Dystans241.38 km Czas11:02 Vśrednia21.88 km/h VMAX58.23 km/h Podjazdy1513 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Fajna Ryba po ariańsku
Tytuł brzmi nieźle, prawda? To efekt mariażu dwóch pomysłów: dawno planowanego cyklotreku na Fajnej Rybie i lektury książki "Ariańskim szlakiem" Haliny Machul. Sama nazwa Fajna Ryba jest typowym dla XIX wieku przekręceniem lokalnej nazwy przez kartografów. Okolice wzgórza należały wówczas do przedborskiego Żyda o nazwisku Wajnryb. Na pytanie co to za góra, miejscowi odrzekli: Wajnryba. W ten oto sposób z góry Wajnryba zrobiła się Fajna Ryba; przyrządziłem ją więc po ariańsku i skonsumowałem na rowerze. Tyle tytułem wstępu.
Dlaczego po ariańsku? Lektura przewodnika po ariańskich zabytkach uświadomiła mi, że nigdy nie byłem w Gryszczynie, przy tamtejszych tajemniczych ruinach świątyni. Planując trasę odkryłem też, że nie nawiedziłem kopców upamiętniających uczestników bitwy pod Szczekocinami, która rozegrała się pod Wywłą (tak jak bitwa grunwaldzka pod Stębarkiem itd). Miałem więc zarys trasy, wystarczyło ten zarys uzupełnić o szkołę ariańską w Moskorzewie (gdzie byłem tylko raz na rowerze i to krajówką) i zbór ariański w Ludyni (tam też już zajechałem dwukołowcem, ale spiesząc się na pociąg do Włoszczowy nie próbowałem uwiecznić). Pora wczesna, ciemno szybko, pomyślałem więc o wykorzystaniu pociągu PolRegio relacji Łódź - Częstochowa. Przepis był gotowy, trzeba było zabrać się do gotowania.
Lekko wcale nie było: musiałem trzymać tempo a wyruszyłem dość późno. Obawy o przemarznięcie były bezpodstawne: i tak przemarzłem, w letnich butach z siatką -0,4 stopnia to już spora trauma. Lodownia spowodowała, że pierwszy postój zrobiłem dopiero przed Złożeńcem. Niezwykły był jednak zapach mrożonego czosnku niedźwiedziego w Parku Zielona w Dąbrowie. Wiatr był silny i kiedy tylko zamieniał się w boczny lub przeciwny (odcinki krótkie, ale bolesne) to na otwartej przestrzeni było bardzo niefajnie. Bardzo spokojnie jechało mi się natomiast przez Wierzbicę, Dobraków i Otolę - muszę tu jeździć częściej. W Małoszycach zaskoczyła mnie duża liczba drewnianych domów z bali. Zobaczyłem też pierwsze pliszki siwe, a nad Pilicą między Dąbrowicą a Obiechowem było tłumnie od czajek. Dojazd pod ruinki w Gruszczynie wiódł drogą-piaskownicą i tutaj znakomicie zdały egzamin moje tanie opony Schwalbe Land Cruiser. Jeszcze nigdy nie dałem rady przejechać takiego odcinka piachu na trekkingu. Zrobiło to na mnie wrażenie - na maratonkach byłoby prawie 500 metrów prowadzenia roweru... Od Gruszczyna po Przedbórz zmagałem się z silnym, porywistym wiatrem. Dotarłem wtedy do Żeleźnicy, czyli wsi gdzie Kazimierz Wielki połamał nogę uganiając się za jeleniem. Ten incydent przyczynił się do rychłej śmierci króla i zakończenia panowania Piastów na tronie polskim.
Finalnie dotarłem też do stóp mego celu - Fajnej Ryby. Na podejściu z Gór Suchych podejście bardzo strome (ok. 50% nachylenia), ale krótkie. Na grzbiecie okazało się, że idealna ścieżka, niemal droga gruntowa, pokryta igliwiem. Gdybym wiedział (spodziewałem się piachu) - wjechałbym rowerem. Zaliczyłem jednak cyklotrek. Po powrocie na rower i wizycie w przedborskiej Biedronce musiałem dalej zmagać się z przeciwnym wiatrem. Byłem jednak spokojny - miałem spory zapas czasu do pociągu. Nigdy jednak nie należy lekceważyć przeciwnika. Z własnej winy pogubiłem się więc i odkryłem to we wsi Ochotnik. Trochę trwało zanim złapałem orientację, chwilę potem zaczęło kropić i znów straciłem sporo czasu na przebieranki przystankowe. Zamiast spokojnej jazdy miałem więc nerwową końcówkę i na stację w Gorzkowicach przybyłem zaledwie 12 minut przed pociągiem. W Zawierciu dowiedziałem się, że pociąg pojedzie przez Sosnowiec Pd z powodu samobójcy na torach, ale uprzątnięto zwłoki na czas i jechaliśmy standardowo przez Sikorkę, Ząbkowice i Będzin Miasto. Ot, życie. Uczciłem 11 rocznicę katastrofy smoleńskiej, ale chodziło mi o uczczenie 500. rocznicy frajerskiej śmierci Ferdynanda Magellana. Rocznica przypadała 7 kwietnia, ale mogłem ją uświetnić jedynie z opóźnieniem. Pociąg - na szczęście - przyjechał do Chorzowa zgodnie z rozkładem.
Gruszczyn - ruiny świątyni, niegdyś ariańskiej
Żeleźnica, zwana kiedyś Żelaznymi Drogami (pewnie od rudy żelaza) - tu połamał nogę i złapał gangrenę Kazimierz III Wielki...
Stromę podejście na Fajna Rybkę
Przedbórz widziany z Korytna
Więcej zdjęć tutaj: Galeria rajdu
Trasa:
Tytuł brzmi nieźle, prawda? To efekt mariażu dwóch pomysłów: dawno planowanego cyklotreku na Fajnej Rybie i lektury książki "Ariańskim szlakiem" Haliny Machul. Sama nazwa Fajna Ryba jest typowym dla XIX wieku przekręceniem lokalnej nazwy przez kartografów. Okolice wzgórza należały wówczas do przedborskiego Żyda o nazwisku Wajnryb. Na pytanie co to za góra, miejscowi odrzekli: Wajnryba. W ten oto sposób z góry Wajnryba zrobiła się Fajna Ryba; przyrządziłem ją więc po ariańsku i skonsumowałem na rowerze. Tyle tytułem wstępu.
Dlaczego po ariańsku? Lektura przewodnika po ariańskich zabytkach uświadomiła mi, że nigdy nie byłem w Gryszczynie, przy tamtejszych tajemniczych ruinach świątyni. Planując trasę odkryłem też, że nie nawiedziłem kopców upamiętniających uczestników bitwy pod Szczekocinami, która rozegrała się pod Wywłą (tak jak bitwa grunwaldzka pod Stębarkiem itd). Miałem więc zarys trasy, wystarczyło ten zarys uzupełnić o szkołę ariańską w Moskorzewie (gdzie byłem tylko raz na rowerze i to krajówką) i zbór ariański w Ludyni (tam też już zajechałem dwukołowcem, ale spiesząc się na pociąg do Włoszczowy nie próbowałem uwiecznić). Pora wczesna, ciemno szybko, pomyślałem więc o wykorzystaniu pociągu PolRegio relacji Łódź - Częstochowa. Przepis był gotowy, trzeba było zabrać się do gotowania.
Lekko wcale nie było: musiałem trzymać tempo a wyruszyłem dość późno. Obawy o przemarznięcie były bezpodstawne: i tak przemarzłem, w letnich butach z siatką -0,4 stopnia to już spora trauma. Lodownia spowodowała, że pierwszy postój zrobiłem dopiero przed Złożeńcem. Niezwykły był jednak zapach mrożonego czosnku niedźwiedziego w Parku Zielona w Dąbrowie. Wiatr był silny i kiedy tylko zamieniał się w boczny lub przeciwny (odcinki krótkie, ale bolesne) to na otwartej przestrzeni było bardzo niefajnie. Bardzo spokojnie jechało mi się natomiast przez Wierzbicę, Dobraków i Otolę - muszę tu jeździć częściej. W Małoszycach zaskoczyła mnie duża liczba drewnianych domów z bali. Zobaczyłem też pierwsze pliszki siwe, a nad Pilicą między Dąbrowicą a Obiechowem było tłumnie od czajek. Dojazd pod ruinki w Gruszczynie wiódł drogą-piaskownicą i tutaj znakomicie zdały egzamin moje tanie opony Schwalbe Land Cruiser. Jeszcze nigdy nie dałem rady przejechać takiego odcinka piachu na trekkingu. Zrobiło to na mnie wrażenie - na maratonkach byłoby prawie 500 metrów prowadzenia roweru... Od Gruszczyna po Przedbórz zmagałem się z silnym, porywistym wiatrem. Dotarłem wtedy do Żeleźnicy, czyli wsi gdzie Kazimierz Wielki połamał nogę uganiając się za jeleniem. Ten incydent przyczynił się do rychłej śmierci króla i zakończenia panowania Piastów na tronie polskim.
Finalnie dotarłem też do stóp mego celu - Fajnej Ryby. Na podejściu z Gór Suchych podejście bardzo strome (ok. 50% nachylenia), ale krótkie. Na grzbiecie okazało się, że idealna ścieżka, niemal droga gruntowa, pokryta igliwiem. Gdybym wiedział (spodziewałem się piachu) - wjechałbym rowerem. Zaliczyłem jednak cyklotrek. Po powrocie na rower i wizycie w przedborskiej Biedronce musiałem dalej zmagać się z przeciwnym wiatrem. Byłem jednak spokojny - miałem spory zapas czasu do pociągu. Nigdy jednak nie należy lekceważyć przeciwnika. Z własnej winy pogubiłem się więc i odkryłem to we wsi Ochotnik. Trochę trwało zanim złapałem orientację, chwilę potem zaczęło kropić i znów straciłem sporo czasu na przebieranki przystankowe. Zamiast spokojnej jazdy miałem więc nerwową końcówkę i na stację w Gorzkowicach przybyłem zaledwie 12 minut przed pociągiem. W Zawierciu dowiedziałem się, że pociąg pojedzie przez Sosnowiec Pd z powodu samobójcy na torach, ale uprzątnięto zwłoki na czas i jechaliśmy standardowo przez Sikorkę, Ząbkowice i Będzin Miasto. Ot, życie. Uczciłem 11 rocznicę katastrofy smoleńskiej, ale chodziło mi o uczczenie 500. rocznicy frajerskiej śmierci Ferdynanda Magellana. Rocznica przypadała 7 kwietnia, ale mogłem ją uświetnić jedynie z opóźnieniem. Pociąg - na szczęście - przyjechał do Chorzowa zgodnie z rozkładem.
Gruszczyn - ruiny świątyni, niegdyś ariańskiej
Żeleźnica, zwana kiedyś Żelaznymi Drogami (pewnie od rudy żelaza) - tu połamał nogę i złapał gangrenę Kazimierz III Wielki...
Stromę podejście na Fajna Rybkę
Przedbórz widziany z Korytna
Więcej zdjęć tutaj: Galeria rajdu
Trasa:
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.