Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2022
Dystans całkowity: | 1685.13 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 81:39 |
Średnia prędkość: | 20.64 km/h |
Maksymalna prędkość: | 55.67 km/h |
Suma podjazdów: | 14562 m |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 64.81 km i 3h 08m |
Więcej statystyk |
Dystans42.13 km Czas01:57 Vśrednia21.61 km/h Podjazdy343 m
SprzętFocus Arriba 4.0
GSD
Ciepło i nieco chmurno, wypad na GSD, do kwitnących tarnin.
Ciepło i nieco chmurno, wypad na GSD, do kwitnących tarnin.
Dystans193.71 km Czas09:50 Vśrednia19.70 km/h VMAX54.16 km/h Podjazdy2230 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Międzygórze Susko-Żywieckie, cz. I: Górska, nieco zimowa, Wielkanoc
Pierwszy raz rowerem w Beskidach od sierpnia 2020 roku. Rozkwitała już wszędzie wiosna, ale temperatura była przedwiosenna i oscylowała w okolicach 7 stopni a dzień wcześniej w górach padał śnieg. Trasę jechałem jeszcze z myślą o rowerowych dojazdach do stałej bazy w górach, bo trwały jeszcze moje poszukiwania nieruchomości. Generalnie aż do Kocierza towarzyszyło mi sporo zieleni, piegż, pliszek żółtych i pierwsze odgłosy pisklaków (w Kętach). Tak było na odcinku dojazdowym, w górach towarzyszył mi smród z kominów i widoki resztek śniegu tuż obok drogi. Na przeł. Kocierskiej były nawet ośnieżone łąki a gdy podjeżdżałem na Zakocierz, nawet ośnieżone lasy.
W pociągu towarzyszył mi Sołżenicyn (Jeden dzień Iwana Denisowicza - znakomite!) i brzmienie języków rosyjskiego i ukraińskiego. Przez całą trasę towarzyszył mi chłód i co chwilę musiałem się ubierać na zjazdach... Trasa była mocno na wyrost jak na porę roku i ledwo dowlokłem się do Żywca, ale wynikała z frustracji warunkami atmosferycznymi.
Widok spode Wilamowic na Beskid zwany Małym
W drodze na Tychy Wilkowyje
Tyska zieleń
Jak wyżej
Tyski pejzaż
Wioska Wola
Drewniak w Górze
Wiosna
Wilamowice
Kęty
Góralska troska o czyste powietrze
Kobiernice
Porąbka
Dolina Wielkiej Puszczy
Na przeł. Targanickiej - pierwszej w tym roku
Wiadomo gdzie
Ulica Widokowa
Przysiółek Basie
Jechałem aż do końca asfaltu
Gilowice
Ślemień
Cuda, czyli odkrycia w Targoszowie-Roli
Całe Pasmo Babiogórskie jak na dłoni
Przy OSP w Lachowicach
Pole biwakowe między Lachowicami a Kurowem
Spektakularne widoki na deser: Jej Ekscelencja Romanka znad Pewelki
Trasa (trzeba doliczyć powrót z Katowic):
Pierwszy raz rowerem w Beskidach od sierpnia 2020 roku. Rozkwitała już wszędzie wiosna, ale temperatura była przedwiosenna i oscylowała w okolicach 7 stopni a dzień wcześniej w górach padał śnieg. Trasę jechałem jeszcze z myślą o rowerowych dojazdach do stałej bazy w górach, bo trwały jeszcze moje poszukiwania nieruchomości. Generalnie aż do Kocierza towarzyszyło mi sporo zieleni, piegż, pliszek żółtych i pierwsze odgłosy pisklaków (w Kętach). Tak było na odcinku dojazdowym, w górach towarzyszył mi smród z kominów i widoki resztek śniegu tuż obok drogi. Na przeł. Kocierskiej były nawet ośnieżone łąki a gdy podjeżdżałem na Zakocierz, nawet ośnieżone lasy.
W pociągu towarzyszył mi Sołżenicyn (Jeden dzień Iwana Denisowicza - znakomite!) i brzmienie języków rosyjskiego i ukraińskiego. Przez całą trasę towarzyszył mi chłód i co chwilę musiałem się ubierać na zjazdach... Trasa była mocno na wyrost jak na porę roku i ledwo dowlokłem się do Żywca, ale wynikała z frustracji warunkami atmosferycznymi.
Widok spode Wilamowic na Beskid zwany Małym
W drodze na Tychy Wilkowyje
Tyska zieleń
Jak wyżej
Tyski pejzaż
Wioska Wola
Drewniak w Górze
Wiosna
Wilamowice
Kęty
Góralska troska o czyste powietrze
Kobiernice
Porąbka
Dolina Wielkiej Puszczy
Na przeł. Targanickiej - pierwszej w tym roku
Wiadomo gdzie
Ulica Widokowa
Przysiółek Basie
Jechałem aż do końca asfaltu
Gilowice
Ślemień
Cuda, czyli odkrycia w Targoszowie-Roli
Całe Pasmo Babiogórskie jak na dłoni
Przy OSP w Lachowicach
Pole biwakowe między Lachowicami a Kurowem
Spektakularne widoki na deser: Jej Ekscelencja Romanka znad Pewelki
Trasa (trzeba doliczyć powrót z Katowic):
Dystans32.89 km Czas01:33 Vśrednia21.22 km/h Podjazdy258 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wojkowice
Krótki wypad przed konsumcją zawartości koszyczka wielkanocnego.
Krótki wypad przed konsumcją zawartości koszyczka wielkanocnego.
Dystans189.85 km Czas09:31 Vśrednia19.95 km/h VMAX47.91 km/h Podjazdy1171 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Włoszczowskie po magellańsku, czyli nowe wioski, drogi i bezdroża, zygzaki, lasy i rowy okolic Włoszczowy
Wiesiółka pachnąca przygodą, mrożąca zastoiskiem chłodu. Początek był taki jak zwykle. Zaczynałem w zatopionych w bezruchu okolicach Niegowonic. Jak zwykle też pierwsze cieplejsze akcenty spotkały mnie na podjeździe na Dąbrówkę w Chechle (tym "kluczańskim" rzecz jasna). W Kwaśniowie rozpocząłem wątek magellański i po raz pierwszy odwiedziłem ulicę Polną - oto kolejny dowód na pożyteczność poszukiwań nieruchomości dla wzrostu wiedzy geograficznej. Zmierzałem na Cisową, która raczyła mrozić tradycyjnie na Sybirze zastoiskiem chłodu, ale już w Kleszczowej zobaczyłem pierwszego w tym roku bociana. Ponieważ aż pod Koniecpol jechałem doliną Górnej Pilicy (tudzież Żebrówki), kolekcja skalpów bocianich zaczęła stopniowo rosnąć. W Otoli zanurzyłem się znów z rozkoszą w nurcie historii, bo zabudowa tutejsza nie zmieniła się od lat 90. Dlatego zapuściłem się na Otolę Małę i zygzakowałem też po Brzezinach i Małoszycach - w celu wiadomym. Zachwycił mnie nawet krystaliczny nurt bezimiennego strumyka w maleńkiej Otoli,chciałem kiedyś eksplorować jego źródła, teraz wiem, że warto. Aż do Szczekocin idylli lasów, łąk i pól nie zakłócały blachosmrody ani problemy z nawierzchnią dróg. W Szczekocinach na rynku zderzyłem się natomiast z rzeczywistością dnia powszedniego na dk 78. Musiałem cofać się na Polną, bo ten krótki epizod na dk 78 mógł mnie kosztować utratę życia, a na pewno zdrowia. Lubię Szczekociny, ale wyłącznie z południa na północ, nie inaczej!
Dk 46 tym się różni od drogi 78, że panuje tu spokój. Krajówka krajówce nierówna i do Tęgoborza dotarłem bez narażania życia. Przejazd na Szyszki pozwolił mi nasycić się sosnową żywicą i nadenerwować na piach w łańcuchu. Zrobiłem tu sobie piknik. Pierwszy raz w życiu dotarłem też do Szyszek i nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia. Typowy dobrowolny obóz koncentracyjny dla grillowców. Latem musi tu być głośno, gęsto i rozrywkowo, o tej porze było jeszcze miło. Co chwile bombardowały mnie też nazwy, np. Łąkietka. Czemu nie Łąkotka, albo Łokietka?Podobnie, choć bardziej kamerlanie, było w Gródku, gdzie jednak droga przeistoczyła się w nienaganny śródleśny asfalcik, który z żalem opuściłem już na łąkach nadpilickich w Wąsoszu. Stówka pękła w Kopaninie, przysiółku Drochlina. Na chwilkę przycupnąłem w rajskiej atmosferze Podlesia, jakże tu jest przyjemnie i letniskowo, choć wieś nieletniskowa! Schludna zabudowa, dużo starych domów, jak nie w Polsce!
Potem był krótki międzyfinisz na szybko, bo byłem umówiony na oficjalny urbex w Borowcach. Dalej zaś eksplorowałem okolice wsi Grodzisko i także, w malowniczych okolicznościach, przekroczyłem dwukrotnie Pilicę (bo ma tu 2 odnogi). To była moja pierwsza przeprawa w tym miejscu a dalej czekała na mnie terra incognita: Zaróg, Dąbrowa, Rudniki, Papiernia, Janów i Łachów (prawdziwy ddr!). Znów zatopiłem się w lasy i drogi pozbawione pojazdów. Tak dotleniony, słaniając się z braku wody, dotarłem do Włoszczowy, i tu - we Woszczowie, mogłem znów zaznać szerokości dróg, dobrych niewierzchni, a nawet ddr-ów z prawdziwego zdarzenia! Kielce mają się czego uczyć! Zaskakuje też fakt, że Włoszczowa się rozbudowuje, a niby małe miasta miały wymierać...
Wszystko co złe związane było z Rząbcem i odcinkiem wiodącym ze stacji Włoszczowa (Pd) do tegoż. Gratis było oczekiwanie na automatycznym przejeździe kolejowym i dalsze wyboje z Wymysłowa na Ludynię. Sama Ludynia wypadła natomiast ponownie pozytywnie, jest ładnie położona i cóż z tego, że na środku nigdzie? Za Ludynią, zachwycając się mozaiką łąk, lasów i pól, poczułem jednak zmęczenie trasą i odkryłem, że nie zdążę na Miedziankę. Zamieniłem więc ją na Gruszczyn i nawiedzenie zboru ariańskiego, co oznaczało ostatni podjazd i ostatni zjazd na mojej trasie. Włoszczowszczyzna (po ukraińsku będzie Włoszczowyna) dotleniła mnie znakomicie, samochody widywałem sporadycznie i tylko łańcuch w moim rowerze trzeszczał złowieszczo na kwarcu :)
Dlaczego lubię tu jeździć? Dla świętego spokoju: nie ma blachosmrodów, nie ma turystów, jest rzadkie zaludnienie i dużo lasów. Wrócę, to pewne! Są tu jeszcze wioski i przysiółki nieskalane kołami mojego Focusa!
Na mojej trasie nie mogło zabraknąć ukochanej Cisowej
Równie bliski jak Cisowa Błojec - miejsce tragedii partyzantów
Eksploracje w Kwaśniowie, również ulubionym
Widoki ze Złożeńca, również ukochanego...
Pierwsze bociany - Kleszczowa
Kurhan w Otoli
Nad Górną Pilicą
Jak wyżej
Źródła w Łanach Wielkich
Na rynku w Szczekocinach
Eksploracje...
Wyjątkowo uroczy piknik między Tęgoborzem a Szyszkami
Szyszki antypisowskie
Podlesie sercu bliskie
U Jacka Jaworka
Na błoniach nadpilicznych między Grodziskiem a Kuźnica Grodziską
Fajne dzieci korzystają właściwie z ferii wielkanocnych
Ten pierwszy raz
Tajemnicza Papiernia, czyli przebijając się wśród żywicznych lasów do stolycy okolicy (Włoszczowy)
Cywilizacja włoszczowska
Skrót na Rząbiec
Droga z Wymysłowa na Ludynię
Gruszczyn - ruiny zboru Braci Polskich
Góry Świętokrzyskie tzn. Pasmo Małogoskie
Trasa:
Wiesiółka pachnąca przygodą, mrożąca zastoiskiem chłodu. Początek był taki jak zwykle. Zaczynałem w zatopionych w bezruchu okolicach Niegowonic. Jak zwykle też pierwsze cieplejsze akcenty spotkały mnie na podjeździe na Dąbrówkę w Chechle (tym "kluczańskim" rzecz jasna). W Kwaśniowie rozpocząłem wątek magellański i po raz pierwszy odwiedziłem ulicę Polną - oto kolejny dowód na pożyteczność poszukiwań nieruchomości dla wzrostu wiedzy geograficznej. Zmierzałem na Cisową, która raczyła mrozić tradycyjnie na Sybirze zastoiskiem chłodu, ale już w Kleszczowej zobaczyłem pierwszego w tym roku bociana. Ponieważ aż pod Koniecpol jechałem doliną Górnej Pilicy (tudzież Żebrówki), kolekcja skalpów bocianich zaczęła stopniowo rosnąć. W Otoli zanurzyłem się znów z rozkoszą w nurcie historii, bo zabudowa tutejsza nie zmieniła się od lat 90. Dlatego zapuściłem się na Otolę Małę i zygzakowałem też po Brzezinach i Małoszycach - w celu wiadomym. Zachwycił mnie nawet krystaliczny nurt bezimiennego strumyka w maleńkiej Otoli,chciałem kiedyś eksplorować jego źródła, teraz wiem, że warto. Aż do Szczekocin idylli lasów, łąk i pól nie zakłócały blachosmrody ani problemy z nawierzchnią dróg. W Szczekocinach na rynku zderzyłem się natomiast z rzeczywistością dnia powszedniego na dk 78. Musiałem cofać się na Polną, bo ten krótki epizod na dk 78 mógł mnie kosztować utratę życia, a na pewno zdrowia. Lubię Szczekociny, ale wyłącznie z południa na północ, nie inaczej!
Dk 46 tym się różni od drogi 78, że panuje tu spokój. Krajówka krajówce nierówna i do Tęgoborza dotarłem bez narażania życia. Przejazd na Szyszki pozwolił mi nasycić się sosnową żywicą i nadenerwować na piach w łańcuchu. Zrobiłem tu sobie piknik. Pierwszy raz w życiu dotarłem też do Szyszek i nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia. Typowy dobrowolny obóz koncentracyjny dla grillowców. Latem musi tu być głośno, gęsto i rozrywkowo, o tej porze było jeszcze miło. Co chwile bombardowały mnie też nazwy, np. Łąkietka. Czemu nie Łąkotka, albo Łokietka?Podobnie, choć bardziej kamerlanie, było w Gródku, gdzie jednak droga przeistoczyła się w nienaganny śródleśny asfalcik, który z żalem opuściłem już na łąkach nadpilickich w Wąsoszu. Stówka pękła w Kopaninie, przysiółku Drochlina. Na chwilkę przycupnąłem w rajskiej atmosferze Podlesia, jakże tu jest przyjemnie i letniskowo, choć wieś nieletniskowa! Schludna zabudowa, dużo starych domów, jak nie w Polsce!
Potem był krótki międzyfinisz na szybko, bo byłem umówiony na oficjalny urbex w Borowcach. Dalej zaś eksplorowałem okolice wsi Grodzisko i także, w malowniczych okolicznościach, przekroczyłem dwukrotnie Pilicę (bo ma tu 2 odnogi). To była moja pierwsza przeprawa w tym miejscu a dalej czekała na mnie terra incognita: Zaróg, Dąbrowa, Rudniki, Papiernia, Janów i Łachów (prawdziwy ddr!). Znów zatopiłem się w lasy i drogi pozbawione pojazdów. Tak dotleniony, słaniając się z braku wody, dotarłem do Włoszczowy, i tu - we Woszczowie, mogłem znów zaznać szerokości dróg, dobrych niewierzchni, a nawet ddr-ów z prawdziwego zdarzenia! Kielce mają się czego uczyć! Zaskakuje też fakt, że Włoszczowa się rozbudowuje, a niby małe miasta miały wymierać...
Wszystko co złe związane było z Rząbcem i odcinkiem wiodącym ze stacji Włoszczowa (Pd) do tegoż. Gratis było oczekiwanie na automatycznym przejeździe kolejowym i dalsze wyboje z Wymysłowa na Ludynię. Sama Ludynia wypadła natomiast ponownie pozytywnie, jest ładnie położona i cóż z tego, że na środku nigdzie? Za Ludynią, zachwycając się mozaiką łąk, lasów i pól, poczułem jednak zmęczenie trasą i odkryłem, że nie zdążę na Miedziankę. Zamieniłem więc ją na Gruszczyn i nawiedzenie zboru ariańskiego, co oznaczało ostatni podjazd i ostatni zjazd na mojej trasie. Włoszczowszczyzna (po ukraińsku będzie Włoszczowyna) dotleniła mnie znakomicie, samochody widywałem sporadycznie i tylko łańcuch w moim rowerze trzeszczał złowieszczo na kwarcu :)
Dlaczego lubię tu jeździć? Dla świętego spokoju: nie ma blachosmrodów, nie ma turystów, jest rzadkie zaludnienie i dużo lasów. Wrócę, to pewne! Są tu jeszcze wioski i przysiółki nieskalane kołami mojego Focusa!
Na mojej trasie nie mogło zabraknąć ukochanej Cisowej
Równie bliski jak Cisowa Błojec - miejsce tragedii partyzantów
Eksploracje w Kwaśniowie, również ulubionym
Widoki ze Złożeńca, również ukochanego...
Pierwsze bociany - Kleszczowa
Kurhan w Otoli
Nad Górną Pilicą
Jak wyżej
Źródła w Łanach Wielkich
Na rynku w Szczekocinach
Eksploracje...
Wyjątkowo uroczy piknik między Tęgoborzem a Szyszkami
Szyszki antypisowskie
Podlesie sercu bliskie
U Jacka Jaworka
Na błoniach nadpilicznych między Grodziskiem a Kuźnica Grodziską
Fajne dzieci korzystają właściwie z ferii wielkanocnych
Ten pierwszy raz
Tajemnicza Papiernia, czyli przebijając się wśród żywicznych lasów do stolycy okolicy (Włoszczowy)
Cywilizacja włoszczowska
Skrót na Rząbiec
Droga z Wymysłowa na Ludynię
Gruszczyn - ruiny zboru Braci Polskich
Góry Świętokrzyskie tzn. Pasmo Małogoskie
Trasa:
Dystans108.37 km Czas04:53 Vśrednia22.19 km/h Podjazdy718 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Czekanka i Brudzowice
To miał być wyjazd ze zszywaczem i rozwieszanie plakatów. Zszywacz okazał się mieć niepasujące zszywki, zraniłem poważnie palec, plakatów nie rozwiesiłem, ale przynajmniej wycieczka miała charakter bardziej sportowy.
Brzękowice-Wał
Park Zielona
W sumie wygląd zamku w Siewierzu jest odporny na pory roku...
Krańce Brudzowic
Strąków
Trasa:
Ch. - Kato - Park Zielona - Pogorie - Siewierz - Czekanka - Żelisławice - Brudzowice - Sączów - Góra Siewierska - Chorzów
To miał być wyjazd ze zszywaczem i rozwieszanie plakatów. Zszywacz okazał się mieć niepasujące zszywki, zraniłem poważnie palec, plakatów nie rozwiesiłem, ale przynajmniej wycieczka miała charakter bardziej sportowy.
Brzękowice-Wał
Park Zielona
W sumie wygląd zamku w Siewierzu jest odporny na pory roku...
Krańce Brudzowic
Strąków
Trasa:
Ch. - Kato - Park Zielona - Pogorie - Siewierz - Czekanka - Żelisławice - Brudzowice - Sączów - Góra Siewierska - Chorzów
Dystans62.33 km Czas03:03 Vśrednia20.44 km/h Podjazdy490 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Pogorie
Dzień nad Pogoriami
Pogoria III
Pogoria IV
Dzień nad Pogoriami
Pogoria III
Pogoria IV
Dystans12.13 km Czas00:36 Vśrednia20.22 km/h Podjazdy 90 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans12.11 km Czas00:37 Vśrednia19.64 km/h Podjazdy 90 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans140.81 km Czas06:53 Vśrednia20.46 km/h VMAX48.13 km/h Podjazdy1374 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Mroźna i śnieżna, ale kwietniowa, północna Jura w stylu maglellańskim
Nad ranem mroziło, w dzień śnieżyło i wiało. Było więc typowo wiosennie... Startowałem w Poraju, bo trzeba było się dostosować do silnego wiatru. Jako przeciwnicy wystarczali mi: zimno i opady śniegu; wiatr wolałem mieć z grubsza po swojej stronie. Rajdzik miał rzecz jasna zacięcie eksploracyjne i profil nieruchomościowy. Dzięki temu pierwszy raz dotarłem do Pabianic, nie wiem dlaczego nigdy tu nie byłem... W Piasku słuchałem syren z okazji rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem. Eksplorowałem też gruntownie Piasek, a nawet piaskowe drogi w kierunku Śmiertnego Dębu, gdzie byłem drugi raz w życiu. odnotować muszę też pierwszy przejazd gruntówką (i niestety miejscami piaskówką) z Sierakowa do Konstantynowa. Po eksploracjach w rejonie Mełchowa przystąpiłem do powtórnej walki z Jurą. W oczy kłuły śmieci przy drodze, dzikie wysypiska, ale największe wrażenie zrobiło nielegalne składowisko opon w Mzurowie... Przez Góry Gorzkowskie jechałem w śnieżycy, nie lepiej było na trasie przez Mirów do Włodowic. Po walce z nawierzchnią dotarłem też do Morska i zająłem się eksploracją nieruchomościową. To były ostatnie chwile ze słońcem, w drodze ze Skarżyc do Ogrodzieńca zaczęły szaleć śnieżyce, mimo to zajechałem aż do Zdowa. Powód był prosty, byłbym zbyt szybko w Wiesiółce, skąd planowałem wrócić pociągiem. Ostatnie śnieżyca dorwała mnie między Zdowem a Ogrodzieńcem. Generalnie było szokująco zimno, wietrznie i nieprzyjemnie. Dawno nie było tak szpetnego kwietnia.
Na początek nowa droga Choroń - Przybynów
Okolice Suliszowic
W Siedlcu
Widoki z Pabianowic
Piasek
Sieraków
Przez las do Konstantynowa
Letniska w drodze na Mełchów
U stóp Gór Gorzkowskich
Jurajscy śmieciarze
Widoczki ładne, o ile bez śmieci
Za to grożą spore kary - Mzurów...
Znów zdegradowany pejzaż - betony w Niegowej
Kolejny zdegradowany pejzaż - Mirów
Księżycowa droga z Włodowic do Morska
Pierwszy raz w kolonii Zagórze
Skarżyce
Bzów - źródło Czarnej Przemszy
Jedna ze śnieżyc
Ogro w śniegu
Oto za co lubię Rokitno
Trasa (+ powrót z Kato):
Nad ranem mroziło, w dzień śnieżyło i wiało. Było więc typowo wiosennie... Startowałem w Poraju, bo trzeba było się dostosować do silnego wiatru. Jako przeciwnicy wystarczali mi: zimno i opady śniegu; wiatr wolałem mieć z grubsza po swojej stronie. Rajdzik miał rzecz jasna zacięcie eksploracyjne i profil nieruchomościowy. Dzięki temu pierwszy raz dotarłem do Pabianic, nie wiem dlaczego nigdy tu nie byłem... W Piasku słuchałem syren z okazji rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem. Eksplorowałem też gruntownie Piasek, a nawet piaskowe drogi w kierunku Śmiertnego Dębu, gdzie byłem drugi raz w życiu. odnotować muszę też pierwszy przejazd gruntówką (i niestety miejscami piaskówką) z Sierakowa do Konstantynowa. Po eksploracjach w rejonie Mełchowa przystąpiłem do powtórnej walki z Jurą. W oczy kłuły śmieci przy drodze, dzikie wysypiska, ale największe wrażenie zrobiło nielegalne składowisko opon w Mzurowie... Przez Góry Gorzkowskie jechałem w śnieżycy, nie lepiej było na trasie przez Mirów do Włodowic. Po walce z nawierzchnią dotarłem też do Morska i zająłem się eksploracją nieruchomościową. To były ostatnie chwile ze słońcem, w drodze ze Skarżyc do Ogrodzieńca zaczęły szaleć śnieżyce, mimo to zajechałem aż do Zdowa. Powód był prosty, byłbym zbyt szybko w Wiesiółce, skąd planowałem wrócić pociągiem. Ostatnie śnieżyca dorwała mnie między Zdowem a Ogrodzieńcem. Generalnie było szokująco zimno, wietrznie i nieprzyjemnie. Dawno nie było tak szpetnego kwietnia.
Na początek nowa droga Choroń - Przybynów
Okolice Suliszowic
W Siedlcu
Widoki z Pabianowic
Piasek
Sieraków
Przez las do Konstantynowa
Letniska w drodze na Mełchów
U stóp Gór Gorzkowskich
Jurajscy śmieciarze
Widoczki ładne, o ile bez śmieci
Za to grożą spore kary - Mzurów...
Znów zdegradowany pejzaż - betony w Niegowej
Kolejny zdegradowany pejzaż - Mirów
Księżycowa droga z Włodowic do Morska
Pierwszy raz w kolonii Zagórze
Skarżyce
Bzów - źródło Czarnej Przemszy
Jedna ze śnieżyc
Ogro w śniegu
Oto za co lubię Rokitno
Trasa (+ powrót z Kato):
Dystans13.84 km Czas00:41 Vśrednia20.25 km/h Podjazdy 96 m
SprzętFocus Arriba 4.0