Dystans206.67 km Czas09:45 Vśrednia21.20 km/h VMAX45.46 km/h Podjazdy1262 m
SprzętFocus Arriba 4.0
Grocholub, czyli pożegnanie z wiosennymi planami
W powietrzu wyczuwało się atmosferę schyłku. Fin de siècle!
Na krajowych drogach (94 i 40) towarzyszyła mi zaskakująca cisza oraz kwitnące mirabelki i forsycje. Spotkałem sporo radiowozów, ale starałem się wyglądać na kogoś kto jedzie po bułki, dzielni "strusze prafa" nie dostali zaś jeszcze wytycznych by ścigać wszystkich rowerzystów...
To był tez pierwszy raz od dawna, że na malowniczej drodze nr 40 widziałem coś więcej niż mgłę i mijające mnie samochody...
Przed Łąkami Kozielskimi, na rozgrzanej już miedzy, u stóp bombardującej mnie przejrzałymi kotkami iwy rozsiadłem się do śniadania. Dochodziły tu radosne ćwierknięcia wróbli i szczebiot szpaków. Przebiegały sarenki i wiecznie zdziwione bażanty.
Potem była znowu proza jazdy: obrzydliwe trakty pieszo-rowerowe w gminie Zdzieszowice. Przejazd przez Krapkowice... gdy już szykowałem się do powrotu na łono natury, tuż nad Osobłogą usłyszałem odgłos strzału. Nie dobiegał ze Smoleńska, tylko z roweru... Strzeliła linka przedniej przerzutki. Cudownie! Niemal dokładnie w połowie trasy, w sobotnie południe... Poszukałem przeto kawałka gałęzi i z tym kijaszkiem wbitym pod prowadnicę łańcucha jechałem odtąd wyłącznie na środkowym blacie. Skończyło się rumakowanie!
Jeszcze mi się nie zdarzyło by jedno pechowe wydarzenie nie przyciągnęło kolejnego. Intuicja mnie nie zawiodła, za Koźlem rozbolał mnie straszliwie brzuch i chwile potem byłem już w parterze. Biegunka zaatakowała jeszcze cztery razy, rekordu wiec nie pobiłem, ale od Koźla do domu widziałem drogę oczyma potrzebującego, tj. wyszukującego potencjalnych, ustronnych miejsc nadających się do defekacji. W najgorszych momentach zwalniałem niemal do zera z bólu, rozglądając się rozpaczliwie za jakakolwiek osłoną od strony drogi...
Zanim moja trasa zamieniła się w walkę z fizjologią i uczuleniem na nie wiem jakie pokarmy (i nie dowiem się szybko - koronawirus!), przeżywałem ostatnie miłe chwile - najpierw chillout płytówki do Brożca, potem radość, że zawitałem w miejsce gdzie jeszcze nie byłem. Cudne było też drugie i ostanie miejsce rozkosznej konsumpcji, czyli kapliczka ku czci ofiar Wielkiej Wojny między Dobieszowicami i Pokrzywnicą. Posadowiona była na widokowym wzgórzu, otoczona akacjami. Było cudownie - niestety po raz ostatni na tej trasie...
By zakończyć właściwie, czyli boleśnie, ostatni raz złapało mnie w Chudowie. Tym razem nie zdążyłem, kręciło się tu wielu miłośników wieczorno-nocnych spacerów, jak zwykłe rozpanoszyło się także zastoisko chłodu... O tym już nie napiszę, wystarczy.
Na Rokitnicę!
Zawada
Droga nr 40, czyli wyjątkowo bez smrodu z rur wydechowych i mgły
Forsycja zdzieszowicka
Byłżech na rajzie u swoich :)
Stara lubaszka u stóp Krapkowic
Planty krapkowickie
Solidna niemiecka robota, czyli płyty, a przy drodze dowody, że nie było tu Hołowczyca...
Rokokowe wnętrze kościoła w Brożcu
Grocholubskie poczucie humoru
Ostatni raz w raju, prawie w rodzinnych stronach pradziadka. Königin des Himmels, bitte für uns!
Alt Cosel
Na wybetonowanym rynku w Koźlu, sporo się tu zmieniło...
Powrót przez Odrę na prawy brzeg
Rudy
Pilchowice - matecznik Szczepana Twardocha
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32223254
Galeria: Grocholub
W powietrzu wyczuwało się atmosferę schyłku. Fin de siècle!
Na krajowych drogach (94 i 40) towarzyszyła mi zaskakująca cisza oraz kwitnące mirabelki i forsycje. Spotkałem sporo radiowozów, ale starałem się wyglądać na kogoś kto jedzie po bułki, dzielni "strusze prafa" nie dostali zaś jeszcze wytycznych by ścigać wszystkich rowerzystów...
To był tez pierwszy raz od dawna, że na malowniczej drodze nr 40 widziałem coś więcej niż mgłę i mijające mnie samochody...
Przed Łąkami Kozielskimi, na rozgrzanej już miedzy, u stóp bombardującej mnie przejrzałymi kotkami iwy rozsiadłem się do śniadania. Dochodziły tu radosne ćwierknięcia wróbli i szczebiot szpaków. Przebiegały sarenki i wiecznie zdziwione bażanty.
Potem była znowu proza jazdy: obrzydliwe trakty pieszo-rowerowe w gminie Zdzieszowice. Przejazd przez Krapkowice... gdy już szykowałem się do powrotu na łono natury, tuż nad Osobłogą usłyszałem odgłos strzału. Nie dobiegał ze Smoleńska, tylko z roweru... Strzeliła linka przedniej przerzutki. Cudownie! Niemal dokładnie w połowie trasy, w sobotnie południe... Poszukałem przeto kawałka gałęzi i z tym kijaszkiem wbitym pod prowadnicę łańcucha jechałem odtąd wyłącznie na środkowym blacie. Skończyło się rumakowanie!
Jeszcze mi się nie zdarzyło by jedno pechowe wydarzenie nie przyciągnęło kolejnego. Intuicja mnie nie zawiodła, za Koźlem rozbolał mnie straszliwie brzuch i chwile potem byłem już w parterze. Biegunka zaatakowała jeszcze cztery razy, rekordu wiec nie pobiłem, ale od Koźla do domu widziałem drogę oczyma potrzebującego, tj. wyszukującego potencjalnych, ustronnych miejsc nadających się do defekacji. W najgorszych momentach zwalniałem niemal do zera z bólu, rozglądając się rozpaczliwie za jakakolwiek osłoną od strony drogi...
Zanim moja trasa zamieniła się w walkę z fizjologią i uczuleniem na nie wiem jakie pokarmy (i nie dowiem się szybko - koronawirus!), przeżywałem ostatnie miłe chwile - najpierw chillout płytówki do Brożca, potem radość, że zawitałem w miejsce gdzie jeszcze nie byłem. Cudne było też drugie i ostanie miejsce rozkosznej konsumpcji, czyli kapliczka ku czci ofiar Wielkiej Wojny między Dobieszowicami i Pokrzywnicą. Posadowiona była na widokowym wzgórzu, otoczona akacjami. Było cudownie - niestety po raz ostatni na tej trasie...
By zakończyć właściwie, czyli boleśnie, ostatni raz złapało mnie w Chudowie. Tym razem nie zdążyłem, kręciło się tu wielu miłośników wieczorno-nocnych spacerów, jak zwykłe rozpanoszyło się także zastoisko chłodu... O tym już nie napiszę, wystarczy.
Na Rokitnicę!
Zawada
Droga nr 40, czyli wyjątkowo bez smrodu z rur wydechowych i mgły
Forsycja zdzieszowicka
Byłżech na rajzie u swoich :)
Stara lubaszka u stóp Krapkowic
Planty krapkowickie
Solidna niemiecka robota, czyli płyty, a przy drodze dowody, że nie było tu Hołowczyca...
Rokokowe wnętrze kościoła w Brożcu
Grocholubskie poczucie humoru
Ostatni raz w raju, prawie w rodzinnych stronach pradziadka. Königin des Himmels, bitte für uns!
Alt Cosel
Na wybetonowanym rynku w Koźlu, sporo się tu zmieniło...
Powrót przez Odrę na prawy brzeg
Rudy
Pilchowice - matecznik Szczepana Twardocha
Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32223254
Galeria: Grocholub
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.