Wpisy archiwalne w kategorii
>100 km
Dystans całkowity: | 81694.69 km (w terenie 19.90 km; 0.02%) |
Czas w ruchu: | 3737:45 |
Średnia prędkość: | 19.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.22 km/h |
Suma podjazdów: | 513206 m |
Liczba aktywności: | 607 |
Średnio na aktywność: | 134.59 km i 7h 03m |
Więcej statystyk |
Dystans117.96 km Teren2.50 km Czas05:45 Vśrednia20.51 km/h VMAX48.18 km/h Podjazdy707 m
SprzętMerida Drakar
Rajd łazowski SKT Suchartur
Tradycyjny rajd rowerowy z wizytą na strzelnicy (tym razem przy zakładzie karnym) w okolicy Ciągowic. Powrót z najlepszymi bez korzystania z pociągu. Temperatura zabójcza, uczestnicy karni i w dobrej formie. Na odcinku Kuźnica Sulikowska - Ciągowice prawdziwy tor przeszkód: najpierw piachy, potem bagno i przeprawy przez cieki wodne. Obyło się bez awarii, tylko dwóch z ośmiu uczestników grupy premium wycofało się w Łazach. Reszta dotarła do swoich domów o własnych siłach.
Ekipa na trasie Zawarpie - Kuźnica Świętojańska
"Strefa zgonu" w Ciągowicach, czyli delektowanie się odrobiną cienia
Trasa:
Tradycyjny rajd rowerowy z wizytą na strzelnicy (tym razem przy zakładzie karnym) w okolicy Ciągowic. Powrót z najlepszymi bez korzystania z pociągu. Temperatura zabójcza, uczestnicy karni i w dobrej formie. Na odcinku Kuźnica Sulikowska - Ciągowice prawdziwy tor przeszkód: najpierw piachy, potem bagno i przeprawy przez cieki wodne. Obyło się bez awarii, tylko dwóch z ośmiu uczestników grupy premium wycofało się w Łazach. Reszta dotarła do swoich domów o własnych siłach.
Ekipa na trasie Zawarpie - Kuźnica Świętojańska
"Strefa zgonu" w Ciągowicach, czyli delektowanie się odrobiną cienia
Trasa:
Dystans185.25 km Czas08:27 Vśrednia21.92 km/h VMAX50.43 km/h Podjazdy1113 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jura Środkowa
Zaspałem trochę, rodząca się ciepłota nie zachęcała zbytnio do pośpiechu. Wybrałem więc trasę w mój ulubiony rejon Jury Środkowej, czyli Pasmo Smoleńsko-Niegowonickie. Przy okazji drogi powrotnej miałem ważny cel - dotrzeć na tajmniczą strzelnicę w Ciagowicach, gdzie w poniedziałek miałem doprowadzić uczestników rajdu rowerowego. Dalej zaliczyłem jeszcze Porębę, lody na rynku w Siewierzu, Brudzowice i tradycyjny powrót ze Strąkowa przez Sączów do domu.
Udało mi się wrócić dość szybko, na tyle, by dobrze przygotować się do poniedziałkowej odpowiedzialności rowerowej.
Stodólsko, Niegowonice
Między Kwaśniowem a Złożeńcem, pod Ruskimi Górami
Pospiesznie przez Ogro
Ciągowice, dwór
Poręba, Bartek
Siewierz
Kazimierzówka (Dziewki)
Trasa:
Zaspałem trochę, rodząca się ciepłota nie zachęcała zbytnio do pośpiechu. Wybrałem więc trasę w mój ulubiony rejon Jury Środkowej, czyli Pasmo Smoleńsko-Niegowonickie. Przy okazji drogi powrotnej miałem ważny cel - dotrzeć na tajmniczą strzelnicę w Ciagowicach, gdzie w poniedziałek miałem doprowadzić uczestników rajdu rowerowego. Dalej zaliczyłem jeszcze Porębę, lody na rynku w Siewierzu, Brudzowice i tradycyjny powrót ze Strąkowa przez Sączów do domu.
Udało mi się wrócić dość szybko, na tyle, by dobrze przygotować się do poniedziałkowej odpowiedzialności rowerowej.
Stodólsko, Niegowonice
Między Kwaśniowem a Złożeńcem, pod Ruskimi Górami
Pospiesznie przez Ogro
Ciągowice, dwór
Poręba, Bartek
Siewierz
Kazimierzówka (Dziewki)
Trasa:
Dystans126.33 km Czas07:51 Vśrednia16.09 km/h VMAX58.38 km/h Podjazdy2858 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Beskid Mały, ale wariat
Rano, na Magurce było cudnie i chłodno, potem, szczególnie na podjeżdzie na Hrobaczą i Kocierz, słońce wysysało siódme poty. Droga na Hrobaczą ujdzie do góry (nie licząc buksowania gdzieniegdzie na otoczakach). Zjazd tędy na jednym hamulcu jest już z gatunku mocnych thrillerów, czyli w sam raz dla mnie. Przerwę "odparzeniową" i ochłodzeniową zrobiłem w Bukowicach, bo w poszukiwaniu cienia przejechałem całą Porąbkę... Potem wracałem, by skierować się na dol. Wielkiej Puszczy (sporo "zatokujących" miłośników opalania i taplania w wodzie na bielskich blachach). Chciałem ominąć tłumy na górze Żar i to się udało. Niestety nie ominąłem deszczu, który dopadł mnie przed Rychwałdkiem. Na Przełęczy Ślemieńskiej było już widac co mnie czeka. W samym Żywcu było jednak sucho, deszcz nie dotarł nawet do rogatek miasta. Skorzystałem zatem z jakiegoś Ahmed Kebaba (miałem zapas czasu) i udałem się na pociag, który startował w Żywcu, ale od Wilkowic był już napchany aż po dach...
Na podjeżdzie, w górnej partii, widac kreskę - to szaraczek, który skłonił mnie do tego ujęcia. O tej porze (około 7-7:30) było tu cudownie pusto a ja byłem pierwszym tego dnia zdobywcą Josefsbergu :)
Takiej ciszy i spokoju to tutaj jeszcze nie odczułem...
Na samiuśkim szczycie Hrobaczej
Międzybrodzkie klimaty
Kocierz
Od Jasnej Górki zrobiło się ciemno... Rozpoczął się przyspieszony odwrót na Saybusch
Trasa:
Rano, na Magurce było cudnie i chłodno, potem, szczególnie na podjeżdzie na Hrobaczą i Kocierz, słońce wysysało siódme poty. Droga na Hrobaczą ujdzie do góry (nie licząc buksowania gdzieniegdzie na otoczakach). Zjazd tędy na jednym hamulcu jest już z gatunku mocnych thrillerów, czyli w sam raz dla mnie. Przerwę "odparzeniową" i ochłodzeniową zrobiłem w Bukowicach, bo w poszukiwaniu cienia przejechałem całą Porąbkę... Potem wracałem, by skierować się na dol. Wielkiej Puszczy (sporo "zatokujących" miłośników opalania i taplania w wodzie na bielskich blachach). Chciałem ominąć tłumy na górze Żar i to się udało. Niestety nie ominąłem deszczu, który dopadł mnie przed Rychwałdkiem. Na Przełęczy Ślemieńskiej było już widac co mnie czeka. W samym Żywcu było jednak sucho, deszcz nie dotarł nawet do rogatek miasta. Skorzystałem zatem z jakiegoś Ahmed Kebaba (miałem zapas czasu) i udałem się na pociag, który startował w Żywcu, ale od Wilkowic był już napchany aż po dach...
Na podjeżdzie, w górnej partii, widac kreskę - to szaraczek, który skłonił mnie do tego ujęcia. O tej porze (około 7-7:30) było tu cudownie pusto a ja byłem pierwszym tego dnia zdobywcą Josefsbergu :)
Takiej ciszy i spokoju to tutaj jeszcze nie odczułem...
Na samiuśkim szczycie Hrobaczej
Międzybrodzkie klimaty
Kocierz
Od Jasnej Górki zrobiło się ciemno... Rozpoczął się przyspieszony odwrót na Saybusch
Trasa:
Dystans102.43 km Czas06:04 Vśrednia16.88 km/h VMAX51.24 km/h Podjazdy2077 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze śląsko-żywieckie
Dzień bez bagażu, na pohybel klęskom i przeciwnościom. Z cyklotrekiem na Rachowcu i Popręcince (świetna panorama) i podziwianiem parady motocyklistów pod Ochodzitą. Lampa była ostra, słońce wysysało siły i w połączeniu z ledwie 4h snu sprawiło, że zjeżdżałem na pociąg do Rycerki z poczuciem dobrze wykonanej pracy :)
Wcześniej musiałem wrócić po depozyt pod Zwardoniem.
Widoczek z podejścia na Rachowiec
Trójstyk
Powrót na Ochodzitą. Dopingowała mnie tu wycieczka emerytów...
Było ich kilkuset, jeśli nie więcej... Większość na słowackich blachach...
Dzień wcześniej, dokończenie dwusetki (już po północy):
Dzień bez bagażu, na pohybel klęskom i przeciwnościom. Z cyklotrekiem na Rachowcu i Popręcince (świetna panorama) i podziwianiem parady motocyklistów pod Ochodzitą. Lampa była ostra, słońce wysysało siły i w połączeniu z ledwie 4h snu sprawiło, że zjeżdżałem na pociąg do Rycerki z poczuciem dobrze wykonanej pracy :)
Wcześniej musiałem wrócić po depozyt pod Zwardoniem.
Widoczek z podejścia na Rachowiec
Trójstyk
Powrót na Ochodzitą. Dopingowała mnie tu wycieczka emerytów...
Było ich kilkuset, jeśli nie więcej... Większość na słowackich blachach...
Dzień wcześniej, dokończenie dwusetki (już po północy):
Dystans123.85 km Czas05:49 Vśrednia21.29 km/h VMAX47.09 km/h Podjazdy922 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Po pracy, z buta, do Głębiec
Tego pamiętnego piątku padło 100 tysięcy kilometrów na bikestats :)
Pierwotnie miałem wyjechać prosto z pracy od razu z pełnym bagażem. Gigantyczne perypetie związane z głupotą Twomarku i poczuciem humoru firmy Mavic spowodowały, że męczyłem się z nowymi kołami aż do północy (w czw). Tym bardziej, że do wymiany i skrócenia był też łańcuch i mocowanie lampki (którego oczywiście okazałem się nie mieć...).
Po powrocie z pracy, zrobieniu sobie kolarskiego obiadu i dokończeniu pakowania, wyruszyłem... w największych korkach. Gdy w Suszcu zrobiło się wreszcie spokojniej odkryłem, że pośpiech wywołał nieporządane skutki: poza brakiem tylnego hamulca (świetny pomysł na góry) odezwała się niedbale założona dętka, która wybrzuszyła oponę na tyle znacząco, że czułem ciągłe tąpnięcia...
Przy tym wszystkim tempo nie było najgorsze. Szczęście też się do mnie uśmiechnęło, bo znalazłem niezłą miejscówkę u podnóży Kubalonki. Choć pierwotnie planowałem nocować bezczelnie na murawach Ochodzitej, z racji godziny wyjazdu nie miałem szans dotrzeć do celu w resztkach jasności dnia. Po ciemku nie chciałem zaś tego czynić, bo nie miałem porządnego mocowania lampki (efekt klęski cz. I).
Zakończyło się to wszystko oczywiście klęską: w nocy nieustannie kichałem, okazało się że "coś" mnie silnie uczula. Spałem bardzo źle, bo zatykało mi nos ropą (zatoki tradycyjnie zareagowały na alergię)...
Bujaków
Nad morzem goczałkowickim
U Kossaków w Górkach
W drodze na Ustroń
Wisła
Pierwotnie miałem wyjechać prosto z pracy od razu z pełnym bagażem. Gigantyczne perypetie związane z głupotą Twomarku i poczuciem humoru firmy Mavic spowodowały, że męczyłem się z nowymi kołami aż do północy (w czw). Tym bardziej, że do wymiany i skrócenia był też łańcuch i mocowanie lampki (którego oczywiście okazałem się nie mieć...).
Po powrocie z pracy, zrobieniu sobie kolarskiego obiadu i dokończeniu pakowania, wyruszyłem... w największych korkach. Gdy w Suszcu zrobiło się wreszcie spokojniej odkryłem, że pośpiech wywołał nieporządane skutki: poza brakiem tylnego hamulca (świetny pomysł na góry) odezwała się niedbale założona dętka, która wybrzuszyła oponę na tyle znacząco, że czułem ciągłe tąpnięcia...
Przy tym wszystkim tempo nie było najgorsze. Szczęście też się do mnie uśmiechnęło, bo znalazłem niezłą miejscówkę u podnóży Kubalonki. Choć pierwotnie planowałem nocować bezczelnie na murawach Ochodzitej, z racji godziny wyjazdu nie miałem szans dotrzeć do celu w resztkach jasności dnia. Po ciemku nie chciałem zaś tego czynić, bo nie miałem porządnego mocowania lampki (efekt klęski cz. I).
Zakończyło się to wszystko oczywiście klęską: w nocy nieustannie kichałem, okazało się że "coś" mnie silnie uczula. Spałem bardzo źle, bo zatykało mi nos ropą (zatoki tradycyjnie zareagowały na alergię)...
Bujaków
Nad morzem goczałkowickim
U Kossaków w Górkach
W drodze na Ustroń
Wisła
Dystans113.54 km Czas04:19 Vśrednia26.30 km/h VMAX49.96 km/h Podjazdy761 m
SprzętHaibike Tour SL
Szosowa setka
Tradycyjnie późna inauguracja sezonu szosowego. Dlaczego? Bo szosa demoralizuje. Jeździ się na niej o wiele lżej niż na trekkingu i przeskok powrotny z szosy na rower wyprawowy jest za dużym szokiem. Drugi powód to niemożność zabrania większego bagażu, co zmniejsza wygodę podróży, choć zwiększa tempo. Brak bagaży przyczynił się też do motywu przewodniego: spalenia słońcem.
Kopiec Powstańców, Piekary
Płaskowyż Twardowicki
Pogoria IV
GSD na szosowo
Trasa:
Tradycyjnie późna inauguracja sezonu szosowego. Dlaczego? Bo szosa demoralizuje. Jeździ się na niej o wiele lżej niż na trekkingu i przeskok powrotny z szosy na rower wyprawowy jest za dużym szokiem. Drugi powód to niemożność zabrania większego bagażu, co zmniejsza wygodę podróży, choć zwiększa tempo. Brak bagaży przyczynił się też do motywu przewodniego: spalenia słońcem.
Kopiec Powstańców, Piekary
Płaskowyż Twardowicki
Pogoria IV
GSD na szosowo
Trasa:
Dystans135.84 km Czas06:15 Vśrednia21.73 km/h VMAX44.39 km/h Podjazdy905 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Na Próg Woźnicki i z powrotem
Wstałem o 2:46 i nie potrafiłem zasnąć powtórnie. Tymczasem prognozy zapowiadały ładne przedpołudnie i sztormowe popołudnie. Kierując się tym przesłaniem o 4:49 wyruszałem więc na przejażdżkę. Zakończyłem ją rekordowo szybko, bo o 12:19... Wtedy dopadły mnie pierwsze krople. Zza okna obserwowałem już prawdziwy potop...
Rano mgły były potężne a asfalty i trawy mokruteńkie. Mgły odpuściły dopiero za Siewierzem, temperatura skoczyła wtedy gwałtownie i było bardzo przyjemnie. W miłej scenerii zajechałem zatem do Woźnik i ponownie zrobiło się mniej fajnie: od południa sunęły deszczowe chmury. Ledwo zdążyłem, w Parku Redena było już mokro, ale przemknąłem się między falami uderzeniowymi.
Wypad miał charakter majówkowego pleneru w dość dobrym, trekingowym tempie, wymuszonym przez okoliczności (czas brutto: 7,5 h). Długi postój miałem w Kozich, ale to wynikało z nieudanej próby zalogowania do darmowego Wi-Fi na rynku, by sprawdzić co z prognozami pogody... (razem 47 minut!)
Cisza i spokój na będzińskiej "Nerce"
Bażant na Mariankach nie zamierzał zejść mi z drogi, nie dziwię mu się: dookoła rozlewiska a trawy ociekające wodą
Zamek siewierski i podnoszące się mgły
Sensacja: czyli nowy asfalt na drodze Nowa Wioska - Pińczyce.
Rynek w Koziegłowach
Wiosna w Woźnikach
Umajony las około Strąkowa
Postępy drogowe przy lotnisku Pyrzowice (Ożarowice). Wygląd chmur nakazywał odwrót...
Trasa:
Wstałem o 2:46 i nie potrafiłem zasnąć powtórnie. Tymczasem prognozy zapowiadały ładne przedpołudnie i sztormowe popołudnie. Kierując się tym przesłaniem o 4:49 wyruszałem więc na przejażdżkę. Zakończyłem ją rekordowo szybko, bo o 12:19... Wtedy dopadły mnie pierwsze krople. Zza okna obserwowałem już prawdziwy potop...
Rano mgły były potężne a asfalty i trawy mokruteńkie. Mgły odpuściły dopiero za Siewierzem, temperatura skoczyła wtedy gwałtownie i było bardzo przyjemnie. W miłej scenerii zajechałem zatem do Woźnik i ponownie zrobiło się mniej fajnie: od południa sunęły deszczowe chmury. Ledwo zdążyłem, w Parku Redena było już mokro, ale przemknąłem się między falami uderzeniowymi.
Wypad miał charakter majówkowego pleneru w dość dobrym, trekingowym tempie, wymuszonym przez okoliczności (czas brutto: 7,5 h). Długi postój miałem w Kozich, ale to wynikało z nieudanej próby zalogowania do darmowego Wi-Fi na rynku, by sprawdzić co z prognozami pogody... (razem 47 minut!)
Cisza i spokój na będzińskiej "Nerce"
Bażant na Mariankach nie zamierzał zejść mi z drogi, nie dziwię mu się: dookoła rozlewiska a trawy ociekające wodą
Zamek siewierski i podnoszące się mgły
Sensacja: czyli nowy asfalt na drodze Nowa Wioska - Pińczyce.
Rynek w Koziegłowach
Wiosna w Woźnikach
Umajony las około Strąkowa
Postępy drogowe przy lotnisku Pyrzowice (Ożarowice). Wygląd chmur nakazywał odwrót...
Trasa:
Dystans133.16 km Czas05:59 Vśrednia22.26 km/h VMAX56.58 km/h Podjazdy1024 m
SprzętFocus Arriba 4.0
GSD, Płaskowyż Twardowicki i dookoła tegoż peregrynacje (9)
Tym razem wreszcie wyrwałem się z pracy przed 17, ba, nawet przed 13. To oznaczało katowanie płaskowyżu i okolic. Po raz 10. w tym roku wjechałem na Górę św. Doroty - idę na rekord! Trasa była treningowa, ale miejscami wiosna prowokowała do chwili foto-refleksji. Pod koniec trasy ścigałem kolarzy i średnia znacznie wzrosła a jeden kolarz nawet haniebnie przegrał z trekingiem...
Typowy płaskowyż, czyli między Siemonią a Twardowicami
Na Dorotce - kwitnące suchodrzewy zwyczajne, bo nie tylko kasztanowce wyznaczają matury!
No i łany czosnku niedźwiedziego w Parku Zielona, wiadomo.
Do Siewierza było chmurnie i zimnawo, dopiero na pętli zendkowskiej chmury zaczęły ustępować
Zendek - jeszcze kwitnęły jabłonie
Cyklotrek na Korzystnej Górze i oryginalny widok na Sączów
Trasa:
Tym razem wreszcie wyrwałem się z pracy przed 17, ba, nawet przed 13. To oznaczało katowanie płaskowyżu i okolic. Po raz 10. w tym roku wjechałem na Górę św. Doroty - idę na rekord! Trasa była treningowa, ale miejscami wiosna prowokowała do chwili foto-refleksji. Pod koniec trasy ścigałem kolarzy i średnia znacznie wzrosła a jeden kolarz nawet haniebnie przegrał z trekingiem...
Typowy płaskowyż, czyli między Siemonią a Twardowicami
Na Dorotce - kwitnące suchodrzewy zwyczajne, bo nie tylko kasztanowce wyznaczają matury!
No i łany czosnku niedźwiedziego w Parku Zielona, wiadomo.
Do Siewierza było chmurnie i zimnawo, dopiero na pętli zendkowskiej chmury zaczęły ustępować
Zendek - jeszcze kwitnęły jabłonie
Cyklotrek na Korzystnej Górze i oryginalny widok na Sączów
Trasa:
Dystans102.98 km Czas04:49 Vśrednia21.38 km/h Podjazdy1074 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Płaskowyż Twardowicki (8)
Na starych smieciach było w majówkę o niebo lepiej (pogodowo) niż w górach. Pomimo powrotu o północy, zmobilizowałem się więc do wstania na budzik i przed 8 byłem już w trasie. Udało się zrobić tysiączek przewyższeń na trasie opartej wyłącznie po płaskowyżu! Śpiewały gdzieniegdzie wilgi, było nad Przeczycami dużo jaskółek. Uszkodzona obręcz dawała radę, ale na lekko to każdy potrafi :)
Udało mi się tak manewrować, by omijać najgorsze nawierzchniowo odcinki.
Sączów od strony podjazdu ul. Cmentarną
Znowu na Dziewiczej Górze, czyli Saczów z drugiej strony
Przeczyce od Boguchwałowic
Wiosna w Rogoźniku
Trasa:
Na starych smieciach było w majówkę o niebo lepiej (pogodowo) niż w górach. Pomimo powrotu o północy, zmobilizowałem się więc do wstania na budzik i przed 8 byłem już w trasie. Udało się zrobić tysiączek przewyższeń na trasie opartej wyłącznie po płaskowyżu! Śpiewały gdzieniegdzie wilgi, było nad Przeczycami dużo jaskółek. Uszkodzona obręcz dawała radę, ale na lekko to każdy potrafi :)
Udało mi się tak manewrować, by omijać najgorsze nawierzchniowo odcinki.
Sączów od strony podjazdu ul. Cmentarną
Znowu na Dziewiczej Górze, czyli Saczów z drugiej strony
Przeczyce od Boguchwałowic
Wiosna w Rogoźniku
Trasa:
Dystans156.91 km Czas07:41 Vśrednia20.42 km/h VMAX59.97 km/h Podjazdy1138 m
SprzętFocus Arriba 4.0
W strugach deszczu na Pogórze Strzyżowskie
Nocleg u podnóża masywu Hłoczy był o niebo przyjemniejszy niż ten na stokach Turkowej. Zawdzęczałem to wyraźnej inwersji (na szczyciku 17 stopni, w Kamiannej 8...). Spałem przy prześwicie, wśród buków. Nie lubię buczyny (noclegowo, bo poza tym uwielbiam), ale było znakomicie. Oczywiście pierwszym celem dnia było zdobycie Hłoczy. Kulminacja jest banalna orientacyjnie, choć kopuła usiana jest poległymi jodłami. Las tu dość ciekawy (jodłowo-bukowy!), ale widoków nie ma wcale.
Stokówka jest świetnie utrzymana, ale niestety ma bardzo głębokie rynienki. Śniadanie jadłem dopiero w Wilczynach (za Grybowem). Atrakcje były tu typowo majowe: w postgierkowskim, zamkniętym gmaszku dworca szalały mazurki. Pisklaki były już dawno wyklute i bardzo głośne. Mazurki uznały, że wnętrze zamknętego, przeszkolnego dworca to kapitalne miejsce na lokum i fruwały sobie w środku, niczym w wielkim terrarium...
Gdy uzyskałem najnowsze prognozy pogody mój optymizm znacznie przygasł. Rzeczywistość okazała się zaś gorsza od tych prognoz. Od 11 do 15:30 lało bez przerwy. Ja przerwę zrobiłem dopiero w Brzostku i odkryłem wówczas wyrwy w obręczy, przy oczkach, w 4 miejscach! Odkryłem też stratę dwóch szprych w przednim kole, to ich odgłosy skłoniły mnie zresztą do obdukcji roweru. Przy okazji rozerwałem spodnie przeciwdeszczowe. Działo się to wszystko gdy - pomimo warunków - zdecydowałem się na dłuższy wariant ropczycki zamiast dębickiego.
W Ropczycach zawitałem do tego samego baru co rok temu, ale został w międzyczasie Kebabem... O tempora, o mores!
Gdy dotarłem na peron w Witkowicach, znowu zaczęło padać - tak więc bez żalu salwowałem się ucieczką.
Na samiuśkim szczycie Hłoczy
Stokówka hłoczańska dobiła mi tylną obręcz, ale jeszcze nie byłem tego świadomy...
Grybów, rynek
Skamieniałe Miasto
Niezły podjazd na Przeczycę
Deszczowy pejzaż Pogórza Strzyżowskiego
Wielopole Skrzyńskie - ostatni raz rowerowałem tu w 2012 roku...
Ropczyce święciły 3 maja
A na peron w Witkowicach można wjechać bezpośrednio rowerem i to jest jego przewaga nad dworcem Ropczyce City! To już trzeci raz na tym peronie, ale człowiek doświadczony...
Trasa:
Nocleg u podnóża masywu Hłoczy był o niebo przyjemniejszy niż ten na stokach Turkowej. Zawdzęczałem to wyraźnej inwersji (na szczyciku 17 stopni, w Kamiannej 8...). Spałem przy prześwicie, wśród buków. Nie lubię buczyny (noclegowo, bo poza tym uwielbiam), ale było znakomicie. Oczywiście pierwszym celem dnia było zdobycie Hłoczy. Kulminacja jest banalna orientacyjnie, choć kopuła usiana jest poległymi jodłami. Las tu dość ciekawy (jodłowo-bukowy!), ale widoków nie ma wcale.
Stokówka jest świetnie utrzymana, ale niestety ma bardzo głębokie rynienki. Śniadanie jadłem dopiero w Wilczynach (za Grybowem). Atrakcje były tu typowo majowe: w postgierkowskim, zamkniętym gmaszku dworca szalały mazurki. Pisklaki były już dawno wyklute i bardzo głośne. Mazurki uznały, że wnętrze zamknętego, przeszkolnego dworca to kapitalne miejsce na lokum i fruwały sobie w środku, niczym w wielkim terrarium...
Gdy uzyskałem najnowsze prognozy pogody mój optymizm znacznie przygasł. Rzeczywistość okazała się zaś gorsza od tych prognoz. Od 11 do 15:30 lało bez przerwy. Ja przerwę zrobiłem dopiero w Brzostku i odkryłem wówczas wyrwy w obręczy, przy oczkach, w 4 miejscach! Odkryłem też stratę dwóch szprych w przednim kole, to ich odgłosy skłoniły mnie zresztą do obdukcji roweru. Przy okazji rozerwałem spodnie przeciwdeszczowe. Działo się to wszystko gdy - pomimo warunków - zdecydowałem się na dłuższy wariant ropczycki zamiast dębickiego.
W Ropczycach zawitałem do tego samego baru co rok temu, ale został w międzyczasie Kebabem... O tempora, o mores!
Gdy dotarłem na peron w Witkowicach, znowu zaczęło padać - tak więc bez żalu salwowałem się ucieczką.
Na samiuśkim szczycie Hłoczy
Stokówka hłoczańska dobiła mi tylną obręcz, ale jeszcze nie byłem tego świadomy...
Grybów, rynek
Skamieniałe Miasto
Niezły podjazd na Przeczycę
Deszczowy pejzaż Pogórza Strzyżowskiego
Wielopole Skrzyńskie - ostatni raz rowerowałem tu w 2012 roku...
Ropczyce święciły 3 maja
A na peron w Witkowicach można wjechać bezpośrednio rowerem i to jest jego przewaga nad dworcem Ropczyce City! To już trzeci raz na tym peronie, ale człowiek doświadczony...
Trasa: