Wpisy archiwalne w kategorii
>100 km
Dystans całkowity: | 88339.05 km (w terenie 19.90 km; 0.02%) |
Czas w ruchu: | 4115:10 |
Średnia prędkość: | 19.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.22 km/h |
Suma podjazdów: | 579834 m |
Liczba aktywności: | 659 |
Średnio na aktywność: | 134.05 km i 7h 04m |
Więcej statystyk |
Dystans107.46 km Czas04:56 Vśrednia21.78 km/h VMAX43.10 km/h Podjazdy755 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Kraków
Pierwszy w roku rajd z naciskiem na tempo jazdy. Pomagał długo wiatr i ukształtowanie terenu, dlatego na koniec uciekłem znad Wisły w Jurę, czyli na Bielany, Kopiec Niepodległości itp. Odwiedziłem też Willę Decjusza i po raz pierwszy w życiu stację (przystanek?) Kraków Mydlniki. Wrażenia bardzo pozytywne: WTR zawsze jedzie się cudownie z korzystnym wiatrem, dlatego za Kamieniem odbiłem bardziej w interwały i tempo siadło z okolic 23 na 21,78. Cóż za tragedia, chyba się potnę (żartowałem, nie jestem wuefistą).
Wspaniale wypoczywało się "U Erwina" - szanuję człowieka, szkoda że ma tak niewielu naśladowców. Ławki z palet bardzo wygodne. Po raz pierwszy dotarłem do centrum treningowego Cracovii. Z wrażeń negatywnych był tylko remont mostu/wiaduktu w Gorzkowie. Tempo miałem ekspresowe i po niecałych 5.5h (razem z powrotem pociągiem i odcinkiem Szczakowa - Podłęże na rowerze) byłem w miejscu z którego wyruszyłem. Tak na marginesie: w pociągu tłumy... Tłumy też były pod bramami krakowskiego ZOO. Cóż, wiosna!

WTR

WTR w typie WTF, wkurza mnie ten odcinek.

Erwin, jak każdy Erwin jest człowiekiem ponadprzeciętnym ;)

Podbiały u nóg się słały

Czernichów

Centrum Cracovii

Widok na cel: Bielany

Tradycyjny Tyniec

U stóp klasztoru

U stóp kopca Piłsudskiego

Willa Decjusza
Trasa:
Pierwszy w roku rajd z naciskiem na tempo jazdy. Pomagał długo wiatr i ukształtowanie terenu, dlatego na koniec uciekłem znad Wisły w Jurę, czyli na Bielany, Kopiec Niepodległości itp. Odwiedziłem też Willę Decjusza i po raz pierwszy w życiu stację (przystanek?) Kraków Mydlniki. Wrażenia bardzo pozytywne: WTR zawsze jedzie się cudownie z korzystnym wiatrem, dlatego za Kamieniem odbiłem bardziej w interwały i tempo siadło z okolic 23 na 21,78. Cóż za tragedia, chyba się potnę (żartowałem, nie jestem wuefistą).
Wspaniale wypoczywało się "U Erwina" - szanuję człowieka, szkoda że ma tak niewielu naśladowców. Ławki z palet bardzo wygodne. Po raz pierwszy dotarłem do centrum treningowego Cracovii. Z wrażeń negatywnych był tylko remont mostu/wiaduktu w Gorzkowie. Tempo miałem ekspresowe i po niecałych 5.5h (razem z powrotem pociągiem i odcinkiem Szczakowa - Podłęże na rowerze) byłem w miejscu z którego wyruszyłem. Tak na marginesie: w pociągu tłumy... Tłumy też były pod bramami krakowskiego ZOO. Cóż, wiosna!

WTR

WTR w typie WTF, wkurza mnie ten odcinek.

Erwin, jak każdy Erwin jest człowiekiem ponadprzeciętnym ;)

Podbiały u nóg się słały

Czernichów

Centrum Cracovii

Widok na cel: Bielany

Tradycyjny Tyniec

U stóp klasztoru

U stóp kopca Piłsudskiego

Willa Decjusza
Trasa:
Dystans152.60 km Czas08:04 Vśrednia18.92 km/h Podjazdy1570 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dookoła Pilicy
Mój kolejny w tym roku rajdzik w stylu magellańskim zaczął się w dobrym stylu, który najlepiej zapewni tej relacji wiersz Adama Ważyka pt. Wagon:
Kolejarze wysiedli i sam teraz siedzisz przy oknie
Tą drogą w dawnych latach jeździłeś wielokrotnie
Słupy biegną do tyłu i ów czas który minął
pokrywa cztery topole melancholijną patyną
Właśnie tak czułem się kolejny raz jadąc pociągiem do Wiesiółki. Rano marzłem przy temp. -4 stopni, minusowe temp. towarzyszyły mi aż po Smoleń. Na tym mroźnym 30 km. odcinku minęły mnie łącznie dwa samochody, oba w Kwaśniowie. Czy to nie jest wystarczająca rekomendacja wstawania rano w niedzielę? Z wrażeń przyrodniczych spotkałem pierwsza biedronkę i wdziałem pierwszego kopciuszka, w dodatku szukającego miejsca na gniazdo. Tyle tytułem pierwszych, ostatni był to rajd dla sprawnej przysłony w Lumixie. Zaszkodził mu urbex, który uprawiałem w Cisowej: zarwał się pode mną spróchniały podest a wstrząs okazał się zabójczy dla aparatu. Moją dalszą trasę kształtuje pasja urbexu. Oddaje się jej w Siadczy, Szycach, Szypowicach, Gieble, Kiełkowicach i Karlinie. Przy okazji nabijam sporo przewyższeń i spostrzegam, że wykonałem klasyczną pętlę dookoła Pilicy. Wyszedł więc zacny rajdzik magellański. Trochę przypadkiem, ale w dobrym stylu, bo 1500 metrów przewyższenia w marcu zasługuje na takie określenie.
Czy byłeś kiedyś w sklepie w Zdowie?
By tu dojechać trzeba mieć zdrowie!
- tak śpiewałby Kazik, gdyby jeździł na rowerze. Ja bym tak śpiewał gdybym dojechał do Zdowa, ale nie dojechałem a i tak sobie tak śpiewałem ;)

Chillout po niegowonicku :)

Ziemia Smoleńska

Urbex

Siadcza

Sierbowice

Siamoszyce i dobrze mi znany akwen

Widok spod Bieńkówki na Pasmo Smoleńskie

W drodze na Karlin

Kiełkowice

Góra Birów

Odkrycie w Chruszczobrodzie

Przeczyce

Siemonia z Myszkowic
Trasa:
Mój kolejny w tym roku rajdzik w stylu magellańskim zaczął się w dobrym stylu, który najlepiej zapewni tej relacji wiersz Adama Ważyka pt. Wagon:
Kolejarze wysiedli i sam teraz siedzisz przy oknie
Tą drogą w dawnych latach jeździłeś wielokrotnie
Słupy biegną do tyłu i ów czas który minął
pokrywa cztery topole melancholijną patyną
Właśnie tak czułem się kolejny raz jadąc pociągiem do Wiesiółki. Rano marzłem przy temp. -4 stopni, minusowe temp. towarzyszyły mi aż po Smoleń. Na tym mroźnym 30 km. odcinku minęły mnie łącznie dwa samochody, oba w Kwaśniowie. Czy to nie jest wystarczająca rekomendacja wstawania rano w niedzielę? Z wrażeń przyrodniczych spotkałem pierwsza biedronkę i wdziałem pierwszego kopciuszka, w dodatku szukającego miejsca na gniazdo. Tyle tytułem pierwszych, ostatni był to rajd dla sprawnej przysłony w Lumixie. Zaszkodził mu urbex, który uprawiałem w Cisowej: zarwał się pode mną spróchniały podest a wstrząs okazał się zabójczy dla aparatu. Moją dalszą trasę kształtuje pasja urbexu. Oddaje się jej w Siadczy, Szycach, Szypowicach, Gieble, Kiełkowicach i Karlinie. Przy okazji nabijam sporo przewyższeń i spostrzegam, że wykonałem klasyczną pętlę dookoła Pilicy. Wyszedł więc zacny rajdzik magellański. Trochę przypadkiem, ale w dobrym stylu, bo 1500 metrów przewyższenia w marcu zasługuje na takie określenie.
Czy byłeś kiedyś w sklepie w Zdowie?
By tu dojechać trzeba mieć zdrowie!
- tak śpiewałby Kazik, gdyby jeździł na rowerze. Ja bym tak śpiewał gdybym dojechał do Zdowa, ale nie dojechałem a i tak sobie tak śpiewałem ;)

Chillout po niegowonicku :)

Ziemia Smoleńska

Urbex

Siadcza

Sierbowice

Siamoszyce i dobrze mi znany akwen

Widok spod Bieńkówki na Pasmo Smoleńskie

W drodze na Karlin

Kiełkowice

Góra Birów

Odkrycie w Chruszczobrodzie

Przeczyce

Siemonia z Myszkowic
Trasa:
Dystans122.11 km Czas06:06 Vśrednia20.02 km/h Podjazdy1063 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Przedwiośnie na Garbie Tarnogórskim
Droga 94 jest bezpieczna dla rowerzystów już tylko w niedzielne poranki. Skorzystałem więc z okazji. Dalej było już standardowo, aż do Antoniowa, gdzie odkryłem że drobny remoncik był jednak dużą inwestycją w nadziemny przejazd dla rowerzystów i przejście dla pieszych. Potem czekała mnie walka z wiatrem i eksploracje nieruchomościowe na kresach Dąbrowy Górniczej; wszystkiemu przyglądało się marcowe słoneczko (tak jak dzień wcześniej). Dzięki celowi praktycznemu poznałem znów nowe światy i zawitałem w zakątki nieskażone dotąd moimi oponami. Manewrując po przysiółka Błędowa dotarłem też do celu wycieczki, czyli Niegowonic. Walka z silnym, lodowatym wiatrem zniechęciła mnie do ataku na Kromołowiec, co okazało się błędem, bo gdy zmieniłem na kierunek zgodny z wiatrem jechało mi się dużo lepiej i pogłoski o mojej śmierci okazały się przesadzone :)
W Niegowonicach zakończyłem część eksploracyjną i przez ukochane Głazówkę, Chruszczobród i Podwarpie skierowałem się na umiłowany Płaskowyż, zdobywając Łubianki i przez Myszkowice i Siemonię wracając w domowe pielesze. Było już wyraźnie przedwiosennie, skowronki wydzierały się w niebogłosy, pierwsze słyszałem jeszcze w... Chorzowie. Zwróciłem też uwagę na pierwsze śpiewające zięby. Wiadomo: pora jeżdzić, już śpiewają zięby - parafrazując Agnieszkę Osiecką.

Będzin

Czosnek rośnie już dzielnie w Parku Zielona

Antoniów - niespodzianka

Klucząc blisko gminy Klucze, czyli przed Niegowonicami.

Niegowonice, wąska ulica Szeroka

Pejzaż historyczny Podwarpia

Sadowie II - dalsze zabudowywanie pejzażu Płaskowyżu trwa w najlepsze

Na samiuśkim szczycie Płaskowyżu

tamże
Trasa:
Droga 94 jest bezpieczna dla rowerzystów już tylko w niedzielne poranki. Skorzystałem więc z okazji. Dalej było już standardowo, aż do Antoniowa, gdzie odkryłem że drobny remoncik był jednak dużą inwestycją w nadziemny przejazd dla rowerzystów i przejście dla pieszych. Potem czekała mnie walka z wiatrem i eksploracje nieruchomościowe na kresach Dąbrowy Górniczej; wszystkiemu przyglądało się marcowe słoneczko (tak jak dzień wcześniej). Dzięki celowi praktycznemu poznałem znów nowe światy i zawitałem w zakątki nieskażone dotąd moimi oponami. Manewrując po przysiółka Błędowa dotarłem też do celu wycieczki, czyli Niegowonic. Walka z silnym, lodowatym wiatrem zniechęciła mnie do ataku na Kromołowiec, co okazało się błędem, bo gdy zmieniłem na kierunek zgodny z wiatrem jechało mi się dużo lepiej i pogłoski o mojej śmierci okazały się przesadzone :)
W Niegowonicach zakończyłem część eksploracyjną i przez ukochane Głazówkę, Chruszczobród i Podwarpie skierowałem się na umiłowany Płaskowyż, zdobywając Łubianki i przez Myszkowice i Siemonię wracając w domowe pielesze. Było już wyraźnie przedwiosennie, skowronki wydzierały się w niebogłosy, pierwsze słyszałem jeszcze w... Chorzowie. Zwróciłem też uwagę na pierwsze śpiewające zięby. Wiadomo: pora jeżdzić, już śpiewają zięby - parafrazując Agnieszkę Osiecką.

Będzin

Czosnek rośnie już dzielnie w Parku Zielona

Antoniów - niespodzianka

Klucząc blisko gminy Klucze, czyli przed Niegowonicami.

Niegowonice, wąska ulica Szeroka

Pejzaż historyczny Podwarpia

Sadowie II - dalsze zabudowywanie pejzażu Płaskowyżu trwa w najlepsze

Na samiuśkim szczycie Płaskowyżu

tamże
Trasa:
Dystans135.20 km Czas06:37 Vśrednia20.43 km/h Podjazdy1076 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Przedwiośnie na Progu Woźnickim
Marcowe słońce ozłaca
Daleką, szczerą równinę,
Na której, jak okiem sięgnąć,
Drzewko widnieje jedyne.
Jeszcze się nic nie zieleni,
Pierwszy przystanek: Siewierz

Remoncik jakich wiele i wszystkie wkurwiające, bo na moich ulubionych drogach

Pierwszy biwaczek - Koclin

Na Progu Woźnickim

Koziegłowy znad Bożego Stoku

Wylągi

Woźniki

Cynków - granica historyczna

Kolonia Za Wodą, czyli pod Sączowem
Trasa:
Marcowe słońce ozłaca
Daleką, szczerą równinę,
Na której, jak okiem sięgnąć,
Drzewko widnieje jedyne.
Jeszcze się nic nie zieleni,
Nago i pusto, jak w stepie,
Tylko wiatr tańczy i hula,
I drzewkiem targa i siepie.
Tylko wiatr tańczy i hula,
I drzewkiem targa i siepie.
A drzewko chwieje gałęźmi
W wesołej z wiatrem przekorze,
Że choć mu liść zwiał w jesieni,
Cienia zwiać z ziemi nie może.
Leopold Staff, Marcowe słońce
Marcowe słońce wydobyło na powierzchnie nie tylko zeschłe psie kupy, pojawiły się pszczoły i motocykliści. Bardziej ucieszyły mnie pszczoły. Cieszyło też słońce, smuciła lokalnie jakość powietrza: podtrucie smogiem w Chorzowie Starym i po koniec trasy, siwy dym w Zendku... Pierwszy raz w sezonie nawiedziłem Koziegłowy, Siewierz i - co dość dziwne - Pogorie. Na trasie drażniły głównie kolejne remonty: w Przełajce, Niepiekle, Wojkowicach, Siewierzu. Najprzyjemniej jechało się rzecz jasna nad Pogoriami i na odcinku z Koziegłów do Mzyków, gdzie byłem jedynym pojazdem na drodze.
W wesołej z wiatrem przekorze,
Że choć mu liść zwiał w jesieni,
Cienia zwiać z ziemi nie może.
Leopold Staff, Marcowe słońce
Marcowe słońce wydobyło na powierzchnie nie tylko zeschłe psie kupy, pojawiły się pszczoły i motocykliści. Bardziej ucieszyły mnie pszczoły. Cieszyło też słońce, smuciła lokalnie jakość powietrza: podtrucie smogiem w Chorzowie Starym i po koniec trasy, siwy dym w Zendku... Pierwszy raz w sezonie nawiedziłem Koziegłowy, Siewierz i - co dość dziwne - Pogorie. Na trasie drażniły głównie kolejne remonty: w Przełajce, Niepiekle, Wojkowicach, Siewierzu. Najprzyjemniej jechało się rzecz jasna nad Pogoriami i na odcinku z Koziegłów do Mzyków, gdzie byłem jedynym pojazdem na drodze.

Pierwszy przystanek: Siewierz

Remoncik jakich wiele i wszystkie wkurwiające, bo na moich ulubionych drogach

Pierwszy biwaczek - Koclin

Na Progu Woźnickim

Koziegłowy znad Bożego Stoku

Wylągi

Woźniki

Cynków - granica historyczna

Kolonia Za Wodą, czyli pod Sączowem
Trasa:
Dystans114.56 km Czas06:51 Vśrednia16.72 km/h Podjazdy1266 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Cała środkowa Jura
To była pierwsza tegoroczna trasa transjurajska i pierwsza z przewyższeniem ponad 1000 metrów. Nad ranem lekko na minusie, ale słonecznie - co łagodziło odczucia termiczne. Kolejny raz w roku przyszło mi odwiedzić Chechło. Potem były 2. z zestawu ulubionych wsi jurajskich: Kwaśniów i Złożeniec. Dalej, rozochocony, jechałem przez Pilicę, Kocikową, Gulzów i Siamoszyce do Kostkowic gdzie czekała mnie eksploracja nieruchomościowa i piknik. Temperaturowo zrobiło się całkiem przyjemnie a ja ruszyłem na dalsze eksploracje nieruchomościowe, tym razem w gminie Niegowa. Cel osiągnąłem i znalazłem to czego szukałem. Czas niestety nie stał w miejscu, przejazd przez Góry Gorzkowskie był więc już w pośpiechu a przez Czatachową na ostatnim oddechu. Ostatnie podjazdy na trasie dały mi trochę w kość, Jura w lutym to nie przelewki...
Skończyło się i dobrze, i źle. Nie zdążyłem na pociąg, ale wynikało to ze znalezienia kolejnych ofert po drodze. Były w Zawadzie, Przybynowie i Ostrowie. Mój cel w postaci przystanku kolejowego w Natalinie zamieniłem więc w niespieszny rowerowy spacer na przystanek w Żarkach-Letnisku. Tak upłynął mi ostatni z feryjnych rajdów nieruchomościowych. Wszystkie były pouczające i ciekawe eksploracyjnie.

Z Wiesiółki na Niegowonice

Kwaśniów Górny - stara zabudowa

Między Złożeńcem a Pilicą

Zabudowa między Kocikową a Pilicą

W Mokrusie

Kroczyce międzywojenne

Okolice Niegowej

Jadąc na Postaszowice

Gorzków Stary
Trasa:
To była pierwsza tegoroczna trasa transjurajska i pierwsza z przewyższeniem ponad 1000 metrów. Nad ranem lekko na minusie, ale słonecznie - co łagodziło odczucia termiczne. Kolejny raz w roku przyszło mi odwiedzić Chechło. Potem były 2. z zestawu ulubionych wsi jurajskich: Kwaśniów i Złożeniec. Dalej, rozochocony, jechałem przez Pilicę, Kocikową, Gulzów i Siamoszyce do Kostkowic gdzie czekała mnie eksploracja nieruchomościowa i piknik. Temperaturowo zrobiło się całkiem przyjemnie a ja ruszyłem na dalsze eksploracje nieruchomościowe, tym razem w gminie Niegowa. Cel osiągnąłem i znalazłem to czego szukałem. Czas niestety nie stał w miejscu, przejazd przez Góry Gorzkowskie był więc już w pośpiechu a przez Czatachową na ostatnim oddechu. Ostatnie podjazdy na trasie dały mi trochę w kość, Jura w lutym to nie przelewki...
Skończyło się i dobrze, i źle. Nie zdążyłem na pociąg, ale wynikało to ze znalezienia kolejnych ofert po drodze. Były w Zawadzie, Przybynowie i Ostrowie. Mój cel w postaci przystanku kolejowego w Natalinie zamieniłem więc w niespieszny rowerowy spacer na przystanek w Żarkach-Letnisku. Tak upłynął mi ostatni z feryjnych rajdów nieruchomościowych. Wszystkie były pouczające i ciekawe eksploracyjnie.

Z Wiesiółki na Niegowonice

Kwaśniów Górny - stara zabudowa

Między Złożeńcem a Pilicą

Zabudowa między Kocikową a Pilicą

W Mokrusie

Kroczyce międzywojenne

Okolice Niegowej

Jadąc na Postaszowice

Gorzków Stary
Trasa:
Dystans144.09 km Czas07:26 Vśrednia19.38 km/h Podjazdy1055 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jesienna góra Chełmo, czyli uroczyste zakończenie sezonu
To było - tak jak w tytule - uroczyste zakończenie sezonu. W ciemności ruszałem pociągiem z Batorego i w ciemności z niego wysiadałem w Myszkowie. Przedświt przez Żarkami dał mi nieźle popalić temperaturowo. Zanim dotarłem do Leśniowa, był już pełnoprawny poranek. Jechałem w podwójnych długich spodniach i solidnych jesiennych butach. Tylko dlatego odczuwałem komfort termiczny. Chmur od rana na niebie nie było ani śladu. Rześki poranek wynagradzał więc od razu złotymi smugami światła.
Cały dzień było jedynie znośnie temperaturowo. Pomagało niezmącone słońce i stosunkowo niewielki wiatr. Bez tych dwóch czynników warunki byłby trudne przez cały dzień a nie tylko rano. Jesienne widoki uatrakcyjniały jeszcze w wielu miejscach krajobraz, ale apogeum kolorów było już wyraźnie po swoim schyłku. Ładnie było tam gdzie były brzozy lub w miejscach osłoniętych od wiatru, gdzie przetrwały barwne narzutki z liści.
Ja tradycyjnie obiadowałem w Przedborzu. Kebab na rynku był dalej bardzo szybki, ale to już nie to - smakowo - co 2 lata temu. Końcówkę miałem bardzo nerwową: pociąg raczył spóźnić się 40 minut i ledwo zdążyłem na przesiadkę w Częstochowie. Ten przedborski kebab uratował mi więc jednak dzień, bo inaczej ostatnie 5 godzin wycieczki spędziłbym całkiem na głodno. Sam Przedbórz jest jednym z najciekawiej położonych małych miast w Polsce. Mnóstwo tu wszędzie lasów, łąk i wzgórz. Drogi zazwyczaj dobre i mało ruchliwe. Dobre połączenia kolejowe. Nic tylko bywać!

Żarki-Leśniów i leśniowski Jan Chrzciciel

Żarki-Przewodziszowice

Ostrężnik

Złoty Potok

Park w Złotym Potoku

Jadąc przez Staropole

Borowce - to tutaj doszło do tragedii

Nad Pilicą

Maleszyn - kapliczka przydrożna

Góra Chełmo - wały w liściach

Góra Chełmo

Wyraźne wały

Na rynku w Przedborzu

Pięknie jak w Przedborskiem

Przedbórz od zachodu, w tle Pasmo Przedborskie

Zagajnik brzozowy

Pasmo Przedborskie

Na Majowej Górze

Gorzkowice
To było - tak jak w tytule - uroczyste zakończenie sezonu. W ciemności ruszałem pociągiem z Batorego i w ciemności z niego wysiadałem w Myszkowie. Przedświt przez Żarkami dał mi nieźle popalić temperaturowo. Zanim dotarłem do Leśniowa, był już pełnoprawny poranek. Jechałem w podwójnych długich spodniach i solidnych jesiennych butach. Tylko dlatego odczuwałem komfort termiczny. Chmur od rana na niebie nie było ani śladu. Rześki poranek wynagradzał więc od razu złotymi smugami światła.
Cały dzień było jedynie znośnie temperaturowo. Pomagało niezmącone słońce i stosunkowo niewielki wiatr. Bez tych dwóch czynników warunki byłby trudne przez cały dzień a nie tylko rano. Jesienne widoki uatrakcyjniały jeszcze w wielu miejscach krajobraz, ale apogeum kolorów było już wyraźnie po swoim schyłku. Ładnie było tam gdzie były brzozy lub w miejscach osłoniętych od wiatru, gdzie przetrwały barwne narzutki z liści.
Ja tradycyjnie obiadowałem w Przedborzu. Kebab na rynku był dalej bardzo szybki, ale to już nie to - smakowo - co 2 lata temu. Końcówkę miałem bardzo nerwową: pociąg raczył spóźnić się 40 minut i ledwo zdążyłem na przesiadkę w Częstochowie. Ten przedborski kebab uratował mi więc jednak dzień, bo inaczej ostatnie 5 godzin wycieczki spędziłbym całkiem na głodno. Sam Przedbórz jest jednym z najciekawiej położonych małych miast w Polsce. Mnóstwo tu wszędzie lasów, łąk i wzgórz. Drogi zazwyczaj dobre i mało ruchliwe. Dobre połączenia kolejowe. Nic tylko bywać!

Żarki-Leśniów i leśniowski Jan Chrzciciel

Żarki-Przewodziszowice

Ostrężnik

Złoty Potok

Park w Złotym Potoku

Jadąc przez Staropole

Borowce - to tutaj doszło do tragedii

Nad Pilicą

Maleszyn - kapliczka przydrożna

Góra Chełmo - wały w liściach

Góra Chełmo

Wyraźne wały

Na rynku w Przedborzu

Pięknie jak w Przedborskiem

Przedbórz od zachodu, w tle Pasmo Przedborskie

Zagajnik brzozowy

Pasmo Przedborskie

Na Majowej Górze

Gorzkowice
Dystans102.78 km Czas05:08 Vśrednia20.02 km/h VMAX44.16 km/h Podjazdy639 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Brudzowice
Piękny dzień pełnej, złotej jesieni. Wiatr na zachód, ale wracałem przez Lasy Lublinieckie, a pod wieczór wiatr osłabł. Jechałem na lekko, tylko z komórką, ale dała radę.

W drodze na Dziewki

Pogoria IV

Siewierz

Siewierz, kościół parafialny

W drodze z Brudzowic do Strąkowa

Pyrzowice

Przed Pomłyniem
Trasa:
Piękny dzień pełnej, złotej jesieni. Wiatr na zachód, ale wracałem przez Lasy Lublinieckie, a pod wieczór wiatr osłabł. Jechałem na lekko, tylko z komórką, ale dała radę.

W drodze na Dziewki

Pogoria IV

Siewierz

Siewierz, kościół parafialny

W drodze z Brudzowic do Strąkowa

Pyrzowice

Przed Pomłyniem
Trasa:
Dystans166.13 km Czas08:17 Vśrednia20.06 km/h Podjazdy1414 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jesienna wyprawka na Mont Blanc
Uwielbiam jeździć po Miechowskiem. Lubię pofalowany pejzaż rolniczy, to mój historyczny plac zabaw. W takiej scenerii odkrywałem świat i zawsze potrafi mnie ten pejzaż zachwycić. O każdej porze roku. Na Jurze za bardzo drażnią mnie nieużytki, w Miechowskiem żyją prawdziwi rolnicy, a ziemia żyje jeszcze bardziej od nich. Nie mam tylko na myśli intensywnego i malowniczego (bo raczej małoobszarowego) rolnictwa, także samą właściwość lessowej i rędzinowej gleby. Każdy większy deszcz zostawia tu ślad w krajobrazie. Tu nie można się nudzić, pejzaż przemieszcza się w czasie. Bo jego niezmienność jest zawsze złudzeniem.
To dlatego znowu to sobie zrobiłem. O świcie było lodowato, mglisto, wilgotno i beznadziejnie. Jak tylko wysunąłem się z pociągu w Wiesiółce oblepiła mnie gęsta, zimna mgła. Ta pięczeć wilgoci towarzyszyła mi przez cała Jurę. Było dzięki temu magicznie i tajemniczo, ale też przygnębiająco. Kolorów na polach jeszcze niemal nie było. Krajobraz rozkwit barwami dopiero u podnóża mojego celu, u stóp Mont Blanc. Epoka Covida sprawiła, że rok temu po raz pierwszy wreszcie dotarłem wiosną do rezerwatu Biała Góra. Było zachwycająco. Odległość od zabudowań, przestrzeń, niepowtarzalny klimat pogranicza lasu, murawy kserotermicznej i pól - wszystko to zapadło mi w pamięć, no i wróciłem. Jesienią.
Tym razem było bardziej nostalgicznie. Przyroda wyraźnie szykowała się do snu zimowego. Panował bezruch i atmosfera schyłku. Znowu jednak czułem się tu wspaniale. Niewiele jest takich miejsc w Polsce. Jednocześnie dużo przestrzeni, atrakcyjnie pejzażowo i mało ludzi. Turystów nie ma tu wcale. Wsie są oddalone. Świat trzyma się na dystans. Są tu nawet świetne miejsca na biwak, poranek wśród ptasich treli musi tu smakować wyśmienicie. Uwielbiam tę atmosferę. Jedynie przejazd przez Miechów wybudził mnie trochę z krainy miechowskich wsi. Po chwili jednak wróciłem w idyllę, czyli jechałem sobie doliną Szreniawy do Wolbromia. Jakże ja lubię tu jeździć!
Jeszcze przed celem, czyli Białą Górą, musiałem zrobić sobie popas. Długo z nim zwlekałem, bo było zimno i chmurno. Gdy już rozsiadłem się na miedzy, mój spokój zmącił miejscowy, dopytując czy nie śmiecę. Rozbawił mnie szczerze. Mentalność ludzi na wsi się nie zmienia. Te porozrzucane na miedzach klozety to z pewnością robota rowerzystów z miasta! Sam tylko po to wyjeżdżam, by upychać klozety w sakwy i czyham by niepostrzeżenie rzucać nimi po miedzach, to oczywiste!
Przez cała trasę towarzyszył mi wiatr na wschód i jazdę pod wiatr odczuwałem dość boleśnie (zimno!), od Miechowa aż do Jaworzna. Zakończę jednak tradycyjną puentą, że było warto, tym bardziej że nie spieszyłem się zbytnio. Chłonąłem ten świat.

Początki chmurne i wilgotne...

Widok jaki ukazał mi się po drugiej strony Góry Janowskiego był tyleż tajemniczy co niezbyt zachęcający...

Atmosfera jesiennego bezruchu

Chciałoby się w Smoleniu wleźć do chaty i ogrzać!

Przejazd doliną Udorki nie dostarczył tylu wrażeń co zwykle.

Ojczyzna przydrożna

Było zimno, chmurno i durno. Zamiast wrzosowisk były jednak pola, także rzecz jasna takie z niezebraną kapustą

Tczyca. kościół dość nowy, ale miejsce bardzo stare

Piękna podstawówka w dworze. Uniejów-Rędziny.

Przestrzeń niw

Krówki też były zziębnięte

Tablice rozkoszy

Marglowa ścieżka - już sama konsystencja obiecuje przygodę

Czyż tu nie jest pięknie na tych czyżniach?

U stóp lasu białogórskiego

Byłem tu wiosną, byłem jesienią

Podleśna Wola

Ten rejon nazywam po prostu Dolinkami Podmiechowskimi, bo niczym tym Podkrakowskim nie ustępują

W stronę Miechowa

U bazyliki miechowskiej też byłem

W dolinie Szreniawy

Tłuste skiby ziemi

Już pod Wolbromiem

Na rynku w Wolbromiu, który szczerze lubię

Z Zarzecza do Kolbarka

Pogranicze, czyli Miechojura :)

Barwy Golczowic

Bolesław
Trasa:
Uwielbiam jeździć po Miechowskiem. Lubię pofalowany pejzaż rolniczy, to mój historyczny plac zabaw. W takiej scenerii odkrywałem świat i zawsze potrafi mnie ten pejzaż zachwycić. O każdej porze roku. Na Jurze za bardzo drażnią mnie nieużytki, w Miechowskiem żyją prawdziwi rolnicy, a ziemia żyje jeszcze bardziej od nich. Nie mam tylko na myśli intensywnego i malowniczego (bo raczej małoobszarowego) rolnictwa, także samą właściwość lessowej i rędzinowej gleby. Każdy większy deszcz zostawia tu ślad w krajobrazie. Tu nie można się nudzić, pejzaż przemieszcza się w czasie. Bo jego niezmienność jest zawsze złudzeniem.
To dlatego znowu to sobie zrobiłem. O świcie było lodowato, mglisto, wilgotno i beznadziejnie. Jak tylko wysunąłem się z pociągu w Wiesiółce oblepiła mnie gęsta, zimna mgła. Ta pięczeć wilgoci towarzyszyła mi przez cała Jurę. Było dzięki temu magicznie i tajemniczo, ale też przygnębiająco. Kolorów na polach jeszcze niemal nie było. Krajobraz rozkwit barwami dopiero u podnóża mojego celu, u stóp Mont Blanc. Epoka Covida sprawiła, że rok temu po raz pierwszy wreszcie dotarłem wiosną do rezerwatu Biała Góra. Było zachwycająco. Odległość od zabudowań, przestrzeń, niepowtarzalny klimat pogranicza lasu, murawy kserotermicznej i pól - wszystko to zapadło mi w pamięć, no i wróciłem. Jesienią.
Tym razem było bardziej nostalgicznie. Przyroda wyraźnie szykowała się do snu zimowego. Panował bezruch i atmosfera schyłku. Znowu jednak czułem się tu wspaniale. Niewiele jest takich miejsc w Polsce. Jednocześnie dużo przestrzeni, atrakcyjnie pejzażowo i mało ludzi. Turystów nie ma tu wcale. Wsie są oddalone. Świat trzyma się na dystans. Są tu nawet świetne miejsca na biwak, poranek wśród ptasich treli musi tu smakować wyśmienicie. Uwielbiam tę atmosferę. Jedynie przejazd przez Miechów wybudził mnie trochę z krainy miechowskich wsi. Po chwili jednak wróciłem w idyllę, czyli jechałem sobie doliną Szreniawy do Wolbromia. Jakże ja lubię tu jeździć!
Jeszcze przed celem, czyli Białą Górą, musiałem zrobić sobie popas. Długo z nim zwlekałem, bo było zimno i chmurno. Gdy już rozsiadłem się na miedzy, mój spokój zmącił miejscowy, dopytując czy nie śmiecę. Rozbawił mnie szczerze. Mentalność ludzi na wsi się nie zmienia. Te porozrzucane na miedzach klozety to z pewnością robota rowerzystów z miasta! Sam tylko po to wyjeżdżam, by upychać klozety w sakwy i czyham by niepostrzeżenie rzucać nimi po miedzach, to oczywiste!
Przez cała trasę towarzyszył mi wiatr na wschód i jazdę pod wiatr odczuwałem dość boleśnie (zimno!), od Miechowa aż do Jaworzna. Zakończę jednak tradycyjną puentą, że było warto, tym bardziej że nie spieszyłem się zbytnio. Chłonąłem ten świat.

Początki chmurne i wilgotne...

Widok jaki ukazał mi się po drugiej strony Góry Janowskiego był tyleż tajemniczy co niezbyt zachęcający...

Atmosfera jesiennego bezruchu

Chciałoby się w Smoleniu wleźć do chaty i ogrzać!

Przejazd doliną Udorki nie dostarczył tylu wrażeń co zwykle.

Ojczyzna przydrożna

Było zimno, chmurno i durno. Zamiast wrzosowisk były jednak pola, także rzecz jasna takie z niezebraną kapustą

Tczyca. kościół dość nowy, ale miejsce bardzo stare

Piękna podstawówka w dworze. Uniejów-Rędziny.

Przestrzeń niw

Krówki też były zziębnięte

Tablice rozkoszy

Marglowa ścieżka - już sama konsystencja obiecuje przygodę

Czyż tu nie jest pięknie na tych czyżniach?

U stóp lasu białogórskiego

Byłem tu wiosną, byłem jesienią

Podleśna Wola

Ten rejon nazywam po prostu Dolinkami Podmiechowskimi, bo niczym tym Podkrakowskim nie ustępują

W stronę Miechowa

U bazyliki miechowskiej też byłem

W dolinie Szreniawy

Tłuste skiby ziemi

Już pod Wolbromiem

Na rynku w Wolbromiu, który szczerze lubię

Z Zarzecza do Kolbarka

Pogranicze, czyli Miechojura :)

Barwy Golczowic

Bolesław
Trasa:
Dystans182.78 km Czas08:44 Vśrednia20.93 km/h VMAX64.48 km/h Podjazdy2058 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dolinki podkrakowskie
Tym razem skorzystałem z pociągu do Krzeszowic. Należało wreszcie skorzystać z okazji, i z tego, że tak szybko do tych Krzeszowic można już dotrzeć. Nie startowałem na ten pociąg przed 5, starczył ten ruszający przed 7. Dojazd do Katowic był znacznie przyjemniejszy od realiów termicznych panujących w Krzeszowicach. Uratowało mnie głównie to, że szybko zrobiło się pod górkę. Z prawdziwym zachwytem podjeżdżałem pod sam klasztor w Czernej - wreszcie było mi ciepło!
Długo kręciłem się w okolicach dolin Racławki, Szklarki i Będkowskiej - korzystałem po prostu z wczesnej pory i braku turystów. Gdy zaczęło robić się tłoczno uciekłem w dolinę Kluczwody i znalazłem się w strefie profanum. Centusie-płotusie zagrodziły jakakolwiek możliwość przejazdu rowerem. Musiałem jechać okrężnie przez Ujazd i Wielką Wieś. Gdy dotarłem w końcu do doliny Prądnika były już w niej tłumy, skierowałem się więc na Korzkiew i postanowiłem czmychnąć od razu w Dolinę Dłubni, porzucając pomysł jazdy przez Pieskową Skałę.
Oczywiście Dolina Dłubni jechało mi się spokojnie i jeszcze przed zmierzchem dotarłem przez Chechło i Błędów nad Pogorię.

Czerna

Paczółtowice

Racławice

Dolina Racławki

Dolina Szklarki

Dolina Szklarki

Dolina Szklarki



Dolina Będkowska

Dolina Będkowska

Dolina Kobylańska

Dolina Kluczwody

Dolina Prądnika

Korzkiew

Korzkiew

Korzkiew

Dolina Dłubni

Iwanowice

Sieciechowice

Imbramowice

Glanów

Dolina Dłubni

Glanów

Sucha

Pogoria III
Trasa:
Tym razem skorzystałem z pociągu do Krzeszowic. Należało wreszcie skorzystać z okazji, i z tego, że tak szybko do tych Krzeszowic można już dotrzeć. Nie startowałem na ten pociąg przed 5, starczył ten ruszający przed 7. Dojazd do Katowic był znacznie przyjemniejszy od realiów termicznych panujących w Krzeszowicach. Uratowało mnie głównie to, że szybko zrobiło się pod górkę. Z prawdziwym zachwytem podjeżdżałem pod sam klasztor w Czernej - wreszcie było mi ciepło!
Długo kręciłem się w okolicach dolin Racławki, Szklarki i Będkowskiej - korzystałem po prostu z wczesnej pory i braku turystów. Gdy zaczęło robić się tłoczno uciekłem w dolinę Kluczwody i znalazłem się w strefie profanum. Centusie-płotusie zagrodziły jakakolwiek możliwość przejazdu rowerem. Musiałem jechać okrężnie przez Ujazd i Wielką Wieś. Gdy dotarłem w końcu do doliny Prądnika były już w niej tłumy, skierowałem się więc na Korzkiew i postanowiłem czmychnąć od razu w Dolinę Dłubni, porzucając pomysł jazdy przez Pieskową Skałę.
Oczywiście Dolina Dłubni jechało mi się spokojnie i jeszcze przed zmierzchem dotarłem przez Chechło i Błędów nad Pogorię.

Czerna

Paczółtowice

Racławice

Dolina Racławki

Dolina Szklarki

Dolina Szklarki

Dolina Szklarki



Dolina Będkowska

Dolina Będkowska

Dolina Kobylańska

Dolina Kluczwody

Dolina Prądnika

Korzkiew

Korzkiew

Korzkiew

Dolina Dłubni

Iwanowice

Sieciechowice

Imbramowice

Glanów

Dolina Dłubni

Glanów

Sucha

Pogoria III
Trasa:
Dystans106.20 km Czas05:02 Vśrednia21.10 km/h Podjazdy685 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Brudzowice
Ciepło, niemal upalnie to i pomysł na wypad oczywisty: nad Pogorie i do lasu. Odkąd odremontowali drogę z Trzebiesławic na Siewierz, wróciłem znów na pętlę brudzowicką. Zazwyczaj brakuje mi czasu by jechać dalej, przez Pińczyce i Koziegłowy, ale wersję minimum przez Żelisławice i Dziewki staram się realizować.

Nad Pogorią powakacyjny zastój...

W Siewierzu też żywego ducha

W Kazimierzówce idylla

A w lesie, jak to w lesie gdy ciepło: ulga
Trasa:
Ciepło, niemal upalnie to i pomysł na wypad oczywisty: nad Pogorie i do lasu. Odkąd odremontowali drogę z Trzebiesławic na Siewierz, wróciłem znów na pętlę brudzowicką. Zazwyczaj brakuje mi czasu by jechać dalej, przez Pińczyce i Koziegłowy, ale wersję minimum przez Żelisławice i Dziewki staram się realizować.

Nad Pogorią powakacyjny zastój...

W Siewierzu też żywego ducha

W Kazimierzówce idylla

A w lesie, jak to w lesie gdy ciepło: ulga
Trasa: