Wpisy archiwalne w kategorii
Extrem Ostalpen 2016
Dystans całkowity: | 1534.43 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 107:17 |
Średnia prędkość: | 14.30 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.22 km/h |
Suma podjazdów: | 24750 m |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 102.30 km i 7h 09m |
Więcej statystyk |
Dystans111.40 km Czas08:33 Vśrednia13.03 km/h VMAX62.52 km/h Podjazdy2829 m
Temp.4.5 °C SprzętKross Raven Meadow
Sass Dlacia - Falcade
Trasa: Sass Dlacia - Passo Campolongo (1875) - Arabba - Andraz - Colle S. Lucia - Passo Giau (2233) - Colle S. Lucia - Caprile - Alleghe - Cencenighe - Falcade (Val le Buse)
Rano budzi mnie na kempingu temperatura wewnątrz namiotu 4.5 stopnia i szron (na zewnątrz 2.1), ale na przełęczy Campolongo zaznam rekordu trasy w postaci temp. 0.9 stopnia na podjeździe. Letnia jazda przez kilka (sic!) godzin w temperaturze rzędu 1.5-2 stopnie potrafi nieźle zgnoić. Po drodze widoczki na Piz Boe i całkowicie ośnieżony płaskowyż masywu Sella. Jest pozytyw tej całej lodowni: kapitalna widoczność. Dzień okaże się być bardzo słonecznym i widokowym. Udało mi się go maksymalnie wykorzystać. Zorze poranne potrafiły jednak zmrozić do szpiku kości. Nie mogło zbraknąć nieszczęscia w postaci szprychy, która raczy pęknąć z melodyjnym brzęknięciem na prostym odcinku drogi, na podjeździe na passo San Pellegrino.
Rano budzi mnie na kempingu temperatura wewnątrz namiotu 4.5 stopnia i szron (na zewnątrz 2.1), ale na przełęczy Campolongo zaznam rekordu trasy w postaci temp. 0.9 stopnia na podjeździe. Letnia jazda przez kilka (sic!) godzin w temperaturze rzędu 1.5-2 stopnie potrafi nieźle zgnoić. Po drodze widoczki na Piz Boe i całkowicie ośnieżony płaskowyż masywu Sella. Jest pozytyw tej całej lodowni: kapitalna widoczność. Dzień okaże się być bardzo słonecznym i widokowym. Udało mi się go maksymalnie wykorzystać. Zorze poranne potrafiły jednak zmrozić do szpiku kości. Nie mogło zbraknąć nieszczęscia w postaci szprychy, która raczy pęknąć z melodyjnym brzęknięciem na prostym odcinku drogi, na podjeździe na passo San Pellegrino.
Dystans112.76 km Czas08:05 Vśrednia13.95 km/h VMAX64.06 km/h Podjazdy2007 m
Temp.31.3 °C SprzętKross Raven Meadow
Pfitschertal - Col dal Ermo
Trasa: Stein (Rastkapelle) - Afens - Sterzing - Eisacktal Radweg - Pfulters - Franzensfeste - Brixen - Klausen - St. Peter - Jü de Börz/Würzjoch (2004) - Antermoia - Col dal Ermo
Z wrażeń:
- strome ścianki-podjazdy 13-15% na ścieżce rowerowej Eisacktal, absurdalny odcinek przez... gołoborze, ale droga nr 12 bardzo ruchliwa, więc alternatywy nie było
- zgubiony klik z torby MSX, bo dzień bez nieszczęscia się nie przydarzył, więc coś musiało się stać
- siódme poty na podjeździe z St. Peter na Jü de Börz, przesadziłem z tempem, nie uwzględniłem problemów z chodzeniem jakie zafundowała mi dzień wcześniej wyrypa na Grabspitze. Wszystko przez zbyt późną pobudkę, ale to był efekt Grabspittze....
Z wrażeń:
- strome ścianki-podjazdy 13-15% na ścieżce rowerowej Eisacktal, absurdalny odcinek przez... gołoborze, ale droga nr 12 bardzo ruchliwa, więc alternatywy nie było
- zgubiony klik z torby MSX, bo dzień bez nieszczęscia się nie przydarzył, więc coś musiało się stać
- siódme poty na podjeździe z St. Peter na Jü de Börz, przesadziłem z tempem, nie uwzględniłem problemów z chodzeniem jakie zafundowała mi dzień wcześniej wyrypa na Grabspitze. Wszystko przez zbyt późną pobudkę, ale to był efekt Grabspittze....
Dystans100.97 km Czas08:18 Vśrednia12.17 km/h VMAX51.45 km/h Podjazdy2718 m
Temp.3.9 °C SprzętKross Raven Meadow
Ahner Saggutl - Pfitscher Joch (Rastkapelle)
Trasa: Ahner Saggutl - Weissenbach - Penser Joch (2214) - Sterzing - Afens - St. Jakob - Pfitscher Joch (2251) - Pfitscher-Joch-Haus (2276) - St. Jakob - Stein - Rastkapelle
Dzień z życia sakwowca
Po całej dobie opadów nonstop (5.08), bez choćby chwili przerwy naturze zabrakło w końcu amunicji. Od rana utrzymywały się niskie deszczowe chmury, ale wydawało się, że cały ładunek spuściły już na mój namiot, z którego wylałem miską przeszło 3 litry wody odpompowując po nocy potężną kałużę z narożnika sypialni. Byłem zbytnim optymistą, ledwo złożyłem obozowisko zaczęło mżyć i w tej marznącej mżawce, w temperaturze 4-6 stopni przyszło mi podjeżdżać na sięgającą wysoko grzbietu przełęcz Penser. Nawierzchnia drogi była usiana spękaniami i nierównościami a na zjeździe musiałem ubrać na grzbiet wszystko co miałem ze sobą.
Na przełęczy temperatura spadła poniżej 4 stopni. Kilkanaście kilometrów dalej - w Sterzing - zaznałem na chwilę ciepła, błękitu nieba i słońca, ale nawet w dolinie rzeki Eisack/Isarco chmury dominowały i zagęszczały zakres swojego panowania. Warunki atmosferyczne (temp., wilgotność) wykończyły mi aparat (kompakt). W Sterzing odmówił po prostu posłuszeństwa. Całe szczęście wziąłem dwa.
Prawdziwy survival czekał mnie jednak w czeluściach wymarzonej doliny Pfitschertal. Jeszcze z asfaltu ujrzałem obielone granie. Świeżutki śnieg zalegał na wierchach nieco tylko wyższych od 2500 m n.p.m. Cała moja koncepcja bazy z trzema noclegami w dolinie się zawaliła. Najwyższy szczyt Alp Zillertalskich - Hochfeiler - był cały przysypany świeżym śniegiem. Długo nie mogłem się zdecydować co robić. Postanowiłem zostawić bagaże przy wyjściu na Grabspitze i ruszyć w stronę przełęczy Pfitscher, by znaleźć lepsze lokum i zdobyć na lekko samą przełęcz zanim zapadnie zmierzch. Wieczorny wjazd oznaczał, że o komforcie termicznym mogłem zapomnieć.
Pod schroniskiem, na wys. 2276 m n.p.m. temperatura wynosiła około godz. 19 dokładnie 1.9 stopnia, w dodatku przewalały się tak niskie chmury, że zachaczały o przełęcz potęgując jeszcze trudny do wytrzymania ziąb i wilgoć. Momentami widoczność nie przekraczała 10 metrów. Nawet krowy zaczęły ucieczkę w stronę zabudowań. Ja też uciekłem - w dół doliny. Kilka razy otwarł mi się widok, który po reanimacji akumulatorka udało mi się nawet uwiecznić, samemu do wieczności nie przechodząc. Mocno przymrożony dotarłem do wsi po bagaże i dawaj po raz kolejny do góry, bo znalazłem w pobliżu kapliczki (ponad wioską Stein), na wysokości 1620 m n.p.m. świetne miejsce na bazę dla mojego 10-letniego namiotu (a baza musiała być położona daleko od "człowieków", bo słuzyć miała dwa dni). W Jakubie trwał cały czas Musikfest, który pozbawił mnie dostępu do tutejszego kranika. Miałem jednak 4 litry zapasu, więc na kolację była pomidorowa i mocne postanowienie na dzień następny: wejść na Grabspitze, tak wysoko jak śnieg pozwoli bo Hochfeiler w tych arktycznych warunkach stał się totalnie neosiągalny.
Dzień z życia sakwowca
Po całej dobie opadów nonstop (5.08), bez choćby chwili przerwy naturze zabrakło w końcu amunicji. Od rana utrzymywały się niskie deszczowe chmury, ale wydawało się, że cały ładunek spuściły już na mój namiot, z którego wylałem miską przeszło 3 litry wody odpompowując po nocy potężną kałużę z narożnika sypialni. Byłem zbytnim optymistą, ledwo złożyłem obozowisko zaczęło mżyć i w tej marznącej mżawce, w temperaturze 4-6 stopni przyszło mi podjeżdżać na sięgającą wysoko grzbietu przełęcz Penser. Nawierzchnia drogi była usiana spękaniami i nierównościami a na zjeździe musiałem ubrać na grzbiet wszystko co miałem ze sobą.
Na przełęczy temperatura spadła poniżej 4 stopni. Kilkanaście kilometrów dalej - w Sterzing - zaznałem na chwilę ciepła, błękitu nieba i słońca, ale nawet w dolinie rzeki Eisack/Isarco chmury dominowały i zagęszczały zakres swojego panowania. Warunki atmosferyczne (temp., wilgotność) wykończyły mi aparat (kompakt). W Sterzing odmówił po prostu posłuszeństwa. Całe szczęście wziąłem dwa.
Prawdziwy survival czekał mnie jednak w czeluściach wymarzonej doliny Pfitschertal. Jeszcze z asfaltu ujrzałem obielone granie. Świeżutki śnieg zalegał na wierchach nieco tylko wyższych od 2500 m n.p.m. Cała moja koncepcja bazy z trzema noclegami w dolinie się zawaliła. Najwyższy szczyt Alp Zillertalskich - Hochfeiler - był cały przysypany świeżym śniegiem. Długo nie mogłem się zdecydować co robić. Postanowiłem zostawić bagaże przy wyjściu na Grabspitze i ruszyć w stronę przełęczy Pfitscher, by znaleźć lepsze lokum i zdobyć na lekko samą przełęcz zanim zapadnie zmierzch. Wieczorny wjazd oznaczał, że o komforcie termicznym mogłem zapomnieć.
Pod schroniskiem, na wys. 2276 m n.p.m. temperatura wynosiła około godz. 19 dokładnie 1.9 stopnia, w dodatku przewalały się tak niskie chmury, że zachaczały o przełęcz potęgując jeszcze trudny do wytrzymania ziąb i wilgoć. Momentami widoczność nie przekraczała 10 metrów. Nawet krowy zaczęły ucieczkę w stronę zabudowań. Ja też uciekłem - w dół doliny. Kilka razy otwarł mi się widok, który po reanimacji akumulatorka udało mi się nawet uwiecznić, samemu do wieczności nie przechodząc. Mocno przymrożony dotarłem do wsi po bagaże i dawaj po raz kolejny do góry, bo znalazłem w pobliżu kapliczki (ponad wioską Stein), na wysokości 1620 m n.p.m. świetne miejsce na bazę dla mojego 10-letniego namiotu (a baza musiała być położona daleko od "człowieków", bo słuzyć miała dwa dni). W Jakubie trwał cały czas Musikfest, który pozbawił mnie dostępu do tutejszego kranika. Miałem jednak 4 litry zapasu, więc na kolację była pomidorowa i mocne postanowienie na dzień następny: wejść na Grabspitze, tak wysoko jak śnieg pozwoli bo Hochfeiler w tych arktycznych warunkach stał się totalnie neosiągalny.
Dystans119.94 km Czas07:13 Vśrednia16.62 km/h VMAX56.25 km/h Podjazdy1353 m
Temp.43.5 °C SprzętKross Raven Meadow
Nembia-Ahner Saguttl
Trasa: Nembia-Lago di Molveno-Andalo-Spormaggiore-Mezzolombardo-San Michele-Etsch Radweg-pętla Auer-Etsch Radweg-Bozen/Bolzano-Sarnthein-Ahner Saggutl
Od rana w masywie Brenta niskie chmury i mżawka. Widoczność na malownicze Lago di Molveno symboliczna. W dolinie Adygi sytuacja zupełnie inna: pełne słońce i straszny zaduch. Wspaniała trasa rowerowa na kilku odcinkach w remoncie, bez żadnych ostrzeżeń i oznakowań jak na nią wrócić. Mnóstwo straconego czasu, nerwów i kilka nadrobionych kilometrów. Po prostu nagle siatka i barykada. Poza tym straszny ukrop, 43 stopnie w słońcu. Ciężko było uwierzyć w prognozy mówiące o nadchodzącym... śniegu, na wszelki wypadek rozbiłem się jednak na wysokości ok. 1350 m n.p.m.
Od rana w masywie Brenta niskie chmury i mżawka. Widoczność na malownicze Lago di Molveno symboliczna. W dolinie Adygi sytuacja zupełnie inna: pełne słońce i straszny zaduch. Wspaniała trasa rowerowa na kilku odcinkach w remoncie, bez żadnych ostrzeżeń i oznakowań jak na nią wrócić. Mnóstwo straconego czasu, nerwów i kilka nadrobionych kilometrów. Po prostu nagle siatka i barykada. Poza tym straszny ukrop, 43 stopnie w słońcu. Ciężko było uwierzyć w prognozy mówiące o nadchodzącym... śniegu, na wszelki wypadek rozbiłem się jednak na wysokości ok. 1350 m n.p.m.
Dystans43.10 km Czas04:06 Vśrednia10.51 km/h VMAX47.27 km/h Podjazdy1416 m
Temp.41.7 °C SprzętKross Raven Meadow
Trento-Nembia
Trasa: Trento-Sardagna-Passo Camponcino (809) -Sopramonte-Vezzano-Margone-Ranzo-Nembia (Busa di Colin)
Nieludzki skwar i zaduch, palące słońce, cykady, palmy, cedry, figowce, piękne sady kasztanów jadalnych i maniakalnie powtarzane zakazy dla rowerów na drodze do Rivy. Do tego potężne zmęczenie po 20 godzinach jazdy autobusem i dwie godziny opóźnienia tegoż autobusu w stosunku do rozkładu... Wszystko to spowodowało, że zamiast do podnóża masywu Presanella lub brzegów jeziora Garda dotarłem w okolice jeziora Molveno.
Nieludzki skwar i zaduch, palące słońce, cykady, palmy, cedry, figowce, piękne sady kasztanów jadalnych i maniakalnie powtarzane zakazy dla rowerów na drodze do Rivy. Do tego potężne zmęczenie po 20 godzinach jazdy autobusem i dwie godziny opóźnienia tegoż autobusu w stosunku do rozkładu... Wszystko to spowodowało, że zamiast do podnóża masywu Presanella lub brzegów jeziora Garda dotarłem w okolice jeziora Molveno.