Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2020
Dystans całkowity: | 2019.95 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 95:06 |
Średnia prędkość: | 21.24 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.04 km/h |
Suma podjazdów: | 14475 m |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 118.82 km i 5h 35m |
Więcej statystyk |
Dystans44.53 km Czas02:11 Vśrednia20.40 km/h Podjazdy251 m
SprzętMerida Drakar
Twierdza BŚ oraz leśne szwędanie
Zakończenie miesiąca po traumatycznym kwietniu. Była cudowna pogoda, rekordy słoneczności - były trzy tygodnie więzienia. Zaczęli luzować łańcuch - siadła pogoda :(
Maj był w typie "chmurny, durny, zimny, wietrzny, z kwietniem sprzeczny". Udało mi się z mozołem przebić najazdem marzec a nawet nie zaliczyć najgorszego maja od 2013 (bo kwiecień taki był). Jupi! Co za sukces! Nie było ani jednego ładnego weekendu... Na szczęście YT umożliwił mi pracę zdalną w systemie znanym z wolnych zawodów. W czerwcu już nie będzie tak różowo... Matury, konsultacje, szkolenia, konferencje, przepytywania online.
Musiałem zahaczyć o Bibliotekę Śląską bo upływał termin zwrotów. Tamże regularnie rozstawieni bibliotekarze-kapo w maseczkach, nakaz dezynfekcji, linie sortowania czytelników lepiej zaznaczone niż przed kasami w marketach. Oznaczone nawet miejsca umieszczania stóp! Barierki, taśmy... Kolejka czytelników aż do skweru, odstępy co do centymetra na 2 metry. Jeśli nie czujecie się bezpiecznie - idźcie do BŚ!
Ponieważ zaczęło się przejaśniać wracałem przez Trzy Stawy, dolinę Ślepiotki, Starganiec i Radoszowy.
"Chcę oglądać Twoje nogi, chcę byś założyła mini" - w kolejce do 2 czynnych okienek stało ~40 osób
Zakończenie miesiąca po traumatycznym kwietniu. Była cudowna pogoda, rekordy słoneczności - były trzy tygodnie więzienia. Zaczęli luzować łańcuch - siadła pogoda :(
Maj był w typie "chmurny, durny, zimny, wietrzny, z kwietniem sprzeczny". Udało mi się z mozołem przebić najazdem marzec a nawet nie zaliczyć najgorszego maja od 2013 (bo kwiecień taki był). Jupi! Co za sukces! Nie było ani jednego ładnego weekendu... Na szczęście YT umożliwił mi pracę zdalną w systemie znanym z wolnych zawodów. W czerwcu już nie będzie tak różowo... Matury, konsultacje, szkolenia, konferencje, przepytywania online.
Musiałem zahaczyć o Bibliotekę Śląską bo upływał termin zwrotów. Tamże regularnie rozstawieni bibliotekarze-kapo w maseczkach, nakaz dezynfekcji, linie sortowania czytelników lepiej zaznaczone niż przed kasami w marketach. Oznaczone nawet miejsca umieszczania stóp! Barierki, taśmy... Kolejka czytelników aż do skweru, odstępy co do centymetra na 2 metry. Jeśli nie czujecie się bezpiecznie - idźcie do BŚ!
Ponieważ zaczęło się przejaśniać wracałem przez Trzy Stawy, dolinę Ślepiotki, Starganiec i Radoszowy.
"Chcę oglądać Twoje nogi, chcę byś założyła mini" - w kolejce do 2 czynnych okienek stało ~40 osób
Dystans20.37 km Czas00:58 Vśrednia21.07 km/h Podjazdy173 m
SprzętMerida Drakar
Praca + Park Śląski
Udało mi się zdąrzyć przed deszczem, nawet rundka po parku była i zaliczenie paczkomatu.
Udało mi się zdąrzyć przed deszczem, nawet rundka po parku była i zaliczenie paczkomatu.
Dystans229.68 km Czas10:06 Vśrednia22.74 km/h VMAX45.95 km/h Podjazdy1070 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Gorzów Śląski
Rano otrzeźwił mnie bolesny start. Ekspander wplątał się z taką siłą w szprychy, że zdołałem go odkleszczyć dopiero w pociągu… Taki był efekt porannego pośpiechu i zbyt szybkiego sprintu na pociąg. Efekt jest tragiczny: uszczerbiona szprycha i zdecentrowane tyle koło. To samo koło, co bez żadnych odkształceń przejechało rok temu 5520 km z bagażem na jednej trasie... Pani konduktor była bardzo zgrabna, tylko po co był jej ten tatuaż na łydce?
Wysiadłem w Koszęcinie, a celem był dziewiczy odcinek Stasiowe-Zborowskie, bo odkryłem że biegnie tam wąski leśny asfalt. To był strzał w „10”. Do Zborowskiego wjechałem zresztą ulicą Niedźwiedzką a w lesie oko cieszyły raz po raz kwitnące żarnowce. Jeszcze wcześniej – w Lisowie – zachwyciły mnie podwieszone pod dachami bloków budki dla jerzyków. Zanim je zobaczyłem usłyszałem radosne gwizdy jerzyków. Wysokie już, kłoszące się żyto oraz liczne podlotki szpaków uświadomiły mi, że to zapewne ostatni taki wiosenny rajd. Przyrodniczo nadchodzi już wczesne lato, pociemniała świeża zieleń a młode ciekawskie sroczki zaglądają mi rano do mieszkania, zapuszczając żurawie wprost z parapetu...
Gdy osiągnąłem Zborowskie zaczął mnie mocno hamować silny, jednostajny wiatr z północy. Pałac w Patoce był odnowiony, ale całkiem niedostępny. Z kolei pałac w Wędzinie był dostępny, ale przybrudzony. Cały czas jechałem historycznym skrajem Śląska co najlepiej uwidoczniło się Nowych Karmonkach i Biskuypskich Drogach. W Boroszowie zdenerował kolejny niespodziewany remont. Remonty są wszędzie, by zlokalizować te mniejsze trzeba by podróżować na gogle maps z przedziałką 1:20 000. Bo te małe rzokopy wyświetlają się tylko przy dużych powiększeniach. Droga z Boroszowic przez Kozłowice do Gorzowa okazała się zresztą bardzo przyjemna. Poprowadzono ją po skasowanej wąskotorówce i denerwowały tylko 2 rzeczy: silny przeciwny wiatr oraz barierki…
Gdy ruszyłem z Gorzowa na pd-wsch, do Sternalic, mój los się odmienił. Przestałem wytracać prędkość. Po raz pierwszy zawitałem nad Prosnę w tak wczesnym jej biegu. Jest tutaj uroczą rzeczułką wśród łąk. Poptem wystarczył mi 6 km odcinek na płn (do żytniowa) by odkryć, że wiatr ma potężne znaczenie… Gdy znów wróciłem do kierunku na pd-wsch i gdy zanikły atrakcje, to nudny odcinek Starokrzepice – Panki – Blachownia – Konopiska – Starcza jechałem jak burza. Potem nie spowolniły mnie nawet interwały woźnickie a dopiero ponownie przeciwny wiatr od Zendka. W domu byłem przed 19, czyli godzinę przed planem i dwie godziny przed zmierzchem. W czwartek czekały mnie jednak pracowite konsultacje i nie mogłem ryzykować.
Najpiękniejszy odcinek to ten wzdłuż Liswarty, zwiedzanie pałaców „podgorzowskich” oraz jazda w górę Prosny i jedyne spotkanie z kuropatwą na trasie. Potem było już nudnawo, tym bardziej że okolicami Krzepic, Panek, Konopisk jeżdżę często a kiedyś jeździłem wręcz zbyt często. Mam jednak usprawiedliwienie: drogi tam dobre i puste. Nudę końcówki uświęcał też cel: wyrabianie wytrzymałości, czyli jedynej cechy która w dobie Covida na pewno się przyda (bo z granicami i obostrzeniami może być jeszcze bardzo różnie).
W drodze do Radłowa. Nowe Karmonki
Kapitalna droga rowerowa Olesno-Gorzów
Galeria zdjęć
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32820652
Rano otrzeźwił mnie bolesny start. Ekspander wplątał się z taką siłą w szprychy, że zdołałem go odkleszczyć dopiero w pociągu… Taki był efekt porannego pośpiechu i zbyt szybkiego sprintu na pociąg. Efekt jest tragiczny: uszczerbiona szprycha i zdecentrowane tyle koło. To samo koło, co bez żadnych odkształceń przejechało rok temu 5520 km z bagażem na jednej trasie... Pani konduktor była bardzo zgrabna, tylko po co był jej ten tatuaż na łydce?
Wysiadłem w Koszęcinie, a celem był dziewiczy odcinek Stasiowe-Zborowskie, bo odkryłem że biegnie tam wąski leśny asfalt. To był strzał w „10”. Do Zborowskiego wjechałem zresztą ulicą Niedźwiedzką a w lesie oko cieszyły raz po raz kwitnące żarnowce. Jeszcze wcześniej – w Lisowie – zachwyciły mnie podwieszone pod dachami bloków budki dla jerzyków. Zanim je zobaczyłem usłyszałem radosne gwizdy jerzyków. Wysokie już, kłoszące się żyto oraz liczne podlotki szpaków uświadomiły mi, że to zapewne ostatni taki wiosenny rajd. Przyrodniczo nadchodzi już wczesne lato, pociemniała świeża zieleń a młode ciekawskie sroczki zaglądają mi rano do mieszkania, zapuszczając żurawie wprost z parapetu...
Gdy osiągnąłem Zborowskie zaczął mnie mocno hamować silny, jednostajny wiatr z północy. Pałac w Patoce był odnowiony, ale całkiem niedostępny. Z kolei pałac w Wędzinie był dostępny, ale przybrudzony. Cały czas jechałem historycznym skrajem Śląska co najlepiej uwidoczniło się Nowych Karmonkach i Biskuypskich Drogach. W Boroszowie zdenerował kolejny niespodziewany remont. Remonty są wszędzie, by zlokalizować te mniejsze trzeba by podróżować na gogle maps z przedziałką 1:20 000. Bo te małe rzokopy wyświetlają się tylko przy dużych powiększeniach. Droga z Boroszowic przez Kozłowice do Gorzowa okazała się zresztą bardzo przyjemna. Poprowadzono ją po skasowanej wąskotorówce i denerwowały tylko 2 rzeczy: silny przeciwny wiatr oraz barierki…
Gdy ruszyłem z Gorzowa na pd-wsch, do Sternalic, mój los się odmienił. Przestałem wytracać prędkość. Po raz pierwszy zawitałem nad Prosnę w tak wczesnym jej biegu. Jest tutaj uroczą rzeczułką wśród łąk. Poptem wystarczył mi 6 km odcinek na płn (do żytniowa) by odkryć, że wiatr ma potężne znaczenie… Gdy znów wróciłem do kierunku na pd-wsch i gdy zanikły atrakcje, to nudny odcinek Starokrzepice – Panki – Blachownia – Konopiska – Starcza jechałem jak burza. Potem nie spowolniły mnie nawet interwały woźnickie a dopiero ponownie przeciwny wiatr od Zendka. W domu byłem przed 19, czyli godzinę przed planem i dwie godziny przed zmierzchem. W czwartek czekały mnie jednak pracowite konsultacje i nie mogłem ryzykować.
Najpiękniejszy odcinek to ten wzdłuż Liswarty, zwiedzanie pałaców „podgorzowskich” oraz jazda w górę Prosny i jedyne spotkanie z kuropatwą na trasie. Potem było już nudnawo, tym bardziej że okolicami Krzepic, Panek, Konopisk jeżdżę często a kiedyś jeździłem wręcz zbyt często. Mam jednak usprawiedliwienie: drogi tam dobre i puste. Nudę końcówki uświęcał też cel: wyrabianie wytrzymałości, czyli jedynej cechy która w dobie Covida na pewno się przyda (bo z granicami i obostrzeniami może być jeszcze bardzo różnie).
W drodze do Radłowa. Nowe Karmonki
Kapitalna droga rowerowa Olesno-Gorzów
Galeria zdjęć
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32820652
Dystans11.92 km Czas00:32 Vśrednia22.35 km/h Podjazdy 84 m
SprzętKross Raven Meadow
Dystans105.01 km Czas05:12 Vśrednia20.19 km/h VMAX40.57 km/h Podjazdy618 m
SprzętMerida Drakar
Dookoła Miasteczka
Pogodowy rollercoaster. Było słońce, gradowe chmury, 2 x deszcz, a nawet – nomen omen – grad (poprawnie i ściśle rzecz ujmując: krupy śnieżne). Czarna seria trwa – w środę padł mi akumulator w aparacie. Dziś sprawdziłem akumulator, spakowałem Lumixa (licząc na jakieś ornitoprzerwy) i nad Chechłem odkryłem, że aparat nie ma karty. Została w laptopie…
W rejonie Świerklańca i Chechła-Nakła niemożebne tłumy na rowerach, w świerklanieckim parku dodatkowo dużo spacerowiczów. Ogólnie, nie „o take trase” marzyłem… Głownym celem było dotlenienie i odciążenie brody od maseczki i te cele udało się w pełni zrealizować :)
Chechło
W Lasach Lublinieckich
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32744613
Pogodowy rollercoaster. Było słońce, gradowe chmury, 2 x deszcz, a nawet – nomen omen – grad (poprawnie i ściśle rzecz ujmując: krupy śnieżne). Czarna seria trwa – w środę padł mi akumulator w aparacie. Dziś sprawdziłem akumulator, spakowałem Lumixa (licząc na jakieś ornitoprzerwy) i nad Chechłem odkryłem, że aparat nie ma karty. Została w laptopie…
W rejonie Świerklańca i Chechła-Nakła niemożebne tłumy na rowerach, w świerklanieckim parku dodatkowo dużo spacerowiczów. Ogólnie, nie „o take trase” marzyłem… Głownym celem było dotlenienie i odciążenie brody od maseczki i te cele udało się w pełni zrealizować :)
Chechło
W Lasach Lublinieckich
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32744613
Dystans319.62 km Czas14:45 Vśrednia21.67 km/h VMAX42.61 km/h Podjazdy1507 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dookoła Opola, czyli czas spadających mazurków
Tęskniłem za tym zapachem podkładów kolejowych. Nawet trochę za tą wonią zastanej uryny, która nieodłącznie towarzyszy stacji Chorzów Miasto. W pociągu było jednak gorąco, maszynista dysponował co prawda otaśmowaną strefą wydzieloną, ale maskę na twarzy miała tylko kierowniczka pociągu. Po 7 miesiącach bez kontaktu z pociągiem łaknąłem anegdot. Nie zawiodłem się: ponoć na linii do Lublińca jakaś 73-latka popełniła samobójstwo. Kolejarki zaskakiwał nie tyle wiek samobójczyni, co pomysł by kłaść się pod ruszający pociąg.
Droga 494 z Olesna do Bierdzan była wyjątkowo spokojna, choć na obszarze Olesna obowiązuje ścieżka rowerowa… W Laskowitz i Budkowitz oraz w Friedrichsthal typowo śląskie klimaty. Niepokojąca czystość podwórzy, pozamiatane chodniki i wszyscy w maseczkach. Przezwać Friedrichsthal Zagwiździem to wyjątkowy sadyzm. Może zemsta za to, że 99 lat temu 81% mieszkańców głosowało tu w plebiscycie za Niemcami? Z Murowa do Kupa (chyba nie Kupy?) na odcinku ponad 4 km jechałem piękną aleją z dębów czerwonych. Odcinek z Kupa (Kupu?) do Ładzy był przeorany 2 metry w głąb. Kolejny remont, na zbyt krótkim odcinku bym go wypatrzył na mapach Google. Na szczęście idylliczny odcinek przez Bory Stobrawskie (Ładza – Popielów) wynagrodził mi niedogodności przedzierania się przez plac budowy. Od Popielowa walczę już z przeciwnym wiatrem i jadę przez często odwiedzane tereny: Lewin Brzeski oraz Niemodlin, gdzie szokuje mnie frekwencja tirów rozjeżdżających ładny niemodliński rynek. Gdy przecinam ohydne cielsko A4 symbolicznie wyjeżdżam z krainy autochtonów. W Magnuszowicach nie zastaję podwójnej tablicy, jest za to, dotąd nieobecny: brud, chaos i zrujnowane budynki. Nic nowego nie obserwuję też w naturze, nic poza kolejnymi łanami maków polnych, maków wątpliwych, firletek poszarpanych i chabrów przy drodze.
Towarzyszą mi na trasie kwitnące żarnowce i maki. W trzcinowiskach wydzierają się trzciniaki i trzcinniczki, wśród pól złocą się trznadle. No i właśnie za Niemodlinem trafiam na deszcz spadających podlotków. W zasadzie jest już po deszczu. Nowe miasto Tułowice (gdy byłem tu ostatnio – w 2016 r. – Tułowice były wsią i dopiero budowały ciąg pieszo-rowerowy) wita mnie widokiem sprasowanych pierzastych kulek szpaczych i wróblich. Sam przejeżdżam tuż obok struchlałego podlotka mazurka. Ożywia się dopiero gdy po niego sięgam. Wykazuje sporą żywotność, jest zdrowy i narowisty. Ma ładne, czyste upierzenie. Po pamiątkowej fotce daję mu sfrunąć z ręki. Za kilka dni będzie już samodzielny, a stres pozwoli mu zapamiętać by nie zbliżać się do jezdni.
Przed Moszną trafiam na dobrą drogę rowerową równoległą do drogi nr 409. Moim celem są teraz Głogówek i Głogowiec. Tradycyjnie zmieniłem plany w trakcie. Zmagania z wiatrem sprawiły, że zamiast jechać przez Białą, Racławice Śl. i Głubczyce postanawiam skrócić nieco trasę i przez rodowodowy (po kądzieli) Głogówek dostać się do Baborowa. Od Kujaw obserwuje co jakiś czas majowe gaiki. Pięknie, że lokalsi i moi odlegli krewniacy kultywują prastare obyczaje przodków. Jeszcze przed Głogowcem czeka mnie niespodzianka – droga całkiem rozgrzebana, zdarta do podkładu. Wycofuję się więc na… Racławice i przez Kietlice, Lisięcice oraz Grudynię zmierzam na Baborów. Tu teren zaczyna falować a słońce dogrzewać. Wigor odzyskuję na odcinku Baborów – Tworków. Do Krzyżanowic zmierzam kolejną ładną drogą rowerową i podziwiam Beskid Śląsko-Morawski, wcześniej z okolic Korfantowa i Głogówka widziałem zarys Jesioników. Resztki widności dopadam w Łaziskach Rybnickich, jestem tu po raz trzeci na rowerze. To najcenniejszy drewniany kościół w województwie. Przez Jastrzębie (jakże spokojne o 22), Warszowice, Kryry i Woszczyce zmierzam do Chorzowa. Tradycyjny ostatni postój na rozprostowanie kości robię w Bujakowie i gdzieś przed 2 w nocy ląduję w łóżku. Czeka mnie kolejny brzydkawy majowy weekend.
Podlotek mazurka rodem z Tułowic
Laskowice
Późna wiosna w pełni
Droga Kup - Łodza
Odra w Mikolinie
Wiosna w Szydłowcu
Niemodlin - ofiara krajówki
W drodze z Korfantowa do Moszny
Z Dębiny do Moszny
Głogówek City
Głogowiec Villa z widokiem na Jesioniki
Płaskowyż Głubczycki w gasnących żółciach rzepaku
Ale cudnie na płaskowyżu
Rynek w Baborowie
Tworków
Do Krzyżanowic - w tle góry
Łaziska Rybnickie - ostatnie chwile widności
U Jastrzębioków
Kryry
100 lat temu, miesiąc i 2 dni wcześniej powstał tu klub sportowy "Ruch"
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32822000
Tęskniłem za tym zapachem podkładów kolejowych. Nawet trochę za tą wonią zastanej uryny, która nieodłącznie towarzyszy stacji Chorzów Miasto. W pociągu było jednak gorąco, maszynista dysponował co prawda otaśmowaną strefą wydzieloną, ale maskę na twarzy miała tylko kierowniczka pociągu. Po 7 miesiącach bez kontaktu z pociągiem łaknąłem anegdot. Nie zawiodłem się: ponoć na linii do Lublińca jakaś 73-latka popełniła samobójstwo. Kolejarki zaskakiwał nie tyle wiek samobójczyni, co pomysł by kłaść się pod ruszający pociąg.
Droga 494 z Olesna do Bierdzan była wyjątkowo spokojna, choć na obszarze Olesna obowiązuje ścieżka rowerowa… W Laskowitz i Budkowitz oraz w Friedrichsthal typowo śląskie klimaty. Niepokojąca czystość podwórzy, pozamiatane chodniki i wszyscy w maseczkach. Przezwać Friedrichsthal Zagwiździem to wyjątkowy sadyzm. Może zemsta za to, że 99 lat temu 81% mieszkańców głosowało tu w plebiscycie za Niemcami? Z Murowa do Kupa (chyba nie Kupy?) na odcinku ponad 4 km jechałem piękną aleją z dębów czerwonych. Odcinek z Kupa (Kupu?) do Ładzy był przeorany 2 metry w głąb. Kolejny remont, na zbyt krótkim odcinku bym go wypatrzył na mapach Google. Na szczęście idylliczny odcinek przez Bory Stobrawskie (Ładza – Popielów) wynagrodził mi niedogodności przedzierania się przez plac budowy. Od Popielowa walczę już z przeciwnym wiatrem i jadę przez często odwiedzane tereny: Lewin Brzeski oraz Niemodlin, gdzie szokuje mnie frekwencja tirów rozjeżdżających ładny niemodliński rynek. Gdy przecinam ohydne cielsko A4 symbolicznie wyjeżdżam z krainy autochtonów. W Magnuszowicach nie zastaję podwójnej tablicy, jest za to, dotąd nieobecny: brud, chaos i zrujnowane budynki. Nic nowego nie obserwuję też w naturze, nic poza kolejnymi łanami maków polnych, maków wątpliwych, firletek poszarpanych i chabrów przy drodze.
Towarzyszą mi na trasie kwitnące żarnowce i maki. W trzcinowiskach wydzierają się trzciniaki i trzcinniczki, wśród pól złocą się trznadle. No i właśnie za Niemodlinem trafiam na deszcz spadających podlotków. W zasadzie jest już po deszczu. Nowe miasto Tułowice (gdy byłem tu ostatnio – w 2016 r. – Tułowice były wsią i dopiero budowały ciąg pieszo-rowerowy) wita mnie widokiem sprasowanych pierzastych kulek szpaczych i wróblich. Sam przejeżdżam tuż obok struchlałego podlotka mazurka. Ożywia się dopiero gdy po niego sięgam. Wykazuje sporą żywotność, jest zdrowy i narowisty. Ma ładne, czyste upierzenie. Po pamiątkowej fotce daję mu sfrunąć z ręki. Za kilka dni będzie już samodzielny, a stres pozwoli mu zapamiętać by nie zbliżać się do jezdni.
Przed Moszną trafiam na dobrą drogę rowerową równoległą do drogi nr 409. Moim celem są teraz Głogówek i Głogowiec. Tradycyjnie zmieniłem plany w trakcie. Zmagania z wiatrem sprawiły, że zamiast jechać przez Białą, Racławice Śl. i Głubczyce postanawiam skrócić nieco trasę i przez rodowodowy (po kądzieli) Głogówek dostać się do Baborowa. Od Kujaw obserwuje co jakiś czas majowe gaiki. Pięknie, że lokalsi i moi odlegli krewniacy kultywują prastare obyczaje przodków. Jeszcze przed Głogowcem czeka mnie niespodzianka – droga całkiem rozgrzebana, zdarta do podkładu. Wycofuję się więc na… Racławice i przez Kietlice, Lisięcice oraz Grudynię zmierzam na Baborów. Tu teren zaczyna falować a słońce dogrzewać. Wigor odzyskuję na odcinku Baborów – Tworków. Do Krzyżanowic zmierzam kolejną ładną drogą rowerową i podziwiam Beskid Śląsko-Morawski, wcześniej z okolic Korfantowa i Głogówka widziałem zarys Jesioników. Resztki widności dopadam w Łaziskach Rybnickich, jestem tu po raz trzeci na rowerze. To najcenniejszy drewniany kościół w województwie. Przez Jastrzębie (jakże spokojne o 22), Warszowice, Kryry i Woszczyce zmierzam do Chorzowa. Tradycyjny ostatni postój na rozprostowanie kości robię w Bujakowie i gdzieś przed 2 w nocy ląduję w łóżku. Czeka mnie kolejny brzydkawy majowy weekend.
Podlotek mazurka rodem z Tułowic
Laskowice
Późna wiosna w pełni
Droga Kup - Łodza
Odra w Mikolinie
Wiosna w Szydłowcu
Niemodlin - ofiara krajówki
W drodze z Korfantowa do Moszny
Z Dębiny do Moszny
Głogówek City
Głogowiec Villa z widokiem na Jesioniki
Płaskowyż Głubczycki w gasnących żółciach rzepaku
Ale cudnie na płaskowyżu
Rynek w Baborowie
Tworków
Do Krzyżanowic - w tle góry
Łaziska Rybnickie - ostatnie chwile widności
U Jastrzębioków
Kryry
100 lat temu, miesiąc i 2 dni wcześniej powstał tu klub sportowy "Ruch"
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32822000
Dystans18.35 km Czas00:51 Vśrednia21.59 km/h Podjazdy161 m
SprzętMerida Drakar
Dystans101.33 km Czas04:32 Vśrednia22.35 km/h Podjazdy762 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jaworzno - GSD - Sączów - Świerklaniec - Chorzów
Wiał zimny wiatr północny, gdy już jednak dotarłem nad opustoszałe Pogorie poczułem "górski" zew i ruszyłem przez Psary na GSD, Górę Siewierską i Wał Sączowski. Gdy już witałem się z gąską na widok otwartego kościoła, padł definitywnie akumulator. Takie są skutki nagrywania wykładów na YT. Manierystyczny ołtarz rodem z Radomska oparł mi się więc po raz kolejny. Z Sączowa jechałem przez Niezdarę i Świerklaniec do domu.
Zarys gór widoczny z GSD
Między Górą Siewierską a Twardowicami
Sączów - u starego znajomego, św. Jakuba
Mapka:
https://ridewithgps.com/routes/32693022
Wiał zimny wiatr północny, gdy już jednak dotarłem nad opustoszałe Pogorie poczułem "górski" zew i ruszyłem przez Psary na GSD, Górę Siewierską i Wał Sączowski. Gdy już witałem się z gąską na widok otwartego kościoła, padł definitywnie akumulator. Takie są skutki nagrywania wykładów na YT. Manierystyczny ołtarz rodem z Radomska oparł mi się więc po raz kolejny. Z Sączowa jechałem przez Niezdarę i Świerklaniec do domu.
Zarys gór widoczny z GSD
Między Górą Siewierską a Twardowicami
Sączów - u starego znajomego, św. Jakuba
Mapka:
https://ridewithgps.com/routes/32693022
Dystans73.02 km Czas03:10 Vśrednia23.06 km/h VMAX46.04 km/h Podjazdy505 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Chorzów - GSD - Jaworzno
Umajone, w zasadzie to umaczone pobocze towarzyszyło mojej peregrynacji do Michałkowic. Maki były pojedyncze, ale ich czerwień wyraźnie odcinała się na tle zieleni.
Na GSD panował przepełniony ptasimi śpiewami spokój. Ludzie zniknęli, pozostała na murku jedynie opaska z napisem: "chodzę z kijkami bo lubię". Przy Lesie Grodzieckim niosła się mdląca woń rzepaku, która mieszała się dalej z feerią zapachów przekwitających lilaków i czeremch. Nastrój prysł nad Pogorią - niemożebne tłumy opanowały alejki i plaże Pojezierza Zagłębiowskiego. Gdy skierowałem się na południe, chmury zaczęły gęstnieć na niebie, a wiatr zaczął zdmuchiwać mi maseczkę z brody. Większość "pogoriowiczów" maseczek nie miała wcale... Jak to w maju, nawet wrażenia z rutynowej trasy potrafiły zapaść w pamięci. Na koniec w Jaworznie powitały mnie piski jerzyków, wiosna przechodzi więc powoli w fazę schyłkową.
GSD po 2 miesiącach
Pogoria Trzecia
Umajone, w zasadzie to umaczone pobocze towarzyszyło mojej peregrynacji do Michałkowic. Maki były pojedyncze, ale ich czerwień wyraźnie odcinała się na tle zieleni.
Na GSD panował przepełniony ptasimi śpiewami spokój. Ludzie zniknęli, pozostała na murku jedynie opaska z napisem: "chodzę z kijkami bo lubię". Przy Lesie Grodzieckim niosła się mdląca woń rzepaku, która mieszała się dalej z feerią zapachów przekwitających lilaków i czeremch. Nastrój prysł nad Pogorią - niemożebne tłumy opanowały alejki i plaże Pojezierza Zagłębiowskiego. Gdy skierowałem się na południe, chmury zaczęły gęstnieć na niebie, a wiatr zaczął zdmuchiwać mi maseczkę z brody. Większość "pogoriowiczów" maseczek nie miała wcale... Jak to w maju, nawet wrażenia z rutynowej trasy potrafiły zapaść w pamięci. Na koniec w Jaworznie powitały mnie piski jerzyków, wiosna przechodzi więc powoli w fazę schyłkową.
GSD po 2 miesiącach
Pogoria Trzecia
Dystans82.07 km Czas03:56 Vśrednia20.87 km/h Podjazdy682 m
SprzętMerida Drakar
Polami i lasami do Łazisk i ŚOB
Tego było mi trzeba - tlenu. Swoboda oddychania przetrwała już tylko na izolowanych stanowiskach - w lasach. Odkurzyłem więc czołg i ruszyłem na słoneczne południe, czyli w rejon Chudowa, Orzesza, Wyr i Mikołowa. Zaskoczyły mnie kozy i krowy na polach oraz zdewastowanie Fiołkowej Góry przez Śląski Ogród Botaniczny, a konkretnie przez jego płot.
Za Panewnikami
Chudów
Bujaków
Kasztanowiec żółty
ŚOB - Sośnia Góra
Dmuchawce, latawce, wiatr
Cuda w Śmiłowicach
Trasa: Chorzów - Panewniki - Borowa Wieś - Chudów - Bujaków - Góra św. Wawrzyńca - Łaziska - Sośnia Góra - Fiołkowa Góra - Stracona Wioska - Śmiłowice - Stara Kuźnia - Panewniki - Rybaczówka - Chorzów
Tego było mi trzeba - tlenu. Swoboda oddychania przetrwała już tylko na izolowanych stanowiskach - w lasach. Odkurzyłem więc czołg i ruszyłem na słoneczne południe, czyli w rejon Chudowa, Orzesza, Wyr i Mikołowa. Zaskoczyły mnie kozy i krowy na polach oraz zdewastowanie Fiołkowej Góry przez Śląski Ogród Botaniczny, a konkretnie przez jego płot.
Za Panewnikami
Chudów
Bujaków
Kasztanowiec żółty
ŚOB - Sośnia Góra
Dmuchawce, latawce, wiatr
Cuda w Śmiłowicach
Trasa: Chorzów - Panewniki - Borowa Wieś - Chudów - Bujaków - Góra św. Wawrzyńca - Łaziska - Sośnia Góra - Fiołkowa Góra - Stracona Wioska - Śmiłowice - Stara Kuźnia - Panewniki - Rybaczówka - Chorzów