Wpisy archiwalne w kategorii
>100 km
Dystans całkowity: | 81694.69 km (w terenie 19.90 km; 0.02%) |
Czas w ruchu: | 3737:45 |
Średnia prędkość: | 19.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.22 km/h |
Suma podjazdów: | 513206 m |
Liczba aktywności: | 607 |
Średnio na aktywność: | 134.59 km i 7h 03m |
Więcej statystyk |
Dystans156.48 km Czas08:21 Vśrednia18.74 km/h Podjazdy751 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Pożegnanie z Litwą
Ku mojemu zdziwieniu, po wspaniałym rajdzie nadniemeńskim, kolejny dzień zaczynał się od ładnych widoków i ciekawych zabytków. Niemal zdążyłem polubić Litwę, końcówka jednak sprowadziła mnie na ziemię. Do Kowna było jednak bardzo ciekawie i bezproblemowo. Samo Kowno podobało mi się bardziej od Wilna. Jest mniej poradzieckie, zdecydowanie. Starówka bardziej zwarta. Przedmieścia bardziej cywilizowane. Problemy zaczęły się gdy wyjechałem z Kowna.
[Kowno, czwarta stolica Litwy, zamek]
Za Garliavą znaki pokierowały mnie po prostu na nowiutką AUTOSTRADĘ (z prawdziwego zdarzenia). Przejechałem nią jakieś 9 km i żeby było zabawniej nikt na mnie nie trąbił :) Tak się skończyło olanie dokładniejszego mapowania końcówki trasy. Gdy pojawił się wreszcie pierwszy zjazd, z poczuciem ogromnej ulgi skorzystałem. Warto zauważyć, że zanim wjechałem na tę autostradę, nie było żadnych znaków zakazów rowerów i tabliczek z oznaczeniami autostrady... Problemy nawigacyjne miałem aż do wyjechania z Mariampola na Kalwarię. Moja mapa Litwy była po prostu zbyt poglądowa.
Końcówka trasa znowu była ciekawa i przyjazna rowerzyście. Przekroczyłem granicę w pięknej scenerii Suwalszczyzny i skierowałem się na Rutkę-Tartak. Przy drodze na Suwałki znalazłem nawet swietne miejsce na nocleg.
Z ciekawostek: na opłotkach Kowna trafiłem na najtańszy dyskont na Litwie - Lidla. Było to moje jedyne spotanie z Lidlem w krajach bałtyckich. Wstrząsów na łotewskich drogach okazał się także nie wytrzymać koszyk bidonu...
Czerwony Dwór (jeszcze nad Niemnem, przed Kownem)
Jeszcze na Litwie, nad Szeszupą. Pejzaż Sudovy
Ku mojemu zdziwieniu, po wspaniałym rajdzie nadniemeńskim, kolejny dzień zaczynał się od ładnych widoków i ciekawych zabytków. Niemal zdążyłem polubić Litwę, końcówka jednak sprowadziła mnie na ziemię. Do Kowna było jednak bardzo ciekawie i bezproblemowo. Samo Kowno podobało mi się bardziej od Wilna. Jest mniej poradzieckie, zdecydowanie. Starówka bardziej zwarta. Przedmieścia bardziej cywilizowane. Problemy zaczęły się gdy wyjechałem z Kowna.
[Kowno, czwarta stolica Litwy, zamek]
Za Garliavą znaki pokierowały mnie po prostu na nowiutką AUTOSTRADĘ (z prawdziwego zdarzenia). Przejechałem nią jakieś 9 km i żeby było zabawniej nikt na mnie nie trąbił :) Tak się skończyło olanie dokładniejszego mapowania końcówki trasy. Gdy pojawił się wreszcie pierwszy zjazd, z poczuciem ogromnej ulgi skorzystałem. Warto zauważyć, że zanim wjechałem na tę autostradę, nie było żadnych znaków zakazów rowerów i tabliczek z oznaczeniami autostrady... Problemy nawigacyjne miałem aż do wyjechania z Mariampola na Kalwarię. Moja mapa Litwy była po prostu zbyt poglądowa.
Końcówka trasa znowu była ciekawa i przyjazna rowerzyście. Przekroczyłem granicę w pięknej scenerii Suwalszczyzny i skierowałem się na Rutkę-Tartak. Przy drodze na Suwałki znalazłem nawet swietne miejsce na nocleg.
Z ciekawostek: na opłotkach Kowna trafiłem na najtańszy dyskont na Litwie - Lidla. Było to moje jedyne spotanie z Lidlem w krajach bałtyckich. Wstrząsów na łotewskich drogach okazał się także nie wytrzymać koszyk bidonu...
Czerwony Dwór (jeszcze nad Niemnem, przed Kownem)
Jeszcze na Litwie, nad Szeszupą. Pejzaż Sudovy
Dystans143.79 km Czas07:55 Vśrednia18.16 km/h VMAX39.26 km/h Podjazdy781 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Zmęczenie Łotwą
Starówka w Kuldydze okazała się być drugą najciekawszą na Łotwie. Miasto było jednak po łotewsku zakurzone i zabrudzone. Każda następna - z dość licznych atrakcji - stacja przystankowa oferowała mniej atrakcji. Najbardziej zwiodło mnie Aizpute. Zdecydowałem tamże, że ominę Lipawę i skieruję się prosto na Żmudź. Byłem już zmęczony Łotwą. Ta na pożegnanie oferowała mi swoje najwieksze atrakcje: grube, upierdliwe szutry lub przejazdy tzw. autostradami (droga a9 przypominałą kalsyczną polską krajówkę średniego szczebla). Przyroda była jednak wspaniała a pejzaż interesujący (pagórkowaty). Tuż przed granicą z Litwą rozłożyłem się na nocleg (tuż przy drodze, w zagajniku sosnowym).
Kuldiga
Edole
Pejzaż Kurlandii Garbatej
Droga malownicza, ale niesamowicie upierdliwa (szutropiach)
Starówka w Kuldydze okazała się być drugą najciekawszą na Łotwie. Miasto było jednak po łotewsku zakurzone i zabrudzone. Każda następna - z dość licznych atrakcji - stacja przystankowa oferowała mniej atrakcji. Najbardziej zwiodło mnie Aizpute. Zdecydowałem tamże, że ominę Lipawę i skieruję się prosto na Żmudź. Byłem już zmęczony Łotwą. Ta na pożegnanie oferowała mi swoje najwieksze atrakcje: grube, upierdliwe szutry lub przejazdy tzw. autostradami (droga a9 przypominałą kalsyczną polską krajówkę średniego szczebla). Przyroda była jednak wspaniała a pejzaż interesujący (pagórkowaty). Tuż przed granicą z Litwą rozłożyłem się na nocleg (tuż przy drodze, w zagajniku sosnowym).
Kuldiga
Edole
Pejzaż Kurlandii Garbatej
Droga malownicza, ale niesamowicie upierdliwa (szutropiach)
Dystans170.76 km Czas08:51 Vśrednia19.29 km/h VMAX38.23 km/h Podjazdy292 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Lasy bez cienia
Przylądek Kolka
O poranku: dzikie wybrzeże w parku narodowym Sliteres
Windawa, zabudowa
To był dzień zachwycający łotewską przyrodą. Już początek był magiczny: jechałem po mokrych asfaltach, wkoło cisza i zapach poranka pięknego dnia. Kilka razy schodziłem do morza przez dzikie wydmy. Deszcz mnie nie złapał, za późno wstałem. Jednocześnie zbudziłem się na tyle wcześnie, by na przylądku Kolka rozkoszować się samotnością. Wspaniałe miejsce, wspaniały klimat. Znakomita okazja by umyć nogi i pobrodzić po płyciznach. Lampa na nieboskłonie wróżyła kolejny upalny dzień. Czekał mnie jednak podwójny zawód: stały, coraz silniejszy przeciwny wiatr oraz ciągła wystawa na palące słońce.
Do Windawy trasa miała ponad 80 km. Na mapie niekończący się las, w realu niekończący się las, ale z dala od drogi. Bałtycki zwyczaj (Estonii też dotyczy, niestety) skrupulatnego usuwania drzew ze skrajni drogi jest zabójczy dla rowerzysty w upalne, bezchmurne dni.
Do Windawy trasa miała ponad 80 km. Na mapie niekończący się las, w realu niekończący się las, ale z dala od drogi. Bałtycki zwyczaj (Estonii też dotyczy, niestety) skrupulatnego usuwania drzew ze skrajni drogi jest zabójczy dla rowerzysty w upalne, bezchmurne dni.
Gdy w końcy przebiłem się przez wiatr i dotarłem do Windawy, czekało mnie spotkanie z j. rosyjskim i liczną społecznością tutejszych Rosjan. Miasto ma najwyższe na Łotwie wskażniki gospodarcze i najniższe bezrobocie. W sklepach dużo rosyjskich produktów i rosyjskie oraz rosyjskojęzyczne gazety. Po uzupełnieniu zapasów ruszam znów w łotewski interior, by przed zmierzchem dotrzeć pod Kuldygę. Na drodze 108 największy ruch samochodowy jaki trafiłem na Łotwie. Zdaje się, że mieszkańcy Windawy wracali na weekend do swoich wiosek, zagubionych gdzieś wśród wyboistych szutrów...
Przylądek Kolka
O poranku: dzikie wybrzeże w parku narodowym Sliteres
Windawa, zabudowa
Dystans139.08 km Czas07:32 Vśrednia18.46 km/h VMAX48.29 km/h Podjazdy486 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Kurlandzki interior
To miał być dzień "kasłania" po łotewsku. Opuszczałem wygodną bazę po wyeksplorowaniu okolic. Celem była Kandava i okolice Talsi (aprowizacja przed dzikim wybrzeżem, od Kolki po Windawę pozbawionym sklepów i zabudowań) a finał miał nastąpić jak najbliżej Kolki, byle przed granicą parku narodowego. Był to kolejny dzień bez deszczu, atrakcji niestety też nie było za dużo. Łotewska bujna przyroda pozostawała poza zasiegiem, bo drogi zazwyczaj na nasypie, idealnie pozbawione drzew. Dzień był znowu upalny i brak drzew przydrożnych był naprawdę dotkliwy. Na koniec (za Dundagą) trafiłem na myśliwych rozlokowujących się do polowania ze stanowisk i ambon. Odgłosy strzałów nie ułatwiają zaśnięcia, więc musiałem podjechać pod same granice parku narodowego. Tam długo szukałem dogodnego miejsca - ostatecznie rozbiłem się na wale, nad kanałem rzeczki Pilsupe.
Kandava, zabudowa
Typowa Łotwa w wersji exclusive (czyli z asfaltem)
Dundaga, zamek
To miał być dzień "kasłania" po łotewsku. Opuszczałem wygodną bazę po wyeksplorowaniu okolic. Celem była Kandava i okolice Talsi (aprowizacja przed dzikim wybrzeżem, od Kolki po Windawę pozbawionym sklepów i zabudowań) a finał miał nastąpić jak najbliżej Kolki, byle przed granicą parku narodowego. Był to kolejny dzień bez deszczu, atrakcji niestety też nie było za dużo. Łotewska bujna przyroda pozostawała poza zasiegiem, bo drogi zazwyczaj na nasypie, idealnie pozbawione drzew. Dzień był znowu upalny i brak drzew przydrożnych był naprawdę dotkliwy. Na koniec (za Dundagą) trafiłem na myśliwych rozlokowujących się do polowania ze stanowisk i ambon. Odgłosy strzałów nie ułatwiają zaśnięcia, więc musiałem podjechać pod same granice parku narodowego. Tam długo szukałem dogodnego miejsca - ostatecznie rozbiłem się na wale, nad kanałem rzeczki Pilsupe.
Kandava, zabudowa
Typowa Łotwa w wersji exclusive (czyli z asfaltem)
Dundaga, zamek
Dystans153.62 km Czas07:53 Vśrednia19.49 km/h VMAX39.95 km/h Podjazdy387 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dobry początek sierpnia
To był wreszcie dzień bez bagażu - po dłuższej przerwie. Depozyt zostawiłem w miejscu biwakowania. Rzadko mi się to zdarza, ale miejscówka była znakomita. Dało mi to duży komfort - wiedziałem gdzie spędzę noc. Wyruszyłem ze sporym animuszem - jak to zawsze, po zrzuceniu bagażu. Dzień był znowu upalny, więc mój entuzjazm i tempo stopniowo wiotczały... Zależało mi na zobaczeniu kilku zamków i pałaców okolic Jełgawy, czyli historycznej Mitawy.
Krajobrazowo obszar był nieciekawy, miasta też bez ciekawej zabudowy. Dysponując dokładnym mapami (1:200 000) udało mi się zaprojektować trasę niemal wyłącznie po asfaltach. Taki profil trasy na Łotwie oznacza użeranie się z piratami drogowymi i porannym
wzmożeniem na drogach. Słońce i stres drogowy wyssały ze mnie szybko siły. W Mitawie wiedziałem już, że nie zrealizuje planu maksimum i nie osiągnę pałacu w Auce. Drogę powrotną dublowałem zatem przez Dobele. W przyjemnym noclegowisku zjawiłem się sporo przed zmierzchem; starczyło czasu na kąpiel i obiad. Tym samym dzień ze sportowego zamienił się w rekreacyjny.
Jaunpils
Dobele, ruiny zamku
Mitawa, pałac. W Mitawie urodził się Mamert Stankiewicz, znaczy Kapitan :)
To był wreszcie dzień bez bagażu - po dłuższej przerwie. Depozyt zostawiłem w miejscu biwakowania. Rzadko mi się to zdarza, ale miejscówka była znakomita. Dało mi to duży komfort - wiedziałem gdzie spędzę noc. Wyruszyłem ze sporym animuszem - jak to zawsze, po zrzuceniu bagażu. Dzień był znowu upalny, więc mój entuzjazm i tempo stopniowo wiotczały... Zależało mi na zobaczeniu kilku zamków i pałaców okolic Jełgawy, czyli historycznej Mitawy.
Krajobrazowo obszar był nieciekawy, miasta też bez ciekawej zabudowy. Dysponując dokładnym mapami (1:200 000) udało mi się zaprojektować trasę niemal wyłącznie po asfaltach. Taki profil trasy na Łotwie oznacza użeranie się z piratami drogowymi i porannym
wzmożeniem na drogach. Słońce i stres drogowy wyssały ze mnie szybko siły. W Mitawie wiedziałem już, że nie zrealizuje planu maksimum i nie osiągnę pałacu w Auce. Drogę powrotną dublowałem zatem przez Dobele. W przyjemnym noclegowisku zjawiłem się sporo przed zmierzchem; starczyło czasu na kąpiel i obiad. Tym samym dzień ze sportowego zamienił się w rekreacyjny.
Jaunpils
Dobele, ruiny zamku
Mitawa, pałac. W Mitawie urodził się Mamert Stankiewicz, znaczy Kapitan :)
Dystans154.72 km Czas08:42 Vśrednia17.78 km/h VMAX42.12 km/h Podjazdy485 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jej Wspaniałość Ryga
Obudziłem się w niedźwiedzim lesie (liczne ślady pazurów na smrekach, prawdziwy bór świerkowy) i tradycyjnie było ciepło. Wykorzystałem to więc na leśny prysznic. Ogoliłem się nawet przy pomocy lusterka rowerowego. Trza było wyglądać jak człowiek: czekał mnie triumfalny przejazd przez ostanią niezdobytą jeszcze stolicę państwa bałtyckiego. Łotwa okazła się być przeciwieństwem Estonii. Stolica robi dużo lepsze wrażenie niż reszta kraju. W chwili gdy wjechałem w te wspaniałe ulice pełne wielkomiejskich kamienic (olbrzymi kontrast z Wilnem) odkryłem, że padła mi całkiem przesłona w aparacie... Upał nie zrobił się od tego mniejszy, i choć dzień był bezdeszczowy, dla mnie okazał się najbardziej ponurym na trasie. Zachwyt Rygą go nie uratował.
Na wkurzeniu przejechałem jednak Tukums (ciekawa, zabytkowa zabudowa), zaliczyłem uroczy pałacyk w Jaumoce i znalałzłem świetny nocleg pod wsią Dartsmuiza, który stanie się moją bazą wypadową i lokalizacją depozytu nazajutrz. Dzień był zatem pełen emocji.
Ryga to potęga
Gdy minąłem Tukums postanowiłem nadrobić drogi dla pałacu Jaunmoku pils (choć pils oznacza zamek)
Obudziłem się w niedźwiedzim lesie (liczne ślady pazurów na smrekach, prawdziwy bór świerkowy) i tradycyjnie było ciepło. Wykorzystałem to więc na leśny prysznic. Ogoliłem się nawet przy pomocy lusterka rowerowego. Trza było wyglądać jak człowiek: czekał mnie triumfalny przejazd przez ostanią niezdobytą jeszcze stolicę państwa bałtyckiego. Łotwa okazła się być przeciwieństwem Estonii. Stolica robi dużo lepsze wrażenie niż reszta kraju. W chwili gdy wjechałem w te wspaniałe ulice pełne wielkomiejskich kamienic (olbrzymi kontrast z Wilnem) odkryłem, że padła mi całkiem przesłona w aparacie... Upał nie zrobił się od tego mniejszy, i choć dzień był bezdeszczowy, dla mnie okazał się najbardziej ponurym na trasie. Zachwyt Rygą go nie uratował.
Na wkurzeniu przejechałem jednak Tukums (ciekawa, zabytkowa zabudowa), zaliczyłem uroczy pałacyk w Jaumoce i znalałzłem świetny nocleg pod wsią Dartsmuiza, który stanie się moją bazą wypadową i lokalizacją depozytu nazajutrz. Dzień był zatem pełen emocji.
Ryga to potęga
Gdy minąłem Tukums postanowiłem nadrobić drogi dla pałacu Jaunmoku pils (choć pils oznacza zamek)
Dystans141.29 km Czas07:38 Vśrednia18.51 km/h VMAX46.04 km/h Podjazdy687 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Inflanty Garbate
Spodziewałem się nawałnic. Zaduch stał się nie do zniesienia. Zwiastowało to potężne burze, które faktycznie nastąpiły i cudownym wręcz zbiegiem okoliczności zdołałem je ominąć. Pod koniec dnia jechałem łotewskim rarytasem, znaczy asfaltem, po którym strumieniami spływała woda. Potop nawet mnie nie drasnął i gradowe chmury pomknęły w inną stronę. Dzień był przepełniony atrakcjami w postaci podjazdów (po długiej przerwie), przełomów, zamków kawalerów mieczowych i pałaców niemieckiej szlachty bałtyckiej.
Park Narodowy Gauja to prawdziwa perła Łotwy. Podziwianie zmąciła mi ciągła ucieczka przed kolejnymi burzami. Pejzażowo teren jest pierwszorzędny. Gdyby cała Łotwa tak wygladała, gdyby... Ja ten obszar nazwałem "Inflantami Garbatymi" :) Jest to nazwa o tyle trafna, że moja trasa wiodła po autentycznych garbach, a mój garbaty los ostatecznie pozwolił mi uniknąć zmasakrowania przez burzę.
Odniosłem też spory sykces taktyczny: zwiedziłem zamek w Turaidzie bez płacenia. Czymże są pokrzywy i gęstwina krzewów gdy grozi opłata liczona w euro...
Kieś - dawniej stolica województwa w ramach Rzpltej
Łotwa też obchodziła 100-lecie. Co ciekawe, jedynie w Estonii nie widziałem takich jubileuszowych obrazków.
Przełom rzeki Gauja
Turaida, zamek biskupów ryskich (zdobyty przez Rzpltą za Batorego i przez Stradoviusa bez kupowania biletu...)
Spodziewałem się nawałnic. Zaduch stał się nie do zniesienia. Zwiastowało to potężne burze, które faktycznie nastąpiły i cudownym wręcz zbiegiem okoliczności zdołałem je ominąć. Pod koniec dnia jechałem łotewskim rarytasem, znaczy asfaltem, po którym strumieniami spływała woda. Potop nawet mnie nie drasnął i gradowe chmury pomknęły w inną stronę. Dzień był przepełniony atrakcjami w postaci podjazdów (po długiej przerwie), przełomów, zamków kawalerów mieczowych i pałaców niemieckiej szlachty bałtyckiej.
Park Narodowy Gauja to prawdziwa perła Łotwy. Podziwianie zmąciła mi ciągła ucieczka przed kolejnymi burzami. Pejzażowo teren jest pierwszorzędny. Gdyby cała Łotwa tak wygladała, gdyby... Ja ten obszar nazwałem "Inflantami Garbatymi" :) Jest to nazwa o tyle trafna, że moja trasa wiodła po autentycznych garbach, a mój garbaty los ostatecznie pozwolił mi uniknąć zmasakrowania przez burzę.
Odniosłem też spory sykces taktyczny: zwiedziłem zamek w Turaidzie bez płacenia. Czymże są pokrzywy i gęstwina krzewów gdy grozi opłata liczona w euro...
Kieś - dawniej stolica województwa w ramach Rzpltej
Łotwa też obchodziła 100-lecie. Co ciekawe, jedynie w Estonii nie widziałem takich jubileuszowych obrazków.
Przełom rzeki Gauja
Turaida, zamek biskupów ryskich (zdobyty przez Rzpltą za Batorego i przez Stradoviusa bez kupowania biletu...)
Dystans139.67 km Czas07:54 Vśrednia17.68 km/h VMAX33.23 km/h Podjazdy235 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Kolejny dzień walki z wiatrem
W nocy padał deszcz, po wyjściu z namiotu powitały mnie ciężkie chmury, wilgoć i... 21,6 stopnia temperatury! Ciężko więc mi pisać o rześkim poranku. Atrakcji było jak na lekarstwo, Estonia żegnała mnie smutno a w perspektywie miałem ponowne powitanie z Łotwą, co napawało mnie pewnym niepokojem... Pierwsze łotewskie miasto na mojej trasie powrotnej - Limbazi - było tak ponure, że zaczynałem marzyć o domu. Po raz pierwszy też po wizycie w sklepie doznałem ulgi, widząc że mój rower nie zmienił właściciela. W Estonii zostawiałem kilka razy rower niezapięty, na Łotwie bym się nie odważył :(
Był to chyba najbardziej bezbarwny dzień wyprawy. W dodatku nie dobiłem nawet do 140 km, choć pejzaż był płaski jak zainteresowania Radka Majdana.
Smutne pożegnanie z Estonią. Wilgoć i mgiełka oraz estońska infrastruktura turystyczna.
Spodziewałem się łotewskiego slumsu, no i podziwiałem go w Limbazi:
To był dzień idealnie pozbawiony atrakcji :(
W nocy padał deszcz, po wyjściu z namiotu powitały mnie ciężkie chmury, wilgoć i... 21,6 stopnia temperatury! Ciężko więc mi pisać o rześkim poranku. Atrakcji było jak na lekarstwo, Estonia żegnała mnie smutno a w perspektywie miałem ponowne powitanie z Łotwą, co napawało mnie pewnym niepokojem... Pierwsze łotewskie miasto na mojej trasie powrotnej - Limbazi - było tak ponure, że zaczynałem marzyć o domu. Po raz pierwszy też po wizycie w sklepie doznałem ulgi, widząc że mój rower nie zmienił właściciela. W Estonii zostawiałem kilka razy rower niezapięty, na Łotwie bym się nie odważył :(
Był to chyba najbardziej bezbarwny dzień wyprawy. W dodatku nie dobiłem nawet do 140 km, choć pejzaż był płaski jak zainteresowania Radka Majdana.
Smutne pożegnanie z Estonią. Wilgoć i mgiełka oraz estońska infrastruktura turystyczna.
Spodziewałem się łotewskiego slumsu, no i podziwiałem go w Limbazi:
To był dzień idealnie pozbawiony atrakcji :(
Dystans178.72 km Czas10:15 Vśrednia17.44 km/h VMAX31.22 km/h Podjazdy225 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Walka o Parnawę
Miało być prosto i przyjemnie. Nie uwzględniłem wiatru. Potężnego wiatru ze wschodu - niemiła okoliczność, gdy planuje się jechać 200 km na wschód... Byłem wypoczęty po saremskich wczasach, ale niewiele to pomogło. W dodatku siadła, znakomita dotąd, pogoda. Biednemu zawsze (przeciwny) wiatr w oczy... Byłem przekonany, że z łatwością po płaśni tej części Estonii jednego dnia osiągnę Parnawę i do zmierzchu zamelduję się w okolicach Abja-Paluoi by kolejnego dnia pozwiedzać okoliczne pałace.
Żywioł był tak potężny, że zaczałem nawet rozważać nocleg przed Parnawą. Ostatecznie resztką sił zajechałem aż do Uulu, rozbijając się tuż za miejscowością (gdzie trwały zresztą jakieś dożynki, co nie ułatwiało mi noclegowej konspiracji). Tym samym nie dotarłem do kolejnego legalnego biwaku RMK i znowu musiałem ukrywać się po haszczach...
No cóż: raz na wozie, raz pod wozem :(
Jeszcze na Saremce. Razi tylko ten eternit.
Parnawa
Miało być prosto i przyjemnie. Nie uwzględniłem wiatru. Potężnego wiatru ze wschodu - niemiła okoliczność, gdy planuje się jechać 200 km na wschód... Byłem wypoczęty po saremskich wczasach, ale niewiele to pomogło. W dodatku siadła, znakomita dotąd, pogoda. Biednemu zawsze (przeciwny) wiatr w oczy... Byłem przekonany, że z łatwością po płaśni tej części Estonii jednego dnia osiągnę Parnawę i do zmierzchu zamelduję się w okolicach Abja-Paluoi by kolejnego dnia pozwiedzać okoliczne pałace.
Żywioł był tak potężny, że zaczałem nawet rozważać nocleg przed Parnawą. Ostatecznie resztką sił zajechałem aż do Uulu, rozbijając się tuż za miejscowością (gdzie trwały zresztą jakieś dożynki, co nie ułatwiało mi noclegowej konspiracji). Tym samym nie dotarłem do kolejnego legalnego biwaku RMK i znowu musiałem ukrywać się po haszczach...
No cóż: raz na wozie, raz pod wozem :(
Jeszcze na Saremce. Razi tylko ten eternit.
Parnawa
Dystans165.20 km Czas08:38 Vśrednia19.14 km/h VMAX32.85 km/h Podjazdy262 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wczasy na Saaremie
Kolejny dzień bez deszczu, ale pierwszy od dawna dzień bez bagażu (depozyt w krzakach, rejon wsi Leisi). Uznałem, że zasłużyłem na relaks, ponadto po rajdzie wczorajszym byłem nieco nieświeży. Na Saaremie mi się podobało: drogi faktycznie pustawe, zabudowa miejscami cudowna, kamienne murki i cudowne wczesnogotyckie kamienne kościoły. Czego chcieć więcej? Już wiem: mniej smrodu od strony morza. Jedynie w rejonie klifów Pangi pozwoliłem sobie na cyklotrek (nad i pod klifem). W pozostałych punktach wybrzeża smród był dojmujący.
Klify Panga
Kaarma kirik, oczywiście otwarty
Valjala kirik
Kolejny dzień bez deszczu, ale pierwszy od dawna dzień bez bagażu (depozyt w krzakach, rejon wsi Leisi). Uznałem, że zasłużyłem na relaks, ponadto po rajdzie wczorajszym byłem nieco nieświeży. Na Saaremie mi się podobało: drogi faktycznie pustawe, zabudowa miejscami cudowna, kamienne murki i cudowne wczesnogotyckie kamienne kościoły. Czego chcieć więcej? Już wiem: mniej smrodu od strony morza. Jedynie w rejonie klifów Pangi pozwoliłem sobie na cyklotrek (nad i pod klifem). W pozostałych punktach wybrzeża smród był dojmujący.
Klify Panga
Kaarma kirik, oczywiście otwarty
Valjala kirik