Dystans133.11 km Czas07:11 Vśrednia18.53 km/h Podjazdy546 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Tour de Reich 2023, dzień 6: Hesjo, ufam Tobie
Rankiem pierwszym widokiem są psy wyprowadzające psiarzy na spacer. Mój darmowy biwak leży na terenie rekreacyjnym: są węzły sanitarne, boiska, ławki, alejki i akweny. Od rana jest też słońce. Miejscowy z niedowierzaniem obchodzi dwa razy z psem dookoła francuskiego kampera, który wygląda jak zdezelowana Arka Noego, czego tam nie ma... Wspaniała rupieciarnia i symbol różnicy mentalnej między Francuzem a Niemcem. Gdy wracam nad główny bieg Wezery już wiem, że pierwsze dobre wrażenia nie były przypadkowe. Gładka dostojna toń, górzyste stoki opadające do rzeki, asfalt na drodze rowerowej gładki jak czoła fanatyków.
Spotykam chmary rowerzystów, małe dzieci na małych rowerach, ale z sakwami (rzecz jasna małymi). Małe dzieci uwijają się przed furtką z wielkimi miotłami, pouczane przez babcię, że ordnung must sein. Dzieci mają dla mnie promienne uśmiechy, dolina Wezery mnie rozpieszcza. Docieram do ładnego uzdrowiska Bad Karlshafen, nie dotarłem tu rok temu. Jasna, jednolita, XVIII-wieczna zabudowa. Uzdrowisko oświeceniowe. Przeprawiam się na drugi brzeg, tradycyjnie nie za darmo: starszy pan o manierach emerytowanego inżyniera prosi o 1,50 euro. Jestem już w Hesji. Jestem w raju. Rowerzysto, jeśli nie wiesz co robić, jedź do Hesji! Wszystkie znaki już tam są. Nie trzeba tu mapy; oznaczenia są tak precyzyjne i dokładne, że w kluczowych miejscach występują co kilkanaście metrów. Kierunkowskazy uginają się od strzałek. Co za przepych!
W zeszłym roku byłem oczarowany Hesją. Postanowiłem wrócić. W tym roku wyjechałem jeszcze bardziej zachwycony. Nic dwa razy się nie zdarza, chyba że jesteś rowerzystą i trafiasz na heskie autostrady rowerowe. Wtedy zachwyt jest powtarzalny, ja jeszcze trafiłem po raz drugi na najlepszą pogodę w czasie całej wyprawy. Są landy większe, bardziej górzyste, ale przyjaźniejszych rowerzystom nie ma. Ich liebe Hessen. W nastroju zachwytu i euforii osiągam Hannoversch Münden i uznaję je za najpiękniejsze miasto wyprawy ex aequo z Heidelbergiem, a konkurencja była znów pokaźna. Wszędzie wokół rozpościerają się heskie ziemie, ale akurat miasto podlegało Królestwu Hanoweru i dziś należy do Dolnej Saksonii. Dla mnie to jednak kolejne fantastyczne heskie miasto szkatułkowe. Koniec i kropka. Czym bardziej będę zbliżał się do Kassel, tym więcej będzie na ddr kolarzy (już po pracy).
Ten dzień jest w zasadzie nieustającym zachwytem. To rozkoszna rekreacja w najdoskonalszej postaci. Czuję się wręcz nieswojo, żadnych przeciwności, wszystko idzie jak z płatka. Dla równowagi na siłę doszukam się dwóch rzeczy które nie były tego dnia zachwycające. Po pierwsze za późno dojechałem do Kassel i zrezygnowałem z eksploracji parku górskiego Wilhelmshöhe. Dojazd był - jak to w Hesji - znakomicie oznaczony, ale utknąłbym o zmierzchu w dużym mieście, a tego chciałem za wszelką cenę uniknąć. Przekonały mnie do tego sterty wózków sklepowych porzuconych na tureckich przedmieściach Kassel. To ten drugi słaby punkt dnia. Nawet w tym nieprzyjaznym miejscu trasa rowerowa była jednak znakomicie oznaczona.
Gdy wyjeżdżam z Kassel towarzyszy mi smutek, żal mi, że ten dzień już się kończy. Czeka mnie jeszcze meandrowanie wzdłuż Fuldy (Wezera zwie się tu Fuldą), napotykam staruszkę (na oko 90 jak nic) mknącą na wózku elektrycznym po drodze rowerowej i śpiewającą radosne piosenki z młodości (na całe gardło). Gdy piękne heskie słoneczko zacznie gasnąć wyjadę poza opłotki aglomeracji Kassel, ale zamiast zakończyć na planowanym kempingu, zalegnę na nocleg 3 km wcześniej, w pięknych okolicznościach przyrody. Niedaleko drogi rowerowej rzecz jasna. Miejsce było tak ustronne, że nie mogłem się oprzeć. Hesjo, ufam Tobie!
"Przedheska" idylla w dolinie Wezery
Już w Hesji, za Bad Karlshafen. Nad Wezerą rzecz jasna.
Hannoversch Münden. Znów piętrzą się wieki Świętego Cesarstwa. Na tak małe miasta bomb nie marnowano. Dlaczego takich starówek to u nas nie ma nawet w miastach liczących setki tysięcy mieszkańców? Sorry, różnica cywilizacyjna... I jeszcze jedno: wszędzie można jeździć rowerem bez ograniczeń.
Hannoversch Münden. Niemcy też potrafią zaaranżować przestrzeń stylowo.
Hesja - ojczyzna rowerzystów
Kassel - rokokowy pałac Wilhelmsthal w tym mniejszym parku Kassel - Karlsaue - tylko 150 hektarów... :) Heskie standardy.
Niech żyje Elektorat Hesji, Wielkie Księstwo Hesji, Landgrafostwo Hesji, Hesja-Kassel, Hesja-Marburg, Hesja-Darmstadt i wszystkie Hesje tego świata. Dziedzictwo Europy to w pierwszym rzędzie te setki malutkich, de facto niepodległych, państw, które nacjonalizm przeorał i ujednolicił w XIX wieku a które tworzyły niesamowicie różnobarwną mozaikę lokalnych tożsamości.
Trasa:
Höxter - Bad Karlshafen - Hannoversch Münden - Kassel - Guntershausen
https://ridewithgps.com/routes/44277937
Rankiem pierwszym widokiem są psy wyprowadzające psiarzy na spacer. Mój darmowy biwak leży na terenie rekreacyjnym: są węzły sanitarne, boiska, ławki, alejki i akweny. Od rana jest też słońce. Miejscowy z niedowierzaniem obchodzi dwa razy z psem dookoła francuskiego kampera, który wygląda jak zdezelowana Arka Noego, czego tam nie ma... Wspaniała rupieciarnia i symbol różnicy mentalnej między Francuzem a Niemcem. Gdy wracam nad główny bieg Wezery już wiem, że pierwsze dobre wrażenia nie były przypadkowe. Gładka dostojna toń, górzyste stoki opadające do rzeki, asfalt na drodze rowerowej gładki jak czoła fanatyków.
Spotykam chmary rowerzystów, małe dzieci na małych rowerach, ale z sakwami (rzecz jasna małymi). Małe dzieci uwijają się przed furtką z wielkimi miotłami, pouczane przez babcię, że ordnung must sein. Dzieci mają dla mnie promienne uśmiechy, dolina Wezery mnie rozpieszcza. Docieram do ładnego uzdrowiska Bad Karlshafen, nie dotarłem tu rok temu. Jasna, jednolita, XVIII-wieczna zabudowa. Uzdrowisko oświeceniowe. Przeprawiam się na drugi brzeg, tradycyjnie nie za darmo: starszy pan o manierach emerytowanego inżyniera prosi o 1,50 euro. Jestem już w Hesji. Jestem w raju. Rowerzysto, jeśli nie wiesz co robić, jedź do Hesji! Wszystkie znaki już tam są. Nie trzeba tu mapy; oznaczenia są tak precyzyjne i dokładne, że w kluczowych miejscach występują co kilkanaście metrów. Kierunkowskazy uginają się od strzałek. Co za przepych!
W zeszłym roku byłem oczarowany Hesją. Postanowiłem wrócić. W tym roku wyjechałem jeszcze bardziej zachwycony. Nic dwa razy się nie zdarza, chyba że jesteś rowerzystą i trafiasz na heskie autostrady rowerowe. Wtedy zachwyt jest powtarzalny, ja jeszcze trafiłem po raz drugi na najlepszą pogodę w czasie całej wyprawy. Są landy większe, bardziej górzyste, ale przyjaźniejszych rowerzystom nie ma. Ich liebe Hessen. W nastroju zachwytu i euforii osiągam Hannoversch Münden i uznaję je za najpiękniejsze miasto wyprawy ex aequo z Heidelbergiem, a konkurencja była znów pokaźna. Wszędzie wokół rozpościerają się heskie ziemie, ale akurat miasto podlegało Królestwu Hanoweru i dziś należy do Dolnej Saksonii. Dla mnie to jednak kolejne fantastyczne heskie miasto szkatułkowe. Koniec i kropka. Czym bardziej będę zbliżał się do Kassel, tym więcej będzie na ddr kolarzy (już po pracy).
Ten dzień jest w zasadzie nieustającym zachwytem. To rozkoszna rekreacja w najdoskonalszej postaci. Czuję się wręcz nieswojo, żadnych przeciwności, wszystko idzie jak z płatka. Dla równowagi na siłę doszukam się dwóch rzeczy które nie były tego dnia zachwycające. Po pierwsze za późno dojechałem do Kassel i zrezygnowałem z eksploracji parku górskiego Wilhelmshöhe. Dojazd był - jak to w Hesji - znakomicie oznaczony, ale utknąłbym o zmierzchu w dużym mieście, a tego chciałem za wszelką cenę uniknąć. Przekonały mnie do tego sterty wózków sklepowych porzuconych na tureckich przedmieściach Kassel. To ten drugi słaby punkt dnia. Nawet w tym nieprzyjaznym miejscu trasa rowerowa była jednak znakomicie oznaczona.
Gdy wyjeżdżam z Kassel towarzyszy mi smutek, żal mi, że ten dzień już się kończy. Czeka mnie jeszcze meandrowanie wzdłuż Fuldy (Wezera zwie się tu Fuldą), napotykam staruszkę (na oko 90 jak nic) mknącą na wózku elektrycznym po drodze rowerowej i śpiewającą radosne piosenki z młodości (na całe gardło). Gdy piękne heskie słoneczko zacznie gasnąć wyjadę poza opłotki aglomeracji Kassel, ale zamiast zakończyć na planowanym kempingu, zalegnę na nocleg 3 km wcześniej, w pięknych okolicznościach przyrody. Niedaleko drogi rowerowej rzecz jasna. Miejsce było tak ustronne, że nie mogłem się oprzeć. Hesjo, ufam Tobie!
"Przedheska" idylla w dolinie Wezery
Już w Hesji, za Bad Karlshafen. Nad Wezerą rzecz jasna.
Hannoversch Münden. Znów piętrzą się wieki Świętego Cesarstwa. Na tak małe miasta bomb nie marnowano. Dlaczego takich starówek to u nas nie ma nawet w miastach liczących setki tysięcy mieszkańców? Sorry, różnica cywilizacyjna... I jeszcze jedno: wszędzie można jeździć rowerem bez ograniczeń.
Hannoversch Münden. Niemcy też potrafią zaaranżować przestrzeń stylowo.
Hesja - ojczyzna rowerzystów
Kassel - rokokowy pałac Wilhelmsthal w tym mniejszym parku Kassel - Karlsaue - tylko 150 hektarów... :) Heskie standardy.
Niech żyje Elektorat Hesji, Wielkie Księstwo Hesji, Landgrafostwo Hesji, Hesja-Kassel, Hesja-Marburg, Hesja-Darmstadt i wszystkie Hesje tego świata. Dziedzictwo Europy to w pierwszym rzędzie te setki malutkich, de facto niepodległych, państw, które nacjonalizm przeorał i ujednolicił w XIX wieku a które tworzyły niesamowicie różnobarwną mozaikę lokalnych tożsamości.
Trasa:
Höxter - Bad Karlshafen - Hannoversch Münden - Kassel - Guntershausen
https://ridewithgps.com/routes/44277937
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.