Dzień 34: Sztormowa pułapka

Dzień którego nie było. Przydarzyło mi się już coś podobnego w Alpach Sarntalskich, w 2016 r. Wtedy lało 26 godzin z rzędu, a temperatura w kilkadziesiąt godzin spadła z 35 do 2 stopni (w ciągu dnia)…
Tym razem temperaturowo było dużo rozsądniej. Zbierało się od dawna, dzień wcześniej lało już w górach, ja zdołałem opóźnić zetknięcie z monsunem zjeżdżając z gór. Sęk w tym, że nad jeziorem Maggiore znalazłem się w pułapce. Wycofywanie się stąd na południe nie miało sensu – Nizina Padańska mnie nie interesowała. Jazda na północ, wzdłuż brzegów jeziora, narażała mnie z kolei na większą gwałtowność żywiołu. No i w perspektywie była ściana Alp, bo jakoś z kantonu Ticino trzeba się wydostać, a droga na północ wiedzie przez główną grań Alp…

Zdecydowałem się monitorować prognozy i rzeczywistość oraz nie ruszać dopóki żywioł nie wytraci impetu. Czekała mnie sztormowa rozpacz. Przeżywałem na własnej skórze utknięcie w Porcie św. Juliana, które niemal zniweczyło wyprawę Magellana.
Padać zaczęło gdy rozbijałem namiot, prawdziwy potop nastąpił jednak dopiero o drugiej w nocy. Wtedy wybudziła mnie strużka wody zalewająca śpiwór. Do trzeciej w nocy ratowałem dobytek przed zalaniem oraz konstruowałem z worków, kamieni, gałęzi i reklamówek dodatkową warstwę ochronną zalegającą nad tropikiem. Kluczowym miejscem było skrzyżowanie pałąków. Udało mi się je skutecznie zabezpieczyć. Po tych przeżyciach skasowałem budzik, wiedziałem że nie ma sensu zrywać się skoro świt, tak szybko ten potop nie ustąpi.

Pesymizm był uzasadniony. Zaczęły mi się kończyć zapasy wody. Znalazłem na to prostą radę: zbierałem do bidonu wodę z tropiku, filtrowałem przez filtr do wody i dodatkowo gotowałem. Dodatkowe zapasy wody okazały się niezbędne, bo wywróciłem sobie menażkę z pulpą. Całe szczęście, że wystawiłem ją poza sypialnię. Wczesnym popołudniem wróciła całkiem przyjemna temperatura, były 23 stopnie – w sam raz na kąpiel. Skorzystałem więc z naturalnego prysznica, umyłem się „od stóp do głów”. Odkryłem przy okazji, że namoknięte kasztanowe łupiny nieźle masują stopy i izolują od gruntu. Około 17. sznury wody przeszły w mżawkę. Wykonałem nawet rekonesans, który wykazał pełne zachmurzenie, ale już bez tych głębokich, niepokojących odcieni. Zdecydowałem się jednak spędzić w tym samym miejscu drugą noc. To był jedyny taki przypadek w trakcie wyprawy - dwa noclegi w jednym miejscu. To był mój Port św. Juliana.


[Rekonstrukcja okrętu "Victoria" w Porcie św. Juliana - zdjęcie ilustracyjne]

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ykowi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]