Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2022
Dystans całkowity: | 2197.89 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 132:31 |
Średnia prędkość: | 16.59 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.45 km/h |
Suma podjazdów: | 19013 m |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 91.58 km i 5h 31m |
Więcej statystyk |
Dystans118.89 km Czas06:56 Vśrednia17.15 km/h Podjazdy408 m
SprzętMerida Drakar
Jędrzejów
Pierwszy przystanek mieliśmy na rynku w Przyrowie, bo podziwialiśmy tutejszą instalację historyczną prezentująca losy miasteczka. Potem przedzieramy się z Podlesia na opłotki Koniecpola. Po przekroczeniu Pilicy i oddalenia się od Koniecpola wjeżdżamy w lasy borówkowe i odtąd na przemian lasami i polami, wyłącznie bocznymi drogami docieramy na Białą Nidę i do Oksy. Po drodze odnajdujemy kiepskie/niedostępne dwory w Mękarzowie i Radkowie. W samej Oksie ratuje nas aprowizacja w Livio. W Jędrzejowie kończymy w kebabie. Wracamy pociągiem, zaliczając przesiadkę w Kielcach. Przez całą trasę towarzyszy nam silny, korzystny wiatr na wschód. Spotykamy nawet parę nierozważnych rowerzystów jadących pod wiatr. Współczujemy im szczerze, bo na otwartych terenach w rejonie Czaryża nie mieli lekko.
Mękarzów
Przy Woli Czaryskiej
Gdzieś przed Oksą, czyli wieś świętokrzyska
Cierno-Żabieniec
Opactwo w Jędrzejowie
Trasa:
Pierwszy przystanek mieliśmy na rynku w Przyrowie, bo podziwialiśmy tutejszą instalację historyczną prezentująca losy miasteczka. Potem przedzieramy się z Podlesia na opłotki Koniecpola. Po przekroczeniu Pilicy i oddalenia się od Koniecpola wjeżdżamy w lasy borówkowe i odtąd na przemian lasami i polami, wyłącznie bocznymi drogami docieramy na Białą Nidę i do Oksy. Po drodze odnajdujemy kiepskie/niedostępne dwory w Mękarzowie i Radkowie. W samej Oksie ratuje nas aprowizacja w Livio. W Jędrzejowie kończymy w kebabie. Wracamy pociągiem, zaliczając przesiadkę w Kielcach. Przez całą trasę towarzyszy nam silny, korzystny wiatr na wschód. Spotykamy nawet parę nierozważnych rowerzystów jadących pod wiatr. Współczujemy im szczerze, bo na otwartych terenach w rejonie Czaryża nie mieli lekko.
Mękarzów
Przy Woli Czaryskiej
Gdzieś przed Oksą, czyli wieś świętokrzyska
Cierno-Żabieniec
Opactwo w Jędrzejowie
Trasa:
Dystans30.93 km Czas01:39 Vśrednia18.75 km/h Podjazdy291 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Pocięta opona, czyli Skrajnica i okolica
Niedokończona pętla, udało mi się najechać na... drut kolczasty, który przemielił mi oponę.
Pierwszy raz w życiu w zacisznej Skrajnicy, położonej nieopodal turystycznego tygla Olsztyna
Nieopodal Srocka moja przejażdżka dobiega końca
Niedokończona pętla, udało mi się najechać na... drut kolczasty, który przemielił mi oponę.
Pierwszy raz w życiu w zacisznej Skrajnicy, położonej nieopodal turystycznego tygla Olsztyna
Nieopodal Srocka moja przejażdżka dobiega końca
Dystans114.78 km Czas06:58 Vśrednia16.48 km/h VMAX53.05 km/h Podjazdy880 m
SprzętMerida Drakar
Małogoszcz i Góra Miedzianka
Wiatr był na wschód, więc na cel wycieczki wybraliśmy Małogoszcz, gdzie też zjedliśmy obiad (taki sobie). Po drodze upajaliśmy się bezludziem i zapachem żywicy, bo trasa wiodła wyłącznie niemal po bocznych drogach, przez lasy i nadpiliczne łąki. Dopiero od Ludyni zaczęły się przewyższenia. Z Małogoszcza, po przerwie obiadowej, ruszyliśmy na jej wysokość Miedziankę, gdzie zastaliśmy tylko parę nowożeńców z fotografką. Zdążyliśmy spokojnie do Wiernej Rzeki na pociąg, bo też pociąg był późno. Odcinek powrotny z przystanku w Lusławicach do Krasic był już wyścigiem ze zmierzchem.
Stanisławice
Czarnca
W drodze na Rząbiec
Małogoszcz
Góry Świętokrzyskie
Zajączków i Romuald Traugutt
Na jednym z wierzchołków Miedzianki
Trasa:
Wiatr był na wschód, więc na cel wycieczki wybraliśmy Małogoszcz, gdzie też zjedliśmy obiad (taki sobie). Po drodze upajaliśmy się bezludziem i zapachem żywicy, bo trasa wiodła wyłącznie niemal po bocznych drogach, przez lasy i nadpiliczne łąki. Dopiero od Ludyni zaczęły się przewyższenia. Z Małogoszcza, po przerwie obiadowej, ruszyliśmy na jej wysokość Miedziankę, gdzie zastaliśmy tylko parę nowożeńców z fotografką. Zdążyliśmy spokojnie do Wiernej Rzeki na pociąg, bo też pociąg był późno. Odcinek powrotny z przystanku w Lusławicach do Krasic był już wyścigiem ze zmierzchem.
Stanisławice
Czarnca
W drodze na Rząbiec
Małogoszcz
Góry Świętokrzyskie
Zajączków i Romuald Traugutt
Na jednym z wierzchołków Miedzianki
Trasa:
Dystans120.60 km Czas06:26 Vśrednia18.75 km/h VMAX49.57 km/h Podjazdy880 m
SprzętMerida Drakar
Do Krasic i Mstowa
Dojazd do Krasic przez Koziegłowy i Poraj. Między Choroniem a Zaborzem, na nowej drodze, bliskie spotkanie z lochą i warchlakami. Na drodze Janów - Śmiertny Dąb nowość w postaci remontu drogi. Obiad w Mstowie (pstrąg po mstowsku), już w towarzystwie.
Cynków
Rezerwat Parkowe
Wiercica
Trasa:
Dojazd do Krasic przez Koziegłowy i Poraj. Między Choroniem a Zaborzem, na nowej drodze, bliskie spotkanie z lochą i warchlakami. Na drodze Janów - Śmiertny Dąb nowość w postaci remontu drogi. Obiad w Mstowie (pstrąg po mstowsku), już w towarzystwie.
Cynków
Rezerwat Parkowe
Wiercica
Trasa:
Dystans20.76 km Czas00:58 Vśrednia21.48 km/h Podjazdy158 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans39.66 km Czas03:26 Vśrednia11.55 km/h VMAX46.74 km/h Podjazdy272 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 23: Drezyną, pieszo i pociągiem
Poranek był nerwowy. Nie dlatego, że rozbiłem się tuż obok linii kolejowej, tylko dlatego, że przypominała mi ona o tranzytowych pociągowo-promowych planach. Skuty po raz enty łańcuch działał o dziwo aż do stacji kolejowej w Holmestrand, co znacznie poprawiło mi humor. Drugim pozytywem był automat biletowy przyjmujący banknoty. Trzecim pozytywem był wygląd dworca w tym niewielkim mieście. Dalej dzień potoczył się już bezstresowo, jakby w nagrodę za horror "napędowy" ostatniej doby. Przed godz. 10 byłem w ostatniej norweskiej miejscowości na trasie. Napęd wciąż działał, ale starałem się pedałować tylko na zjazdach i delikatnie na płaskim. Pod górę prowadziłem dzielnie moją obładowaną bagażem drezynę.
Ostatecznie wszystko się udało. Dzień kończyłem wraz z bratem w Jutlandii na uroczym, darmowym, miejscu biwakowym. Rower tym razem nie stał obok namiotu, odpoczywał w bagażniku. Nie po raz pierwszy zmęczył się wyprawą bardziej ode mnie.
Błogi, zasłużony odpoczynek z darmową toaletą z gniazdkiem i ławami ze stołami obok, na ładnej plażo-polance
Stresujące początki dnia
W drodze do Holmestrand, w tle widoczna zatoka Oslofjorden
Z Holmestrand do Larviku norweskim pociągiem. Cena była nieco zabójcza, podobnie jak wypas na stacyjce.
Z nadmiaru czasu - cmentarz w Larviku
"Plaża:
Port w Hirtshals
Duńskie chatki
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41878031
Poranek był nerwowy. Nie dlatego, że rozbiłem się tuż obok linii kolejowej, tylko dlatego, że przypominała mi ona o tranzytowych pociągowo-promowych planach. Skuty po raz enty łańcuch działał o dziwo aż do stacji kolejowej w Holmestrand, co znacznie poprawiło mi humor. Drugim pozytywem był automat biletowy przyjmujący banknoty. Trzecim pozytywem był wygląd dworca w tym niewielkim mieście. Dalej dzień potoczył się już bezstresowo, jakby w nagrodę za horror "napędowy" ostatniej doby. Przed godz. 10 byłem w ostatniej norweskiej miejscowości na trasie. Napęd wciąż działał, ale starałem się pedałować tylko na zjazdach i delikatnie na płaskim. Pod górę prowadziłem dzielnie moją obładowaną bagażem drezynę.
Ostatecznie wszystko się udało. Dzień kończyłem wraz z bratem w Jutlandii na uroczym, darmowym, miejscu biwakowym. Rower tym razem nie stał obok namiotu, odpoczywał w bagażniku. Nie po raz pierwszy zmęczył się wyprawą bardziej ode mnie.
Błogi, zasłużony odpoczynek z darmową toaletą z gniazdkiem i ławami ze stołami obok, na ładnej plażo-polance
Stresujące początki dnia
W drodze do Holmestrand, w tle widoczna zatoka Oslofjorden
Z Holmestrand do Larviku norweskim pociągiem. Cena była nieco zabójcza, podobnie jak wypas na stacyjce.
Z nadmiaru czasu - cmentarz w Larviku
"Plaża:
Port w Hirtshals
Duńskie chatki
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41878031
Dystans108.87 km Czas07:41 Vśrednia14.17 km/h VMAX51.05 km/h Podjazdy1129 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 22: Dramat przed Drammen
Jechało mi się znakomicie do Vikersund. Niebo długo było bezchmurne i towarzyszyło mi poczucie żalu, że to już przedostatni etap wyprawy. Co ciekawe przed Oslo miałem złe przeczucia, coraz gorzej działała tylna przerzutka, ale piękny poranek w lesie Vestmarka zmienił moje nastawienie. Wszystko posypało się na 63. kilometrze, gdy urwał mi się hak przerzutki, a ta wplątała się w szprychy. W dodatku okazało się, że przy serwisie w kraju wymieniono mi łańcuch na taki bez spinki. Trudno zliczyć ile razy się zrywał i go skuwałem. Zużycie było tak poważne, z przeskakiwał samoistnie między zębatkami kasety...
Odtąd albo jechałem na bardzo twardym napędzie, albo skuwałem ponownie zerwany łańcuch. Pod górkę prowadziłem (za duży nacisk zerwałby łańcuch), z górek zjeżdżałem na rowero-hulajnodze lub - jeśli akurat łańcuch w miarę funkcjonował - z lekkim pedałowaniem. To był koszmar i najdziwniejszy cyklotrek w moim życiu. Co gorsza, nazajutrz czekała mnie powtórka i wyścig z czasem, by w tym ślimaczym tempie dobrnąć na pociąg i z odpowiednim zapasem czasowym znaleźć się w Larviku.
Znów wypas. Vestmarka
Idylliczne pasterskie pejzaże
W drodze do Vikersund
Mamut taki sobie, ale droga doń była rozkoszą, ostatnią zresztą na tej wyprawie.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41877738
Jechało mi się znakomicie do Vikersund. Niebo długo było bezchmurne i towarzyszyło mi poczucie żalu, że to już przedostatni etap wyprawy. Co ciekawe przed Oslo miałem złe przeczucia, coraz gorzej działała tylna przerzutka, ale piękny poranek w lesie Vestmarka zmienił moje nastawienie. Wszystko posypało się na 63. kilometrze, gdy urwał mi się hak przerzutki, a ta wplątała się w szprychy. W dodatku okazało się, że przy serwisie w kraju wymieniono mi łańcuch na taki bez spinki. Trudno zliczyć ile razy się zrywał i go skuwałem. Zużycie było tak poważne, z przeskakiwał samoistnie między zębatkami kasety...
Odtąd albo jechałem na bardzo twardym napędzie, albo skuwałem ponownie zerwany łańcuch. Pod górkę prowadziłem (za duży nacisk zerwałby łańcuch), z górek zjeżdżałem na rowero-hulajnodze lub - jeśli akurat łańcuch w miarę funkcjonował - z lekkim pedałowaniem. To był koszmar i najdziwniejszy cyklotrek w moim życiu. Co gorsza, nazajutrz czekała mnie powtórka i wyścig z czasem, by w tym ślimaczym tempie dobrnąć na pociąg i z odpowiednim zapasem czasowym znaleźć się w Larviku.
Znów wypas. Vestmarka
Idylliczne pasterskie pejzaże
W drodze do Vikersund
Mamut taki sobie, ale droga doń była rozkoszą, ostatnią zresztą na tej wyprawie.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/41877738
Dystans96.08 km Czas07:05 Vśrednia13.56 km/h VMAX52.59 km/h Podjazdy1173 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 21: Lot nad Holmenkollen
Od rana przebijamy się mozolnie do centrum Oslo. Mijają nas setki samochodów elektrycznych, głównie Tesle.
Miasto sprawia przyjemne wrażenie, choć brakuje mu trochę historycznej podbudowy. Trasy rowerowe są znowu kiepsko oznaczone a mewy siodłate polują sobie "od niechcenia" na dokarmiane gołębie. O tym jak ładnie Oslo jest położone przekonujemy się dopiero na Holmenkollen. Widać wtedy tę legendarną zieloność.
Trybuny skoczni doskonale sprawdzają się w roli suszarki. Brat zapomina obciążyć namiot po rozłożeniu, w chwili gdy kontempluję zjadanie ciasteczek, intryguje mnie dziwny cień i odgłos szumu paralotni nad głową. Zrywam się z miejsca w ostatniej chwili i łapię namiot brata, który inaczej sfrunąłby na najniższy, całkowicie zabetonowany i niedostępny punkt zeskoku. Tylko loty Małysza na Holmenkollen wywołały we mnie silniejsze emocje.
Futurystycznie na przedmieściach
W centrum właściwie też
Ślady historii
Holmenkollen
Oslo spod skoczni. Miasto-ogród.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40930450
Od rana przebijamy się mozolnie do centrum Oslo. Mijają nas setki samochodów elektrycznych, głównie Tesle.
Miasto sprawia przyjemne wrażenie, choć brakuje mu trochę historycznej podbudowy. Trasy rowerowe są znowu kiepsko oznaczone a mewy siodłate polują sobie "od niechcenia" na dokarmiane gołębie. O tym jak ładnie Oslo jest położone przekonujemy się dopiero na Holmenkollen. Widać wtedy tę legendarną zieloność.
Trybuny skoczni doskonale sprawdzają się w roli suszarki. Brat zapomina obciążyć namiot po rozłożeniu, w chwili gdy kontempluję zjadanie ciasteczek, intryguje mnie dziwny cień i odgłos szumu paralotni nad głową. Zrywam się z miejsca w ostatniej chwili i łapię namiot brata, który inaczej sfrunąłby na najniższy, całkowicie zabetonowany i niedostępny punkt zeskoku. Tylko loty Małysza na Holmenkollen wywołały we mnie silniejsze emocje.
Futurystycznie na przedmieściach
W centrum właściwie też
Ślady historii
Holmenkollen
Oslo spod skoczni. Miasto-ogród.
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40930450
Dystans85.33 km Czas06:02 Vśrednia14.14 km/h VMAX50.74 km/h Podjazdy1110 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 20: Złamany pałąk
Jubileuszowy 20. dzień jazdy. Początkowo jedziemy dalej wzdłuż jeziora. Następnie skrótem przez góry intensywnego wypasu owiec. Towarzyszą nam dalej poziomkowe pobocza i łąki kwietne, ale nie zauważam pszczół. Gdy zbliżamy się do Oslo rozbijamy się nieopodal placu budowy. Zaczyna - a jakże - lać po norwesku.
Gdy w pośpiechu staram się postawić namiot, pęka drugi segment pałąka stelażowego. Tak bardzo koncentruje się na nim, że zapominam iż rozłożyłem już sypialnię z podłogą i zalewają je sznury deszczu. Pałąka nie udaje się porządnie zlepić, materiał pęknął w zbyt wielu miejscach na raz. Bardziej przypomina rózgę niż pałąk. Śpię więc w kałuży, w garbatym namiocie.To kolejne ostrzeżenie, że czas kończyć zabawę.
Jeszcze nad największym jeziorem Norwegii
Facelia błękitna i zielone łany zbóż. Moje klimaty
Najlepsze słodycze dostępne w Norwegii
Łosie są wszędzie, ale tylko na znakach
Eidsvoll verk, czyli pałac po norwesku
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929982
Jubileuszowy 20. dzień jazdy. Początkowo jedziemy dalej wzdłuż jeziora. Następnie skrótem przez góry intensywnego wypasu owiec. Towarzyszą nam dalej poziomkowe pobocza i łąki kwietne, ale nie zauważam pszczół. Gdy zbliżamy się do Oslo rozbijamy się nieopodal placu budowy. Zaczyna - a jakże - lać po norwesku.
Gdy w pośpiechu staram się postawić namiot, pęka drugi segment pałąka stelażowego. Tak bardzo koncentruje się na nim, że zapominam iż rozłożyłem już sypialnię z podłogą i zalewają je sznury deszczu. Pałąka nie udaje się porządnie zlepić, materiał pęknął w zbyt wielu miejscach na raz. Bardziej przypomina rózgę niż pałąk. Śpię więc w kałuży, w garbatym namiocie.To kolejne ostrzeżenie, że czas kończyć zabawę.
Jeszcze nad największym jeziorem Norwegii
Facelia błękitna i zielone łany zbóż. Moje klimaty
Najlepsze słodycze dostępne w Norwegii
Łosie są wszędzie, ale tylko na znakach
Eidsvoll verk, czyli pałac po norwesku
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929982
Dystans81.56 km Czas05:51 Vśrednia13.94 km/h VMAX57.45 km/h Podjazdy955 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Norwegia, dzień 19: Łany przydrożnych poziomek
Nogi niosą, że hej! Czym dłużej jadę tym lepiej dla mnie, tym gorzej dla sprzętu. Rower ledwo zipie, a ja cały w skowronkach, bo organizm domaga się codziennej dawki wycisku. Tymczasem wszystko co najlepsze już się skończyło, trzeba dozować kilometry by dobrze trafić z noclegiem, bo Oslo coraz bliżej. W Lillehammer zwiedzamy skocznie, są na niej zawodnicy. Na zielonych niwach pełno szczygłów, pliszek i mew. Zaciekawiają mnie spichlerze/szopy na drewnianych nogach (jak w Asturii), są też gospodarstwa z własnymi sygnaturkami, to chyba jakaś luterańska wersja dzwonnic loretańskich?
Miejscami droga wspina się dość stromo ponad taflę jeziora Mjøsa i znajduję tam poziomkowy raj. Są wszędzie, odurzają zapachem, zachęcają do nieposkromionej konsumpcji. Takiego natężenia owoców na tak długim odcinku jeszcze nie widziałem.
Dzień kończymy na kampingu w Kapp, wypada się ucywilizować przed pobytem w stolicy.
Schron/bytownia na drodze św. Olafa. Proste i praktyczne rozwiązanie.
Góry karleją a roślinność rośnie w oczach
Znicz olimpijski w Lillehammer
Lillehammer nawet ładne
Już nie góry tylko pogórskie garby jak w niższych partiach Karpat. W tle największe jezioro Norwegii: Mjøsa dalej w tle.
Redalen - pojawia się jęczmień (łubiny były od dawna). Mjøsa
Przed Gjovikiem
Gjovik
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929967
Nogi niosą, że hej! Czym dłużej jadę tym lepiej dla mnie, tym gorzej dla sprzętu. Rower ledwo zipie, a ja cały w skowronkach, bo organizm domaga się codziennej dawki wycisku. Tymczasem wszystko co najlepsze już się skończyło, trzeba dozować kilometry by dobrze trafić z noclegiem, bo Oslo coraz bliżej. W Lillehammer zwiedzamy skocznie, są na niej zawodnicy. Na zielonych niwach pełno szczygłów, pliszek i mew. Zaciekawiają mnie spichlerze/szopy na drewnianych nogach (jak w Asturii), są też gospodarstwa z własnymi sygnaturkami, to chyba jakaś luterańska wersja dzwonnic loretańskich?
Miejscami droga wspina się dość stromo ponad taflę jeziora Mjøsa i znajduję tam poziomkowy raj. Są wszędzie, odurzają zapachem, zachęcają do nieposkromionej konsumpcji. Takiego natężenia owoców na tak długim odcinku jeszcze nie widziałem.
Dzień kończymy na kampingu w Kapp, wypada się ucywilizować przed pobytem w stolicy.
Schron/bytownia na drodze św. Olafa. Proste i praktyczne rozwiązanie.
Góry karleją a roślinność rośnie w oczach
Znicz olimpijski w Lillehammer
Lillehammer nawet ładne
Już nie góry tylko pogórskie garby jak w niższych partiach Karpat. W tle największe jezioro Norwegii: Mjøsa dalej w tle.
Redalen - pojawia się jęczmień (łubiny były od dawna). Mjøsa
Przed Gjovikiem
Gjovik
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/40929967