Wpisy archiwalne w kategorii

>100 km

Dystans całkowity:81694.69 km (w terenie 19.90 km; 0.02%)
Czas w ruchu:3737:45
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:78.22 km/h
Suma podjazdów:513206 m
Liczba aktywności:607
Średnio na aktywność:134.59 km i 7h 03m
Więcej statystyk
Dystans169.80 km Czas08:03 Vśrednia21.09 km/h VMAX64.05 km/h Podjazdy1582 m
Z Liptowa na Łemkowynę
Kategoria >100 km, Karpaty 2019

 W nocy zmarzłem niemiłosiernie. Letni śpiwór o komforcie 13 stopni oraz alumata przy temperaturze od 8 do 4 stopni w nocy to jest znakomity pomysł na survival, ale na nic więcej :( Liczyłem na inwersję, ale się przeliczyłem. Nocleg na tej wysokości (970) okazał się poważnym błędem, tym bardziej że było to dopiero pierwsze namiotowanie w tym roku... Miejsce było położone uroczo, w dodatku bardzo wygodne i pomimo widokowości osłonięte. Trudno - c'est la vie... 
 
Dalsza trasa wzdłuż Czarnego Wagu była cudowna. Wiele lat temu zaplanowałem, że tu pojadę (kusiła dzikość tych gór), ale ostatnie dwa lata skupiałem się na statystykach - a tym sprzyjają niziny... W dolinie dominuje cisza, przerywają ją jedynie ciężarówki z drewnem (Lesy Slovenskej Republiky, czy jakoś tak) kursujące wprost z parku narodowego (słowackie poczucie humoru). Dalsza trasa wiedzie krawędzią przepaści, nad stromymi miejscami brzegami Wagu. Do miasta Svit mknąłem już drogą nr 18. Po wizycie w Lidlu (urzekło mnie granatove jablko) postanowiłem wykorzystać porywisty wiatr na wschód (śr. 7 m/s), przerywając jazdę wyłącznie dla zdjęć i jednego popasu (za Podolińcem, gdzie szwędały się tłumy Romów). Kolejny popas miałem na wygodnym materacu, już po polskiej stronie: między Leluchowem a Muszyną. Brzmi dziwnie, ale tak było: w zaroślach leżał nowy, wygodny materac. Było cudownie sobie na nim poleżeć :)
W Krynicy, pomny super cen i jeszcze lepszego smaku, próbowałem stołować się w Barze za Rogiem - niestety, tłumy były niemożebne. Nawet deszczowa majówka nie uwalnia Krynicy od stonki... Siłą rozpędu dotarłem do Kamiennej, na bezczela mijając nawet leśniczego, w którego leśnictwie zamierzałem nielegalnie biwakować :)
Zamiar ten o mało się nie powiódł z powodu utopienia: las był wielkim bagniskiem (i świadectwem co tu się działo). 


Mogło być epicko, nie było...

Dolny zbiornik "Czarny Wag", po lewej Turkowa i jej 450-metrowy, prądotwórczy stok

Spiska Sobota na tle prześwitujących Tatr

Kieżmark

Miejsce popasu za Podolińcem a przed Lubowlą

Zamek w Lubowli - siedziba polskich starostów Spisza

Pławiec - ruiny zamku, ongiś była to własność niesfornego i wojowniczego biskupa Jana Muskaty

Muszyna - widok na zamek i zakola Popradu. Wspomnienia z pierwszych kolonii

Krynica - powrót po 3 miesiącach

Berest

Kapitalny leśny parking w Kamiannej
Trasa:

Dystans150.92 km Czas07:48 Vśrednia19.35 km/h VMAX61.00 km/h Podjazdy2443 m
Święto Pracy po słowacku
Kategoria >100 km, Karpaty 2019

 Święto Pracy wypada uczcić ciężką pracą. Pomimo kiepskich prognoz wieszczących "typową majówkę", wyruszyłem w góry. Choć z pociągu wysiadłem dopiero po 9:00 to zdołałem zrealizować cały plan. Na Słowacji zaskoczyły mnie otwarte gdzieniegdzie sklepy i pracujące normalnie śmieciarki (pierwszomajowe?). Miałem okazję dumać nad kondycją drogi z Pokryvaca na Osadkę, która do zjazdu w kierunku Osadki nie nadaje się już niemal wcale. Wcześniej jeszcze, u stóp Turikov Ziaru, korzystałem z fallicznego źródełka. Z pomysłu cyklotreku na Turikov musiałem jednak zrezygnować: błoto było wszechobecne.
Generalnie było spokojnie, większy ruch panował przy wodach termalnych (Lucky, Beszeniowa, Tatralandia) i pod Orawskim Zamkiem. Celem była Turkova, drugi najwybitniejszy wierch Kozich Grzbietów, do podnóża której dotarłem 2h przed czasem. Wyeksplorowałem pobliskie doliny, w dolinie Svarinki znalazłem źródełko i opuszczoną szkołę leśną. Finałem dnia była wspinaczka na koronę zbiornika "Czarny Wag" na Turkovej. Na stokach tejże, na wysokości niemal 970 m n.p.m.,  rozłożyłem się na nocleg. Mogłem mieć piękny widok na Tatry, niestety zamiast widoku były wielowarswtowe chmury przeplatane mgłami. 

Ujsoły

Widok z podjazdu na przeł. Prislop w kierunku Hrustina i Pilska

Orawski Zamek

Falliczne ujęcie wody w dolinie Pribis

Widok z podjazdu na Wielki Chocz

Morze Liptowskie, widok na Tatry Zachodnie

Widoki z drogi Lipt. Mikulasz - Lipt. Hradok

Dolina Czarnego Wagu

Turkova - zbiornik Czarny Wag

Trasa:

Dystans176.10 km Czas08:03 Vśrednia21.88 km/h VMAX58.65 km/h Podjazdy1473 m
W dolinę Dłubni
Kategoria >100 km
Nad ranem okazało się, że po najdłuższym w tym roku wypadzie (Anaberg) wcale nie jestem zmęczony, a nogi mam jak noworodek. Postanowiłem więc wydłużyć planowaną "małą" setkę i odwiedzić bliską mi dolinę Dłubni (moja pierwsza samodzielna wycieczka rowerowa z wykorzystaniem pociągu). Pogoda była zacna, po raz pierwszy jechałem w krótkich spodenkach. Trudniej zrobiło się w drodze powrotnej z Sieciechowic (na Olkusz) - było mocno pod wiatr. Od Olkusza zmieniłem trochę kierunek jazdy i wiatr odpuścił.

Wrażenia:
W Kolbarku o mało nie wylądowałem na poczęstunku wielkosobotnim
W Wysocicach, wreszcie, po 17 latach (sic!) od pierwszej wizyty trafiłem wreszcie na otwarty kościół, dostępny do zwiedzania (znaczy, bez trwającej mszy)

Pogoria III

Cieślin, nad Tarnawką

Gołaczewy

Wysocice: oryginalna gotycka ambona i stiukowy, rokokowy ołtarz

Rabsztyn

Olsztyn, rynek
Trasa:
Dystans144.63 km Czas06:44 Vśrednia21.48 km/h VMAX43.83 km/h Podjazdy887 m
Saxicola rubicola, czyli dookoła Gliwic
Kategoria >100 km, blisko domu

 Ekspolozja wiosny w rejonie Gliwic była oszołamiająca. Prawdziwym rarytasem było zaobserwowanie i sfotografowanie z roweru bardzo nielicznego gatunku lęgowego w Polsce, czyli kląskawki! Po raz pierwszy, tej wiosny, ujrzałem jaskółki, pliszki, szczygły. Oczy cieszyły kwitnące czeremchy, fiołki, migdałki, nawet nieśmiało rozkwitający rzepak... Druga część trasy - na wschód - pod silny, momentami porywisty, wiatr. 

W Rudzie Śląskiej

Rachowice

Kląskawka pod Toszkiem

Toszek

Segiet

Trasa:

Dystans108.83 km Czas05:15 Vśrednia20.73 km/h VMAX49.33 km/h Podjazdy878 m
Temp.14.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Płaskowyż Twardowicki i dookoła tegoż peregrynacje (7)
Kategoria >100 km, blisko domu, praca
Piękna pogoda, dwukrotnie napotkane kuropatwy, kilka podjazdów i dwa płaskie odcinki na dociśnięcie - czego chcieć więcej? Słabszego wiatru... Ponieważ wszystkiego mieć nie można, cieszyły mnie nawet wciąż niezdecydowane tarniny (kwitnące, ale jeszcze nieśmiało i wyłącznie na południowych stokach). Udało się na trekingu płynnie podjechać ścianę płaczu na Dorotce (15% na 100 m) oraz przebrnąć przez ten cudowny naturalny rollercoaster na królewskiej drodze mtb. Nie jest to trasa na treking, ale chciałem pomierzyć nachylenia. Na Drakarze jest znacznie milej po tych wertepach, ale licznik jest wiarygodniejszy na Focusie... 
 W sumie bardzo udany wypad. Mało ludzi, jak to w tygodniu, nawet nad Pogoriami. 

W tarninowym wężowisku przepłoszyłem kuropatwy, było cudnie

Kwitnący majdan Olimpu

Ptasia wyspa na "Czwórce"

Przeczyce

Przedwieczorny widoczek z Równej Góry (kwitnęły pięciorniki i tarniny, bo wystawa zbocza jest pd). Drogę przecięły mi strwożone kuropatwy - dwa razy jednego dnia, tak blisko konurbacji - takie rzeczy tylko w zagłębiowskim "Tybecie" :)

Trasa:

Dystans171.84 km Czas08:19 Vśrednia20.66 km/h VMAX52.58 km/h Podjazdy1595 m
Północna Jura, czyli dotknięcie pustki
Kategoria >100 km
 O poranku ziąb i wilgoć, chmury, przenikliwy wiatr - czyli zgodnie z prognozą. Słońce pojawiło w okolicach godz. 11. Wiatr był momentami bardzo dokuczliwy, szczególnie gdy z bocznego zamieniał się w przeciwny (ufundowałem sobie ciężki odcinek Kromołów - Siamoszyce myląc drogę w Skarżycach). Pomimo kwitnących forsycji, mirabelek i czereśni, śliwy tarniny pozostawały jeszcze w stanie gotowości (wielkie pąki, rozbiją się w większości do wtorku).
 Warunki do jazdy były ranem ciężkie - wszystkie ubrania miałem mokre od potu, jednocześnie było mi zimno. Długo jechałem w zimowej czapce i rękawiczkach. Wszystkie atrakcje turystyczne po drodze emanowały ciszą. Niedziela handlowa i pochmurny, zimny poranek zniechęciły rodaków do jurajskiej turystyki. Ta cisza i pustka w Olsztynie, rez. Parkowe, Złotym Potoku, Mirowie - to było zastanawiające, bo już miesiąc temu były  niedzielę tłumy na Jurze. Skłaniam się zatem do przekonania, że niedziele bez handlu mają olbrzymi wpływ na popularyzację turystyki, zarazem znacznie ją utrudniając w wersji kwalifikacyjnej (utrudniając aprowizację). Poza dyskontami (Biedronka, Dino) wszystkie sklepy były zamknięte - to też daje do myślenia.
 Podjazdów wręcz poszukiwałem na trasie, poza Mokrusem (i kopułą Dorotki) nie przekraczały one 10%, zazwyczaj oscylując wokół 6-8%. Trasa miała bardzo interwałowy charakter (jedynym fragmentem płaskim był liczący 35 km odcinek Ogrodzieniec - Łagisza). W Ogrodzieńcu też spokojnie i mało ludzi, nad Pogorią ludzi więcej, ale bez tłumów.

Stare Miasto, Częstochowa

Mstów, stodoły

Olsztyn, uśpiony zamek

Zroszone piaski Pustyni Siedleckiej

Pustki Złotego Potoku

Widok na Wielką Górę (z nazwy)

Nieplanowana wizyta w Kromołowie

Droga na Giebło

Giebło

Pogoria IV

Na Olimpie - widok na Skrzynówek

Trasa:
Dystans165.82 km Czas08:16 Vśrednia20.06 km/h VMAX51.74 km/h Podjazdy1673 m
Światowy Dzień Zdrowia
Nad ranem miejscami mokre asfalty w drodze na dworzec w Katowicach. Ciemne chmury i wilgotno. Po wysiadce w Łodygowicach identycznie. Na Salmopolu spory ziąb i 6 stopni. Śnieg przy drodze od poziomicy 800 m. Sporo rowerzystów, mało samochodów, fatalny asfalt na serpentynach. Na Równicy spokojniej (jeśli o rowerzystów idzie) i bez śniegu, w Ustroniu prawdziwe tłumy pieszo-rowerowe.
 Dopiero gdy zjechałem do Ustronia objawiło się słońce (ok. 12:30-13:00), niemal bezchmurne niebo towarzyszyło mi aż do domu. Wzrosła też wyraźnie temperatura. Do końca trasy mijałem tłumy rowerzystów: pary, grupy, całe rodziny... Przy pizzerii "Przystanek Królówka" takiej liczby rowerów jeszcze nie widziałem... Magiczny efekt niedzieli bez handlu...   
 W przyrodzie zmiany dość duże: kwitnące śliwy i ziarnopłony, więdnące lepiężniki i podbiały.

Salmopol - Biały Krzyż

Równica

Ustroń
Górki Wielkie - muzeum Zofii Kossak
Łabądki goczałkowickie

Przed Woszczycami

Trasa:

Dystans144.81 km Czas07:41 Vśrednia18.85 km/h Podjazdy699 m
SprzętMerida Drakar
Góralowanie w Lasach Lublinieckich
Kategoria >100 km, blisko domu

 Generalnie pochmurno, z przebłyskami słońca, ciepło (ok.16-17 stopni). Większość trasy drogami gruntowymi i przez lasy. Powrót przed 22. Trasa miała trzy etapy: pierwszy wiódł szlakiem zbiorników takich jak Rogoźnik, Świerklaniec, Chechło; drugi etap wiódł do Brynka, Kokotka i Kalet - cały czas przez lasy. Zrobiło się przyjemnie ciepło. Ostatni etap to szybki odwrót do domu. W Kaletach trafiłem na nową drogę z jakąś trasa mykologiczną (rzeźby grzybów i tablice).

Rogoźnik 

Costa del Chechło :)

Brynek

Rejon Kokotka

Zalew Zielona na kilkadziesiąt minut przed zmierzchem

Trasa:
Dystans138.74 km Czas07:18 Vśrednia19.01 km/h VMAX56.28 km/h Podjazdy1588 m
Temp.16.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Przez beskidzkie przełączki do Jaworzna

 Nadszedł czas podnieść poprzeczkę. Ruszyłem zatem do Żywca korzystając z pociągu na który polowałem od dawna (na Zwardoń, z Zawiercia...). Po drodze, zza szyby, podziwiałem lokalny Mount Blanc, czyli ośnieżone Skrzyczne. Już od Żywca było ciepło a podjazd na przeł. U Poloka (613) spowodował, że pozbyłem się kurtki. Pierwsze prawdziwe emocje trasa zafundowała mi w Przyborowie - mijałem malowniczy pochód Świadków Jehowy. Chwile zgrozy przeżyłem na odcinku Koszarawa - Lachowice. Droga z przeł. Granica (648) jest coraz gorsza: nieomal nie straciłem całego koła, tak mocno walnąłem w dziurę niewidoczną w światłocieniu... 

W Lachowicach dotarłem na cmentarz choleryczny, próbując bezskutecznie przedostać się na Bacową Przełączkę. By to sobie powetować - i zaliczyć jakiś cyklotrek - wybrałem drogę na przysiółek Gancarzyki i Sochy. Na mapie wyglądało to jak wzorcowy interwał. W praktyce nie zgadzała się jedynie nawierzchnia (na mapie asfalt do końca, w praktyce kończący się przed najstromszą ścianką). Na asfalcie było w kilku miejscach 15%, które dzielnie wjechałem (przy nieludzkich, jak to o tej porze roku, sapaniach), przeplatały się te ścianki z całkowitymi wypłaszczeniami, ale finał dał wysmienite 21% na 100 m - niestety na drodze gruntowej: tutaj się poddałem i prowadziłem... Potem postawiłem rower przy ścieżce i wyruszyłem zdobyć z buta Wierchy (580), gdzie na szczycie był ołtarz, ławki i błogi spokój, mącony zapewne czasem przez kładowców i innych prymitywów (wnosząc po śladach). Od osiedla Sochy wróciłem na łono cywilizacji. Potem przez przełączki: Śleszowicką (424) i Zapusta (380) zjechałem do doliny Wisły i w ostatnim etapie zaliczyłem podjazdki Garbu Tęczyńskiego i Pagóry Jaworznickie...

Na rynku w Chrzanowie kawki polowały na papierki po lodach: znak to widomy sezonu lęgowego :)
Był to bardzo udany, słoneczny dzień. Wyśrubowałem nowe rekordy anno domini 2019: pokonane 15% przewyższenia, ponad 1500 m podjazdów na trasie i niebotyczna wysokość 648 m n.p.m. Po lasach zoczyłem kwitnące lepiężniki, po wsiach forscycje. W awifaunie bez nowych obserwacji... 

Przejedziem Sołę, by pierwszą przełączkę atakować z mozołem :)

W drodze do Jeleśni

Cudny widoczek z podjazdu na Krzeszów (na Pasmo Babiogórskie)

Świnna Poręba

Jeden z najpiękniejszych widoków Pogórza Wielickiego - "Dolina bez nazwy" - w drodze na przeł. Zapusta. Po raz pierwszy byłem tu zanim buczki nabrały zieleni.

Wisła w Łączanach. Ostatnia rzeka z trio Soła-Skawa-Wisła jakie musiałem przebyć na tej trasie.

Mapa: 

Dystans131.88 km Czas07:21 Vśrednia17.94 km/h VMAX45.70 km/h Podjazdy1077 m
SprzętMerida Drakar
Przez Próg Woźnicki na Jurę
Kategoria >100 km
Początek ciężki, bo na moim kochanym traktorze Meridy trzeba naprawdę dużej siły by ruszyć z miejsca :) Przerwa na posiłek tradycyjnie już w towarzystwie tego spasionego kota w Strąkowie, co to zawsze lustruje bywalców tutejszego placu zabaw - szczególnie jeśli mają jedzenie... Po drodze zdobyłem najwyższy punkt Progu Woźnickiego. Dalej zmierzałem przez Koziegłowy na Żarki. Piachy na odcinku z Letniska do Żarek na góralu nie robią takiego wrażenia jak na trekingu...

Góry Górzkowskie - mimo dominacji szarości - jak zwykle prezentowały się malowniczo. Zakończenie trasy na przystanku Zawiercie Borowe Pole było pomysłem wręcz genialnym, bo tłum w pociągu był tak absurdalny, że w Zawierciu bym do niego nie wsiadł... Zaczynało brakować miejsc stojących. Na szczęście pociągiem dowodził jeden z moich ulubionych kierowników (czy to nie jest niepokojące, że wielu z nich rozpoznaję?)

W Sączowie nowa ścieżka prawie gotowa

Na samiuśkim szczycie w Markowicach

Leśniów

Czatachowa - tłumy

W Gorzkowie

Piękny jar w rejonie Dąbrówna