Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2021
Dystans całkowity: | 2051.84 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 90:20 |
Średnia prędkość: | 22.09 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.45 km/h |
Suma podjazdów: | 14851 m |
Liczba aktywności: | 27 |
Średnio na aktywność: | 75.99 km i 3h 36m |
Więcej statystyk |
Dystans329.77 km Czas15:48 Vśrednia20.87 km/h VMAX52.01 km/h Podjazdy1684 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wzdłuż Liswarty i Warty dookoła Częstochowy
Majówka z prawdziwego zdarzenia, czyli typowa dla drugiego weekendu maja. Zobaczyłem pierwszy raz w tym roku dudki, srokosza, a nawet żurawie. Krajobraz tętnił świeżą zielenią, szczególnie brzozy. Spotkałem też ponownie nad Liswartą cysternę na mleko z OSM Włoszczowa. Rano przekrzykiwały się chorzowskie kosy i słowiki, później nasłuchałem się miłych dla uszu szczebiotów dymówek. To pieśń wakacji, w dzieciństwie pierwszy raz słyszałem je zawsze dopiero w wakacje.
Tym razem objazd Częstochowy był zaplanowany, postanowiłem jechać wersją jak najbardziej oryginalną i ciekawą, czyli wzdłuż Liswarty i Warty. Ruszyłem przez Piekary Śl.na Boronów, do źródeł Liswarty. Stamtąd aż do ujścia jechałem wzdłuż Liswarty. Samo ujście bardzo mi się zresztą podobało, podobnie jak plaża nad Wartą we wsi Wąsosz. Mniej mi się podobały nawierzchnie gdy jechałem wzdłuż Warty. Często był to szuter przetykany piachem i pełny kraterów. Na trasach rowerowych roiło się od cyklistów, całe Radomsko tutaj ruszyło. Przejazd przez Radomsko był nadzwyczaj przyjemny (wjazd od strony Łęgu i Szczepocic). Z Radomska aż po Lelów musiałem zmagać się znów w tym roku z silnym wiatrem. Wpierw był on boczny, ale od Kobieli Wielkich zrobił się przeciwny, taki prosto w twarz, tłumiący radość z jazdy. Dobrze chociaż, że drogi były pustawe.
Po uzupełnieniu zapasów w Koniecpolu (bandy znudzonej młodzieży), ruszyłem na Lelów i Kroczyce. Przed Kroczycami dopadł mnie zmierzch. Podjazd na Mokrus jechałem więc pierwszy raz w ciemności, wrażenie robiły te powyrzucane w tutejszym lesie worki ze śmieciami, taki stary małopolski zwyczaj... Dalej jechałem tradycyjnie: przez Ogro i Pogorie do domu. Nie sprawdziło się powiedzenie, że do trzech razy sztuka. Czwarty objazd Częstochowy okazał się najciekawszy krajoznawczo.
Ujście Liswarty
Źródła Liswarty
Majowy Danków
Nad Liswartą, za Krzepicami
Radomsko. Przyjazny mieszkańcom rynek.
Zdjęcia w galerii są nie po kolei (padł mi bowiem zegar w aparacie i nie potrafiłem go ustawić):
Galeria rajdu
Trasa:
Majówka z prawdziwego zdarzenia, czyli typowa dla drugiego weekendu maja. Zobaczyłem pierwszy raz w tym roku dudki, srokosza, a nawet żurawie. Krajobraz tętnił świeżą zielenią, szczególnie brzozy. Spotkałem też ponownie nad Liswartą cysternę na mleko z OSM Włoszczowa. Rano przekrzykiwały się chorzowskie kosy i słowiki, później nasłuchałem się miłych dla uszu szczebiotów dymówek. To pieśń wakacji, w dzieciństwie pierwszy raz słyszałem je zawsze dopiero w wakacje.
Tym razem objazd Częstochowy był zaplanowany, postanowiłem jechać wersją jak najbardziej oryginalną i ciekawą, czyli wzdłuż Liswarty i Warty. Ruszyłem przez Piekary Śl.na Boronów, do źródeł Liswarty. Stamtąd aż do ujścia jechałem wzdłuż Liswarty. Samo ujście bardzo mi się zresztą podobało, podobnie jak plaża nad Wartą we wsi Wąsosz. Mniej mi się podobały nawierzchnie gdy jechałem wzdłuż Warty. Często był to szuter przetykany piachem i pełny kraterów. Na trasach rowerowych roiło się od cyklistów, całe Radomsko tutaj ruszyło. Przejazd przez Radomsko był nadzwyczaj przyjemny (wjazd od strony Łęgu i Szczepocic). Z Radomska aż po Lelów musiałem zmagać się znów w tym roku z silnym wiatrem. Wpierw był on boczny, ale od Kobieli Wielkich zrobił się przeciwny, taki prosto w twarz, tłumiący radość z jazdy. Dobrze chociaż, że drogi były pustawe.
Po uzupełnieniu zapasów w Koniecpolu (bandy znudzonej młodzieży), ruszyłem na Lelów i Kroczyce. Przed Kroczycami dopadł mnie zmierzch. Podjazd na Mokrus jechałem więc pierwszy raz w ciemności, wrażenie robiły te powyrzucane w tutejszym lesie worki ze śmieciami, taki stary małopolski zwyczaj... Dalej jechałem tradycyjnie: przez Ogro i Pogorie do domu. Nie sprawdziło się powiedzenie, że do trzech razy sztuka. Czwarty objazd Częstochowy okazał się najciekawszy krajoznawczo.
Ujście Liswarty
Źródła Liswarty
Majowy Danków
Nad Liswartą, za Krzepicami
Radomsko. Przyjazny mieszkańcom rynek.
Zdjęcia w galerii są nie po kolei (padł mi bowiem zegar w aparacie i nie potrafiłem go ustawić):
Galeria rajdu
Trasa:
Dystans67.45 km Czas03:12 Vśrednia21.08 km/h VMAX50.79 km/h Podjazdy657 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Płaskowyż Twardowicki 16/2021
Bolały mnie mocno plecy. Na krzyż najlepszy jest ponoć ruch - postanowiłem to sprawdzić. Szczerze pisząc w pewnym momencie było ciężko, każda nierówność drogi budziła mój bolesny niepokój. Wiał stabilny wiatr na wschód, ale mimo to postanowiłem wystawić się na jego silniejsze podmuchy na Płaskowyżu. Tarniny już w wielu miejscach dogasające, gruntówki suche, wszędzie majowa soczysta zieleń. Do domu wróciłem tylko trochę mniej obolały niż wyjeżdżałem i postanowiłem sprawdzić wszystkie ratunkowe pociągi na trasie planowanego rajdu niedzielnego. Nie wierzyłem, że nie będę musiał wycofać się wcześniej z bólu. Plus tych boleści był taki, że nie żałowałem "zmarnowanego dnia", bo dłuższy wypad mógłby mnie wpędzić w poważne kłopoty. Trasa testowo-rozruchowa była w tej sytuacji ideałem.
Na Równej Górze
Historia mija Cię co dzień...
Trasa: Chorzów - Góra Siewierska - Toporowice - Twardowice - Sączów - Chorzów
Bolały mnie mocno plecy. Na krzyż najlepszy jest ponoć ruch - postanowiłem to sprawdzić. Szczerze pisząc w pewnym momencie było ciężko, każda nierówność drogi budziła mój bolesny niepokój. Wiał stabilny wiatr na wschód, ale mimo to postanowiłem wystawić się na jego silniejsze podmuchy na Płaskowyżu. Tarniny już w wielu miejscach dogasające, gruntówki suche, wszędzie majowa soczysta zieleń. Do domu wróciłem tylko trochę mniej obolały niż wyjeżdżałem i postanowiłem sprawdzić wszystkie ratunkowe pociągi na trasie planowanego rajdu niedzielnego. Nie wierzyłem, że nie będę musiał wycofać się wcześniej z bólu. Plus tych boleści był taki, że nie żałowałem "zmarnowanego dnia", bo dłuższy wypad mógłby mnie wpędzić w poważne kłopoty. Trasa testowo-rozruchowa była w tej sytuacji ideałem.
Na Równej Górze
Historia mija Cię co dzień...
Trasa: Chorzów - Góra Siewierska - Toporowice - Twardowice - Sączów - Chorzów
Dystans37.69 km Czas01:39 Vśrednia22.84 km/h Podjazdy304 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Praca + Bobrowniki
Tym razem udało się zrealizować trening po pracy. Po powrocie zaczął mnie boleć kręgosłup (okolice krzyża).
Tym razem udało się zrealizować trening po pracy. Po powrocie zaczął mnie boleć kręgosłup (okolice krzyża).
Dystans14.60 km Czas00:40 Vśrednia21.90 km/h Podjazdy127 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Praca + sklepy
O dziwo zdążyłem przed deszczem.
O dziwo zdążyłem przed deszczem.
Dystans56.35 km Czas02:41 Vśrednia21.00 km/h Podjazdy486 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Praca + Park Śląski + Maciejkowice
Szybko byłem wolny, ale nie mogłem być zbyt szybki. Pełniłem zaszczytną funkcję rezerwy dla rezerwy składu nadzorującego matury a to oznaczało, że szybko mogłem się ewakuować. Niestety, nie mogłem zbytnio poszaleć bo nazajutrz czekało mnie przewodnictwo takiej komisji, w dodatku na matmie. Postanowiłem więc zrobić rundki po parku, dopóki nie zalały go tłumy spacerowiczów.
Po wykonaniu planu wybrałem się na Bobrowniki by dopełnić trening, ale przegrałem zmagania z silnym wiatrem i przez Dąbrówkę i Brzeziny wróciłem z powrotem do parku. Pojawienie się ludzi wykorzystałem na zmianę profilu: na ornitologiczny. Pod tym względem było dość ubogo, wręcz przygnębiająco jak na porę roku. Grzywacze, śpiewaki, rudziki, kosy, trochę kapturek, pierwiosnków i piecuszków, ale nie natknąłem się na żadne gniazdo na etapie znoszenia jaj. Nawet kosów było dość mało. Permanentny remont połowy parku wypłoszył ptaki na dobre. Konwalie zaś były na etapie nieśmiałego wyrastania spod ściółki.
Piękna pogoda wczesną porą i w parku jeszcze pustawo
Jeszcze wcześniej baraszkowałem po gąszczach i takie oto śliczne gniazdo zięby znalazłem...
Eksploracje parkowego interioru raczej przygnębiające były...
Szybko byłem wolny, ale nie mogłem być zbyt szybki. Pełniłem zaszczytną funkcję rezerwy dla rezerwy składu nadzorującego matury a to oznaczało, że szybko mogłem się ewakuować. Niestety, nie mogłem zbytnio poszaleć bo nazajutrz czekało mnie przewodnictwo takiej komisji, w dodatku na matmie. Postanowiłem więc zrobić rundki po parku, dopóki nie zalały go tłumy spacerowiczów.
Po wykonaniu planu wybrałem się na Bobrowniki by dopełnić trening, ale przegrałem zmagania z silnym wiatrem i przez Dąbrówkę i Brzeziny wróciłem z powrotem do parku. Pojawienie się ludzi wykorzystałem na zmianę profilu: na ornitologiczny. Pod tym względem było dość ubogo, wręcz przygnębiająco jak na porę roku. Grzywacze, śpiewaki, rudziki, kosy, trochę kapturek, pierwiosnków i piecuszków, ale nie natknąłem się na żadne gniazdo na etapie znoszenia jaj. Nawet kosów było dość mało. Permanentny remont połowy parku wypłoszył ptaki na dobre. Konwalie zaś były na etapie nieśmiałego wyrastania spod ściółki.
Piękna pogoda wczesną porą i w parku jeszcze pustawo
Jeszcze wcześniej baraszkowałem po gąszczach i takie oto śliczne gniazdo zięby znalazłem...
Eksploracje parkowego interioru raczej przygnębiające były...
Dystans133.19 km Czas06:07 Vśrednia21.77 km/h VMAX45.69 km/h Podjazdy969 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Ziemia Raciborska, czyli przebłyski majówki
Chciałem sprytnie wsiąść w pociąg w Batorym, przesiąść się w Wodzisławiu (miało padać nad ranem w okolicach Katowic) i tam wykorzystać lżejszy wiatr na wschód by dotrzeć na zachód - do Raciborza. Wpierw nie przyjechał pociąg (obecny wirtualnie na rozkładzie, ale nie realnie i nie na rozkładzie papierowym) z Batorego na Katowice, potem kierownik czepiał się, że wsiadłem w Kato bez biletu. Po krótkim spięciu dogadaliśmy się jednak.
W Wodziu drogi były mokre, ale świeciło słoneczko; w dodatku wiatr był istotnie zwyczajny (4-5 m/s), musiałem zdążyć do Raciborza na 10, zanim wiatr przeciwny zmieni się w przeciwny tajfun. Nad Odrą mnie oczywiście wyziębiło, ale miałem zimowy zestaw czapkowo-rękawiczkowy. W Krzyżanowicach dostałem się pod pałac, kończyło się jakieś nabożeństwo, bo ruszała fala dziadków i babć na rowerach i otwarli bramę... Pierwszy raz eksplorowałem Bolesław. Odkryłem nie tylko tutejszy Ruch o ładnej bazie sportowej, ale też owe piękne XVIII-wieczne spichrze dla których podjąłem eksplorację. Prawdziwą perłą była jednak kaplica i ogród pszczelarzy (Działka Pszczelarzy im. J. Dzierżona) między Owsiszczem a Tworkowem. Śpiewały tu słowiki, zieleniły się lipy, bieliły tarniny, były stoły, ławy i wiaty. Imprezy pszczelarzy chyba różnią się od imprez myśliwych...
Walkę z wiatrem skończyłem w Samborowicach, stał się już nieznośny i ciągle rósł w siłę. Z Raciborza ruszyłem więc na Rudy. Po drodze skropił mnie deszcz (przerwał biwak na łące!) i widziałem rowerzystę dziwnie podobnego do Marka Migalskiego. Przez ten kask nie miałem i nie mam pewności, ale okolica się zgadzała. Był w towarzystwie, więc rękoczyny odpadały :P
W Rudach niemożebne tłumy. Do tego momentu, także w Raciborzu, towarzyszyła mi błoga pustka i cisza. Wszyscy byli po prostu w Rudach. Nie żartuję. Uciekałem tak szybko, że średnia skoczyła mi do 30 km/h. Swój drobny wkład miał w tym też ten korzystny huraganowy wiatr. Przy zamku w Chudowie było o dziwo dość spokojnie. Po doświadczeniach rudzkich oczekiwałem problemów w rozgarnianiu tłumów, ale mimo godziny obiadowej (ok.13) tłumów nie było. Do domciu wróciłem w sam raz na obiad.
Poranny rynek w Wodzisławiu. Od tego roku są już dwa miasta Wodzisław w Polsce i - o ironio - częściej bywam w tym dalszym, świętokrzyskim Wodzisławiu.
Pleszka z Działki Pszczelarzy. W wierzbie znad stawiku uwiły gniazdo pleszki. To moja pierwsza fotografia pleszki ;)
Największy grab w Polsce - Jankowice Rudzkie.
Więcej w galerii zdjęć
Trasa:
Chciałem sprytnie wsiąść w pociąg w Batorym, przesiąść się w Wodzisławiu (miało padać nad ranem w okolicach Katowic) i tam wykorzystać lżejszy wiatr na wschód by dotrzeć na zachód - do Raciborza. Wpierw nie przyjechał pociąg (obecny wirtualnie na rozkładzie, ale nie realnie i nie na rozkładzie papierowym) z Batorego na Katowice, potem kierownik czepiał się, że wsiadłem w Kato bez biletu. Po krótkim spięciu dogadaliśmy się jednak.
W Wodziu drogi były mokre, ale świeciło słoneczko; w dodatku wiatr był istotnie zwyczajny (4-5 m/s), musiałem zdążyć do Raciborza na 10, zanim wiatr przeciwny zmieni się w przeciwny tajfun. Nad Odrą mnie oczywiście wyziębiło, ale miałem zimowy zestaw czapkowo-rękawiczkowy. W Krzyżanowicach dostałem się pod pałac, kończyło się jakieś nabożeństwo, bo ruszała fala dziadków i babć na rowerach i otwarli bramę... Pierwszy raz eksplorowałem Bolesław. Odkryłem nie tylko tutejszy Ruch o ładnej bazie sportowej, ale też owe piękne XVIII-wieczne spichrze dla których podjąłem eksplorację. Prawdziwą perłą była jednak kaplica i ogród pszczelarzy (Działka Pszczelarzy im. J. Dzierżona) między Owsiszczem a Tworkowem. Śpiewały tu słowiki, zieleniły się lipy, bieliły tarniny, były stoły, ławy i wiaty. Imprezy pszczelarzy chyba różnią się od imprez myśliwych...
Walkę z wiatrem skończyłem w Samborowicach, stał się już nieznośny i ciągle rósł w siłę. Z Raciborza ruszyłem więc na Rudy. Po drodze skropił mnie deszcz (przerwał biwak na łące!) i widziałem rowerzystę dziwnie podobnego do Marka Migalskiego. Przez ten kask nie miałem i nie mam pewności, ale okolica się zgadzała. Był w towarzystwie, więc rękoczyny odpadały :P
W Rudach niemożebne tłumy. Do tego momentu, także w Raciborzu, towarzyszyła mi błoga pustka i cisza. Wszyscy byli po prostu w Rudach. Nie żartuję. Uciekałem tak szybko, że średnia skoczyła mi do 30 km/h. Swój drobny wkład miał w tym też ten korzystny huraganowy wiatr. Przy zamku w Chudowie było o dziwo dość spokojnie. Po doświadczeniach rudzkich oczekiwałem problemów w rozgarnianiu tłumów, ale mimo godziny obiadowej (ok.13) tłumów nie było. Do domciu wróciłem w sam raz na obiad.
Poranny rynek w Wodzisławiu. Od tego roku są już dwa miasta Wodzisław w Polsce i - o ironio - częściej bywam w tym dalszym, świętokrzyskim Wodzisławiu.
Pleszka z Działki Pszczelarzy. W wierzbie znad stawiku uwiły gniazdo pleszki. To moja pierwsza fotografia pleszki ;)
Największy grab w Polsce - Jankowice Rudzkie.
Więcej w galerii zdjęć
Trasa:
Dystans80.09 km Czas03:44 Vśrednia21.45 km/h VMAX50.35 km/h Podjazdy668 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jaworzno - Płaskowyż - Chorzów
Z powodu zapowiadanego załamania pogody 2 maja uciekałem z Jaworzna do Chorzowa. Towarzyszył mi słaby wiatr, dość ciepło, ale bardzo pochmurno. Festiwal jaskółczy nad zbiornikiem Kuźnica Warężyńska. Tysiące ptaków szybujących nad taflą wody i nad głowami. Na samym płaskowyżu z kolei festiwal kwitnących tarnin, śliw i jabłoni. Szkoda, że zabrakło choćby odrobiny słońca. Mogło być magicznie, ale barwy i zapachy były przytłumione aurą.
Cuda Płaskowyżu
Stare Przeczyce
Zapora Przeczyce - na murawie szalały kwiczoły.
Apogeum kwitnienia śliw w Mierzęcicach
W Sadowiu podobnie - tarniny i mirabelki mocno walczące o atencję
Trasa:
Z powodu zapowiadanego załamania pogody 2 maja uciekałem z Jaworzna do Chorzowa. Towarzyszył mi słaby wiatr, dość ciepło, ale bardzo pochmurno. Festiwal jaskółczy nad zbiornikiem Kuźnica Warężyńska. Tysiące ptaków szybujących nad taflą wody i nad głowami. Na samym płaskowyżu z kolei festiwal kwitnących tarnin, śliw i jabłoni. Szkoda, że zabrakło choćby odrobiny słońca. Mogło być magicznie, ale barwy i zapachy były przytłumione aurą.
Cuda Płaskowyżu
Stare Przeczyce
Zapora Przeczyce - na murawie szalały kwiczoły.
Apogeum kwitnienia śliw w Mierzęcicach
W Sadowiu podobnie - tarniny i mirabelki mocno walczące o atencję
Trasa: