Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2016
Dystans całkowity: | 1881.93 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 83:46 |
Średnia prędkość: | 22.47 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.57 km/h |
Suma podjazdów: | 11563 m |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 67.21 km i 2h 59m |
Więcej statystyk |
Dystans313.03 km Czas13:35 Vśrednia23.05 km/h VMAX44.87 km/h Podjazdy985 m
Temp.5.0 °C SprzętKross Raven Meadow
Na Koniec Świata i dużo dalej :)
Chorzów - PKP - Wieluń - Lututów - Koniec Świata - Opatówek - Chocz - Żerków - Nowe Miasto nad Wartą - Śrem - Krzywiń - Leszno - Wschowa - Głogów - Rudna - PKP - Chorzów
26 nowych gmin, 20 h 55 min. - czas brutto. Z pociągami niemal 30 h. Po 100 km średnia 25.10 km/h, po 205 km (Jerka) średnia 24.62 km/h, czyli nieźle jak na rower ważący 25 kg :) Ciosem dla średniej było kluczenie po brukach starówki Leszna. Poranny kryzys dopadł mnie na ostatnim etapie - za Głogowem.
Kilka fotek:
Pałac w Tłokini Kościelnej
Chocz
Żerków
Krzywiń
Osieczna
Leszno
Wschowa - po raz drugi na rowerze
Rudna - jedna z najładniejszych wsi w Polsce
Szerszy opis wrażeń z bloga "Patriota pejzażu":
Obdzwoniłem 7 schronisk, wszędzie zajęte albo głuchy telefon (co zazwyczaj oznacza to samo). Wielkopolska nie chciała mnie ugościć, przyjechałem zatem nieproszony. Będzie to opowieść o rajdzie przez Wielkopolskę (i nie tylko) dniem i nocą.5:50, Chorzów. Wyruszam pociągiem do Wielunia (z przesiadką). Wlecze się niemiłosiernie. O godz. 8:40 jestem na stacji docelowej. Kierunek na Koniec Świata. Po drodze mijam Lututów. Pokaźny kościół niedawno zniszczony przez wichurę jest świadectwem wzrostu roli miasteczka w XIX wieku.
Jadę na północ, gminy Klonowa, Czajków i Kraszewice to historyczna domena królewska podlegająca pod starostwo grabowskie. Gleby tu słabe, dominowało kuźnictwo, smolarstwo i bartnictwo a lud tutejszy potrafił wykazywać się hardością (bunty, poselstwa do króla). Rozbiory sprawiły, że ziemie te odcięto od naturalnego centrum w Grabowie (zabór pruski) przyłączając wraz z Kaliszem do Rosji tworząc tym samym dwie Wielkopolski: pruską, kwitnącą gospodarczo i rosyjską klepiącą biedę. Do odzyskania niepodległości kwitnął tu przygraniczny przemyt.
Koniec Świata to jedno z wielu tutejszych pustkowi czyli leśnych przysiółków, stanowi część wsi Głuszyna. Znalazł się ktoś z wyobraźnią i wyeksponował oryginalność nazwy: jest tu pełnowymiarowa tablica z nazwą miejscowości, pokaźna wiata i miejsce na ognisko, jest nawet kranik z wodą. Na Końcu Świata jest bardzo przyjemnie. Z radością spałaszowałem drugie śniadanie i ruszyłem dalej. Przez Zajączki Bankowe i Takomyśle do Opatówka.
Zrobiło się wzgórzyście i na wskroś wielkopolsko. Pejzaż upstrzony był kominami kotłowni. Wszędzie pełno szklarni. Zabytkowa fabryka sukna w Opatówku była średnio atrakcyjna wizualnie, dużo lepiej wypadł pałac w Tłokini Kościelnej. Takie zaskoczenia lubię najbardziej.
Potem jechałem wzdłuż Prosny do Chocza i zmieniłem wreszcie kierunek na zgodny z wiatrem tzn. na zachód. Żerków jest ładnie położony wśród wzgórz. Oferuje ładny kościół i zadbaną zabudowę. Okolice są o tej porze bardzo malownicze, nawet szkaradne wiatraki mogą się podobać.
Moim celem była jednak cenna gotycka świątynia w Nowym Mieście nad Wartą. Udało się - nawiedziłem wnętrze tuż przed wieczorną mszą. Piękne jest tu gwiaździste sklepienie w całości pokryte renesansowymi polichromiami (odkrytymi w 1959 r).
Potem był ekspresowy etap do Śremu, z przerwą na Biedronkę w Książu Wlkp. Trudno uwierzyć, ale to był pierwszy dyskont tej marki na trasie! Wielkopolska stoi Lewiatanem i Sklepem Polskim, które są wszędzie. W Śremie spotkałem pierwszą ścieżkę rowerową, średniej jakości, pierwszy zakaz jazdy rowerem po jezdni. Potem już bez przeszkód po idealnej szosie do Jerki, gdzie zastał mnie zmierzch na 205 kilometrze rowerowej podróży.
Po tradycyjnej przystankowej "kolacji" i przepakowaniu wyruszyłem dalej wspaniałą gładką szosą do Krzywinia, Osiecznej i Leszna. Byłem już tam, ale nocą to co innego.
Nocne Leszno to osobna historia. Wspaniałe ścieżki rowerowe o nienagannym asfalcie pojawiły jeszcze na długo przed miastem. Ja jednak koniecznie chciałem znów odwiedzić sympatyczną leszczyńską starówkę. Uliczki były ładnie oświetlone, ale na rynku ciemno i jakoś smutno.
Pojeździłem sobie plątaniną uliczek i ulic (nabiłem dodatkowe 8 km na liczniku) by wydostać się na drogę nr 12, która poprowadzić mnie miała do województw lubuskiego i dolnośląskiego. Odwiedziłem więc po raz wtóry Wschową na rowerze i byłem po raz pierwszy w najmniejszym mieście woj. lubuskiego, w Szlichtyngowej. Rynek był ładniutki i oświetlony, nie zatrzymałem się jednak - natężenie pijaństwa było na nim niestety zbyt wysokie.
Tuż przed Głogowem zacząłem nieco przysypiać, ale horror remontowo-rondowy w tym jednym z najbrzydszych polskich miast (95% zniszczeń w czasie wojny) -pełnym rozrzuconych chaotycznie bloczków i odbudowanych pseudozabytków - skutecznie mnie obudził. Trafiłem na megarondo Konstytucji 3 Maja, wszędzie pseudościeżki rowerowe, tu i ówdzie zakazy dla rowerów. Dobrze, że było pusto i ciemno bo gdybym musiał się do tych ograniczeń stosować to nigdy bym z tego ohydnego miasta nie wyjechał. Nigdy więcej Głogowa. Objazd remontów był tak poprowadzony i oznaczony, że do końca nie wiedziałem czy jestem na właściwej trasie. Brrr...
Przedświt zastał mnie w Krzydłowicach. Pojawiły się wzniesienia - Wzgórza Dalkowskie. Do punktu docelowego - Ścinawy - nie zdążyłem. Zapętliłem się za bardzo w Lesznie i Głogowie. Trasa wyszła jednak tej samej długości - 313 km. W Rudnej mój rajd się zakończył. Wieś (prawa miejskie utraciła w 1945 r) ma bardzo ładny rynek i typowo miejską zabudowę. Rudna byłaby jednym z ładniejszych miast w Polsce, gdyby tylko była miastem... Oznaczenia były tu jednak beznadziejne. Ledwo zdążyłem na pociąg. Charakterystyczne, że jedyny rozkład z rozpiską który pociąg odjeżdża z którego peronu był umieszczony na peronie 2, a jedyne dojście wiodło przez przejście podziemne obfitujące w schody o wysokich stopniach. Całe szczęście, że miałem zapas czasowy.
Wycieczka zakończyła się tak jak skończyła - o 5:50 wsiadłem w pociąg powrotny (ponad 5 godzin jazdy, 3 przesiadki).
Święto pracy uczciłem jak umiałem najlepiej. Mam nadzieję, że do Głogowa nigdy się już nie zapędzę!
26 nowych gmin, 20 h 55 min. - czas brutto. Z pociągami niemal 30 h. Po 100 km średnia 25.10 km/h, po 205 km (Jerka) średnia 24.62 km/h, czyli nieźle jak na rower ważący 25 kg :) Ciosem dla średniej było kluczenie po brukach starówki Leszna. Poranny kryzys dopadł mnie na ostatnim etapie - za Głogowem.
Kilka fotek:
Pałac w Tłokini Kościelnej
Chocz
Żerków
Krzywiń
Osieczna
Leszno
Wschowa - po raz drugi na rowerze
Rudna - jedna z najładniejszych wsi w Polsce
Szerszy opis wrażeń z bloga "Patriota pejzażu":
Obdzwoniłem 7 schronisk, wszędzie zajęte albo głuchy telefon (co zazwyczaj oznacza to samo). Wielkopolska nie chciała mnie ugościć, przyjechałem zatem nieproszony. Będzie to opowieść o rajdzie przez Wielkopolskę (i nie tylko) dniem i nocą.
Jadę na północ, gminy Klonowa, Czajków i Kraszewice to historyczna domena królewska podlegająca pod starostwo grabowskie. Gleby tu słabe, dominowało kuźnictwo, smolarstwo i bartnictwo a lud tutejszy potrafił wykazywać się hardością (bunty, poselstwa do króla). Rozbiory sprawiły, że ziemie te odcięto od naturalnego centrum w Grabowie (zabór pruski) przyłączając wraz z Kaliszem do Rosji tworząc tym samym dwie Wielkopolski: pruską, kwitnącą gospodarczo i rosyjską klepiącą biedę. Do odzyskania niepodległości kwitnął tu przygraniczny przemyt.
Zrobiło się wzgórzyście i na wskroś wielkopolsko. Pejzaż upstrzony był kominami kotłowni. Wszędzie pełno szklarni. Zabytkowa fabryka sukna w Opatówku była średnio atrakcyjna wizualnie, dużo lepiej wypadł pałac w Tłokini Kościelnej. Takie zaskoczenia lubię najbardziej.
Potem jechałem wzdłuż Prosny do Chocza i zmieniłem wreszcie kierunek na zgodny z wiatrem tzn. na zachód. Żerków jest ładnie położony wśród wzgórz. Oferuje ładny kościół i zadbaną zabudowę. Okolice są o tej porze bardzo malownicze, nawet szkaradne wiatraki mogą się podobać.
Moim celem była jednak cenna gotycka świątynia w Nowym Mieście nad Wartą. Udało się - nawiedziłem wnętrze tuż przed wieczorną mszą. Piękne jest tu gwiaździste sklepienie w całości pokryte renesansowymi polichromiami (odkrytymi w 1959 r).
Po tradycyjnej przystankowej "kolacji" i przepakowaniu wyruszyłem dalej wspaniałą gładką szosą do Krzywinia, Osiecznej i Leszna. Byłem już tam, ale nocą to co innego.
Nocne Leszno to osobna historia. Wspaniałe ścieżki rowerowe o nienagannym asfalcie pojawiły jeszcze na długo przed miastem. Ja jednak koniecznie chciałem znów odwiedzić sympatyczną leszczyńską starówkę. Uliczki były ładnie oświetlone, ale na rynku ciemno i jakoś smutno.
Pojeździłem sobie plątaniną uliczek i ulic (nabiłem dodatkowe 8 km na liczniku) by wydostać się na drogę nr 12, która poprowadzić mnie miała do województw lubuskiego i dolnośląskiego. Odwiedziłem więc po raz wtóry Wschową na rowerze i byłem po raz pierwszy w najmniejszym mieście woj. lubuskiego, w Szlichtyngowej. Rynek był ładniutki i oświetlony, nie zatrzymałem się jednak - natężenie pijaństwa było na nim niestety zbyt wysokie.
Tuż przed Głogowem zacząłem nieco przysypiać, ale horror remontowo-rondowy w tym jednym z najbrzydszych polskich miast (95% zniszczeń w czasie wojny) -pełnym rozrzuconych chaotycznie bloczków i odbudowanych pseudozabytków - skutecznie mnie obudził. Trafiłem na megarondo Konstytucji 3 Maja, wszędzie pseudościeżki rowerowe, tu i ówdzie zakazy dla rowerów. Dobrze, że było pusto i ciemno bo gdybym musiał się do tych ograniczeń stosować to nigdy bym z tego ohydnego miasta nie wyjechał. Nigdy więcej Głogowa. Objazd remontów był tak poprowadzony i oznaczony, że do końca nie wiedziałem czy jestem na właściwej trasie. Brrr...
Przedświt zastał mnie w Krzydłowicach. Pojawiły się wzniesienia - Wzgórza Dalkowskie. Do punktu docelowego - Ścinawy - nie zdążyłem. Zapętliłem się za bardzo w Lesznie i Głogowie. Trasa wyszła jednak tej samej długości - 313 km. W Rudnej mój rajd się zakończył. Wieś (prawa miejskie utraciła w 1945 r) ma bardzo ładny rynek i typowo miejską zabudowę. Rudna byłaby jednym z ładniejszych miast w Polsce, gdyby tylko była miastem... Oznaczenia były tu jednak beznadziejne. Ledwo zdążyłem na pociąg. Charakterystyczne, że jedyny rozkład z rozpiską który pociąg odjeżdża z którego peronu był umieszczony na peronie 2, a jedyne dojście wiodło przez przejście podziemne obfitujące w schody o wysokich stopniach. Całe szczęście, że miałem zapas czasowy.
Wycieczka zakończyła się tak jak skończyła - o 5:50 wsiadłem w pociąg powrotny (ponad 5 godzin jazdy, 3 przesiadki).
Święto pracy uczciłem jak umiałem najlepiej. Mam nadzieję, że do Głogowa nigdy się już nie zapędzę!
Dystans14.02 km Czas00:39 Vśrednia21.57 km/h Podjazdy110 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans22.38 km Czas00:53 Vśrednia25.34 km/h Podjazdy210 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans12.57 km Czas00:36 Vśrednia20.95 km/h Podjazdy 94 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans12.11 km Czas00:36 Vśrednia20.18 km/h Podjazdy 90 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Praca
deszcz w obie strony
Dystans38.62 km Czas01:56 Vśrednia19.98 km/h Podjazdy220 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Po wiosennych parkach
Praca + parki Chorzowa (dendrologiczno-ornitologicznie)
Dystans12.11 km Czas00:36 Vśrednia20.18 km/h Podjazdy 90 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans122.04 km Czas05:35 Vśrednia21.86 km/h VMAX53.00 km/h Podjazdy570 m
Temp.11.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Dystans58.95 km Czas02:27 Vśrednia24.06 km/h VMAX50.20 km/h Podjazdy310 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jaworzno
Chorzów-Katowice-Będzin-Pogoria IV-Maczki-Jaworzno
Dystans102.36 km Czas04:02 Vśrednia25.38 km/h VMAX47.50 km/h Podjazdy630 m
Temp.12.0 °C SprzętFocus Arriba 4.0
Strąków - trening
Długi powrót z pracy do domu: Chorzów-Katowice-Góra św. Doroty-Pogoria III-Pogoria IV-Podwarpie-Przeczyce-Zendek-Strąków-Sączów-Chorzów