Wpisy archiwalne w kategorii
>100 km
Dystans całkowity: | 81583.73 km (w terenie 19.90 km; 0.02%) |
Czas w ruchu: | 3732:27 |
Średnia prędkość: | 19.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 78.22 km/h |
Suma podjazdów: | 512321 m |
Liczba aktywności: | 606 |
Średnio na aktywność: | 134.63 km i 7h 03m |
Więcej statystyk |
Dystans135.10 km Czas08:28 Vśrednia15.96 km/h VMAX61.65 km/h Podjazdy1825 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Tour de Altes Reich, dzień 4: Klątwa widma Brockenu
Dzień zaczynam od podziwiania Quedlinburga (Saksonia-Anhalt) - największego zespołu zabytkowego na terytorium nieboszczki NRD. Wraz z szachulcowymi kamienicami piętrzą się tu wieki, bo kamieniczki pochodzą głównie z XIV i XV wieku, ale przekształcano je w XVII, XVIII i XIX wieku. Miasto ma swój klimat, choć wiele szachulców jest jeszcze nieodnowionych, wiele zostało bezpowrotnie straconych, bo w NRD o nie nie dbano, ba, był plan wyburzania starówki...
Kolejną perłą jest miasto Wernigerode, tutaj dominuje kostium XVIII-wieczny. Szachulce są bardziej ażurowe, mają większe okna, ale mniej uroku. Miasto jako całość prezentuje się jednak niesamowicie. Z tego miejsca zaczynam właściwe harcowanie w Harzu. Te góry są legendą. Mają swoje miejsce w geografii, historii i biologii... To ostatnie najbardziej rzuca się w oczy: połacie martwych lasów świerkowych robią niezwykle silne, przygnębiające wrażenie. Te góry umarły. Mimo, że trwają niemieckie wakacje, tłumów tu nie ma. Podjazd na sam szczyt jest przyjemny, ale nawet u podnóża brak źródeł i ujęć wody - wszystko wyschnięte. Ratuję się pobierając wodę z kempingu.
Najgorszy jest jednak odgłos brzęknięcia, który towarzyszy mi na podjeździe. Jechałem wtedy na lekko. Koło było ponownie centrowane w Polsce, ręce opadają. Chciałem odczarować klątwę widma Brockenu na samym Brockenie - nie wyszło. Znów poszła szprycha przy kasecie, na nic mi zapasowe szprychy. Cóż, plan się na razie nie zmienia. Jadę przez Braunlage w kierunku Duderstadt i znajduje świetną miejscówkę dokładnie na dawnym pasie ziemi niczyjej, czyli na dawnej granicy NRD-RFN.
Ciekawa i oryginalna zabudowa Quedlinburga
Quedlinburg
Wernigerode
Stężenie szachulców niebywałe, ale różnorodność form i kształtów stosunkowo niewielka
W górach Harz
Harcowanie drogą na Brocken. Świetna nawierzchnia, turystów mało, bo większość wjechała ciuchcią
Dbałość o trudną historię
Najprawdziwsza wieża strażnicza produkcji enerdowskiej.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41882075
Dzień zaczynam od podziwiania Quedlinburga (Saksonia-Anhalt) - największego zespołu zabytkowego na terytorium nieboszczki NRD. Wraz z szachulcowymi kamienicami piętrzą się tu wieki, bo kamieniczki pochodzą głównie z XIV i XV wieku, ale przekształcano je w XVII, XVIII i XIX wieku. Miasto ma swój klimat, choć wiele szachulców jest jeszcze nieodnowionych, wiele zostało bezpowrotnie straconych, bo w NRD o nie nie dbano, ba, był plan wyburzania starówki...
Kolejną perłą jest miasto Wernigerode, tutaj dominuje kostium XVIII-wieczny. Szachulce są bardziej ażurowe, mają większe okna, ale mniej uroku. Miasto jako całość prezentuje się jednak niesamowicie. Z tego miejsca zaczynam właściwe harcowanie w Harzu. Te góry są legendą. Mają swoje miejsce w geografii, historii i biologii... To ostatnie najbardziej rzuca się w oczy: połacie martwych lasów świerkowych robią niezwykle silne, przygnębiające wrażenie. Te góry umarły. Mimo, że trwają niemieckie wakacje, tłumów tu nie ma. Podjazd na sam szczyt jest przyjemny, ale nawet u podnóża brak źródeł i ujęć wody - wszystko wyschnięte. Ratuję się pobierając wodę z kempingu.
Najgorszy jest jednak odgłos brzęknięcia, który towarzyszy mi na podjeździe. Jechałem wtedy na lekko. Koło było ponownie centrowane w Polsce, ręce opadają. Chciałem odczarować klątwę widma Brockenu na samym Brockenie - nie wyszło. Znów poszła szprycha przy kasecie, na nic mi zapasowe szprychy. Cóż, plan się na razie nie zmienia. Jadę przez Braunlage w kierunku Duderstadt i znajduje świetną miejscówkę dokładnie na dawnym pasie ziemi niczyjej, czyli na dawnej granicy NRD-RFN.
Ciekawa i oryginalna zabudowa Quedlinburga
Quedlinburg
Wernigerode
Stężenie szachulców niebywałe, ale różnorodność form i kształtów stosunkowo niewielka
W górach Harz
Harcowanie drogą na Brocken. Świetna nawierzchnia, turystów mało, bo większość wjechała ciuchcią
Dbałość o trudną historię
Najprawdziwsza wieża strażnicza produkcji enerdowskiej.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41882075
Dystans138.80 km Czas08:06 Vśrednia17.14 km/h VMAX61.94 km/h Podjazdy1693 m
Temp.33.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Tour de Altes Reich, dzień 2: Frankońska huśtawka nastrojów
Zostawmy wielkie góry ludziom bez wyobraźni - takie było hasło tego rajdu. Wyjątkowo pasowało ono do Frankonii. To takie klasyczne Czechy, nieustanne interwały, garb za garbem, garbem poganiany. W dodatku jest dużo otwartych przestrzeni i skwar daje popalić. Jadę dzielnie, choć lekko wcale nie jest. Trasy rowerowe są niezwykle dokładnie oznaczone, nie sposób przegapić strzałki (niemiecka dokładność w starym stylu), panowie Norwegowie mogliby się dużo nauczyć. Jest jednak jeden problem: na strzałkach często brakuje celu i kierują z automatu na trasę najlepszej jakości (prawdziwą drogę rowerową), a nie najkrótszą drogą do celu... Dla miejscowych jest to bardzo wygodne, dla mnie jest koszmarem, bo co chwilę robię bezsensowne łuki i nadrabiam drogi... Ruch na drogach jest jednak spory, dlatego często godzę się z nakładaniem drogi.
Czym bardziej w głąb Frankonii, tym robi się ciekawiej. Wzniesienia stają się bardziej charakterne, podjazdy stromsze, ale krótsze. Pojawia się oryginalna zabudowa: domy całe okryte płytkami (ale nie tymi eternitowymi :) o wyraźnie starszej proweniencji. Trafiam też do prawdziwej doliny śmierci - połacie zamarłych świerków, opuszczone domy i pensjonaty. Robi to spore wrażenie.
O różnicach cywilizacyjnych świadczą wrażenia z przystanku kolejowego w miasteczku Selb. Jest wypasiony czynny biletomat, nabywam swój wymarzony bilet miesięczny za 9 euro. Skonsumuję go już następnego dnia. Witaj przygodo!
Jeszcze w Czechach, by nie drażnić niemieckiego ordnungu.
Frankonia - typowe czeskie krajobrazy
Północna Frankonia potrafi też wznieść się ponad przeciętność :)
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41881448
Zostawmy wielkie góry ludziom bez wyobraźni - takie było hasło tego rajdu. Wyjątkowo pasowało ono do Frankonii. To takie klasyczne Czechy, nieustanne interwały, garb za garbem, garbem poganiany. W dodatku jest dużo otwartych przestrzeni i skwar daje popalić. Jadę dzielnie, choć lekko wcale nie jest. Trasy rowerowe są niezwykle dokładnie oznaczone, nie sposób przegapić strzałki (niemiecka dokładność w starym stylu), panowie Norwegowie mogliby się dużo nauczyć. Jest jednak jeden problem: na strzałkach często brakuje celu i kierują z automatu na trasę najlepszej jakości (prawdziwą drogę rowerową), a nie najkrótszą drogą do celu... Dla miejscowych jest to bardzo wygodne, dla mnie jest koszmarem, bo co chwilę robię bezsensowne łuki i nadrabiam drogi... Ruch na drogach jest jednak spory, dlatego często godzę się z nakładaniem drogi.
Czym bardziej w głąb Frankonii, tym robi się ciekawiej. Wzniesienia stają się bardziej charakterne, podjazdy stromsze, ale krótsze. Pojawia się oryginalna zabudowa: domy całe okryte płytkami (ale nie tymi eternitowymi :) o wyraźnie starszej proweniencji. Trafiam też do prawdziwej doliny śmierci - połacie zamarłych świerków, opuszczone domy i pensjonaty. Robi to spore wrażenie.
O różnicach cywilizacyjnych świadczą wrażenia z przystanku kolejowego w miasteczku Selb. Jest wypasiony czynny biletomat, nabywam swój wymarzony bilet miesięczny za 9 euro. Skonsumuję go już następnego dnia. Witaj przygodo!
Jeszcze w Czechach, by nie drażnić niemieckiego ordnungu.
Frankonia - typowe czeskie krajobrazy
Północna Frankonia potrafi też wznieść się ponad przeciętność :)
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41881448
Dystans153.93 km Czas08:42 Vśrednia17.69 km/h Podjazdy1892 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Idi na H.ujsko, dzień 1
Chciałem jakoś nawiązać do tragicznych wydarzeń z lutego 2022 i okazja nadarzyła się dopiero pod koniec lipca, choć pomysł narodził się jeszcze wczesną wiosną, gdy decydowały się losy Ukrainy. Karierę robił wówczas zwrot "idi na chuj", a mnie przypomniało się, że dawno nie byłem na Pogórzu Przemyskim, a w Hujsku (dziś Nowe Sady) nigdy. Postanowiłem więc wówczas zaplanować rajd na Hujsko. W drodze na dworzec w Katowicach odkryłem, że w serwisie źle założyli mi koło i magnes nie liczył prędkości, potem postanowiłem jeszcze pogrzebać przy hamulcach i ani się obejrzałem a byłem w Żywcu, bo grzebałem w pociągu przy hamulcach jakąś godzinę.
W Żywcu powitał mnie niemiłosierny smród padliny unoszący się nad całym centrum. W Rychwałdzie wysłuchiwałem narzekań wiernych przy bazylice, ale generalnie w towarzystwie miłych widoków dojechałem do Zembrzyc i dopiero wtedy, na drodze 956 zetknąłem się z potężnym ruchem na drodze 956. Nie jechałem więc nią do Sułkowic tylko dobiłem na Jachówkę i kosztem większych przewyższeń jechałem w błogiej ciszy, z dala od spalin. Dopjechałem więc błogo do Myslenic, gdzie karmiłem gołebie na rynku i postanowiłem dokarmić sam siebie w kebabie we wsi Trzemeśna. Potem meandrowałem pogórzem i opłotkami Beskidu Wyspowego aż do Rajbrotu, bo niedaleko za wsią udałem się na spoczynek. Planowałem przejechać więcej, ale uznałem, że odbiję sobie nazajutrz i wcześniej poszedłem spac.
Rynek w Żywcu
Wieczny odpoczynek z widokiem, czyli w drodze na Rychwałd
Uroki Krzeszowa, czyli polski ład przestrzenny po beskidzku
Figura przydrożna gdzieś przy Jachówce
Rynek myślenicki
Z widokami na Beskid Wyspowy
Na łąkach pachniało bosko
Piękny wiąż górski
W drodze do Łapanowa, już z pełnym brzuszkiem
Rajbrot
Nocleg nad Rajbrotem
Trasa:
Chciałem jakoś nawiązać do tragicznych wydarzeń z lutego 2022 i okazja nadarzyła się dopiero pod koniec lipca, choć pomysł narodził się jeszcze wczesną wiosną, gdy decydowały się losy Ukrainy. Karierę robił wówczas zwrot "idi na chuj", a mnie przypomniało się, że dawno nie byłem na Pogórzu Przemyskim, a w Hujsku (dziś Nowe Sady) nigdy. Postanowiłem więc wówczas zaplanować rajd na Hujsko. W drodze na dworzec w Katowicach odkryłem, że w serwisie źle założyli mi koło i magnes nie liczył prędkości, potem postanowiłem jeszcze pogrzebać przy hamulcach i ani się obejrzałem a byłem w Żywcu, bo grzebałem w pociągu przy hamulcach jakąś godzinę.
W Żywcu powitał mnie niemiłosierny smród padliny unoszący się nad całym centrum. W Rychwałdzie wysłuchiwałem narzekań wiernych przy bazylice, ale generalnie w towarzystwie miłych widoków dojechałem do Zembrzyc i dopiero wtedy, na drodze 956 zetknąłem się z potężnym ruchem na drodze 956. Nie jechałem więc nią do Sułkowic tylko dobiłem na Jachówkę i kosztem większych przewyższeń jechałem w błogiej ciszy, z dala od spalin. Dopjechałem więc błogo do Myslenic, gdzie karmiłem gołebie na rynku i postanowiłem dokarmić sam siebie w kebabie we wsi Trzemeśna. Potem meandrowałem pogórzem i opłotkami Beskidu Wyspowego aż do Rajbrotu, bo niedaleko za wsią udałem się na spoczynek. Planowałem przejechać więcej, ale uznałem, że odbiję sobie nazajutrz i wcześniej poszedłem spac.
Rynek w Żywcu
Wieczny odpoczynek z widokiem, czyli w drodze na Rychwałd
Uroki Krzeszowa, czyli polski ład przestrzenny po beskidzku
Figura przydrożna gdzieś przy Jachówce
Rynek myślenicki
Z widokami na Beskid Wyspowy
Na łąkach pachniało bosko
Piękny wiąż górski
W drodze do Łapanowa, już z pełnym brzuszkiem
Rajbrot
Nocleg nad Rajbrotem
Trasa:
Dystans111.74 km Czas05:26 Vśrednia20.57 km/h Podjazdy720 m
SprzętMerida Drakar
Góry Gorzkowskie i do Koniecpola
Kolejny ciepły dzień. Tym razem zacząłem sam i wybrałem się w Góry Gorzkowskie a potem zmierzałem na spotkanie z M. do Przyrowa. Dalej jechaliśmy razem do Koniecpola, na lody (pyszne wybitnie).
Dziurawce, latawce, wiatr
W drodze na Hucisko spod pałacu w Złotym Potoku
Dwór Krasińskich w ZP
W okolicach Bystrzanowic i Skrajniwy
Przyrów śródpolny
Szokujące zaniedbanie ładnego pałacu w Koniecpolu
Pałac zarasta stojąc
Trasa:
Kolejny ciepły dzień. Tym razem zacząłem sam i wybrałem się w Góry Gorzkowskie a potem zmierzałem na spotkanie z M. do Przyrowa. Dalej jechaliśmy razem do Koniecpola, na lody (pyszne wybitnie).
Dziurawce, latawce, wiatr
W drodze na Hucisko spod pałacu w Złotym Potoku
Dwór Krasińskich w ZP
W okolicach Bystrzanowic i Skrajniwy
Przyrów śródpolny
Szokujące zaniedbanie ładnego pałacu w Koniecpolu
Pałac zarasta stojąc
Trasa:
Dystans103.57 km Czas05:44 Vśrednia18.06 km/h Podjazdy342 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Eksploracje między Wartą a Wiercicą
Spokojna wycieczka w nieznane M. miejsca: niezwykłe i otwarte kościoły Gidel oraz cuda Radomska w postaci głównie gastronomicznej (jemy obiad). Wracamy przez Kruszynę, Zdrową i Nieznanice.
Gidle
Gidle
Radomsko
Trasa:
Spokojna wycieczka w nieznane M. miejsca: niezwykłe i otwarte kościoły Gidel oraz cuda Radomska w postaci głównie gastronomicznej (jemy obiad). Wracamy przez Kruszynę, Zdrową i Nieznanice.
Gidle
Gidle
Radomsko
Trasa:
Dystans118.89 km Czas06:56 Vśrednia17.15 km/h Podjazdy408 m
SprzętMerida Drakar
Jędrzejów
Pierwszy przystanek mieliśmy na rynku w Przyrowie, bo podziwialiśmy tutejszą instalację historyczną prezentująca losy miasteczka. Potem przedzieramy się z Podlesia na opłotki Koniecpola. Po przekroczeniu Pilicy i oddalenia się od Koniecpola wjeżdżamy w lasy borówkowe i odtąd na przemian lasami i polami, wyłącznie bocznymi drogami docieramy na Białą Nidę i do Oksy. Po drodze odnajdujemy kiepskie/niedostępne dwory w Mękarzowie i Radkowie. W samej Oksie ratuje nas aprowizacja w Livio. W Jędrzejowie kończymy w kebabie. Wracamy pociągiem, zaliczając przesiadkę w Kielcach. Przez całą trasę towarzyszy nam silny, korzystny wiatr na wschód. Spotykamy nawet parę nierozważnych rowerzystów jadących pod wiatr. Współczujemy im szczerze, bo na otwartych terenach w rejonie Czaryża nie mieli lekko.
Mękarzów
Przy Woli Czaryskiej
Gdzieś przed Oksą, czyli wieś świętokrzyska
Cierno-Żabieniec
Opactwo w Jędrzejowie
Trasa:
Pierwszy przystanek mieliśmy na rynku w Przyrowie, bo podziwialiśmy tutejszą instalację historyczną prezentująca losy miasteczka. Potem przedzieramy się z Podlesia na opłotki Koniecpola. Po przekroczeniu Pilicy i oddalenia się od Koniecpola wjeżdżamy w lasy borówkowe i odtąd na przemian lasami i polami, wyłącznie bocznymi drogami docieramy na Białą Nidę i do Oksy. Po drodze odnajdujemy kiepskie/niedostępne dwory w Mękarzowie i Radkowie. W samej Oksie ratuje nas aprowizacja w Livio. W Jędrzejowie kończymy w kebabie. Wracamy pociągiem, zaliczając przesiadkę w Kielcach. Przez całą trasę towarzyszy nam silny, korzystny wiatr na wschód. Spotykamy nawet parę nierozważnych rowerzystów jadących pod wiatr. Współczujemy im szczerze, bo na otwartych terenach w rejonie Czaryża nie mieli lekko.
Mękarzów
Przy Woli Czaryskiej
Gdzieś przed Oksą, czyli wieś świętokrzyska
Cierno-Żabieniec
Opactwo w Jędrzejowie
Trasa:
Dystans114.78 km Czas06:58 Vśrednia16.48 km/h VMAX53.05 km/h Podjazdy880 m
SprzętMerida Drakar
Małogoszcz i Góra Miedzianka
Wiatr był na wschód, więc na cel wycieczki wybraliśmy Małogoszcz, gdzie też zjedliśmy obiad (taki sobie). Po drodze upajaliśmy się bezludziem i zapachem żywicy, bo trasa wiodła wyłącznie niemal po bocznych drogach, przez lasy i nadpiliczne łąki. Dopiero od Ludyni zaczęły się przewyższenia. Z Małogoszcza, po przerwie obiadowej, ruszyliśmy na jej wysokość Miedziankę, gdzie zastaliśmy tylko parę nowożeńców z fotografką. Zdążyliśmy spokojnie do Wiernej Rzeki na pociąg, bo też pociąg był późno. Odcinek powrotny z przystanku w Lusławicach do Krasic był już wyścigiem ze zmierzchem.
Stanisławice
Czarnca
W drodze na Rząbiec
Małogoszcz
Góry Świętokrzyskie
Zajączków i Romuald Traugutt
Na jednym z wierzchołków Miedzianki
Trasa:
Wiatr był na wschód, więc na cel wycieczki wybraliśmy Małogoszcz, gdzie też zjedliśmy obiad (taki sobie). Po drodze upajaliśmy się bezludziem i zapachem żywicy, bo trasa wiodła wyłącznie niemal po bocznych drogach, przez lasy i nadpiliczne łąki. Dopiero od Ludyni zaczęły się przewyższenia. Z Małogoszcza, po przerwie obiadowej, ruszyliśmy na jej wysokość Miedziankę, gdzie zastaliśmy tylko parę nowożeńców z fotografką. Zdążyliśmy spokojnie do Wiernej Rzeki na pociąg, bo też pociąg był późno. Odcinek powrotny z przystanku w Lusławicach do Krasic był już wyścigiem ze zmierzchem.
Stanisławice
Czarnca
W drodze na Rząbiec
Małogoszcz
Góry Świętokrzyskie
Zajączków i Romuald Traugutt
Na jednym z wierzchołków Miedzianki
Trasa:
Dystans120.60 km Czas06:26 Vśrednia18.75 km/h VMAX49.57 km/h Podjazdy880 m
SprzętMerida Drakar
Do Krasic i Mstowa
Dojazd do Krasic przez Koziegłowy i Poraj. Między Choroniem a Zaborzem, na nowej drodze, bliskie spotkanie z lochą i warchlakami. Na drodze Janów - Śmiertny Dąb nowość w postaci remontu drogi. Obiad w Mstowie (pstrąg po mstowsku), już w towarzystwie.
Cynków
Rezerwat Parkowe
Wiercica
Trasa:
Dojazd do Krasic przez Koziegłowy i Poraj. Między Choroniem a Zaborzem, na nowej drodze, bliskie spotkanie z lochą i warchlakami. Na drodze Janów - Śmiertny Dąb nowość w postaci remontu drogi. Obiad w Mstowie (pstrąg po mstowsku), już w towarzystwie.
Cynków
Rezerwat Parkowe
Wiercica
Trasa:
Dystans108.87 km Czas07:41 Vśrednia14.17 km/h VMAX51.05 km/h Podjazdy1129 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 22: Dramat przed Drammen
Jechało mi się znakomicie do Vikersund. Niebo długo było bezchmurne i towarzyszyło mi poczucie żalu, że to już przedostatni etap wyprawy. Co ciekawe przed Oslo miałem złe przeczucia, coraz gorzej działała tylna przerzutka, ale piękny poranek w lesie Vestmarka zmienił moje nastawienie. Wszystko posypało się na 63. kilometrze, gdy urwał mi się hak przerzutki, a ta wplątała się w szprychy. W dodatku okazało się, że przy serwisie w kraju wymieniono mi łańcuch na taki bez spinki. Trudno zliczyć ile razy się zrywał i go skuwałem. Zużycie było tak poważne, z przeskakiwał samoistnie między zębatkami kasety...
Odtąd albo jechałem na bardzo twardym napędzie, albo skuwałem ponownie zerwany łańcuch. Pod górkę prowadziłem (za duży nacisk zerwałby łańcuch), z górek zjeżdżałem na rowero-hulajnodze lub - jeśli akurat łańcuch w miarę funkcjonował - z lekkim pedałowaniem. To był koszmar i najdziwniejszy cyklotrek w moim życiu. Co gorsza, nazajutrz czekała mnie powtórka i wyścig z czasem, by w tym ślimaczym tempie dobrnąć na pociąg i z odpowiednim zapasem czasowym znaleźć się w Larviku.
Znów wypas. Vestmarka
Idylliczne pasterskie pejzaże
W drodze do Vikersund
Mamut taki sobie, ale droga doń była rozkoszą, ostatnią zresztą na tej wyprawie.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41877738
Jechało mi się znakomicie do Vikersund. Niebo długo było bezchmurne i towarzyszyło mi poczucie żalu, że to już przedostatni etap wyprawy. Co ciekawe przed Oslo miałem złe przeczucia, coraz gorzej działała tylna przerzutka, ale piękny poranek w lesie Vestmarka zmienił moje nastawienie. Wszystko posypało się na 63. kilometrze, gdy urwał mi się hak przerzutki, a ta wplątała się w szprychy. W dodatku okazało się, że przy serwisie w kraju wymieniono mi łańcuch na taki bez spinki. Trudno zliczyć ile razy się zrywał i go skuwałem. Zużycie było tak poważne, z przeskakiwał samoistnie między zębatkami kasety...
Odtąd albo jechałem na bardzo twardym napędzie, albo skuwałem ponownie zerwany łańcuch. Pod górkę prowadziłem (za duży nacisk zerwałby łańcuch), z górek zjeżdżałem na rowero-hulajnodze lub - jeśli akurat łańcuch w miarę funkcjonował - z lekkim pedałowaniem. To był koszmar i najdziwniejszy cyklotrek w moim życiu. Co gorsza, nazajutrz czekała mnie powtórka i wyścig z czasem, by w tym ślimaczym tempie dobrnąć na pociąg i z odpowiednim zapasem czasowym znaleźć się w Larviku.
Znów wypas. Vestmarka
Idylliczne pasterskie pejzaże
W drodze do Vikersund
Mamut taki sobie, ale droga doń była rozkoszą, ostatnią zresztą na tej wyprawie.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41877738
Dystans156.89 km Czas09:02 Vśrednia17.37 km/h Podjazdy935 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 17: Powrót do Otty
Cały dzień wieje w gębę. Pomiary wskazują na 12 m/s. Pomyśleć, że miało być łatwo, bo w dół. Budzimy się wśród torfowisk i zarośli brzozy arktycznej. Nie widzieliśmy piżmowołów arktycznych, z których słynie Park Narodowy Dovrefjell, ale ich figury w Dombas już tak.
Byłby to pewnie spokojny dzień odwrotu w stronę Lillehammer gdyby nie ciągle powracające przelotne opady. Na jednym z postojów podłożyłem sobie pod przedłużenie kręgosłupa mapnik (z całą zawartością), by nie siedzieć gołym zadem na bruku, no i zapomniałem o nim ruszając. Odkryłem to 23 km później... W pierwszą stronę - pozbywszy się bagażu - biłem rekordy prędkości. Było z wiatrem i bez deszczu. W drugą nie było już tak lekko. Zlało mnie na powrocie 3 razy. Nie znalazłem też szybko brata, bo zjechałem niepotrzebnie do centrum Vinstry. Najważniejsze, że dzień skończył się szczęśliwie i nic więcej nie zgubiłem, ani nic się nie zepsuło.
Czas ruszać.
Kotlinkę noclegową otaczały głazowiska porosłe brzozą arktyczną
Biwak w kotlince
Z Dombasu do Otty
Przy tych trollach jechałem dokładnie trzykrotnie (efekt powrotu po mapnik)
Stosowałem się do tych ostrzeżeń
Trasa (+46 km na powrót do Otty):
https://ridewithgps.com/routes/40929897
Cały dzień wieje w gębę. Pomiary wskazują na 12 m/s. Pomyśleć, że miało być łatwo, bo w dół. Budzimy się wśród torfowisk i zarośli brzozy arktycznej. Nie widzieliśmy piżmowołów arktycznych, z których słynie Park Narodowy Dovrefjell, ale ich figury w Dombas już tak.
Byłby to pewnie spokojny dzień odwrotu w stronę Lillehammer gdyby nie ciągle powracające przelotne opady. Na jednym z postojów podłożyłem sobie pod przedłużenie kręgosłupa mapnik (z całą zawartością), by nie siedzieć gołym zadem na bruku, no i zapomniałem o nim ruszając. Odkryłem to 23 km później... W pierwszą stronę - pozbywszy się bagażu - biłem rekordy prędkości. Było z wiatrem i bez deszczu. W drugą nie było już tak lekko. Zlało mnie na powrocie 3 razy. Nie znalazłem też szybko brata, bo zjechałem niepotrzebnie do centrum Vinstry. Najważniejsze, że dzień skończył się szczęśliwie i nic więcej nie zgubiłem, ani nic się nie zepsuło.
Czas ruszać.
Kotlinkę noclegową otaczały głazowiska porosłe brzozą arktyczną
Biwak w kotlince
Z Dombasu do Otty
Przy tych trollach jechałem dokładnie trzykrotnie (efekt powrotu po mapnik)
Stosowałem się do tych ostrzeżeń
Trasa (+46 km na powrót do Otty):
https://ridewithgps.com/routes/40929897