Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 1997

Dystans całkowity:93.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:15.50 km
Więcej statystyk
Dystans17.00 km
SprzętUkraina
Zagość

Ten pierwszy raz w Zagości. Z wizytą w sklepie którego dawno już nie ma. Z widokiem na nieopiaskowany kościół. Najbardziej utkwił mi jednak w pamięci drogowskaz "Wiślica 12 km". Ten widok będzie mnie kusił, ale odważę się dopiero za rok...

Inspiracją były wrażenia z pierwszej wycieczki do Zagości, razem z rodzicami. To był jednak wyższy level - samodzielnie.
Dystans17.00 km
SprzętUkraina
Pińczów - góra św. Anny

W pierwszą stronę jechałem zgodnie z przebiegiem szlaku niebieskiego - pieszego. Kilka razy prowadziłem, bo od Zakamienia piach był głęboki. Wracałem już szosą na Pasturkę.
Dystans13.00 km
SprzętWigry 3
Pasturka - Marzęcin

 Bardzo pechowy wypad - ostatni na Wigry 3. Po raz pierwszy odważyłem się wyjechać rowerem na szosę Busko-Pińczów. Ruch był na niej wtedy śmiesznie mały. Po eksploracji zaułków Pasturki (do której dotarłem pierwszy raz w życiu) postanowiłem przyjrzeć się wsi Bogucice-Szosa, bo znałem ją tylko z okien PKS-u. Dalej zaś, po zakupie lodów Koral w budce przy poczcie (gdzie te czasy?), ruszyłem na Bogucice-Starą Wieś. Podkusiło mnie eksplorować dalej i na gruntówce (wówczas) do Marzęcina dopadła mnie burza. Jak to miałem w zwyczaju, zamiast wycofać się brnąłem dalej. Burza co prawda przeszła bokiem, ale rower był tak ubłocony, że kilka razy topiłem go w Strudze przed powrotem do domu. Uniknąłem tym samym kolejnego szlabanu, ale zniechęciłem się na stałe do Wigry 3. 
Z perspektywy czasu ten wypad ma jednak walor romantycznej przygody. Chęć dojechania do tajemniczego Marzęcina była silniejsza od niebezpieczeństwa. Jakieś 5 km na wschód od Marzęcina kończyła się moja ówczesna mapka (Okolice Pińczowa, 1:100 000, typu przewodnikowego, czyli kiepska). Sięgała jednak daleko na pd (po Chroberz i Zagość, oraz rzecz jasna na płn-wsch., w rejon Pińczowa).
Dystans15.00 km
SprzętUkraina
Gacki - Krzyżanowice

Prawdziwy klasyk i zarazem pierwsza taka pętelka w życiu
Dystans21.00 km
SprzętWigry 3
Galów

Po tej wycieczce stwierdzam, że Wigry jest mi już za mały. Gdybym nie wystraszył się groźnych typków spod OSP w Galowie, pewnie dotarłbym do rozjazdu na Szaniec. Co się odwlecze, to nie uciecze - dotrę do Szańca i tak, tydzień później.
Dystans10.00 km
SprzętWigry 3
Nad Nidę

 Dopiero 19 czerwca zakończyłem pobyt w sanatorium-krematorium (jak pieszczotliwie nazywaliśmy sanatorium w Rabce). Piątek 20 czerwca był więc pierwszym w moim życiu dniem rozdania świadectw w podstawówce.... Zgrzytały mi zęby. Najpierw 2 miesiące więzienia w Rabce a potem jeszcze oczekiwanie na wymarzony wyjazd na wieś. Przybyliśmy na wieś z tatą dopiero 21 czerwca (brat z mamą wczasowali sobie już od tygodnia). Byłem tak zdesperowany, że jeszcze tego samego dnia zmusiłem go do przygotowania wsiowego roweru do jazdy. O dziwo, jak nigdy wcześniej, doprowadził rower do użytku już pierwszego dnia pobytu :) Miał chyba poczucie winy za zabranie mi wiosny zesłaniem do Rabki. Poza głodem roweru miałem też najniższe BMI w życiu. W dzieciństwie byłem chudzielcem, ale po Rabce ważyłem 63 kg przy wzroście 182 cm... Codzienny wycisk na basenie w połączeniu z głodowymi porcjami; to musiało się tak skończyć... W Bogucicach czekała na mnie niespodzianka: mam kupiła przewodnik "Ponidzie" i mi go pokazała. To był jej straszliwy błąd. Po kilku latach musiałem go odkupywać, bo nie rozstawałem się z nim nawet na krok. W roli "Biblii" zastąpił mi "Przewodnik do rozpoznawania roślin i zwierząt na wycieczce" wyd. Multico. 
Ta zamiana świętych ksiąg była potwierdzeniem, że ptasznika definitywnie zastąpił pasjonat-rowerzysta. W 1997 roku moje krajoznawcze podboje były jeszcze ograniczone, ale było to efektem krótkiego, ledwie 2-tygodniowego pobytu (rok wcześniej byłem niemal miesiąc). Podobnie jak rok wcześniej dłuższe wypady przedsięwziąłem dopiero po wyjeździe mamy, w pełnej konspiracji przed tatusiem, który miał cały czas na głowie młodszego brata. 

Już przy pierwszym wypadzie ruszyłem w nieznane. Dojechałem do Kowali i szukałem nowej drogi nad Nidę. Tak zawzięcie, że wlazłem w bagno, uwaliłem spodnie i utopiłem tenisówki. Udało mi się wydobyć z błota rower. Dzień później była niedziela i dostałem szlaban do wtorku na rower. Dopiero po rytualnej wizycie na targu w Pińczowie (PKS-em rzecz jasna) odzyskałem swobodę ruchu. Mama była jeszcze przez tydzień i postanowiłem powstrzymać się do jej wyjazdu z ambitniejszymi eksploracjami...