał z trekingiem...
Typowy płaskowyż, czyli między Siemonią a Twardowicami
Na Dorotce - kwitnące suchodrzewy zwyczajne, bo nie tylko kasztanowce wyznaczają matury!
No i łany czosnku niedźwiedziego w Parku Zielona, wiadomo.
Do Siewierza było chmurnie i zimnawo, dopiero na pętli zendkowskiej chmury zaczęły ustępować
Zendek - jeszcze kwitnęły jabłonie
Cyklotrek na Korzystnej Górze i oryginalny widok na Sączów
Trasa:
Dystans138.74 km Czas07:18 Vśrednia19.01 km/h VMAX56.28 km/h Podjazdy1588 m
Temp.16.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Przez beskidzkie przełączki do Jaworzna
Nadszedł czas podnieść poprzeczkę. Ruszyłem zatem do Żywca korzystając z pociągu na który polowałem od dawna (na Zwardoń, z Zawiercia...). Po drodze, zza szyby, podziwiałem lokalny Mount Blanc, czyli ośnieżone Skrzyczne. Już od Żywca było ciepło a podjazd na przeł. U Poloka (613) spowodował, że pozbyłem się kurtki. Pierwsze prawdziwe emocje trasa zafundowała mi w Przyborowie - mijałem malowniczy pochód Świadków Jehowy. Chwile zgrozy przeżyłem na odcinku Koszarawa - Lachowice. Droga z przeł. Granica (648) jest coraz gorsza: nieomal nie straciłem całego koła, tak mocno walnąłem w dziurę niewidoczną w światłocieniu...
W Lachowicach dotarłem na cmentarz choleryczny, próbując bezskutecznie przedostać się na Bacową Przełączkę. By to sobie powetować - i zaliczyć jakiś cyklotrek - wybrałem drogę na przysiółek Gancarzyki i Sochy. Na mapie wyglądało to jak wzorcowy interwał. W praktyce nie zgadzała się jedynie nawierzchnia (na mapie asfalt do końca, w praktyce kończący się przed najstromszą ścianką). Na asfalcie było w kilku miejscach 15%, które dzielnie wjechałem (przy nieludzkich, jak to o tej porze roku, sapaniach), przeplatały się te ścianki z całkowitymi wypłaszczeniami, ale finał dał wysmienite 21% na 100 m - niestety na drodze gruntowej: tutaj się poddałem i prowadziłem... Potem postawiłem rower przy ścieżce i wyruszyłem zdobyć z buta Wierchy (580), gdzie na szczycie był ołtarz, ławki i błogi spokój, mącony zapewne czasem przez kładowców i innych prymitywów (wnosząc po śladach). Od osiedla Sochy wróciłem na łono cywilizacji. Potem przez przełączki: Śleszowicką (424) i Zapusta (380) zjechałem do doliny Wisły i w ostatnim etapie zaliczyłem podjazdki Garbu Tęczyńskiego i Pagóry Jaworznickie...
Na rynku w Chrzanowie kawki polowały na papierki po lodach: znak to widomy sezonu lęgowego :)
Był to bardzo udany, słoneczny dzień. Wyśrubowałem nowe rekordy anno domini 2019: pokonane 15% przewyższenia, ponad 1500 m podjazdów na trasie i niebotyczna wysokość 648 m n.p.m. Po lasach zoczyłem kwitnące lepiężniki, po wsiach forscycje. W awifaunie bez nowych obserwacji...
Przejedziem Sołę, by pierwszą przełączkę atakować z mozołem :)
W drodze do Jeleśni
Cudny widoczek z podjazdu na Krzeszów (na Pasmo Babiogórskie)
Świnna Poręba
Jeden z najpiękniejszych widoków Pogórza Wielickiego - "Dolina bez nazwy" - w drodze na przeł. Zapusta. Po raz pierwszy byłem tu zanim buczki nabrały zieleni.
Wisła w Łączanach. Ostatnia rzeka z trio Soła-Skawa-Wisła jakie musiałem przebyć na tej trasie.
Mapa:
Nadszedł czas podnieść poprzeczkę. Ruszyłem zatem do Żywca korzystając z pociągu na który polowałem od dawna (na Zwardoń, z Zawiercia...). Po drodze, zza szyby, podziwiałem lokalny Mount Blanc, czyli ośnieżone Skrzyczne. Już od Żywca było ciepło a podjazd na przeł. U Poloka (613) spowodował, że pozbyłem się kurtki. Pierwsze prawdziwe emocje trasa zafundowała mi w Przyborowie - mijałem malowniczy pochód Świadków Jehowy. Chwile zgrozy przeżyłem na odcinku Koszarawa - Lachowice. Droga z przeł. Granica (648) jest coraz gorsza: nieomal nie straciłem całego koła, tak mocno walnąłem w dziurę niewidoczną w światłocieniu...
W Lachowicach dotarłem na cmentarz choleryczny, próbując bezskutecznie przedostać się na Bacową Przełączkę. By to sobie powetować - i zaliczyć jakiś cyklotrek - wybrałem drogę na przysiółek Gancarzyki i Sochy. Na mapie wyglądało to jak wzorcowy interwał. W praktyce nie zgadzała się jedynie nawierzchnia (na mapie asfalt do końca, w praktyce kończący się przed najstromszą ścianką). Na asfalcie było w kilku miejscach 15%, które dzielnie wjechałem (przy nieludzkich, jak to o tej porze roku, sapaniach), przeplatały się te ścianki z całkowitymi wypłaszczeniami, ale finał dał wysmienite 21% na 100 m - niestety na drodze gruntowej: tutaj się poddałem i prowadziłem... Potem postawiłem rower przy ścieżce i wyruszyłem zdobyć z buta Wierchy (580), gdzie na szczycie był ołtarz, ławki i błogi spokój, mącony zapewne czasem przez kładowców i innych prymitywów (wnosząc po śladach). Od osiedla Sochy wróciłem na łono cywilizacji. Potem przez przełączki: Śleszowicką (424) i Zapusta (380) zjechałem do doliny Wisły i w ostatnim etapie zaliczyłem podjazdki Garbu Tęczyńskiego i Pagóry Jaworznickie...
Na rynku w Chrzanowie kawki polowały na papierki po lodach: znak to widomy sezonu lęgowego :)
Był to bardzo udany, słoneczny dzień. Wyśrubowałem nowe rekordy anno domini 2019: pokonane 15% przewyższenia, ponad 1500 m podjazdów na trasie i niebotyczna wysokość 648 m n.p.m. Po lasach zoczyłem kwitnące lepiężniki, po wsiach forscycje. W awifaunie bez nowych obserwacji...
Przejedziem Sołę, by pierwszą przełączkę atakować z mozołem :)
W drodze do Jeleśni
Cudny widoczek z podjazdu na Krzeszów (na Pasmo Babiogórskie)
Świnna Poręba
Jeden z najpiękniejszych widoków Pogórza Wielickiego - "Dolina bez nazwy" - w drodze na przeł. Zapusta. Po raz pierwszy byłem tu zanim buczki nabrały zieleni.
Wisła w Łączanach. Ostatnia rzeka z trio Soła-Skawa-Wisła jakie musiałem przebyć na tej trasie.
Mapa:
Dystans193.36 km Czas08:41 Vśrednia22.27 km/h VMAX50.70 km/h Podjazdy939 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Trzy Morgi i direttissima Góry Chełmo
Nad ranem mokre asfalty, przesychające dopiero od okolic Myszkowa. Przejazd przez Myszków niemal w całości ścieżkami rowerowymi. Niewielki ruch na drogach, na odcinku Sekursko - Wielgomłyny najgorsza nawierzchnia na trasie rajdu. Momentami drastyczna ilość dziur. W okolicach Ręczna dojechałem do granicy okna bezchmurności, wysokie chmury przepuszczały jednak sporo promieni słonecznych. Zaliczyłem zimowe wejście na Górę Chełmo, na wierzchołku stanąłem po raz drugi. Dotarłem też wreszcie do legendarnego mostu na Pilicy w miejscowości Trzy Morgi.
Wydarzenia smutne:
Bolesna strata czapki wydarzyła się przed Wielgomłynami. Wiatr porwał czapkę z kierownicy jak robiłem zdjęcie, nie zauważyłem :(
[Finał nad Pilicą, Trzy Morgi]
Będzin
Siewierz
Myszków
Źródło Zygmunta, rez. Parkowe
Św. Anna
Wielgomłyny
Góra Chełmo
Trzy Morgi - Pilica
Lubień - pierwszy bocian anno domini 2019 - na środku nigdzie
Nad ranem mokre asfalty, przesychające dopiero od okolic Myszkowa. Przejazd przez Myszków niemal w całości ścieżkami rowerowymi. Niewielki ruch na drogach, na odcinku Sekursko - Wielgomłyny najgorsza nawierzchnia na trasie rajdu. Momentami drastyczna ilość dziur. W okolicach Ręczna dojechałem do granicy okna bezchmurności, wysokie chmury przepuszczały jednak sporo promieni słonecznych. Zaliczyłem zimowe wejście na Górę Chełmo, na wierzchołku stanąłem po raz drugi. Dotarłem też wreszcie do legendarnego mostu na Pilicy w miejscowości Trzy Morgi.
Wydarzenia smutne:
Bolesna strata czapki wydarzyła się przed Wielgomłynami. Wiatr porwał czapkę z kierownicy jak robiłem zdjęcie, nie zauważyłem :(
[Finał nad Pilicą, Trzy Morgi]
Będzin
Siewierz
Myszków
Źródło Zygmunta, rez. Parkowe
Św. Anna
Wielgomłyny
Góra Chełmo
Trzy Morgi - Pilica
Lubień - pierwszy bocian anno domini 2019 - na środku nigdzie
Dystans130.64 km Czas06:39 Vśrednia19.65 km/h VMAX41.36 km/h Podjazdy839 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Świniuszka - cyklotrek jurajski
Nad ranem mroźno. W Będzinie dzień targowy, nad Pogorią sporo szadzi, potem dłuższy odcinek bez słońca. Powała chmur popadła w "rozstępy" dopiero w okolicach Chechła. Odtąd, aż po eksplorację masywu Świniuszki słońce raz po raz wyglądało zza chmurek. Głęboki jar Minóżki całkiem malowniczy, ale samo Źródło Miłości tak straszliwie zaśmiecone (razem z całą okolicą), jak zaśmiecona potrafi być tylko Małopolska Zachodnia... Sterty puszek, butelek, przy źródle parking "nieustającego jazgotu", duży ruch gratów (samochodów i skuterów) z pobliskich wiosek, przyjeżdżających po wodę. Ci ludzie robią śmietnik z własnego domu...
"Piachowy horror", czyli droga skrótowa z Rodak do Żelazka wyjątkowo komfortowa: bo piasek zamarznięty, niestety miejscami pola lodowe i śnieżne. Na samej Świniuszce także śmietnisko oraz buchtowisko... Mocno przygnębiony wracałem przez Ogrodzieniec, Łazy i Grodziec do domu. W drodze powrotnej pełne zachmurzenie. W Tucznawie zaczęło prószyć śniegiem, w Maciejkowicach przebiegł mi drogę zabiedzony lis. Ogólnie warunki ciężkie: rano mróz, po południu chmury.
Pierwsza setka w sezonie zaliczona, w dodatku rekord przewyższenia i pierwszy w sezonie cyklotrek (2 km, 70 m przewyższenia w drodze na kulminację Świniuszki: można tu wjechać na góralu, ale byłem trekkingiem)
Mróz i szadź nad zbiornikiem Kuźnica
Inny świat: Pogoria IV w okowach mrozu
Sławny wielbłąd w Chechle - symbol małopolskiego gustu estetycznego...
Dolina Minóżki - nie licząc śmieci, miejsce magiczne (skąd się tu wzięła opona z koparki?)
Po północnej stronie Świniuszki - płaty sniegu i lodu
Na samiuśkim wierzchołku mała polana - śmieci był tutaj dostatek (dawny zabór rosyjski...)
Ostatni postój - OSP Wiesiółka
Ostatni podjazd, czyli u stóp Olimpu
Nad ranem mroźno. W Będzinie dzień targowy, nad Pogorią sporo szadzi, potem dłuższy odcinek bez słońca. Powała chmur popadła w "rozstępy" dopiero w okolicach Chechła. Odtąd, aż po eksplorację masywu Świniuszki słońce raz po raz wyglądało zza chmurek. Głęboki jar Minóżki całkiem malowniczy, ale samo Źródło Miłości tak straszliwie zaśmiecone (razem z całą okolicą), jak zaśmiecona potrafi być tylko Małopolska Zachodnia... Sterty puszek, butelek, przy źródle parking "nieustającego jazgotu", duży ruch gratów (samochodów i skuterów) z pobliskich wiosek, przyjeżdżających po wodę. Ci ludzie robią śmietnik z własnego domu...
"Piachowy horror", czyli droga skrótowa z Rodak do Żelazka wyjątkowo komfortowa: bo piasek zamarznięty, niestety miejscami pola lodowe i śnieżne. Na samej Świniuszce także śmietnisko oraz buchtowisko... Mocno przygnębiony wracałem przez Ogrodzieniec, Łazy i Grodziec do domu. W drodze powrotnej pełne zachmurzenie. W Tucznawie zaczęło prószyć śniegiem, w Maciejkowicach przebiegł mi drogę zabiedzony lis. Ogólnie warunki ciężkie: rano mróz, po południu chmury.
Pierwsza setka w sezonie zaliczona, w dodatku rekord przewyższenia i pierwszy w sezonie cyklotrek (2 km, 70 m przewyższenia w drodze na kulminację Świniuszki: można tu wjechać na góralu, ale byłem trekkingiem)
Mróz i szadź nad zbiornikiem Kuźnica
Inny świat: Pogoria IV w okowach mrozu
Sławny wielbłąd w Chechle - symbol małopolskiego gustu estetycznego...
Dolina Minóżki - nie licząc śmieci, miejsce magiczne (skąd się tu wzięła opona z koparki?)
Po północnej stronie Świniuszki - płaty sniegu i lodu
Na samiuśkim wierzchołku mała polana - śmieci był tutaj dostatek (dawny zabór rosyjski...)
Ostatni postój - OSP Wiesiółka
Ostatni podjazd, czyli u stóp Olimpu
Dystans137.38 km Czas07:19 Vśrednia18.78 km/h VMAX53.81 km/h Podjazdy1341 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Na pograniczu orawsko-żywieckim
Nad ranem pełne zachmurzenie, pierwszy raz słońce zobaczyłem w Jeleśni. Zaraz potem nastąpiły 3 godziny z mgłą i wilgocią. Siły słoneczne wypędziły złego ducha wilgoci dopiero po 11. Podjazd na Glinne, choć prosty, jechałem ostrożnie; ostatni raz trasę w górach robiłem pod koniec marca... W górach po słowackiej stronie co chwilę straszyły napisy (po polsku!) informujące o tym by nie śmiecić. Smutne :) Inwersja była wyraźna, ja jednak dotarłem trekingiem za nisko (~ 940 m n.p.m), by móc się nią rozkoszować. Gdy okazało się, że duży najazd może w dużym procencie zastapić przygotowanie podjazdowe - zwiększyłem tempo. Udało mi się skutecznie przeprowadzić cyklotrek na Kýčerę (944) dominującą nad wsią Zakamenne i kuszącą ciekawym położeniem. Warto było się trudzić: na szczycie ukazał mi się widok na Góry Choczańskie i Tatry Zachodnie.
Cyklotrek kosztował mnie założenie ryzykownego depozytu oraz przejście z buta 3,1 km o przewyższeniu 230 m. Na dziewiczym wierzchołku (pozbawionym ścieżek) odszukałem punkt osnowy geodezyjnej, no i rozkoszowałem się unikalnymi widokami.
W drodze powrotnej, na opłotkach Żywcach wjechałem znów w mgły wieczorne i w chwili gdy zgasło światło (~16:45) dopadłem do przydworcowej Biedronki...
W pociągu 120% wypełnienia oraz skład made in Pesa, co tym razem kosztowało mnie utratę szprychy: rower po prostu zrobił fikołka z haka (zbyt niskiego, bo przecież rowery 28-calowe - na cienkich oponach! - to w Bydgoszczy rzadkość!), o mało nie zabijając jednego z gęsto upakowanych podróżnych...
Powrót do i z Katowic rowerem.
Korbielów - przebłysk słońca
Kiepska, ale typowo górska "asfaltówka" na stokach Masywu Pilska
Pogranicze dobra (błękitu) i zła (szarości)
Mutne, widok na Kopce
Kýčera (944 m), widok na Chocza
Cięcina, kościół św. Katarzyny
Nad ranem pełne zachmurzenie, pierwszy raz słońce zobaczyłem w Jeleśni. Zaraz potem nastąpiły 3 godziny z mgłą i wilgocią. Siły słoneczne wypędziły złego ducha wilgoci dopiero po 11. Podjazd na Glinne, choć prosty, jechałem ostrożnie; ostatni raz trasę w górach robiłem pod koniec marca... W górach po słowackiej stronie co chwilę straszyły napisy (po polsku!) informujące o tym by nie śmiecić. Smutne :) Inwersja była wyraźna, ja jednak dotarłem trekingiem za nisko (~ 940 m n.p.m), by móc się nią rozkoszować. Gdy okazało się, że duży najazd może w dużym procencie zastapić przygotowanie podjazdowe - zwiększyłem tempo. Udało mi się skutecznie przeprowadzić cyklotrek na Kýčerę (944) dominującą nad wsią Zakamenne i kuszącą ciekawym położeniem. Warto było się trudzić: na szczycie ukazał mi się widok na Góry Choczańskie i Tatry Zachodnie.
Cyklotrek kosztował mnie założenie ryzykownego depozytu oraz przejście z buta 3,1 km o przewyższeniu 230 m. Na dziewiczym wierzchołku (pozbawionym ścieżek) odszukałem punkt osnowy geodezyjnej, no i rozkoszowałem się unikalnymi widokami.
W drodze powrotnej, na opłotkach Żywcach wjechałem znów w mgły wieczorne i w chwili gdy zgasło światło (~16:45) dopadłem do przydworcowej Biedronki...
W pociągu 120% wypełnienia oraz skład made in Pesa, co tym razem kosztowało mnie utratę szprychy: rower po prostu zrobił fikołka z haka (zbyt niskiego, bo przecież rowery 28-calowe - na cienkich oponach! - to w Bydgoszczy rzadkość!), o mało nie zabijając jednego z gęsto upakowanych podróżnych...
Powrót do i z Katowic rowerem.
Korbielów - przebłysk słońca
Kiepska, ale typowo górska "asfaltówka" na stokach Masywu Pilska
Pogranicze dobra (błękitu) i zła (szarości)
Mutne, widok na Kopce
Kýčera (944 m), widok na Chocza
Cięcina, kościół św. Katarzyny
Dystans93.92 km Czas04:30 Vśrednia20.87 km/h VMAX49.33 km/h Podjazdy783 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jesienny szlak wzgórz i jezior
Miał być jesienny widoczek na Dorotkę z Parciny, ale góra ogrodzona siatką na 3 metry wysoką (?). Bez szans by dostać się do ruin hangaru szybowcowego. Poeksplorowałem natomiast Bukową Górę w DG oraz brzegi Pogorii Pierwszej. Wszędzie jesień.
Jesień w Grodźcu niedzielną porą
Buczyna w Grodkowie
Ach, Pogoria czwartą zwana... W tle Bukowa Góra
Bukowa z bliska
Pogoria I, cichy brzeg
Miał być jesienny widoczek na Dorotkę z Parciny, ale góra ogrodzona siatką na 3 metry wysoką (?). Bez szans by dostać się do ruin hangaru szybowcowego. Poeksplorowałem natomiast Bukową Górę w DG oraz brzegi Pogorii Pierwszej. Wszędzie jesień.
Jesień w Grodźcu niedzielną porą
Buczyna w Grodkowie
Ach, Pogoria czwartą zwana... W tle Bukowa Góra
Bukowa z bliska
Pogoria I, cichy brzeg