Dystans241.03 km Czas11:11 Vśrednia21.55 km/h VMAX57.49 km/h Podjazdy1653 m
Audiencja u króla Jagiełły
Kategoria >200 km

  Na początku był wschód, znaczy wschód słońca, ale też jazda na wschód, bo jak wiadomo musi tam być cywilizacja. Ponadto był mróz, jak to na wschodzie, ten wtorkowy był miłosierny, sięgał ledwie -1,8. Zaczęły mi marznąć palce u stóp, odzianych w wysokie buty, dopiero wtedy zerknąłem na termometr. Na trawie było miejscami sporo szronu. W tej mroźnej scenerii, pod zamkiem, w królewskim mieście Będzinie, usłyszałem pierwszy raz w roku pierwiosnki. Cilp-calp-celp, cilp-calp-celp. Dotąd zwyczajowo po raz pierwszy w roku słyszałem ową melodię przejeżdżając przez park do pracy. Dużo się zmieniło. Nie jeżdżę przez park do pracy – koronawirus.

 Gnałem ile sił, spieszyłem się bowiem na audiencję u króla. Król zaś - jak wynika pośrednio ze źródeł - wczesnym popołudniem opuszczał Miechów, udając się do znienawidzonego Krakowa. Działo się to 17 marca 1420 roku, dokładnie 600 lat wcześniej, Jagiełło dopuszczał jednak poddanych przed swoje oblicze. Zatrzymał się bowiem w Miechowie na dwa dni. Osobiście sprawował sądy i przyjmował skargi, rozstrzygał spory. Był królem bliskim ludziom, wielkim fanem przyrody i niezmordowanym podróżnikiem. Gdyby w XV w. istniał rower, Jagiełło z pewnością byłby rowerzystą. Tego samego dnia gdy król przebywał jeszcze w Miechowie, 17 marca 1420 r., we Wrocławiu, cesarz ogłosił krucjatę przeciw husytom. Ciekawe, kiedy te wieści dotarły do Jagiełły?

W Błędowie mnie i mojego rączego rumaka atakował - małopolskim zwyczajem - zajadle kundel. Przestraszył go dopiero jadący, pusty autobus. Aż dotąd sięga bowiem potęga ZTM-u. Zanim rozgrzał mnie podjazd w Chechle, naoglądałem się lodu na kałużach a termometr wciąż pokazywał ujemną temperaturę. Na popas stanąłem dopiero w Gołczowicach (dziś Golczowicach), kolejnej królewskiej miejscowości, 600 lat temu dzierżawionej przez Melsztyńskich. Tutejszy psiak był z kolei przyjaznym wędrowniczkiem i bardziej nęciła go pobliska Przemsza niż moje śniadanie. Rzadko robię tu przerwę, bo ławki wystawione są na bezlitosne słońce, tym razem była to jednak zaleta. Mogłem się wygrzać.

Podjazd przez starą wieś Kolbark, poza tym że ponownie mnie rozgrzał, wzbudził też współczucie dla jej niegdysiejszych (tych sprzed 600 lat) mieszkańców. Włościanie z dóbr klasztornych mieli dużo gorzej niż ci z królewszczyzn. Gdybym jechał tędy 600 lat temu, z każdą następną wsią spotykałbym smutniejszych mieszkańców. Od królewskich, sytych Gołczowic, przez niewielki szlachecki Cieślin, po klasztorne Kolbark i Zarzecze. Wszystkie te wsie już wtedy istniały, podobnie jak mój kolejny cel – Wolbrom. Kolejne miasto królewskie minąłem jednak tylko przelotem, kierując się w dolinę Szreniawy.

Tutaj na pierwszy plan wysunęła się przyroda. Suche pola, nadzwyczaj przejrzysta w górnym biegu Szreniawa, zapach pulsującej ciepłem gleby i donośne śpiewy zięb oraz drozdów. Jadąc przez ten sielski pagórkowaty pejzaż zastanawiałem się dlaczego Ziemia Miechowska nie była u nas opiewana jak Ukraina? To przecież odwieczny spichlerz Ziemi Krakowskiej. Z opłotków tej ziemi wywodzi się też Mikołaj Rej. Sam Miechów, który 600 lat temu był nieistotnym klasztornym miasteczkiem (mniej znaczącym niż dzisiaj) zaskoczył mnie nagromadzeniem ludzi. Istne mrowisko!

- Co tak dużo ludzi o tej porze, targ macie? – zapytałem lokalsa
- Panie, nic z tych rzeczy, koronawirus!
- ?
- Darmowy parking na rynku zrobili…
Kurtyna.

Gdy opuściłem miechowskie mrowisko ogarnęła mnie ponownie błogość tutejszego krajobrazu. Może ta cała pandemia uwydatni co jest naprawdę ważne? Na przykład, że rolnik jest cenniejszy dla społeczeństwa od piłkarza, a lekarz od celebryty… Tu wszędzie pola, w dodatku obsiane lub zaorane. Ziemia niezła. Jest nawet trochę gazu. W dzień św. Patryka dotarłem zatem po odpust wiosenny do polskiej Jerozolimy (Grób Pański w miechowskiej bazylice), naoglądałem się zieloności oziminy i gdy z radością konstatowałem dobrą dyspozycję, wtenczas właśnie poczułem ziemski magnetyzm. To znaczy opona przybliżyła się niepokojąco do asfaltu i odkryłem, że przedziurawiłem dętkę. Miałem się pozbyć tej opony już w lutym, ale tradycyjnie odłożyłem to na później.

Romantyzm drogi zawiera jednak w sobie walkę z awarią. Moją nagrodą była obserwacja mezaliansu. Wiedzcie zatem, że w bardzo stereotypowym miejscu, w obudowie lampy, rodzinne gniazdko wili sobie pan mazurek i pani wróblowa. Czytałem o tym kilka razy, że nawet potomstwo z tego bywa, ale po raz pierwszy taki skandal obyczajowy widziałem na własne oczy. Będą święcickie bastardy - wróblomazurki. Wszystko działo się pod murami budynku OSP Święcice, czyli niemal po bożemu. W widocznym stąd sklepie na skrzyżowaniu, a w zasadzie u podnóża tegoż sklepu opalała się grupa lokalnych koneserów piwa. Integrowali się z koronawirusem. Pani wróblowa integrująca się z panem mazurkiem to przy tym pikuś.

Gdy usunąłem awarię ruszyłem dalej. Tym razem już pod wiatr, co było o tyle bolesne, że wiatr się wzmógł. Był na tyle dokuczliwy, że zagłuszał mi śpiewy skowronków. Ciekawe co zagłusza sumienie III RP jeśli idzie o stan pałacu w Książu. Trzy lata temu myślałem, że to stan przejściowy. Nic się jednak nie zmieniło – pałac rozpada się na naszych oczach. Otoczony jest taśmą ostrzegawczą i drewnianymi „zaporami”. Wszystko razem wygląda jak poniemieckie zamczysko na pocz. lat 90. Jest o tyle zdumiewające, że pałac ten należał do idola Piłsudskiego – Aleksandra hrabiego Wielopolskiego margrabiego Gonzagi Myszkowskiego. Niby rządzi neosanacja, Sulejówek dopieszczony, ale margrabia Wielopolski przewraca się w potrójnej trumnie w Młodzawach…

Po uspokajającej wizycie w Delikatesach Centrum (panie w rękawiczkach, klienci zachowywali odstęp) wyruszyłem dalej, prosto w czeluść Śródziemia. Rejon Kozłowa, Mstyczowa i cały obszar Międzymierzawia (jak nazywam obszar w widłach Mierzawy i krajowej siódemki) przypomina krainę umarłych. Dużo tu pustostanów i ruin gospodarstw. Wszyscy tu poumierali albo wyjechali do Krakowa (lub jeszcze dalej, wiadomo). Na płotach dumnie wiszą banery „Duda – mój prezydent”. Ci co zostali albo zainwestowali w rolnictwo (sporo tu wielkich gospodarstw, jak nie w Krakowskiem), albo wegetują na KRUS-ie i ich obejścia wyglądają jak skansen wsi polskiej z pocz. lat 90.

Od Książa po Pilicę toczę nierówne zmagania z wiatrem. Na polach wre praca, na dobrych tutejszych drogach tradycyjnie pusto. Zazwyczaj dobrze mi się tędy wraca, ale tym razem wiatr przeszkadza kontemplować tutejszą pustkę. Na odcinku Pilica – Ogrodzieniec muszę pokonać Jurę i wystawić się na przeciwny wiatr. Ten jednak – zgodnie z prognozą – słabnie i od Ogrodzieńca nareszcie przestaję wytracać średnią. Zmierzch dopada mnie za Łazami, przed Chruszczobrodem. Przed Rokitnem porusza mnie widok wiatrołomów, las jest miejscami zmasakrowany, jak po przejściu trąby powietrznej. Nad Pogorią (Kużnicą Warężyńską) zastaję już ciemność z wąską zorzą po zachodzie słońca. W Grodźcu przejeżdżam obok grupy jabolowej, jakieś 8-10 osób integruje się z koronawirusem, a sam Grodziec wita mnie duszącym smrodem z kopciuchów. Przed 21 docieram do domu.

Rajd był bardzo udany i zapewnił mi cały wachlarz wrażeń. Uczciłem jednym rajdem dwie 600. rocznice oraz siedemdziesiątnicę (70 trasa między 200 a 299 km na bikestats), odbywając jednocześnie pielgrzymkę do polskiej Jerozolimy i to jeszcze w dniu św. Patryka. Prawdziwa kumulacja! Do tej pory nie zdarzyło mi się jednak ruszać o tej porze roku, o świcie, w środku tygodnia, w Miechowskie. To jedna z nielicznych zalet stanu zagrożenia epidemicznego. Kto wie, czy takie rajdy Jagiełłowskie nie staną się jedyną treścią tego sezonu... Król dużo jeździł po Polsce (najwięcej z naszych władców), może by tak kiedyś ruszyć jego trasami? 

Galeria:

Tuż po wschodzie, na wschodzie, czyli nad Pogorią

Błędów

Przemsza w Golczowicach. Kocham te strony. 

W dolinie Szreniawy nadzwyczaj sucho

Urokiem doliny Szreniawy są przewyższenia i różnorodność wrażeń. Trasę jaką kiedyś tędy jechałem - aż do ujścia - wciąż miło wspominam. Wyżyna Miechowska jest piękna i bardzo niedoceniana turystycznie.

Miechowski rynek. Jagiełło był tu 14 razy, ja z pewnością więcej... 

W drodze na Kalinę, czyli przez kolejną cudną dolinę

Ruina pałacu w Książu. Sylwetka pałaco-zamku inspirowała kiedyś Piłsudskiego, o czym pisał w "Moich pierwszych bojach". Dlaczego ten ładny obiekt z potencjałem (położenie przy krajowej 7) niszczeje???

Międzymierzawie - zabudowa

Pilica - jakże bliska Jagielle

W drodze na Ogrodzieniec (rejon Kocikowej)

Spóźniony zachód nad Pogorią (w sumie Kuźnicą), czyli zamknięcie klamry.

Trasa:
https://ridewithgps.com/routes/32164580

Galeria: 
Galeria z rajdu


Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa adkok
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]