Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2021
Dystans całkowity: | 2051.84 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 90:20 |
Średnia prędkość: | 22.09 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.45 km/h |
Suma podjazdów: | 14851 m |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 75.99 km i 3h 36m |
Więcej statystyk |
Dystans18.29 km Czas00:50 Vśrednia21.95 km/h Podjazdy177 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Praca + Park Śląski
"Wilczy totem" zmienił lokalizację, teraz jest przy "Dworku Parkowym". Chociaż jedna parkowa instalacja solidnie odrestaurowana i dobrze wyeksponowana. Może najgorsze park ma już za sobą?
"Wilczy totem" zmienił lokalizację, teraz jest przy "Dworku Parkowym". Chociaż jedna parkowa instalacja solidnie odrestaurowana i dobrze wyeksponowana. Może najgorsze park ma już za sobą?
Dystans46.88 km Czas02:05 Vśrednia22.50 km/h Podjazdy328 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Okolice Rogoźnika
Szybki wypad w okolice Rogoźnika by skorzystać z chwili stabilnej pogody. Było nawet słońce a przed atrakcjami w rodzaju obrywów chmur, burz i gradu tym razem zdążyłem uciec.
Rogownica polna w pełnym rozkwicie
Trasa: Ch. - Rogoźnik - Siemonia - Dobieszowice - Ch.
Szybki wypad w okolice Rogoźnika by skorzystać z chwili stabilnej pogody. Było nawet słońce a przed atrakcjami w rodzaju obrywów chmur, burz i gradu tym razem zdążyłem uciec.
Rogownica polna w pełnym rozkwicie
Trasa: Ch. - Rogoźnik - Siemonia - Dobieszowice - Ch.
Dystans58.08 km Czas02:43 Vśrednia21.38 km/h Podjazdy495 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jaworzno - GSD - Chorzów
Bardzo groźna, dynamiczna aura. Ciągłe zagrożenie deszczem i nie tylko. Zlało mnie 2 razy: po raz pierwszy nad Pogorią (schroniłem się pod monopterosem w Parku Zielona). Niesłusznie uznałem, że jestem bezpieczny i pojechałem jeszcze zdobywać Dorotkę. Aura ukarała mnie w Michałkowicach gdzie wysmagało mnie gradem i zalało takimi strumieniami, że strój przeciwdeszczowy (który zdążyłem założyć) przemókł w 2 minuty...
Odechciało mi się dalszych eksperymentów i całkiem przemoczony dotarłem do domu. Wieczorem czekał finał LM.
Park Zielona tuż po ulewie
Wiosenna Łagisza
Widoki z Dorotki - wjazd tu był dużym błędem.
Trasa:
Jaworzno - Pogorie - GSD - Chorzów
Bardzo groźna, dynamiczna aura. Ciągłe zagrożenie deszczem i nie tylko. Zlało mnie 2 razy: po raz pierwszy nad Pogorią (schroniłem się pod monopterosem w Parku Zielona). Niesłusznie uznałem, że jestem bezpieczny i pojechałem jeszcze zdobywać Dorotkę. Aura ukarała mnie w Michałkowicach gdzie wysmagało mnie gradem i zalało takimi strumieniami, że strój przeciwdeszczowy (który zdążyłem założyć) przemókł w 2 minuty...
Odechciało mi się dalszych eksperymentów i całkiem przemoczony dotarłem do domu. Wieczorem czekał finał LM.
Park Zielona tuż po ulewie
Wiosenna Łagisza
Widoki z Dorotki - wjazd tu był dużym błędem.
Trasa:
Jaworzno - Pogorie - GSD - Chorzów
Dystans136.44 km Czas06:09 Vśrednia22.19 km/h Podjazdy973 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Do Krakowa po pracy
Rajdzik błyskawiczny, z serii "po pracy". Przejazd testowy planowanej trasy rajdu rowerowego. Piękna pogoda, choć wyruszyłem dopiero po 13., zdążyłem na pociąg o 20. z Krakowa. Jechałem sporo przez "katowicką puszczę", więc jest to niezły rezultat.
Wrażenia:
Kilka odcinków z tłuczniem do Lędzin (horrorek - "poprawiali" gruntówki), miejscami błoto. Nieprawdopodobne korki w okolicach Chełmka (przejazd przez wiadukty, droga na Oświęcim). Przed Ściejowicami banda 30-tu lasek na kolarkach (wtf?). W Krakowie na rynku już dość tłumnie, ale w pociągu duży luz. Kilka odcinków WTR kiepskich i mocno wydłużających trasę - zostaną wyeliminowane na właściwym rajdzie z młodzieżą (by dali rasę dojechać).
Ogólnie przyjemna wycieczka, w przeciwieństwie do weekendu, który poprzedzała (burze, grad, oberwania chmur).
Początki na WTR
W katowskiej puszczy
Na wałach wiślanych
Rejon Kamienia i Czernichowa
Widok na Tyniec w Piekarach
Cel osiągnięty.
Trasa:
(doliczyć trzeba powrót ze Szczakowej na Podłęże)
Rajdzik błyskawiczny, z serii "po pracy". Przejazd testowy planowanej trasy rajdu rowerowego. Piękna pogoda, choć wyruszyłem dopiero po 13., zdążyłem na pociąg o 20. z Krakowa. Jechałem sporo przez "katowicką puszczę", więc jest to niezły rezultat.
Wrażenia:
Kilka odcinków z tłuczniem do Lędzin (horrorek - "poprawiali" gruntówki), miejscami błoto. Nieprawdopodobne korki w okolicach Chełmka (przejazd przez wiadukty, droga na Oświęcim). Przed Ściejowicami banda 30-tu lasek na kolarkach (wtf?). W Krakowie na rynku już dość tłumnie, ale w pociągu duży luz. Kilka odcinków WTR kiepskich i mocno wydłużających trasę - zostaną wyeliminowane na właściwym rajdzie z młodzieżą (by dali rasę dojechać).
Ogólnie przyjemna wycieczka, w przeciwieństwie do weekendu, który poprzedzała (burze, grad, oberwania chmur).
Początki na WTR
W katowskiej puszczy
Na wałach wiślanych
Rejon Kamienia i Czernichowa
Widok na Tyniec w Piekarach
Cel osiągnięty.
Trasa:
(doliczyć trzeba powrót ze Szczakowej na Podłęże)
Dystans12.19 km Czas00:36 Vśrednia20.32 km/h Podjazdy 91 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans30.92 km Podjazdy260 m
SprzętMerida Drakar
Lasy Panewnickie
Rowerowa asysta w marszu kondycyjnym. Dojazd i powrót z trasy także na rowerze. Kilka odcinków pieszo (by wspomóc uczestników).
Hugoberg od pd.
W Parku Kościuszki
Trasa: Chorzów - Św. Zgoda - Kochłowice - Lasy Panewnickie - Park Kościuszki - Chorzów
Rowerowa asysta w marszu kondycyjnym. Dojazd i powrót z trasy także na rowerze. Kilka odcinków pieszo (by wspomóc uczestników).
Hugoberg od pd.
W Parku Kościuszki
Trasa: Chorzów - Św. Zgoda - Kochłowice - Lasy Panewnickie - Park Kościuszki - Chorzów
Dystans20.34 km Czas00:57 Vśrednia21.41 km/h Podjazdy194 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans12.13 km Czas00:36 Vśrednia20.22 km/h Podjazdy 91 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans46.76 km Czas02:12 Vśrednia21.25 km/h Podjazdy378 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Grodziec i Wojkowice
Bez podjazdu na GSD. Spokojna pętla po szalonej ucieczce przed burzami dzień wcześniej.
Trasa: Chorzów - Wojkowice - Grodziec - Rogoźnik - Chorzów
Bez podjazdu na GSD. Spokojna pętla po szalonej ucieczce przed burzami dzień wcześniej.
Trasa: Chorzów - Wojkowice - Grodziec - Rogoźnik - Chorzów
Dystans238.71 km Czas10:35 Vśrednia22.56 km/h VMAX45.51 km/h Podjazdy1347 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Z Paczkowa do Chorzowa
Prognozy wyglądały fatalnie, ale zanim odkleiłem się od monitora pojawił mi się w moim oku ten błysk szaleństwa, który sprawia że zjeżdżam zawsze na manowce. Odkryłem, że najspokojniej ma być przy zakazanej granicy z Czechami. Odkryłem też, że z Gliwic da się dostać (z 1 przesiadką) do Kłodzka. Potem odkryłem ile czasu musiałbym spędzić w pociągu... Ten łańcuch odkryć sprawił, że ostatecznie wylądowałem - dzień później - przed 9 rano w Paczkowie.
O 4:04 ruszałem spod domu by dojechać na dworzec w Gliwicach i kupić bilet. Byłem na dworcu o 4:59. To moje najszybsze dojazdowe 25 km w życiu. Drogi były całkowicie puste, dopiero w samych Gliwicach zobaczyłem ślady życia. Pociąg ruszał o 5:32, do Paczkowa miałem dotrzeć o 8:42; w przypływie entuzjazmu nie zapomniałem zabrać ze sobą Niemców Kruczkowskiego. To była jedna z tych nielicznych lektur uzupełniających, których nie czytałem w czasach szkolnych. Lektura skończyła mi się przed Łambinowicami, pomimo przeczytania wstępu i wszystkich didaskaliów :) Na polską kolej najlepsza jest Wojna i pokój, tylko po co wozić potem te kilogramy w sakwie?
Gdy dotarłem na rynek w Paczkowie szybko odkryłem, że mój optymizm pogodowy był mocno przesadzony. Padało, mżyło, kropiło itp. aż do Głubczyc. Z tego powodu skróciłem nieco trasę i nie zawitałem do wsi Koperniki, znowu! Wjechałem jednak do Czech i nikt nie mnie nie złapał, nie było nawet tablicy informującej o granicy państwa, która była moim celem (a nie nielegalne przekroczenie granicy!). W Głubczycach naoglądałem się trochę patologii, no i po raz czwarty dotarłem tu na rowerze, choć dopiero drugi raz eksplorowałem turystycznie miasto. Po raz trzeci dojechałem też do Pokrzywnej i po raz enty do Prudnika. Z tej okazji wyszło nawet - wreszcie! - słońce i uwierzyłem, że skończyło się dla mnie zagrożenie deszczem. O prognozy, o mores! Okazało się to nieprawdą i od Koźla walczyłem nie tyle by nie zmoknąć, co by mnie nie trafiła jedna z chmurek niosących pokaźny bagaż deszczu i spuszczających go - niczym bombowce - na okolicę. Dopadło mnie w Landzmierzu, w nagrodę dostałem intensywną tęczę, widoczną dobrze z mojego przystanku ocalenia.
Odtąd aż do końca trasy uciekałem. Wpierw przed chmurkami - śminguskami, próbującymi trafić mnie prysznicem, następnie przed chmurami burzowymi, błyskami i grzmotami. Emocjonująca zabawa zamieniła się od Knurowa w walkę o zdrowie i życie. Walkę wygrałem, nie wjechałem w żadną lokalną burzę, ale tempo miałem olimpijskie i o mało nie kontuzjowałem lewej nogi. Co jakiś czas przejeżdżałem przez zalane wioski, kałużojeziora na drodze i podziwiałem ślady żywiołu, który zdołałem ominąć, tzn. który mnie wyprzedził. Deszcz dorwał mnie jeszcze tylko raz - w Rudach, schroniłem się przy nowym sraczyku z obszernym dachem.
Nie pierwszy raz prognozy okazały się z d. wzięte. Od 14:00 do końca trasy towarzyszyć miał mi błogi spokój, tymczasem od 16. do mety uciekałem przed granatowymi chmurami, błyskami i grzmotami.
Co widziałem nowego? Zgrabne pałacyki w Ujeźdzcu i Piotrowicach Nyskich, kościół i płyty nagrobne w Burgrabicach. Niby niewiele, mała rzecz, a cieszy.
Widok na deszczowe Sudety
Nad Głuchołazami
Rynek w Neustadt/Prudniku
Oberglogau/Głogówek widziany z Mochowa
Tęcza pod (nad?) Landsmierzem/Landzmierzem
Więcej zdjęć w galerii:
Galeria z rajdu
Trasa (doliczyć trzeba 25 km na dworzec w Gliwicach):
Prognozy wyglądały fatalnie, ale zanim odkleiłem się od monitora pojawił mi się w moim oku ten błysk szaleństwa, który sprawia że zjeżdżam zawsze na manowce. Odkryłem, że najspokojniej ma być przy zakazanej granicy z Czechami. Odkryłem też, że z Gliwic da się dostać (z 1 przesiadką) do Kłodzka. Potem odkryłem ile czasu musiałbym spędzić w pociągu... Ten łańcuch odkryć sprawił, że ostatecznie wylądowałem - dzień później - przed 9 rano w Paczkowie.
O 4:04 ruszałem spod domu by dojechać na dworzec w Gliwicach i kupić bilet. Byłem na dworcu o 4:59. To moje najszybsze dojazdowe 25 km w życiu. Drogi były całkowicie puste, dopiero w samych Gliwicach zobaczyłem ślady życia. Pociąg ruszał o 5:32, do Paczkowa miałem dotrzeć o 8:42; w przypływie entuzjazmu nie zapomniałem zabrać ze sobą Niemców Kruczkowskiego. To była jedna z tych nielicznych lektur uzupełniających, których nie czytałem w czasach szkolnych. Lektura skończyła mi się przed Łambinowicami, pomimo przeczytania wstępu i wszystkich didaskaliów :) Na polską kolej najlepsza jest Wojna i pokój, tylko po co wozić potem te kilogramy w sakwie?
Gdy dotarłem na rynek w Paczkowie szybko odkryłem, że mój optymizm pogodowy był mocno przesadzony. Padało, mżyło, kropiło itp. aż do Głubczyc. Z tego powodu skróciłem nieco trasę i nie zawitałem do wsi Koperniki, znowu! Wjechałem jednak do Czech i nikt nie mnie nie złapał, nie było nawet tablicy informującej o granicy państwa, która była moim celem (a nie nielegalne przekroczenie granicy!). W Głubczycach naoglądałem się trochę patologii, no i po raz czwarty dotarłem tu na rowerze, choć dopiero drugi raz eksplorowałem turystycznie miasto. Po raz trzeci dojechałem też do Pokrzywnej i po raz enty do Prudnika. Z tej okazji wyszło nawet - wreszcie! - słońce i uwierzyłem, że skończyło się dla mnie zagrożenie deszczem. O prognozy, o mores! Okazało się to nieprawdą i od Koźla walczyłem nie tyle by nie zmoknąć, co by mnie nie trafiła jedna z chmurek niosących pokaźny bagaż deszczu i spuszczających go - niczym bombowce - na okolicę. Dopadło mnie w Landzmierzu, w nagrodę dostałem intensywną tęczę, widoczną dobrze z mojego przystanku ocalenia.
Odtąd aż do końca trasy uciekałem. Wpierw przed chmurkami - śminguskami, próbującymi trafić mnie prysznicem, następnie przed chmurami burzowymi, błyskami i grzmotami. Emocjonująca zabawa zamieniła się od Knurowa w walkę o zdrowie i życie. Walkę wygrałem, nie wjechałem w żadną lokalną burzę, ale tempo miałem olimpijskie i o mało nie kontuzjowałem lewej nogi. Co jakiś czas przejeżdżałem przez zalane wioski, kałużojeziora na drodze i podziwiałem ślady żywiołu, który zdołałem ominąć, tzn. który mnie wyprzedził. Deszcz dorwał mnie jeszcze tylko raz - w Rudach, schroniłem się przy nowym sraczyku z obszernym dachem.
Nie pierwszy raz prognozy okazały się z d. wzięte. Od 14:00 do końca trasy towarzyszyć miał mi błogi spokój, tymczasem od 16. do mety uciekałem przed granatowymi chmurami, błyskami i grzmotami.
Co widziałem nowego? Zgrabne pałacyki w Ujeźdzcu i Piotrowicach Nyskich, kościół i płyty nagrobne w Burgrabicach. Niby niewiele, mała rzecz, a cieszy.
Widok na deszczowe Sudety
Nad Głuchołazami
Rynek w Neustadt/Prudniku
Oberglogau/Głogówek widziany z Mochowa
Tęcza pod (nad?) Landsmierzem/Landzmierzem
Więcej zdjęć w galerii:
Galeria z rajdu
Trasa (doliczyć trzeba 25 km na dworzec w Gliwicach):