Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2018
Dystans całkowity: | 3485.33 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 175:41 |
Średnia prędkość: | 19.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.73 km/h |
Suma podjazdów: | 15677 m |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 134.05 km i 6h 45m |
Więcej statystyk |
Dystans66.11 km Czas02:57 Vśrednia22.41 km/h VMAX42.27 km/h Podjazdy447 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Chorzów - Jaworzno
Szybki przejazd do Jaworzna z zahaczeniem o Górę św. Doroty i Pogorie. Na Dorotce prace przy drodze wjazdowej nie posunęły się w stosunku do ostatniej wizyty (czerwiec): nieco wyrównali, ale postępu dużego nie ma. Udało im się natomiast zniszczyć klimat tej drogi...
Przy kościele wykoszone chaszcze - jedyny plus drogowej "inwestycji" na Dorotce
"Nowa przystań" nad Pogorią IV...
Szybki przejazd do Jaworzna z zahaczeniem o Górę św. Doroty i Pogorie. Na Dorotce prace przy drodze wjazdowej nie posunęły się w stosunku do ostatniej wizyty (czerwiec): nieco wyrównali, ale postępu dużego nie ma. Udało im się natomiast zniszczyć klimat tej drogi...
Przy kościele wykoszone chaszcze - jedyny plus drogowej "inwestycji" na Dorotce
"Nowa przystań" nad Pogorią IV...
Dystans67.13 km Czas03:04 Vśrednia21.89 km/h Podjazdy355 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Wojkowice Kościelne
Chmury miały się rozejść, ale nie rozeszły, wyglądały coraz groźniej. Wróciłem o 11 do domu po drodze zahaczając jeszcze o sklep (Lidl na Kościuszki - 5% rabatu).
Chmury miały się rozejść, ale nie rozeszły, wyglądały coraz groźniej. Wróciłem o 11 do domu po drodze zahaczając jeszcze o sklep (Lidl na Kościuszki - 5% rabatu).
Dystans6.92 km Czas00:19 Vśrednia21.85 km/h Podjazdy 57 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans177.44 km Czas08:33 Vśrednia20.75 km/h VMAX45.95 km/h Podjazdy834 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Trójkąt włoszczowski, dzień 3: Do domu
Zawsze można zobaczyć coś nowego. Dla mnie tym nowym na znanym terenie był kościół w Mierzynie widziany w świetle dziennym. Zrobiłem też sobie fotkę z Reymontem w Kobielach (bo pałac odstręcza od eksploracji) no i przede wszystkim trafiłem na epigonów pielrzymkowania na Częstochowę (był wszak 14.08) i tym samym zobaczyłem figurę Anny Samotrzeciej w Świętej Annie. Przed Żytnem dopadło mnie spore oberwanie chmury, ale zdążyłem się ulokować na wygodnym przystanku.
Mierzyn - oryginalne gotyckie prezbiterium ze sklepieniem krzyżowym (widocznym przez kratę)
Kodrąb
Św. Anna
Słaby aparcik rezerwowy poradził sobie średnio z wnętrzem, ale coś tam widać...
Stawy Raczyńskich w Złotym Potoku
Kirkut w Żarkach
Zawsze można zobaczyć coś nowego. Dla mnie tym nowym na znanym terenie był kościół w Mierzynie widziany w świetle dziennym. Zrobiłem też sobie fotkę z Reymontem w Kobielach (bo pałac odstręcza od eksploracji) no i przede wszystkim trafiłem na epigonów pielrzymkowania na Częstochowę (był wszak 14.08) i tym samym zobaczyłem figurę Anny Samotrzeciej w Świętej Annie. Przed Żytnem dopadło mnie spore oberwanie chmury, ale zdążyłem się ulokować na wygodnym przystanku.
Mierzyn - oryginalne gotyckie prezbiterium ze sklepieniem krzyżowym (widocznym przez kratę)
Kodrąb
Św. Anna
Słaby aparcik rezerwowy poradził sobie średnio z wnętrzem, ale coś tam widać...
Stawy Raczyńskich w Złotym Potoku
Kirkut w Żarkach
Dystans183.98 km Czas09:52 Vśrednia18.65 km/h VMAX50.85 km/h Podjazdy1057 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Trójkąt włoszczowski, dzień 2: Na Piotrków
Oj paliło słońce od rana. Wpierw jednak trochę mnie orzeźwiło, bo w namiocie miałem 10.9 stopnia... Wszystko było mokre, bo podniosła się mgła. Zanim dotarłem do małogoskiej biedronki byłem już jednak przegrzany. Słońce było bezlitosne a podjazdy przez Pasmo Małogoskie kosztowały mnie sporo potu. W Przedborzu po raz kolejny biedronkowałem, tu jednak mogłem schronić się w parku. Ostatnie biedronkowanie w Piotrkowie a następnie nerwowe poszukiwanie miejsca na nocleg.
Krzyż w Galowie
Romański portal w Mokrsku
Drewniak w Rembieszycach
Rynek w Małogoszczy. Dopiero po raz drugi na rowerze.
Fajna Ryba
Zachowany narożnik rynku w Przedborzu
Piotrków Trybunalski
Oj paliło słońce od rana. Wpierw jednak trochę mnie orzeźwiło, bo w namiocie miałem 10.9 stopnia... Wszystko było mokre, bo podniosła się mgła. Zanim dotarłem do małogoskiej biedronki byłem już jednak przegrzany. Słońce było bezlitosne a podjazdy przez Pasmo Małogoskie kosztowały mnie sporo potu. W Przedborzu po raz kolejny biedronkowałem, tu jednak mogłem schronić się w parku. Ostatnie biedronkowanie w Piotrkowie a następnie nerwowe poszukiwanie miejsca na nocleg.
Krzyż w Galowie
Romański portal w Mokrsku
Drewniak w Rembieszycach
Rynek w Małogoszczy. Dopiero po raz drugi na rowerze.
Fajna Ryba
Zachowany narożnik rynku w Przedborzu
Piotrków Trybunalski
Dystans203.15 km Czas09:53 Vśrednia20.55 km/h VMAX62.73 km/h Podjazdy1348 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Trójkąt włoszczowski, dzień 1: Na Ponidzie
Zew gnał Stradoviusa do Stradowa... Tamże spore namuliska, zerwany częściowo asfalt, wymyte podłoże. Wszystko jeszcze wilgotne, oj działo się tu w sobotę 11 sierpnia... Gdy dotarłem do Skałek ujrzałem ten sam widok od zawsze w zagrodzie Majewskich... To tu jest centrum świata! Niezmienne o odporne na działanie czasu... Na drodze Krzyżanowice - Kowala wycięte wszystkie akacje... Podobnie wycięte topole na pięknym ongiś trakcie z Gacek do Chrobrza. Zapędziłem się aż po Szaniec, a noclegowałem w Grochowiskach. Tym samym zakończyłem identycznie jak pierwszy powrót na Ponidzie w roku 2011...
Niedzielny poranek w Czeladzi
Jeszcze dość spokojnie nad Pogoriami
Jura nad Kolbarkiem (droga do Zarzecza)
Z wizytą u Macieja Miechowity
Pożydowskie mienie, Działoszyce
W niedziele bez handlu centrum życia Skalbierza przenosi się pod kolegiatę :)
Nawet zaniedbany, niekoszony i wypalony słońcem jest piękny! Stradów.
Chroberz - nowa przystań!
Przy kościele w Bogucicach także szalał Hołowczyc...
Szaniec o zachodzie, czyli mała tradycja
Zew gnał Stradoviusa do Stradowa... Tamże spore namuliska, zerwany częściowo asfalt, wymyte podłoże. Wszystko jeszcze wilgotne, oj działo się tu w sobotę 11 sierpnia... Gdy dotarłem do Skałek ujrzałem ten sam widok od zawsze w zagrodzie Majewskich... To tu jest centrum świata! Niezmienne o odporne na działanie czasu... Na drodze Krzyżanowice - Kowala wycięte wszystkie akacje... Podobnie wycięte topole na pięknym ongiś trakcie z Gacek do Chrobrza. Zapędziłem się aż po Szaniec, a noclegowałem w Grochowiskach. Tym samym zakończyłem identycznie jak pierwszy powrót na Ponidzie w roku 2011...
Niedzielny poranek w Czeladzi
Jeszcze dość spokojnie nad Pogoriami
Jura nad Kolbarkiem (droga do Zarzecza)
Z wizytą u Macieja Miechowity
Pożydowskie mienie, Działoszyce
W niedziele bez handlu centrum życia Skalbierza przenosi się pod kolegiatę :)
Nawet zaniedbany, niekoszony i wypalony słońcem jest piękny! Stradów.
Chroberz - nowa przystań!
Przy kościele w Bogucicach także szalał Hołowczyc...
Szaniec o zachodzie, czyli mała tradycja
SprzętFocus Arriba 4.0
Kraje bałtyckie - podsumowanie
4.07.2018 - 10.08.2018
Statystyki:
czas: 30 dni (4.07-10.08: z przerwą na pobyt stacjonarny w Uhowie),
dystans: 4989.06 km
noclegi: 100% za darmo, w tym 3 na legalnych biwakach RMK (pozostałe na dziko)
awarie: torba MSX, szprycha w przednim kole, aparat Samsung NX2000 (sterowanie przesłoną)
Wrażenia ogólne (tylko z części zagranicznej):
Wrażenia na plus:
+ całkowity brak zakazów dla rowerów
+ kapitalne oznaczenie zabytków tablicami informacyjnymi (na Litwie każda popierdółka)
+ wspaniała, bujna przyroda
+ przestrzeń i niewielka gęstość zaludnienia
+ długie, niezwykle długie dnie
+ poziom dróg oraz infrastruktury rowerowej w Estonii
+ legalne, darmowe biwaki RMK (Estonia)
+ dbałość o grodziska na Litwie
+ czystość dróg - brak smieci na poboczach
+ pomocne znaki ostrzegające przed końcem asfaltu (Łotwa)
+ otwarte i dostępne za darmo wnętrza gotyckich kościołów (Estonia)
+ dostępne za darmo ruiny zamków (Estonia)
(w dodatku przystosowane do ruchu turystycznego)
+ dbałość o zabudowę i jej styl (Estonia)
Wrażenia na minus:
- bardzo słabe oznaczenia nazw miejscowości i kierunków na Litwie
- męczące pogańskie totemy w formie rzeźb ludowych (Litwa)
- żenujace słupki drogowe na Litwie (plastikowa listwa...)
- etykiety w dyskontach wyłącznie w językach bałtyckich lub estońskim
(zaklejane oryginalne opisy i skład produktu)
- całkowity brak drzew przy drogach, nawet na odcinkach leśnych (!)
- niemal całkowity brak wiat przystankowych czy turystycznych
- psychopatyczni kierowcy w rodzaju rajdowców-amatorów (Łotwa)
- dramatyczne boczne drogi w formie szutropiachów rodeo (Litwa)
- dramatyczne drogi "wojewódzkie" i krajowe w formie szerokich kamienistych szutrów (Łotwa)
- fatalne przejazdy kolejowe (jak w Polsce)
- płatne wszelkie atrakcje (Łotwa)
- smród zgnlizny od morza (Estonia)
- chmary jusznic na pełnych pyłu drogach (Łotwa)
-----
Statystyki:
czas: 30 dni (4.07-10.08: z przerwą na pobyt stacjonarny w Uhowie),
dystans: 4989.06 km
noclegi: 100% za darmo, w tym 3 na legalnych biwakach RMK (pozostałe na dziko)
awarie: torba MSX, szprycha w przednim kole, aparat Samsung NX2000 (sterowanie przesłoną)
Wrażenia ogólne (tylko z części zagranicznej):
Wrażenia na plus:
+ całkowity brak zakazów dla rowerów
+ kapitalne oznaczenie zabytków tablicami informacyjnymi (na Litwie każda popierdółka)
+ wspaniała, bujna przyroda
+ przestrzeń i niewielka gęstość zaludnienia
+ długie, niezwykle długie dnie
+ poziom dróg oraz infrastruktury rowerowej w Estonii
+ legalne, darmowe biwaki RMK (Estonia)
+ dbałość o grodziska na Litwie
+ czystość dróg - brak smieci na poboczach
+ pomocne znaki ostrzegające przed końcem asfaltu (Łotwa)
+ otwarte i dostępne za darmo wnętrza gotyckich kościołów (Estonia)
+ dostępne za darmo ruiny zamków (Estonia)
(w dodatku przystosowane do ruchu turystycznego)
+ dbałość o zabudowę i jej styl (Estonia)
Wrażenia na minus:
- bardzo słabe oznaczenia nazw miejscowości i kierunków na Litwie
- męczące pogańskie totemy w formie rzeźb ludowych (Litwa)
- żenujace słupki drogowe na Litwie (plastikowa listwa...)
- etykiety w dyskontach wyłącznie w językach bałtyckich lub estońskim
(zaklejane oryginalne opisy i skład produktu)
- całkowity brak drzew przy drogach, nawet na odcinkach leśnych (!)
- niemal całkowity brak wiat przystankowych czy turystycznych
- psychopatyczni kierowcy w rodzaju rajdowców-amatorów (Łotwa)
- dramatyczne boczne drogi w formie szutropiachów rodeo (Litwa)
- dramatyczne drogi "wojewódzkie" i krajowe w formie szerokich kamienistych szutrów (Łotwa)
- fatalne przejazdy kolejowe (jak w Polsce)
- płatne wszelkie atrakcje (Łotwa)
- smród zgnlizny od morza (Estonia)
- chmary jusznic na pełnych pyłu drogach (Łotwa)
-----
Dystans104.23 km Czas05:41 Vśrednia18.34 km/h Podjazdy369 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Odwrót
Prognozy były złe, bardzo złe. Wszystko wskazywało na potężny front burzowy. Tymczasem ja, po tylu dniach noclegowego survivalu (ponad trzy tygodnie bez prysznica, nie licząc tego z butelki) nie zamierzałem przeżywać deja vu trudnych sztormowych początków na Litwie (w połowie lipca). Nie miałem też motywacji - ta kończyła się na Kozienicach, które odwiedziłem tylko raz, w dodatku w całkowitej ciemności, w czasie mojego rajdu do Nałęczowa (koniec maja 2013). Chciałem w tychże Kozienicach własnoocznie podziwiać najstarszy świecki monument okolicznościowy, wystawiony w dawnej Rzeczypospolitej a upamiętniający narodziny "króla-dojutrka" Zygmunta II Augusta - ostatniego z Jagiellonów. Ponadto większe emocje wzbudzały we mnie Maciejowice - tu zakończyła się kariera Kościuszki - oraz przeprawa promowa na Wiśle, w Świerżach.
[Elektrownia Kozienice z rejonu przeprawy na Wiśle w Świerżach]
Zacząłem jednak dzień od przejazdu przez poranne Górzno i traumatycznych zmagań z krajową "17" na przedpolu Garwolina, przerabianą zresztą na ekspresówkę i funkcjonującą z wyłączoną jedną nitką (tym samym mimo wczesnej godziny, sporym ruchem). Zaliczyłem niestety dłuższy odcinek tą drogą, bo zjazd na Łaskarzew okazał się możliwy dopiero we wsi Gąsów.
[Łaskarzew, rynek]
Gdy - po dłuższym czekaniu (przyjechałem nieco za szybko na prom) - udało mi się ostatecznie i nieodwołalnie przeprawić przez Wisłę, dotarłem pod pałac w Kozienicach. Dotarłem tam jadąc bocznymi, ustronnymi drogami przez jakieś Holendry i Cudowy. Pod monumentem Zygmunta Augusta postanowiłem nie walczyć z żywiołem, tylko pierzchnąć i odłożyć Ponidzie na później (wzorowałem się na królu Zygmuncie II).
Zdecydowałem się skierować na Pionki i ostatecznie na stacji Jedlnia Kościelna wsiadłem do pociągu KM na Radom. Tamże przesiadłem się na Skarżysko i dalej na Kielce. Dopiero w Kielcach zafundowałem sobie dłuższą przejażdżkę, bo do pociągu na Katowice dzieliły mnie dwie godziny. Pozwiedzałem śródmieście, odwiedziłem biedronkę i pociągiem "Ostaniec" dotarłem do Katowic. Już w Kielcach zaczęło padać, z Katowic do Chorzowa jechałem w ulewie, ale na ostatnich kilometrach przed domem nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
No cóż, pierwotnie zamierzałem wracać przez Świety Krzyż i Ponidzie, ale ten niedosyt odbiłem sobie już po dwóch dniach :)
To co zobaczyłem kilka dni później na Ponidziu świadczyło o prawdziwym niedzielnym potopie. Całe szczęście, że niedzielę spędziłem już w domu (szkoda zdrowia!).
Kielce, rynek
[Elektrownia Kozienice z rejonu przeprawy na Wiśle w Świerżach]
Zacząłem jednak dzień od przejazdu przez poranne Górzno i traumatycznych zmagań z krajową "17" na przedpolu Garwolina, przerabianą zresztą na ekspresówkę i funkcjonującą z wyłączoną jedną nitką (tym samym mimo wczesnej godziny, sporym ruchem). Zaliczyłem niestety dłuższy odcinek tą drogą, bo zjazd na Łaskarzew okazał się możliwy dopiero we wsi Gąsów.
[Łaskarzew, rynek]
Gdy - po dłuższym czekaniu (przyjechałem nieco za szybko na prom) - udało mi się ostatecznie i nieodwołalnie przeprawić przez Wisłę, dotarłem pod pałac w Kozienicach. Dotarłem tam jadąc bocznymi, ustronnymi drogami przez jakieś Holendry i Cudowy. Pod monumentem Zygmunta Augusta postanowiłem nie walczyć z żywiołem, tylko pierzchnąć i odłożyć Ponidzie na później (wzorowałem się na królu Zygmuncie II).
Zdecydowałem się skierować na Pionki i ostatecznie na stacji Jedlnia Kościelna wsiadłem do pociągu KM na Radom. Tamże przesiadłem się na Skarżysko i dalej na Kielce. Dopiero w Kielcach zafundowałem sobie dłuższą przejażdżkę, bo do pociągu na Katowice dzieliły mnie dwie godziny. Pozwiedzałem śródmieście, odwiedziłem biedronkę i pociągiem "Ostaniec" dotarłem do Katowic. Już w Kielcach zaczęło padać, z Katowic do Chorzowa jechałem w ulewie, ale na ostatnich kilometrach przed domem nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
No cóż, pierwotnie zamierzałem wracać przez Świety Krzyż i Ponidzie, ale ten niedosyt odbiłem sobie już po dwóch dniach :)
To co zobaczyłem kilka dni później na Ponidziu świadczyło o prawdziwym niedzielnym potopie. Całe szczęście, że niedzielę spędziłem już w domu (szkoda zdrowia!).
Kielce, rynek
Dystans161.40 km Czas08:47 Vśrednia18.38 km/h Podjazdy594 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Biednemu znowu wiatr w oczy
Poranek na skraju brzozowego gaju - to musiało nastrajać optymistycznie. Był to poranek słoneczny i sielski. Po kilku minutach od spakowania mijałem już tablicę z napisem Kłopoty Stanisławy. Byłem jednak przekonany, że to już koniec moich kłopotów. Przekonanie było głęboko niesłuszne jedynie w kwestii wiatru. Ten dął na północ, ja zaś - rzecz jasna - zmierzałem na południe. Szybko zatem straciłem złudzenia, że dotrę w okolice Łaskarzewa i skupiłem się na nabliższym celu, czyli Drohiczynie.
Gdy po raz kolejny w życiu przybyłem tu na rowerze, zaskoczyło mnie jedno: ZACHWASZCZONE I ZANIEDBANE grodzisko, zwane Górą Zamkową. Na Litwie taki obiekt cieszyłby oczy przystrzyżonym runem trawnika. U nas była plątanina wysuszonych chwastów :(
Przebieg mojej dalszej trasy wyznaczały nieliczne ciekawe punkty (Sawice, Mordy, rynek w Stoczku), których nie osiągnąłem jeszcze w tych stronach na rowerze. Ostatni raz bawiłem w Siedleckiem w czerwcu, celem było zatem ominięcie Siedlec szerokim łukiem. To mi się udało, lokalne drogi miały dobrą nawierzchnię i były bardzo spokojne. Zdarzył się tylko jeden przykry indycent. W Pruszynie, nieopodal ładnego późnoklasycystycznego kościoła ukrył się w cieniu 10-centymetrowy uskok. Walnęło mi mocno bagażem, ale obdukcja nie wykazała żadnych uszkodzeń tylnego koła. Dopiero po kilku godzinach zauważyłem, że straciłem szprychę... w przednim kole!
Noclegowałem w okolicach Miastkowa Kościelnego, na miedzy, na skraju zaoranego już pola i lasu.
Drohiczyn, Widok na Bug z Góry Zamkowej
Sawice, dawna cerkiew
Stoczek Łukowski, na rynku
Poranek na skraju brzozowego gaju - to musiało nastrajać optymistycznie. Był to poranek słoneczny i sielski. Po kilku minutach od spakowania mijałem już tablicę z napisem Kłopoty Stanisławy. Byłem jednak przekonany, że to już koniec moich kłopotów. Przekonanie było głęboko niesłuszne jedynie w kwestii wiatru. Ten dął na północ, ja zaś - rzecz jasna - zmierzałem na południe. Szybko zatem straciłem złudzenia, że dotrę w okolice Łaskarzewa i skupiłem się na nabliższym celu, czyli Drohiczynie.
Gdy po raz kolejny w życiu przybyłem tu na rowerze, zaskoczyło mnie jedno: ZACHWASZCZONE I ZANIEDBANE grodzisko, zwane Górą Zamkową. Na Litwie taki obiekt cieszyłby oczy przystrzyżonym runem trawnika. U nas była plątanina wysuszonych chwastów :(
Przebieg mojej dalszej trasy wyznaczały nieliczne ciekawe punkty (Sawice, Mordy, rynek w Stoczku), których nie osiągnąłem jeszcze w tych stronach na rowerze. Ostatni raz bawiłem w Siedleckiem w czerwcu, celem było zatem ominięcie Siedlec szerokim łukiem. To mi się udało, lokalne drogi miały dobrą nawierzchnię i były bardzo spokojne. Zdarzył się tylko jeden przykry indycent. W Pruszynie, nieopodal ładnego późnoklasycystycznego kościoła ukrył się w cieniu 10-centymetrowy uskok. Walnęło mi mocno bagażem, ale obdukcja nie wykazała żadnych uszkodzeń tylnego koła. Dopiero po kilku godzinach zauważyłem, że straciłem szprychę... w przednim kole!
Noclegowałem w okolicach Miastkowa Kościelnego, na miedzy, na skraju zaoranego już pola i lasu.
Drohiczyn, Widok na Bug z Góry Zamkowej
Sawice, dawna cerkiew
Stoczek Łukowski, na rynku
Dystans124.46 km Czas06:43 Vśrednia18.53 km/h Podjazdy473 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Kłopoty-Stanisławy i inne kłopoty
Udało mi się wstać wyjątkowo wcześnie, dzięki temu wygrałem wyścig z przeznaczeniem: zdążyłem na poranny pociąg regionalny relacji Suwałki - Białystok. Pierwszym celem był znajomy sklepik rowerowy w Łapach. Udało mi się dostać koszyk i przy okazji pogawędziłem z prezesem Łapskiego Towarzystwa Rowerowego... Ludzie na Podlasiu, wiadomo, życzliwi.
Moja trasa biegła przetartym torem - chciałem zahaczyć o Brańsk by skorzystać z tamtejszego dobrego kebaba. Niestety radość z konsumpcji zmąciły ujawniające się od przedpołudnia problemy żołądkowe. Potężna biegunkę wywołałem sam serkami homogenizowanymi kupionymi w Lidlu podkoweńskim. Tak się cieszyłem, że wracam do Polski i zaniechałem w tej radości zwykłych środków ostrożności (zakaz serków białych, homo i kefirów, szczególnie wszystkich jednocześnie)...
6 razy zatem powtarzałem wątpliwą przyjemność gwałtownej defekacji. Udało mi się jednak z grubsza zrealizować plan, czyli zbliżyć się do Drohiczyna. Rozkładałem się na noc niedaleko Kłopotów, i jest to najlepsze podsumowanie tego dnia... Dobrze chociaż, że nocleg był wyjątkowo idylliczny!
Poranek na Suwalszczyźnie to zawsze wspaniałe przeżycie :)
Gdzieś po drodze, na Podlasiu
Dziadkowice, kościół
Udało mi się wstać wyjątkowo wcześnie, dzięki temu wygrałem wyścig z przeznaczeniem: zdążyłem na poranny pociąg regionalny relacji Suwałki - Białystok. Pierwszym celem był znajomy sklepik rowerowy w Łapach. Udało mi się dostać koszyk i przy okazji pogawędziłem z prezesem Łapskiego Towarzystwa Rowerowego... Ludzie na Podlasiu, wiadomo, życzliwi.
Moja trasa biegła przetartym torem - chciałem zahaczyć o Brańsk by skorzystać z tamtejszego dobrego kebaba. Niestety radość z konsumpcji zmąciły ujawniające się od przedpołudnia problemy żołądkowe. Potężna biegunkę wywołałem sam serkami homogenizowanymi kupionymi w Lidlu podkoweńskim. Tak się cieszyłem, że wracam do Polski i zaniechałem w tej radości zwykłych środków ostrożności (zakaz serków białych, homo i kefirów, szczególnie wszystkich jednocześnie)...
6 razy zatem powtarzałem wątpliwą przyjemność gwałtownej defekacji. Udało mi się jednak z grubsza zrealizować plan, czyli zbliżyć się do Drohiczyna. Rozkładałem się na noc niedaleko Kłopotów, i jest to najlepsze podsumowanie tego dnia... Dobrze chociaż, że nocleg był wyjątkowo idylliczny!
Poranek na Suwalszczyźnie to zawsze wspaniałe przeżycie :)
Gdzieś po drodze, na Podlasiu
Dziadkowice, kościół