Wpisy archiwalne w kategorii
>100 km
Dystans całkowity: | 86584.12 km (w terenie 19.90 km; 0.02%) |
Czas w ruchu: | 4020:13 |
Średnia prędkość: | 19.14 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.22 km/h |
Suma podjazdów: | 562470 m |
Liczba aktywności: | 645 |
Średnio na aktywność: | 134.24 km i 7h 04m |
Więcej statystyk |
Dystans186.83 km Czas09:46 Vśrednia19.13 km/h VMAX57.49 km/h Podjazdy2473 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Beskid Śląski i Kisucki
Wycieczka obfituje w moc odkryć, ale w wielu z tych miejsc nie byłem od dwóch lat (efekt płodozmianu: rok górski/rok nizinny). Odkrywam zatem nowe pseudodrogi a właściwie pseudochodniczki rowerowe w gminie Ujsoły dobrze obrazujące góralskie podejście do aktywności fizycznej...
Są też nowe asfalty w Oszczadnicy (po tylu latach rozkopania!) i na Salmopol ze Szczyrku. Jest inauguracyjny przejazd cyklotrasą kysucką, co ciekawe pełną rowerzystów. Jest też deszcz od Glinki a potem objazd który zrobił pociąg (remonty i zator pociągów), jego awaria pod Orzeszem i jazda z Orzesza do domu...

Na Salmopolu

Zalew w Wiśle Czarnem

Zameczek Prezydenta RP

Jadąc na Stecówkę

Na Trójstyku

Ponad Oszczadnicą

Kysucka magistrala rowerowa

Na Kysucach

Przebijając się z Kysuc na Orawę - kraina pustki, czyli stara droga z Nowej Bystrzycy do Orawskiej Leśnej


Na Demanovej

Kohutik

Zakończenie przedwczesne, bo w deszczu (miał być później) - stwierdziłem że pomoknę sobie w Norwegii, w Polsce nie muszę :)
Trasa (+ powrót z Orzesza... do domu i dojazd do Katowic, na dworzec) :
Wycieczka obfituje w moc odkryć, ale w wielu z tych miejsc nie byłem od dwóch lat (efekt płodozmianu: rok górski/rok nizinny). Odkrywam zatem nowe pseudodrogi a właściwie pseudochodniczki rowerowe w gminie Ujsoły dobrze obrazujące góralskie podejście do aktywności fizycznej...
Są też nowe asfalty w Oszczadnicy (po tylu latach rozkopania!) i na Salmopol ze Szczyrku. Jest inauguracyjny przejazd cyklotrasą kysucką, co ciekawe pełną rowerzystów. Jest też deszcz od Glinki a potem objazd który zrobił pociąg (remonty i zator pociągów), jego awaria pod Orzeszem i jazda z Orzesza do domu...

Na Salmopolu

Zalew w Wiśle Czarnem

Zameczek Prezydenta RP

Jadąc na Stecówkę

Na Trójstyku

Ponad Oszczadnicą

Kysucka magistrala rowerowa

Na Kysucach

Przebijając się z Kysuc na Orawę - kraina pustki, czyli stara droga z Nowej Bystrzycy do Orawskiej Leśnej


Na Demanovej

Kohutik

Zakończenie przedwczesne, bo w deszczu (miał być później) - stwierdziłem że pomoknę sobie w Norwegii, w Polsce nie muszę :)
Trasa (+ powrót z Orzesza... do domu i dojazd do Katowic, na dworzec) :
Dystans124.87 km Czas05:51 Vśrednia21.35 km/h Podjazdy1022 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Do Krasic, na pierwszy nocleg
Po raz pierwszy po pracy do Krasic. Trasa wzdłuż Pogorii i przez Próg Woźnicki. Wszędzie zielono, kwiaty i śpiewy ptaków. Okazało się, że taki dojazd to sama przyjemność a o to przecież chodziło. Po raz pierwszy zetknąłem się z tworzoną ddr do Krasawy.

W Miłości

Nad Pogorią III

Nad Czwórką

Zamek w Siewierzu

W drodze na Pińczyce

Skróty przed zbiornikiem Poraj

Z Zaborza na Suliszowice

Z Suliszowic na Krasawę - ddr w trakcie budowy

Okolice Pabianic

Czepurka

Mokrzesz
Trasa:
Po raz pierwszy po pracy do Krasic. Trasa wzdłuż Pogorii i przez Próg Woźnicki. Wszędzie zielono, kwiaty i śpiewy ptaków. Okazało się, że taki dojazd to sama przyjemność a o to przecież chodziło. Po raz pierwszy zetknąłem się z tworzoną ddr do Krasawy.

W Miłości

Nad Pogorią III

Nad Czwórką

Zamek w Siewierzu

W drodze na Pińczyce

Skróty przed zbiornikiem Poraj

Z Zaborza na Suliszowice

Z Suliszowic na Krasawę - ddr w trakcie budowy

Okolice Pabianic

Czepurka

Mokrzesz
Trasa:
Dystans158.60 km Czas09:29 Vśrednia16.72 km/h VMAX63.49 km/h Podjazdy2591 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze Susko-Żywieckie, cz. IV: Okrężna droga do Żywca
Niby niedziela, powinien być spokój na drogach, ale nie. Rano ruch, bo górale muszą przejechać kilka kilometrów do kościoła, kiedyś trzykroć większe odległości chodzili w zamieci, dziś nawet w maju, przy ładnej pogodzie wożą cztery litery. Górali już nie ma. Wszędzie są za to auta i skutery. Młodzież bierze przykład ze starych, takiej liczby nastolatków na skuterach nigdzie w Polsce nie spotkacie. Po południu góry przejmują quady i nie, nie mam na myśli tych wynajmowanych przez "turystów". To miejscowi po obiadku i po kościółku postanawiają zbratać się z przyrodą i postraszyć trochę lokalną faunę. W tym towarzystwie spalin, ryku silników i zaparkowanych wszędzie autek jechałem sobie kolejny dzień przez góry.
Majowa zieleń, kwitnące drzewa owocowe i łany mniszków upiększały krajobraz, ale nie były w stanie sprawić bym zapomniał o mankamentach tej podróży. Po tym jednak gdy w sobotę cały dzień niemalże uciekałem przed nadmiernym ruchem, spodziewałem się spokoju przynajmniej do południa w niedzielę. Cóż, poza mało znanymi, wąskimi asfaltami do przysiółków, nasze Beskidy nie są wymarzonym miejscem do rowerowej rekreacji. Bo ten drugi dzień był pomyślany bardziej pejzażowo. Pierwotnie z Zawadki i Cyrhli ruszyłem na Pcim, ale uznałem że jednak jest zbyt płasko i po Bieńkówce i Makowskiej Górze pojechałem na Grzechynię i Koszarawę-Bystrą, co oznaczało znacznie większy niż rekreacyjny udział przewyższeń na trasie, ale dobry wycisk nie jest zły...
Z ciekawostek: gdy już prawie doścignąłem dwóch góralowców podjeżdżając na Makowską, wtenczas, na zjeździe objawił się potrącony gołąbek. Ja się zawahałem, a jeden z nich po prostu się zatrzymał by znieść gołąbka na pobocze.

Zawadka

W drodze na Koskową

Na samiuśkim szczycie Koskowej

Widoki z Pasma Koskowej

Łatwo wykroić landszaft bez samochodu, ale to nie znaczy że nie ma go w pobliżu

Dzikoochrona

Kolejny podjazd

Na przełęczy

Na Makowskiej Górze

Po pokonaniu Grzechynii

W drodze na Klekociny

Z Klekocin już tylko w dół, do Żywca
Trasa (+ powrót z Kato):
Niby niedziela, powinien być spokój na drogach, ale nie. Rano ruch, bo górale muszą przejechać kilka kilometrów do kościoła, kiedyś trzykroć większe odległości chodzili w zamieci, dziś nawet w maju, przy ładnej pogodzie wożą cztery litery. Górali już nie ma. Wszędzie są za to auta i skutery. Młodzież bierze przykład ze starych, takiej liczby nastolatków na skuterach nigdzie w Polsce nie spotkacie. Po południu góry przejmują quady i nie, nie mam na myśli tych wynajmowanych przez "turystów". To miejscowi po obiadku i po kościółku postanawiają zbratać się z przyrodą i postraszyć trochę lokalną faunę. W tym towarzystwie spalin, ryku silników i zaparkowanych wszędzie autek jechałem sobie kolejny dzień przez góry.
Majowa zieleń, kwitnące drzewa owocowe i łany mniszków upiększały krajobraz, ale nie były w stanie sprawić bym zapomniał o mankamentach tej podróży. Po tym jednak gdy w sobotę cały dzień niemalże uciekałem przed nadmiernym ruchem, spodziewałem się spokoju przynajmniej do południa w niedzielę. Cóż, poza mało znanymi, wąskimi asfaltami do przysiółków, nasze Beskidy nie są wymarzonym miejscem do rowerowej rekreacji. Bo ten drugi dzień był pomyślany bardziej pejzażowo. Pierwotnie z Zawadki i Cyrhli ruszyłem na Pcim, ale uznałem że jednak jest zbyt płasko i po Bieńkówce i Makowskiej Górze pojechałem na Grzechynię i Koszarawę-Bystrą, co oznaczało znacznie większy niż rekreacyjny udział przewyższeń na trasie, ale dobry wycisk nie jest zły...
Z ciekawostek: gdy już prawie doścignąłem dwóch góralowców podjeżdżając na Makowską, wtenczas, na zjeździe objawił się potrącony gołąbek. Ja się zawahałem, a jeden z nich po prostu się zatrzymał by znieść gołąbka na pobocze.

Zawadka

W drodze na Koskową

Na samiuśkim szczycie Koskowej

Widoki z Pasma Koskowej

Łatwo wykroić landszaft bez samochodu, ale to nie znaczy że nie ma go w pobliżu

Dzikoochrona

Kolejny podjazd

Na przełęczy

Na Makowskiej Górze

Po pokonaniu Grzechynii

W drodze na Klekociny

Z Klekocin już tylko w dół, do Żywca
Trasa (+ powrót z Kato):
Dystans170.05 km Czas09:39 Vśrednia17.62 km/h VMAX58.56 km/h Podjazdy3413 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze Susko-Żywieckie, cz. III: Ambitnie do Skawicy Oblicy
W majówkę "właściwą" ceny noclegów w Beskidach osiągnęły astronomiczny pułap. Gdy dodałem sobie do tego tłok na drogach, spasowałem, postanowiłem odłożyć górską majówkę na później (wybrałem Góry Świętokrzyskie). Plany udało mi się zrealizować 14 maja, od razu też postanowiłem pojechać bez ograniczeń, z jak największą liczbą podjazdów. Zaliczyłem więc podjazdy na Przegibek, Żar, Łysinę (po raz pierwszy), Hucisko ze Ślemienia, Przysłop, Krowiarki, Przeł. Zubrzycką, Żarnówkę i Ostrysz (po raz pierwszy). Były więc nowe elementy i sporo wycisku. Cel zrealizowałem, choć pół godziny dobijałem się do miejsca zarezerwowanego i opłaconego noclegu w Oblicy, bo nie było tam zasięgu ani dzwonka...
Udało mi się skutecznie połączyć trening podjazdowy z okazją by zobaczyć coś nowego, a dużo mi tego nieznanego w Beskidzie Żywieckim i Makowskim nie zostało... Koncentrowanie się na wycisku i dobrym tempie sprawiło jednak, że poza jedną kurtuazyjną rozmową z góralem-emerytem w Hucisku, trasa pozbawiona była kolorytu.

Góra Żar

Przełęcz Przegibek

Jezioro Międzybrodzkie

Na Żarze

Łysina

Eksploracje Łysiny

Hucisko

Widok na Babią Górę

Przeł. Lipnicka

Przeł. Zubrzycka

Ostrysz - niezłe stromizny
Trasa:
W majówkę "właściwą" ceny noclegów w Beskidach osiągnęły astronomiczny pułap. Gdy dodałem sobie do tego tłok na drogach, spasowałem, postanowiłem odłożyć górską majówkę na później (wybrałem Góry Świętokrzyskie). Plany udało mi się zrealizować 14 maja, od razu też postanowiłem pojechać bez ograniczeń, z jak największą liczbą podjazdów. Zaliczyłem więc podjazdy na Przegibek, Żar, Łysinę (po raz pierwszy), Hucisko ze Ślemienia, Przysłop, Krowiarki, Przeł. Zubrzycką, Żarnówkę i Ostrysz (po raz pierwszy). Były więc nowe elementy i sporo wycisku. Cel zrealizowałem, choć pół godziny dobijałem się do miejsca zarezerwowanego i opłaconego noclegu w Oblicy, bo nie było tam zasięgu ani dzwonka...
Udało mi się skutecznie połączyć trening podjazdowy z okazją by zobaczyć coś nowego, a dużo mi tego nieznanego w Beskidzie Żywieckim i Makowskim nie zostało... Koncentrowanie się na wycisku i dobrym tempie sprawiło jednak, że poza jedną kurtuazyjną rozmową z góralem-emerytem w Hucisku, trasa pozbawiona była kolorytu.

Góra Żar

Przełęcz Przegibek

Jezioro Międzybrodzkie

Na Żarze

Łysina

Eksploracje Łysiny

Hucisko

Widok na Babią Górę

Przeł. Lipnicka

Przeł. Zubrzycka

Ostrysz - niezłe stromizny
Trasa:
Dystans101.89 km Czas06:47 Vśrednia15.02 km/h VMAX53.05 km/h Podjazdy2175 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze Susko-Żywieckie, cz. II: Żywcowanie w deszczu
Niby człowiek wiedział (miało w górach padać do południa), ale się łudził. Co gorsza, obudziłem się bardzo wcześnie i po prostu - z braku laku - ruszyłem na pociąg. Na miejscu - rzecz jasna - kazało się, że wcale nie mży, tylko leje... Do okolic 11 wysiadywałem więc głównie po przystankach. Jedynym plusem była fajna atmosfera i spokój, ale lepiej było zostać w ciepłym i suchym mieszkanku.

Trzebinia: mokro, deszczowo, wilgotno, mgliście, nieprzyjemnie

W drodze na Korbielów

Owce sopotniańskie

Krzyżówki

Przed Watówkami

Na samiuśkim szczycie Jaworzyny (1046)

Widoki znad Watówek

Podjazd na Moczarki, miejscami ułański

Z Moczarek na Pilsko

Widok na Ślemień z podjazdu na Czeretnik
Trasa (+ 2x dojazd na dworzec Katowice):
Niby człowiek wiedział (miało w górach padać do południa), ale się łudził. Co gorsza, obudziłem się bardzo wcześnie i po prostu - z braku laku - ruszyłem na pociąg. Na miejscu - rzecz jasna - kazało się, że wcale nie mży, tylko leje... Do okolic 11 wysiadywałem więc głównie po przystankach. Jedynym plusem była fajna atmosfera i spokój, ale lepiej było zostać w ciepłym i suchym mieszkanku.

Trzebinia: mokro, deszczowo, wilgotno, mgliście, nieprzyjemnie

W drodze na Korbielów

Owce sopotniańskie

Krzyżówki

Przed Watówkami

Na samiuśkim szczycie Jaworzyny (1046)

Widoki znad Watówek

Podjazd na Moczarki, miejscami ułański

Z Moczarek na Pilsko

Widok na Ślemień z podjazdu na Czeretnik
Trasa (+ 2x dojazd na dworzec Katowice):
Dystans191.03 km Czas08:55 Vśrednia21.42 km/h VMAX56.97 km/h Podjazdy1579 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Mstów, Krasice i okolice
Kolejna, trzecia w życiu rowerowa wizyta w Krasicach (pierwsza była w roku 2020, druga dwa dni wcześniej). Testowałem kolejny wariant dojazdu przez Cynków, ale ciąg dalszy wiódł przez Olsztyn, Kusięta i Mstów, który odwiedziłem po kilku latach przerwy. Tym razem był to pierwszy wjazd rowerem na działkę, której właścicielem miałem się stać niedługo, ale jeszcze nim nie byłem. Po miłej rozmowie wracałem przez Czepurkę i polną drogą z Piasku na Pabianice. Dalej, w zasadzie od Przybynowa, był już sprint by zdążyć na obiadokolację.
Obyło się bez przygód w postaci nawałnic czy ataków kundli, mogłem więc bez przeszkód cieszyć się wiosną.

Majówkowo w Choroniu

Strąków

Cynków

Olsztyn

Mstów, rynek

Wancerzów

Warta w Kłobukowicach

Łuszczyn - kraina pięknych ogrodów

Przez Dupnicę w okolicę...

Przybynów - odtąd był juz sprint bez wytchnienia
Kolejna, trzecia w życiu rowerowa wizyta w Krasicach (pierwsza była w roku 2020, druga dwa dni wcześniej). Testowałem kolejny wariant dojazdu przez Cynków, ale ciąg dalszy wiódł przez Olsztyn, Kusięta i Mstów, który odwiedziłem po kilku latach przerwy. Tym razem był to pierwszy wjazd rowerem na działkę, której właścicielem miałem się stać niedługo, ale jeszcze nim nie byłem. Po miłej rozmowie wracałem przez Czepurkę i polną drogą z Piasku na Pabianice. Dalej, w zasadzie od Przybynowa, był już sprint by zdążyć na obiadokolację.
Obyło się bez przygód w postaci nawałnic czy ataków kundli, mogłem więc bez przeszkód cieszyć się wiosną.

Majówkowo w Choroniu

Strąków

Cynków

Olsztyn

Mstów, rynek

Wancerzów

Warta w Kłobukowicach

Łuszczyn - kraina pięknych ogrodów

Przez Dupnicę w okolicę...

Przybynów - odtąd był juz sprint bez wytchnienia
Dystans153.94 km Czas07:48 Vśrednia19.74 km/h VMAX45.96 km/h Podjazdy1257 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Północna Jura po magellańsku
Zgodnie z opisem, zawitałem do wielu wsi, na których gościńcach nie odcisnęła się dotąd moja opona. Były to: urocze Bukowno, większe i mniej urocze Kobyłczyce oraz położone na uboczu: Dąbek, Kuśmierki i Okrąglik. Odkrywczy był nawet nowy przejazd do Gęzyna z Koziegłów, bardzo lokalny asfalcik, całkiem bezludny. Pierwszy raz eksplorowałem też lasy PK Stawki i drogi są tu w stanie stabilnym, choć ciężkim, tzn. jest gruby szuter. Zaletą jest całkowity brak ruchu kołowego, w takim błogim stanie można pozostawać przez godzinę jazdy, aż do Janowa. Zalety Lasów Złotopotockich są mi jednak dobrze znane, poszerzyłem tylko zakres mojego znawstwa.
Gdy wyjechałem na krótko w otwarta przestrzeń, odkryłem że zapowiadane opady mogą jednak przyspieszyć i wybrałem fatalną drogę ze Złotego Potoku na Siedlec. Jest tu Natura 2000, ostoja zwierzyny i ganiały się nad głową różne drapole, ale czuć było miecz burzy wiszący nad głową. Nie pomogły nawet lite niemal lasy modrzewiowe. Żywioł dopadł mnie w Siedlcu, gdzie - ja przystanku - podziwiałem stosy puszek po piwie, świadczących o udanej majówce.
Powrót przez Suliszowice zapadnie mi na długo w pamięć, musiałem pokonywać wielkie jeziora i rwące potoki. Po tych wszystkich zmaganiach zdecydowałem się szukać ratunku w Poraju i muszę pochwalić to ognisko cywilizacji. Dało się tu pojeść, ogrzać i odlać w ludzkich warunkach. Cywilizacja porajska!

Wiosna w Cynkowie

Jurajsko w Choroniu

Góry Sokole z Biskupic

W drodze z Zagórza na Kobyłczyce. Piękna jurajska wiosna!

Dupnica z kapitalnej lokalnej drogi.

Miejsce tragedii pielgrzymów z 1792, czyli na starym pielgrzymkowym szlaku, między Krasicami a Wolą Mokrzeską

PK Stawki, gruboziarnisty szuter był pozbawiony dziur i kraterów, ale niezbyt komfortowy

Złoty Potok

W Suliszowicach: po przesławnym laniu...
Trasa:
Zgodnie z opisem, zawitałem do wielu wsi, na których gościńcach nie odcisnęła się dotąd moja opona. Były to: urocze Bukowno, większe i mniej urocze Kobyłczyce oraz położone na uboczu: Dąbek, Kuśmierki i Okrąglik. Odkrywczy był nawet nowy przejazd do Gęzyna z Koziegłów, bardzo lokalny asfalcik, całkiem bezludny. Pierwszy raz eksplorowałem też lasy PK Stawki i drogi są tu w stanie stabilnym, choć ciężkim, tzn. jest gruby szuter. Zaletą jest całkowity brak ruchu kołowego, w takim błogim stanie można pozostawać przez godzinę jazdy, aż do Janowa. Zalety Lasów Złotopotockich są mi jednak dobrze znane, poszerzyłem tylko zakres mojego znawstwa.
Gdy wyjechałem na krótko w otwarta przestrzeń, odkryłem że zapowiadane opady mogą jednak przyspieszyć i wybrałem fatalną drogę ze Złotego Potoku na Siedlec. Jest tu Natura 2000, ostoja zwierzyny i ganiały się nad głową różne drapole, ale czuć było miecz burzy wiszący nad głową. Nie pomogły nawet lite niemal lasy modrzewiowe. Żywioł dopadł mnie w Siedlcu, gdzie - ja przystanku - podziwiałem stosy puszek po piwie, świadczących o udanej majówce.
Powrót przez Suliszowice zapadnie mi na długo w pamięć, musiałem pokonywać wielkie jeziora i rwące potoki. Po tych wszystkich zmaganiach zdecydowałem się szukać ratunku w Poraju i muszę pochwalić to ognisko cywilizacji. Dało się tu pojeść, ogrzać i odlać w ludzkich warunkach. Cywilizacja porajska!

Wiosna w Cynkowie

Jurajsko w Choroniu

Góry Sokole z Biskupic

W drodze z Zagórza na Kobyłczyce. Piękna jurajska wiosna!

Dupnica z kapitalnej lokalnej drogi.

Miejsce tragedii pielgrzymów z 1792, czyli na starym pielgrzymkowym szlaku, między Krasicami a Wolą Mokrzeską

PK Stawki, gruboziarnisty szuter był pozbawiony dziur i kraterów, ale niezbyt komfortowy

Złoty Potok

W Suliszowicach: po przesławnym laniu...
Trasa:
Dystans184.56 km Czas09:47 Vśrednia18.86 km/h VMAX51.58 km/h Podjazdy1567 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Cierpienia młodej Nidzicy
Miało być inaczej. Miałem wracać bezpośrednio z Ostrowca przez caluśkie wiosenne Ponidzie. Sos kebabowy sprawił jednak, że musiałem skorzystać z pomocy pociągu. O dziwo, 3 maja przed 5. rano pociąg był wypełniony niemal w 100%. Większość pasażerów wysiadła jednak w Kielcach, ja dojechałem aż do ulubionego przystanku w Klimontowie. Stąd wyruszyłem na trasę zastępczą, do źródeł Nidzicy w Rogowie (nigdy nie szukałem!) i jej górnym biegiem do epicentrum Wyzyny Miechowskiej. Dolegliwości żołądkowe przeszły dopiero wczesnym popołudniem, ale do tego czasu syciłem się niespiesznie majowym misterium w okolicach Cisiej Woli, Małoszowa, Gór Miechowskich i Klonowa.
Znalazłem miłki wiosenne w rez. Dąbie, ale niewiele potem "zdechło" słońce. Przygasł też koloryt mojej trasy i nie ożywiły go ani komercyjne loty śmigłowcem pod Imbramowicami, ani nawet ulubiona przeprawa przez Zagrabie z Zarzecza na Kolbark. Moje tempo wzrosło dopiero od Kolbarku, na odcinku Chechło - DG Tucznawa ocierałem się także o większy ruch samochodowy. Szczególnie było to widać na fragmenciku drogi 791 z Ogrodzieńca i przy przekraczaniu odnogi drogi 91 w Antoniowie. Przejhazd dalej nie ukończony, ale prace postępują w bardzo dobrym tempie. Majowy tłumek mijałem jedynie na Pogoriami.

Kiepskie Nidzicy początki

Tabliczka umieszczona w miejscu z d.py

Cudny przejazd na Cisią Wolę z Mianocic

Spłoszyłem panią Kosową

Tarniny okolic Książa Wielkiego

Małoszów

Najładniejszy fragment doliny Nidzicy

Okolice Gór Miechowskich

jw.

Rez. Dąbie

Walka z przewyższeniami i wiatrem w Czaplach

Spokój w DG Łęce

Nad Pogorią IV
Trasa:
Miało być inaczej. Miałem wracać bezpośrednio z Ostrowca przez caluśkie wiosenne Ponidzie. Sos kebabowy sprawił jednak, że musiałem skorzystać z pomocy pociągu. O dziwo, 3 maja przed 5. rano pociąg był wypełniony niemal w 100%. Większość pasażerów wysiadła jednak w Kielcach, ja dojechałem aż do ulubionego przystanku w Klimontowie. Stąd wyruszyłem na trasę zastępczą, do źródeł Nidzicy w Rogowie (nigdy nie szukałem!) i jej górnym biegiem do epicentrum Wyzyny Miechowskiej. Dolegliwości żołądkowe przeszły dopiero wczesnym popołudniem, ale do tego czasu syciłem się niespiesznie majowym misterium w okolicach Cisiej Woli, Małoszowa, Gór Miechowskich i Klonowa.
Znalazłem miłki wiosenne w rez. Dąbie, ale niewiele potem "zdechło" słońce. Przygasł też koloryt mojej trasy i nie ożywiły go ani komercyjne loty śmigłowcem pod Imbramowicami, ani nawet ulubiona przeprawa przez Zagrabie z Zarzecza na Kolbark. Moje tempo wzrosło dopiero od Kolbarku, na odcinku Chechło - DG Tucznawa ocierałem się także o większy ruch samochodowy. Szczególnie było to widać na fragmenciku drogi 791 z Ogrodzieńca i przy przekraczaniu odnogi drogi 91 w Antoniowie. Przejhazd dalej nie ukończony, ale prace postępują w bardzo dobrym tempie. Majowy tłumek mijałem jedynie na Pogoriami.

Kiepskie Nidzicy początki

Tabliczka umieszczona w miejscu z d.py

Cudny przejazd na Cisią Wolę z Mianocic

Spłoszyłem panią Kosową

Tarniny okolic Książa Wielkiego

Małoszów

Najładniejszy fragment doliny Nidzicy

Okolice Gór Miechowskich

jw.

Rez. Dąbie

Walka z przewyższeniami i wiatrem w Czaplach

Spokój w DG Łęce

Nad Pogorią IV
Trasa:
Dystans153.43 km Czas08:27 Vśrednia18.16 km/h VMAX62.24 km/h Podjazdy1960 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Umajone góry i górki, wszystkie świętokrzyskie
Ruszyłem z rana na Czerwoną Górę i Nową Słupię. Chciałem poczuć majówkę, tzn. tłumy na świętym Krzyżu - i owszem, były - sunęły miarowym krokiem do góry. Jakże miło się ich mijało pod górkę, bo w dół byli tylko rozmazanymi plamami. Parkingi, busy, autka, budki z pamiątkami. Nareszcie prawdziwa majówka! Oczywiście szybko się ewakuowałem i przez resztę dnia ludzi widywałem od święta.
Ruszyłem w Pasmo Cisowsko-Orłowińskie które zachwyciło mnie w zeszłym roku. Razem z pasmem Ociesęckim i Wygiełzowskim tworzy coś w rodzaju Disneylandu dla każdego pasjonata bocznych dróg i mało znanych widoków. Zapewnia moc interwałów i zaskoczeń natury estetycznej. Oko cieszą nietknięte tutejsze lasy. Żadnych wiatrowałów, wiatrołomów itp. Piękne jodły, dużo buków, liczne brzozy. Wszędzie wzgórza i strumienie, boczne drogi i to co wszędzie - poza Świętym Krzyżem i Świętą Katarzyną - błogi spokój. Było więc idyllicznie do czasu aż odezwał się sos do kebabu z dnia poprzedniego. Po raz ostatni skusiłem się na sos! Od godz. 12 2 maja do południa 3 maja łącznie miałem 8 biegunek, ustanowiłem więc nowy rekord i tym samym nie osiągnąłem celów dnia: nie dotarłem do wsi Konary, Ublinek, Modliborzyce. Po prostu byłem zbyt osłabiony, odwodniony i straciłem za dużo czasu na czynności wiadome... Nie wpsomnę nawet o bólu wykręcanych jelit. Odkryłem jedynie, dzięki przedwczesnemu wycofowi przez przeł. Karczmarkę, że jest tu znakomity asfalt i to dużo zmienia w temacie moich przyszłych wizyt, które z pewnością nastąpią, bo Świętokrzyskie jest i będzie sercu bliskie!
Co ciekawe osiągnąłem najwyższą prędkość zjazdu w roku. Ze Świętego Krzyża rzecz jasna, choć sympatycznych zjazdów było więcej.

Przed Czerwoną Górą: krzyż w Świętokrzyskim, bo tak wypada

Ale cudnie - w drodze na Nową Słupię

Tłum na Świętym Krzyżu

Spokój na pięknej przełęczy bez nazwy, w drodze na Widełki

Pasmo Ociesęckie

Świński Ryj, okolice wsi Czyżów

Idylla okolic Łagowa

Krystaliczne strumienie

Najpiękniej chyba położona wieś w województwie - Koziel

Pasmo Jeleniowskie

Chałupa Ponurego w Janowicach
Ruszyłem z rana na Czerwoną Górę i Nową Słupię. Chciałem poczuć majówkę, tzn. tłumy na świętym Krzyżu - i owszem, były - sunęły miarowym krokiem do góry. Jakże miło się ich mijało pod górkę, bo w dół byli tylko rozmazanymi plamami. Parkingi, busy, autka, budki z pamiątkami. Nareszcie prawdziwa majówka! Oczywiście szybko się ewakuowałem i przez resztę dnia ludzi widywałem od święta.
Ruszyłem w Pasmo Cisowsko-Orłowińskie które zachwyciło mnie w zeszłym roku. Razem z pasmem Ociesęckim i Wygiełzowskim tworzy coś w rodzaju Disneylandu dla każdego pasjonata bocznych dróg i mało znanych widoków. Zapewnia moc interwałów i zaskoczeń natury estetycznej. Oko cieszą nietknięte tutejsze lasy. Żadnych wiatrowałów, wiatrołomów itp. Piękne jodły, dużo buków, liczne brzozy. Wszędzie wzgórza i strumienie, boczne drogi i to co wszędzie - poza Świętym Krzyżem i Świętą Katarzyną - błogi spokój. Było więc idyllicznie do czasu aż odezwał się sos do kebabu z dnia poprzedniego. Po raz ostatni skusiłem się na sos! Od godz. 12 2 maja do południa 3 maja łącznie miałem 8 biegunek, ustanowiłem więc nowy rekord i tym samym nie osiągnąłem celów dnia: nie dotarłem do wsi Konary, Ublinek, Modliborzyce. Po prostu byłem zbyt osłabiony, odwodniony i straciłem za dużo czasu na czynności wiadome... Nie wpsomnę nawet o bólu wykręcanych jelit. Odkryłem jedynie, dzięki przedwczesnemu wycofowi przez przeł. Karczmarkę, że jest tu znakomity asfalt i to dużo zmienia w temacie moich przyszłych wizyt, które z pewnością nastąpią, bo Świętokrzyskie jest i będzie sercu bliskie!
Co ciekawe osiągnąłem najwyższą prędkość zjazdu w roku. Ze Świętego Krzyża rzecz jasna, choć sympatycznych zjazdów było więcej.

Przed Czerwoną Górą: krzyż w Świętokrzyskim, bo tak wypada

Ale cudnie - w drodze na Nową Słupię

Tłum na Świętym Krzyżu

Spokój na pięknej przełęczy bez nazwy, w drodze na Widełki

Pasmo Ociesęckie

Świński Ryj, okolice wsi Czyżów

Idylla okolic Łagowa

Krystaliczne strumienie

Najpiękniej chyba położona wieś w województwie - Koziel

Pasmo Jeleniowskie

Chałupa Ponurego w Janowicach
Dystans143.01 km Czas07:48 Vśrednia18.33 km/h VMAX49.48 km/h Podjazdy1422 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Kraina śpiewających lessów
Nie sposób opisać tej rozmaitości śpiewów i zapachów, oddać radości jaką dawały znakomite, wąskie, lokalne asfalciki pełne interwałów. To będzie tylko namiastka, bo w tej mozaice sadów, pól, wąwozów, jarów i padołów najbardziej zadziwiały liczne strumienie. Nie spodziewałem się tak dobrze rozwiniętej sieci rzecznej. Sama Opatówka jest nieciekawa, ale jej dopływy bywają już urocze.
Dolina (i wszystkie jej odnogi) jest natomiast o tej porze emanacją raju odnalezionego. Kwitną wszystkie śliwy (tarniny!), czereśnie i forsycje a czekają czeremchy, brzoskiwnie i jabłonie. Festiwal feerii barw potrwa więc jeszcze kilka tygodni. Wróble gonią po dachach, jaskółki wysiadują na drutach, szpaków nie widać, bo pochłania je sezon lęgowy. Koty czatują na polach, a tamże kuropatwy, trznadle, potrzeszcze, makolągwy i szczygły. Dojrzałem nawet muchołówkę małą.
Skarpy lessowe i jary, głębocznice dróg są tu w zasadzie wszędzie. I ten zapach, typowy dla winnic, zapach spalonej ziemi - na początku maja, przy 18 stopniach w cieniu! Po wjeździe na wierzchowinę dopada człowieka zawsze fala ciepła i czuje się, że latem jest tu piekło i spokojnie 40 stopni w słońcu. Teraz - u progu maja - panuje jednak idylla i choć w pobliskim Sandomierzu zadeptują się właśnie tłumy, tutaj między miastem ojca Mateusza a Opatowem panuje boski bezruch. Przy wieży w Tudorowie nie spotykam nikogo, przy resztkach zamku w Ossolinie kilka samochodów, sami miejscowi. Podobnie przy zamku w Międzygórzu - 3 sztuki, wszystkie na blachach sandomierskich. Rowerzystów też nie ma za wiele. Najwidoczniej tylko dla nielicznych jest to raj odnaleziony, wielu wciąż szuka go w tłumie na tych czy innych Krupówkach... Niech szukają dalej! Dla mnie to Suwalszczyzna Południa.

Jary lessowe, chyba te pastelowe barwy tak mnie zachwycają

Moja baza w Ostrowcu, stąd startowałem (uchylone okienko na górze)

Czereśnie

Śliwy, ach te śliwy

Bez skarp lessowych nie byłoby tego pejzażu

Rynek w Opatowie

Jest tu pełno figur świętych i krzyży, jak to w Świętokrzyskiem

Samotna czereśnia - nawet 1 drzewo zmienia pejzaż

Typowa tutejsza droga - dobra, wąska i pod górkę :)

Garbiki i polne drogi

Mniszki pod ruinami zamku w Międzygórzu

Typowa głębocznica, tutaj zajechałem przez pomyłkę, bo często dróg asfaltowych było więcej niż na dokładnej mapie...

Tak wyglądają drogi w raju rowerzysty

Sieć lokalnych dróg asfaltowych jest zadziwiająca

Kichary - wieża obronna

Znów figura

Wieża w Tudorowie jest bardzo malowniczo położona

Kościół w Ptkanowie też...
Trasa:
Nie sposób opisać tej rozmaitości śpiewów i zapachów, oddać radości jaką dawały znakomite, wąskie, lokalne asfalciki pełne interwałów. To będzie tylko namiastka, bo w tej mozaice sadów, pól, wąwozów, jarów i padołów najbardziej zadziwiały liczne strumienie. Nie spodziewałem się tak dobrze rozwiniętej sieci rzecznej. Sama Opatówka jest nieciekawa, ale jej dopływy bywają już urocze.
Dolina (i wszystkie jej odnogi) jest natomiast o tej porze emanacją raju odnalezionego. Kwitną wszystkie śliwy (tarniny!), czereśnie i forsycje a czekają czeremchy, brzoskiwnie i jabłonie. Festiwal feerii barw potrwa więc jeszcze kilka tygodni. Wróble gonią po dachach, jaskółki wysiadują na drutach, szpaków nie widać, bo pochłania je sezon lęgowy. Koty czatują na polach, a tamże kuropatwy, trznadle, potrzeszcze, makolągwy i szczygły. Dojrzałem nawet muchołówkę małą.
Skarpy lessowe i jary, głębocznice dróg są tu w zasadzie wszędzie. I ten zapach, typowy dla winnic, zapach spalonej ziemi - na początku maja, przy 18 stopniach w cieniu! Po wjeździe na wierzchowinę dopada człowieka zawsze fala ciepła i czuje się, że latem jest tu piekło i spokojnie 40 stopni w słońcu. Teraz - u progu maja - panuje jednak idylla i choć w pobliskim Sandomierzu zadeptują się właśnie tłumy, tutaj między miastem ojca Mateusza a Opatowem panuje boski bezruch. Przy wieży w Tudorowie nie spotykam nikogo, przy resztkach zamku w Ossolinie kilka samochodów, sami miejscowi. Podobnie przy zamku w Międzygórzu - 3 sztuki, wszystkie na blachach sandomierskich. Rowerzystów też nie ma za wiele. Najwidoczniej tylko dla nielicznych jest to raj odnaleziony, wielu wciąż szuka go w tłumie na tych czy innych Krupówkach... Niech szukają dalej! Dla mnie to Suwalszczyzna Południa.

Jary lessowe, chyba te pastelowe barwy tak mnie zachwycają

Moja baza w Ostrowcu, stąd startowałem (uchylone okienko na górze)

Czereśnie

Śliwy, ach te śliwy

Bez skarp lessowych nie byłoby tego pejzażu

Rynek w Opatowie

Jest tu pełno figur świętych i krzyży, jak to w Świętokrzyskiem

Samotna czereśnia - nawet 1 drzewo zmienia pejzaż

Typowa tutejsza droga - dobra, wąska i pod górkę :)

Garbiki i polne drogi

Mniszki pod ruinami zamku w Międzygórzu

Typowa głębocznica, tutaj zajechałem przez pomyłkę, bo często dróg asfaltowych było więcej niż na dokładnej mapie...

Tak wyglądają drogi w raju rowerzysty

Sieć lokalnych dróg asfaltowych jest zadziwiająca

Kichary - wieża obronna

Znów figura

Wieża w Tudorowie jest bardzo malowniczo położona

Kościół w Ptkanowie też...
Trasa: