Dystans146.15 km Czas08:22 Vśrednia17.47 km/h Podjazdy487 m
Rumunia 2024, dzień 3: Węgierski marazm

Dzień zaczynam od wypadu na Słowację, na powrót do Chełmca, by zrobić zakupy w tutejszym Lidlu (dzień wcześniej był zamknięty). Mijam więc znowu groźne sylwetki madziarskich monarchów ze św. Istvanem Kiralym na czele. Zmierzam przez skraj południowej Słowacji do Wielkiego Kamieńca, by zobaczyć ruiny tutejszego hradu i przekroczyć ponownie bardzo tutaj umowną madziarską granicę... 

Moim celem jest Karcsa i romański, kalwiński kościółek. Okazuje się zresztą ofiarą brutalnej rekonstrukcji, jak większość węgierskiego romanizmu. Zawracam więc do ładnego kasztelu/zamkopałacu Magocsy we wsi Pacin. Tutaj znajduję wreszcie odpoczynek od coraz silniej palącego słońca. Są ławki, jest cień i święty spokój. Zajadam się owocami tutejszej starej, wielkiej morwy, bardzo brudzą ręce, ale są niebywale soczyste, choć zaskakująco mało słodkie. W przypałacowym parku rosną też potężne brzostownice. Z daleka biorę je zresztą za kolejne morwy i jestem bardzo zawiedziony, bo wszystkie dolne owoce starej morwy zdążyłem w międzyczasie objeść. Postój mi się wydłuża. Przyczynia się do tego sielankowy nastrój, obfitość cienia i fakt, że jestem jedynym bywalcem tego parku. 

Dalsza droga będzie obfitowała w płaskość, upał i pewną monotonię. Umilać mi ją będą widoki pięknie kwitnących albicji, kasztanów jadalnych czy tworzących zarośla przydrożne amorf krzewiastych. Gdzieniegdzie napotkam coraz modniejsze oxytree. Denerwować będzie dynamiczny styl jazdy Węgrów i długie proste odcinki dróg po idealnym płaskim. O samym pejzażu mogę powiedzieć właśnie tylko tyle, że był tak płaski, iż go nie zauważyłem :) No i zabudowa wiosek wskazywała na mocną stagnację. Wyglądały jak zakonserwowane  w końcu lat 90. 

Emocji tego dnia dostarczają mi głównie węgierskie ddr-y. Gdy tylko się pojawiają, sygnalizują je natychmiastowe zakazy jazdy na rowerze po jezdni. W rejonie miasta Mateszalka zetknąłem się ze sporymi połaciami lasów robiniowych. Całkowicie zszokowała mnie jednak droga na odcinku Nyirparasznya - Opalyi. W pewnym momencie się po prostu urwała i musiałem wlec rower po piasku. Był tak głęboki, że ledwo dało się pchać. Coraz częściej widziałem też romskie domostwa, które wyróżniajały się hmmm. estetyką. W ten sposób minęła mi reszta dnia i oczekiwanie zameldowałem się blisko rumuńskiej granicy. Ledwie trzy dni jazdy rowerem z Polski. Przed Tyukod odbiłem z asfaltu w pola kukurydzy i tamże zaległem na nocleg. Nie w samej kukurydzy rzecz jasna, na nieużytku blisko polnej drogi. Po raz pierwszy skorzystałem z kuchenki, bo na poprzednim noclegu uniemożliwiły mi to wściekłe szturmy komarzyc. 


Pacin - kasztel i park z lotu ptaka. Miejsce mojej rozkosznej rekreacji. Zdjęcie kradzione z Wikipedii.

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/49262469

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa onage
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]