Wpisy archiwalne w kategorii

wielodniowe

Dystans całkowity:47411.11 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:2265:08
Średnia prędkość:17.52 km/h
Maksymalna prędkość:78.22 km/h
Suma podjazdów:316336 m
Liczba aktywności:359
Średnio na aktywność:132.06 km i 7h 53m
Więcej statystyk
Dystans123.67 km Czas07:51 Vśrednia15.75 km/h Podjazdy1438 m
Środkowe Czechy, dzień 3: Piękno czeskiego śródziemia

O poranku przywitał mnie urozmaicony krajobraz środkowych Czech. Pobudka była późna, a na noclegu wyjątkowo ciepło i przyjemnie. Przyjemny był też pierwszy etap dzienny - do Błatnej. Potem miałem w planie wariant wschodni, czyli spore odbicie na wschód do pięknie położonego nad Wełtawą zamku Zvikov i interwałową trasę wzdłuż rzeki Otavy do Piska. Emocje pojawiły się przy realizacji tego planu w dwóch miejscach: na dojeździe do zamku Zvikov (nieustanne znaki ostrzegające o remoncie drogi - jedynej drogi do celu) i na przeprawie przez rzekę Otawę. Mostek na mapie okazał się kładką dla pieszych ze schodami... Udało mi się jakość - w częściach - przenieść rower, ale ciśnienie podskoczyło mi znacznie. 

Pisek z kolei okazał się dużo mniej ciekawy niż na zdjęciach, czy z satelity, ale oferował nagrody pocieszenia: kraniki z wodą i wspaniałe Pisecke Hory ze źródełkami i  pustymi drogami asfaltowymi. Naoglądałem się rzecz jasna w ciągu dnia różnych czeskich wynalazków na drogach, trójkołowców czy hulajnóg z siodełkami (w Polszcze też nielegalne). Ostatnie nieplanowane emocje towarzyszyły mi przy pokonywaniu mostu nad rzeką Lużnice w pobliżu miasta Bechynie. Most był kolejowo-drogowy, ale bez wydzielonej części dla kolei. Pociąg sobie jechał jak tramwaj, normalnie po jezdni a cały most dudnił złowieszczo... 


Pejzaż powitalny - widok z namiotu

Widok na namiot ;)

Po niemiecku

Pastiky - mikrowioska z ładnym kościołem

Miasto Błatna

Hrad Zvikov

Nadwełtawskie letniska...

Pisek

Kapitalnie położone miasto Bechynie

I jego położenie na urwiskach nad rzeką

Trasa: skraj lasu na 183,8 km - Błatna - Mirotice - Zvikov - Pisek - Tyn nad Wełtawą - Bechynie - Czernyszowice las (306,1  km)

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49145075


Dystans116.47 km Czas07:43 Vśrednia15.09 km/h Podjazdy1631 m
Środkowe Czechy, dzień 2: Poranek w krainie marzeń

Wstałem o 5 rano i nie jadłem awokado. Będę milionerem. Do wstania zmusiła mnie temperatura 3,2 stopnia nad ranem. Spałem specjalnie na wzgórzach otaczających dolinę rzeki, na dnie doliny był przymrozek. Gdy zjechałem w dolinę Berounki zrobiło się jednak słonecznie. Zimno i pięknie. Czekały mnie 2 godziny zachwytu w pięknym przełomie rzeki znanym jako Křivoklátsko. To zadziwiające jak blisko jest stąd do Pragi i jak bardzo się tego nie odczuwa. Křivoklátsko to prawdziwy mikrokosmos. Bajkowa oaza. 

Podziwiałem kolejnych Czechów jeżdżących hulajnogami elektrycznymi na drogach publicznych między wioskami (u nas zabronione). Był dziadek z wnuczkami - on na hulajnodze, one siłowo na rowerach pod górkę. Byli też - a jakże - wędkarze, wiozący cały sprzęt na hulajnogach. I nikomu to nie przeszkadzało. Opuszczałem dolinę tej magicznej rzeki z wielkim żalem. Czekała mnie wspinaczka na płaskowyż, jeszcze kilka zamków i nieciekawa przeszkoda - Przybram. Miasto okazało się czarną dziurą, bramą piekieł. Nie pasowało wizualnie do dotychczasowych wrażeń z majowych Czech - było tu brzydko, smutno i biednie. Niemal poradziecko. 

Dopiero gdy minąłem Przybram krajobraz zaczął znowu ładnieć. Odwiedziłem pałacyk Antoniego Dworzaka w Wysokiej oraz pokaźny zamek w Breznicach. Znalazłem też dobre miejsce biwakowe pod Drahenicami. 

Křivoklátsko

Křivoklát - zamek

Bajkowe majowe scenerie w przełomie Berounki

Wciąż było zimno, ale pejzaże rozgrzewały

Stara zabudowa w dolinie Berounki. Nezabudicki młyn - najbliższe sercu miejsce dla Oty Pavla. 

Hrad Żebrak

Pejzaż "uświęcony" przed Breznicami. Było tak uroczo, że rozmyślałem o noclegu...

Ostatecznie jednak dotarłem do Breznic i rozbiłem się dopiero dobrych kilka km na południe od miasta.

Trasa:
Las (69 km) - Krzywoklat - Nezabudice - Żebrak - Przybram - Wysoka - Brzeznice - Drahenice - skraj lasu przy drodze, na 183,8 km
https://ridewithgps.com/routes/49145075

Dystans77.12 km Czas05:07 Vśrednia15.07 km/h Podjazdy523 m
Środkowe Czechy, dzień 1: Wzdłuż Berounki

A więc Czechy! Pierwsza poważna rowerowa majówka w życiu (przez ostatnią dekadę uniemozliwiały to obowiązki zawodowe). Na powitanie dziki i nudny tłum turystów w Pradze. Musiałem nieraz prowadzić rower. Cóż, był piękny, prawie majowy, weekend. Większość ludzi postanowiła więc spędzić go sztampowo - w Pradze. Z okien pociągu widziałem morze rzepaku, zapewne od pana Babisza. W każdym razie wybranie czeskiego pociągu zamiast Intercity było bardzo dobrym pomysłem. Zyskałem prawie 2 h. 

Gdy tylko opuszczam praską starówkę trafiam do raju. Najpierw wzdłuż Wełtawy a później wzdłuż Berounki jadę w towarzystwie licznych rowerzystów. Ratuję nawet czeskie dziewczę, które nie potrafi otworzyć napoju chłodzącego :) W rycerskim czynie pomaga mi wierny towarzysz - Opinel. 

Jest bardzo idyllicznie, pogoda jest wymarzona. Mijam jakieś dziwne boiska na których Czesi grają w golfa... normalnymi piłkami (wtf?). Intrygują mnie guzikowe progi zwalniające na ddr i ta cisza, Czesi bowiem, w przeciwieństwie do Niemców, nie pozdrawiają się wcale na rowerach. Jedzie mi się tak dobrze, że biwakuje dopiero daleko za zamkiem Karlstejn, choć planowałem rozbijać się w jego bliskim sąsiedztwie. 


Praha

Nad Wełtawą

Pożegnanie z Wełtawą

Zamek Karlsztajn

Nad spokojną Berounką 

Rozkosze doliny Berounki. Czułem się jak Ota Pavel w najpiękniejszych chwilach życia. A byłem bez wędki!

Trasa: Chorzów - Katowice - PKP - Praga - Karlsztejn - Beroun - nocleg w lesie (69 km trasy licząc z Pragi)

https://ridewithgps.com/routes/49145075 

Dystans30.99 km Czas01:56 Vśrednia16.03 km/h Podjazdy123 m
Tour de Reich 2023, dzień 18: Przygodowy powrót koleją

Dzień transportowy. Nie lubię takich dni, nie lubię się przemieszczać, wolę podróżować. W dodatku okazuje się, że pociąg z Czeskich Budziejowic kończy bieg kilkadziesiąt kilometrów dalej - w Veseli i trzeba przesiadać się na autobus, a potem znów na pociąg... Tutaj muszę wyrazić uznanie - bo było to imponująco zorganizowane, mój rower jechał sobie w osobnej furgonetce, tylko dla rowerów. Chciałbym kiedyś dożyć takiej kulturki zastępczej komunikacji autobusowej w Polsce. Dopiero kilkadziesiąt kilometrów przed Brnem mój autobus odstawia mnie i mój rower z powrotem do pociągu. Potem czeka mnie przesiadka na kolejny pociąg - do Bohumina.

Jest to wszystko męczące, ale jestem szczęśliwy. Nie musiałbym tłuc się tyle komunikacją publiczną gdyby nie ruchome schody na dworcu w Katowicach. Wyjechałbym 3 dni wcześniej i od Linzu jechał zupełnie inaczej, bezpośrednio rowerem do Brna. Ale co się stało to się nie odstanie. Ostatni odcinek musiałem pokonać morawsko-śląskim pograniczem i znów zostałem celowo opryskany spryskiwaczem. Jechałem boczną drogą, biegła tędy trasa rowerowa. Może jakiś czechofil mi to w końcu wyjaśni? Dlaczego to zawsze spotyka mnie na Morawach?



Trasa: Homolske lesy - Czeskie Budziejowice - pociąg i autobusy oraz ponownie pociąg - Bogumin - Olza - pociąg KŚ - Katowice - Chorzów

Galeria wyprawy
(wraz z poglądowa mapką)
Dystans102.68 km Czas06:10 Vśrednia16.65 km/h Podjazdy1027 m
Tour de Reich 2023, dzień 17: W drodze do Budziejowic

Od rana słońce a mnie wyjątkowo się nigdzie nie spieszy, muszę zakończyć dzień przed Czeskimi Budziejowicami, czyli mam zaledwie 100 km do przejechania. trasa dostarczy mi jednak nowych wrażeń - szutrowych tras w czeskich Szumawach. Będę robić spore zakosy by uniknąć dróg asfaltowych i przyjrzeć się tym czeskim kresom. Na asfalt wjadę wraz z przedostaniem się do doliny Wełtawy. Od Rožmberka do Czeskiego Krumlowa będę jechał wzdłuż rzeki a trasę urozmaicały będą kolejne zakosy drogi i widoki na rzekę pełną pontonów. Takiego nagromadzenia pontonów i kajaków jeszcze na rzece nie widziałem. Wygląda to absurdalnie: na odcinku 25 km mijam kilkaset obiektów pływających... 

Lasy i szum wody łagodziły będą siłę zaduchu, który z pełną mocą odczuję dopiero w Krumlowie. Drugi raz w roku zajadę rowerem do najpiękniejszego z czeskich miast. Dalszy odcinek będzie już mocno "zbyt ciepły" jak na moje preferencje, bo zniknie cień i temperatura odczuwalna zrobi się nieprzyjemna. W dodatku pojawią się liczne grzbiety. Nie będę już jechał wzdłuż Wełtawy, tylko ponad nią, falując wraz z krajobrazem. W Borszowie opuszczę rzekę i odbiję na zachód w poszukiwaniu dogodnego miejsca na nocleg. Znajdę dobrą miejscówkę zaledwie na 8 km przed dworcem w Czeskich Budziejowicach. 

Ostatki w Austrii

Szumawskie widoki z czeskiej trasy rowerowej

Rožmberk nad Vltavou

Český Krumlov

Trasa:
Rinzendorf (w lesie, nad doliną Grosse Gusen) - Reichenau - Bad Leonfelden - Rožmberk nad Vltavou - Český Krumlov - Zlata Koruna - Homolske lesy

https://ridewithgps.com/routes/44307968

Dystans136.39 km Czas07:04 Vśrednia19.30 km/h Podjazdy822 m
Tour de Reich 2023, dzień 16: Kochana Austria!

Budzę się na naddunajskiej łące, już w granicach Austrii. Szybko daje się to zauważyć po jakości dróg dla rowerów. Jest dużo lepsza niż w Bawarii, choć oznaczenia są - austriackim zwyczajem - dużo mniejsze. Czeka mnie cudowny przejazd przez przełom Dunaju. Przez następne 60 km przeżyję więcej radości niż przed ostatnie 300 km w Bawarii. Dunaj staje się tu potężną rzeką (dołączył Inn!), dolina bardzo się zwęża a stoki rosną. Ten piękny odcinek pokonam w towarzystwie setek rowerzystów. W Bawarii tak to nie wyglądało. Słońce jako główny motyw wróci dopiero na 30 km przed Linzem. Sam przebieg trasy naddunajskiej w Linzu będzie jednak bardzo dobrze oznaczony i poprowadzony. Z żalem będę go opuszczał. 

Zaskoczy mnie różnica w cenach między Austrią i Niemcami. Jest dużo drożej. Do końca dnia zdołam osiągnąć zamek w Riedegg i ujechać jeszcze 3 km w stronę Czech. Będe miał prawdziwie górski nocleg, nad doliną potoku, którą podąże nazajutrz w stronę Czech. 

Obernzell

Dolina staje się bardzo wąska

A w kluczowym miejscu rzeka wykonuje agrafki

Linz

Trasa:
Perz - Engelszell - Aschach - Linz - Sankt Georgen an der Gusen - Gallneukirchen - Riedegg - Rinzendorf (w lesie, nad doliną Grosse Gusen)

https://ridewithgps.com/routes/44307968

Dystans155.81 km Czas08:13 Vśrednia18.96 km/h Podjazdy390 m
Tour de Reich 2023, dzień 15: Męki naddunajskie zwieńczone Passawą

Umleitungi osiągają tego dnia punkt krytyczny. Ta niemiecka mania wytyczania 15-kilometrowego objazdu dla 50 metrów remontu dotąd tylko śmieszyła, bo poza doliną rzeki dawało się ją ominąć. Gdy jednak z jednej strony jest rzeka a z drugiej kolej i ruchliwa droga przestaje być zabawnie. Tymczasem panowie Bawarczycy postanowili sobie w kilku miejscach naraz remontować wały i naddunajskie ddr. Więcej czasu spędzałem nad mapami w smartfonie niż na jeździe. Otoczenie na remontowanych odcinkach było rozkopane i księżycowe. Dalej brakowało cienia, przez co panował nieznośny upał. Niepotrzebnie zjeżdżałem do Straubing, starówka srogo mnie zawiodła. Trafiła się też robiona na zmówienie tablica: Achtung! Hier ist kein Hundeklo! Czyli pojawiały się problemy z dyscypliną i sprzątaniem po psach. W dodatku Niemcy postanowili zastąpić krasnale figurkami dzików w przydomowych ogródkach... Zrobiło się to całkiem popularne. Tego już było za dużo. Chciałem uciekać... 

W ostatniej chwili ten dzień naddunajskiej traumy uratowała Passawa. Jednolita stylowo starówka, w dodatku pięknie położona. 


Dunaj na wysokości Wörth an der Donau

Straubing

Tylko miejscami ddr biegł miło i przyjemnie

Starówka w Passawie

Passawa znad Dunaju Innu

Trasa:
Sulzbach an der Donau - Straubing - Deggendorf - Passawa - Parz (łąka)

https://ridewithgps.com/routes/44307968

Dystans131.44 km Czas07:03 Vśrednia18.64 km/h Podjazdy309 m
Tour de Reich 2023, dzień 14: Upalna Ratyzbona

Kolejny dzień bez ani jednej chmurki na niebie. Ponieważ jadę przez Bawarię nie ma co liczyć na wiaty dla rowerzystów. Nie ma się gdzie schronić poza cieniem drzew. Nawet tego cienia trzeba długo szukać, bo trasa często prowadzi wałami. Generalnie od południa do 19 termometr pokazuje stabilne 38-39 stopni, oczywiście w słońcu, ale jadę wyłącznie w słońcu... Powoli chcę już wracać. Najwięcej litości ma dla mnie sama Ratzybona - przynajmniej jest trochę cienia. Są też piękne gotyckie portale i sporo szczegółów, ale tak wygląda tylko część starówki. Pozostała cześć jest trochę bez wyrazu. Tak też było z tym całym dniem - był bez wyrazu. 

W sumie najprzyjemniej było w Ingolstadt. Było jeszcze chłodno a miasto okazało się być popularne wśród rowerzystów i bardzo dobrze oznakowane, co nie było przecież bawarskim standardem. Trasa wiele razy dokonywała nagłych zwrotów kierunku i aż 7-krotnie przekraczałem tego dnia Dunaj. Zaliczyłem też 2-godzinną sjestę w cieniu połączoną z gotowaniem sobie obiadu na kuchence. Na nocleg ulokowałem na łące kilka km za Walhallą. Zaczęło potężnie wiać i po raz pierwszy tego dnia cieszyłem się z faktu, że w pobliżu nie ma żadnego drzewa...

Dunaj przed Ingolstadt

 Kunst Haus w Abensberg

Ratyzbona gotycka

Ta lepsza część starówki ratyzbońskiej

Walhalla

Trasa:
Maxweiler (las) - Ingolstadt - Neustadt a. d. Donau - Abensberg - Bad Abbach - Sulzbach an der Donau (zarośla nad Dunajem)

https://ridewithgps.com/routes/44307968

Dystans145.73 km Czas08:04 Vśrednia18.07 km/h Podjazdy630 m
Tour de Reich 2023, dzień 13: Spotkanie z niemieckim kloszardem

Budzę się w Szwabii, w lesie, na stokach gór Schwäbische Alb. W ładnie położonej szwabskiej wsi Kösingen korzystam z położonej przy drodze (z widokiem na wieś) ławki ufundowanej przez Senioren Wandergruppe i jem śniadanie. Coraz bardziej brakuje mi tej hesko-wirtemberskiej infrastruktury. Przebieg mojej trasy bliźniaczo przypomina dzień wczorajszy: drogowskazy każą mi meandrować bez sensu przez kolejne garby, nawierzchnie nieraz są ordynarnym szutrem a krajobraz jest stanowczo zbyt otwarty jak na dzień bez ani jednej chmurki na niebie. Gdy docieram wreszcie nad Dunaj, w Lauingen, odzyskuję optymizm. Dunaj jest tu niezbyt majestatyczny, ale z każdym dniem będzie rósł. Teoretycznie podobnie powinno być z miastami, aż do Ratyzbony. Lauingen, Dillingen i Hochstadt an der Donau okazują się mieć ładne centra, ale widziałem już piękniejsze miasta, co tu ukrywać. Spore wrażenie robi na mnie dopiero Donauwörth. Najbardziej uroczy jest zaś Neuburg an der Donau. Pewnie dlatego, że widziany pod wieczór. 

Dalej zadziwia mnie duża liczba rowerzystów jeżdżących z rozkładanymi arkuszami map. No i cena 400 g żółtego sera w plastrach (2,19 euro). Najbardziej zapadającym w pamięć widokiem dnia jest jednak spotkanie z niemieckim kloszardem pod sklepem w Dillingen. Sprawiał tak przygnębiające wrażenie nie z racji wyglądu (podniszczona, ale czysta marynarka), tylko zachowania. Ten człowiek był tak wycofany i tak biło od niego poczucie winy, że bał się w zasadzie prosić o cokolwiek. Liczył pewnie głównie na monety z wózków/koszyków. To był pierwszy i ostatni kloszard spotkany przeze mnie przed niemieckim marketem. W ostatnie 3 lata spędziłem na niemieckiej ziemi ponad 40 dni i odwiedziłem kilkadziesiąt marketów... 

Katzenstein

Grusza z Wittislingen. Nie ma to jak twórczo wykorzystać południową ścianę. 

Dillingen

Nad małym, zielonkawym Dunajem

Donauwörth

Neuburg an der Donau

Trasa:
Ohrengipfel - Dillingen - Hochstadt an der Donau - Donauwörth - Neuburg an der Donau - Maxweiler (las)

https://ridewithgps.com/routes/44307968

Dystans137.81 km Czas08:40 Vśrednia15.90 km/h Podjazdy1344 m
Tour de Reich 2023, dzień 12: Bawarskie miasta makietowe

Od rana zachwycam się pięknem doliny rzeki Tauber. Po kilku minutach od ruszenia z miejsca jestem już w słodkim Röttingen. To mikromiasto ma mury obronne, wieże, ryneczek i ratusz. Gdy przez coraz ładniejszą dolinę i kolejne katolickie figury świętych docieram do kolejnego miasteczka - Creglingen, znajduję się ponownie w Wirtembergii. W tutejszym kościele znajdują się liczne gotyckie ołtarze, ale o tej porze kościół jest zamknięty. Jadę dalej. Stoki doliny robią się bardzo strome a ja jadąc stokówkami mam piękne widoki. Gdy zjeżdżam na dno doliny jestem już na przedmieściach Rothenburga. 

To trzecie i ostatnie piękne miasto (po Lubece i Melsungen), które połączy mój zeszłoroczny rajd z obecnym. Stwierdziłem, że warto przybyć tu po raz kolejny, tylko rano. Tak by mieć starówkę dla siebie. Podjazd jest bardzo stromy, ale miasto jest kapitalnie położone, warto więc trochę pocierpieć. Dostaję w nagrodę to na co liczyłem: wyludnione uliczki i kranik z wodą pitną. Potem posuwam się w głąb Bawarii, czyli pozytywne wrażenia szybko ustępują obserwacji, że rowerzyści są tu traktowani zupełnie inaczej niż w Wirtembergii czy Hesji. Rzuca się ich na szutry, poprzez łyse garby. Infrastruktura dla rowerzystów przestaje istnieć. A to wszystko w najbogatszym landzie Niemiec. Jeśli nie chodzi o pieniądze to o mental. Bawaria to niemiecki Teksas - farmerzy i ich duże, drogie autka. Tylko to ma priorytet. Poza wyziewami spalin dokuczają wyziewy obornika oraz gwałtowne obrywy brzemiennych w deszcz chmur, które uatrakcyjniają z pozoru pogodne niebo. 

Irytują nie tylko auta i poprowadzone na odwal po tłuczniowych drogach trasy dla rowerzystów. Najbardziej drażnią oznakowania. Oczywiście, winna jest trochę Hesja, która mnie rozpieściła, ale wieszanie kierunkowskazów po drugiej stronie słupa, lub ściany (w stosunku do kierunku jazdy) wyglądało na farmerską złośliwość. Niemieccy rowerzyści też co chwilę nie wiedzą jak mają jechać. A wszyscy przecież jedziemy do Dinkelsbühl, bo gdzieżby indziej? Zaskakuje mnie po drodze częsty widok rowerzystów rozkładających papierowe arkusze map, gdy chcą upewnić się czy dobrze jadą.
W samym mieście - choć wspaniałym, otoczonym murami z wieżami obronnymi i bezsprzecznie jedynym w swoim rodzaju - razi nie tylko olbrzymi ruch samochodowy, ale tez hałas, jaki generują auta na tutejszym, dość grubym bruku. Jest też tłumnie. Na chodnikach ludzie, na jezdni dziesiątki aut. Rowerzysta jest między młotem a kowadłem. Muszę długo czekać by móc zrobić jakieś zdjęcie. W dodatku niemal wszystkie portale są rekonstruowane. 

Z naiwną ulgą wyjeżdżam z miasta. Odcinek z Dinkelsbühl do Nordlingen okazuje się być piekielnie nieprzyjemny. Decyduje o tym nie tylko otwarta przestrzeń pól i upał. Głównie sposób prowadzenia tras dla rowerzystów. Alternatywy dla ruchliwej drogi na Nordlingen wiodą sobie "zabawnie" zygzakami wzdłuż jej biegu wg zasady góra-dół-góra. Gdy docieram do miasta nic już mi się nie chce. Najgorsze jest jednak to, że kapitalnie wyglądające z satelity miasto jest sztuczne i wyraźnie rekonstruowane. To słabsza wersja Dinkelsbühl, a myślałem że będzie na odwrót. Po tym ciosie myślę już tylko o tym, by jak najszybciej dojechać do grzbietu zalesionych gór Schwäbische Alb i pójść spać. Dzień zaczął się fantastycznie, ale zakończył wieloma rozczarowaniami.

Dolina rzeki Tauber przed Röttingen

Widok na Tauberzell. Nazwa nieprzypadkowa: tu kończy się definitywnie Wirtembergia i zaczyna Dolna Frankonia.

Kościół na przedmieściu Detwang z ok. 950 r. 

Kościół św. Jakuba w Rothenburgu

Pustki na starówce!

Dinkelsbühl - miasto wspaniałe, ale wrażenia psuły jeżdżące wszędzie - i w olbrzymim natężeniu - auta. Bawarskie standardy...

Starówka wspinała się czasem mocno

Wyglądało to jak ekspozycja - bawarskie miasto makietowe najwyższej próby

Nordlingen dużo lepiej wygląda z lotu ptaka...

Trasa:
Röttingen - Rothenburg ob der Tauber - Dinkelsbühl - Nordlingen - Ohrengipfel (las)

https://ridewithgps.com/routes/44307968