Dystans166.13 km Czas08:17 Vśrednia20.06 km/h Podjazdy1414 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Jesienna wyprawka na Mont Blanc
Uwielbiam jeździć po Miechowskiem. Lubię pofalowany pejzaż rolniczy, to mój historyczny plac zabaw. W takiej scenerii odkrywałem świat i zawsze potrafi mnie ten pejzaż zachwycić. O każdej porze roku. Na Jurze za bardzo drażnią mnie nieużytki, w Miechowskiem żyją prawdziwi rolnicy, a ziemia żyje jeszcze bardziej od nich. Nie mam tylko na myśli intensywnego i malowniczego (bo raczej małoobszarowego) rolnictwa, także samą właściwość lessowej i rędzinowej gleby. Każdy większy deszcz zostawia tu ślad w krajobrazie. Tu nie można się nudzić, pejzaż przemieszcza się w czasie. Bo jego niezmienność jest zawsze złudzeniem.
To dlatego znowu to sobie zrobiłem. O świcie było lodowato, mglisto, wilgotno i beznadziejnie. Jak tylko wysunąłem się z pociągu w Wiesiółce oblepiła mnie gęsta, zimna mgła. Ta pięczeć wilgoci towarzyszyła mi przez cała Jurę. Było dzięki temu magicznie i tajemniczo, ale też przygnębiająco. Kolorów na polach jeszcze niemal nie było. Krajobraz rozkwit barwami dopiero u podnóża mojego celu, u stóp Mont Blanc. Epoka Covida sprawiła, że rok temu po raz pierwszy wreszcie dotarłem wiosną do rezerwatu Biała Góra. Było zachwycająco. Odległość od zabudowań, przestrzeń, niepowtarzalny klimat pogranicza lasu, murawy kserotermicznej i pól - wszystko to zapadło mi w pamięć, no i wróciłem. Jesienią.
Tym razem było bardziej nostalgicznie. Przyroda wyraźnie szykowała się do snu zimowego. Panował bezruch i atmosfera schyłku. Znowu jednak czułem się tu wspaniale. Niewiele jest takich miejsc w Polsce. Jednocześnie dużo przestrzeni, atrakcyjnie pejzażowo i mało ludzi. Turystów nie ma tu wcale. Wsie są oddalone. Świat trzyma się na dystans. Są tu nawet świetne miejsca na biwak, poranek wśród ptasich treli musi tu smakować wyśmienicie. Uwielbiam tę atmosferę. Jedynie przejazd przez Miechów wybudził mnie trochę z krainy miechowskich wsi. Po chwili jednak wróciłem w idyllę, czyli jechałem sobie doliną Szreniawy do Wolbromia. Jakże ja lubię tu jeździć!
Jeszcze przed celem, czyli Białą Górą, musiałem zrobić sobie popas. Długo z nim zwlekałem, bo było zimno i chmurno. Gdy już rozsiadłem się na miedzy, mój spokój zmącił miejscowy, dopytując czy nie śmiecę. Rozbawił mnie szczerze. Mentalność ludzi na wsi się nie zmienia. Te porozrzucane na miedzach klozety to z pewnością robota rowerzystów z miasta! Sam tylko po to wyjeżdżam, by upychać klozety w sakwy i czyham by niepostrzeżenie rzucać nimi po miedzach, to oczywiste!
Przez cała trasę towarzyszył mi wiatr na wschód i jazdę pod wiatr odczuwałem dość boleśnie (zimno!), od Miechowa aż do Jaworzna. Zakończę jednak tradycyjną puentą, że było warto, tym bardziej że nie spieszyłem się zbytnio. Chłonąłem ten świat.
Początki chmurne i wilgotne...
Widok jaki ukazał mi się po drugiej strony Góry Janowskiego był tyleż tajemniczy co niezbyt zachęcający...
Atmosfera jesiennego bezruchu
Chciałoby się w Smoleniu wleźć do chaty i ogrzać!
Przejazd doliną Udorki nie dostarczył tylu wrażeń co zwykle.
Ojczyzna przydrożna
Było zimno, chmurno i durno. Zamiast wrzosowisk były jednak pola, także rzecz jasna takie z niezebraną kapustą
Tczyca. kościół dość nowy, ale miejsce bardzo stare
Piękna podstawówka w dworze. Uniejów-Rędziny.
Przestrzeń niw
Krówki też były zziębnięte
Tablice rozkoszy
Marglowa ścieżka - już sama konsystencja obiecuje przygodę
Czyż tu nie jest pięknie na tych czyżniach?
U stóp lasu białogórskiego
Byłem tu wiosną, byłem jesienią
Podleśna Wola
Ten rejon nazywam po prostu Dolinkami Podmiechowskimi, bo niczym tym Podkrakowskim nie ustępują
W stronę Miechowa
U bazyliki miechowskiej też byłem
W dolinie Szreniawy
Tłuste skiby ziemi
Już pod Wolbromiem
Na rynku w Wolbromiu, który szczerze lubię
Z Zarzecza do Kolbarka
Pogranicze, czyli Miechojura :)
Barwy Golczowic
Bolesław
Trasa:
Uwielbiam jeździć po Miechowskiem. Lubię pofalowany pejzaż rolniczy, to mój historyczny plac zabaw. W takiej scenerii odkrywałem świat i zawsze potrafi mnie ten pejzaż zachwycić. O każdej porze roku. Na Jurze za bardzo drażnią mnie nieużytki, w Miechowskiem żyją prawdziwi rolnicy, a ziemia żyje jeszcze bardziej od nich. Nie mam tylko na myśli intensywnego i malowniczego (bo raczej małoobszarowego) rolnictwa, także samą właściwość lessowej i rędzinowej gleby. Każdy większy deszcz zostawia tu ślad w krajobrazie. Tu nie można się nudzić, pejzaż przemieszcza się w czasie. Bo jego niezmienność jest zawsze złudzeniem.
To dlatego znowu to sobie zrobiłem. O świcie było lodowato, mglisto, wilgotno i beznadziejnie. Jak tylko wysunąłem się z pociągu w Wiesiółce oblepiła mnie gęsta, zimna mgła. Ta pięczeć wilgoci towarzyszyła mi przez cała Jurę. Było dzięki temu magicznie i tajemniczo, ale też przygnębiająco. Kolorów na polach jeszcze niemal nie było. Krajobraz rozkwit barwami dopiero u podnóża mojego celu, u stóp Mont Blanc. Epoka Covida sprawiła, że rok temu po raz pierwszy wreszcie dotarłem wiosną do rezerwatu Biała Góra. Było zachwycająco. Odległość od zabudowań, przestrzeń, niepowtarzalny klimat pogranicza lasu, murawy kserotermicznej i pól - wszystko to zapadło mi w pamięć, no i wróciłem. Jesienią.
Tym razem było bardziej nostalgicznie. Przyroda wyraźnie szykowała się do snu zimowego. Panował bezruch i atmosfera schyłku. Znowu jednak czułem się tu wspaniale. Niewiele jest takich miejsc w Polsce. Jednocześnie dużo przestrzeni, atrakcyjnie pejzażowo i mało ludzi. Turystów nie ma tu wcale. Wsie są oddalone. Świat trzyma się na dystans. Są tu nawet świetne miejsca na biwak, poranek wśród ptasich treli musi tu smakować wyśmienicie. Uwielbiam tę atmosferę. Jedynie przejazd przez Miechów wybudził mnie trochę z krainy miechowskich wsi. Po chwili jednak wróciłem w idyllę, czyli jechałem sobie doliną Szreniawy do Wolbromia. Jakże ja lubię tu jeździć!
Jeszcze przed celem, czyli Białą Górą, musiałem zrobić sobie popas. Długo z nim zwlekałem, bo było zimno i chmurno. Gdy już rozsiadłem się na miedzy, mój spokój zmącił miejscowy, dopytując czy nie śmiecę. Rozbawił mnie szczerze. Mentalność ludzi na wsi się nie zmienia. Te porozrzucane na miedzach klozety to z pewnością robota rowerzystów z miasta! Sam tylko po to wyjeżdżam, by upychać klozety w sakwy i czyham by niepostrzeżenie rzucać nimi po miedzach, to oczywiste!
Przez cała trasę towarzyszył mi wiatr na wschód i jazdę pod wiatr odczuwałem dość boleśnie (zimno!), od Miechowa aż do Jaworzna. Zakończę jednak tradycyjną puentą, że było warto, tym bardziej że nie spieszyłem się zbytnio. Chłonąłem ten świat.
Początki chmurne i wilgotne...
Widok jaki ukazał mi się po drugiej strony Góry Janowskiego był tyleż tajemniczy co niezbyt zachęcający...
Atmosfera jesiennego bezruchu
Chciałoby się w Smoleniu wleźć do chaty i ogrzać!
Przejazd doliną Udorki nie dostarczył tylu wrażeń co zwykle.
Ojczyzna przydrożna
Było zimno, chmurno i durno. Zamiast wrzosowisk były jednak pola, także rzecz jasna takie z niezebraną kapustą
Tczyca. kościół dość nowy, ale miejsce bardzo stare
Piękna podstawówka w dworze. Uniejów-Rędziny.
Przestrzeń niw
Krówki też były zziębnięte
Tablice rozkoszy
Marglowa ścieżka - już sama konsystencja obiecuje przygodę
Czyż tu nie jest pięknie na tych czyżniach?
U stóp lasu białogórskiego
Byłem tu wiosną, byłem jesienią
Podleśna Wola
Ten rejon nazywam po prostu Dolinkami Podmiechowskimi, bo niczym tym Podkrakowskim nie ustępują
W stronę Miechowa
U bazyliki miechowskiej też byłem
W dolinie Szreniawy
Tłuste skiby ziemi
Już pod Wolbromiem
Na rynku w Wolbromiu, który szczerze lubię
Z Zarzecza do Kolbarka
Pogranicze, czyli Miechojura :)
Barwy Golczowic
Bolesław
Trasa:
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.