Dystans220.25 km Czas12:11 Vśrednia18.08 km/h VMAX55.86 km/h Podjazdy2056 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Słowacja, dzień 2: Cargo-expressem spod Lewoczy do Królika
Wstałem o świcie, by nasycić się rosą i spektakularnym widokiem na Lewoczę, aż wreszcie zziębnięty i ubrany w cały wieziony zestaw odzieżowy wyruszyłem dalej. Moja łąka noclegowa zachwycała bogactwem ziół i bujnością szaty roślinnej, ale o tej porze rosa skutecznie tłumiła radość z wyboru miejscówki i utrudniała poranne harce.
Gdy opuściłem zbocza Gór Lewockich i zbliżyłem się do Spiskiego Hradu, wpadłem w pułapkę mgieł. Były bardzo gęste. Nie dość że przemoczyły mnie doszczętnie to jeszcze ograniczyły widoczność do 20-30 metrów. Na szczęście ruch samochodowy na osiemnastce o tej porze zwyczajnie nie istniał. Musiałem jednak stawać i tak - górska mgła to potężny przeciwnik, a mgła spiska w niczym nie ustępuje orawskiej :)
Podjazd na przełęcz Branisko pozwolił mi się zacnie rozgrzać, ale dał o sobie znać głód i wilgoć. By się całkiem nie ukisić zdejmowałem kolejne partie ubrań, aż w końcu przesadziłem i musiałem ponownie się ubierać. Droga była dalej totalnie pusta. Otworzył mi się też cudowny widok na ów Spiski Hrad, którego "z dołu" nie byłem w stanie dostrzec. Zastoisko mgły było tak gęste, że sylweta ruin błyszczała nad nim jak spodek UFO. Za przełęczą opuściły mnie wilgoć i ziąb, pojawiło się silne sierpniowe słońce i szybko zwalczało chłody poranka. O 9 rano było już bardzo ciepło, co zapowiadało upalny ciąg dalszy.
Gdy triumfalnie wjechałem do Preszowa, miasto było już rozbudzone i tętniło sobotnim gwarem. Jedynie na filigranowej starówce panowało jeszcze rozleniwienie. W rosnącej temperaturze, bez wymaganego kasku, ruszyłem wzwyż, bo celem był przejazd przez Góry Slańskie. Podjazd chwilami miał zacne nachylenia, w dodatku na wąskiej drodze malowali pasy i porozstawiali na środku pachołki, co uniemożliwiało kierowcom wymijanie mnie i musiałem co chwilę stawać na poboczu, by nie blokować ruchu... Taki to był już podjazd - upalny i przerywany. Trasa w zasadzie okrążała masyw Simonki - najwyższego wierchu Gór Slańskich. Ja dodatkowo uzupełniłem jej przebieg wybierając trawers lokalną drogą do Zamutowa. W pewnym momencie skończył się nawet asfalt i jechałem po otoczakach lub gruntówce. Na szczęście nawierzchnia zepsuła się dopiero tuż przed wsią. Na całym odcinku trawersu nie minął mnie żaden samochód - potem odkryłem dlaczego: droga była przegrodzona szlabanem z logo "Slovenskich Lesov". Ten odcinek miał jedną zaletę - przebiegał w cieniu. Dalej czekała mnie znowu przeprawa na słońcu.
Gdy zjechałem na wypłaszczenie przed Vranowem musiałem walczyć z przeciwnym wiatrem. Straciłem też szansę na podjechanie pociągiem z Humennego do Medzilaborców. Nie dałem rady nadrobić godziny opóźnienia. Zmierzch zapadał stopniowo, ścigałem się z przeznaczeniem mijając kolejne rusińskie wioski z drewnianymi domami i grupami Cyganów drepczących po drodze rodzinnymi klanami. Zrobiło się bardzo wschodnio, tajemniczo i nieco niebezpiecznie. Zrobiło się też całkiem ciemno i zaczęły opadać mgły. W takiej scenerii dojechałem wzdłuż biegu Laborca do Medzilaborców. Tam zaś trwała cepelia dożynkowa. Hałas, tłumy Romów i Rusinów, plakaty Warhola na przystankach. Minąłem ten cały rozgardiasz mocno zaskoczony. Zwróciłem uwagę na Muzeum Andy'ego Warhola i dobrze podświetloną cerkiew oraz skręciłem z ulgą na Czertiżne, w stronę granicy z Polską.
Ten ostatni odcinek trasy na Słowacji dostarczył mi sporo wrażeń, ale dopiero w samej końcówce. Towarzyszył mi bowiem w Czertyżnym ciekawski lis dokonujący obchodu śmietników a sam podjazd na przełęcz Beskid szybko zamienił się w niewygodną górską szutrówkę, którą musiałem pokonywać w niepokojącej samotności i w nieprzeniknionej ciemności. Zjazd nie zaliczał się do komfortowych, przez chwilę chciałem nawet zanocować w turystycznym schronie na obszarze dawnej wsi Czeremcha. Po pokonaniu brodu na potoku fatalną pełną wyboi i dziur drogą dowlokłem się do Jaślisk i wciąż rozglądając się za miejscem na nocleg przejechałem przeł. Szklarską i dotarłem aż do Królika Wołoskiego. Namiot rozbiłem nieopodal XVIII w. Necowej Kaplicy. Miejsce było prawie tak spokojne i malownicze jak pierwszy nocleg, ten ponad Lewoczą. Kładłem się spać już po północy a wstać musiałem szybko, bo zbliżał się potężny deszczowy front a ostatni pociąg do Rzeszowa umykał po 9 (zamierzałem do niego wsiąść w Strzyżowie lub liczyć, że front się opóźni.
Góry Slańskie z drogi na Preszów (nr 18), czyli widoki z Szarysza
Na początek dnia widok na Lewoczę
W drodze na przełęcz Branisko
Spiski Zamek w oparach mgły
Straż w Górach Czerchowskich
Wrzeciono rynku w Preszowie - czyli na starówce 3. pod względem wielkości miasta Słowacji
Wysokiej klasy ołtarz w konkatedrze (z wbudowanym ołtarzem gotyckim) - trwały chrzciny
Zalew Kokoszowce. Pomagałem Słowakowi w walce z awarią
Złota kopalnia, czyli podjazd w upale przez Góry Slańskie
Trawers Dubnika w kierunku wsi Zamutów
Vranov nad Topľou, czyli w Zemplinie
Pogórze Ondawskie
Przedpola Humennego, czyli w krainie Rusinów
Późne lato wśród grekokatolików
Centrum Humennego
W drodze na Medzilaborce
Ostatnie miasto na Słowacji
Po zjeździe z przełęczy Beskid nad Czeremchą
Jaśliska - dawniej polska wyspa w morzu Łemków
trasa:
https://ridewithgps.com/routes/33899055
Wstałem o świcie, by nasycić się rosą i spektakularnym widokiem na Lewoczę, aż wreszcie zziębnięty i ubrany w cały wieziony zestaw odzieżowy wyruszyłem dalej. Moja łąka noclegowa zachwycała bogactwem ziół i bujnością szaty roślinnej, ale o tej porze rosa skutecznie tłumiła radość z wyboru miejscówki i utrudniała poranne harce.
Gdy opuściłem zbocza Gór Lewockich i zbliżyłem się do Spiskiego Hradu, wpadłem w pułapkę mgieł. Były bardzo gęste. Nie dość że przemoczyły mnie doszczętnie to jeszcze ograniczyły widoczność do 20-30 metrów. Na szczęście ruch samochodowy na osiemnastce o tej porze zwyczajnie nie istniał. Musiałem jednak stawać i tak - górska mgła to potężny przeciwnik, a mgła spiska w niczym nie ustępuje orawskiej :)
Podjazd na przełęcz Branisko pozwolił mi się zacnie rozgrzać, ale dał o sobie znać głód i wilgoć. By się całkiem nie ukisić zdejmowałem kolejne partie ubrań, aż w końcu przesadziłem i musiałem ponownie się ubierać. Droga była dalej totalnie pusta. Otworzył mi się też cudowny widok na ów Spiski Hrad, którego "z dołu" nie byłem w stanie dostrzec. Zastoisko mgły było tak gęste, że sylweta ruin błyszczała nad nim jak spodek UFO. Za przełęczą opuściły mnie wilgoć i ziąb, pojawiło się silne sierpniowe słońce i szybko zwalczało chłody poranka. O 9 rano było już bardzo ciepło, co zapowiadało upalny ciąg dalszy.
Gdy triumfalnie wjechałem do Preszowa, miasto było już rozbudzone i tętniło sobotnim gwarem. Jedynie na filigranowej starówce panowało jeszcze rozleniwienie. W rosnącej temperaturze, bez wymaganego kasku, ruszyłem wzwyż, bo celem był przejazd przez Góry Slańskie. Podjazd chwilami miał zacne nachylenia, w dodatku na wąskiej drodze malowali pasy i porozstawiali na środku pachołki, co uniemożliwiało kierowcom wymijanie mnie i musiałem co chwilę stawać na poboczu, by nie blokować ruchu... Taki to był już podjazd - upalny i przerywany. Trasa w zasadzie okrążała masyw Simonki - najwyższego wierchu Gór Slańskich. Ja dodatkowo uzupełniłem jej przebieg wybierając trawers lokalną drogą do Zamutowa. W pewnym momencie skończył się nawet asfalt i jechałem po otoczakach lub gruntówce. Na szczęście nawierzchnia zepsuła się dopiero tuż przed wsią. Na całym odcinku trawersu nie minął mnie żaden samochód - potem odkryłem dlaczego: droga była przegrodzona szlabanem z logo "Slovenskich Lesov". Ten odcinek miał jedną zaletę - przebiegał w cieniu. Dalej czekała mnie znowu przeprawa na słońcu.
Gdy zjechałem na wypłaszczenie przed Vranowem musiałem walczyć z przeciwnym wiatrem. Straciłem też szansę na podjechanie pociągiem z Humennego do Medzilaborców. Nie dałem rady nadrobić godziny opóźnienia. Zmierzch zapadał stopniowo, ścigałem się z przeznaczeniem mijając kolejne rusińskie wioski z drewnianymi domami i grupami Cyganów drepczących po drodze rodzinnymi klanami. Zrobiło się bardzo wschodnio, tajemniczo i nieco niebezpiecznie. Zrobiło się też całkiem ciemno i zaczęły opadać mgły. W takiej scenerii dojechałem wzdłuż biegu Laborca do Medzilaborców. Tam zaś trwała cepelia dożynkowa. Hałas, tłumy Romów i Rusinów, plakaty Warhola na przystankach. Minąłem ten cały rozgardiasz mocno zaskoczony. Zwróciłem uwagę na Muzeum Andy'ego Warhola i dobrze podświetloną cerkiew oraz skręciłem z ulgą na Czertiżne, w stronę granicy z Polską.
Ten ostatni odcinek trasy na Słowacji dostarczył mi sporo wrażeń, ale dopiero w samej końcówce. Towarzyszył mi bowiem w Czertyżnym ciekawski lis dokonujący obchodu śmietników a sam podjazd na przełęcz Beskid szybko zamienił się w niewygodną górską szutrówkę, którą musiałem pokonywać w niepokojącej samotności i w nieprzeniknionej ciemności. Zjazd nie zaliczał się do komfortowych, przez chwilę chciałem nawet zanocować w turystycznym schronie na obszarze dawnej wsi Czeremcha. Po pokonaniu brodu na potoku fatalną pełną wyboi i dziur drogą dowlokłem się do Jaślisk i wciąż rozglądając się za miejscem na nocleg przejechałem przeł. Szklarską i dotarłem aż do Królika Wołoskiego. Namiot rozbiłem nieopodal XVIII w. Necowej Kaplicy. Miejsce było prawie tak spokojne i malownicze jak pierwszy nocleg, ten ponad Lewoczą. Kładłem się spać już po północy a wstać musiałem szybko, bo zbliżał się potężny deszczowy front a ostatni pociąg do Rzeszowa umykał po 9 (zamierzałem do niego wsiąść w Strzyżowie lub liczyć, że front się opóźni.
Góry Slańskie z drogi na Preszów (nr 18), czyli widoki z Szarysza
Na początek dnia widok na Lewoczę
W drodze na przełęcz Branisko
Spiski Zamek w oparach mgły
Straż w Górach Czerchowskich
Wrzeciono rynku w Preszowie - czyli na starówce 3. pod względem wielkości miasta Słowacji
Wysokiej klasy ołtarz w konkatedrze (z wbudowanym ołtarzem gotyckim) - trwały chrzciny
Zalew Kokoszowce. Pomagałem Słowakowi w walce z awarią
Złota kopalnia, czyli podjazd w upale przez Góry Slańskie
Trawers Dubnika w kierunku wsi Zamutów
Vranov nad Topľou, czyli w Zemplinie
Pogórze Ondawskie
Przedpola Humennego, czyli w krainie Rusinów
Późne lato wśród grekokatolików
Centrum Humennego
W drodze na Medzilaborce
Ostatnie miasto na Słowacji
Po zjeździe z przełęczy Beskid nad Czeremchą
Jaśliska - dawniej polska wyspa w morzu Łemków
trasa:
https://ridewithgps.com/routes/33899055
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.